fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Adania Shibli

„Drobny szczegół”, Wydawnictwo Drzazgi, Czersk 2023, s. 123.

„Drobny szczegół” palestyńskiej pisarki Adanii Shibli w arabskim oryginale ukazał się w 2017 r. W 2021 angielski przekład znalazł się na longliście do International Booker Prize. Po polsku, w znakomitym przekładzie Hanny Jankowskiej, ukazał się nareszcie pod koniec roku ubiegłego. Jest to powieść jakby zszyta z dwóch doskonale jednowątkowych nowel, które w efekcie tego zszycia łączą się w złożoną, piorunującą – mimo oszczędnych rozmiarów – całość.

Pierwsza część powieści toczy się w 1949 r. na pustyni Negew, na południu powstałego rok wcześniej Państwa Izrael. Oddział armii nowego państwa czyści teren z Palestyńczyków oraz wytycza i zabezpiecza granicę z postrzeganym jako wrogi – bo arabski, „tubylczy” – Egiptem. Po „wyczyszczeniu” grupy Beduinów trafia im w ręce jedna z nich, młoda kobieta. Traktują ją podobnie – jak psa. Odwszawiają jej włosy benzyną, myją ją szlauchem. Każą jej nosić krótkie spodnie jednego z nich, niezainteresowani tym, co to może dla niej znaczyć. Trzymają ją w zamknięciu i pod nadzorem. Tak naprawdę traktują ją gorzej niż tego psa: wkrótce gwałcą ją i zabijają.

Odwszawiają jej włosy benzyną, myją ją szlauchem

Język tej pierwszej części jest suchy – jak piach na pustyni – zwięzły, reporterski, a zarazem skrupulatny w rejestrowaniu rutynowych, drobiazgowych, powtarzających się czynności głównego bohatera „Drobnego szczegółu”, oficera in charge. Niektórzy sugerują, że ta pierwsza część to tekst artykułu prasowego, który nieco ponad pięć dekad później czyta bohaterka części drugiej. Jak na artykuł prasowy odtwarzający brutalny epizod sprzed pół wieku jest tam jednak za dużo wycieczek w głąb myśli bohatera, opisów jego subiektywnych stanów, a także inspekcji rany od ukąszenia, boleśnie ropiejącej po wewnętrznej stronie jego uda. Dziennikarz tak by tego nie napisał: nie miałby przecież skąd wziąć podobnie introspektywnej wiedzy. Dziennikarz nie raportowałby tak skrupulatnie i w kółko tych wszystkich codziennych czynności, zwłaszcza związanych z myciem własnego ciała i sprzątaniem otoczenia. Oberwałby od redaktora za takie szastanie szpaltami, i to na rzecz w znacznej mierze spekulacji. Chodzi tu bardziej o to, żeby styl tej pierwszej części oddawał wrażenie, jakie lektura tekstu prasowego pozostawiła w umyśle kobiety, którą poznamy i na której życiu zaważy w części drugiej.

Shibli pisała „Drobny szczegół” powoli, w rozłożonym na wiele lat procesie cyzelowania i poprawiania tekstu. Ostatecznie ukończenie książki zajęło jej ponad dekadę. Nie sugerują tego rozmiary utworu, ale widać to w jego misternie dopracowanej kompozycji. Dwie części, z których się składa, zajmują niemal równo po połowie. Ciekawi mnie, jak bliskie są ich proporcje po arabsku: wiadomo, że wehikuł przekładu, tym bardziej w podróży między dwoma tak odległymi językami, zmienia przenoszonym tekstom rozmiary.

Część druga napisana jest zupełnie inaczej. W pierwszej osobie, z punktu widzenia młodej kobiety, gdzieś w trzeciej dekadzie życia, choć na pewno jeszcze nie trzydziestoletniej. Pochłonęła ją fiksacja na punkcie wydarzeń zaprezentowanych w pierwszej części. Przeczytała o nich w artykule prasowym. „Triggerem” tej fiksacji jest, że urodziła się dokładnie dwadzieścia pięć lat po śmierci tamtej beduińskiej dziewczyny – 13 sierpnia.  Młoda kobieta postanawia odszukać miejsce tamtej zbrodni i dowiedzieć się więcej o zamordowanej Beduince. Zdania drugiej części są dłuższe, zdarzają się nawet na swój sposób zabawne wewnętrzne logoree, akapity natomiast osiągają po dwie i więcej stron. Tworzą zatem bloki zwartego tekstu, tak różne od porozdzielanych pojedynczymi gwiazdkami scen i sytuacji poszeregowanych w części pierwszej.

