fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Anna Winkler
„Konieczność rewolucji? Marksiści francuscy wobec wydarzeń maja i czerwca 1968", Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, Toruń 2021, s. 330.

Spe­cy­fi­kę per­spek­ty­wy mark­si­stow­skiej – jako przede wszyst­kim pew­nej orien­ta­cji o cha­rak­te­rze teo­re­tycz­no-prak­tycz­nym – do­brze od­da­je w tek­ście „Théorie de la con­tra­dic­tion” („Teo­ria sprzecz­no­ści”) Alain Ba­diou: wy­ra­zić rację buntu, usys­te­ma­ty­zo­wać do­świad­cze­nie walki klas i okre­ślić jej zwy­cię­ską per­spek­ty­wę. Setki stron „Ka­pi­ta­łu”, sys­te­ma­tycz­ne­go roz­bio­ru ka­pi­ta­li­stycz­ne­go spo­so­bu pro­duk­cji, nie służą ni­cze­mu in­ne­mu. Krót­ki tekst, wy­da­ny ponad czter­dzie­ści lat póź­niej, z oka­zji rocz­ni­cy maja ‘68, Ba­diou za­ty­tu­ło­wał zgod­nie z tą myślą: „On a ra­ison de se révol­ter” (do­słow­nie: „słusz­nie jest się bun­to­wać”). A więc te zróż­ni­co­wa­ne pisma in­ter­wen­cyj­ne i na­uko­we, które skła­da­ją się na nie­spój­ną dok­try­nę mark­si­zmu, nie mają sensu in­ne­go niż obro­na i wspar­cie fun­da­men­tal­nej racji buntu. Z per­spek­ty­wy ko­mu­ni­stycz­nej w maju ‘68 zo­sta­ły po­sta­wio­ne w prak­ty­ce pro­ble­my eman­cy­pa­cji, nawet jeśli osta­tecz­nie się ona nie do­ko­na­ła (tak jak Ko­mu­na Pa­ry­ska była eks­pe­ry­men­tem sta­wia­ją­cym pro­blem prze­ję­cia wła­dzy przez pro­le­ta­riat, nawet jeśli spły­nę­ła krwią). Dzia­ła­nia ra­dy­kal­nych uczest­ni­ków ma­jo­wych wy­da­rzeń na­pę­dza­ło py­ta­nie: jak upra­wiać po­li­ty­kę re­wo­lu­cyj­ną we Fran­cji poza skost­nia­łą formą par­tii ma­so­wej, która se­pa­ru­je po­szcze­gól­ne or­ga­ni­za­cje ro­bot­ni­cze oraz wpro­wa­dza po­dzia­ły mię­dzy ro­bot­ni­ka­mi a in­te­lek­tu­ali­sta­mi? Za­an­ga­żo­wa­nie po­li­tycz­ne po­wo­do­wa­ne próbą od­po­wie­dzi na tę kwe­stię Ba­diou na­zy­wa by­ciem „współ­cze­snym ma­jo­wi ‘68”. Jego zda­niem mak­sy­ma ta przy­świe­ca­ła burz­li­we­mu okre­so­wi walk w la­tach 70.

Przy­ta­cza­my ten syn­te­tycz­ny wyraz ko­mu­ni­stycz­nej ratio (racji walki), żeby zwró­cić uwagę na spe­cy­fi­kę py­ta­nia, które za­wie­ra się w ty­tu­le książ­ki Anny Win­kler „Ko­niecz­ność re­wo­lu­cji?”. Jest ono, jak widać, scep­tycz­ne i zaj­mu­je po­zy­cję prze­ciw­staw­ną do ratio ko­mu­ni­stycz­nej. Win­kler do­cie­ka: czy aby na pewno ko­niecz­ne było dą­że­nie do re­wo­lu­cji? Scep­tycz­ne oka­zu­je się także w toku lek­tu­ry jej uję­cie rze­czy­wi­sto­ści fran­cu­skiej i hi­sto­rii mark­si­zmu. Do­wia­du­je­my się, że Fran­cja po­zo­sta­wa­ła po­dzie­lo­na na dwa obozy: biu­ro­kra­cję gaul­li­stow­ską i kontr-spo­łe­czeń­stwo ko­mu­ni­stycz­ne. Pod­czas gdy hi­sto­rycz­ne ist­nie­nie gaul­li­zmu Win­kler stara się wy­ja­śnić, choć po­bież­nie, w kon­tek­ście mo­de­lu eko­no­micz­ne­go po­wo­jen­nej Fran­cji, siłę stron­nic­twa ko­mu­ni­stycz­ne­go przed­sta­wia już jako kul­tu­ro­wą oso­bli­wość (szcze­gól­nie zwra­ca­jąc uwagę na sku­tecz­ną pro­pa­gan­dę i do­mi­nu­ją­cą we Fran­cji re­to­ry­kę pro­ra­dziec­ką). Z po­dob­nym scep­tycz­nym zdzi­wie­niem po­trak­to­wa­no mark­sizm ma­oistów, troc­ki­stów i sy­tu­acjo­ni­stów. Jak de­kla­ru­je au­tor­ka, książ­ka ma od­po­wie­dzieć na py­ta­nie o to, dla­cze­go pro­te­stu­ją­cy „żą­da­li po­wro­tu do Mark­sa i so­cja­li­zmu”. Już od po­cząt­ku su­ge­ru­je się więc kul­tu­ro­wo uwa­run­ko­wa­ną oso­bli­wość i ar­cha­izm po­zy­cji re­wo­lu­cyj­nych.

Naj­więk­szą część książ­ki au­tor­ka po­świę­ca chłod­nej in­spek­cji tre­ści pam­fle­tów i ar­ty­ku­łów au­tor­stwa kon­ku­ru­ją­cych grup le­wi­co­wych: par­tii i mło­dzie­żó­wek troc­ki­stow­skich oraz ma­oistow­skich, roz­pro­szo­ne­go Ruchu 22 Marca i mię­dzy­na­ro­dów­ki sy­tu­acjo­ni­stycz­nej. Re­kon­struk­cję spo­rów mię­dzy tymi or­ga­ni­za­cja­mi au­tor­ka za­czy­na od przed­sta­wie­nia ta­be­li z czte­re­ma po­zy­cja­mi, roz­róż­nio­ny­mi ze wzglę­du na od­dol­ność/od­gór­ność oraz le­gal­ność/nie­le­gal­ność. Kla­sy­fi­ka­cja Win­kler przy­po­mi­na znaną pa­ro­dię in­ter­ne­to­wych spo­rów zwaną „kom­pa­sem po­li­tycz­nym”. Jeśli teo­rie, które mają coś wspól­ne­go z żywą hi­sto­rią, wci­ska się w tak cia­sne ru­bry­ki, musi to pro­wa­dzić do skraj­ne­go uprosz­cze­nia. Dla przy­kła­du: po­sta­wie­nie sta­no­wi­ska Róży Luk­sem­burg po stro­nie „od­dol­nej” w prze­ci­wień­stwie do „od­gór­ne­go” troc­ki­zmu wy­da­je się cał­ko­wi­cie ar­bi­tral­ne. Przez ko­lej­ne dwie­ście stron lek­tu­ry mo­że­my śle­dzić kon­flik­ty mark­si­stow­skich grup na fron­tach wy­zna­czo­nych przez ową ta­be­lę. W kon­klu­zji książ­ki jed­nak wszel­kie spory uci­cha­ją. Do­wia­du­je­my się, że po prze­gra­nej straj­ku ma­jo­wo-czerw­co­we­go hi­sto­ria wy­da­ła na ra­dy­ka­łów osta­tecz­ny wyrok, a mark­sizm zo­stał odło­żo­ny do la­mu­sa. Nie było ani od­gór­no­ści, ani od­dol­no­ści o ja­kich ma­rzo­no. Dzie­jo­wy po­chód ra­cjo­nal­no­ści zo­stał wska­za­ny przez au­tor­kę gdzie in­dziej – we fran­cu­skim neo­li­be­ra­li­zmie lat 70. Roz­bio­rem ele­men­tów ide­olo­gicz­nych i środ­ków nar­ra­cyj­nych tej ukry­tej hi­sto­rio­zo­fii zaj­mie­my się w ni­niej­szym omó­wie­niu.

