papa dance
zawsze pytałaś: po co to robię
jak ci dwaj chłopcy przed śniadaniem –
śpiewali swój disneyland i jedli maślane bułki.
nie wrócili wieczorem do domu.matki zrzucały z okien kanapki z żółtym serem,
dziewczyny grały w pierwsze miłości, a ja przypomniałam sobie
klomby bratków na podwórku babci.
„moja najlepsza koleżanka” – powiedziałaś nad szklanką kompotu,
na kolanie pieniła się woda utleniona. nadmiar śliwek
gnił pod budą zmęczonego sierpniem psa.
wszystko miało duży sens.najczęściej brałaś mnie za rękę: parada dziecięcej równości
pod blokiem znaczenie terenu po twojemu.
my – dwa białe koty w kuwecie, babki z piasku.
zabrała cię piłka z niebieskiej gumy: meta
pod kołami poloneza taty.matki już nie zrzucają kanapek z żadnych okien,
ser zastąpiły dziury, na osiedlu słychać tylko
pijane opowieści dwóch chłopców – marynarzy bez nóg.
ostre koło
przez wieś jechałam na białym składaku –
błotnik dawał jakieś znaki jak pulchny ministrant
klekotkami w rezurekcję: sielska msza ku chwale
trzmieli, tłustego mleka i ciągnika z krztuścem.
siedem kilometrów w podróży na blaszanym rumaku, rży
ze mnie sąsiad babci – słomiany wdowiec grzebie mnie żywcem,
krzyż na czoło amen.w łańcuch wkręciła mi się akacja, dwanaście lat temu
rzucałam w nią kamieniami: pretensjonalna lekcja wuefu
i nastoletnie wyrzuty za chorobę matki, kruche ciało
po ataku paralizatorem.
to tam stary lis przyniósł w zębach martwego kota, obok
leżały śliwki z robakami i pleśnią.jak to? to już?
wianek z cichych sentymentów pod czaszką i podlane
wódką oczepiny: w pierwszym rzędzie
rdest, skrzyp i krwawnica – mam torsje,
w nosie skrzepy i krew.z tej cegły domu nie będzie.
kiedyś było tam jakoś, teraz tylko
srom z muchomorów i suche zwłoki stonek.
pole magnetyczne
ta krótka historia to bruzdy na policzku i trzy krosty pod brodą.
odciski od poduszki w biało-niebieską kratę i kilka zagnieceń w pościeli.
nie miała w sobie nic z kobiety, dopóki ona i rwący skurcz między udami, i zakwas
na nadgarstku. pomyślałam: ty to
samozwańcze państwo środka świata w miękkim ciele, konstytucja rozpisana
w zmarszczkach mimicznych.
palony cukier na twoim podbrzuszu robi na mnie wrażenie.
ja – trzydziestolatka na niezależnej scenie teatru nudnych żyć tych wszystkich,
co się temu dziwią.
wróżba z wosku – niby bezkształtny twór, a jednak
spiętrzenie znaczeń i mapa drogi do lasu
po wilgotny mech.
nasze kości policzkowe ogryzły na nim wilki
urodzona w Wieruszowie w 1989 roku. Pisze poezję i prozę. Finalistka Połowu w 2018 roku. Nominowana do Nagrody Głównej XXIV OKP im. J. Bierezina. Publikowała w „Kontencie”, „Helikopterze” i „Tlenie Literackim”. Mieszka w Poznaniu.