fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Dobre tytuły potrafią zagnieździć się w mózgu jak ziarenko i pączkować samowolnie w różnych kierunkach, jeszcze zanim podejmie się lekturę. W przypadku zbioru opowiadań mało znanej w Polsce pisarki języka jidysz Fradl Sztok, wydanego w kwietniu w przekładach Belli Szwarcman-Czarnoty, Krzysztofa Modelskiego i Karoliny Szymaniak, tytuł szkicował mi w głowie obrazy fantazyjnej modernistycznej kobiecości, a do tytułowych białych futer dodawał długie łańcuchy pereł, atłasowe rękawiczki za łokieć i inne gadżety stylowych flapperek. Moja wyobraźnia wywiodła mnie jednak na manowce – ostatecznie w światach przedstawionych opowiadań nie pojawia się nawet rzeczone futro. Choć może nie są to do końca manowce, a raczej – granice tychże światów przedstawionych, bowiem sfera wyobrażonego gdzieś, niezwykle u Sztok ważna, często sygnalizowana jest właśnie obietnicą składaną przez futerka, aksamity, jedwabie i atłasy, nieważne czy istniejące, czy wymyślone. Między innymi dzięki takim liminalnym obiektom i pragnieniom transgresji, które owe obiekty wyzwalają, opowiadania Sztok zdają się uderzająco bliskie, mimo silnego osadzenia (lub właśnie dzięki niemu) w podwójnej lokalności żydowsko-amerykańskiej pisarki z Galicji.

„Do niedawna Fradl Sztok była w literaturze jidysz postacią tajemniczą…” – taką diagnozą rozpoczyna swój wstęp do „Białych futer…” Karolina Szymaniak i istotnie, można to odczuć nawet po krótkim researchu. W internetowych biogramach Fradel Shtok aka Frances Zinn często określana jest właśnie jako zapomniana czy tajemnicza. Jest także uznawana za pionierkę i wyjątkową pisarkę języka jidysz, śmiało opisującą wewnętrzne przeżycia żydowskich kobiet. Wiadomo, że urodziła się w 1888 roku w Skale Podolskiej, po wczesnej śmierci matki i aresztowaniu ojca (za nieumyślne spowodowanie śmierci podczas bójki) pisarka została sierotą. Zaopiekowała się nią wówczas siostra ojca, ciotka Cypora, której zresztą zadedykowane jest jedno z opowiadań zbioru. W wieku dziewiętnastu lat Sztok wyemigrowała w jej towarzystwie do Nowego Jorku. Amerykańskie losy pisarki, podobnie zresztą jak galicyjskie, pozostają otoczone nimbem tajemnicy: prawdopodobnie pracowała jako szwaczka, wyszła za mąż, rozwiodła się, wylądowała w szpitalu psychiatrycznym i przede wszystkim – pisała. W 1910 roku ukazał się jej debiut poetycki, napisała sztukę, a w 1919 opublikowała omawiany w niniejszym tekście zbiór opowiadań. Jak zauważa Szymaniak, teksty Sztok ukazywały się także w rozmaitych antologiach, pismach literackich i ważniejszych dziennikach języka jidysz („Forwerts”, „Der Tog”, „Fraje Arbeter Sztime”). Sztok próbowała publikować także po angielsku, ale nie została zbyt dobrze przyjęta, co negatywie wpłynęło na rozwój jej twórczości. Spotkał ją los charakterystyczny dla wielu artystek modernizmu: mizoginia uniemożliwiła nie tylko docenienie jej pisarstwa, ale ostatecznie najprawdopodobniej doprowadziła Sztok do całkowitego zawieszenia kariery artystycznej. O jej późniejszym życiu niewiele wiadomo. W latach 50. przebywała w szpitalu psychiatrycznym w Carlton w Minnesocie i zmarła w 1990 roku w szpitalu Rockland w Stanie Nowy Jork[i]. Wiadomo, że obie instytucje stosowały drastyczne, choć powszechne w tamtym czasie metody „leczenia” – elektrowstrząsy i lobotomie. Ostatnie 40 lat życia Sztok pozostaje więc niepokojąco nieme: dostępne teksty jej autorstwa pochodzą jedynie z pierwszej połowy XX wieku.

