Joanna Bednarek
filozofka, pisarka, tłumaczka, członkini redakcji „Praktyki Teoretycznej”, publikowała m.in. w „Tekstach Drugich”, „Krytyce Politycznej” i „Czasie Kultury”. Autorka książek: „Polityka poza formą. Ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki” (2012), „Linie kobiecości. Jak różnica płciowa przekształciła literaturę i filozofię?” (Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi, 2016), „Życie, które mówi. Nowoczesna wspólnota i zwierzęta” (Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi, 2017) i powieści „O pochodzeniu rodziny” (Wydawnictwo WBPiCAK, 2018) oraz „Próba” (Krytyka Polityczna, 2021). Teksty literackie publikowała w „Czasie Kultury”, „Wakacie” i „FA-arcie”.
Przemysław Czapliński
krytyk literacki, profesor literatury współczesnej. Pracuje w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. W latach 2002-2008 pełnił funkcję kierownika Pracowni Krytyki Literackiej (na Wydziale Filologii Polskiej UAM), od 2008 jest kierownikiem specjalności krytycznoliterackiej (od 2015 nazwa specjalności: Krytyka i praktyka literacka). W latach 2001-2006 był redaktorem czasopisma „Poznańskie Studia Polonistyczne”; od 2016 wchodzi w skład redakcji czasopisma „Teksty Drugie”. W latach 2002-2006 był członkiem Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk. W latach 1997-2001 oraz 2010-2013 wchodził w skład jury Nagrody Literackiej Nike, od 2008 zasiada w jury konkursu teatralnego poświęconego polskiej dramaturgii współczesnej „Metafory rzeczywistości”. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1998), Nagroda Prezesa Rady Ministrów (1999), Nagrody im. Kazimierza Wyki (2004), Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2014) oraz nagrody im. Jana Długosza za książkę „Poruszona mapa” (2017).
Beata Gula
animatorka kultury, redaktorka serii wydawniczych Staromiejskiego Domu Kultury, antologistka – feministka, gospodyni 100 Nocy Poetów, 10 edycji Festiwalu Manifestacje Poetyckie i 4 Ochotniczych Hufców Poezji Festiwalu Literatura jak Fotosynteza, sympatyzuje z roślinami. Mieszka w Warszawie.
Natalia Malek
polska poetka, kuratorka wydarzeń literackich i tłumaczka. Laureatka Nagrody Literackiej Gdynia 2021 w kategorii: poezja.
Joanna Mueller
poetka, eseistka, redaktorka (m.in. redaktorka prowadząca w Biurze Literackim). Od lat prowadzi warsztaty literackie dla dzieci, młodzieży, osób dorosłych i seniorów. Autorka wielu książek poetyckich, m.in. „Somnambóle fantomowe”, Zagniazdowniki/Gniazdowniki”, „intima thule”, „Waruj” (poemiks wraz z Joanną Łańcucką) oraz Hista & her sista. Redaktorka książek: „Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009)” (razem z M. Cyranowicz i J. Radczyńską) oraz „Warkoczami. Antologia nowej poezji” (wraz z B. Gulą i S. Głuszak). Mieszka w Warszawie, gdzie m.in. współtworzy seminarium o literaturze kobiet Wspólny Pokój.
1. Kiedy i w jaki sposób rozpoczęła się twoja współpraca ze Staromiejskim Domem Kultury w Warszawie?
Joanna Bednarek: W 2013 roku, kiedy zaproszono mnie do udziału w Festiwalu Manifestacje Poetyckie – współprowadziłam z Michałem Kasprzakiem panel „W drodze do eutopii”, poświęcony nowym wizjom wspólnego życia we współczesnej polskiej poezji.
