fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Marcin Świetlicki
polski poeta, dziennikarz, prozaik, wokalista zespołów Świetliki, Zgniłość, Najprzyjemniejsi. Ostatnio wydał tom próz poetyckich „Drobna zmiana”. Od listopada 2016 ad-ministrator fanpage’a „Marcin Świetlicki INFO”. Mieszka w Krakowie.

Jacek Wiaderny: Coś na rozgrzewkę. Czy zgodzi się Pan z takim stwierdzeniem: „Gdybym mówił językami laptopów i smartfonów, / a człowieczeństwa klasycystów bym nie znał, / byłbym jak #hasztag brzęczący, error 404.”?

Marcin Świetlicki: A co tu jest do zgadzania się? Zgrabny wierszyk. Błahy, lecz zgrabny.

„Szanowni Państwo, w dniu dzisiejszym wydarzyła się rzecz szczególna. Marcin Świetlicki założył własną stronę fejsbukową. Niestety, Drodzy Grafomani i Hejterzy, będzie to strona wyłącznie informacyjna. Sprawy niezwiązane z książkami, koncertami i spotkaniami z Autorem nie będą rozpatrywane. Całuski i uściski.” (z dopiskiem „Ale komórki nie kupię sobie nigdy!”) – to Pana pierwszy post na fanpage’u Marcin Świetlicki INFO. Nie wiem jak z komórką, ale z tymi „sprawami niezwiązanymi” to chyba nie do końca tak było. Facebook Pana wciągnął?

Na chwilę. Przez kilka miesięcy byłem niekonsekwentny, umieszczałem rzeczywiście wpisy niezwiązane z książkami i koncertami, żeby sprawdzić, co się będzie działo. Trochę się pobawiłem, popróbowałem różnych możliwości, ale to nudne jest i raczej niepotrzebne. Efekt jest kompletnie nieciekawy. Poza poinformowaniem zainteresowanych, że mam koncert, że wydałem książkę, nie widzę żadnych innych pozytywów. Obserwowałem działalność internetową różnych pisarzy i okazuje się, że są tacy, którzy w te różne blogi i faceboooki wierzą. Ale to trzeba mieć tak rozdęte ego, jak Jacek Dehnel, trzeba być w sobie samym bardzo zakochanym i sobą zachwyconym. Ja niestety nie potrafię tak funkcjonować. Najbardziej fascynujące są młode pisarki i młodzi pisarze, którzy nie napisali jeszcze niczego istotnego, ale ich autoprezentowanie się w internecie jest bardzo imponujące. To mnie zachwyca i rozśmiesza.

„Przyszedłem przebadać tę okolicę, jak najwięcej nabrać, zagarnąć i nakłamać. […] Piszę po ścianach. Obśmiewam mieszkańców w mieszkaństwie zatwardziałych” coś w tym stylu?

Chciałem się rozejrzeć po tej okolicy, zbadać na czym to wszystko polega. Ale to nie jest prawdziwe życie, to jakiś taki nieciekawy narkotyk. Szkoda czasu na takie zabawy. Oczywiście nikogo nie przekonam do takiego poglądu, to moje osobiste zdanie. Żaden zagorzały narkoman nie zniesie krytyki jego ukochanego narkotyku – zażywajcie sobie, proszę bardzo, ale już mnie tym nie częstujcie, dziękuję.

Mimo wszystko istnieje kilka podobieństw między Pańską działalnością a życiem sieciowym. Chociażby odnajdywanie się w figurze Błazna.

Ale figura Błazna w internecie i figura Błazna w literaturze różnią się jakościowo. Wiadomo na czyją korzyść.

„Drobna zmiana” lepiej podsumowuje rządy PiS-u niż „Ucho prezesa”?

Moja książka niczego nie podsumowuje, napisana została na początku rządów tej partii,  starałem się oddać klimat tamtego czasu, ale nie jest to książka o polityce, jest to książka o czasie i samotności. Natomiast „Ucho prezesa” jest wyłącznie o polityce, czasem śmiesznie, czasem niezbyt śmiesznie pokazuje rządzących. Ale za kilkanaście lat będzie to niezbyt zrozumiałe. Kogo wtedy będzie obchodziło to stado matołów? Stawiane przez nich pomniki zastąpione będą przez inne pomniki, a o ile nie narozrabiają za bardzo, zostaną kompletnie zapomniani.

