fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

„Historia pracy. Nowe dzieje ludzkości” to próba streszczenia historii pracy od początku ludzkiego świata, a jej autor, Jan Lucassen to pewnie jedna z najbardziej kompetentnych osób, które w ogóle mogły tego typu książkę napisać. Holenderski historyk zajmujący się społeczną historią pracy jest aktywny na tym polu od lat 80. XX wieku. Badał w kontekście pracy między innymi migracje, globalizację czy organizacje pracownicze. Jest współtwórcą podejścia global labour history – szkoły programowo wykraczającej poza standardowe sposoby analizy pracy, domyślnie dookreślające swój przedmiot jako pracę zachodnią, płatną, produkcyjną i z gruntu kapitalistyczną (w 2008 roku Lucassen wydał chociażby „Global Labour History. A State of the Art” w wydawnictwie Peter Lang). W swoim podejściu, którego przykładem jest omawiana książka, stara się przekroczyć: „(…) opis współczesnego świata zdominowany przez perspektywę północnoatlantycką, gdzie zasadniczą rolę odgrywają pojęcia takie jak »nowoczesny« i/lub »kapitalistyczny«” (s. 19) To założenie organizuje strukturę „Historii pracy…” – książki, która w moim przekonaniu stanowi całkiem udaną próbę przełożenia gromadzonych przez ponad 30 lat pracy akademickiej naukowych rozpoznań autora na publikację o charakterze popularnonaukowym.

 

Programowy uniwersalizm

Kluczowe dla całego przedsięwzięcia Lucassena jest zdefiniowanie pojęcia pracy – ustalenie jego zakresu w bezpośredni sposób przekłada się na dalsze możliwości doboru i problematyzacji materiału. Przyjmuje on perspektywę globalną i uniwersalną, to znaczy zakłada, że:

(…) ludzie jako istoty pracujące są do siebie na tyle podobni w różnych epokach i miejscach – względnie ich możliwości są ograniczane w podobny sposób – że można prześledzić ich dzieje na całym świecie i od samego początku (s. 21).

Jego badanie odnosi się więc czasowo do całej historii homo sapiens (na przykład pierwszy rozdział obejmuje zakres bagatela 700000–10000 p.n.e), a geograficznie do całego globu (w początkowych rozdziałach Europa w ogóle się nie pojawia). Podobnie Lucassen przyjmuje najszerszą możliwą definicję pracy: „Sam za pracę uważam wszystkie ludzkie zajęcia wykonywane poza czasem wolnym” (s. 29).

Mamy więc do czynienia z tekstem bardzo obszernym, który na dodatek operuje pojęciami o co najmniej szerokim zakresie. Autor, wyprzedzając oczekiwania osób czytelniczych, informuje na samym początku, że w książce nie dostaniemy skomplikowanych modeli i analiz: „Niektórym czytelnikom może brakować w moich rozważaniach rozbudowanych dyskusji teoretycznych i historiograficznych (s. 22)”. Dostaniemy za to kompendium doświadczeń ludzi pracujących, bo autor kładzie nacisk na to: „jak dokładnie wygląda praca: na opisach codziennych praktyk mężczyzn i kobiet kiedy to tylko możliwe, przedstawianych za pomocą ich własnych słów lub obrazowań” (s. 22). I to jest właśnie stawka, o którą gra Lucassen: „(…) oddać sprawiedliwość doświadczeniom jak największej liczby ludzi pracy – z przeszłości i teraźniejszości – bez względu na pochodzenie kulturowe, etniczne czy społeczne”, właśnie poprzez nagromadzenie opisów ich pracy.

Dostajemy kompendium doświadczeń ludzi pracujących

W trakcie lektury obszernej pracy Lucassena obserwujemy przesunięcia i zmiany typów aktywności analizowanych jako praca: od zbieractwa i polowania, przez rolnictwo, po rzemiosło i handel i dalsze specjalizacje zawodowe. Autor stosuje spójną siatkę pojęciową, której używa do opisu różnorakich aktywności ludzi trwających od setek tysięcy lat. Buduje tę siatkę ze znanych pojęć (takich jak praca najemna, samozatrudnienie itp.) i radykalnie rozszerza ich zastosowanie. W konsekwencji oznacza to, że korzysta z jednolitego aparatu pojęciowego do opisu zupełnie różnych momentów historycznych i przestrzennych. Nie będzie przesadą powiedzenie, że w akademickiej socjologii pracy takie poczynania nie miałyby prawa bytu.

