Witold Gombrowicz
Gdybym, nie daj Boże, przeistoczył się na chwilę w zgorzkniałego krytyka z predylekcją do archiwizacji i ferowania niepodważalnych wyroków, powiedziałbym, że ostatnie miesiące nie są szczególnie udane dla polskiej literatury. Tak się jednak nie stanie z dwóch powodów: po pierwsze, wolę mówić własnym głosem, a po drugie, światło dzienne ujrzała kolejna powieść Michała Witkowskiego „Wymazane”, którą – nie bez pewnych zastrzeżeń – można uznać za najlepszą książkę 2017 roku w kategorii: literatura piękna. Zarówno zatwardziali fani pisarza-celebryty, śledzący od lat przebieg jego kariery, jak i czytelnicy znużeni wybrykami Trumana Capote’a znad Wisły powinni mieć się na baczności, Witkowski oferuje im bowiem literacką eskapadę pełną obscenicznego poczucia humoru. Cóż, smakosze wyrafinowanej prozy spod znaku Jacka Dehnela i W. G. Sebalda raczej się w tych klimatach nie odnajdą.
Trafiamy do Wymazanego, miejscowości o amorficznej strukturze – ni to miasta, ni wsi. To zapadła dziura gdzieś na obrzeżach Polski, na północ od Suwałk, z której mało komu udaje się wyrwać w poszukiwaniu lepszego życia. Gwiazdą o niesłabnącym blasku jest tutaj słynący z filmowej urody Damian Piękny, na widok którego młode panny przebierają nogami, a te nieco starsze pragną z miejsca go adoptować. Główny bohater szybko zdaje sobie sprawę, co w życiu liczy się najbardziej (seks, fejm & hajs), i skrzętnie wykorzystuje nabytą wiedzę, aby na potęgę sobie poużywać. Już na wstępie dowiadujemy się jednak, że gust protagonisty jest dość nietypowy jak na siedemnastolatka: otóż Damian uwielbia stare baby z „włochatymi piczkami” – rozgdakane kumoszki, których apetyt seksualny jest wprost proporcjonalny do wieku i ilości cellulitu. W celach wiadomych wypuszcza się więc aż do Ciechocinka, gdzie w sanatorium reumatologicznym podrywa kuracjuszki „pachnące kąpielami borowinowymi i chemicznym, jakby aptecznym zapachem soli z tężni”, choć na miejscu także jest na kim zawiesić oko: starych bab w Wymazanym zatrzęsienie. Nawet jeśli Damian miewa wyrzuty sumienia z powodu swych gerontofilskich upodobań i udaje się na terapię do miejscowego psychiatry, od którego usłyszy, że „chce wydymać własną, dawno zmarłą babkę”, to ostatecznie i tak libido bierze górę. W Wymazanym zawsze zwyciężają pierwotne instynkty.
W Wymazanym zawsze zwyciężają pierwotne instynkty
Trzeba przyznać, że w odmalowywaniu wątpliwych uroków prowincji Witkowski nie ma sobie równych. Nie stroni od klisz zaczerpniętych z brukowców i miałkich seriali (obowiązkowym elementem scenerii staje się ławeczka przed sklepem, oblegana przez amatorów tanich trunków), wręcz balansuje na granicy karykatury (za ladą tegoż sklepu sprzedaje Zdziwiona Fredzia, która cierpi na chorobę neurologiczną, nie słyszy na lewe ucho i opluwa się w trakcie mówienia), ale wie, kiedy taki efekt działa z korzyścią dla jego prozy, a kiedy zaczyna przyprawiać czytelnika o mdłości. Dzięki temu nie popada w mało przekonującą manierę stylistyczną, co przytrafiło się choćby Joannie Bator w „Roku królika”. Jego wizja prowincji jest spójna, a język, którym operuje z maestrią, ściśle przylega do opisywanych postaci. Na pierwszą część książki, czyli właściwie jedną trzecią powieści, składają się portrety mieszkańców Wymazanego, poszerzone o obserwacje o zacięciu socjologicznym, niemalże reporterskim. Ludzie, którzy mieli ten niefart, aby się tutaj urodzić, nie mają zbyt wiele do roboty i nic nie wskazuje na poprawę ich sytuacji. Chłopcy całymi godzinami przesiadują na przystanku, popijając piwko, a skumulowana w nich energia znajduje ujście w niszczeniu wszystkiego, co znajduje się w zasięgu wzroku. Starsze damy dorabiają do emerytury zbieraniem puszek i szczawiu w pobliskim Lesie W Którym Rosną Same Trujaki. Nie dziwota, że ten wszechobecny marazm przełamuje byle atrakcja rodem z „Super Expressu”. A to Matka Boska zstąpi na ziemię w zaciekach tłuszczu na tacce po frytkach, a to Stara Karolkowa, pracująca jako nocny cieć w Tesco, będzie rozpuszczać plotę o Nawiedzonym Tirze przewożącym ludzkie mięso.
