Adam Strug
śpiewak, instrumentalista, etnomuzykolog, poeta. Wraz z zespołem Monodia Polska wykonuje dawne polskie pieśni religijne i świeckie w wariantach melodycznych zebranych w Łomżyńskiem i na Kurpiach Zielonych. We współpracy z zespołem Kwadrofonik wydał „Requiem ludowe” (2015), płytę z pieśniami żałobnymi pochodzącymi ze Śpiewnika Pelplińskiego z 1871 roku. Ma na koncie dwie płyty autorskie („Adieu”, 2012; „Mysz”, 2015). Wraz ze Stanisławem Soyką nagrał album zawierający muzyczne interpretacje wierszy Bolesława Leśmiana („Strug. Leśmian. Soyka”, 2014) .
Od jak dawna czytasz Leśmiana?
Pod jego wpływem miałem coś na kształt pierwszej literackiej iluminacji. To był zimowy wieczór, miałem 11 lat, znalazłem w domu licealny podręcznik do polskiego mojej matki, w którym była „Urszula Kochanowska” i w trakcie lektury tego wiersza coś mnie dotknęło. Zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z czymś szczególnym, ze specjalnym rodzajem mowy, języka. Następnego dnia poszedłem do szkoły i patrzyłem na rówieśników, zastanawiając się, czy coś wiedzą, czy to jest ich doświadczenie. Ale okazało się, że jestem w tym osamotniony. Pewne przygotowanie miałem już wtedy, bo obcując od dziecka z muzyką tradycyjną, przede wszystkim nabożną, miałem do czynienia z literaturą barokową. Oczywiście tych zależności wówczas nie dostrzegałem. Ale tak to pamiętam – jakby mnie piorun strzelił. Skłonność ku literaturze miałem więc dosyć wcześnie, nie wiem z czego to się brało. Tak po prostu było i tyle.
Pojawiło się w tym samym czasie, co zainteresowanie muzyką?
Z muzyką było jeszcze inaczej, bo muzyka tradycyjna na tyle zawładnęła moją wyobraźnią muzyczną, że gdy koledzy zakładali kapele rockowe, to było mi z nimi nie po drodze. Moja edukacja muzyczna zdarzyła się mimowolnie – ojciec zapisał mnie do szkoły muzycznej, gdy miałem sześć lat. Po prostu zaprowadził mnie za rączkę do szkoły i koniec. Można powiedzieć, że
i w muzyce, i w poezji zacząłem partycypować bardzo wcześnie. Ale też bardzo intuicyjnie, nie było w tym żadnego przygotowania, żadnego planu. Nie wiedziałem, co z tego wyniknie, ale przejmowało mnie to do żywego.
Żadnego mistrza, który wskazywał lektury, nie miałeś?
Chociaż mam wdzięczność i szacunek do moich polonistek, to chyba jednak nie, jestem samoukiem w tej dziedzinie. Nie spotkałem nigdy nikogo takiego, kto by mnie nakierowywał na jakieś literackie tropy, podsuwał odpowiednie książki. Na pewno nauczycielską funkcję pełnił Program II Polskiego Radia, w którym zawsze się dużo mówiło o literaturze. Tak, wdzięczność należy się Dwójce.
A kiedy połączyłeś to z układaniem piosenek? Już wtedy był Leśmian?
W wieku czternastu lat. Co prawda, pierwsze piosenki robiłem do Gałczyńskiego i Tuwima, ale właściwie chwilę później pojawił się Leśmian.
Który wiersz był pierwszy?
Jeżeli dobrze sobie przypominam to „Strój”. „Miała w sadzie strój bogaty / malowany w różne światy” – to chyba od tego się zaczęło. Ten utwór nigdy potem nie został nagrany, to była taka młodzieńcza impresja, składająca się tylko z tego dwuwersu obszernego w końcu wiersza. W tej chwili, po tych trzydziestu latach, moich leśmianów jest około pięćdziesięciu, z czego publikacji doczekało się około dwudziestu.
To nie tylko wydana w 2014 roku płyta „Strug. Leśmian. Soyka”, bo na wszystkich twoich płytach autorskich utwory do Leśmiana się pojawiają.
Tak jest. Mam jeszcze w zanadrzu jego długie ballady, które trwają po kilkanaście minut i nie wiem, jak to fonograficznie ugryźć. Być może pójdzie to w stronę Teatru Polskiego Radia – zobaczymy.