Perspektywa teoretyczna Lucassena składa się z trzech poziomów. Najpierw wyróżnia on trzy sposoby organizacji pracy, które w jego przekonaniu stanowią matrycę dla całej historii pracy i organizacji społeczeństw: to systemy wzajemnościowe (w których towary i usługi wymienia się w sposób niezorganizowany między małymi społecznościami), systemy redystrybucyjne oparte na daninach (bazujące na centralnej władzy przejmującej i rozdzielającej część owoców pracy) oraz gospodarki rynkowe (oparte na rynku towarów i rynku pracy, zorganizowanych za pomocą pieniądza). Dalej autor pisze o podziale sposobów społecznej organizacji pracy ludzkości na dwa typy: pracę zorganizowaną przez stosunki wewnętrzne (oparte na wzajemności i charakterystyczne dla grup zbieraczych) oraz pracę zorganizowaną przez stosunki zewnętrzne (czyli organizację pracy zapośredniczaną przez instytucje i wymagającą większych grup – powiązaną z państwami lub innymi organizmami parapaństwowymi). Na koniec Lucassen wprowadza podział stosunków pracy ze względu na sposób ich organizacji i wynagradzania, wyróżniając pięć kategorii: daniny, samozatrudnienie, dobrowolną pracę najemną, niewolnictwo i przedsiębiorczość. Wreszcie zakłada, że mniej więcej od pięciu tysięcy lat do współczesności:

(…) historię ludzkości można zasadniczo postrzegać jako eklektyczną mieszankę kilku różnych rodzajów stosunków pracy, które istniały równocześnie – uzupełniając się lub ze sobą konkurując (s. 31).

Zaproponowane pojęcia i typologia sposobów organizacji pracy w pierwszym podejściu mogą zaskoczyć czytelniczkę swoją skalą i próbą syntezy na bardzo wysokim poziomie ogólności. Spełniają one jednak swoją funkcję, czytelnie porządkując analizowany materiał (przy okazji zaś, z ich pomocą, sformułowana zostaje, inspirująca propozycja interpretacyjna).

 

Praca jako odradzanie ludzkiego życia

Dzięki takiej metodyce Lucassen jest w stanie pokazać ciągłość między aktywnościami, które zależnie od kontekstu i aktualnych instytucji społecznych określane były na różne sposoby: jako praca, obowiązek, praca niewolna czy odrobek. W ten sposób holenderski historyk bez problemu opisuje formy pracy, które wymykają się innym współczesnym analizom. Dobrym przykładem (choć można by ich wymienić wiele) jest to, co współcześnie nazywamy najczęściej pracą reprodukcyjną.

W perspektywie przyjętej przez Lucassena stanowi ona ilościowo większość ludzkiej aktywności przed rewolucją neolityczną, bo przez poprzednie 700 tysięcy lat „wszyscy ludzie zajmowali się zbieractwem” (s. 57). Następnie autor opisuje jak na przestrzeni 12 tysięcy lat rodzenie i wychowywanie dzieci, zdobywanie i przygotowywanie jedzenia, konstruowanie schronienia czy szycie okryć, czyli to, co w praktyce było wtedy pracą, zmieniało się i jak coraz bardziej stawało się funkcją pracy produkcyjnej.