A co Pan myśli o publikowaniu wierszy na portalu społecznościowym? Pan zrobił tak trzykrotnie, jeśli mnie pamięć nie myli: z „Jedenastym listopada”, z „Gowinem samym w Nowym Jorku” oraz z „Wierszykiem z 19 grudnia”. Przepraszam za akademickie wyrażenie, ale to przecież zupełnie nowe medium, niedostępne w czasach, powiedzmy,  bruLionu”. W recenzji z „Delty Dietla” Maciej Woźniak zapisuje takie zdanie: „[Marcin Świetlicki] wpuszcza liryczne frazy w krwiobieg potocznej polszczyzny”. Myśli Pan, że w przypadku Internetu tak się właśnie dzieje z Pańską twórczością?

Na pewno nie. A swoją drogą – proszę porównać zainteresowanie, jakie budzą moje kiedyś opublikowane i zeskanowane z książek wiersze na stronie Marcin Świetlicki, która nie jest przeze mnie prowadzona a zainteresowanie nowymi wierszami na mojej stronie. Wynika z tego, że nikt ich nie potrzebuje. Hi, hi. Lepiej i bezpieczniej pochwalić wiersz, który już się zna. Już nie będę publikował nowych wierszy na stronie MŚ INFO, bo to bez sensu. Wywołuje to najwyżej wpisy grafomanów typu: „Słabe! Proszę zapoznać się z moimi wierszami” – i tu link. A jeśli ktoś akceptuje taki wiersz, to umieszcza serduszko czy jakieś tam inne gówno. Co mnie to obchodzi? Niech sobie kupią książkę, zrobią swoją komóreczką zdjęcie wiersza i wrzucą. I umieszczą to swoje „lubię to”. Skoro mają ochotę. Skoro dopiero wtedy rozumieją. Skoro mają tak sformatowane mózgi.

Już nie będę publikował nowych wierszy na stronie MŚ INFO, bo to bez sensu. Wywołuje to najwyżej wpisy grafomanów typu: »Słabe! Proszę zapoznać się z moimi wierszami« – i tu link.

A gdyby jakieś internetowe pismo krytycznoliterackie poprosiło Pana o wiersz?

Już prosili kilka razy, ale zdecydowanie odmawiam. W prasie też już nie publikuję. To nie ma sensu. Chcą moich wierszy nie dlatego, że chcą ich naprawdę. Zależy im na tym, żeby napisać: „w naszym piśmie publikował Świetlicki”. Najczęściej się tak zdarza, że chcą do pierwszego numeru, na rozpęd, dla reklamy, a potem zapełniają przestrzeń swoimi wytworami.

Ma Pan jakiegoś komentatora, którego aktywność wyjątkowo się Panu spodobała/obrzydła? Osobiście jestem entuzjastą użytkownika Marcin Kwiecień, który nawet pod zdjęciem Bogarta z psem napisał: „Na zapleczu knajpy z chińskim żarciem?”

Och, nie przesadzajmy, aż tak mocno się nad komentarzami nie skupiam. Rozczulę się czasem, czasem się rozśmieszę, czasem stuknę się w czoło. Ale bez przesady. Ja już się przyzwyczaiłem do tego, że o ile mój przekaz jest dość prosty, to i tak wiele osób go nie pojmuje. Widocznie tak być musi. Ale oczywiście – czasami ujawniają się wrażliwi, dowcipni i rozumni czytelnicy. Tylko dlaczego są mniejszością?

To trochę takie Lemowskie rozczarowanie: „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”?

Ja podejrzewałem, że istnieje ich wielu, ale rzeczywiście – kto by pomyślał, że aż tylu? To może dobrze, że się ujawniają dzięki internetowi. Miałem różnych znajomych, którzy bali się wyjawić prosto w oczy, co kłębi się w ich móżdżkach. Dzięki ich wpisom internetowym wiem, co myślą. I wiem już teraz z kim się nie zadawać. To zbawienne.

Muszę zapytać o Dodagate. Naprawdę odezwali się do Pana prawnicy Dody? Na pewno wkręcił (strollował) Pan Pudelka i spore grono internautów.

Nikt się nie odezwał. To takie żarty tylko. Wystarczy napisać DODADODADODA, a zainteresowanie jest ogromne. Tak niewielu potrafi zaakceptować ironię, żarcik. Co ci ludzie mają w główkach? Skąd oni się wzięli? Kto ich zaprogramował? To fascynujące. Ale tylko przez chwilę. To wszystko jest takie przewidywalne. Wystarczy, że ktoś umrze, a natychmiast pojawiają się komentarze typu: „Jednego Żyda mniej” albo „Nigdy o nim nie słyszałem”. Nie wspominając o wychodzących ewidentnie spod jednej sztancy komentarzach politycznych. Ktoś musi programować użytkowników internetu. To niemożliwe, żeby ludzie byli jednakowymi idiotami. Nawet idioci powinni jakoś się różnić.