W pod­su­mo­wa­niu swo­jej książ­ki Win­kler z uzna­niem przy­ta­cza te­atral­ną me­ta­fo­rę Cor­ne­liu­sa Ca­sto­ria­di­sa: ‘68 był „nową sztu­ką no­we­go ak­to­ra”. We­dług au­tor­ki pod ko­niec lat 60., po­mi­mo chwi­lo­we­go od­no­wie­nia wiary w re­wo­lu­cję, pro­gra­my go­szy­stów miały po­nieść osta­tecz­ną po­raż­kę i ustą­pić du­cho­wi eman­cy­pa­cji in­dy­wi­du­ali­stycz­nej: „być może dla­te­go to póź­niej­si au­to­rzy, jak Mi­chel Fo­ucault i Gil­les De­leu­ze są dzi­siaj uwa­ża­ni za praw­dzi­wych wy­ra­zi­cie­li myśli ma­jo­wej”. Li­be­ral­no-de­mo­kra­tycz­na no­wo­cze­sność zo­sta­je w książ­ce przed­sta­wio­na w pro­ce­sie swo­je­go dzie­jo­we­go zwy­cię­stwa. Coś jed­nak mu­sia­ło zo­stać po­mi­nię­te. Nie znaj­dzie­my w pracy Win­kler próby una­ocz­nie­nia fer­men­tu po­li­tycz­ne­go ów­cze­snej Fran­cji, który po­zo­sta­wiał­by ja­kie­kol­wiek wra­że­nie nie­roz­strzy­gal­no­ści (od­no­śnie do tej kwe­stii mo­że­my prze­czy­tać pracę Da­nie­la Sin­ge­ra „Pre­lu­de to re­vo­lu­tion”), nie spo­tka­my się też z ana­li­zą prak­tycz­nych wy­zwań i bez­po­śred­nich do­świad­czeń ra­dy­kal­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia (o któ­rych mo­że­my do­wie­dzieć się z pracy An­drew Fe­en­ber­ga i Jima Fre­ed­ma­na „When po­etry ruled the stre­ets”). Re­kon­struk­cja sta­no­wisk z pism i pam­fle­tów ra­dy­kal­nej le­wi­cy przyj­mu­je w książ­ce formę nu­żą­cej tak­so­no­mii od­mian mark­si­zmu: do­wie­my się, że troc­ki­ści byli kon­ty­nu­ato­ra­mi myśli „Pro­gra­mu przej­ścio­we­go” i zwo­len­ni­ka­mi „dwu­wła­dzy”, oraz że dla ma­oistów maj ‘68 po­twier­dzał „nade wszyst­ko słusz­ność myśli Mao Ze­don­ga”. Za­in­te­re­so­wa­niem au­tor­ki cie­szy się wy­łącz­nie po­dział na te sta­no­wi­ska, które po­słu­gu­ją się żą­da­nia­mi par­ty­cy­pa­cji i uwi­dacz­nia­ją po­li­tycz­ną rolę „no­wych ru­chów spo­łecz­nych”, oraz te, które po­zo­sta­ją w kręgu mark­si­stow­skie­go „eko­no­mi­zmu” i uto­pij­nej wiary w re­wo­lu­cję. Pod­mio­tem re­wi­du­ją­cym ra­dy­kal­ne hasła miało być „spo­łe­czeń­stwo”:

Czy spo­łe­czeń­stwo fran­cu­skie po­trze­bu­je re­wo­lu­cji i jak po­win­na ona wy­glą­dać? – oto głów­ne py­ta­nie, przed któ­rym sta­nę­li za­rów­no uczest­ni­cy, jak i prze­ciw­ni­cy ruchu maja i czerw­ca 1968 r.

Ele­men­ty nowej, czy­stej po­li­tycz­no­ści, po­zba­wio­nej ob­cią­że­nia re­wo­lu­cyj­ny­mi do­gma­ta­mi, miały po­ja­wić się wpierw jako nie­zau­wa­żo­na do­miesz­ka w teo­rii go­szy­stów, aby po la­tach ujaw­nić swoje „dzie­jo­we” prze­sła­nie. Jak pisał cy­to­wa­ny obok Ca­sto­ria­di­sa Da­niel Cohn-Ben­dit:

(…) wiel­kim błę­dem w ’68 było to, że od­czu­wa­li­śmy po­trze­bę de­mo­kra­cji, mając do dys­po­zy­cji słow­nic­two bądź mark­si­stow­sko-le­ni­now­skie, bądź anar­chi­stycz­ne z XIX stu­le­cia, które prze­szko­dzi­ło nam w po­su­nię­ciu się dalej na dro­dze do de­mo­kra­cji.

Celem „Ko­niecz­no­ści re­wo­lu­cji?” oka­zu­je się więc roz­pra­wa z mark­si­zmem jako teo­rią nie­przy­sta­ją­cą do eu­ro­pej­skich re­aliów spo­łecz­nych, ale jed­no­cze­śnie po­zo­sta­ją­cą prze­szko­dą na dro­dze roz­wo­ju de­mo­kra­tycz­nych ide­ałów. Po­pu­lar­ność tego ogra­ni­cza­ją­ce­go dys­kur­su we Fran­cji miała nie być ni­czym wię­cej niż hi­sto­rycz­nym przy­pad­kiem, wy­ni­ka­ją­cym z sil­nej po­zy­cji Fran­cu­skiej Par­tii Ko­mu­ni­stycz­nej. Pre­zen­tu­jąc stop­nio­wy roz­pad mark­si­zmu od or­to­dok­sji przez he­te­ro­dok­sję do teo­rii de­mo­kra­cji, Win­kler idzie po­dob­nym tro­pem, choć nieco mniej sub­tel­nym, co au­to­rzy „He­ge­mo­nii i so­cja­li­stycz­nej stra­te­gii” – Er­ne­sto Lac­lau i Chan­tal Mo­uf­fe. Ich znana książ­ka przed­sta­wia na­ro­dzi­ny „czy­stej” lo­gi­ki po­li­tycz­nej w pi­smach Le­ni­na i Gram­scie­go, gdzie przy­god­ność i ro­sną­ca róż­no­rod­ność hi­sto­rycz­nych ko­niunk­tur miała pod­da­wać mark­sizm stop­nio­we­mu roz­kła­do­wi. Win­kler za­prze­cza jed­nak moż­li­wo­ści wy­de­sty­lo­wa­nia z tego roz­pa­du ja­kiej­kol­wiek nowej teo­rii so­cja­li­stycz­nej.

