fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Słowo wstępne

Florze Tristan należy przyznać miano pionierki, niezależnie od tego, czy weźmiemy pod uwagę kwestię związków zawodowych, czy internacjonalizmu” – napisał w 1908 roku badacz ruchu związkowego Jules-L. Puech[1]. Flore, Madame Chazal, Mademoiselle Flora, Florita, Pariaska (jak sama siebie nazywała), dziś zapomniana, ważna postać debaty społecznej i socjalizmu utopijnego lat czterdziestych XIX wieku, w swoich czasach była znana przede wszystkim z burzliwego życia osobistego oraz prac poświęconych klasie robotniczej i sytuacji kobiet. Jako jedna z pierwszych zwracała uwagę na współzależny charakter kategorii społecznych takich jak płeć, rasa, klasa, religia i narodowość. Zajmowała się uniwersalnie pojmowanymi warunkami społecznymi, wyzyskiem kobiet pracujących, nędzą prostytutek, trudami, jakich doświadczały peruwiańskie zakonnice, dramatem czarnych i rdzennych kobiet w Peru. Aktywnie sprzeciwiała się kolonializmowi, potępiała niewolnictwo i apelowała o jego zniesienie. Jej prace zawierały krytyczne spojrzenie nie tylko na kolonialną przeszłość, lecz także na konsekwencje powiązanej z nią logiki, którą utożsamiała z kapitalizmem.

Z powodu poważnych trudności finansowych Tristan w wieku siedemnastu lat wyszła za mąż za swojego przełożonego, grawera wklęsłodruku André Chazala. Mąż był chorobliwie zazdrosny, dominujący, porywczy, koniec końców próbował ją zabić. Tristan jako żona i matka dwójki dzieci stała się ofiarą przemocy. Udało jej się uciec w 1825 roku, była wówczas w ciąży z trzecim dzieckiem (córką Aline Chazal, późniejszą matką Paula Gaugina). Rozdzielność majątkową uzyskała w 1828 roku, a ze względu na coraz poważniejsze groźby i napaści fałszowała swoją tożsamość i ukrywała się przed mężem. Całe życie walczyła o odzyskanie dzieci, ponieważ prawo jednostronnie określało, że tylko ojciec może podjąć się opieki nad potomstwem. Tristan nie posiadała żadnego formalnego wykształcenia, jednak w licznych pismach i listach dawała świadectwo swoich doświadczeń. Jej przemyślenia skupiały się przede wszystkim wokół problematyki egzystencji klas ludowych – zastanawiała się, jak to jest, że uciskany przez system kapitalistyczny robotnik może jednocześnie tłamsić swoją żonę. „Proletariusz ma swoją własną proletariuszkę” – pisała.

Tristan rozpoczęła działalność społeczną w 1834 roku propozycją utworzenia stowarzyszenia pomocy dla cudzoziemek. Podróże do kolonii francuskich, Londynu i Ameryki Południowej ukształtowały jej spojrzenie na kwestie socjalne. Mario Vargas Llosa, który uczynił z Tristan główną bohaterkę powieści „Raj tuż za rogiem” (2003), pisał o niej tak:

Była spokojna, czuła w sobie siłę, by stawić czoła trudnościom, które pojawiają się po drodze. Podobnie jak tamtego popołudnia w Saint-Germain, przed dziesięcioma laty, na pierwszym zebraniu zwolenników Saint-Simona, w którym uczestniczyła, kiedy słuchała Prospera Enfantina opowiadającego o pracy zbawicieli, którzy mieliby odkupić świat, przyrzekła sobie z mocnym postanowieniem: Kobietą-mesjaszem będę ja. Biedni wyznawcy Saint-Simona z ich niesłychanymi hierarchiami, fanatycznym umiłowaniem nauki oraz ideą, że wystarczy wybrać do rządu przemysłowców i zarządzać społeczeństwem tak jak przedsiębiorstwem, aby osiągnąć postęp![2]