Wychodząc od analiz prymatologicznych, paleoantropologicznych i od szerszego przeglądu literatury antropologicznej, Lucassen wskazuje na wielość i zróżnicowanie historycznych modeli opieki. Dla czytelnika może to stanowić wsparcie w odrzuceniu znaturalizowanego modelu ugenderowionej pracy reprodukcyjnej typowego dla współczesności. Co więcej, poprzez poszerzenie pola analizy o tysiące lat przed pojawieniem się kapitalizmu, praca tego typu w jego analizie przestaje być jedynie „narzędziem do reprodukcji siły roboczej”, ale staje się autonomicznym działaniem dla siebie i innych, jak powiedziałaby Alisa Del Re: „odradzaniem ludzkiego życia”. Co ciekawe, zastosowane przez Lucassena różne sposoby poszerzania dotychczasowej perspektywy nie obejmują próby problematyzacji pracy zwierząt, analizowanej coraz częściej choćby w nurcie Critical Animal Studies (opisujących rolę pracy zwierząt w rozwoju cywilizacji). Choć w „Historii pracy…” znajdziemy mnóstwo interesujących opisów pracy zwierząt, to jednak nie jest ona problematyzowana w sposób, który mógłby ją połączyć z losem pracy ludzkiej i nadać jej trochę więcej podmiotowości czy właśnie „sprawiedliwości gatunkowej”, która, jak deklaruje autor, pozostaje stawką tej książki. Co być może jeszcze bardziej zajmujące, tego typu status uzyskują w pracy holenderskiego badacza maszyny i fabryki, o czym przekonujemy się, śledząc opisy rewolucji przemysłowej.

 

Perspektywa pracownicza i wrażliwość – od wyzysku do buntu

Pomimo szerokiej skali analizy Lucassen nie traci wrażliwości na człowieka i jego indywidualne doświadczenie. Konsekwentnie podążając za głównym celem swojego wywodu, jakim jest oddanie sprawiedliwości każdej pracy i pracy jako takiej, stara się pokazać jej historię z perspektywy pracowniczej. Przytacza, na ile pozwalają na to źródła i na ile uznaje to za istotne dla argumentu, świadectwa pracowników i pracownic oraz formułuje spójną wizję ontologii świata społecznego: cywilizacja opiera się na współpracy, człowiek chce czerpać satysfakcję z pracy, człowiek nie chce być podporządkowany, człowiek chce być wolny, człowiek chce nadawać znaczenie swojemu życiu i pracy.

Lucassen skupia się na budujących świadectwach dumy wiązanej z wykonywanym zawodem, przytaczając na przykład zapiski egipskiego rzemieślnika z około 2000 roku p.n.e., który urefleksyjnia swoją sytuację zawodową i umiejętności:

Znam tajemnicę hieroglifów, zasady ceremoniału (…). Jestem rzemieślnikiem, który wyróżnia się w swojej sztuce i posiada rzadką wiedzę. Wiem, jak oszacować proporcje postaci i jak powinny opadać i wznosić się, gdy są rzeźbione w reliefie (s. 165).

Bezpośrednie świadectwa dotyczą jednak nie tylko dumy i satysfakcji z pracy. Są one również ilustracją ciemnej strony ludzkiej pracy, na przykład niewolnictwa, które w opowieści Lucassena jest wszechobecne (wrócimy do tego jeszcze). Możemy przeczytać m.in. opowieść „Oluale Kossola, z ludu Ica zamieszkującego tereny dzisiejszego Beninu, który w wieku 19 lat [w połowie XIX wieku] został schwytany przez króla Dahomeju”:

O świcie ludziska budzą się w hałasie, kiedy ci z Dahomeju nacierają na Wielką Bramę. Jeszcze spałem. (…) Żołnierki łapią młodych i wiążą ich za nadgarstki. (…) Błagam mężczyzn, aby pozwolili mi odszukać rodziców. Żołnierze mówią, że ich to nie obchodzi. Król Dahomeju przybył, by polować na niewolników i ich sprzedać. (…) Jesteśmy tam trzy tygodnie, kiedy biały człowiek wchodzi do baraku z dwoma mężczyznami z Dahomeju. (…) Przygląda się uważnie skórze, stopom, nogom i ustom. (…), bierze sto trzydzieści osób (s. 264–265).