Książka okazuje się rozprawą z marksizmem jako teorią nieprzystającą do europejskich realiów społecznych, jednocześnie będącą przeszkodą na drodze rozwoju demokratycznych ideałów

Po kilku de­ka­dach agre­syw­nych ata­ków na idee le­wi­cy w Pol­sce takie sta­no­wi­sko in­te­lek­tu­al­ne może wzbu­dzać uza­sad­nio­ne znu­że­nie. Naszą uwagę w książ­ce zwra­ca kwe­stia środ­ków nar­ra­cyj­nych, za po­mo­cą któ­rych przed­sta­wio­ne zo­sta­je zwy­cię­stwo li­be­ral­no-de­mo­kra­tycz­nej no­wo­cze­sno­ści. Oka­zu­je się, że praca Win­kler nie jest zwy­czaj­nym ba­da­niem z dzie­dzi­ny hi­sto­rii idei, ale – zgod­nie ze sło­wa­mi Ca­sto­ria­di­sa – swo­istym dra­ma­tem o roz­pa­dzie mark­si­stow­skiej wizji świa­ta, w któ­rym głów­ną rolę od­gry­wa ro­dzą­cy się pod­miot li­be­ral­nej de­mo­kra­cji. Aby do­ko­nać ta­kiej ide­owej dra­ma­ty­za­cji ma­jo­wo-czerw­co­wych wy­da­rzeń, trze­ba było zmar­gi­na­li­zo­wać w książ­ce zna­cze­nie zróż­ni­co­wa­nych prak­tyk po­li­tycz­nych, które miały wtedy miej­sce i z któ­rych żadna nie mogła sa­mo­dziel­nie prze­są­dzić o toku wy­da­rzeń (to chcie­li­śmy za­su­ge­ro­wać na po­cząt­ku, pi­sząc o „fer­men­cie po­li­tycz­nym”). Straj­ki, oku­pa­cje, or­ga­ni­za­cja ko­mi­te­tów i walka biu­ro­kra­cji par­tyj­nej z ten­den­cja­mi re­wo­lu­cyj­ny­mi zo­sta­ją wspo­mnia­ne po­bież­nie, aby zo­sta­wić miej­sce dla klu­czo­wej te­ma­ty­za­cji: zde­rze­nia in­te­lek­tu­ali­sty z nie­speł­nia­ją­cym jego na­dziei bie­giem hi­sto­rii.

In­te­lek­tu­ali­ści wy­my­śla­ją bieg hi­sto­rii

Nie­ste­ty trze­ba po­wie­dzieć, że książ­ka Win­kler nie jest w tym uprosz­cze­niu od­osob­nio­na. Współ­cze­sna nar­ra­cja o maju ‘68 czę­sto po­wie­la ge­ne­alo­gicz­ną orien­ta­cję, od­naj­du­ją­cą w la­tach 60. na­ro­dzi­ny współ­cze­sne­go ze­it­ge­istu i do­szu­ku­ją­cą się w nich racji dla póź­niej­sze­go za­ni­ku so­cja­li­stycz­nej po­li­ty­ki. Swoją wła­sną dra­ma­ty­za­cję przed­sta­wia Ja­cqu­es Rancière, dla któ­re­go wy­da­rze­nia ma­jo­we oka­za­ły się roz­ła­mem (klu­czo­wy ele­ment dra­ma­tur­gicz­ny), po­zwa­la­ją­cym na prak­ty­kę no­we­go ro­dza­ju po­li­ty­ki (walki świa­tów) poza po­li­ty­ką kla­so­wą (walką sił):

(…) Se­kwen­cja Maja ‘68 oka­za­ła się punk­tem zwrot­nym. Cho­ciaż we­zwa­nie klasy ro­bot­ni­czej było nadal aktem wier­no­ści sce­na­riu­szo­wi, który kla­sie spo­łecz­nej przy­zna­wał zdol­ność two­rze­nia no­we­go świa­ta, to rze­czy­wi­sty roz­wój ruchu kazał od­rzu­cić ten sce­na­riusz. Każdy au­to­no­micz­nie afir­mo­wał swój po­ten­cjał, cał­kiem od­dziel­nie od iden­ty­fi­ka­cji z grupą spo­łecz­ną. Siła tego wy­da­rze­nia roz­wią­za­ła węzeł, który łą­czył kon­flikt sił z siłą do two­rze­nia świa­tów, węzeł po­mię­dzy siłą spo­łecz­ną i pod­mio­tem po­li­tycz­nym[1]

Rok ‘68 był dla Rancière’a in­au­gu­ra­cją czy­stej po­li­ty­ki, opar­tej na bez­po­śred­nim akcie kre­acji, po­zba­wio­nej kla­so­we­go ogra­ni­cze­nia i stra­te­gicz­nych za­po­śred­ni­czeń, obie­cu­ją­cych prze­kro­cze­nie ka­pi­ta­li­zmu w da­le­kiej przy­szło­ści:

(…) 68 był re­al­nym roz­ła­mem, po któ­rym kon­flikt świa­tów nie może być już ko­ja­rzo­ny z kon­flik­tem grup spo­łecz­nych i roz­wo­jem hi­sto­rycz­ne­go pro­ce­su

Wi­dzi­my, że książ­ka Win­kler jest tylko przy­kła­dem, bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nym w za­mia­rach, tej dra­ma­tur­gicz­nej prak­ty­ki, która ob­da­rza do dziś maj ‘68 wła­ści­wo­ścią ujaw­nie­nia innej niż mark­si­stow­ska no­wo­cze­sno­ści. Jako pod­miot tego przed­sta­wie­nia głów­ną rolę od­gry­wa in­te­lek­tu­ali­sta i jego in­ter­pre­ta­cja ze­ige­istu. Mi­chel Fo­ucault daje wy­kład tej, w isto­cie fe­no­me­no­lo­gicz­nej, sztucz­ki:

Kiedy Kant w 1784 pytał: Was he­isst Auf­kla­rung?, to miał na myśli: Co się obec­nie dzie­je? Co się nam przy­da­rza? Czym jest ten świat, ten okres, ten kon­kret­ny mo­ment, w któ­rym ży­je­my? […] Być może naj­istot­niej­szym pro­ble­mem fi­lo­zo­ficz­nym jest pro­blem te­raź­niej­szo­ści i py­ta­nie, kim je­ste­śmy w ak­tu­al­nej chwi­li. Może obec­nie celem nie jest od­kry­cie kim je­ste­śmy, ale od­mo­wa temu, kim je­ste­śmy[2]

Aby wie­dzieć, kim mamy prze­stać być, mu­si­my po­znać to, kim je­ste­śmy. Współ­cze­sny ze­it­ge­ist cha­rak­te­ry­zu­je się, we­dług Fo­ucaul­ta, cen­tral­no­ścią za­gad­nie­nia oporu wobec na­rzu­co­nych form pod­mio­to­wo­ści, w od­róż­nie­niu od XIX wieku, kiedy klu­czo­we po­zo­sta­wa­ły walki eko­no­micz­ne. Jak mówi w jed­nym z wy­wia­dów: za­ję­cie się kwe­stią wła­dzy i upodmio­to­wie­nia stało się moż­li­we do­pie­ro po ‘68, po do­świad­cze­niach „co­dzien­nych, od­dol­nych walk”[3].

