fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format
Ilustracja do tekstu Darii Chibner o podobieństwach w życiu i twórczości Ernsta Jungera i Yukio Mishimy. Grafika przedstawia samurajską maskę w kolorze cielistym, z niemieckim krzyżem żelaznym na czole, na turkusowym tle.

Intrygujące związki Niemiec i Japonii można określić za pomocą idei różnicy w podobieństwie. Z jednej strony jest to historia wzajemnej fascynacji, z drugiej strony wytworzenia wyraźnej bariery w rozumieniu zbliżonych doświadczeń. W przypadku Niemiec przełomu XIX i XX wieku, spoglądających na odległe krainy, dziecięca ciekawość oraz zadziwienie łączyły się zarówno z poczuciem wyższości, jak i zachwytem nad niesprecyzowanym, pierwotnym doświadczeniem, rzekomo już dawno niedostępnym dla Zachodu. Uważali oni Wschód za „magiczne wrota”, po których przejściu będzie możliwy powrót do tego zagubionego wymiaru. Hegel widział w Indiach dzieciństwo świata. Schopenhauer posiłkował się buddyzmem, umieszczając go jako tło dla swojej teorii. Chociaż pojawiały się już pierwsze tłumaczenia klasycznych tekstów Wschodu, to orientalizujące spojrzenie utrzymywało się niezwykle długo. Edmund Husserl trzymał na biurku zdjęcie Nishidy Kitaro, a także wymieniał z nim kurtuazyjną korespondencję, lecz był jednocześnie przekonany, że jego wyobrażenia o fenomenologii odbiegają daleko od przyjętych standardów. Martin Heidegger przyznawał się do niemożności zrozumienia pojęcia iki, ale nie przeszkadzało mu to czytać go przez pryzmat własnych kategorii.

Japonia poznała Niemcy w przedziwnym dla siebie czasie. Dopiero od niedawna otworzyła się na świat, pochłaniając z niego wszystko to, co mogło być dla niej przydatne. Najpierw elementy zachodniej kultury, potem technologii, przykrawając je następnie do swojej miary. Przeszła wtedy wielką rewolucję w zakresie porządku społecznego – nie po raz pierwszy zresztą, ale jak zawsze gwałtownie. W pewnym momencie hegemonia wpływów angielskich zaczęła w niektórych kręgach ustępować miłości do niemczyzny, głównie za sprawą filozofii. „Bycie i czas” Martina Heideggera zostało przetłumaczone na japoński 8 razy, zanim w ogóle pomyślano o przekładzie na angielski, a wojenni piloci kamikadze w ostatni lot często zabierali ze sobą właśnie tę pozycję. Heidegger nie był zresztą jedynym niemieckim filozofem, który zyskał szacunek w Japonii – równie popularni byli Nietzsche, Hegel, Herder czy Heine.

»Bycie i czas« Martina Heideggera zostało przetłumaczone na japoński 8 razy, zanim w ogóle pomyślano o przekładzie na angielski

 

Właściwe miejsce

Niemcy nigdy nie byli zadowoleni ze swojego miejsca. Nieustanny pęd do poszerzania przynależnej im przestrzeni życiowej nie tylko uaktywniał w nich siły twórcze, lecz także kierował ku marzeniom o niekwestionowanej hegemonii politycznej i kulturowej, nawet jeśli osiąganej wielkim kosztem. Pęd ten przejawiał się nieustannym przeobrażaniem materii (nawet dziś tereny Niemiec można przecież nazwać wiecznym placem budowy), nieprzerwaną pracą w dziedzinie idei, nigdy nie kończącą się działalnością na rzecz Bildung. Jeśli władza, to totalna, jeśli kultura, to uniwersalna[1]. Tomasz Mann w fenomenalny sposób opisuje niemieckiego ducha, w którym niechęć do zainteresowania się samym sobą łączy się z potrzebą urządzenia świata w odpowiedni sposób, przeobrażenia rzeczywistości mocą własnej woli[2]:

„To była nowocześnie-nacjonalistyczna forma niemieckiej obcości względem świata, niemieckiej nieświatowości, głęboko refleksyjnego braku współodczuwania z losami świata, które w dawniejszych czasach, wraz ze swoistym uniwersalizmem kołtunerii, kosmopolityzmem w szlafmycy, rzec by można, tworzy obraz duszy niemieckiej. Ten obraz duszy, ta nieświatowa i prowincjonalna niemiecka obywatelskość świata miały w sobie wciąż coś groteskowo upiornego i swojsko nieswojego, jakiś cichy demonizm, którego odczuwaniu sprzyjać może znakomicie moje własne pochodzenie. […] Niemiecka idea wolności jest narodowo-antyeuropejska, wciąż bliska duchowi barbarii […]”[3].

Z kolei Japończycy zwracali szczególną uwagę na kwestię zajmowania właściwego miejsca. Wiedzieć, jaka przestrzeń jest nam przeznaczona, rozumieć swoje obowiązki względem rodziny oraz narodu, zachowane w języku zasady pierwszeństwa, starszeństwa i godności – oto największe cnoty. Interesująco opisuje to Ruth Benedict w pracy „Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej”, zastanawiając się, w jaki sposób Japończycy tak szybko podnieśli się po klęsce w II wojnie światowej. Badaczka wyjaśnia, że po prostu znaleźli oni nowe „właściwe miejsce”[4]. Amerykanie wygrali, należało więc z szacunkiem uznać ich zwierzchnictwo na arenie międzynarodowej, nawet jeśli oznaczało to podrzędną rolę samej Japonii. Dzięki temu nie poddali się konieczności dążenia do doskonałości – wystarczyło odpowiednio się umiejscowić.

Niemców i Japończyków zbliżało dostrzeganie ciemności skrywającej się w ludzkiej naturze. Przekładało się to na ich podejście do niebytu. Schelling uciekł od nicości, twierdząc, że nie jest ona pojęciem spekulatywnym, czyli nie podlega pojęciowej analizie. Nishida Kitaro tłumaczył, że nicość podobna jest do tego, co znajduje się w pustym dzbanie, więc może narodzić się z niej wszystko. Japoński amor vacui pozwalał dojrzeć niebagatelne znaczenie braku – moc zarówno niszczącą, jak i tworzącą. Oba narody łączyło również napięcie między autorytetem wspólnoty a pragnieniem indywidualnej potęgi. To samo napięcie stanowi klucz do zrozumienia postaw Ernsta Jüngera i Yukio Mishimy.

 

Miejsce Jüngera

Ernst Jünger postrzegał rzeczywistość jako przestrzeń walki. W jego rozumieniu pociąga ona za sobą rywalizację, podział na zwycięzców i pokonanych oraz konieczność współdziałania. „Atletyczną samotność” (według jego własnego określenia) człowieka samowystarczalnego i silnego fizycznie utraciliśmy wraz z odejściem od pierwotnej natury. W tym początkowym stadium rozwoju naszego gatunku indywidualna swoboda łączyła się z niezmierzoną żywotnością, natomiast formy życia społecznego nie były narzuconą koniecznością, lecz stanowiły jedyny możliwy (i zarazem idealny) sposób wyrażania siebie. Chociaż stan ten odznaczał się powszechną szczęśliwością (podobnie jak w wielu innych koncepcjach filozoficznych), a wszystko spowijała aura radosnej wspólnoty, to trudno nie dostrzec w tej koncepcji – wskazującej na wrodzony związek życia politycznego z naturą ludzką – tkwiącej w niej brutalnej siły. Potwierdza to Jüngerowska krytyka żywiołu apollińskiego, podkreślająca witalność czynnika dionizyjskiego, który niestety został zapomniany. Pierwotna doskonałość została na zawsze utracona.