Główną atrakcją Wymazanego – i jednocześnie osią fabularną powieści – staje się jednak romans Damiana Pięknego z Alexis, którą najkrócej można scharakteryzować jako podstarzałą bizneswoman z milionami na koncie. Ta herod-baba ma smykałkę do interesów i wie, że pieniądz nie śmierdzi. Wynajmuje armię prawników i kreatywnych księgowych, aby prowadzić swoje szemrane interesy. Do szczęścia brakuje jej tylko seksu z młodym ogierem. Pierwsza próba zbliżenia kończy się fiaskiem, ale Alexis nie zamierza się poddawać. W łowach pomaga jej Witalij, osobisty ochroniarz, reprezentujący ciekawy miks słowiańskiej krzepkości i rozrzewnienia. Faktem jest, że tak osobliwym personom nie sposób się oprzeć, dlatego też Damian, na dodatek podłamany po nieudanym występie na konkursie młodych talentów, staje się łatwym kąskiem dla Prezesowej. Szybko dochodzi między nimi do zawarcia układu, który ma niewiele wspólnego z miłością: Damian będzie wcielał w życie wszelkie fantazje erotyczne Alexis, a po jej śmierci przejmie ogromny majątek. Brzmi znajomo – jak z latynoskiej telenoweli – aczkolwiek Witkowski umie wykorzystać kicz do własnych niecnych celów. Warto zadać pytanie, czy za tą artystyczną prowokacją kryje się coś więcej.
Witkowski umie wykorzystać kicz do własnych niecnych celów
Przemysław Czapliński w recenzji „Wymazanego” nakreślił interesującą triadę, mającą obrazować „fatalizm kapitalizmu”. Składa się ona z trzech kategorii: transgresji, agresji i regresji. Damian, marzący o spółkowaniu ze starszymi kobietami i karierze w showbiznesie, jest skazany na kategorię drugą, gdyż pomimo czynionych wysiłków okazuje się zwyczajnym frustratem o niezaspokojonym popędzie seksualnym, co zrównuje go z lujami błąkającymi się bez celu w poszukiwaniu przygody. Błąd głównego bohatera polega na tym, że zanadto zaufał naturze i nie pracuje nad własnym ciałem, nie dba o własny wizerunek. Ubiera się – ku oburzeniu swojej przyjaciółki Jagody – w tanie ciuchy z sieciówek. Działania Alexis również napędza eros, ale ona z kolei ma większą siłę przebicia i udaje jej się osiągać wyznaczane cele. Cwana bizneswoman to wcielenie transgresji. Postać Prezesowej przydaje się Witkowskiemu także po to, aby posunąć akcję do przodu, wykreować siłę zdolną wyciągnąć Damiana z tej dziury zabitej dechami. Do ostatniej kategorii (regresja) przynależą wszyscy ci, których zadowala rutynowa codzienność, czyli większość mieszkańców Wymazanego.