Pusta prze­gród­ka my (kim je­ste­śmy?) umoż­li­wia pod­sta­wie­nie w jej miej­sce do­wol­ne­go pod­mio­tu. Istot­ne jest to, że jego akt po­li­tycz­ny staje się sa­mo­wy­star­czal­ny – in­au­gu­ru­je „czy­stą po­li­tycz­ność” i wy­ry­wa się z pęt mark­si­stow­skiej dys­cy­pli­ny. Nowy in­te­lek­tu­ali­sta nie musi już mie­rzyć się z re­la­cja­mi sił (jak okre­ślił za­sa­dę sta­rej po­li­tycz­no­ści Rancière) i peł­nić roli słu­żeb­nej wobec ruchu ro­bot­ni­cze­go, który oka­zał się roz­cza­ro­wa­niem. W pracy „To samo i Inne. Czter­dzie­ści pięć lat fi­lo­zo­fii fran­cu­skiej” Vin­cent De­scom­bes, in­te­lek­tu­ali­sta bli­ski Ca­sto­ria­di­so­wi, stwier­dził, że maj ‘68 zmu­sił in­te­lek­tu­ali­stów fran­cu­skich do za­kwe­stio­no­wa­nia ma­te­ria­li­zmu hi­sto­rycz­ne­go (klu­czo­wą rolę w roz­ru­chach mieli od­gry­wać stu­den­ci) i za­wie­sze­nia ana­li­zy kla­so­wej na rzecz ana­li­zy pra­gnie­nia (py­ta­nia o to, dla­cze­go masy pra­gną ka­pi­ta­li­zmu):

W fi­lo­zo­fii pięk­ny mie­siąc maj ’68 po­sta­wił dwa py­ta­nia; dla­cze­go wła­dze raz są ak­cep­to­wa­ne, a raz od­rzu­ca­ne? I dla­cze­go re­wo­lu­cje koń­czą się za­wsze re­stau­ra­cją po­rząd­ku?[4]

Nie­wi­docz­ność hi­sto­rii ro­bot­ni­czej

Dzię­ki wy­da­nej w 2020 roku pracy Mi­cha­ła Sier­miń­skie­go „Pęk­nię­ta »So­li­dar­ność«” mo­że­my za­uwa­żyć istot­ne po­do­bień­stwa mię­dzy post­mark­si­stow­skim dys­kur­sem we Fran­cji a nar­ra­cja­mi pol­skiej in­te­li­gen­cji opo­zy­cyj­nej z lat 70. Sier­miń­ski wska­zu­je na to, jak ważną rolę w po­rzu­ce­niu wiary w re­wo­lu­cję ode­gra­ło dla opo­zy­cjo­ni­stów roz­cza­ro­wa­nie ro­bot­ni­ka­mi pod­czas wy­da­rzeń mar­co­wych i zwią­za­ne z nim po­czu­cie osa­mot­nie­nia (w isto­cie wy­ni­ka­ją­ce z nie­wie­dzy i wpły­wu pań­stwo­wej pro­pa­gan­dy). Prze­ko­na­nie o moż­li­wo­ści za­ist­nie­nia w Pol­sce ma­so­wej, od­dol­nej po­li­ty­ki śro­do­wi­sko KOR-u za­stą­pi­ło pro­gra­ma­mi opar­ty­mi na kwe­stiach wy­cho­wa­nia mas, uni­wer­sal­nej pod­mio­to­wo­ści i prze­mia­ny mo­ral­nej spo­łe­czeń­stwa. Po­czu­cie sa­mot­no­ści in­te­li­gen­cji pod­czas wy­da­rzeń mar­co­wych przy­czy­ni­ło się do po­rzu­ce­nia mark­si­stow­skiej kry­ty­ki PRL-u zna­nej jesz­cze z „Listu do par­tii”. Zda­niem Jacka Ku­ro­nia kon­ty­nu­acją ‘68 były za to „nie­za­leż­ne ruchy spo­łecz­ne”[5] z  lat 70., ma­ją­ce wy­ra­żać in­dy­wi­du­al­ne in­te­re­sy od­ręb­nych grup spo­łecz­nych. Win­kler do­ko­nu­je po­dob­nej próby prze­chwy­ce­nia ro­bot­ni­czych wy­stą­pień do bu­do­wy mitu za­ło­ży­ciel­skie­go li­be­ral­no-de­mo­kra­tycz­nej no­wo­cze­sno­ści. Zda­nie ano­ni­mo­we­go dzia­ła­cza twier­dzą­ce­go, że walka ro­bot­ni­ków „to­czył[a] się prze­ciw­ko rasie sze­fów, o de­mo­kra­cję bez­po­śred­nią na wszyst­kich po­zio­mach” mia­ło­by we­dług au­tor­ki sta­wiać jego ide­ały obok Da­nie­la Cohn-Ben­di­ta i Ed­ga­ra Mo­ri­na, w opo­zy­cji do so­cja­li­stycz­ne­go „eko­no­mi­zmu”.

Winkler dokonuje próby przechwycenia robotniczych wystąpień do budowy mitu założycielskiego liberalno-demokratycznej nowoczesności

Po­wyż­szy cytat to je­dy­ne miej­sce w książ­ce, gdzie na po­twier­dze­nie ar­gu­men­tu po­ja­wia się nar­ra­cja ro­bot­ni­ka. Słowa owego dzia­ła­cza wska­zu­ją nam spe­cy­fi­kę jego po­strze­ga­nia hi­sto­rii, któ­rej nie bie­rze pod uwagę Win­kler. Jak mówi: „my wal­czy­my w fa­bry­kach od za­wsze. Wal­czy­my co­dzien­nie. To dla nich [stu­den­tów] była szko­ła – nie dla nas”. Aby zmar­gi­na­li­zo­wać zna­cze­nie tej ro­bot­ni­czej świa­do­mo­ści dłu­go­let­niej, mo­zol­nej walki, do­ko­na­no dra­ma­ty­za­cji na­ro­dzin li­be­ral­ne­go ducha, wy­ol­brzy­mia­jąc zna­cze­nie wy­da­rzeń ma­jo­wych i na­da­jąc im cha­rak­ter klu­czo­we­go dy­le­ma­tu czy hi­sto­rycz­ne­go mo­men­tu. Jak pisze Win­kler, dwa czyn­ni­ki, które ukształ­to­wa­ły tra­jek­to­rię myśli po­li­tycz­nej we Fran­cji, to:

(…) roz­cza­ro­wa­nie sta­li­now­skim mo­de­lem so­cja­li­zmu, a także prze­bieg wy­da­rzeń w 1968 r., które nie w pełni wpi­sy­wa­ły się w kon­cep­cje opra­co­wy­wa­ne przez teo­re­ty­ków mark­si­zmu i sta­no­wi­ły dla ra­dy­ka­łów spore wy­zwa­nie my­ślo­we.

Nie­sku­tecz­ność mark­si­zmu w opi­sie wy­da­rzeń lat 60. zo­sta­je wy­tłu­ma­czo­na re­duk­cjo­ni­zmem ję­zy­ka kla­so­we­go, który spro­wa­dzać miał kwe­stię po­li­tycz­ną do pro­ble­mu wła­sno­ści. Pod­sta­wo­wy im­puls uto­pij­ny mark­si­zmu za­wie­rał­by się w En­gel­sow­skim haśle znie­sie­nia rzą­dze­nia ludź­mi na rzecz za­rzą­dza­nia rze­cza­mi, re­du­ku­ją­cym wy­obraź­nię mark­si­stow­ską do pro­ble­ma­ty­ki pań­stwa i po­zba­wia­ją­cym ją wraż­li­wo­ści na ide­ały eman­cy­pa­cji spe­cy­ficz­nie de­mo­kra­tycz­nej. W ten spo­sób, po­przez kry­ty­kę mark­si­zmu, rze­czy­wi­stość spo­łecz­na zo­sta­je przez Win­kler za­mknię­ta w klesz­czach al­ter­na­ty­wy pań­stwa i spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go – biu­ro­kra­cji gaul­li­stow­skiej i or­to­dok­syj­ne­go mark­si­zmu z jed­nej stro­ny oraz no­wych ru­chów spo­łecz­nych, li­be­ra­li­za­cji oby­cza­jów i kon­te­sta­cji za­rzą­dza­nia ‒ z dru­giej. Tym, co zo­sta­je po­mi­nię­te, jest wła­ści­wy wy­miar, któ­re­go po­szu­ku­je doj­rza­ła teo­ria Mark­sa w kry­ty­ce eko­no­mii po­li­tycz­nej – wy­miar po­li­ty­ki pro­le­ta­riac­kiej (walki klas w ob­rę­bie pro­duk­cji). Owa po­li­ty­ka wy­my­ka się za­rów­no pań­stwu, jak i spo­łe­czeń­stwu oby­wa­tel­skie­mu[6], choć wcho­dzi z nimi w istot­ne re­la­cje. Po­zo­sta­je za­ra­zem, bez wzglę­du na ak­tu­al­ny ze­it­ge­ist, w cen­trum ka­pi­ta­li­stycz­ne­go spo­so­bu pro­duk­cji. Jako prze­moc i nie­rów­ny kon­flikt walka klas za­tar­ta zo­sta­je w sche­ma­tach de­mo­kra­tycz­nych: pry­wat­no­ści i uzna­nia, spo­łe­czeń­stwa i pań­stwa. Na­le­ży za­uwa­żyć, jak ogrom­na jest efek­tyw­ność ide­olo­gicz­na owych opo­zy­cji, w któ­rych udało się na przy­kład za­mknąć spo­łecz­ne zna­cze­nie „So­li­dar­no­ści”. Na miej­sce ro­bot­ni­czych mo­bi­li­za­cji sku­tecz­nie pod­sta­wio­no wła­śnie dra­ma­ty­za­cję utwo­rze­nia nowej po­li­tycz­no­ści przez in­te­li­gen­cję – in­au­gu­ra­cję spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go prze­ciw pań­stwu.