Za największy błąd ruchu feministycznego uznała niepowiązanie walki o prawa kobiet ze zmianą warunków materialnych ich życia. Kapitalizm jako system oparty na wyzysku ludzkiej pracy zdefiniował zarówno męskie, jak i kobiece ciała jako część procesu reprodukcji siły roboczej, dlatego zdaniem Tristan emancypacja kobiet nie jest konsekwencją, ale warunkiem koniecznym poprawy sytuacji klasy robotniczej. Zaproponowała zupełnie nowe jak na swoje czasy spojrzenie na kapitalizm, modernizację, kolonizację i nowoczesny patriarchat. Jako pierwsza ujmowała ucisk kobiet w sposób materialistyczny i zwracała uwagę na burżuazyjne założenia współczesnego jej feminizmu. Opowiadała się za prawem kobiet do pracy i godziwych płac, dlatego działała na rzecz utworzenia szkół zawodowych dla dziewcząt i ogólnej poprawy edukacji kobiet. Nie chodziło jednak o rozwój indywidualnego potencjału: Tristan zdawała sobie sprawę z trudu, jaki ciążył na niepiśmiennych, pozbawionych sprawczości i stłamszonych przez rozmaite formy ucisku matkach, siostrach, żonach. Zwracała szczególną uwagę na klasowe i rasowe podziały między osobami, które pełnią w społeczeństwie funkcje opiekuńcze. Dlatego Paul Gauguin nazywał ją „matronką Ruchu Wyzwolenia Kobiet”[3], a André Breton pisał że „nie ma chyba kobiecego losu, który na firmamencie ducha pozostawiłby tak długi i świetlisty ślad. […] Dotykamy dzięki niej samego serca francuskiego romantyzmu, jawi się ona jako rozkwit jego socjalnego odłamu”[4].

Marks i Engels znali zaproponowaną przez Tristan koncepcję związku robotniczego, mającego umożliwić klasie pracującej przejęcie kontroli nad środkami produkcji. W „Świętej Rodzinie” Engels bronił Tristan przed atakami neoheglistów:

Robotnik nie tworzy niczego, ponieważ jego praca pozostaje pracą jednostkową, obliczoną wyłącznie na jego indywidualne potrzeby, a więc dlatego, że poszczególne gałęzie pracy, które z natury rzeczy powinny być ze sobą powiązane, są przy istniejącym obecnie porządku świata rozdzielone, a nawet sobie przeciwstawione, krótko mówiąc, dlatego, że praca nie jest zorganizowana. Właściwie teza krytyki – jeśli ma ona mieć w ogóle jakiś sens – polega na żądaniu organizacji pracy. Tego samego żąda Flora Tristan – właśnie podczas dyskusji nad jej poglądami ta doniosła teza ujrzała światło dzienne – i za tę bezczelność, za to, że śmiała wyprzedzić krytyczną krytykę, zostaje potraktowana en canaille.[5]

Choć Tristan wierzyła w konieczność rewolucji społecznej, jej podejście było bardziej utopijne i humanitarne aniżeli naukowe. Konieczność zwrócenia uwagi na rolę społeczną i sytuację rodzinną robotnic była dla niej równie ważna jak kwestie klasowe. W czasach panowania Ludwika Filipa I twierdziła, że ruch robotniczy powinien mieć wymiar międzynarodowy i oddolny. Debaty na temat sposobów jednoczenia się klasy robotniczej miały bezpośredni wpływ na powstanie w 1843 roku najważniejszej publikacji Tristan – „Związku Robotniczego (L’Union Ouvrière)”. Dzieło to było pokłosiem obserwacji środowisk proletariackich w przemysłowej Anglii. To tam „apostołka” klasy robotniczej ugruntowała swoje przekonania. Książka rozpoczyna się słowami Adolphe’a Boyera:

Dzisiaj robotnik wszystko tworzy, wszystko robi, wszystko wytwarza, a mimo to nie ma żadnych praw, nie posada niczego, absolutnie niczego.

„Powszechny związek pracujących mężczyzn i kobiet” jawił się Tristan jako jedyne remedium na wyzysk większości społeczeństwa. Argumentowała, że robotnicy z różnych krajów powinni łączyć siły i współpracować na rzecz wspólnych interesów, niezależnie od narodowości. Twierdziła, że jedność robotników na poziomie międzynarodowym jest kluczowa dla poprawy ich warunków życia i pracy. Bezpośrednim celem wszelkich form samoorganizacji powinno być utworzenie związku zawodowego, który dałby robotnikom nie tylko polityczną, ale także gospodarczą siłę.