Ciekawym przypadkiem są postacie drugoplanowe – Jagoda i Sylwia. Obie towarzyszą głównemu bohaterowi w jego walce o wyróżnienie się z tłumu, choć każda z nich także chciałaby coś osiągnąć. Jagoda to dziewczyna luj, kobieca wersja Waldka z innej powieści Witkowskiego pt. „Margot”. Fryzjerka bez zatrudnienia, niegdyś „tajna agentka Avonu”, z którą można pogadać o suplementach diety, a gdy nadchodzi długo wyczekiwany weekend, pojechać na dyskotekę do Suwałk i wyszaleć się za całe życie. Jej podstawowy atut polega na tym, że nie myśli zbyt długo, tylko od razu przechodzi do działania. W końcu udaje jej się dostać do reality show. Tak opisuje swój pobyt w Warszawie: „Imprezki to z tych grubszych melanży. A teraz uważaj: robiłam to z MURZYNEM! Tutaj normalnie są Murzyni i rośnie prawdziwa palma”. Wniosek? Jagoda osiąga sukces – co prawda skrojony na swój dość niewyszukany gust – i używa, ile wlezie. Tymczasem Sylwia zupełnie nie pasuje do Wymazanego. Marzy o karierze aktorskiej, której przedsmak stanowią próby w miejscowym Domu Kultury i Wypoczynku (jedynej w okolicy instytucji kulturalnej, jako że bibliotekę przerobiono na dyskotekę), w wolnych chwilach zaś ogląda reportaże z festiwali teatralnych. Nie do końca wiadomo, czy właściwie ma jakieś talenty, gdyż Witkowski nie poświęca Sylwii zbyt wiele miejsca, aczkolwiek można się domyślać, że podzieli ona los Damiana i trafi do piekielnego kręgu frustratów goniących w nieskończoność za mirażami sukcesu.
Niezbyt optymistycznie brzmi to wszystko. Gdziekolwiek się znajdziesz, płynna i pełna zasadzek rzeczywistość kapitalizmu, w której wyłącznie co cwańszym jednostkom udaje się wyjść na swoje, prędzej czy później cię wchłonie. Damian Piękny, choć bezwolny w swych działaniach i niepoddający ich nazbyt przenikliwej refleksji, także ma tego świadomość. W pewnym momencie mówi o pracownikach korporacji: „Dają się upokorzyć, zarzynają się dla jakiegoś ochłapu. Plujesz im w twarz, a oni ci powiedzą, że deszcz pada. Szczasz na nich, a oni, żeby jeszcze”. Alexis zabiera go do „Paryża Północy”, czyli Warszawy, ale szybko okazuje się, że to tylko nieco bardziej podrasowana prowincja. Ucieczką wydaje się internet, gdzie można zrobić karierę jako gwiazda Instagrama albo blogerka modowa. Damian jednak wydaje się nieprzekonany i woli czekać, aż spłyną na niego pieniądze Prezesowej. Niby przejmuje się losem partnerki, niby chce jej pomóc i jakimś cudownym sposobem ulżyć w cierpieniach, a tak naprawdę nie pozostaje wolny od wątpliwości, czy ten cały układ nie jest kolejną hucpą z jej strony. Sama Alexis, jak już wcześniej zostało powiedziane, to chyba jedyna silna osobowość tej opowieści, aczkolwiek i ona pod koniec życia odczuwa silny niedosyt, nagle zdaje sobie bowiem sprawę, że w krótkich przerwach między rozkręcaniem kolejnego interesu a popijaniem wódeczki z lokalnymi baronami, nie znalazła czasu na prawdziwą miłość. I teraz, tuż przed śmiercią, korzystając z nagromadzonego przez lata kapitału, postanawia kupić sobie jej namiastkę. Na prośbę Damiana, aby zabrać go do piekła, odpowiada bez wahania: „Nie ma sprawy. Piekło to nasza specjalność”.
Tak więc romans nabiera rumieńców, Wymazane kipi od plotek, a nad tym wszystkim czuwa duch świętej pamięci babci głównego bohatera – Zyty. Damian ciągle wraca we wspomnieniach do jej opowieści, pewnie dlatego, że Alexis bardzo mu ją przypomina. Siłą rzeczy akcja wytraca wtedy tempo na rzecz retrospekcji, które zajmują łącznie około 140 stron. Być może gdyby były one nieco krótsze, nie zaszkodziłoby to strukturze powieści, choć z drugiej strony właśnie te fragmenty rzucają więcej światła na współczesne losy dwóch najważniejszych kobiet w życiu Damiana (o matce z kolei główny bohater mówi niewiele – ot, parę słów rzuconych pro forma, świadczących o raczej ciepłych stosunkach, ale nic ponad to). Czuć, że Witkowski musiał trochę poszperać w źródłach i nasiąknąć atmosferą dawnych lat. Bo jeśli szyk PRL-u jest ciągle żywy w zbiorowej pamięci społeczeństwa, to rekwizyty i symbole międzywojnia są już raczej zapomniane. O Zdzisławie Sośnickiej czy Alicji Majewskiej przedstawiciele starszej generacji nadal pamiętają, a o Annie Csilag można poczytać od biedy u Miłosza. Cóż, każdy ma swoje najntisy. Jednak dzięki tym smaczkom wykreowane przez Witkowskiego postacie są pełnokrwiste i oddane zgodnie z duchem epoki, w której przyszło im żyć. Historia ludzi splata się z historią przedmiotów, idei i kodów kultury.