Dla Jüngera wzniosłość kryje się współcześnie w tym, co ziemskie. Pozostaje nam tylko ustawiczne dążenie do ideału, które nigdy nie będzie miało końca. Człowiekowi niełatwo jest osiągnąć kontrolę nad samym sobą, podobnie jak uzyskać władzę nad materią. Panowanie nad tymi dwoma składnikami jest domeną doskonałości. Można w tym dostrzec zbieżność z Heideggerowskim terminem samoantycypacji, w ramach którego bycie odczytywane jest przez aspekt czasowości. Za pomocą tej koncepcji Heidegger dokonuje kolejnej próby wyrażenia, w jakim zakresie człowiek może zarządzać rzeczywistością oraz samym sobą. Co ważne, dominacja nad czymś/kimś jest tutaj wyraźnie zawężona na rzecz pracy nad dostępnymi nam możliwościami. Podobnie jak u Jüngera, człowiek sprawuje władzę, ale w tym przypadku jej zasięg jest już ograniczony. Pewnych barier nie jesteśmy w stanie pokonać – nawet praca nad sobą ma swoje granice. Także dążenie do czegoś (w tym także do powiększenia tkwiących w nas jakości) nie może charakteryzować się potencjalną nieograniczonością. Istnieją dwie postawy, które możemy przyjąć względem siebie samych. Bycie-przyszłym oznacza, że bycie antycypuje siebie ze względu na swoje możliwości. Ta postawa charakteryzuje się dynamizmem – odniesienie się do danych możliwości bycia może być albo właściwe, albo niewłaściwe. To właściwe Heidegger nazwał „wybieganiem”, a niewłaściwe „wyczekiwaniem” (zgodnie z typowym dla niemieckiej filozofii pozytywnym wartościowaniem aktywności/ruchu i negatywnym bierności/statyczności). Postawa wyczekiwania w pewnym sensie neguje sferę możliwości, ponieważ – mówiąc językiem samego Heidegeera – bycie samoantycypuje w niej przedmioty swego zatroskania. Oznacza to po prostu czekanie na pulę zdarzeń czy faktów, które mogą się urzeczywistnić: w tej optyce możliwość przestaje być możliwością, gdyż nabiera formy konkretu gotowego do aktualizacji. Wybieganie ku możliwościom jest równoznaczne z byciem ku śmierci. Śmierć jest bowiem możliwością, która znajduje się przed człowiekiem tak długo, dopóki on istnieje – jest zarazem niedościgniona, jak i nieprześcigniona. Co ważne, u Heideggera wyraźnie zredukowana zostaje kwestia dążenia do doskonałości.

Dla Jüngera wzniosłość kryje się współcześnie w tym, co ziemskie. Pozostaje nam tylko ustawiczne dążenie do ideału, które nigdy nie będzie miało końca

Tymczasem Ernst Jünger pozostawał zajadłym krytykiem niemieckiej formy doskonałości, od początku atakując demokrację jako władztwo liczby, w którym duch posiłkuje się metafizyką wagonu restauracyjnego, a postęp równa się komfortowi[5]. Nieskończoność niepsującej się maszyny społecznej była dla niego wypaczeniem ideału wspólnoty, a  miejsce sakralnej przestrzeni więzi zajęły decyzje podejmowane ze względu na doraźne potrzeby. Także nazizm nie realizował modelu doskonałej wspólnoty. Koncepcja totalnej mobilizacji Jüngera była nie tyle określeniem niemieckiej tożsamości, co pytaniem o możliwość restauracji swoistej monastycznej wspólnoty z wydzielonym miejscem dla specyficznie pojmowanego indywidualizmu, będącego szlachetnym wzorcem dla wspólnego działania[6]. Według Jüngera zarówno przedwojenna demokracja, jak i nazizm, zamiast konstytuować właściwe miejsce dla niemieckiego narodu, prowadziły go do różnorodnych form upadku. Jednocześnie jego apoteoza wojennego braterstwa – choć wolna od patetyzmu Ralpha Waldo Emersona – pozostawała najeżona licznymi sprzecznościami. Z jednej strony dostrzegał on twórczą moc w niszczeniu zastanego porządku, gdzie krew stanowi cenę za świętość wspólnoty, podczas gdy z drugiej krzewił kult życia. Owszem, w ramach tego życia zawsze powinno się być gotowym ponieść ofiary, ale bez sposobności celebrowania wyznawanych wartości poświęcenie traci sens. Dlatego też właściwym modelem życia jest nieustanny pęd, podczas którego nie można się ani nasycić, ani zaprzestać pochłaniania kolejnych materialnych przestrzeni. Życie jest realne jedynie w gotowości śmierci. Czy jednak Jüngerowi udało się znaleźć właściwe miejsce dla samego siebie?