Wszechobecność niewolnictwa i innych form wyzysku w historii pracy jest widoczną cechą organizacji pracy u homo sapiens. Ta obserwacja prowadzi do oczywistych pytań o źródła i akceptację nierówności. Lucassen zastanawia się na przykład: „Jak ludzie mogli zaakceptować fakt, że praca jednej osoby była wynagradzana gorzej niż innej, że jedna osoba może wręcz zmusić drugą do wykonania określonych zadań?” (s. 118–119). Na szczęście nie znajdziemy w jego opowieści wskazania uniwersalnego źródła nierówności (bo ciężko zdiagnozować nierówność w tak długim okresie i na tak dużej próbie, nie popadając w naturalizację konkretnych postaw bez uwzględniania ich konkretnych uwarunkowań). Znajdziemy jednak u Lucassena lokalne hipotezy, które wskazywałaby na religie czy ideologie pracy, które legitymizują hierarchiczne stosunki władzy, podległość i nierówności w podziale pracy: była to na przykład praca „na świątynie” czy „kapłanów” w neolicie, niewolnicza praca „niewiernych” przez tysiąclecia czy lepsze wynagradzanie „pracowitych niż leniwych” w ostatnich stuleciach.

Znajdziemy u Lucassena lokalne hipotezy, które wskazywałaby na religie czy ideologie pracy, które legitymizują hierarchiczne stosunki władzy, podległość i nierówności w podziale pracy

Jednak zasadnicza odpowiedź autora „Historii pracy…” na pytanie o przyczyny akceptacji różnych historycznych postaci wyzysku brzmiałaby następująco: pracownicy nigdy w pełni nie akceptowali nierówności i permanentnie działali przeciw niej. Wątek ten przewija się w całej książce, Lucassen poświęca mu też osobno uwagę w rozdziale siódmym:

W poprzednich rozdziałach zetknęliśmy się z kilkoma głównymi formami działań zbiorowych, wliczając w to strajki grup pracowników najemnych bez wsparcia stałej organizacji (…) oraz bunty i inne formy oporu, zwłaszcza ze strony niewolników, a także rzemieślników, sklepikarzy czy drobnych handlarzy. (…) Przyjrzyjmy się [dalej] takim rodzajom zbiorowego działania bez stałych struktur organizacyjnych jak sabotaż; grupowa odmowa pracy; charivari, czyli publiczne upokorzenie; petycje; bojkoty konsumenckie; a przede wszystkim strajk (s. 505).

Nie sposób streścić tutaj całości zebranego przez Lucassena materiału, można jednak przytoczyć opowieści wykraczające poza standardowe analizy historycznych ruchów pracowniczych: pierwszy udokumentowany strajk w Deir el-Medina w starożytnym Egipcie około 1000 roku p.n.e., bunty niewolników – Spartakusa w Rzymie czy bunt Zanj w Imperium Abbasydzkim w IX wieku, państwa stworzone przez zbiegłych niewolników (Palmares w Brazylii, Berbice w Gujanie), powstanie Pugaczowa w carskiej Rosji, strajki i sabotaże pracowników w Roorkee w północnych Indiach pod panowaniem Brytyjskim w XIX wieku i wiele, wiele innych…

 

Perspektywa makro i megaprocesy

Oprócz perspektywy ludzkiej i pracowniczej jest to też opowieść o megaprocesach i strukturach, które warunkują pracę i jej organizację. Przykładowym megaprocesem, który opisywany jest jako jedna z podwalin tego, co współcześnie rozumiemy jako pracę, jest monetyzacja i powiązane z nią rynki pracy. W książce wskazuje się na nie jako czynniki będące warunkiem rozpowszechnienia gospodarki rynkowej i pracy najemnej. Pojawienie się pieniądza, szczególnie monety odpowiadającej maksymalnie jednemu dniu (a najlepiej jednej godzinie) pracy doprowadziło do możliwości łatwej sprzedaży własnej wyspecjalizowanej pracy i kupna na rynku towarów niezbędnych do życia. Warunkiem upowszechnienia pieniądza było działanie centralnych organizacji państwowych kontrolujących jego wartość i produkcję. Głęboka monetyzacja wydarzyła się w okresie 500–300 roku p.n.e. w Eurazji, potem jednak zanikała i wracała w różnych miejscach i czasach. Jeszcze zanim do niej doszło, wraz z rozwojem pierwszych dużych miast pojawiły się rynki pracy:

(…) na rynku pracy pracownicy najemni mogą wybierać między różnymi pracodawcami i negocjować swoje zarobki – z powodzeniem lub nie. Takie rynki powstawały stopniowo w Mezopotamii. Ich pierwsze oznaki można dostrzec około 2000 r. p.n.e., ale bardziej przekonujące przykłady dotyczą okresu po 1000 r. p.n.e., kiedy oprócz państwa także miasta, świątynie, a zwłaszcza wynajęci przez świątynie podwykonawcy zaczęli pełnić funkcję pełnoprawnych pracodawców dla siły roboczej (s. 153).

Lucassen wskazuje jednak, że w globalnej perspektywie rynki pracy i zmonetyzowana praca najemna nie są jedynymi możliwymi sposobami organizacji pracy w państwach czy imperiach, czego przykładem pozostają Ameryka Środkowa i Południowa, które funkcjonowały przez stulecia w modelu daninowo-redystrybucyjnym. Zarazem, jak twierdzi autor, od tysięcy lat świat jest organizmem zglobalizowanym, a imperia, regiony czy kontynenty, które przyjmują określony sposób organizacji pracy, rywalizują ze sobą. Finalnie niektóre strategie stają się bardziej skuteczne i dominują nad innymi aż do pojawienia się kolejnych (tak jak na przykład europejska kolonizacja, która narzucała gospodarkę rynkową podbitym obszarom i kończyła tym samym długi okres daninowo-redystrybucyjny w imperiach Ameryki Południowej i Środkowej).

Megaproces oznacza też permanentny przepływ pracowników i pracownic w historii ludzkości, który zależnie od momentu i interesów jest pożądany i wzmacniany lub niechciany i ograniczany. Przykładem wzmacnianej mobilności jest transport niewolnej siły roboczej, który w opowieści Lucassena stanowi coś zatrważająco oczywistego i immanentnego dla pracy ludzkiej – zarówno w społecznie rozpoznanym ufundowaniu kolonizacji europejskiej na pracy niewolniczej mieszkańców Ameryk i niewolników z Afryki, jak i w porównywalnej ilościowo pracy niewolniczej w imperiach Azji i Afryki. Przykładem działań odwrotnych, mających ograniczać przepływ pracowników i pracownic, są na przykład działania władz w kolonialnym Meksyku, średniowiecznej Europie czy XX-wiecznych Chinach, które miały na celu podporządkowanie przemieszczania się pracowników politykom państwowym i dominującym ideologiom politycznym.

 

Mikre perspektywy na przyszłość

Jak można było podejrzewać, tego typu publikacja nie mogłaby się obejść bez wieńczących ją scenariuszy na przyszłość. Wyglądają one jednak na fragment, który w pracy Lucassena pojawił się raczej jako wynik sugestii wydawcy lub redaktorki niż z potrzeby samego autora, bo widać, że tworzenie przewidywań dotyczących przyszłości nie jest jego zajawką. Poziom szczegółowości tych scenariuszy odpowiada niewielkiemu poziomowi szczegółowości całej publikacji, czyli pozbawione są one wyrazistej perspektywy i jasnego stanowiska politycznego, z czym Lucassen też się wcale nie kryje:

(…) kiedy prześledzimy całą historię pracy, to zauważymy, że istnieją powody, by patrzeć z podejrzliwością na uproszczone podziały [w analizie historii], oparte zazwyczaj na doświadczeniach bogatych krajów z ostatnich kilku stuleci (s. 562).