Przypadkowa zbieżność dat: urodzin dziewczyny z Ramallah i śmierci Beduinki na pustyni Negew – to ów drobny szczegół, o który chodzi w tytule książki. Bohaterka-narratorka części drugiej przyznaje to nawet wprost:

Zdaję sobie jednak sprawę, że fakt, iż zainteresowałam się tym zdarzeniem z powodu drobnego szczegółu, jakim była jego data, nieuchronnie zapowiada przekroczenie granic po raz kolejny. Dlatego, odkąd się o nim dowiedziałam, codziennie wmawiam sobie, że powinnam o nim zapomnieć i nie ważyć się na żaden lekkomyślny krok. Data zdarzenia może być czystym przypadkiem, poza tym trzeba czasami zapomnieć o tym, co zaszło w przeszłości, jeśli to, co dzieje się obecnie, jest nie mniej straszne.

(…)

I znów, grupa żołnierzy bierze do niewoli dziewczynę, gwałci ją, zabija, a dzieje się to dwadzieścia pięć lat przed moim urodzeniem. Ten drobny szczegół, nad którym inni przejdą do porządku dziennego, już na zawsze ze mną pozostanie na przekór mnie samej, i choćbym nie wiem jak starała się o nim zapomnieć, nieustannie będzie mnie prześladować, bo jestem słaba i krucha jak te drzewa, które widzę przez szybę. Może istotnie nie ma nic ważniejszego niż ten drobny szczegół i tylko on może doprowadzić do całej prawdy, której nie ujawnia artykuł pomijający perspektywę dziewczyny.[1]

Ale w całym tekście drobnych – a znaczących – szczegółów dopatrujemy się bez trudu znacznie więcej. Są precyzyjnie, nierzadko kontrapunktowo porozmieszczane w obydwu częściach powieści. To zapach benzyny na ciele lub bardzo blisko ciała. Albo pies błąkający się w pobliżu każdej z tych dwóch kobiet. Guma do żucia wystąpi natomiast na początku, przemknie mimochodem gdzieś po drodze – by wreszcie na samym końcu podjętej w drugiej części podróży (w poszukiwaniu miejsca historycznej zbrodni) przyjąć rolę Czechowa strzelby na ścianie.

W całym tekście drobnych – a znaczących – szczegółów dopatrujemy się bez trudu znacznie więcej

Ze znaczącymi, a bardzo konkretnymi i materialnymi szczegółami – kratką w kalendarzu, rekwizytami, psami w pobliżu – kontrastuje fakt, że bohaterowie są de facto anonimowi. Nie tylko drugoplanowi czy zbiorowi (jak „żołnierze” czy „Beduini”). Nie poznamy imion ani nazwisk oficera, beduińskiej kobiety, młodej kobiety z Ramallah, jej koleżanek ani kolegów z pracy, którym zawdzięcza samochód i wykorzystywany po drodze dokument tożsamości. Obydwie główne postaci zbudowane są z wystarczającej ilości konkretów, by się czytały jak „z krwi i kości”. To, że jednocześnie nie znamy ich imion, sprawia, że stają się też reprezentantami większych społecznych procesów, których opisane wydarzenia są pojedynczymi manifestacjami. Pojedynczymi, choć nie jedynymi, bo wpisanymi w systemową – regularną i codzienną – przemoc kolonializmu i rasowego apartheidu.