 

Karolina Kulpa

 

***

 

DO ROBOTNIKÓW I ROBOTNIC

 

Robotnicy i robotnice,

Wysłuchajcie mnie: przez dwadzieścia pięć lat najinteligentniejsi i najbardziej bezinteresowni ludzie poświęcali swoje życie w obronie Waszej świętej sprawy. Swoimi pismami, przemówieniami, raportami, wspomnieniami, ankietami, statystykami wskazali, potwierdzili, a także pokazali rządowi i bogatym, że klasa robotnicza przy obecnym stanie rzeczy znajduje się w materialnym i moralnym położeniu, które jest niemożliwe do zniesienia, w rzeczywistości nędzy i bólu. Pokazały, że z tego stanu pozostawienia samym sobie i cierpienia wynikało nieuchronnie, że większość robotników, rozgoryczona nieszczęściem, brutalnie potraktowana przez ignorancję i pracę przekraczającą ich siły, stała się istotami niebezpiecznymi dla społeczeństwa. Rząd i bogaci mogli przekonać się, że nie tylko sprawiedliwość i człowieczeństwo nałożyły obowiązek niesienia pomocy klasie robotniczej poprzez ustawę o organizacji pracy, ale nawet potrzeba bezpieczeństwa i interes ogółu bezwzględnie wskazywały na konieczność wdrożenia tego środka.

No więc! Przez dwadzieścia pięć lat tak wiele wymownych głosów nie wzbudziło zaniepokojenia rządu w związku z niebezpieczeństwami, na jakie narażone jest społeczeństwo w obliczu siedmiu lub ośmiu milionów robotników rozgoryczonych cierpieniem i warunkami urągającymi godności ludzkiej, z których wielu rozdartych jest pomiędzy samobójstwem… a rabunkiem!

Robotnicy, cóż można dziś rzec w obronie waszego interesu? Czy w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat nie powiedziano i nie powtórzono już wszystkiego w każdy możliwy sposób? Nie mamy już o czym mówić i o czym pisać, ponieważ wszyscy dobrze znają waszą nieszczęsną sytuację. Można zrobić tylko jedno: działać na podstawie praw zapisanych w Karcie Konstytucyjnej Ludwika XVIII.

Dziś nadszedł dzień, w którym trzeba podjąć działanie, i tylko od was zależy, co zrobicie w interesie własnej sprawy. Stawką jest wasze życie… albo śmierć, ta straszna, odwieczna i groźna śmierć: nędza i głód.

Robotnicy, zakończcie trwające od dwudziestu pięciu lat oczekiwanie na zewnętrzną interwencję w waszej sprawie. Doświadczenie i fakty pokazują wam wystarczająco dobrze, że rząd nie może lub nie będzie się interesował waszym losem, gdy w grę wchodzi jego poprawa. Tylko od was zależy, czy naprawdę chcecie wyrwać się z tej spirali nędzy, cierpienia i degradacji, w której marniejecie. Chcecie zapewnić dobre wykształcenie zawodowe waszym dzieciom? Chcecie pewnej starości? Możecie to zrobić.

Waszym działaniem nie może być jednak zbrojna rewolta, publiczne zamieszki, podpalenia lub grabieże. Nie, ponieważ zamiast leczyć wasze choroby, zniszczenie tylko je pogorszy. Zamieszki w Lyonie i Paryżu wystarczająco dobrze to pokazały[6]. Macie tylko jedno uprawnione wyjście z tej sytuacji, dopuszczalne przed Bogiem i ludzkością: POWSZECHNY ZWIĄZEK ROBOTNIKÓW I ROBOTNIC.

Robotnicy, wasza sytuacja w dzisiejszym społeczeństwie jest nędzna i bolesna: mimo dobrego zdrowia nie macie prawa do pracy; chorzy, kalecy, ranni, starzy, nie macie prawa do hospitalizacji; biedni, pozbawieni wszystkiego, nie macie prawa do jałmużny, bo żebranie jest prawnie zakazane. Ta niepewna sytuacja pogrąża was w stanie natury, w którym człowiek, mieszkaniec lasu, zmuszony jest każdego ranka myśleć o tym, jak zdobyć pożywienie na dany dzień. Takie życie to prawdziwa męczarnia. Los zwierzęcia dumającego w stajni jest tysiąc razy lepszy od waszego. Na pewno zje następnego dnia, jego właściciel przechowuje dla niego w gospodarstwie słomę i siano na zimę. Dobrostan pszczoły w ulu jest na tysiąc razy wyższym poziomie niż wasz. Szczęście mrówki, która latem pracuje, by zimą zaznać spokoju, jest tysiąc razy większe niż wasze. Proletariusze, jesteście nieszczęśliwi, to prawda, bez wątpienia; ale skąd bierze się główna przyczyna waszej niemocy? Jeśli pszczoła i mrówka, zamiast współpracować z innymi pszczołami i mrówkami, aby zapewnić wspólne mieszkanie na zimę, rozdzielałyby się i chciały pracować samotnie, one również umierałyby z zimna i głodu w osamotnieniu i z dala od innych. Dlaczego więc pozostajecie odseparowani? Podzieleni jesteście słabi i upadacie przytłoczeni ciężarem wszelkiego rodzaju nieszczęść! Cóż, wyjdźcie ze swojej izolacji! Jednoczcie się! Dzięki temu związek nabierze siły. Liczba przemawia na waszą korzyść, a to już dużo.