Jak muzyk interpretuje tekst poetycki?
Mam nadzieję, że nie interpretuje tekstu poetyckiego jak muzyk, tylko jak czytelnik, jak każdy czytelnik w miarę rozgarnięty.
Ale patrzysz na suchy tekst i co?
Patrzę na suchy tekst, czytam te wiersze prawie nieustannie, mam je zawsze przy sobie.
Na głos?
Na głos. Czasami mimowolnie pojawia się melodia. Budzę się rano z frazą muzyczną i pierwsze teksty, do których sięgam, to wiersze Leśmiana. Czytając, staram się rozumieć, skupić się od razu na tym, o czym jest mowa w wierszu. I poezja, i muzyka cierpią dzisiaj na tym, że traktuje się je jako funkcje emocji, a to są dyscypliny wysoce intelektualne. Syntetyzujące. Czy moja percepcja Leśmiana jest szczególna? Wątpię. To bardzo bliski mi poeta ze względu na to, co porusza – nieustannie pojawia się u niego kwestia transcendentna, w specyficzny sposób połączona z erotyką. To jak Leśmian płynnie przechodzi z jednego tematu w drugi – z erotyku w osobliwy traktat teologiczny – najbardziej mnie u niego fascynuje. Z drugiej strony im więcej go czytam, im więcej wiem o nim samym, tym więcej myślę o tym, jaki to był jednak straszny człowiek. Potwór, UFO…
U Leśmiana nieustannie pojawia się kwestia transcendentna, w specyficzny sposób połączona z erotyką. To jak płynnie przechodzi z jednego tematu w drugi – z erotyku w osobliwy traktat teologiczny – najbardziej mnie u niego fascynuje.
Czytasz jakieś teksty wokół Leśmiana poza jego poezją?
Tak, dzięki moim przyjaciołom leśmianologom dowiaduję się o różnych perełkach. Jeden z nich dotarł do wypowiedzi pań, które pracowały wraz z Leśmianem w notariatach w Hrubieszowie i w Zamościu. Zapamiętałem zdanie: „Proszę pana, to był straszny człowiek! Pracował z nami przez dwa lata, a nie zapamiętał imienia żadnej z nas”. Dziwak…
Mały…
To, że on mały, to na mnie akurat nie działa. Ciekawią mnie natomiast kwestie finansowe. To, że był taką – jak mówiła moja babcia – nieudaczą. Kompletny nieudacza finansowy. Wchodził do tego notariatu, wyjmował pieniądze jak swoje (a była to spora gotówka, bo cała kasa ordynacji Zamojskich przechodziła przez notariat, w którym był zatrudniony). Jego podwładny, pozorując włamanie, zgarnął z kasy 20 tys. złotych i uciekł – może rzeczywiście, jak twierdzą biografiści, został wrobiony, ale nie wierzę, żeby się do tego walnie nie przyczynił. Zamościa zresztą nienawidził, jeździł dorożką do pracy przez rynek, chociaż miał niedaleko. Każdy kto zna topografię tego miasta wie, że to kompletny nonsens! Zbytek i afront wobec sąsiadów. Albo ta sytuacja, kiedy dostaje od żony klejnoty rodowe, które ma spieniężyć na długi, a on oddaje to kochance…
Twoje zainteresowanie Leśmianem łączy się z zainteresowaniem kulturą ludową?
W pewien sposób tak, chociaż stosunek Leśmiana do ludowości jest nieoczywisty – na pewno nie był chłopomanem. Zajmując się pieśniami ludowymi widzę tu oczywiście zależności. W obrazowaniu, we frazie. Jeżeli podłożymy jego ballady pod trzynastozgłoskowe barokowe pieśni zegarowe, to rytm idealnie się pokrywa. Zresztą niezależnie z czym on się utożsamiał, z czym się identyfikował, z jakim żywiołem, to niewątpliwie i w Iłży, i w Hrubieszowie, i w Zamościu był otoczony śpiewem tradycyjnym. Nie sposób było się z tym nie spotkać. To było w sąsiedztwie, to było na ulicy. Ten niezreformowany katolicyzm międzywojenny jest niezwykle wybujały, także jeśli chodzi o formy muzyczne. Cały rok liturgiczny był śpiewany. Święta i uroczystości poprzedzały dziewięciodniowe śpiewane nowenny, a każde święto zamykało się ośmiodniową oktawą. Obrzędy pogrzebowe odbywały się w domu, a potem z trumną na ramionach i śpiewem na ustach maszerowano uliczkami miast. Ta muzyka po prostu była wszędzie.