Wykreowane przez Witkowskiego postacie są pełnokrwiste i oddane zgodnie z duchem epoki, w której przyszło im żyć
Podczas gdy za sprawą opowieści Zyty dane nam jest przenieść się do przedwojennego i wojennego Grudziądza, a następnie w lata 70., wygłaszane ze swadą monologi Alexis dotyczą warszawskiego półświatka przestępczego w latach 50. Przypomniana zostaje między innymi postać Paramonowa, ówczesnego przestępcy z bogatą kartoteką, który stał się symbolem sprzeciwu wobec władzy ludowej, „nowym Janosikiem”. Po zabójstwie milicjanta na służbie przez jakiś czas ukrywał się przed władzami, ale w końcu go schwytano i postawiono mu zarzuty. Ze względu na spore zainteresowanie procesem wprowadzono nawet bilety wstępu. W sądzie na pytanie o to, co robił ze złupionymi pieniędzmi, odpowiedział ponoć hardo, że wszystko szło na „hulaszczy tryb życia”. I choć Alexis kwituje te pogłoski z przekąsem: „chyba chujaszczy”, określa byłego partnera mianem „karykatury własnych marzeń”, dorzucając swoją cegiełkę w procesie demitologizacji słynnego bandyty, to jednak wierzy w wersję (bądź zna tylko własną), w której Paramonow do końca życia pozostaje nieugięty. Tymczasem, jak przynajmniej mówią sprawdzone żródła, oskarżony w ostatnim słowie wyraził skruchę, przyrzekł poprawę i prosił o łagodny wymiar kary. Pokora na niewiele się zdała – zasądzono karę przez powieszenie, Rada Państwa nie skorzystała zaś z prawa łaski. Wyrok wykonano. Alexis po wielu latach zakłada drink-bar „Paramonow” ku pamięci kochanka, a na logo lokalu wybiera łom. Co ciekawe, Witkowskiemu w tym całym zamieszaniu fabularnym przytrafiła się niespójność logiczna: otóż skoro Prezesowa urodziła się w 1945 roku, to w 1955, kiedy poznaje warszawskiego bandytę, powinna mieć 10 lat, nie 14, ale ta drobna pomyłka, której nie wychwycili nawet baczni redaktorzy z wydawnictwa, nie umniejsza skali przedsięwzięcia. Zresztą, jako kontrargument ktoś mógłby mi odpowiedzieć, że Gombrowiczowi co niektórzy również wytykali drobne błędy, lecz nikt sobie nimi głowy nie zaprząta.