Los zwierzęcia dumającego w stajni jest tysiąc razy lepszy od waszego

Przychodzę zaproponować wam powszechny związek pracowników płci męskiej i żeńskiej, którzy żyliby w tym samym królestwie, bez względu na branżę; związek, którego celem byłoby USTANOWIENIE KLASY ROBOTNICZEJ i zbudowanie kilku budynków (Pałaców ZWIĄZKU ROBOTNIKÓW), równomiernie rozmieszczonych w całej Francji. Tam kształciłyby się dzieci obu płci w wieku od sześciu do osiemnastu lat oraz niepełnosprawni, mile widziani byliby też poszkodowani robotnicy i osoby starsze.

Wsłuchajcie się w liczby, a zrozumiecie, co można zrobić ze ZWIĄZKIEM.

We Francji jest około pięć milionów proletariuszy płci męskiej i dwa miliony proletariuszek. Niech te siedem milionów robotników zjednoczy swą myśl i działanie na rzecz wielkiego wspólnego dzieła, dla dobra wszystkich: niech każdy z nich da na tę pracę po dwa franki rocznie, a po roku ZWIĄZEK ROBOTNIKÓW będzie posiadał ogromną sumę czternastu milionów.

Powiecie mi: ale jak moglibyśmy zjednoczyć się w tym wielkim przedsięwzięciu? Wszyscy jesteśmy rozproszeni według stanowisk, a z powodu rywalizacji między branżami w wielu przypadkach staliśmy się wrogami i walczymy między sobą. Poza tym dwa franki rocznej składki to dla niektórych biednych robotników dużo!

Odpowiem na te dwa zarzuty: jednoczenie się dla dokonania wielkiego dzieła to nie to samo, co zrzeszanie się. Żołnierze i marynarze, którzy wpłacają potrącaną z ich żołdu kwotę w równych proporcjach na fundusz wspólny, służący utrzymaniu trzech tysięcy żołnierzy i marynarzy w Hotelu Inwalidów, nie są z tego powodu związani ze sobą. Nie muszą się znać, nie muszą mieć takich samych poglądów, tych samych gustów czy tych samych charakterów. Wystarczy, że wiedzą, że wszyscy żołnierze od jednego krańca Francji do drugiego wpłacają tę samą kwotę; że gwarantuje to rannym, kalekim i starszym prawo wstępu do Hotelu Inwalidów.

(…)

Tak, to od Was, ludzi pracy, zależy to, czy jako pierwsi podniesiecie głos, aby uhonorować jedyną rzecz naprawdę honorową, czyli pracę. To od was, wytwórców, do tej pory pogardzanych przez tych, którzy was wyzyskują, zależy, czy jako pierwsi zbudujecie PAŁAC, w którym będą mogli spędzać emeryturę nasi starzy robotnicy. Do was, robotników budujących pałace królów, pałace bogatych, świątynie Boga, domy i azyle, w których chroni się ludzkość, w końcu do was należy zbudowanie azylu, w którym będziecie mogli umrzeć w spokoju, wy którzy nigdy nie mieliście gdzie odpocząć, z wyjątkiem szpitala, o ile znalazło się w nim dla was miejsce. W takim razie bierzmy się do pracy! Zróbmy to!

Robotnicy, zastanówcie się dobrze, wysiłek, jaki podejmiemy, aby wydobyć was z nędzy, jest prawdopodobnie ostatnim, jaki można podjąć, ponieważ jeśli nie odpowiecie na WEZWANIE DO ZWIĄZKU, jeśli z egoizmu lub przez nieostrożność, nie zechcecie się ZJEDNOCZYĆ…, będziemy musieli zrezygnować z wymawiania nad wami słów, które wypowiada się nad zmarłymi.