Jako przemoc i nierówny konflikt walka klas zatarta zostaje w schematach demokratycznych: prywatności i uznania, społeczeństwa i państwa

Ten spo­łecz­no-oby­wa­tel­ski trop de­ter­mi­nu­je całą nar­ra­cję hi­sto­rycz­ną Win­kler. W pierw­szym roz­dzia­le książ­ki au­tor­ka stwier­dza, że punk­tem za­pal­nym dla wy­da­rzeń ma­jo­wych była biu­ro­kra­ty­za­cja za­rów­no gaul­li­stow­skie­go re­żi­mu, jak i Fran­cu­skiej Par­tii Ko­mu­ni­stycz­nej. Już od po­cząt­ku zo­sta­je przez nią zmar­gi­na­li­zo­wa­na kwe­stia od­ręb­nej hi­sto­rii walk ro­bot­ni­czych, które w rze­czy­wi­sto­ści, wbrew mi­to­wi po­ko­jo­wej pro­spe­ri­ty i po­wo­jen­ne­go kon­for­mi­zmu klasy ro­bot­ni­czej, miały wciąż burz­li­wy i bru­tal­ny cha­rak­ter przed majem i czerw­cem ‘68[7]. Vin­cent Po­rhel re­la­cjo­nu­je sta­no­wi­sko jed­ne­go ze związ­kow­ców z Bre­stu, które po­now­nie una­ocz­nia nam od­ręb­ność trwa­nia walki klas od ide­olo­gicz­nej dra­ma­ty­za­cji no­wo­cze­sno­ści przez in­te­lek­tu­ali­stów:

(…) Jego zda­niem ’68 po­wi­nien być roz­pa­try­wa­ny w dłuż­szej tra­jek­to­rii dzia­łań związ­ko­wych. Szcze­gól­nie za­le­ża­ło mu na roz­róż­nie­niu jego do­świad­cze­nia i ofi­cjal­nej wer­sji z cza­sów, kiedy od­by­wał się wy­wiad (1998), kiedy przy­zna­no cen­tral­ne miej­sce roli ra­dy­kal­nej le­wi­cy oraz kul­tu­rze mło­dzie­żo­wej. Dawał wyraz związ­ko­we­mu i ak­ty­wi­stycz­ne­mu spoj­rze­niu, znacz­nie bar­dziej sku­pio­ne­mu na po­wią­za­niu Maja 68 z długą hi­sto­rią walk spo­łecz­nych[8].

Burz­li­wa hi­sto­ria walk pro­le­ta­ria­tu nie miała mo­men­tu kul­mi­na­cyj­ne­go w ‘68. Jed­no­cze­śnie in­ten­syw­ność ro­bot­ni­czej po­li­ty­ki w maju istot­nie wzro­sła, pro­wa­dząc do in­no­wa­cji tak­tycz­nych, któ­rych formy utrzy­my­wa­ły się w la­tach 70. W pracy o ro­bot­ni­czej hi­sto­rii Fran­cji Xa­vier Vigna wska­zu­je na istot­ną rolę ma­jo­wo-czerw­co­we­go za­an­ga­żo­wa­nia dla dłu­gie­go okre­su nie­sub­or­dy­na­cji ro­bot­ni­czej, prze­ja­wia­ją­cej się przede wszyst­kim po­przez prze­kra­cza­nie in­sty­tu­cjo­nal­nych form na­rzu­ca­nych przez cen­tra­le związ­ko­we:

(straj­ki z wio­sny ’68) nie roz­wią­za­ły spo­rów. Wręcz prze­ciw­nie, otwo­rzy­ły pusz­kę Pan­do­ry z nie­za­do­wo­le­niem ro­bot­ni­ków, które utrzy­ma­ło się w na­stęp­nych la­tach. […] Ruch re­wo­lu­cyj­ny, troc­ki­stow­ski czy ma­oistow­ski, choć po­zo­sta­wał nie­wiel­ki i słaby, po­tra­fił prze­chwy­cić naj­bar­dziej zbun­to­wa­ną część ruchu ro­bot­ni­cze­go. Funk­cjo­no­wał jako ka­ta­li­za­tor nie­sub­or­dy­na­cji, które były kon­ty­nu­owa­ne przez pra­wie 10 lat.

Istot­nym środ­kiem wy­ma­zy­wa­nia tych od­ręb­nych cza­so­wo­ści jest kon­struk­cja ho­mo­ge­nicz­ne­go ob­ra­zu spo­łe­czeń­stwa w ak­tu­al­nym mo­men­cie hi­sto­rii. Na­le­ży za­uwa­żyć, że wbrew za­rzu­tom o do­gma­tyzm, kry­ty­ka ide­olo­gicz­ne­go po­ję­cia czasu po­zo­sta­je sil­nie za­ko­rze­nio­na w hi­sto­rii mark­si­zmu. Bodaj naj­bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ną jej wer­sję za­pro­po­no­wał Louis Al­thus­ser w la­tach 60.[9] Idąc tro­pem jego prac, można do­strzec, że kon­struk­cja ze­it­ge­istu (w ję­zy­ku Al­thus­se­ra: wy­twór ide­olo­gii „hi­sto­ry­zmu”) wspie­ra się na cen­tral­nym punk­cie pro­stej sprzecz­no­ści, zdol­nej okre­ślić isto­to­we do­świad­cze­nie spo­łecz­ne, a więc także wła­ści­wy pod­miot hi­sto­rii. We­dług nar­ra­cji Win­kler spo­łe­czeń­stwo fran­cu­skie w la­tach 60. de­fi­nio­wa­ło star­cie dwóch ten­den­cji: „li­be­ra­li­za­cji spo­łecz­no-kul­tu­ro­wej oraz stop­nio­wej tech­no- i biu­ro­kra­ty­za­cji pań­stwa i go­spo­dar­ki”. Mamy więc ide­olo­gicz­ny pod­miot – „Fran­cu­zów” – pro­stą sprzecz­ność i li­nio­wy czas jej roz­wo­ju, nie­ubła­ga­nie zmie­rza­ją­cy do speł­nie­nia li­be­ral­no-de­mo­kra­tycz­nej no­wo­cze­sno­ści. Wedle Win­kler fa­ta­lizm „ducha cza­sów” kazał prze­grać ra­dy­ka­łom, któ­rzy na walkę w imię de­mo­kra­tycz­nych po­stu­la­tów z biu­ro­kra­cją pań­stwa po pro­stu nie byli go­to­wi:

Fran­cu­zi ocze­ki­wa­li (…) re­wo­lu­cji, ale nie ta­kiej, którą pro­po­no­wa­li im le­wi­co­wi ra­dy­ka­ło­wie. Na fali kul­tu­ro­wych i go­spo­dar­czych prze­mian, które do­ko­na­ły się we Fran­cji, w wy­mia­rze po­li­tycz­nym pra­gnę­li przede wszyst­kim re­wo­lu­cji de­mo­kra­tycz­nej, która od­wró­ci­ła­by na­si­la­ją­ce się w pań­stwie de Gaul­le’a ten­den­cje biu­ro­kra­tycz­ne.