Śmiercie chodziły po ulicy.
Efekt tego wczesnego obcowania z tradycyjną obrzędowością jest taki, że Leśmian do ludowego katolicyzmu odnosi się nieustannie, ale poprzez negację. Jego percepcja bóstwa jest, delikatnie mówiąc, cokolwiek nierzymskokatolicka.
„Trzeba mi grodzić sad, trzeba mi zboże młócić, przyszedłem na ten świat i nie chcę go porzucić” – zamiast chrześcijańskiego nakazu porzucenia dóbr doczesności, jest tu coś właściwie przeciwnego. Leśmian chce się zanurzyć w świat.
Być może – mimo że jego rodzina dokonała konwersji na katolicyzm – sytuowałby się filozoficznie bardziej w orbicie judaistycznej. Kwestia życia wiecznego w judaizmie to przecież dopiero Księgi Machabejskie, wcześniej tego pojęcia nie było. W Psalmie 88 znajdujemy pytanie, jak sądzę, bardzo leśmianowskie:
Czy dla cieniów czynisz cuda?
Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?
Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce,
a w Szeolu o Twojej wierności?
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?
Podobnie w Psalmie 113 w przekładzie Franciszka Karpińskiego. U Leśmiana rzeczywiście jest przede wszystkim doczesność, to co po niej to są jakieś echa, jakieś senne zderzenia.
Z perspektywy człowieka niewierzącego, wątpiącego Leśmian buduje transcendencję, boskość. Czy ty, zajmując się religijną muzyką tradycyjną, masz podobnie? Nie chcę cię pytać o kwestie wiary, ale też wykorzystujesz te pieśni…
Rzeczywiście zachodzi pewne podobieństwo, pewna zależność. Światopoglądowo jestem chodzącą wątpliwością, pieśniami tradycyjnymi zajmuję się, także w ich wymiarze religijnym, ponieważ jest to piękno obok którego trudno przejść obojętnie. Często przez to ląduję na jakichś bardzo poważnych, dużych oficjałkach, ale taka praca.
Wracając do Leśmiana: jego pełna eschatologicznego żaru niewiara, niewiara która – to chyba Trznadel tak to sformułował – ma napięcie religijne, to jest to co mnie w nim najbardziej porusza. Może nawet bardziej niż kwestia erotyczna.
Pamiętasz wiersz „Dzień skrzydlaty”?
Nie mówiłaś nic do mnie, lecz odgadłem twe słowa.
A on — zjawił się nagle… Zaszumiała dąbrowa.
Taki — drobny i nikły… I miał — ciernie na skroni.
I uklękliśmy razem — w pierwszej z brzegu ustroni
To jest sytuacja każdego, kto doświadczył katolicyzmu integralnego w rodzinie, w społeczności. „Cierniem ukoronowany” cały czas wraca, nawet w chwili uniesienia miłosnego. Jest to swego rodzaju niewola. Jak zwykle teologia leśmianowska jest przewrotna, bo on temu cierniem ukoronowanemu odejmuje sankcję boską – „Zrozumieliśmy wszystko! — I że właśnie tak trzeba! / I że można — bez szczęścia… I że można — bez nieba…”. Wykonując ten utwór, robię taki zabieg, że śpiewam jakoby do mężczyzny. Zmieniam to świadomie, żeby chodziło raczej o naszą sytuację egzystencjalną niż o kwestię damsko-męską. Zdarza mi się Leśmiana fastrygować, zmieniać. Myślę, że się na mnie nie pogniewa.
Rytm, muzyczność, śpiewność – to bardzo istotne kategorie w kontekście tej poezji. Czy to cię pociąga jako muzyka? Widzisz pewne podobieństwa w robocie muzycznej i poetyckiej?
Rytm Leśmiana to chyba nie do końca rytm muzyczny, chodzi raczej o rytmizowaną frazę poetycką. Któryś z domowników Leśmiana mówił o tym, że on chodził po mieszkaniu i we własnym, niezrozumiałym, sobie tylko znanym języku mówił całe frazy. I dopiero z nich wyprowadzał wiersz.