Bracia, druzgocąca myśl uderza w serce wszystkich, którzy piszą dla ludu; choćby że biedne miasteczko jest tak opuszczone, tak przeciążone pracą od dzieciństwa, że ​​trzy czwarte mieszkańców nie potrafi czytać, a dwie czwarte nie ma czasu na czytanie. Toteż napisanie książki dla ludu jest wrzuceniem kropli wody do morza. Z tego powodu zrozumiałam, że gdybym ograniczyła się do przelania na papier mojego projektu ZWIĄZKU POWSZECHNEGO, projekt ten, mimo że jest wspaniały, byłby martwą literą, podobnie jak wiele innych planów, które już zaproponowano. Zrozumiałam, że po opublikowaniu mojej książki mam inną misję do spełnienia: sama udać się w drogę z projektem związkowym w ręku, iść od miasta do miasta, z jednego krańca Francji na drugi, aby rozmawiać z robotnikami, którzy nie umieją czytać i tymi, którzy nie mają czasu na czytanie. Powiedziałam sobie, że nadszedł czas, aby działać, a ci, którzy naprawdę kochają robotników i chcą poświęcić się ich sprawie ciałem i duszą, mają do wykonania piękną misję. Koniecznie należy naśladować przykład pierwszych apostołów Chrystusa. Ci ludzie, przeciwstawiając się prześladowaniom i zmęczeniu, zabrali swoje sandały i laski, a następnie udali się od kraju do kraju, głosząc NOWE PRAWO: braterstwo i zjednoczenie w Bogu. No więc! Dlaczego ja, kobieta pełna wiary i siły, nie mogę chodzić od miasta do miasta jak apostołowie, głosząc robotnikom DOBRĄ NOWINĘ i głosząc braterstwo w człowieczeństwie, zjednoczenie w ludzkości?

Powiedziałam sobie, że nadszedł czas, aby działać, a ci, którzy naprawdę kochają robotników i chcą poświęcić się ich sprawie ciałem i duszą, mają do wykonania piękną misję

Na podium izb, na ambonach chrześcijańskich, na zwyczajnych spotkaniach, w teatrach, a przede wszystkim w sądach często mówiono o robotnikach; ale nikt jeszcze nie próbował rozmawiać z robotnikami. Jest to sposób, którego trzeba spróbować.

(…)

DLACZEGO wspominam o kobietach?

Proletariusze, moi bracia, wy, dla których pracuję z miłością, ponieważ reprezentujecie najbardziej żywą, najliczniejszą i najużyteczniejszą część ludzkości, i ponieważ dzięki temu czerpię satysfakcję ze służenia waszej sprawie, gorąco nalegam, abyście przeczytali ten rozdział z największą uwagą – ponieważ przed wami długa droga, aby się o tym przekonać, a ryzykujecie swoje dobra materialne, aby w pełni zrozumieć, dlaczego zawsze wspominam o kobietach, określając je jako: „pracownice” lub „wszystkie bez wyjątku”.

(…)

Do tej pory kobieta nie liczyła się w społeczeństwie. Jaki był tego rezultat? Ksiądz, ustawodawca i filozof traktowali ją jak prawdziwego pariasa. Kobieta (połowa ludzkości) została umieszczona poza Kościołem, poza prawem, poza społeczeństwem. Dla niej nie było żadnej funkcji w Kościele, żadnej reprezentacji przed prawem, żadnej roli w państwie. Kapłan mówił do niej: „Kobieto, ty jesteś pokusą, grzechem, złem; reprezentujesz ciało, to jest zepsucie, zgniliznę. Opłakuj swój stan, posyp głowę popiołem, zamknij się w klasztorze i tam umartwiaj swoje serce, które zostało stworzone do miłości, i swoje kobiece wnętrzności, które zostały stworzone do macierzyństwa; a gdy w ten sposób okaleczysz swoje serce i ciało, ofiaruj je zakrwawione i zwiędłe swojemu Bogu na odkupienie grzechu pierworodnego popełnionego przez twoją matkę Ewę”. Ustawodawca powiedział jej później: „Kobieto, sama w sobie jesteś nikim jako aktywna członkini społeczeństwa, nie możesz liczyć na znalezienie miejsca na bankiecie społecznym. Jeśli chcesz żyć, musisz służyć jako przybudówka swojemu panu i właścicielowi, mężczyźnie. Dlatego, młoda dziewczyno, będziesz posłuszna swemu ojcu; mężatko, będziesz posłuszna swojemu mężowi. Jako wdowa i stara kobieta nie będziesz już przykuwać niczyjej uwagi”. Później mądry filozof powiedział jej: „Kobieto, nauka udowodniła, że ​​ze względu na twoją budowę ciała jesteś gorsza od mężczyzny. Nie masz inteligencji, nie rozumiesz wzniosłych kwestii, w twoich ideach brakuje logiki, nie masz zdolności ani do nauk ścisłych ani poważnej pracy, krótko mówiąc, jesteś istotą słabą na ciele i duchu, małoduszną, przesądną; jednym słowem, jesteś niczym innym jak kapryśnym, niepoważnym dzieckiem; przez dziesięćczy piętnaście lat swojego życia jesteś uroczą małą laleczką, ale pełną wad i wybrakowaną. Z tego powodu, kobieto, konieczne jest, aby mężczyzna był twoim właścicielem i miał nad tobą całkowitą władzę”.