Mamy ideologiczny podmiot – »Francuzów« – prostą sprzeczność i liniowy czas jej rozwoju, nieubłaganie zmierzający do spełnienia liberalno-demokratycznej nowoczesności

An­ty­ko­mu­nizm i mark­sizm wy­obra­że­nio­wy

Chcie­li­by­śmy zwró­cić uwagę na spe­cy­fi­kę an­ty­ko­mu­ni­stycz­nej stra­te­gii, którą od­naj­du­je­my w „Ko­niecz­no­ści re­wo­lu­cji?”. Au­tor­ka nie po­dą­ża tym samym tro­pem, który znamy z pam­fle­tu An­drze­ja Wa­lic­kie­go „Mark­sizm i skok do kró­le­stwa wol­no­ści”, choć cy­tu­je go i przyj­mu­je iden­tycz­ny punkt wyj­ścia kry­ty­ki – mo­no­li­tycz­ny por­tret mark­si­zmu jako qu­asi-re­li­gii (który jest już sa­mo­wy­star­czal­nym ośmie­sze­niem dok­try­ny). Wy­ka­za­nie re­li­gij­nej pod­sta­wy wszel­kich wąt­ków teo­rii Mark­sa i Le­ni­na za­ję­ło au­tor­ce kilka krót­kich frag­men­tów po­wierz­chow­nej i wąt­pli­wej hi­sto­rio­gra­ficz­nie syn­te­zy. Po­przez uprosz­cze­nia (na przy­kład ujed­no­li­ce­nie sta­tu­su teo­re­tycz­ne­go i od­dzia­ły­wa­nia po­li­tycz­ne­go hu­ma­ni­stycz­nych tek­stów mło­do­mark­sow­skich z tek­sta­mi star­szy­mi, obec­ny­mi w obie­gu sie­dem­dzie­siąt lat dłu­żej) Win­kler wy­twa­rza obraz jed­no­ści ak­sjo­lo­gicz­nej i du­cho­wej mark­si­zmu w po­sta­ci kilku me­sjań­skich mitów, aby potem z ła­two­ścią wy­ka­zać ich hi­sto­rycz­ną dys­kre­dy­ta­cję. Nar­ra­cja ta po­zo­sta­je jed­nak pod istot­nym wzglę­dem od­wrot­no­ścią an­ty­ko­mu­ni­zmu An­drze­ja Wa­lic­kie­go, który wy­ta­cza prze­ciw­ko mark­si­stom za­rzut ide­okra­tycz­nej ob­se­sji. Tym­cza­sem au­tor­ka woli sku­pić się na ich roz­cza­ro­wa­niu i błą­dze­niu, braku „ide­al­ne­go” pod­mio­tu re­wo­lu­cyj­ne­go, który za­prze­cza fun­da­men­tal­nej na­dziei na „roz­dwo­je­nie świa­ta”, czy ‒ in­ny­mi słowy ‒ na ist­nie­nie uto­pij­nej po­ten­cjal­no­ści za­war­tej w wy­alie­no­wa­nej isto­cie czło­wie­ka (któ­rej teo­rię znamy z wcze­snych i nie­wy­da­nych za życia Mark­sa „Rę­ko­pi­sów eko­no­micz­no-fi­lo­zo­ficz­nych z 1844 r.”). Dzię­ki wy­bra­niu tej drogi kry­ty­ka Win­kler oka­zu­je się znacz­nie sku­tecz­niej­szym ata­kiem na ko­mu­nizm niż pam­flet Wa­lic­kie­go, który za­bra­nia­jąc mark­si­stom ide­okra­tycz­nych sza­leństw, po­zo­sta­wia jed­nak na­dzie­je re­wo­lu­cyj­ne w sfe­rze pokus.

Wspo­mnia­na już wcze­śniej funk­cja dy­le­ma­tu w me­to­do­lo­gii „Ko­niecz­no­ści re­wo­lu­cji?” zo­sta­ła za­czerp­nię­ta z książ­ki „The logic of the hi­sto­ry of ideas” Marka Be­vi­ra, któ­rej wier­ność de­kla­ru­je Win­kler. Bevir jest zwo­len­ni­kiem pew­nej her­me­neu­tycz­nej on­to­lo­gii, która nie ukry­wa swo­je­go ide­ali­zmu, uzna­jąc akty ko­gni­tyw­ne czło­wie­ka za pod­sta­wo­we kry­te­rium zna­cze­nia i pra­wo­moc­no­ści idei. Jak stwier­dza: „Nar­ra­cje hi­sto­rycz­ne po­stę­pu­ją […], po­dą­ża­jąc za dzia­ła­niem woli, które prze­no­si nas od jed­ne­go przed­mio­tu do dru­gie­go”, kie­ru­jąc się normą „ra­cjo­nal­no­ści ro­zu­mia­nej jako spój­ność”[10]. W cen­trum tak ro­zu­mia­ne­go uni­wer­sum stoi więc sa­mo­wie­dza z we­wnętrz­ną dia­lek­ty­ką prze­ko­nań i na­dziei, wy­ry­wa­na ku świa­tu, aby po­wró­cić do sie­bie z lep­szym wy­po­sa­że­niem świa­to­po­glą­do­wym. Książ­ka Anny Win­kler sta­wia tę sa­mo­wie­dzę w cen­trum wy­da­rzeń maja ‘68. Jej we­wnętrz­ną dia­lek­ty­kę wy­zna­cza opo­zy­cja „tra­dy­cji” i „dy­le­ma­tu”, in­ny­mi słowy – pra­gnie­nia, któ­re­go speł­nie­nie obie­cu­je tra­dy­cyj­ny „ar­che­typ” i kon­fron­ta­cji jed­nost­ki z rze­czy­wi­sto­ścią, nie­speł­nia­ją­cą urosz­czeń idei i zmu­sza­ją­cą tym samym do re­de­fi­ni­cji dok­try­ny. Kon­klu­zja jest znana: wy­da­rze­nia ma­jo­we miały od­bie­gać od sche­ma­tu mark­si­zmu i do­pro­wa­dzić do jego de­struk­cji. Wi­dzi­my, że przy­ję­cie ta­kiej prag­ma­tycz­no-psy­cho­lo­gicz­nej wizji za­an­ga­żo­wa­nia po­li­tycz­ne­go wy­klu­cza wszel­ki po­znaw­czy sto­su­nek mark­si­zmu do rze­czy­wi­sto­ści, który był za­kła­da­ny jako głów­na war­tość przez sa­me­go Mark­sa, En­gel­sa oraz ich kon­ty­nu­ato­rów. Kwe­stia na­uko­wo­ści w mark­si­zmie po­zo­sta­je klu­czo­wa do dzi­siaj. Z per­spek­ty­wy pod­mio­tu qu­asi-her­me­neu­tycz­ne­go teza o od­ręb­no­ści przed­mio­tu teo­re­tycz­ne­go i na­rzu­ca­ją­cej się spon­ta­nicz­nie em­pi­rii jest aber­ra­cją („pla­to­ni­zmem” – jak na­pi­sze Win­kler o nie­zmien­no­ści idei w cza­sie).