Opowiadania Sztok zdają się uderzająco bliskie, mimo silnego osadzenia (lub właśnie dzięki niemu) w podwójnej lokalności żydowsko-amerykańskiej pisarki z Galicji

Między „ogrodem Wiśniowieckiego” a złotym krajem

Wyraźnie obecne w opowiadaniach Sztok są zbiorowość i jej specyficzne, naznaczone obyczajem żydowskim i aspiracyjną małomiasteczkowością „się”. „Wiele osób mówiło”, „mówiono”, „ktoś pomyśli”, „ludzie patrzą” – frazy te nawiedzają bohaterów obsesyjnie porównujących się do innych, budujących swoje tożsamości poprzez podpatrywanie cudzych zachowań albo wyraźne odcinanie się od nich. Poza kwestiami religijnymi i kulturowymi głos społeczności ewokuje u Sztok także kwestie klasowe (głód, wstyd, próby awansu) i genderowe (zwłaszcza oczekiwania wobec kobiet, np. dotyczące zgolenia włosów po ślubie). W efekcie przedmiotem wielu opowiadań staje się zagadnienie transgresji: osią narracji jest pytanie o to, na co pozwolą sobie bohaterka czy bohater, nie tylko wobec rodziny i społeczności, ale i samych siebie – niepewnych, na co się zdobędą i czego właściwie szukają. Prawdopodobnie dlatego tak powszechnymi afektami są niezdecydowane i rezygnacja – pojawiające się w ostatniej chwili i mimo dojmującej siły samego pragnienia. Wiele opowiadań kończy się niedopełnioną transgresją, dając równocześnie poczucie, że przy kolejnym powtórzeniu logiki fabularnej – przekroczenia nakazu, rezygnacji z powinności na rzecz fantazji – zmiana mogłaby się faktycznie wydarzyć. Wiele bohaterek i wielu bohaterów jest jednak zbyt młodych, zbyt życiowo pogubionych albo zbyt przywiązanych do tradycji, by sprostać własnym pragnieniom czy nawet wiedzieć, czego chcą.

Ich niedookreślone chcenie przybiera oczywistą trajektorię w logice geograficznej ucieczki i społeczno-ekonomicznego awansu – z biednego i zaściankowego „tu i teraz” galicyjskiego miasteczka (czy wręcz: lokalnego cmentarza zwanego „ogrodem Wiśniowieckiego”) ku „złotemu krajowi”, czyli wyidealizowanej Ameryce. W niektórych opowiadaniach ucieleśnieniem fantazji o lepszym gdzieś staje się także wielkomiejskie centrum imperium, Wiedeń (sam język niemiecki bywa sygnałem kierunku aspiracji bohaterek), a w jednym opowiadaniu nawet Rosja (tytułowe „Białe futra”). Świat przedstawiony opowiadań Sztok budują zatem dwa plany – na zmianę odwiedzamy Nowy Jork (np. w opowiadaniach „Przemówienie”, „Statystyka”, „Myśliciel”) i miasteczko inspirowane rodzinną Skałą nad Zbruczem (m.in. w „Pierwszym pociągu”, „Przy młynie”, „Łachmytach”). Najwyraźniejszą oznaką zmiany jest język: z opowiadania na opowiadanie swojskie jidysz zamienia się na nieporadny inglisz (zwłaszcza w opowiadaniach takich jak „Siostry”, „Taniec” czy „Karty”). Przeskakiwanie między dwoma planami w ciekawy, bo nieciągły sposób konstruuje opowieść o migracji, opartą w dużej mierze na doświadczeniach samej Sztok. Czytamy więc o ludziach zmęczonych biedą, zaściankowością, koniecznością przestrzegania zasad – prawdopodobnie także antysemityzmem, choć ten nie pojawia się u Sztok wprost – ludziach usilnie pragnących czegoś innego niż to, co swojskie, którzy w kraju emigracji zaczynają z kolei obawiać się utraty tożsamości bez obietnicy uzyskania nowej.

Kolczyki z porzeczek i żeby nigdy nie ścięli warkocza

Jednym z elementów świata przedstawionego, który najbardziej rzucił mi się w oczy podczas lektury opowiadań Sztok, były owoce przewijające się przez dłonie, kieszenie, uszy i przełyki bohaterek. Dotyczy to przede wszystkim opowiadań małomiasteczkowych, których plenery są z reguły bliższe naturze niż plan nowojorski. To w Galicji natrafiamy na kolczyki z porzeczek i prażone migdały („Migdały”), soczyste wiśnie („Przy młynie”), figi („Zimowa zabawa”) i przede wszystkim roślinę o cierpkich owocach, którą musiałam zgooglować, czyli kalinę („Pierwszy pociąg”, „Kaliny”). Słodkie i kwaśne owoce dosłownie są u Sztok tym, czego się chce, choć chcieć się nie powinno – ze względu na biedę czy po prostu nakaz powściągliwości. Odnoszą się więc do bardziej znaczących i również koniecznych do stłumienia pragnień: pożądania seksualnego czy miłości. Często można wręcz mieć wrażenie, że jako takie odsyłają nas/bohaterki jeszcze o poziom wyżej, całkowicie poza margines możliwości – ku tej inności i zewnętrzności, które znajdują się poza zasięgiem naszej/ich wyobraźni. Podobną funkcję, dodatkowo zwracającą uwagę na genderowy aspekt prozy Sztok, pełnią w jej opowiadaniach włosy. W tradycji żydowskiej ścinane na znak zamążpójścia stają się u pisarki symbolem nie tyle samej młodości, ile związanych z nią niezdeterminowaniem przyszłości i (zaprzepaszczoną) szansą na przeżycie życia po swojemu.