Do tej pory ksiądz, ustawodawca i filozof traktowali kobietę jak prawdziwego pariasa

Oto jak, odkąd świat istnieje, od sześciu tysięcy lat, najmądrzejsi z najmądrzejszych osądzali rodzaj żeński.

Takie straszliwe potępienie, powtarzane przez sześć tysięcy lat, mogłoby wywrzeć wrażenie na masach, gdyż sankcja czasu ma nad nimi wielką władzę. Jest jednak coś, co powinno dawać nam nadzieję, że od tego wyroku będzie można się odwołać, a mianowicie, że w ten sam sposób przez sześć tysięcy lat najmądrzejsi tego świata utrzymywali nie mniej straszny osąd na temat innego rodzaju ludzkiego: PROLETARIUSZY. Kim od zawsze był robotnik we francuskim społeczeństwie? Złoczyńcą, prostakiem, zwierzęciem pociągowym, palantem i osobistym poddanym na służbie swojego pana. Potem nadeszła rewolucja 1789 roku i nagle znaleźli się najmądrzejsi wśród mądrych, którzy głoszą, że plebs należy nazwać ludem, a złoczyńców i prostaków nazywać można obywatelami. Krótko mówiąc, ustanowiono prawa człowieka podczas Zgromadzenia Narodowego.

Proletariusz, on, biedny robotnik, dotychczas postrzegany jako bestia, ze zdziwieniem odkrył, że zapomnienie i lekceważenie jego praw stanowiło przyczynę nieszczęść świata.

Och! Jak bardzo się zdziwił, gdy dowiedział się, że będzie korzystał z praw obywatelskich, politycznych i socjalnych, a także w końcu stanie się równy swemu dawnemu panu i właścicielowi. Jego zdziwienie wzrosło, gdy dowiedział się, że posiada mózg o dokładnie takiej samej pojemności jak mózg królewskiego księcia, któremu służył. Co za zmiana! (…)

Trzeba przyznać, że to, co przydarzyło się robotnikom, dobrze wróży kobietom, być może dożyją one swojego 1789 roku. Z bardzo prostego rachunku wynika, że ​​zamożność społeczeństwa wzrośnie czterokrotnie w dniu, kiedy kobiety (połowa populacji ludzkiej) zostaną wezwane do wniesienia sumy swojej inteligencji, siły i zdolności do działalności społecznej. Można to tak łatwo zrozumieć, jak to, że dwa to dwa razy więc niż jeden. Niestety, nie dotarliśmy jeszcze do tego momentu i czekając na tę szczęśliwą liczbę 89, obserwujemy, co dzieje się w roku 1843.

(…)

Przyjrzyjcie się uważnie i zobaczcie, jakie straszne zamieszanie może wyniknąć z samego przyjęcia fałszywej zasady.

Nie chcę odbiegać od głównego tematu, chociaż mam tu piękną okazję do wypowiedzenia się z ogólnej perspektywy; wracam do moich rozważań, czyli klasy robotniczej. W życiu robotnika kobieta jest wszystkim. To jego jedyna podpora. Jeżeli tego mu brakuje, to nie ma niczego. Mówi się: „Kobieta buduje lub niszczy dom” i jest to święta prawda. Dlatego to stwierdzenie stało się przysłowiem. Jakie jednak wykształcenie, jakie instrukcje, jaki kierunek, jaki rozwój moralny lub fizyczny otrzymuje wiejska kobieta? Żadne. Jako dziecko zdana jest na łaskę matki i babci, które same nie otrzymały żadnego wykształcenia: jedna, w zależności od temperamentu, będzie brutalna i zła, będzie ją bić i maltretować bez powodu; druga będzie słaba, beztroska i pozwoli na wszystkie jej zachcianki (w tym, jak we wszystkim, co wyjaśniam, mówię ogólnie; oczywiście, przyznaję, że jest wiele wyjątków). Biedna dziewczyna będzie wychowywana pośród najbardziej szokujących sprzeczności, jednego dnia zirytowana biciem i niesprawiedliwym traktowaniem, następnego dnia złagodzona, skażona nie mniej zgubnym rozpieszczaniem.