Dla za­an­ga­żo­wa­nych so­cja­li­stów kry­ty­ka eko­no­mii po­li­tycz­nej za­cho­wu­je jed­nak – w dy­stan­sie wobec bez­na­dziei ze­it­ge­istu – orien­ta­cję na kwe­stię walki klas. Ozna­cza to sku­pie­nie na choć­by za­ląż­ko­wych for­mach tej ak­tyw­no­ści ma­so­wej, którą za Ba­li­ba­rem na­zwa­li­śmy „po­li­ty­ką pro­le­ta­riac­ką”. Zrów­na­nie mark­si­zmu z wy­bu­ja­łą hi­sto­rio­zo­fią (która nie ma swo­je­go przed­mio­tu, a tylko o nim marzy) służy cał­ko­wi­tej de­mo­bi­li­za­cji kry­ty­ki ka­pi­ta­li­zmu. Cho­dzi o to, aby w re­ak­cji na po­raż­kę na­dziei re­wo­lu­cyj­nych (utra­tę na­ma­cal­no­ści pro­le­ta­ria­tu), za­prze­czyć ist­nie­niu walki klas w ogóle. W tym celu Win­kler zrów­nu­je choć­by „Ma­ni­fest Ko­mu­ni­stycz­ny”, dzie­ło po­li­tycz­ne, po­słu­gu­ją­ce się pre­dyk­cja­mi i per­for­ma­tyw­ny­mi, agi­ta­cyj­ny­mi zwro­ta­mi (pro­le­ta­riat „musi” zwy­cię­żyć) z na­uko­wym tek­stem „Ka­pi­ta­łu”, który za­wie­ra teo­rię nie­mal cał­ko­wi­cie po­zba­wio­ną hi­sto­rio­zo­ficz­nych figur, skru­pu­lat­nie roz­róż­nia­ją­cą po­rząd­ki po­szcze­gól­nych ele­men­tów ka­pi­ta­li­stycz­ne­go spo­so­bu pro­duk­cji. Po­ku­sa wy­obra­że­nio­we­go mark­si­zmu oka­za­ła się jed­nak hi­sto­rycz­nie re­al­ną pu­łap­ką i do dziś utrud­nia próby wzno­wie­nia so­cja­li­stycz­nej kry­ty­ki (na przy­kład dla Mario Tron­tie­go pro­le­ta­riat ist­nie­je jako czy­sty, na­ma­cal­ny an­ta­go­nizm lub w ogóle prze­sta­je ist­nieć – i rze­czy­wi­ście prze­stał, prz­yn­ajmniej we­dług wło­skie­go fi­lo­zo­fa, który stwier­dził w roku 2008, że „walka klas się skoń­czy­ła”).

W ostat­nim roz­dzia­le książ­ki au­tor­ka pro­po­nu­je po­trak­to­wać teo­rie go­szy­stów jako zbiór „opo­wie­ści re­wo­lu­cyj­nych”. Ich treść pod­le­gać ma qu­asi-jun­gow­skiej psy­cho­ana­li­zie, która ele­men­ty nar­ra­cji trak­tu­je jako ar­che­ty­py, bę­dą­ce no­śni­ka­mi wizji głę­bo­kie­go speł­nie­nia. To ob­sa­dze­nie li­bi­dal­ne teo­rii Mark­sa i Le­ni­na ma tłu­ma­czyć ich stałą po­pu­lar­ność, po­mi­mo oczy­wi­stej nie­ade­kwat­no­ści do re­aliów spo­łecz­nych. Mamy więc do czy­nie­nia w „Ko­niecz­no­ści re­wo­lu­cji?” z ab­so­lut­ną psy­cho­lo­gi­za­cją mark­si­zmu. Oka­zu­je się on teo­rią z grun­tu me­lan­cho­lij­ną, sku­pio­ną na fan­ta­stycz­nym obiek­cie i ska­za­ną na jego utra­tę. Nie chce­my za­prze­czać, że wielu in­te­lek­tu­ali­stów po­szło taką wła­śnie, fan­ta­zma­tycz­ną drogą. Prze­ciw­nie, wy­da­je się, że ist­nie­je wiele prac, które na qu­asi-psy­cho­ana­li­tycz­ną kry­ty­kę za­słu­gu­ją. Cen­tral­ne miej­sce zaj­mu­je w nich świa­do­mość in­te­lek­tu­ali­sty, kie­dyś wie­rzą­ce­go w re­wo­lu­cję, teraz w ża­ło­bie opi­su­ją­ce­go po­tę­gę ide­olo­gii ka­pi­ta­li­stycz­nej. Istot­ny cię­żar wy­obra­że­nio­we­go mark­si­zmu roz­po­znać można w go­ry­czy póź­nych pism Guy’a De­bor­da czy w de­pre­syj­nej teo­rii spo­łecz­nej Marka Fi­she­ra, któ­rej idée fixe sta­no­wi utra­co­na wiara w uto­pię.

Istotny ciężar wyobrażeniowego marksizmu rozpoznać można w goryczy późnych pism Guy’a Deborda czy w depresyjnej teorii społecznej Marka Fishera

Hi­sto­ria fran­cu­skiej myśli po­li­tycz­nej po ‘68 na­zna­czo­na zo­sta­ła kon­ser­wa­tyw­ną re­ak­cją. Ba­diou za­uwa­ża, że do­szło do roz­ła­mu mię­dzy roz­cza­ro­wa­ny­mi mark­si­sta­mi (któ­rych my na­zwa­li­śmy „wy­obra­że­nio­wy­mi”) oraz tymi, któ­rzy przy­ję­li kon­se­kwent­ną po­zy­cję za­an­ga­żo­wa­nia w fa­bry­kach i na wsi, kon­ty­nu­ując walkę w zgo­dzie z pro­ble­ma­mi po­sta­wio­ny­mi w maju i czerw­cu. Mark­sizm wy­obra­że­nio­wy ujaw­nił, że opar­ty był za­le­d­wie na wie­rze w moż­li­wość pełni, zwia­sto­wa­nej przez wy­da­rze­nia ma­jo­we – opie­rał się na uczu­ciach, które prze­mi­nę­ły wraz z po­raż­ką straj­ku ge­ne­ral­ne­go. W la­tach 70. za­czął się zwrot fran­cu­skich in­te­lek­tu­ali­stów na prawo. Benny Lévy czy André Gluck­smann z bra­wu­ro­wych po­chwał wojny par­ty­zanc­kiej prze­szli na po­zy­cje skraj­nie an­ty­ko­mu­ni­stycz­ne (jako słyn­ni „nowi fi­lo­zo­fo­wie”). Z kolei po­zo­sta­li na le­wi­cy in­te­lek­tu­ali­ści skrom­nie za­do­wo­li­li się zwy­cię­stwem so­cja­li­sty Mit­ter­ran­da: już nie wedle mak­sy­my „słusz­nie jest się bun­to­wać”, iro­ni­zo­wał Ba­diou, ale „słusz­nie jest żądać nie­wie­le” („On a ra­ison de se con­ten­ter de peu”). Po maju ‘68:

Ci, któ­rzy tak jak my, wi­dzie­li w pierw­szej ko­lej­no­ści brak (nie­trwa­łość pod­mio­to­wo­ści i po­li­ty­ki, nie­obec­ność par­tii), a nie peł­nię (re­wol­tę, masy na uli­cach, wy­zwo­le­nie mowy) – mieli coś, na czym mogli oprzeć swoje prze­ko­na­nie (con­fian­ce). Resz­cie nie zo­sta­ło nic poza stra­co­ną wiarą („quand les au­tres n’ava­ient plus qu’à tra­hir leur croy­an­ce” – do­słow­nie: „kiedy innym nie zo­sta­ło nic poza zdra­dą swo­ich prze­ko­nań”)[11]