W eseju „Rytm jako światopogląd” pisał, że „słowa za pomocą rytmu odzyskują harmonię naruszoną, raj utracony, w którym każde porównanie, każda przenośnia przypomina im o tajemnej łącznicy, o odwiecznym pokrewieństwie, o dziwnej – pomimo różnic – tożsamości”.
To, co tutaj cytujesz spuściłbym raczej na karb – proszę wybaczyć – młodopolskiego, spirytualistycznego gadania. Leśmian jest przecież nieodrodnym dzieckiem swojego czasu, ze spirytualizmem, nawet z chiromancją, astrologią, wszystkimi tymi dziwactwami. Odwołuje się do takich pojęć jak bezczas, bezlas, można powiedzieć: bezsens. Coś funkcjonuje, coś jest, ale właściwie poza kształtem, poza kształtem znanym. Ale to są pojęcia tak mgliste, że trudno mi się do tego odnosić.
Któryś z domowników Leśmiana mówił o tym, że on chodził po mieszkaniu i we własnym, niezrozumiałym, sobie tylko znanym języku mówił całe frazy. I dopiero z nich wyprowadzał wiersz.
Leśmian jest rzeczywiście bardzo muzyczny. Myślę, że bardzo chciał, żeby już za życia wykorzystywano jego teksty do śpiewania, co wiązałoby się z tantiemami. Nikt z jemu współczesnych nie wykorzystał jego poezji w tym celu, a bardzo szkoda, bo to są gotowe teksty piosenek. Dopiero po wojnie zaczęto tworzyć muzykę do tych wierszy, a teraz mamy w tzw. poezji śpiewanej właściwie nadreprezentację Leśmiana.
Co sądzisz o tym gatunku?
Sam termin, samo określenie, jest mi niemiłe. Po pierwsze: co śpiewać, jeśli nie wiersze? Po drugie: jeśli tekst piosenki nie jest wierszem to zawsze źle świadczy o tekście. Poezja śpiewana to polska przypadłość. Chyba, że za przedstawicieli gatunku uznamy Brassensa, Wysockiego, Okudżawę. Ale to były raczej dzieła autorskie, autorskie kreacje. A u nas – Jacek Kaczmarski. Zjawisko raczej socjologiczne niż muzyczne. Jeśli chodzi o sztukę wokalną – proszę wybaczyć – kuriozum. I to, że na scenie muzycznej przez dziesięciolecia funkcjonuje jako istotna figura jest miarą naszej muzycznej bryndzy.
Z polskim środowiskiem poezji śpiewanej zetknąłem się po raz pierwszy w wieku szesnastu lat. Układałem piosenki do wierszy, pojechałem zweryfikować to do ich Mekki, czyli na Olsztyńskie Spotkania „Śpiewajmy Poezję”, i zgarnąłem nagrody, które były do zgarnięcia. To, co mnie bardzo zdziwiło to jednowymiarowość warstwy muzycznej – dominuje gitara, zdarza się fortepian.
Jak oceniłbyś ich umiejętności wokalne?
Trudno mi powiedzieć – niemal wszyscy wykonawcy sprawiali tam wrażenie klonów bóstw środowiskowych. Demarczyk, Grechuta, Kaczmarski, Skaldowie.
Po tym moim młodzieńczym występie w Olsztynie nie widziałem się z nimi przez długi czas i spotkałem ich dopiero po trzydziestu latach, przy okazji pierwszej mojej płyty autorskiej. Myśmy przez ten czas z przyjaciółmi wykonali gigantyczną podróż muzyczną, w tym etnomuzykologiczną. Szukaliśmy w rozmaitych nurtach – muzyki tradycyjnej, muzyki Bliskiego i Środkowego Wschodu, minimalizmu amerykańskiego – dotknęliśmy bardzo wielu muzycznych rejestrów.
A oni z gitarką?
Tak jak ich zostawiłem, tak ich zastałem. Nie zmieniło się absolutnie nic. Jeżeli ktoś na warsztat muzyczny bierze niemuzyczne wiersze współczesne albo wiersze o zawiłej wersyfikacji, to tego nie da się słuchać. Tak czy siak, miłośnicy poezji śpiewanej mają swoje imprezy do dnia dzisiejszego i nie bez kozery nigdy mnie nie wzywają. Nie ma mnie tam i prawdopodobnie mnie tam nie będzie, także za sprawą takich wywiadów jak ten.
Jeżeli ktoś na warsztat muzyczny bierze niemuzyczne wiersze współczesne albo wiersze o zawiłej wersyfikacji, to tego nie da się słuchać.