Rozrzut czasowy obydwu części i wzajemne położenie tych części wobec siebie też są znaczące. Śmierć beduińskiej dziewczyny z części pierwszej od narodzin bohaterki części drugiej dzieli ćwierć wieku, a więc dokładnie jedno pokolenie. Młodą kobietę z Ramallah poznajemy, gdy ma już (zgadujemy) dwadzieścia kilka lat (trochę więcej niż dwadzieścia pięć) – upływa więc czasu w sam raz na jeszcze jedno pokolenie. Wiemy, że nawet więcej niż dwadzieścia pięć lat, bo mimochodem pada gdzieś data powstania mijanego przez bohaterkę-narratorkę więzienia – rok 2002 – z towarzyszącym jej okolicznikiem informującym, że było to niedawno. W związku z intensywnością militarnej przemocy (mowa o pyle osiadającym po eksplozjach; o ostrzeliwaniu Strefy Gazy) akcja drugiej części może rozgrywać się przed rokiem 2005, przed ostatecznym końcem (porażką) Drugiej Intifady. Do dzisiaj – kiedy powieść Shibli czytamy wreszcie po polsku – minęło oczywiście kolejne pokolenie. Tak długo Palestyńczycy żyją w warunkach kolonialnej przemocy. Tak wielu z nich przeżyło całe swoje dotychczasowe życie.

Pierwsza i druga część „Drobnego Szczegółu” napisane są w tak różnych od siebie stylach również dlatego, że pierwsza wyraża punkt widzenia europejskich kolonizatorów, druga ich ofiar. Oficer-kolonizator czuje się uprawniony do przejęcia przestrzeni – i idzie wszędzie jak po swoje. Jednocześnie ze wszystkich stron jego europejskie ciało odbiera sygnały, w jak bardzo nie-swoim środowisku przebywa; w środowisku, w którym ciało to jest obce i do którego nie umie się dostosować. Czytamy u Shibli:

Gdy skończyli poranny rekonesans, słońce przybliżyło się już do połowy nieba, a upał stał się nie do zniesienia. Nie mogli dłużej wysiedzieć w samochodzie, który tak się nagrzał, że metalowe części parzyły przy dotknięciu. Dochodziło południe 10 sierpnia 1949 roku. Żołnierze w obozie chronili się w wąskich pasach cienia rzucanego przez namioty. W miejscach rozpościerających się bezpośrednio pod słońcem, gdzie każde ziarnko piasku wchłaniało od samego rana żar jego promieni, nie dało się wytrzymać.

Temperatury, piach, owady, węże, pająki – wszystko to sygnalizuje oficerowi jego własną obcość na tym terenie, ale zamiast to sproblematyzować, trzyma się misji metodycznego przejmowania tej przestrzeni na swój europejski sposób. Żyjących tam już wcześniej ludzi postrzega ostatecznie podobnie: jak część żywego inwentarza, związanego z opanowywanym terenem. Trzeba z nimi coś zrobić, żeby zapanować nad tym środowiskiem i urządzić w nim europejskie par excellence państwo. Przesiedlić, zgwałcić, obrócić w siłę roboczą, a wreszcie: zabić.

Oficer-kolonizator czuje się uprawniony do przejęcia przestrzeni – i idzie wszędzie jak po swoje

Podobnie jak bohaterka, czytelnik też zastanawia się na okrągło nad tą datą: – sierpniowy dzień 1949 r. Dlaczego akurat tego roku? Dlaczego nie 1948? Prawda, fabuła „Drobnego szczegółu” inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami, które właśnie wtedy, w sierpniu 1949 r., miały miejsce. Ale to jednak powieść i przebieg wydarzeń Shibli przepisała na swój sposób, nie musiała sztywno trzymać się daty. Czy nie byłoby to bardziej „symboliczne”, gdyby wydarzenia pierwszej części osadzone były w roku Nakby? Nakba, po arabsku „katastrofa”, to wypędzenia i masakry przeprowadzone właśnie w 1948 roku przez ogłaszających „niepodległość” Izraela syjonistów, idących po tyle ziemi, ile zdołają zagarnąć[2]. Wypędzono z ziem wówczas blisko 750 tysięcy ludzi. Dziadek Adanii Shibli był jednym z tysięcy pomordowanych w licznych masakrach.