Po­zy­cja in­te­lek­tu­ali­stów wzglę­dem walki klas oka­zu­je się oscy­lo­wać w hi­sto­rii mię­dzy en­tu­zja­zmem a po­gar­dą i roz­cza­ro­wa­niem. Po­ka­zu­ją to rów­nież ba­da­nia Sier­miń­skie­go nad dal­szym roz­wo­jem sta­no­wi­ska in­te­li­gen­cji opo­zy­cyj­nej, która w trak­cie pol­skiej re­wo­lu­cji ‘80-‘81 przyj­mo­wa­ła już sta­no­wi­ska wro­gie ma­so­wej ra­dy­ka­li­za­cji. In­te­li­gen­ci oba­wia­li się prze­mo­cy re­wo­lu­cyj­nej czy wręcz szo­wi­ni­stycz­nych ten­den­cji wśród ro­bot­ni­ków. Ze wzglę­du na ten pro­ble­ma­tycz­ny sto­su­nek in­te­lek­tu­ali­stów i mas Ba­diou koń­czy „Teo­rię pod­mio­tu” roz­wa­ża­nia­mi o etyce mark­si­stow­skiej. Utrzy­ma­nie po­zy­cji pro­le­ta­riac­kiej, jak twier­dzi, musi opie­rać się na przy­ję­ciu sta­no­wi­ska po­śred­ni­czą­ce­go mię­dzy wiarą a re­ali­zmem, które same sta­no­wią po­zy­cje bier­ne i prze­cho­dzą­ce w sie­bie na­wza­jem (są ocze­ki­wa­niem na peł­nię albo cał­ko­wi­tym za­prze­cze­niem moż­li­wo­ści re­wo­lu­cji). Dla­te­go Ba­diou na­zy­wa pod­sta­wo­we po­ję­cie etycz­ne mark­si­zmu pew­no­ścią (con­fian­ce): uf­no­ścią w zna­cze­niu „uf­no­ści masom”, a za­ra­zem śmia­ło­ścią za­an­ga­żo­wa­nia w zgo­dzie z ak­tu­al­nie to­czą­cy­mi się wal­ka­mi.

W ra­mach pod­su­mo­wa­nia chce­my za­uwa­żyć, że wy­obra­że­nio­wa dia­lek­ty­ka w mark­si­zmie (którą Win­kler na­zy­wa prze­ko­na­niem o „roz­dar­ciu czło­wie­ka” i pod­da­je qu­asi-jun­gow­skiej psy­cho­ana­li­zie) jest kom­ple­men­tar­na wobec dra­ma­ty­za­cji hi­sto­rii przez pod­miot in­te­lek­tu­ali­sty, o któ­rej mó­wi­li­śmy wcze­śniej. Obie te formy ide­olo­gii opie­ra­ją się na spon­ta­nicz­nie kształ­to­wa­nych sen­sach, czer­pa­nych z na­stro­ju lub bio­gra­ficz­nych pe­ry­pe­tii (in­te­li­gen­cja roz­cza­ro­wa­ła się ro­bot­ni­ka­mi, sy­tu­acjo­ni­ści się nudzą, Mark Fi­sher jest smut­ny). Jak pisze Al­thus­ser w eseju o Brech­cie: dla sa­mo­wie­dzy dra­ma­tycz­nej wszy­scy ak­to­rzy poza nią samą grają role dru­go­pla­no­we[12]. Wska­za­li­śmy więc na ko­niecz­ność wy­rwa­nia się z tej aro­ganc­kiej wy­go­dy i sku­pie­nia uwagi na od­ręb­nych cza­so­wo­ściach, ich ze­rwa­niach, in­ten­sy­fi­ka­cjach i nie­rów­nych in­ter­wa­łach, któ­rych trwa­nie sta­no­wi cią­głą prze­słan­kę kry­ty­ki i so­cja­li­stycz­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia.

 

 

[1]Ja­cqu­es Rancière, „Re-po­li­ti­ci­zing May 68”, „Cri­sis & Cri­ti­que” t. 5, 2018, nr 2.

[2] Mi­chel Fo­ucault, „Sub­ject and power”, „Cri­ti­cal In­qu­iry”, t. 8, 1982, nr 4.

[3] „Truth and power: an in­te­rview with Mi­chel Fo­ucault”, trans. F. Edholm, „Cri­ti­que of an­th­ro­po­lo­gy”, t. 4, 1979, nr 13-14.

[4] Vin­cent De­scom­bes „To samo I inne. Czter­dzie­ści pięć lat fi­lo­zo­fii fran­cu­skiej”, tłum. Bog­dan Ba­na­siak, Krzysz­tof Ma­tu­szew­ski, Spa­cja, War­sza­wa, 1996.

[5] Mi­chał Sier­miń­ski, „Pęk­nię­ta »So­li­dar­ność«. In­te­li­gen­cja opo­zy­cyj­na a ro­bot­ni­cy 1964–1981”, In­sty­tut Wy­daw­ni­czy Książ­ka i Prasa, War­sza­wa 2020, s. 207.

[6] Étien­ne Ba­li­bar, „Marx, the joker in the pack”, „Eco­no­my and So­cie­ty”, t. 14, 1985, nr 1.

[7] Xa­vier Vigna, „Hi­sto­ire des ouvriers en Fran­ce au XXe siècle”, Tem­pus Per­rin, Paris 2012.

[8] Vin­cent Po­rhel „Fac­to­ry Di­spu­tes in the French Pro­vin­ces in the ‘1968 Years’: Brit­ta­ny As a Case Study”, w: J Jack­son, A. Milne J.S. Wil­liams (ed.), „May 68 Re­thin­king Fran­ce’s Last Re­vo­lu­tion”, Pal­gra­ve Mac­mil­lan, Ba­sing­sto­ke 2011.

[9] L. Al­thus­ser, É Ba­li­bar, R. Es­ta­blet, J. Ran­cie­re, P. Ma­che­rey, „Re­ading Ca­pi­tal. Com­ple­te edi­tion”, trans. B. Brew­ster, D. Fern­bach, Verso, Lon­don 2015.

[10] Mark Bevir, „The logic of the hi­sto­ry of ideas”, Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press, Cam­brid­ge 2004, s. 315.

[11]Alain Ba­diou, „Théorie du sujet”, Édi­tions du Seuil, Paris 1982.

[12] Louis Al­thus­ser „»Pic­co­lo«, Ber­to­laz­zi i Brecht (Za­pi­ski o te­atrze ma­te­ria­li­stycz­nym)”, w: tegoż, „W imię Mark­sa”, tłum. Mi­chał Herer, Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej, War­sza­wa 2009.

Anna Winkler
„Konieczność rewolucji? Marksiści francuscy wobec wydarzeń maja i czerwca 1968", Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, Toruń 2021, s. 330.

Łu­kasz Ostrow­ski
stu­dio­wał fi­lo­zo­fię na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim. Ak­tu­al­nie za­an­ga­żo­wa­ny w dzia­łal­ność związ­ko­wą. Na­uko­wo zaj­mu­je się dia­lek­ty­ką mark­si­stow­ską, fi­lo­zo­fią fran­cu­ską, hi­sto­rią ruchu ro­bot­ni­cze­go.
redakcjaAndrzej Frączysty
korekta Karolina Wilamowska
POPRZEDNI

recenzja  

Tam, gdzie kończy się umysł, a zaczyna świat

— Agnieszka Wolny-Hamkało

NASTĘPNY

recenzja  

Kto ma prawo do seksu?

— Monika Borys