Wystarczyło połączyć kropki – napisał niedawno Tygodnik Powszechny. Od zawsze lubiłam to porównanie i tę rozrywkę, dużo dla mnie ciekawszą niż kolorowanie już istniejących rzeczy. Łączenie kropek pamiętam jako metafizyczną niemal zabawę, szturchającą życzliwie zagrożone wyginięciem ludzkie cechy, takie jak cierpliwość, dokładność, umiejętność skupienia się na dłużej niż kilka minut.
O tym łączeniu mówi się jak o czymś banalnym i prostym, ale wcale takie nie jest. Łączenie kropek wymaga precyzji. Zakazane jest strzelanie oczami na boki, rozpraszanie się, szuranie paluchami w telefonach, nie można łączyć kropek niedokładnie – bo nic z tego nie wyjdzie. Ale za to dobrze traktowane kropki odwdzięczają się, detonując wszystkim, co w świecie osiągalne lub nie: sportowymi samochodami, końmi, ciągnikami, rakietami kosmicznymi, rafami koralowymi, łaskawymi twarzami proroków, spojrzeniem diabła, ogrodem pełnym najrzadszych gatunków róż…
Łączenie kropek wymaga precyzji
Wystarczy połączyć kropki.
I nie ma, że na skuśki! Bo swoje, żeby dostać nagrodę trzeba odpracować (jeśli nie urodziłaś się bogolem). Jak z dochodzeniem do prawdy, jak z hodowaniem roślin czy przyjaźnieniem się z ludźmi i zwierzętami, jak z ustalaniem, co nas uszczęśliwia, a co nie. Wszystko to chce czas – mówią Czesi i Słowacy. Niejeden już nam mówił, że samo czekanie bywa wartością.
Więc zrobiło mi się żal, zupełnie szczerze, że tam, w redakcji Tygodnika Powszechnego, jednego z najważniejszych – jak piszą o sobie – tygodników społeczno-kulturalnych, który od 80 lat dostarcza najwyższej jakości teksty o polityce, kulturze i społeczeństwie – na przekór chwilowym modom i tanim sensacjom. Spokojnie i pieczołowicie, że tam u nich w redakcji, gdy wystarczyło splunąć w dłonie, siąść do kropek i je połączyć – Tygodnikowi wyszły nie galaktyki odległe, nie drogi mleczne, nie wodospady rajskie, ale Paczkomat®.
Nie byle jaki. Jeden, konkretny – należący do firmy deregulatora Rafała Brzoski, polskiego Elona Muska, którego lista przewin i pomysłów na nowe przewiny jest bardzo długa. Wiemy, że na pewno chodzi o ten właśnie „Paczkomat”, bo Tygodnik dodaje „r” w kółeczku – symbol oznaczający zarejestrowany znak towarowy. Kropki nie dopuszczają innych automatów paczkowych, bo to z Inpostem, najwidoczniej, Tygodnik podpisał umowę na wyłączność.
Wolałabym nie mieć aż tak szczegółowych wizji, jednak często nie mam na to wpływu. Mogę się strofować i klepać po twarzy jak kierowca, który w trasie nie chce zasnąć, ale cyniczny umysł i tak podsuwa niesympatyczne obrazy. Wyobrażam sobie smutne i zawiedzione twarze, dużo smutnych i zawiedzionych twarzy naraz, widzę je na zebraniu redakcji, gdy patrzą na swoje kartki, a potem na kartki sąsiadów, czy im też z tych kropek wyszło to samo. Bo może komuś nie?
U wszystkich identycznie, jednak Paczkomat®. Co robić, trzeba odkręcić kota ogonem, smutek zamienić w euforię. Napisać oświadczenie, które odegna zawód, przekona czytelników, że nie ma mowy o hipokryzji, jest tylko wspólnota, troska o siebie nawzajem i świąteczna atmosfera. Uderzyć w niemal miłosny ton. Paczkomat® to nagroda – dla czytelników i nas samych – a zresztą przytoczę ten fragment. Ktoś się napracował, żeby tę reklamę wyprodukować, niech to wyznanie pożyje więc więcej niż jeden raz:
„Mamy dla Państwa prezent, który jest zarazem podarunkiem dla naszego pisma na 80. urodziny. Od dziś «Tygodnik Powszechny» można zamówić z naszej strony internetowej przez InPost Paczkomat® 24/7.” – pisze redakcja. A więc prezent.
I dalej:
To zaledwie cztery punkty do połączenia, ale z obliczeń wychodzi nam, że w istocie jest ich 450. Bo gdyby jedną kropką zaznaczyć każdy metr odległości dzielącej statystycznego mieszkańca Polski od miejsca, gdzie znajduje się najbliższy mu Paczkomat, uzbiera się ich właśnie tyle. W dużych miastach nawet mniej, co możemy zaobserwować także z okien naszej redakcji, przez które widać dwie takie maszyny, oddalone może dwieście metrów jedna od drugiej. Od Państwa potrzeb i wrażliwości staramy się nie oddalać od 80 lat, ale w wymiarze czysto logistycznym «Tygodnik Powszechny» nigdy nie był bliżej swoich odbiorców.