Byłoby to może, owszem, bardziej „symboliczne”, ale nie o to Shibli chodziło. Na pewno też nie o to, że sama urodziła się w 1949 roku. Osadzając akcję pierwszej połowy powieści wystarczająco blisko Nakby, umieszcza opisywane zbrodnie w kontinuum tych historycznych czystek etnicznych, w ich promieniu. Przez trzymanie się późniejszej daty, powieść przypomina, że dla Palestyńczyków Nakba nigdy się nie skończyła. Był to zaledwie początek, narodziny reżimu urasowionej kolonialnej przemocy, który od 1948 r. postępuje do przodu, choć w różnym tempie i intensywnościach. Dzisiaj – od rozpoczętej w październiku 2023 r., prowadzonej na przemysłową skalę zagłady Gazy – obserwujemy jego bezprecedensowe przyspieszenie.

To czas. A przestrzeń?

Bohaterka drugiej części, młoda dziewczyna podążająca tropem morderstwa dokonanego ćwierć wieku wcześniej, zamieszkuje już przestrzeń gruntownie przekształconą w toku trzech pokoleń metodycznej kolonialnej przemocy i grabieży. To przestrzeń pogrodzona i pozamykana w coś na podobieństwo niegdysiejszych południowoafrykańskich bantustanów. Usiana jest posterunkami i więzieniami (w których osadzeni są liczni Palestyńczycy, w tym dzieci).

Jest w drugiej części taki passus:

Miejsce zdarzenia, muzea i archiwa znajdują się wszystkie, według podziału, jakiego dokonało wojsko, poza strefą C i jeszcze o wiele dalej, blisko granicy z Egiptem, a ja ze swoim zielonym dokumentem tożsamości, informującym, że jestem ze strefy A, mogę się najwyżej przemieszczać z domu do miejsca mojej nowej pracy. Chociaż w świetle prawa każdy ze strefy A może się udać do strefy B, o ile jakieś nadzwyczajne przyczyny natury politycznej lub wojskowej tego nie zabraniają, tych nadzwyczajnych przyczyn jest tyle, że stały się regułą. Dlatego wielu mieszkańcom strefy A nie przychodzi już w ogóle do głowy podróż do strefy B. Ja sama w ostatnich latach nie dojeżdżałam nawet do punktu kontrolnego w Kalandii oddzielającego strefę A od B, więc jakżebym miała pomyśleć o wyprawie do miejsca tak odległego, że znajduje się niemal w strefie D. Nie mogą tam pojechać nawet ci ze strefy B, a może i C, ani mieszkańcy Jerozolimy, bo jeśli ktoś z nich wymówi słowo po arabsku poza swoim miejscem zamieszkania, okaże się, że obecność takiej osoby poważnie zagraża bezpieczeństwu. Tym ze strefy C wolno oczywiście, tak jak mieszkańcom strefy B, przebywać w strefie A, którą często odwiedzają, a czasem się do niej przenoszą, choć rejon ten stał się czymś na kształt więzienia.

Strefy, o których tu mowa, to poszatkowanie palestyńskiej przestrzeni, „ustalone” w porozumieniach z Oslo 1993 r. – podyktowanych Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Jaserowi Arafatowi osobiście przez Izrael i Stany Zjednoczone jako pierwszy krok do nadchodzącej palestyńskiej państwowości. W rzeczywistości stały się one tym, co już nazajutrz po ich podpisaniu przepowiedział wielki Edward Said: kolejnym etapem kolonizacji, wstępem do nowego rozdziału grabieży ziemi, palestyńską kapitulacją. Albo, co w 2008 opisywał Neve Gordon[3], sposobem na uczynienie Palestyńczyków podwykonawcami własnych okupantów w zadaniach samej okupacji. Autonomię Palestyńską zaprojektowano tak, by była bezsilna i łatwa do skorumpowania, cały czas paraliżowana obowiązkowymi „względami bezpieczeństwa Izraela”. Strefy i linie wydziergane między miastami i wioskami w ramach tej fałszywej autonomii odciskają się na każdym ludzkim ciele, które zmuszone jest funkcjonować wepchnięte pomiędzy ich arbitralne przebiegi. Od poczucia lęku na widok kolejnego checkpointu czy żołnierza, aż po to, ile może użyć wody, żeby się umyć, nie pozbawiając jej jednocześnie sąsiada, który późno wraca z pracy (problem nieznany w Izraelu Żydom).

