Drodzy Czytelnicy, drogie Czytelniczki!
W kwietniowym numerze „Małego Formatu” oddajemy w Wasze ręce (tj. na ekrany wszystkich nośników, na których możecie nas czytać) cykl poświęcony twórczości Jolanty Brach-Czainy.
„Szczeliny istnienia” ukazały się w 1992 roku. Dziś, 26 lat po ich pierwszym wydaniu, przy okazji kolejnego wznowienia (poprzednie: 1998, 2006) – tym razem nakładem wydawnictwa Dowody na Istnienie – wracamy do tej lektury, chcąc zrozumieć jej historyczny i współczesny zakres oddziaływania. Staramy się pojąć, na czym polegał i polega „efekt szczelin”, dlaczego i dla kogo miały one znaczenie, jakie języki „Szczeliny…” zdołały przekształcić, jakie wykorzystać, a dla jakich okazały się aktem fundacyjnym.
W tych celach odkurzamy starą, niesłusznie zapomnianą tradycję ankiety literackiej, pytając w niej o – najszerzej pojętą – specyfikę pisarstwa Jolanty Brach-Czainy. Odpowiedzi Joanny Bednarek, Olga Drendy, Ingi Iwasiów, Renaty Lis i Rocha Sulimy kreślą wielowymiarowy portret zaangażowanej filozofki, eseistki, feministki, antropolożki codzienności i wreszcie – last but not least – nauczycielki niezależnego myślenia, dawczyni języka, który odsłania przed nami dotychczas prześlepiane obszary bytu.
Filozoficzną stawkę eseistyki Brach-Czainy rekonstruuje w szkicu „Raczej istniejemy” Teresa Fazan. Charakteryzując poglądy myślicielki jako posthumanistyczne, feministyczne, antymetafizyczne i ucieleśnione, autorka nie uchyla się przed rozważeniem tego, co w pisarstwie Brach-Czainy kluczowe – jego literackości. Analityczna, a zarazem intymna zażyłość z tekstem, z której autorka zdaje sprawę w szkicu, prowadzi ją do Foucaultowskiej z ducha konstatacji: „Oddać sprawiedliwość »Szczelinom istnienia« znaczyłoby przepisać je, zdanie po zdaniu, by nie uronić choć odrobiny sensu”.
Podążając tym tropem, w kwietniowym numerze „Małego Formatu” przedrukowujemy, kluczowy w naszym przekonaniu, esej „Otwarcie” Jolanty Brach-Czainy. To w nim autorka dokonuje najpełniejszej eksplikacji swojej myśli i metody pisarskiej zarazem. To w nim jej dyskurs mieni się niepoliczalną wielością, która jednak nie okazuje się kolejnym poletkiem-pretekstem do hermeneutycznej gimnastyki, ale stanowi niezwykle odważny filozoficznie i politycznie gest. To wreszcie tekst, w którym padają takie – niezwykle dziś brzmiące – zdania: „Rodzącej krowy nie należy bić kijem, szarpać, kopać ani batem smagać po brzuchu. Wbrew oczekiwaniom nie przyspiesza to rozwiązania. Praktyki te porównać można z pędzeniem kobiet do porodu pod karą więzienia. Mali zawistnicy chcieliby zapanować nad twórczyniami świata, a poprzestać muszą na wybuchach złości”.