Senat odrzucił kandydaturę Bolesława Leśmiana na jednego z patronów 2017 roku. Autor „Napoju cienistego” przegrał z Matką Boską Częstochowską. Ostatnio ze struktur radiowej Dwójki zostało wykluczone Radiowe Centrum Kultury Ludowej. Co sądzisz o tej decyzjach?
To, że Rok Leśmiana przepadł to w moim odczuciu błąd rządzących. Te decyzje wpisują się, jak sądzę, w pewien szerszy kontekst. PiS buduje szeroki front społeczny, obejmujący kibiców, disco-polo itp. i okazuje się, że inteligenckie gadanie, które nie ma przełożenia na masy, na wyborców, okazuje się być czymś nieistotnym, dodatkiem, fanaberią. To oczywiście błąd, bo jeśli jest coś istotnego w życiu narodów i państw, to właśnie to elitarne, inteligenckie gadanie, z którego z czasem wyłania się geniusz komunikatywny i zrozumiały dla wszystkich, konstytutywny dla współczesnej polszczyzny, nadający sens życiu zbiorowemu. Pomijanie tego, co – moim zdaniem – najistotniejsze w kulturze polskiej, tego co się wykluwa w poetyckich kazamatach, wśród ludzi, którzy nie są w głównym nurcie, odbić się może czkawką. Rzeczywiście jesteśmy zalani mnóstwem obrazów, komunikatów i nie ma – za sprawą powszechnych braków w wykształceniu – możliwości destylowania tego, co rzeczywiście istotne. Uważam, że obecna polityka kulturalna jest polityką błędną. Zastrzegam jednocześnie, że błędem jest okładanie tej władzy kijem. Sądzę, że trzeba z tymi ludźmi rozmawiać, zamiast tworzyć wykluczające getta. Przy użyciu języka wykluczającego, stygmatyzującego, niemożliwa jest jakakolwiek rozmowa. Błędne i bardzo dla polskiej kultury szkodliwe jest finansowanie przez Ministerstwo Kultury śpiewających kołchozów w rodzaju „Mazowsza” i „Śląska”. W tym kontekście także brak merytorycznego nadzoru ze strony ministerstwa nad publicznymi mediami skutkuje spuszczeniem z łańcucha disco-polo i turbulencjami w radiowej Dwójce. Marginalizowanie muzyki tradycyjnej w sytuacji, gdy praktycznie nie ma jej w mediach, jest skandalem. To nie są intelektualne fanaberie. To klejnot rodowy. To przedmiot fascynacji wszystkich naszych literackich i muzycznych geniuszów.
Myślisz, że z Leśmianem to była pomyłka?
Zdecydowanie pomyłka. Zupełnie nieprzemyślane – trzeba było dać i Matkę Boską, i Leśmiana, i nie byłoby zgrzytu. Tam w kwestiach kultury panuje chaos. Potwierdzeniem może być fakt, że dwaj najwięksi, współcześni znawcy Leśmiana – Jacek Trznadel i Jarosław Marek Rymkiewicz – popierają PiS. A jednak nie dopilnowali tego. Siedzą pewnie w wieży z kości słoniowej i nie przejmują się rzeczami tego świata. A trzeba było tego akurat przypilnować. Tak jak trzeba się teraz ująć za Dwójką i Radiowym Centrum Kultury Ludowej.
Adam Strug
śpiewak, instrumentalista, etnomuzykolog, poeta. Wraz z zespołem Monodia Polska wykonuje dawne polskie pieśni religijne i świeckie w wariantach melodycznych zebranych w Łomżyńskiem i na Kurpiach Zielonych. We współpracy z zespołem Kwadrofonik wydał „Requiem ludowe” (2015), płytę z pieśniami żałobnymi pochodzącymi ze Śpiewnika Pelplińskiego z 1871 roku. Ma na koncie dwie płyty autorskie („Adieu”, 2012; „Mysz”, 2015). Wraz ze Stanisławem Soyką nagrał album zawierający muzyczne interpretacje wierszy Bolesława Leśmiana („Strug. Leśmian. Soyka”, 2014) .
ur. 1994, student Wydziału Polonistyki UW. Publikował m.in. w "Twórczości", "Tygodniku Powszechnym" i "Ha!arcie". Mieszka w Pruszkowie. W "Małym Formacie" pisze i redaguje.