Skoro linie i grabież przestrzeni, to i mapy. Są mapy nowe, drukowane w Izraelu, z których wymazane zostały arabskie nazwy, pozastępowane hebrajskimi. Ale czasem zasypywano całe palestyńskie miejscowości, by sadzić na nich parki, po ich trupach przeprowadzać drogi, itd. Dlatego, aby odnaleźć miejsce, które odnaleźć pragnie, bohaterka drugiej części musi mieć zarówno starą palestyńską mapę, pamiętającą nazwy będące jeszcze w użyciu w r. 1949, jak i nową, izraelską, z której wyczyta, czym zastąpiono tamtą dawną przestrzeń. Ale nawet ta izraelska mapa zawodzi. Eyal Weizman opisuje[4], jak szybko i totalnie izraelska okupacja i kolonizacja przekształca grabioną przestrzeń. Nawet nowsze, już izraelskie mapy szybko się dezaktualizują.

Czasem zasypywano całe palestyńskie miejscowości, by sadzić na nich parki

Ale Shibli doskonale wie, że Palestyńczyków doświadczenie kolonialnej przemocy ze strony Izraela stanowi kolejny epizod w dziejach i kolejne oko w globalnej sieci kolonialnej przemocy Zachodu. Nowoczesnego kolonializmu jako takiego. „”

Młoda kobieta z Ramallah odnotowuje w muzeum eksponaty: przykłady broni używanej przez armię młodego Państwa Izrael – takiej, jaką posługiwało się w owym 1949. To ten sam model, którego używały wojska aliantów, w tym brytyjskie, w czasie II wojny światowej. To brytyjski konserwatywny polityk (zresztą antysemita), lord Balfour, obiecał ruchowi syjonistycznemu terytorium Palestyny na siedzibę narodowego państwa dla Żydów (chodzi o tzw. deklarację Balfoura z 1917 r.)[5]. Mandat w Palestynie był dla Wielkiej Brytanii jedną z najbardziej uciążliwych kolonii. Żydowskie organizacje terrorystyczne destabilizowały to malutkie z brytyjskiego punktu widzenia terytorium tak bardzo, że w pewnym momencie Londyn rozstawiał tam więcej wojska niż w Indiach. Po zakończeniu II wojny światowej władze w Londynie marzyły już tylko o tym, by się stamtąd jak najprędzej wycofać. Izraelscy żołnierze w 1949 r. zapewne dlatego mieli taką samą broń jak armia brytyjska, że została im ona pozostawiona przez uciekającą ze zbyt uciążliwej kolonii armię brytyjską właśnie – pozostawioną im, Europejczykom. Byle tylko Arabowie nie urządzili się u siebie sami. To broń, która odegrała swoją rolę w powstaniu Izraela jako ostatniej europejskiej kolonii na Bliskim Wschodzie.

Jeszcze jeden ważny szczegół: album o sztuce niemieckiego ekspresjonizmu. W jednej ze scen z książki młoda kobieta z Ramallah przegląda go, gdy w swojej podróży musi się w końcu zatrzymać na noc na kwaterze czy w pensjonacie u żydowskiego osadnika.

Otwieram dużą, ciężką książkę, którą sobie przyniosłam. Na jednej z pierwszych stron widnieje obraz przedstawiający mężczyznę o zaczerwienionej twarzy, w garniturze i białej koszuli. Siedzi spokojnie w fotelu. To książka o ekspresjonizmie, prądzie w sztuce, na którym, jak tu napisano, odcisnęło się doświadczenie śmierci i zniszczeń, będące udziałem niemieckich artystów podczas I wojny światowej. Doświadczenie to sprawiło, że odwrócili się od stylu klasycznego malarstwa ku takiemu, który polegał na drastycznej deformacji ludzkiej postaci i jej otoczenia. Linie na wielu rysunkach przedstawionych w albumie są rzeczywiście ostre, niespokojne, wykrzywione.