Służył w niemieckiej armii zarówno w trakcie I, jak i II wojny światowej, ale z dystansem podchodził do hitlerowskiej ideologii, krytykując ją pośrednio w powieści „Na marmurowych skałach” i nie wstępując do NSDAP. Jednocześnie po wojnie odmówił wypełnienia denazyfikującego kwestionariusza, co skutkowało zakazem publikacji w brytyjskiej strefie okupacyjnej (który został dość szybko uchylony). Członkostwo w Dichterakademie miało dla niego wiele przykrych konsekwencji – również ze strony niemieckich władz – ale nie uciekł od służby w Wehrmachcie. Zawieszony między głoszonymi przez siebie tezami a autorytetem obowiązującej władzy paradoksalnie nie opowiedział się jednoznacznie po żadnej stronie. Chwalił siłę i witalność, nie stroniąc od eksperymentów z narkotykami. Spełniał swój ideał wspólnotowego działania, równocześnie silnie naznaczonego indywidualizmem, bowiem największą siłę widział w przeciwieństwie. Tożsamość budowana w ciągłe walce, w nieokiełznanej żywotności, nieuznająca żadnych granic może się antycypować na gruncie każdej sprzeczności i każdej zmiany. Nieskończoność spełni się przecież w każdej przestrzeni. Żyjąc 103 lat, urzeczywistnił własne proroctwo: „Nie móc umrzeć to największe przekleństwo tego, co żyje, dlatego tak chętnie umierają wszelkie wzorce życia: święty i bohater”[7]. Akceptując te  sprzeczności, zgodził się na niewygodne, lecz możliwe własne miejsce.

 

Miejsce Mishimy

Yukio Mishima od samego początku problematyzował w swojej twórczości kwestię tożsamości. Pisarz przez lata wychowywany był przez apodyktyczną babcię, miłośniczkę francuskiej i niemieckiej literatury, która zamiast kontaktu z rówieśnikami oferowała mu możliwość obserwacji jej licznych obsesji. Następnie zmagał się z nieustępliwym ojcem, postrzegającym zainteresowanie literaturą jako niegodne mężczyzny. Kontakt z tymi dwoma silnymi osobowościami miał niebagatelny wpływ na jego dalsze losy. Babcia zakorzeniła w nim miłość do literatury, fascynacje odległymi kulturami oraz strach przed bezpośrednim kontaktem z drugim człowiekiem. Ojciec naciskał na obecność w określonej strukturze społecznej, gdzie liczyło się przede wszystkim podporządkowanie jasno sprecyzowanym normom oraz szacunek do obowiązującego porządku. Hart ducha, siła, odwaga – według ojca te wartości powinny odgrywać dla niego najważniejszą rolę. Nie było w tym miejsca na ekstrawagancję, której lekcje otrzymywał dzięki lekturze obcojęzycznych książek. Żadnych pęknięć – jednolita żołnierska forma. Być może to właśnie próby wychowania w duchu wojskowej dyscypliny wpłynęły na wykonanie najbardziej zawstydzającego gestu w jego życiu: symulowania gruźlicy w celu uniknięcia służby w armii.

Mishima, miłośnik piękna, niestroniący od podejmowania tematyki erotycznej, zwolennik estetyzacji ciała, nieustannie zmagał się z własną kulturą. Będąc rozdartym między obowiązkiem a osobistymi pasjami, chętnie podejmował kwestię nieprzystawalności. W swojej pierwszej powieści „Wyznania maski” poruszył wątek strachu przed społecznym odrzuceniem ze względu na orientację seksualną. Brutalna seksualność balansuje w niej między niepohamowanym pożądaniem a jego brakiem, niemniej pozostaje cały czas oznaką witalności. Dosłownie opisywana homoseksualna relacja wywołała niesamowity czytelniczy entuzjazm zamiast spodziewanego skandalu[8]. Książka od razu stała się bestsellerem, niezwykle szybko znikając z księgarń.