Zamiast chodzić do szkoły, będzie trzymana w domu, ponieważ lepiej przydaje się do prac domowych, takich jak kołysanie dzieci, załatwianie spraw, dbanie o posiłek i tym podobnych. W wieku dwunastu lat zostanie zatrudniona jako praktykantka: nadal będzie wykorzystywana przez swojego szefa i często maltretowana, tak jak wtedy, gdy była w domu rodziców.

Nic tak nie psuje charakteru, nie utwardza ​​serca ani nie czyni ducha złym, jak ciągłe cierpienie dziecka w wyniku niesprawiedliwego i brutalnego traktowania. Po pierwsze, niesprawiedliwość nas rani, dotyka, wprawia w rozpacz. Po drugie, gdy się przedłuża, denerwuje nas, irytuje i nie marząc o niczym innym, jak o możliwości zemsty, same stajemy się twarde, niesprawiedliwe i złe. Taki jest normalny stan biednej dwudziestolatki. Później wyjdzie za mąż, bez miłości, tylko dlatego, że musi to zrobić, jeśli chce uciec od tyranii swoich rodziców. Co się wtedy stanie? Załóżmy, że ma po kolei pięcioro dzieci; oczywiście nie będzie w stanie właściwie wychowywać swoich synów i córek. Będzie wobec swoich dzieci równie brutalna, jak jej matka i babcia były wobec niej.

Nic tak nie psuje charakteru, nie utwardza ​​serca ani nie czyni ducha złym, jak ciągłe cierpienie dziecka w wyniku niesprawiedliwego i brutalnego traktowania

(…)

Biedne robotnice! Macie tak wiele powodów do irytacji! Przede wszystkim mąż. Trzeba przyznać, że szczęśliwych domów robotniczych jest niewiele. Mąż, który posiada lepsze wykształcenie, jest szefem na mocy prawa, ale także pieniędzy, które wnosi do domu, uważa się (i faktycznie jest) o wiele lepszy od żony, która nie wnosi więcej niż on. (…) W rezultacie mąż traktuje swoją żonę przynajmniej z głęboką pogardą. Biedna kobieta, która czuje się upokorzona każdym słowem, każdym spojrzeniem, jakie rzuca jej mąż, buntuje się otwarcie lub skrycie, w zależności od charakteru. Z tego rodzą się brutalne, bolesne sceny, które kończą się ciągłym stanem irytacji pomiędzy właścicielem a służącą (można ją nawet nazwać niewolnicą, bo kobieta jest pewnym sensie własnością męża). Stan ten staje się tak bolesny, że mąż zamiast zostać w domu i porozmawiać z żoną, spieszy się do ucieczki, a ponieważ nie ma już zupełnie dokąd pójść, idzie do karczmy napić się czerwonego wina z innymi mężami nie szczęśliwszymi od niego, mając nadzieję, że odurzenie przyniesie mu ulgę.

Ta forma odwracania uwagi pogłębia zło. Kobieta, która oczekuje, że niedzielna pensja wystarczy na utrzymanie całej rodziny, wpada w rozpacz, gdy widzi, że jej mąż większość czasu spędza w tawernie. Wtedy jego irytacja osiąga szczyt, a brutalność i zło podwajają się. Trzeba zobaczyć z bliska te domy robotnicze (zwłaszcza te w najgorszej sytuacji), żeby sobie wyobrazić nieszczęście, jakiego doznaje mąż, oraz cierpienie tej żony. Od wyrzutów i obelg przechodzimy do ciosów, potem do łez, do zniechęcenia i beznadziei.

(…)

Pomiędzy nieszczęśnikami, którzy zamieszkują domy prostytucji… a nieszczęśnikami, którzy jęczą w więzieniach, ilu jest takich, którzy mogą powiedzieć: „Gdybyśmy mieli matkę zdolną nas wychować, oczywiście nie byłoby nas tutaj”.

