fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Twar­de i mięk­kie, kon­cep­tu­al­ne i abs­trak­cyj­ne, au­tor­skie i z serii, barw­ne i ma­to­we, kla­sy­ki świa­to­wej i se­zo­no­wej pulpy – okład­ki! Choć nie mają wła­snych ty­tu­łów, żaden tytuł nie ruszy bez nich w świat. Nie­spra­wie­dli­wo­ścią by­ło­by jed­nak spro­wa­dzać ich funk­cję wy­łącz­nie do tej pro­mo­cyj­nej – są prze­cież nie tylko wi­zy­tów­ką, ale także obiet­ni­cą, wska­zów­ką czy wresz­cie punk­tem za­cze­pie­nia dla pa­mię­ci czy­tel­ni­ka.

Pod ko­niec grud­nia po­pro­si­li­śmy na­szych ilu­stra­to­rów i ilu­stra­tor­ki o pomoc w wy­bo­rze su­biek­tyw­ne­go ze­sta­wu dzie­się­ciu naj­lep­szych okła­dek 2017 roku. W ten spo­sób po­wstał po­niż­szy ran­king. Do każ­dej po­zy­cji przy­go­to­wa­li­śmy też krót­kie uza­sad­nie­nie, wska­zu­jąc naj­więk­sze za­le­ty wy­bra­nych po­zy­cji. Jed­no­cze­śnie nie ro­ści­my sobie pre­ten­sji do ca­ło­ścio­wej oceny rynku wy­daw­ni­cze­go w Pol­sce – prze­wa­ga ilo­ścio­wa li­te­ra­tu­ry pięk­nej w na­szym pod­su­mo­wa­niu jest wy­raź­na i zna­czy do­kład­nie to, co zna­czy.

 

10. Prze­mek Dę­bow­ski, „Koala”, Wy­daw­nic­two Osso­li­neum

Osso­li­neum, zda­wa­ło­by się no­bli­wa pla­ców­ka, po­tra­fi­ło nas jed­nak za­sko­czyć – na tej okład­ce wła­ści­wie wszyst­kim. Od roz­miesz­cze­nia ele­men­tów po naj­prost­szy (i jakże celny) wybór gra­fi­ki. Nie mniej za­sko­czo­na wy­da­je się sama koala… No wła­śnie, koala. Koala jaka jest, każdy widzi; to żywy sym­bol le­ni­stwa ro­zu­mia­ne­go jako stra­te­gia prze­trwa­nia, zwi­sa­ją­ca z ga­łę­zi esen­cja mi­sio­wa­to­ści. Wybór ry­ci­ny w od­cie­niach beżu i brązu od­no­si z kolei do prak­tyk por­tre­to­wa­nia i ka­ta­lo­go­wa­nia, które to­wa­rzy­szą za­wsze ko­lo­ni­za­cji te­re­nów na­tu­ral­nych (bę­dą­cej jed­nym z te­ma­tów po­wie­ści).

 

9. Fajne Chło­pa­ki, „Ten ło­kieć źle się zgina”, Czar­ne

Kom­po­zy­cja i wszyst­kie ele­men­ty są tutaj geo­me­trycz­ne – to trój­ką­ty, pro­sto­ką­ty, koła, pół­ko­la. Naj­prost­sze linie przy­po­mi­na­ją tro­chę pierw­sze kroki użyt­kow­ni­ka Pa­in­ta, co tym za­baw­niej­sze, że skła­da­ją się prze­cież na okład­kę książ­ki o ilu­stro­wa­niu. Po­dob­nie jak w ilu­stra­cji, naj­więk­sze na­pię­cie roz­gry­wa się tu po­mię­dzy dwoma po­sta­cia­mi: zle­ce­nio­daw­cą (jeśli do­brze in­ter­pre­tu­je­my tę po­stać, która mówi przez dymek: „Ten ło­kieć źle się zgina”) a ilu­stra­to­rem (sym­bo­li­zo­wa­nym przez głów­ne na­rzę­dzie jego pracy, rękę). W tym kon­tek­ście tar­cza do rzu­tek i ołó­wek jako rzut­ka nie mogą być przy­pad­ko­we…

 

8. Prze­mek Dę­bow­ski, „Ruiny i zglisz­cza”, Ka­rak­ter

Na pierw­szy rzut oka okład­ka „Ruin…” przy­po­mi­na kla­sycz­ne ame­ry­kań­skie okład­ki – od ukła­du gra­ficz­ne­go, przez dobór i wiel­kość fontu, po tło w pięk­nym od­cie­niu zie­le­ni. A jed­no­cze­śnie coś tu nie gra, coś zgrzy­ta, coś jest nie tak. Imię i na­zwi­sko au­to­ra leżą jesz­cze jak trze­ba, ale już tytuł książ­ki ulega dziw­ne­mu prze­su­nię­ciu, jakby jego więk­sza po­ło­wa spa­dła ze scho­dów. Nie po­ma­ga też dziw­na po­stać – czło­wiek bez głowy (i dłoni) czy ko­szu­la bez czło­wie­ka? Może to wła­śnie ta słyn­na „ruina czło­wie­ka”, z któ­re­go zo­sta­ła już tylko fa­sa­da?