Nie przełożyło się to jednak na zmianę stosunku japońskiego społeczeństwa do erotyki. W tym przypadku właściwe miejsce okazało się sprzecznością, milczącym zbyciem nieprzystawalności podziwianej estetyki z zasadami moralnymi narodu. Samotność narratora powieści po zdjęciu maski (ujawnieniu tego, co naturalne, lecz nieakceptowalne przez społeczeństwo) wzmagał jeszcze autobiograficzny kontekst. Mishima nie mógł bowiem pogodzić się z obowiązującą ideologią „zwycięstwa ducha nad materią”, która doprowadziła Japonię do ataku na Pearl Harbor i wciąż znajdowała uznanie wśród znacznej rzeszy tamtejszych intelektualistów. Walczył z estetycznym skrzywieniem japońskiej myśli, które stawiało uczucia wyżej niż pojęcia. Zawsze jednak trzymał się żelaznych reguł kompozycji tekstu i nie pozwalał sobie na zbyt ekstrawaganckie eksperymenty. Będąc w centrum aktualnych wydarzeń politycznych i jednocześnie odbierając swoją egzystencję jako głęboko nierealną, przytłoczony sprzecznościami, podobnie jak bohater „Złotej Pagody” nie miał nawet poczucia solidarności z nicością[9], czyli stracił kontakt z podstawą swego bycia, definiowanego przez kulturową przynależność i rozumienie. Trzeba przy tym pamiętać, że w japońskiej kulturze nicość jest  o wiele ważniejszym pojęciem od bytu, ponieważ to właśnie w niej tkwią wszystkie siły twórcze świata. Tracąc z nią kontakt, autor „Zakazanych kolorów” nie potrafił już spełniać się w akcie tworzenia.

Mishima nie mógł pogodzić się z obowiązującą ideologią »zwycięstwa ducha nad materią«, która doprowadziła Japonię do ataku na Pearl Harbor

25 listopada 1970 roku Yukio Mishima – wraz z 4 członkami paramilitarnego ugrupowania Stowarzyszenia Tarczy – w Kwaterze Głównej Japońskich Sił Samoobrony obezwładnia generała Kanetoshiego Mashitę w Kwaterze Głównej Japońskich Sił Samoobrony, aby wygłosić przemówienie do żołnierzy stacjonujących w koszarach. Potem odbiera sobie życie, popełniając seppuku. Czyn ten wypełnił japońskie społeczeństwo grozą. Yukio Mishima był już wtedy postacią cieszącą się stosowną renomą, a popularność niektórych jego dzieł była zatrważająca. Dlatego niechętnie rozmawiano na temat jego ostatniego gestu. Rytuał, który jeszcze niedawno należał do najistotniejszych dla kultury japońskiej, teraz wywołał szok. W nowych czasach wydawał się już kompletnie nie na miejscu. Pogodzony z aktualną sytuacją naród ujrzał w nim swoją przeszłość, kiedy gotowość poświęcenia wszystkiego wypełniała egzystencję sensem, a wybieganie ku śmierci kreśliło horyzont możliwości życia.

Japonia po II wojnie światowej znalazła dla siebie całkowicie nowe miejsce, rezygnując z nacjonalizmu i militaryzmu. Stanęła do wyścigu technologicznego ze Stanami Zjednoczonymi, nie rezygnując z uznania ich aktualnej supremacji – i nie tracąc nic ze swojej skłonnej do transformacji tożsamości[10]. Z kolei Mishima ostatecznie znalazł swoje właściwe miejsce w rytualnym samobójstwie, którym w równym stopniu potwierdził, co zaprzeczył całemu swojemu twórczemu dorobkowi. Opowiedział się za jedną ze stron, między którymi oscylował całe życie, tyle że był to już zwrot ku minionej przeszłości. Ostatnim twórczym aktem była dla niego śmierć. Potwierdził w ten sposób sprzeczność swojego życia, ale nie potrafił zbliżyć się do sprzeczności tkwiącej w japońskiej kulturze. Wykonując tradycyjny gest, dokonał negacji w zachodnim rozumieniu, czyli zawalczył o usunięcie przeszkadzających mu aspektów rzeczywistości. Tak brzemienne w skutkach zderzenie mogło zaistnieć tylko na chwilę, w momencie absolutnej destrukcji, pozbawionej jednak pozytywnego wymiaru możliwości kreacji.