Dzięki retrospekcyjnej części powieści czytelnik dostrzeże sporo podobieństw w konstrukcji postaci Alexis i Zyty. Obie roztaczają wokół siebie przedziwne zapachy i gromadzą całą masę badziewnych bibelotów, przywołujących wspomnienia z czasów minionej młodości. Obie przepadają też za używkami. Będąc w szpitalu, Prezesowa prosi o zastrzyki z morfiną, bo chce „umrzeć w rozkoszy”, natomiast babka głównego bohatera szprycuje się lorafenem, lexotanem i różnymi benzodiazepinkami. Rzecz jasna, Damian dziedziczy jej lekomańskie skłonności, co w jakimś stopniu upodabnia go do lujów kupujących dopalacze u Mańki Badziewie. Kolejna cecha łącząca dwie starsze damy dotyczy ich nieustannego kombinatorstwa, smykałki do mniejszych bądź większych przekrętów. Zyta po nocach pracuje nad cudownym specyfikiem na porost włosów i pewnie w skrytości ducha marzy o sławie i wielkiej fortunie, choćby na miarę wspomnianej już Anny Csilag (warto zaznaczyć, że babka Huberta z „Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej” także chciała zarobić duże pieniądze, produkując niezawodny środek przeciwko łysieniu). Z kolei Alexis woli szybsze, bardziej sprawdzone źródła pieniędzy, a jako finansowa potentatka, naprawdę gruba ryba, stojąca wysoko w lokalnej hierarchii, kosi hajs, na czym tylko się da: prowadzi fermę lisów, pieczarkarnię, zakład przetwórstwa śmieci, ma nieruchomości w Hiszpanii i sztabki złota poupychane w skrytkach bankowych. Świadoma swojej pozycji, lubi zadawać szyku – gdy Damian przyjeżdża do jej posiadłości, schodzi po schodach w pełnym majestacie, niczym Joan Collins w „Dynastii”. Ostatnie podobieństwo między Alexis a Zytą dotyczy marzeń o wielkiej miłości, lecz ta, jak większość marzeń, jakoś nie chce się ziścić. Pozostaje wyłącznie odtwarzanie scen z przeszłości i przeglądanie rekwizytów, w których zaklęty jest czar minionego świata.
„Wymazane” okazuje się literaturą wysokiej próby, sygnowaną niepowtarzalnym, wypracowanym na przestrzeni lat stylem autora, i jeśli czegoś mi w tej książce brakuje, to bardziej wyrazistych twistów fabularnych. Michaśka jest gawędziarką zawołaną, ma nawijkę jak mało kto, aczkolwiek narracyjny flow nie załatwia wszystkiego. Zbyt długo przewraca się strony książki w oczekiwaniu na postęp akcji. Trafnie ujął ten problem jeden z użytkowników portalu Lubimyczytać.pl: „Wymazane to miejsce, które zaprasza do odwiedzenia go na kartach powieści i chociaż długo nic tu się nie dzieje, zawsze jest nadzieja, że coś zacznie się dziać”. Innymi słowy – umiejętności snucia opowieści nie sposób autorowi odmówić, ale rozmach nie jest „epicki”, jak by tego chcieli spece od marketingu na tylnej stronie okładki.
»Wymazane« okazuje się literaturą wysokiej próby, sygnowaną niepowtarzalnym, wypracowanym na przestrzeni lat stylem autora
Co do samych strategii marketingowych, rzecz także przedstawia się ciekawie. Przy promocji „Drwala” Witkowski trochę prześmiewczo przyznawał, że chciał napisać powieść dla młodzieży (skądinąd niektórzy w recenzjach wskazywali na subtelną inspirację twórczością Nienackiego), lecz pewnie coś poszło nie tak, skoro przerzucił się na emerytki. Żarty żartami, a jednak warto zadbać o zróżnicowany target, jeśli chce się mieć na kawior i nowe buciki z Vitkaca. Z innych komercyjnych miraży autora „Lubiewa” przypominam sobie tę o napisaniu książki o córce esesmana, która zakochuje się w Żydzie. Chyba nie trzeba dodawać, że sfilmować miałby ją nie kto inny, jak sam Steven Spielberg. Kolejny dobry pomysł na marketing jest banalnie prosty: wyeksponować własne ego, maskując autoreklamę zgrabnie przemycaną ironią. Otóż jeden z bohaterów „Wymazanego” w pewnym momencie zadaje swojemu towarzyszowi pytanie: „A czytałeś może tę genialną powieść Michała Witkowskiego Fynfś und cwancyś?”. No właśnie – czytaliście? Albowiem ja po lekturze jego najnowszej książki uroniłem łzę czystą jak kryształ.
Michał Witkowski
"Wymazane", Znak, Kraków 2017, s. 304.
(19XX) – pisze wiersze, opowiadania, powieść i – last but not least – doktorat. Dziarsko kroczy w literackiej ariergardzie. Jego skrytym marzeniem jest praca w Żabce. Nie pobiera stypendiów od państwa polskiego. IQ 136. Mieszka w skryptorium.