Czy to przypadek, że akurat o niemiecką sztukę chodzi? A czy coś znalazło się w tej powieści przypadkowo? Album o niemieckiej sztuce ilustruje kolonialny charakter kultury Izraela, przywiezionej – i wciąż przywożonej przez kolejne fale osadników – tam z Europy i Ameryki. A do tego zwraca uwagę na paradoksalną naturę projektu geopolitycznego o nazwie Państwo Izrael. Z potrzeby schronienia przed europejskim antysemityzmem, którego apogeum stanowiło ludobójstwo europejskich Żydów, dokonane przez hitlerowskie Niemcy, ruch syjonistyczny uczynił w okresie tuż po II wojnie światowej najmocniejszą kartę w rozgrywkach o międzynarodową legitymizację projektu żydowskiego państwa w Palestynie. A po latach okazuje się, że jego mieszkańcom i tak nadal bliżej do kultury Niemiec niż do kultury miejsca, w którym żyją – miejsca, które komuś zabrali; miejsca, którego własnej kulturze albo odmawiają racji bytu, albo odmawiają jej racji istnienia, albo zawłaszczają jako swoją (jak jej tradycje kulinarne).

Czyż kolejnym niezwykłym kalendarzowym zbiegiem okoliczności, konwergencją dziwnie znaczących szczegółów – niczym owe dwa trzynaste sierpnia, z lat 1949 i 1974 – nie jest to, co dzisiaj w Niemczech dzieje się wokół powieści Shibli? Mówię o tej hucpie z rzucanymi pod adresem autorki prasowymi oskarżeniami o antysemityzm i – na ich fali – odwołaniem wręczenia jej nagrody LiBeraturpreis, którą autorka „Drobnego szczegółu” miała odebrać na Międzynarodowych Targach Książki we Frankfurcie. Haniebną decyzję o anulowaniu organizatorzy ogłosili 13 października. Pretekstem był oczywiście wybuch palestyńskiego powstania w Gazie 7 października 2023 r. – przedstawiany w zachodnich mediach jako „bestialski terrorystyczny atak Hamasu” i „antysemicki pogrom”. W ciągu pięciu dni, które wydarzyły się pomiędzy, Izrael zdążył już popełnić większe zbrodnie niż Hamas 7 października, jednak to palestyńską autorkę trzeba było upokorzyć za to, że opisała palestyńskie doświadczenie – doświadczenie, którego nieoderwalną częścią jest kolonialna przemoc Izraela.

Izrael zdążył już popełnić większe zbrodnie niż Hamas 7 października

Może jest więc trochę tak. Siatka znaczeń, które Shibli buduje w swojej powieści metodą „drobnych szczegółów”, rodzi się z relacji, jakie pomimo ich wyjątkowo oszczędnej ekonomii powstają pomiędzy tymi szczegółami (ich kontrapunktowość, ich rozstawienie w czasie historycznym), jak również z relacji z kontekstami, które sugestywnie przywołują one spoza tekstu powieści jako takiego, licząc na to, że je rozpoznamy. Relacje te – wewnątrz tekstu i zaciągane w maszynerię jego znaczeń z zewnątrz – służą ujawnianiu historycznych i politycznych ciągłości oraz zawartych w tych ciągłościach paradoksów. Może więc ta historia z niemieckim skandalem literacko-politycznym, rezonująca z obecnością emblematu niemieckiej kultury w powieści dowodzi, że coś podobnego dzieje się również z powieścią Shibli, wokół niej, w jej społecznym otoczeniu i „obiegu”? Ujawnia historyczne i polityczne ciągłości oraz ich paradoksy?

Na przykład co takiego?

Niemcy, których XX-wieczna przemoc wobec Żydów miała być rozstrzygającym argumentem za tym, by świat kazał za nią zapłacić Bogu ducha winnym Palestyńczykom, więcej z kulturą Izraela łączy niż je od niego dzieli. I to nie tylko w zakresie cenionych tradycji w malarstwie. Dziś Izrael jest prymusem w sztuce nowoczesnego, prowadzonego metodycznie przemysłowymi metodami ludobójstwa. Sztuce zainaugurowanej przez Niemcy w kolonizowanej Namibii, w latach 40. XX w. przeniesionej do Europy, m. in. w odniesieniu do Żydów. Dzisiaj Niemcy są drugim po Stanach Zjednoczonych dostawcą uzbrojenia i innych form pomocy dla Izraela. To również Niemcy, dzięki swojej dominującej pozycji w Unii Europejskiej, narzucają jej jako całości politykę współudziału w zbrodniach wojennych i zbrodniach przeciwko ludzkości popełnianych przez Izrael (Ursula von der Leyen poleciała do Tel Awiwu z wyrazami bezwarunkowego poparcia jako przywódczyni całej Europy, nie pytając nawet poszczególnych państw o zdanie).

