fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Cóż ja z moją głu­po­tą prze­ciw tobie, ko­lek­cjo­ne­ro­wi za­mro­żo­nych łez albo prze­ciw kom­pu­te­rom w Law­ren­ce La­bo­ra­to­ry?

 Cze­sław Mi­łosz, „Struk­tu­ra­li­sta”

 

1.

Ostat­ni­mi czasy dużo śpię. Dużo śpię i czy­tam Tomka Pułkę. Nic zatem dziw­ne­go, że budzę się rano z szu­mem w gło­wie – szu­mem nie­prze­tra­wio­nych in­for­ma­cji, nie­do­żu­tych resz­tek je­dze­nia, nie­wy­świe­tlo­nych wia­do­mo­ści w me­sen­dże­rze. Zanim zbio­rę się do ży­cio­wych obo­wiąz­ków, musi upły­nąć wiele kaw roz­pusz­czal­nych (wy też wle­wa­cie naj­pierw mleko?), muszę też kilka razy usiąść przy oknie, za­my­ślić się, za­cią­gnąć, wes­tchnąć, żeby móc wstać i usiąść znowu.

Z po­ran­ne­go szumu i ogól­nej ocię­ża­ło­ści naj­le­piej wy­bi­ja czy­ta­nie. Czy­ta­nie za­wsze po­ma­ga­ło (Jak się na­zy­wał ten wiersz Lar­ki­na, w któ­rym jest mowa o złud­nej uciecz­ko­wo­ści lek­tu­ry? Pa­mię­tam tylko ostat­ni wers – get ste­wed: Books are a load of crap. Jacek Deh­nel bę­dzie wie­dział). Trze­ba wy­krze­sać z sie­bie ele­men­tar­ne sku­pie­nie – myśli po­słać w jed­nym kie­run­ku, żeby nie po­roz­la­ty­wa­ły się na wszyst­kie stro­ny.

Z porannego szumu i ogólnej ociężałości najlepiej wybija czytanie. Czytanie zawsze pomagało. Trzeba wykrzesać z siebie elementarne skupienie – myśli posłać w jednym kierunku, żeby nie porozlatywały się na wszystkie strony.

2.

Rano trze­ba coś zjeść, żeby móc póź­niej po­sie­dzieć w to­a­le­cie i po­czy­tać. Tak więc w kuch­ni, w trak­cie je­dze­nia płat­ków z jo­gur­tem grec­kim, i potem w to­a­le­cie czy­tam tek­sty na te­le­fo­nie. Tak, na te­le­fo­nie. Je­stem przed­sta­wi­cie­lem tego „mło­de­go po­ko­le­nia”, które nie wie już, co to „lek­tu­ra głę­bo­ka”, bo je­dy­ne, w co się za­głę­bia, to owe hi­per­tek­sty, od­sy­ła­cze, czy bóg wie co, w które nie da się praw­dzi­wie wczy­tać, bo to prze­cież, panie, wszyst­ko rusza się, ska­cze, prze­su­wa, jak gra kom­pu­te­ro­wa (kto nie wie­rzy, nie­chaj prze­czy­ta eru­dy­cyj­ny esej „In­ter­net i scrip­tu­ra con­ti­nua” Pio­tra Pię­ta­ka, opu­bli­ko­wa­ny w lip­co­wo-sierp­nio­wym nu­me­rze „Twór­czo­ści” – o nas, Mło­dych, i o na­szych zwy­cza­jach czy­tel­ni­czych się tam mówi).

3.

No i tak się zło­ży­ło, że pierw­sze, co dziś wy­sko­czy­ło w fe­edzie, gdy wcho­dzi­ła mi do­pie­ro pierw­sza kawka i my­śla­łem: „coś by tu warto prze­czy­tać”, to re­cen­zja no­we­go tomu Poety Współ­cze­sne­go, na­pi­sa­na przez czo­ło­we­go Kry­ty­ka Pro­gre­syw­ne­go.

Tek­sty czo­ło­we­go Kry­ty­ka Pro­gre­syw­ne­go, mimo ogól­nej ide­owej słusz­no­ści, mimo zgody z nim co do pryn­cy­piów, czyta się cięż­ko. Jak już coś Kry­tyk Pro­gre­syw­ny na­pi­sze, prze­czy­tać wy­pa­da, ale że w po­ło­wie jego szki­ców ogar­nia znu­że­nie – przy­znać hadko. No ale trud­no, myślę, biorę na warsz­tat, mój ci on. W obec­nym sta­nie tylko po­waż­na teo­re­tycz­na lek­tu­ra może mnie ura­to­wać. Pierw­sze zda­nie:

„Pi­sa­nie o tej po­ezji z per­spek­ty­wy uwzględ­nia­ją­cej gry sił i per­ma­nent­ny prze­pływ ma­te­rii w nie­odzow­ny spo­sób pro­wo­ku­je do sku­pie­nia się na tym, co sta­no­wi tu „ener­gię reszt­ko­wą”, co wy­tra­ca swoją dy­na­mi­kę, krzep­nie i osia­da, przyj­mu­jąc po­stać szczą­tek po­zo­sta­łych po ruchu pro­duk­cji”