W kontekście przyjętej perspektywy obejmującej setki tysiącleci nie dziwi to i jest raczej spójne – jakie znaczenia mają metamorfozy pracy w perspektywie dekad, jeśli przed chwilą obserwowałyśmy upadki imperiów czy zanik monetyzacji na przestrzeni kontynentu? U Lucassena okres będący przedmiotem analizy to jakieś 700 tysięcy lat i oczywistą tego konsekwencją jest marginalne położenie w tej opowieści współczesnego kapitalizmu czy problemów typu „deregulacja prawa pracy po kryzysie 2008 roku w Polsce”.

Ale jeżeli rzeczywiście szukamy scenariuszy na przyszłość, można je wyczytać z poszczególnych obszarów problemowych: nierówności raczej nie znikną, ale zmieniają się narzędzia wyzysku; praca niewolna była zawsze i obecna jest wciąż, dlatego nie spodziewajmy się, że coś się w tej kwestii zmieni; specjalizacje zawodowe prowadzą do wyzysku i ideologizacji, a procesy innowacji wcale nie rozwiązywały problemu nierówności – nie należy więc mieć nadziei, że tym razem będzie inaczej. Z drugiej strony sprawczość pracowników jest duża, ich działania bywają skuteczne, niejedno udało się wywalczyć i żyjemy w pracowniczo najlepszych w historii czasach, więc działać warto, bo prawie na pewno coś z tego będzie.

 

I co z tego?

Chciałoby się jednak, żeby „Historia pracy…” była bardziej pracą „o czymś”. Skoro już autor wykonał tę gigantyczną robotę zebrania, opisania i zsyntetyzowania około 1400 źródeł, to aż się prosi, żeby w kolejnym kroku zaproponować jakąś istotną ich problematyzację. Współczesne społeczne analizy pracy zazwyczaj specjalizują się i ograniczają do bardzo konkretnych i suchych opisów – brakuje nowych, przekonujących i sugestywnych „wielkich narracji”. Lucassenowi udało się zebrać większość istotnych perspektyw (sposoby organizacji pracy, uwarunkowania instytucjonalne, struktury rynków pracy, społeczne znaczenia pracy, ruchy pracownicze, perspektywa pracownicza, podział zawodów, zróżnicowania modeli i gospodarek itp.). Szkoda po prostu, że nie próbuje wyciągnąć z tego jakiegoś mocniejszego wniosku. Nie sposób nie porównywać w tym miejscu podejścia Lucassena z pracą Davida Graebera i Davida Wengrowa („Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości”). Autorzy ci podjęli się zadania o podobnej skali, ale udało im się zarazem stworzyć opowieść błyskotliwą, wciągającą i inspirującą. W ich ujęciu w każdym omawianym obszarze problemowym materiał źródłowy stanowi punkt wyjścia do zaproponowania oryginalnej interpretacji, a nie cel sam w sobie. Podkreślam jednak, że jest to zarzut bardzo osobisty, ponieważ już we wstępie pracy Lucassena dowiadujemy się, że celem analizy jest po prostu skrupulatny i możliwie kompletny opis wszelkich przejawów pracy w historii ludzkości. Dlatego jeżeli czytelniczka szuka czegoś aktualnego, wyrazistego i jasno sproblematyzowanego, to zapewne nie jest książka dla niej. Jest to, ni mniej, ni więcej, popularnonaukowa książka historyczna.

Jeżeli czytelniczka szuka czegoś aktualnego i jasno sproblematyzowanego, to zapewne nie jest to książka dla niej. Jest to, ni mniej, ni więcej, popularnonaukowa książka historyczna

Ale może potrzeba problematyzacji jest konieczna choćby bardziej lokalnie? Przez pierwsze rozdziały przebijało mi się dość ciężko, bo są zbiorem badań i opisów, oczywiście ułożonych w pewną opowieść, ale trochę nie do końca wiadomo do czego zmierzamy, a sama narracja nie porywa. Jeżeli byłby to tekst naukowy, nawet bym o tym nie wspomniał, ale jednak książka ta ma na celu popularyzację tematu, a do popularyzacji potrzebna jest bardziej przemyślana i sprawna strategia retoryczna. Trudno nie odnieść się ponownie do pracy Graebera i Wengrowa, w której naukowcy przekraczają swoją akademicką pozycję i zmieniają rejestr napublicystyczno-erudycyjny, dzięki czemu prowadzą czytelniczkę przez historię ludzkości opowiedzianą na swoich zasadach, a do tego w zajmujący sposób.