Jest tam także o tym, że Tygodnik w przeszłości wielokrotnie przyglądał się kryzysowi Poczty Polskiej i pisał o „trudnej doli jej listonoszy”, o „bolesnej restrukturyzacji” (grupowych zwolnieniach 9 tysięcy osób, jak sądzę, zapowiadanych w styczniu tego roku), o „fenomenie automatów” i „działalności firmy Inpost, która słowo «Paczkomat» wprowadziła do potocznej polszczyzny, a dziś dostarcza polskim klientom do domów większość tego, co kupują przez internet.” Później następuje garść nudnych, reklamowych informacji o tym ile paczkomatów na terenie Polski ma Inpost, ile czytelnik ma czasu na odbiór przesyłki, zachęta do zainstalowania aplikacji Inpost Mobile, troskliwe spostrzeżenie, że automaty nie są z gumy i zapewnienie, że Tygodnik od teraz dotrze w „każdy zakątek Polski”. Marcowa walentynka dla Inpostu kończy się rzuconym niebu pytaniem: „Kto wie, czy wraz z firmą InPost nie zaczynamy właśnie nowego rozdziału w historii polskiej prasy?”
Tygodnik w przeszłości wielokrotnie przyglądał się kryzysowi Poczty Polskiej i pisał o «trudnej doli jej listonoszy»
Wiem, jak działa poczta, bo korzystam z jej usług przynajmniej kilka razy w tygodniu (naprawdę). Wiem też, jak działa Inpost i czyim doradcą jest jej właściciel. Pamiętam pikiety z 2016 roku w obronie pokrzywdzonych pracowników spółki. Znam redakcje czasopism kierowanych do uboższych niż krakowska elita intelektualna czytelników, które prenumeraty konsekwentnie wysyłają Pocztą Polską. Pamiętam też artykuł „Paczkoman” w TP o Rafale Brzosce, którego autor zastanawia się w leadzie czy „Polska bez Rafała Brzoski byłaby gorszą wersją samej siebie”. Nie mówię, że nie korzystam z paczkomatów i automatów paczkowych – i zgadzam się nawet z tymi stwierdzeniami o młodzieży, cyfryzującym się świecie i ludziach, którzy nie potrafią wyobrazić sobie codzienności bez zakupów w internecie. Tylko, czy będę jeszcze w stanie wierzyć, że ugmatwana w biznes gazeta będzie miała szansę być krytyczna i obiektywna?
Hasłem No gods, no masters kieruję się w życiu częściej niż encyklikami krakowskich (i nie tylko krakowskich) intelektualistów, stąd też jakoś wyjątkowo przykro mi się nie zrobiło. Johnny Rotten sprzedawał w telewizorach masło i choć Sex Pistols interesuje mnie mniej to już Public Image Ltd lubię. Typ z Neurosis jest myśliwym, Orson Welles reklamował szampana (pijany jak bela, może to go ratuje), lubiani przez mnie pisarze i pisarki, aktorzy i aktorki oznaczają w swoich postach firmy, które dają im za darmo sukienki i szpreje na komary, a popularny, zdolny reporter, który z wrażliwością na potrzeby mieszkańców ostro opisywał polskie patologie mieszkaniowe, budowlane i architektoniczne jeszcze kilka lat temu, dziś zajmuje się organizowaniem sponsorowanych przez dewelopera spotkań wokół przyszłości architektury. A nie trzeba wiele wysiłku ani czasu, by w internecie poczytać o protestach mieszkańców różnych trójmiejskich osiedli przeciw inwestycjom tej konkretnej spółki.
Siwieję z innych powodów niż decyzje biznesowe polskich uczestników kultury. Ale mimo wszystko trochę się dziwię – zwłaszcza, gdy w handel i reklamy wchodzą ludzie, których stać na to, by tego nie robić. I gdy, już to kiedyś mówiłam, cynicznie lub bezmyślnie nazywają współpracą to, co jest po prostu e-commercem.
A jeśli, poza zdziwieniem, jest też w moim sercu wiele kapek złośliwości to nie dlatego, że zazdroszczę dziennikarzom i pisarkom pasji kolekcjonowania będących wciąż w obiegu monet, ale widocznie jednak jest mi trochę przykro. Pewnie chciałabym zwyczajnie, żeby prasa wciąż patrzyła władzy, deweloperom i paczkomanom na ręce (sprawdzała, gdzie płacą podatki), a pisarze, którzy zakosztowali mięsa sponsorskiej „współpracy” umyli po tym zęby. I żeby wciąż powstawały niezależne od biznesu artykuły, zaangażowane książki, żeby polskich Gron Gniewu nie sponsorowali pośrednicy pracy tymczasowej czy sadownicy nazywani dla niepoznaki „mentorami”.
pisarka i tłumaczka. Autorka książek „Psy ras drobnych” i „Łyski liczą do trzech”. Za „Psy ras drobnych” otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza i Nagrodę im. Josepha Conrada oraz nominację do Nagrody Literackiej Gdynia. Obecnie pracuje nad komiksem i nową powieścią.