Kilkanaście lat później amerykański reżyser Paul Schrader postanowił nakręcić film o jego śmierci. Po rozpoczęciu zdjęć przed studiem w Japonii zaczęli zbierać się ludzie protestujący przeciw powierzeniu cudzoziemcowi realizacji dzieła o narodowym bohaterze[11]. Ostatecznie więc Yukio Mishima, wraz ze swoim radykalnym gestem, znalazł właściwe miejsce w kulturze Japonii – miejsce naznaczone trwałą sprzecznością.

 

[1] „Oto jest istota niemieckości – to dążenie do nieskończonego i nieograniczonego. Nam, biednym Polakom, nam barbarzyńcom, nieoświeconym przez promienie filozofii, żyjącym nadal wraz z naszym poetą w niepraktycznym przeświadczeniu, że największą mądrością jest cnota, nam tego »parcia na wschód«, jak to określił pan von Gagern, tego parcia do parcia, tego ogarniającego cały świat uczucia, nam zawsze tego brakowało. I nasz pierwszy król, Bolesław Wielki, był na tyle ograniczony, że nakazał oznaczyć granice swojego panowania, wbijając spiżowe słupy w dno rzek”, Julian Klaczko, „Niemieccy hegemoni”, za: Marek A. Cichocki, „Północ i Południe. Tekst o polskiej kulturze i historii”, Warszawa 2018, s. 298-299.

[2] Zob. Tomasz Mann, „Niemcy i naród niemiecki”, w: Tomasz Mann, „Moje czasy. Eseje”, Poznań 2002, s. 358-382.

[3] Tomasz Mann, „Moje czasy. Eseje”, Poznań 2002, s. 390, 398.

[4] Por. Ruth Benedict, „Zająć właściwe miejsce”, w: „Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej”, tłum. E. Klekot, Warszawa 2016, s. 25-40.

[5] Ernst Jünger, „Walka o imperium, w: Ernst Jünger, „Publicystyka polityczna 1919-1936”, tłum. P. Andrzejczak, Kraków 2007,  s. 34.

[6] Por. Ernst Jünger, „Na marmurowych skałach”, tłum. W. Kunicki, Warszawa 1997, s. 67.

[7] Ernst Jünger, „Publicystyka polityczna…”, op. cit., s. 199.

[8] Po nawiązaniu bliskiego kontaktu z wiktoriańską Anglią w drugiej połowie XIX wieku Japończycy zaczęli wstydzić się swojego swobodnego podejścia do kwestii związków i seksu, przechodząc swoistą konserwatywną rewolucję. Ślad zachwytu na obyczajami Anglików utrwalił się w języku – słowo oznaczające język angielski (eigo) jest do dziś zapisywane poprzez znak oznaczający doskonałość.

[9] Por. Yukio Mishima, „Złota pagoda”, Warszawa 2018, s. 145.

[10] Warto przyjrzeć się np. twórczości zespołu Wagakkiband i utworowi „Senbonzakura”, który łączy tradycyjne brzmienie z nowoczesnymi dźwiękami. Co ciekawe, tekst piosenki składa się zarówno ze słów japońskich, jak i angielskich. Pada tam również znamienne zdanie – „mimo wszystko nadal jesteśmy Japończykami” (tłum. aut.).

[11] Por. Krzysztof Loska, „Mishima – harmonia pióra i miecza”, w: „Studia Filmoznawcze” nr 36, Wrocław 2015, s. 296.

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

Daria Chibner
członkini warszawskiego kolegium redakcji czasopisma idei „Pressje”. Doktorantka w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Klubu Jagiellońskiego.
redakcjaJacek Wiaderny
korekta Andrzej Frączysty

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

POPRZEDNI

szkic  

Lesbos – poza polityką tożsamości

— Renata Lis

NASTĘPNY

szkic  

„Prawdopodobnie mogłoby być inaczej”

— Marjorie Perloff