Dodatkowy wiersz (John Ashbery)
Gdzie zatem lęk i nadzieja odnajdą swoje przedmioty?
Zatoka chłodna dla statków kojarzonych w pary,
Właśnie przegrałeś i stoisz przy balkonie,
Pod tobą spokojny, szary drzewostan morza.
Silne wrażenie wyrwane z opadającego światła,
Choć winna jest noc. Widziałeś cień w pniu,
Gadał jak najęty bez końca, ty jednak
Zapominasz w miarę narastającego głodu.
Odległe pudło jest otwarte. Słychać ziarna,
Wysypujące się gracko na podłogę –
Budzi nas noc wypuszczona z pudła wiatrów.
Wizyta w domu głupców (John Ashbery)
Rok zagłębia się w chmury –
piękniejszych nie widziałem –
wiatr wydyma pranie, płyną pomniki koni.
Tu, w dole, ciała otrzeźwione chłodem
spotykają się i łączą pod kątami. Darem jest
tylko to, co można oddać. Nasze ognie to lodowce,
wydobywają polarne tło. Gdybyś teraz przyjechał,
to chyba nawiasem, w czas twojego zatrudnienia,
seminarium nigdzie się nie rusza. (Resztę odgrodzić murem;
jedno drzewo w zupełności tu wystarczy).
Nie ma dowodu, że coś wyciągnięto
i zastąpiono w aktach czymś innym.
Okna jak czoło klifu, niektóre rozświetlone, inne rozbite,
dzięki czemu różnorodność będzie kusiła
i odpychała jak szczęśliwe zakończenie lub prawda, co kole.
Jak „rzadka ziemia” może być żywiołem?
Probówki są uśpione. Szerokie okno lustruje morze.
Pozostali wpadają do pokoju, gdzie podłoga
to swędzące miejsce, które można odkupić, drapiąc.
Linijka przytwierdzona do ściany
ma wskazywać czas, jest już jednak za późno.
Śnieg ma talent do wyszukiwania i zgłębiania szczelin,
i to wreszcie jest ważna informacja.
Wypijmy za to
i za trwały charakter zdawkowości.
Jesienne alfabety (Joshua Clover)
Kiedy kazali mu pracować,
napisał, że wysiłek jest święty.
Kiedy zabronili mu spać,
napisał, że brak snu to także miłość,
wymuszona atencja dla świata.
Gdy zabrali mu miasto, zakochał
się we własnej żonie. Gdy zabrali mu
żonę, zakochał się
w swoim płaszczu i codziennie o świcie
stawał przed strażnikami
budzącymi Żydów i tańczył przez całą
szerokość papierowego stalagu, przytulony
do kołnierza płaszcza jak do policzka.
Płaszczowi dał na imię Janine,
po żonie, a w październiku, kiedy jego płuca
zaczęły wypełniać się mgławicową radością,
napisał literę alef na marginesie
znaczka pocztowego, co miało znaczyć: „Janine,
Janine, umrę tu bez ciebie”.
Wiersz (Joshua Clover)
Dajcie już spokój strategiom. Najdłuższy w historii eksperyment społeczny
Został zarzucony, zresztą nikomu się nie podobał, papierosy były okropne.
Teraz mieszkamy w miastach, gdzie codzienne życie jest tak zmysłowe, że wraca się
Do abstrakcji. Śmierdzące kanały, płonące samochody, jesień. Pod żelazem i szkłem
Dworcowego baru dworcowe gołębie wpadają ci we włosy.