Słodkie i kwaśne owoce dosłownie są u Sztok tym, czego się chce, choć chcieć się nie powinno – ze względu na biedę czy po prostu nakaz powściągliwości

(Nie)obecność włosów sygnalizuje lub związana jest z wieloma afektami: dumą („Pierwszy pociąg”), hamowanym lub nie ekscesem sensualności i seksualności („We wsi”, „Zimowa zabawa”) i przede wszystkim przekorą czy buntem („Migdały”, „Synowa Hildy Gilt”). W takiej funkcji najwyraźniej wybrzmiewają w jednym z ciekawszych opowiadań ze zbioru, zatytułowanym wprost „Obcięte włosy”. Często reakcją na własną transgresję są u bohaterek Sztok lęk i wstyd, pojawiające się w sekundę po tym, gdy się na nią zdecydowały lub wręcz już wtedy, gdy po prostu o niej pomyślały. W „Obciętych włosach” choć owdowiała Ester decyduje się wyjść z domu z odsłoniętą nieogoloną głową, w chwili gdy zostaje „nakryta”, natychmiast traci poczucie radości i sensu – społeczny ostracyzm uniemożliwia jej przeżycie satysfakcji płynącej z własnej transgresji. Inne opowiadania, w których dochodzi do jakiegoś przekroczenia, kończą się podobnie implozyjnie: albo nie dowiadujemy się, do czego podążenie za pragnieniem doprowadza bohaterów, albo znajdujemy ich pogrążonych w ambiwalencji, nie do końca zdolnych znieść ciężar swoich decyzji. Rejzele, główna bohaterka „Kalin”, zamiast kupić naftę do lampy, pięciokrajcarową monetę wydaje na bukiet świeżych kalin. Ochota na owoce nie jest jedynie spontanicznym kaprysem, ale odbiciem innego afektu – fascynacji hrabiczem, synem ministra. Poczucie obowiązku i zawstydzenie mieszają się w niej z dogłębnym pragnieniem – przyciąga ją nie tylko sam młodzieniec, ale także obietnica awansu klasowego, którą on ucieleśnia. Opowiadanie kończy się, gdy Rejzele puszcza się w bieg za chłopakiem. W jej myślach kołaczą sprzeczności: „Dlaczego kaliny są gorzkie?… A skoro są gorzkie, dlaczego są tak dobre?… A skoro serce bije mocniej, gdy ich nie ma, dlaczego bije też mocniej, gdy są?”.

Jak świnia do tańca”. Taneczność frazy

Owoce nie są jedynym powtarzającym się elementem opowiadań Sztok. W oczy rzucają się także monety – wartość pieniędzy, brak pieniędzy, pieniądze własne i cudze, te, które się należą i te, których się potrzebuje. Najbardziej poruszające w „Białych futrach” są właśnie opowiadania dotyczące biedy i relacji klasowych. Choć pieniądze i ich brak, a także kwestia aspiracji pojawiają się w co najmniej kilku z nich, najwnikliwiej można przyjrzeć się tym tematom zwłaszcza w opowiadaniach „Na życie”, wspomnianych już „Obciętych włosach” i „Szewstwie”. W dwóch pierwszych tekstach powtarza się problem poczucia wstydu z powodu głodu czy przekonania, że nie powinno się do niego przyznawać, tj. „płakać o chleb”. Praca – głównie krawiectwo, element biograficzny – jest powracającą powinnością, wehikułem zmiany, sygnałem, że awans społeczny powinien odbyć się wysiłkiem jednostki. Alternatywą jest ucieczka. „Zapatycze”, omijana przez społeczność dzielnica biedy, usytuowana jest niepokojąco blisko cmentarza, najlepiej więc uciec z niej najdalej jak to możliwe – za ocean. „Szewstwo” jest być może najbardziej przejmującym z opowiadań, bo relacjonuje rozwijającą się przepaść klasową między ojcem i synem. Ojciec szewc posyła syna na studia, co samo w sobie wywołuje społeczne poruszenie. Inwestycja ma się zwrócić w zmianie statusu, pozwolić mu z rzemieślnika przeistoczyć się w ojca studenta. Okazuje się jednak, że nawet jeśli awans obejmie nominalnie ojca, wytworzy trudną do przekroczenia przepaść psychiczną. Choć szewc chwali się synem na prawo i lewo – w domu modlitwy i w pracy – gdy syn wraca do domu, ojciec wstydzi się spojrzeć mu w oczy, bo nagle pasuje do niego „jak świnia do tańca”.