Wej­ście mocne, dużo moc­niej­sze niż moja neska z dwóch ły­że­czek. Nie ma co ukry­wać – trze­pie. Prze­pa­la zwoje. Je­stem więc roz­bu­dzo­ny, ale jed­no­cze­śnie roz­pro­szo­ny. In­ten­syw­ność frazy Kry­ty­ka Pro­gre­syw­ne­go uko­je­nia nie przy­no­si. Moje roz­bie­ga­ne po­ran­ne myśli, za­miast opla­tać się cia­sno wokół pierw­szych akor­dów tego wy­wo­du, ula­tu­ją gdzieś in­dziej. Szum się na­si­la. Szumi coraz szum­niej. Nic nie ro­zu­miem, ro­zu­mie­nie wy­łą­czam, chaos i mę­tlik w gło­wie po­dob­ny do tego, gdy pani od che­mii w szko­le tłu­ma­czy­ła nam dy­so­cja­cję, a ja nie mo­głem sku­pić się na żad­nym z jej słów, po­łą­czyć ze sobą jonów, po­dzie­lić je na do­dat­nie i ujem­ne.

Ale prze­cież jed­no­cze­śnie czuję to na wła­snej skó­rze. Czuję ów „per­ma­nent­ny prze­pływ ma­te­rii”, „wy­tra­ca­nie dy­na­mi­ki”. Szu­kam więc swo­jej ener­gii reszt­ko­wej i idę dalej:

„(…) Wiąże się to z fak­tem, że poeta zde­cy­do­wa­nie bar­dziej za­in­te­re­so­wa­ny jest ocię­ża­ły­mi for­ma­mi i ich ma­syw­ny­mi tek­stu­ra­mi niż tym, co jawić się może czy­tel­nicz­ce jako lotne i nie­uchwyt­ne – gdyby ozna­cza­ło to, że jego uwagę przy­ku­wa to, co sta­bil­ne i nie­zmien­ne, w grun­cie rze­czy nie by­ło­by o czym mówić; rzecz w tym, że to cięż­ka dy­na­mi­ka owej ma­te­rii, zwią­za­ne z nią per­ma­nent­ne tar­cia, opór sta­wia­ny przez sub­stan­cję skła­da­ją się na kon­cep­tu­al­ny szkie­let tej li­ry­ki”.

Tutaj cytat ury­wam, bo do ko­lej­nych aka­pi­tów re­cen­zji Kry­ty­ka Pro­gre­syw­ne­go – choć­bym chciał w nie wnik­nąć – do­stęp mia­łem utrud­nio­ny. Li­te­ry za­czę­ły nagle tań­czyć po ekra­nie, do­sta­łem ja­kichś dzi­wacz­nych ty­po­gra­ficz­nych ma­ja­ków, tek­stu­al­nych drga­wek, szum na­ra­stał, ota­cza­ły mnie już wy­łącz­nie ocię­ża­łe formy i ma­syw­ne tek­stu­ry, ma­te­ria prze­pły­wa­ła, a sub­stan­cja sta­wia­ła opór.

4.

Jak pisać o li­te­ra­tu­rze? Jak „od­po­wied­nie dać rze­czy słowo”? Jak upra­wiać kry­ty­kę po­mię­dzy her­me­tycz­no­ścią dys­kur­su aka­de­mic­kie­go a pulpą ty­sią­ca ośmiu­set zna­ków? Oto py­ta­nie o język, o ma­syw­ne tek­stu­ry, tar­cia ma­te­rii. Sta­wia­nie oporu.

Po­kro­wiec na aj­fo­na z Ar­tu­rem San­dau­erem nie­ocze­ki­wa­nie za­czy­na gadać.

Portret Jakuba Nowackiego autorstwa Natalii Przybysz

Perły z odwiertu

To cykl niewcześnie dziaderskich felietonów Jakuba Nowackiego prowadzony na łamach „Małego Formatu"

Jakub No­wac­ki
ur. 1994, stu­dent Wy­dzia­łu Po­lo­ni­sty­ki UW. Pu­bli­ko­wał m.​in. w „Twór­czo­ści", „Ty­go­dni­ku Po­wszech­nym" i „Ha!arcie", Miesz­ka w Prusz­ko­wie. W "Małym For­ma­cie" pisze i re­da­gu­je.
Portret Jakuba Nowackiego autorstwa Natalii Przybysz

Perły z odwiertu

To cykl niewcześnie dziaderskich felietonów Jakuba Nowackiego prowadzony na łamach „Małego Formatu"

POPRZEDNI

recenzja  

Przedmiot i orzeczenie

— Maciej Oleksy

NASTĘPNY

varia poezja  

Tragedia widowiskowa

— Małgorzata Skałbania