Ktoś musi programować użytkowników internetu. To niemożliwe, żeby ludzie byli jednakowymi idiotami. Nawet idioci powinni jakoś się różnić.

Ciekawi mnie też biblijny język, którego używa Pan do opisu Internetu: „To szatan puszcza emaile”, „to jest babilon i nasienie szatana”. Coś się za tymi złowieszczymi frazami kryje, czy to wyłącznie taka gra?

Miałem słuszne przeczucie, pisząc te zdania. Przyjrzałem się temu dokładniej już po napisaniu i jeszcze więcej szatańskości w tym zobaczyłem. Mówię to poważnie zupełnie. Spróbowałem, zobaczyłem, poczułem, że to nie dla mnie. I już.

Jeśli już przy tym jesteśmy, czy któraś z metafor Internetu jest Panu bliższa? Istnieje kilka, np. Internet jako ocean, morze, po którym można surfować (i nurkować). Albo Internet jako Bestia, Moloch. Albo Internet jako Matrix, ucieczka z rzeczywistości.

Najchętniej traktowałbym go jako trochę szybsze źródło informacji. Nie zawsze rzetelnej- trzeba odsiewać ziarna od plew. Na pewno internet (ja piszę to słowo z małej litery) dla mnie nie jest Bogiem. Na pewno nie jest dla mnie Dobrem. A dla wielu jest. Dla wielu jest nawet Kwintesencją Życia. To obrzydliwe.

To brzmi jak ekskomunika. Myśli Pan, że papież Franciszek powinien zakazać Internetu?

Nie jestem powołany do tego, by mówić, co powinien Papież. Do tego powołani są polscy katolicy. Ja jestem za zbagatelizowaniem internetu, zepchnięciem go do roli jednego z wielu narzędzi poznawania świata. Jechałem kiedyś kilka godzin ze znajomym w jednym autobusie. Ani razu nie oderwał wzroku od ekranu, a za oknem biegały stada sarenek, a niedaleko siedziała przepiękna kobieta, a jacyś ludzie prowadzili bardzo interesującą rozmowę… i tak dalej. Sarenki i kobiety w internecie również można zobaczyć, być może nawet w lepszej rozdzielczości niż w rzeczywistości, ale coś tu nie gra…

Michał Cichy w swojej nowej książce pisze: „obraz świata zasłania i zastępuje świat rzeczywisty”.

Ciekawe, czy to jest nieodwracalne? Ciekawe, co będzie dalej.

„Telefon to substytut Boga” podobnie o pogańskich bożkach, fetyszach mówili portugalscy misjonarze w Afryce. Myśli Pan, że smartfon z dostępem do Internetu może stać się takim fetyszem, złotym cielcem, który przesłania możliwość prawdziwej epifanii (niekoniecznie religijnej)?

Tak. Najprawdopodobniej tak. Ale zapewne niebawem pojawią się nowe złote cielce… Ciekawe, co jest na samym szczycie tej piramidy. Bardzo ciekawe. To trochę frustrujące – być mrówką, która nie mieszka w mrowisku, która włóczy się po obrzeżach mrowiska. Trochę frustrujące, ale niczego nie żałuję.

Marcin Świetlicki
polski poeta, dziennikarz, prozaik, wokalista zespołów Świetliki, Zgniłość, Najprzyjemniejsi. Ostatnio wydał tom próz poetyckich „Drobna zmiana”. Od listopada 2016 ad-ministrator fanpage’a „Marcin Świetlicki INFO”. Mieszka w Krakowie.

Jacek Wiaderny
ur. 1994, student kulturoznawstwa w Kolegium MISH UW. Pisze pracę dyplomową o powieści „Bez dogmatu” Henryka Sienkiewicza. Publikował m.in. w „Nowej Orgii Myśli”, „Niewinnych Czarodziejach”, „Ha!arcie”, „eleWatorze”. W tym roku nie ukazała się żadna książka jego autorstwa.
POPRZEDNI

rozmowa  

Błąd jest błogosławieństwem

— Andrzej Frączysty

NASTĘPNY

rozmowa  

Po omacku – dwugłos o tomiku „W” Marcina Sendeckiego

— Jakub Nowacki, Weronika Janeczko