 

7. Karol Ba­nach, „Wiel­cy od­kryw­cy”, Wy­daw­nic­two MAC Edu­ka­cja

Tym razem coś z tro­chę innej półki – ksią­żek dla dzie­ci i mło­dzie­ży. Dy­na­micz­na, no­wo­cze­sna praca, skom­po­no­wa­na sy­me­trycz­nie z do­dat­kiem le­we­go mar­gi­ne­su, daje wra­że­nie ładu i po­rząd­ku. Mimo fe­erii barw udało się za­cho­wać czy­tel­ny tytuł i stwo­rzyć wy­ra­zi­stą po­stać ty­tu­ło­we­go „od­kryw­cy” z ty­po­wym dla współ­cze­snej ilu­stra­cji prze­kształ­ce­niem pro­por­cji i geo­me­try­za­cją ciała. Uwagę zwra­ca­ją zwłasz­cza jego mon­stru­al­ne dło­nie – z jed­nej stro­ny ko­micz­ne, przy­po­mi­na­ją­ce tro­chę pię­ści Ral­pha De­mol­ki, z dru­giej przy­wo­dzą­ce sko­ja­rze­nia z siłą i eks­pan­sją.

 

6. Jo­an­na Gro­choc­ka, „Dom pol­ski”, Czar­ne

W tym przy­pad­ku nie­po­dziel­nie kró­lu­je sen­ty­ment i czułe spoj­rze­nie w prze­szłość. To ko­lej­ny po­wrót do tra­dy­cji – kolaż zdo­bią­cy książ­kę Mał­go­rza­ty Czyń­skiej mógł­by swo­bod­nie uka­zać się w któ­rymś z ar­chi­wal­nych nu­me­rów „Prze­kro­ju”, wpi­su­jąc się w szer­sze ten­den­cje es­te­tycz­ne po­wo­jen­nej ilu­stra­cji. Słusz­ną in­tu­icją wy­da­je się po­sta­wie­nie na zu­peł­nie białe tło, dzię­ki czemu wszyst­kie ele­men­ty – za­rów­no te „wy­cię­te z żur­na­la”, jak i te na­ry­so­wa­ne – zy­sku­ją na eks­po­zy­cji i wy­ra­zie.

5. Frycz i Wicha, „Franz Kafka. En­cy­klo­pe­dia”, PIW

Okład­ka tej książ­ki to jakby po­wierzch­nia ga­blo­ty z mu­zeum kaf­kow­skiej wy­obraź­ni. In­sek­ty róż­nej wiel­ko­ści, z róż­ny­mi skrzy­deł­ka­mi i od­nó­ża­mi, prze­świe­tlo­ne są la­bo­ra­to­ryj­ną zie­le­nią, dzię­ki czemu kom­po­zy­cja po­zo­sta­je jasna i czy­tel­na. Flu­ore­scen­cyj­ny blask za­po­wia­da też coś nie­sa­mo­wi­te­go i tok­sycz­ne­go jed­no­cze­śnie. Uzu­peł­nie­niem ca­ło­ści jest biała ta­blicz­ka z na­zwi­ska­mi au­to­rów, na­wią­zu­ją­ca do es­te­ty­ki en­cy­klo­pe­dii.

 

4. Dawid Ryski, „Nie­pa­mięć”, W.A.B.

Ta gra­fi­ka mo­gła­by swo­bod­nie funk­cjo­no­wać na pra­wach osob­nej ilu­stra­cji – co zresz­tą znaj­du­je po­twier­dze­nie w ukła­dzie prze­strzen­nym okład­ki. Wy­star­czy spoj­rzeć na pro­por­cje po­mię­dzy nią a trze­ma wer­sa­mi tek­stu, żeby się prze­ko­nać, co tu jest naj­waż­niej­sze. Głowa męż­czy­zny, uka­za­na z pro­fi­lu, mie­ści w sobie kilka mniej­szych ele­men­tów: kart­kę, mózg, dra­bi­nę, la­tar­kę. W ten spo­sób okład­ka za­pra­sza czy­tel­ni­ka do gry zna­czeń i sko­ja­rzeń – i ak­tu­ali­zo­wa­nia ich w miarę lek­tu­ry.