Jednak nie tylko polotu narracyjnego w książce Lucassena brakuje. Z każdym rokiem uczestnictwa w konsumpcji i produkcji wiedzy naukowej i nie-naukowej uczę się coraz więcej o jej formalnej różnorodności i konieczności dopasowania medium do tematu. Mam wrażenie, że Lucassen tej lekcji z doświadczenia użytkownika nie odrobił i nie udało mu się zrealizować swoich założeń popularyzatorskich. Dostajemy sześćset(!) stron  ciągłego tekstu z sześcioma mapami i trzema wykresami (zresztą wydrukowanymi w poprzek kartki!). A przecież wszystkie omawiane procesy terytorialne, struktury organizacji, przeobrażenia znaczeń i form pracy, kategorie zawodów, podziały i przesunięcia genderowe aż wołają o infografiki, wykresy, mapy, schematy czy chociaż pogrubienia w tekście! Podobnie terminologia prosi się o stworzenie słowniczka głównych pojęć, który pomagałby niewprawnemu czytelnikowi w płynnym podążaniu za autorem. Jeżeli zamierzonym skutkiem publikacji ma być wprowadzenie nowej opowieści do codziennego myślenia ludzi, to mamy tutaj zdecydowanie zbyt dużo barier.

Książki typu „historia wszystkiego” budzą moją nieufność i niestety początkowo Lucassena czytałem, szukając dziury w całym. Przyzwyczajony do krytycznych analiz, wypatrywałem jasnych politycznych stawek czy określonych decyzji metodologicznych. Po lekturze, syntezie i refleksji muszę odradzić tę strategię osobom czytelniczym, bo „Historia pracy…” jest po prostu wielowątkową gawędą, która odświeża myślenie o pracy i pozwala się nad nią pozastanawiać poza ograniczającymi akademickimi reżimami produkcji wiedzy.

Koniec końców jednak dzięki owej skrupulatnej katalogizacji, czyli syntezie wielu analiz z pola historii pracy pewien cel udaje się autorowi zrealizować. Zestawienie historycznych typów pracy i ich różnorodności zdejmuje uniwersalność jednego właściwego kierunku rozwoju pracy oraz czyni widocznym teleologiczny wymiar kapitalizmu i gospodarek rynkowych. Skala analizy umożliwia zobaczenie, że praca jest czymś zdecydowanie więcej niż współczesna praca najemna (lub samozatrudnienie). Jest to więc stanowisko, które w dyskusji między odzyskaniem pracy (przywróceniem jej jako dającej satysfakcję i budującej wspólnotę) i zniesieniem pracy (czyli przekroczeniem konieczności jej wykonywania) opowiada się za swego rodzaju „trzecią drogą”. Chodziłoby o jej dowartościowanie i odzyskanie jako aktywności z jednej strony nieuniknionej, a z drugiej potencjalnie satysfakcjonującej i ważnej dla wspólnoty (która na pracy się opiera i pracę organizuje) oraz dla jednostki, która jakoś życie przeżyć musi (pracując).

Jan Lucassen

„Historia pracy: nowe dzieje ludzkości”, tłum. Tomasz Markiewka, Znak, Kraków 2023, 795 stron.

Stefan Bieńkowski
Pisze doktorat z socjologii pracy, zajmuje się sztuką krytyczną oraz grafiką warsztatową. Interesuje go praca opiekuńcza, relacje i emocje.
redakcjaAndrzej Frączysty
korekta Lidia Nowak

Jan Lucassen

„Historia pracy: nowe dzieje ludzkości”, tłum. Tomasz Markiewka, Znak, Kraków 2023, 795 stron.

POPRZEDNI

recenzja  

Jowita, czyli dziesięć dni praktyki

— Wiktor Lekki

NASTĘPNY

recenzja  

„Normalni ludzie” w domu:

— Zuzanna Sala