Słuchasz piosenki, której nikt nie będzie pamiętał za 30 miesięcy, nikt
Oprócz tego wiersza, gnijących resztek nieistotnego zdarzenia zachodzącego w momencie
Zakupu. Ludzie odjeżdżają bądź przyjeżdżają, trudno wywnioskować z ich
Wyglądu, przypomina się królikaczka, która tak bawiła dwudziestowiecznych
Filozofów. Umysł w obecnej postaci rozwinął się w zimowych ogrodach,
W fabrykach, kasynach, w muzeach woskowych figur, na dworcach, w panoramach –
O, architekturo, tyś największą ze sztuk, twoją treścią jest współczesność
A ja to wcielenie czasu, nie posiadam na własność swojej broni, gdy idę do kina,
Aby wyleczyć się z nudy, nie chcę oglądać obrazków nudy, weźcie tych francuskich reżyserów,
Wszystko inne już wzięliście, skończyła się era popu, nadchodzą Chiny.
Na grobie Roberta Lowella (Henri Cole)
W dziesiątym dniu nowego roku gram Strawińskiego
i sączę wódkę z papierowego kubka. Chłonę widok.
Wijące się pędy, pomarszczone liście, jelita wchłaniające
pokarm, mózgi przetwarzające informacje – to już tylko
proch. On, ona, wszyscy leżą w ziemi, mężczyźni i kobiety,
tyle zostało z miłosnej rywalizacji. Ciała starzeją się, gniją.
Historia przypomina obraz impresjonisty, pstrokaty
pejzaż złożony z kolorów uczuć. Gdy zapada noc,
nietoperze, sowy i jeże wychodzą na polowanie.
Z radością myślę o moim pokoleniu. Przepisuję, bo chcę,
aby mnie czytano, choć wstyd o tym mówić.
Pogrzebani wśród okazałych drzew, starzy
i nowocześni mieszają się, rozsiewając zarodki bólu i szczęścia.
Opatulam się szczelnie wełnianym płaszczem i piję.
Martwy strzyżyk (Henri Cole)
Rozcapierzam twoje gotyckie skrzydełka
na blacie bielonej komody i czuję
nieomal lęk, jakby to był mój pogrzeb.
Z minuty na minutę enzymy trawią twoje
życie, zmieniając je w trumienny likier.
Dwie muchy to koronerzy sprawdzający pióra.
Zegar jak obelisk, choć jeszcze rano
wpadłeś do mojego pokoju, ekstrawagancki Neron,
a potem, nie widząc siebie w nasłonecznionym lustrze,
uderzyłeś w taflę. Jakie promienie rozdmucha noc?
Pada deszcz. Niebo boli. Cierpi wszystko, co oddycha.
Ale wody nieszczęścia mają moc oczyszczenia.
Ranny żołnierz wraca do zdrowia. Są nowe wino i oliwa.
Proszę, oto moja chusteczka, niech służy za karawan.
PrzedrukWiersze pochodzą z antologii „Oko wie lepiej. Ashbery, Clover, Cole”, tłum. Jacek Gutorow, Wydawnictwo J, Wrocław 2018, s. 144.
(ur. 1927, zm. 2017) – poeta amerykański, czołowa – obok Franka O'Hary – postać kręgu nowojorskiego. Opublikował kilkadziesiąt tomów wierszy i zdobył niemal wszystkie najważniejsze amerykańskie nagrody poetyckie. W 1976 roku za zbiór „Self-Portrait in a Convex Mirror" został wyróżniony Pulitzerem, National Book Award oraz National Books Critics Circle Award. W Polsce znany i tłumaczony od lat 80., między innymi przez Bohdana Zadurę, Andrzeja Sosnowskiego, Piotra Sommera czy Jacka Gutorowa.
ur. 1962 w Kalifornii, poeta, dziennikarz i wykładowca, autor 3 tomów poetyckich nieprzetłumaczonych dotąd na język polski: „Madonna anno domini” (1997), „The Totality for Kids” (2006) oraz „Red Epic” (2015). W 1996 otrzymał amerykańską Walt Whitman Award.
ur. 1956 w Japonii, wychował się w Wirginii. Poeta i wykładowca akademicki, autor 9 tomów poetyckich, m.in. „The Marble Queen” (1986), „Blackbird and Wolf” (2007) czy „Nothing to Declare” (2015). Jego książki były tłumaczone na francuski, hiszpański, włoski i niemiecki.