Izrael i Niemcy udają pogodzonych starych wrogów, którzy „przepracowali swoją trudną przeszłość”. Za ściemą o wynikającej z historii „niemieckiej wrażliwości” na „żydowską wrażliwość” klasy panujące Niemiec i Izraela ukrywają jednak wulgarne wspólnictwo w zbrodniach najzupełniej współczesnych, a także robione na nich interesy (zachodnioniemieckie elity robiły zresztą podobne z poprzednim rasowym apartheidem, tym w Republice Południowej Afryki, prawie do jego ostatnich dni). A krytykom tego paktu kneblują usta: Izrael może robić, co chce – „bo Holokaust”; Niemcy muszą bezwarunkowo trwać po stronie Izraela – „bo Holokaust”.

To, co spotkało Shibli i jej książkę, jest tylko jednym z wielu epizodów szerokiej kampanii kryminalizacji wszelkich form krytyki Izraela i solidarności z Palestyńczykami w Niemczech. Obejmuje ona  życie kulturalne, akademię, mediadziałania polityczne. Poniekąd jest to też kolejna iteracja aspektów palestyńskiego doświadczenia opisanych przez Shibli w jej powieści. Palestyńczykom odmawia się prawa do samostanowienia; jak widzimy w Gazie, odmawia się im prawa do życia. A na koniec nawet prawa do opowiadania o swoim cierpieniu: albo zasypuje się je milczeniem, albo zagłusza głosem i punktem widzenia wyłącznie ich kolonizatorów.

 

[1] Adania Shibli, „Drobny szczegół”, tłum. Hanna Jankowska, Okoniny: Drzazgi 2023
[2] Po polsku zob. Ilan Pappé, „Czystki etniczne w Palestynie”, przeł. Anna Sak, Warszawa: Książka i Prasa 2017.
[3] Neve Gordon, “Israel’s Occupation”, Berkeley – Los Angeles – London: University of California Press 2008, s. 169-196.
[4] Eyal Weizman, “Hollow Land: Israel’s Architecture of Occupation”, London – New York: Verso 2007.
[5] Por. Avi Shlaim, “Israel and Palestine: Reappraisals, Revisions, Refutations”, London – New York: Verso 2009, s. 3-25.

Adania Shibli

„Drobny szczegół”, Wydawnictwo Drzazgi, Czersk 2023, s. 123.

Jarosław Pietrzak
Urodzony w 1979 w Dąbrowie Górniczej. Z wykształcenia kulturoznawca. Eseista piszący o kinie, sztukach wizualnych, teatrze i książkach, publicysta polityczny (zainteresowany sprawami międzynarodowymi i współczesnym imperializmem), a także prozaik. Autor zbioru esejów Smutki tropików: Współczesne kino latynoamerykańskie jako kino polityczne (2016) oraz powieści Nirvaan (2021). Autor esejów pomieszczonych w kilku książkach zbiorowych (o kinie polskim, o kinie indyjskim i o Brazylii). Współpracuje z podcastem „Inny Świat” Pawła Mościckiego i serwisem VivaPalestyna.pl. Wieloletni współpracownik polskiej edycji „Le Monde diplomatique” i portalu Strajk.eu, publikował też na łamach Krytyki Politycznej, „Przekroju”, „Przeglądu” i innych. Oraz oczywiście u siebie: na jaroslawpietrzak.com.
redakcjaKrzysztof Sztafa
NASTĘPNY

recenzja  

Rozwiązać nierozwiązywalne: o konflikcie izraelsko-palestyńskim i wirusie prawicowego autorytaryzmu

— Piotr Kendziorek