Awangardowość opowiadań Sztok przejawia się nie tylko w centralizacji postaci zwyczajnych czy społecznie marginalizowanych – kobiet, dzieci, migrantów, biedaków, ludzi dziwnych, o niejasnych zamiarach i niesprecyzowanych pragnieniach. Ważne są także kwestie formalne. Jej opowiadania są językowo soczyste i mają charakterystyczną, wirującą rytmikę – frazy powtarzają się w wyliczankach czy nawracających myślach bohaterek, a krótkie, zwarte dialogi kontrastują z dłuższymi opisami czy monologami wewnętrznymi. Szymaniak pisze także o somatyczności i taneczności prozy żydowskiej pisarki. Jej zdaniem to właśnie cielesny, sensualny wymiar doświadczeń bohaterów umożliwia przeżycie – nawet jeśli tylko chwilowego czy wręcz pozornego – wrażenia wolności. Literacko niezwykle ważny jest sam język, a raczej języki, przeplatające się ze sobą jidysz i inglisz, obecność wschodnioeuropejskiej idiomatyki, germanizmów i, jak zauważa Szymaniak, nieco trudniejszych do wyłapania w polskim przekładzie slawizmów. Dzięki specyfice języka Sztok trzydzieści osiem kilkustronicowych opowiadanek zbioru – choć upstrzonych charakterystycznymi indywiduami – zachowuje tematyczny i stylistyczny rygor.

Jej opowiadania są językowo soczyste i mają charakterystyczną, wirującą rytmikę – frazy powtarzają się w wyliczankach czy nawracających myślach bohaterek

Promując „Białe futra”, wydawnictwo porównywało Sztok do Woolf i Plath („Sylvia Plath meets Virginia Woolf but make it Jewish!”), zapewne zarówno ze względu na awangardowy wymiar pisarstwa, jak i kwestię choroby psychicznej (choć u Sztok temat ten nie pojawia się w opowiadaniach wprost, porównanie zakładałoby więc, że znajomość jej biografii uprawomocnia interpretowanie twórczości z perspektywy wiedzy o późniejszej hospitalizacji). To oczywiście chwytliwy gest promocyjny (zadziałał!), warto jednak myśleć o twórczości Sztok samodzielnie, w skali jej własnej – silnie związanej z wczesną biografią autorki i doświadczeniem transoceanicznej migracji – wyjątkowości. Lektura opowiadań z jednej strony wzbudza rodzaj nostalgii za opisywanym definitywnie minionym światem – nawet jeśli spróbujemy nie używać soczewki Zagłady, która wydarzyła się niedługo później – życie mieszkańców fikcyjnej Skały toczy się na granicy zmiany technologicznej, kulturowej i społecznej; wiadomo też, że opowiadania były pisane zza oceanu, retroaktywnie. Z drugiej strony wyjątkowy język Sztok wprawia opisywane światy w ruch, tworząc wrażenie namacalności, bliskości i dojmującej współczesności pragnień i doznań bohaterek. Dzięki temu podczas lektury zdaje się, że ich mniejsze i większe gesty transgresji, niesprecyzowane chęci i zinternalizowane głosy wspólnoty są niemal nasze.

 

[i] Informację tę weryfikuje Szymaniak w swoim wstępie. Jak pisze, „Do niedawna uważano, że Fradl-Frances Zinn zmarła w Kaliforni 31 grudnia 1952 roku – jak podejrzewała Helen Kenvin. Allison Schachter odkryła jednak, że – po raz kolejny – pomylono osoby i pisarkę ponownie przedwcześnie uśmiercono”. I później: „Fradl Sztok / Fradel Stock zmarła w szpitalu Rockland State Hospital w 1990”.

Fradl Sztok

„Białe futra i inne opowiadania”, Fame Art, Lublin 2024, s. 224

Teresa Fazan
badaczka, autorka tekstów, absolwentka filozofii i gender studies. Pisze doktorat, pisuje recenzje, spisuje wywiady.
redakcjaBarbara Rojek
korekta Lidia Nowak

Fradl Sztok

„Białe futra i inne opowiadania”, Fame Art, Lublin 2024, s. 224

POPRZEDNI

recenzja  

Rozwiązać nierozwiązywalne: o konflikcie izraelsko-palestyńskim i wirusie prawicowego autorytaryzmu

— Piotr Kendziorek

NASTĘPNY

recenzja  

Pisanie snajperskie

— Monika Helak