Powtarzam, kobieta jest wszystkim w życiu robotnika. (…) Jeśli syn bogacza ma matkę, która nie jest w stanie go wychować, zapewnia jej emeryturę lub pielęgniarkę. Jeśli bogaty chłopak nie ma dziewczyny, może zająć swoje serce i wyobraźnię studiowaniem sztuk pięknych lub nauk ścisłych. Jeśli bogacz nie ma żony, nie omieszka znaleźć rozrywki w świecie. Jeśli bogaty starzec nie ma córki, znajduje starych przyjaciół lub młodych siostrzeńców, którzy bardzo chętnie zgadzają się przyjść i zagrać w jego ulubioną grę w karty, podczas gdy robotnik, któremu zakazane są wszelkie przyjemności, znajduje radość i wszelkie pocieszenie w towarzystwie kobiet z rodziny, to one są jego towarzyszkami w nieszczęściu.

Czy wy, mężczyźni, którzy wyjecie wniebogłosy, zanim zechcecie przeanalizować sprawę, zaczynacie rozumieć, dlaczego żądam praw dla kobiet? Czy rozumiecie, dlaczego chciałabym, aby kobieta zyskała w społeczeństwie całkowitą równość z mężczyzną i aby korzystała z tego na mocy prawa, jakie każda istota ma od urodzenia?

Czy wy, mężczyźni, którzy wyjecie wniebogłosy, zanim zechcecie przeanalizować sprawę, zaczynacie rozumieć, dlaczego żądam praw dla kobiet?

Domagam się praw dla kobiet, ponieważ jestem przekonana, że ​​wszystkie nieszczęścia świata biorą się z tego zapomnienia i pogardy, jaką do dziś żywi się wobec naturalnego i nieprzedawnionego prawa do bycia kobietą. Domagam się praw dla kobiet, ponieważ tylko w ten sposób zwraca się uwagę na ich edukację oraz dlatego, że edukacja mężczyzn w ogóle, a w szczególności w swoim wymiarze społecznym, zależy od edukacji kobiet. Domagam się praw dla kobiet, ponieważ jest to jedyny sposób na ich rehabilitację przed Kościołem, prawem i całym społeczeństwem, a także dlatego, że przywrócenie kobiet społeczeństwu jest konieczne, aby sami pracownicy mogli zostać zrehabilitowani. Całe zło klasy robotniczej można podsumować w dwóch słowach: nędza i ignorancja, ignorancja i nędza. Teraz widzę tylko jeden sposób wyjścia z tego labiryntu: zacząć od edukacji kobiet, ponieważ kobiety odpowiadają za wychowanie dzieci płci męskiej i żeńskiej.

 

Przekład wybranych fragmentów „Związku Robotniczego (Union ouvrière)” został dokonany na podstawie wydania:

Tristan, „Union ouvrière (2e édition, contenant un chant: La Marseillaise de l’atelier) par Mme Flora Tristan”, Chez tous les librairies, Paris 1844.

 

 

[1] J.-L. Puech, „Le proudhonisme et l’Association internationale des travailleurs”, Forgotten Books, London 2018.

[2] M. Vargas Llosa, „Raj tuż za rogiem”, przeł. D. Rycerz, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2003, s. 7.

[3] P. Gauguin, „Ouviri: écrits d’un sauvage”, Gaillimard, Paris 1989, s. 270.

[4] A. Breton, Flora Tristan (1803–1844). Correspondance inédite, „Le Surréalisme même” 1957, nr 3, s. 4.

[5] F. Engels, K. Marks, „Święta rodzina, czyli krytyka krytycznej krytyki”, [w:] „Dzieła”, t. 2, przeł. T. Kroński i in., Książka i Wiedza, Warszawa 1961, s. 21.

[6] Tristan odnosi się do powstania tkaczy w Lyonie w 1831 roku. Trzy lata później doszło do kolejnych zamieszek, kiedy to w ciągu pięciu dni zginęło 1200 osób. Zarówno w Paryżu, jak i w Lyonie zakazano wówczas zgromadzeń więcej niż dwudziestu osób (przyp. tłum.).

Flora Tristan
(1803-1844) francusko-peruwiańska pisarka, myślicielka i działaczka socjalistyczna. Argumentowała, że postęp w zakresie praw kobiet jest bezpośrednio powiązany z emancypacją klasy robotniczej. Reprezentowany przez nią feminizm socjalny zawierał elementy mistyczne i religijne.
Karolina Kulpa
tłumaczka, pedagożka, doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Humanistycznych UW w dyscyplinie literaturoznawstwo. Interesuje się teorią literatury, filozofią społeczną i polityczną, międzywojenną krytyką literacką oraz wszystkim, co wiąże się z dobrą dydaktyką.
NASTĘPNY

recenzja  

Szympans podaje gorylowi kamień, w zamian chce dostać od niego banana

— Dawid Kujawa