 

3. Prze­mek Dę­bow­ski, „Rze­czy, któ­rych nie wy­rzu­ci­łem”, Ka­rak­ter

Okład­ka dru­giej książ­ki Mar­ci­na Wichy (po „Jak prze­sta­łem ko­chać de­sign”) po­now­nie ogra­ni­cza się do mo­no­chro­ma­tycz­ne­go tła i ty­po­gra­fii ty­tu­łu – to po­wo­li jego znak roz­po­znaw­czy. Przy takim roz­wią­za­niu cała uwaga sku­pia się na­tu­ral­nie na fon­cie, pro­stym, asce­tycz­nym, z ele­ganc­ki­mi sze­ry­fa­mi do­peł­nia­ją­cy­mi es­te­ty­kę ca­ło­ści. Nie da się też prze­oczyć „m” na końcu słowa „wy­rzu­ci­łem”, które dys­kret­nie urywa się w po­ło­wie, spada z brze­gu okład­ki; to „m” jak Mar­cin, ale też „m” jak matka.

 

2. Art Stu­dio Agraf­ka, „Po tro­chu”, Książ­ko­we Kli­ma­ty

Zde­cy­do­wa­nie naj­bar­dziej żywa z wy­ty­po­wa­nych przez nas okła­dek, tyle się tu dzie­je, mie­sza­ją się roz­ma­ite in­spi­ra­cje i mo­ty­wy… Pod­sta­wo­wą za­sa­dą or­ga­ni­za­cji gra­fi­ki staje się po­wtó­rze­nie; po­wta­rza się forma rów­nych rzę­dów, po­wta­rza­ją się drze­wa i po­sta­cie. Mamy tu licz­ne mo­ty­wy lu­do­we wi­docz­ne w ha­ftach i wzo­rach, ale jest też prze­cież wątek no­wo­cze­sny – w końcu ca­łość zbu­do­wa­na jest z pik­se­li (choć trze­ba dodać, że ra­czej ta­kich à la Nokia 3310 niż filmy w tech­no­lo­gii Blue-ray). To czy­tel­ne na­wią­za­nie do es­te­ty­ki gier kom­pu­te­ro­wych z ich po­dzia­łem na ko­lej­ne po­zio­my – łatwo też do­strzec, że na nie­któ­rych z nich czai się śmierć.

 

1. Pa­tryk Mo­gil­nic­ki, „Obcy we wła­snym kraju”, Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej

W tym przy­pad­ku by­li­śmy wła­ści­wie jed­no­gło­śni – coś pięk­ne­go! Ma­to­we ko­lo­ry i wybór kre­ski przy­po­mi­na­ją naj­lep­sze tra­dy­cje ilu­stra­cji, z kolei ele­ganc­ki, geo­me­trycz­ny „prze­krój” przez (jak można się do­my­ślać) kom­pleks naf­to­wy gdzieś w Lu­izja­nie bu­du­je chłod­ną at­mos­fe­rę prze­my­sło­wej wznio­sło­ści. Wśród tej plą­ta­ni­ny rur i ko­mi­nów rze­czy­wi­ście trud­no unik­nąć po­czu­cia ty­tu­ło­wej ob­co­ści.

Na­ta­lia Przy­bysz
ur. 1995, stu­diu­je na wy­dzia­le Sztu­ki No­wych Me­diów w Pol­sko-Ja­poń­skiej Aka­de­mii Tech­nik Kom­pu­te­ro­wych. Współ­two­rzy Fun­da­cję Zwrot­ni­ca, swoje prace pre­zen­to­wa­ła m.​in. na wy­sta­wie w Cafe Fe­no­me­nal­na. Miesz­ka w War­sza­wie. Na­czel­na ry­sow­nicz­ka „Ma­łe­go For­ma­tu”, ko­or­dy­nu­je Sek­cję Ilu­stra­to­rów.
Jacek Wia­der­ny
ur. 1994, stu­dent kul­tu­ro­znaw­stwa w Ko­le­gium MISH UW. Pu­bli­ko­wał m.​in. w „Nowej Orgii Myśli”, „Nie­win­nych Cza­ro­dzie­jach”, „Ha!arcie”, „ele­Wa­to­rze”. W tym roku nie uka­za­ła się żadna książ­ka jego au­tor­stwa.
POPRZEDNI

szkic  

Taka to krytyka. Podsumowanie roku 2017

— Jakub Skurtys

NASTĘPNY

recenzja  

Powieść jako nieudana próba bycia serio oraz jako symptom bardzo smutnych rzeczy

— Łukasz Żurek