Beata Gula: Moja współpraca ze Staromiejskim Domem Kultury rozpoczęła się w 1998 roku, kiedy jako niezależna animatorka kultury realizowałam według swojego, dość ryzykownego scenariusza, Uliczny Teatr Poezji „Serwus Madonna”. Była to akcja miejska, performance przy ulicy Francuskiej. Wieszaliśmy wiersze w witrynach sklepów, na płotach, zatrzymywaliśmy autobusy i samochody, zasłanialiśmy reklamowe billboardy tekstami poetyckimi itd. Po roku zaczęłam pracować w SDK jako instruktorka literacka.
Przemysław Czapliński: Wydaje mi się, że na początku drugiej dekady. W roku 2010 lub 2011 Beata Gula zaprosiła mnie do poprowadzenia seminarium otwartego. Inauguracja była mocna, bo zaczęło się od seminarium poświęconego antropologii literatury. Od tamtego momentu Beata rokrocznie namawiała mnie do wymyślenia nowego cyklu. Dwukrotnie seminaria odbywały się w ramach współpracy między SDK-iem i Krytyką Polityczną, raz współorganizatorem był Instytut Kultury Polskiej. Kiedyś Beata zasugerowała cykl poświęcony ekologii i wyszło z tego chyba najbardziej dynamiczne seminarium poświęcone bioklasom, czyli podziałom i sojuszom społecznym wyznaczanym przez dostęp do chronionego życia. Układałem także seminaria poświęcone apokalipsie, emocjom społecznym czy przemianom demokracji. Jednak kluczowe za każdym razem były inspiracja wstępna i semestralna gościnność. Dzięki temu kultura dobrze czuła się w tym domu.
Natalia Malek: Jeśli chodzi o moją biografię, to jako 19-latka byłam po debiucie prasowym i chciałam się rozwijać pisarsko, poetycko. Przeprowadziłam się z Gdyni do Warszawy na studia anglistyczne i właściwie od razu, nie rozpakowując plecaka, trafiłam na Noc Poetów; imprezę organizowaną przez Beatę Gulę i Tomka Świtalskiego w warszawskich klubach „undergroundowych” pod auspicjami (a raczej po prostu za środki na działalność programową) SDK-u. Był to czas rozkwitu para-plotkarskiej strony gilling.info, więc na imprezę poetycką szło się wiedząc, kto jest kim – dzięki zdjęciom Gila, który dokumentował życie literackie w Polsce (nawet, jeśli nie znało się tych poetek i poetów osobiście).
Cykl Nocy Poetów był jednym z fajniejszych, jakie można pomyśleć – łączył środowisko poetyckie i pisarskie ze środowiskiem muzyków, aspirujących artystycznie studentów; czasem – ze środowiskiem artystów wizualnych, zwłaszcza tzw. średniego pokolenia, czasem – ze środowiskiem akademickim; zależnie kogo Beata z Tomkiem zaprosili do części prezentacyjnej. Jednego wieczora, zawsze w czwartek, można było posłuchać na przykład wierszy Marty Podgórnik, koncertu Oli Bilińskiej czy Zuzanny Wrońskiej, wziąć udział w turnieju jednego wiersza, wygrać kilkaset złotych, przepuścić je, podyskutować o książkach Agambena czy innego ówcześnie modnego filozofa-eseisty – i następnego dnia rano napisać kolejny wiersz. Wspominam ten okres jako moment intensywnego wzrostu, rozwoju, obserwacji i nasłuchów, dyskusji. Nie istniała jeszcze Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna raczkowała, Polska była w Unii od 3 lat, Czuły Barbarzyńca nie kojarzył się jeszcze z defraudacjami i długami, miastem rządzili ci sami „panowie”, którzy odpowiadali za transformację ustrojową w latach 90.; a w świecie sztuki nie krążyły jeszcze tak poważne pieniądze. Istniało zagłębie klubów na Dobrej. Jeszcze nikt go nie spalił.
Potem oczywiście – z czwartku na czwartek – pogłębiała się moja relacja z Beatą i ze środowiskiem poetyckim, które się wokół SDK-u wytworzyło – Asią Mueller, Michałem Kasprzakiem, Marią Cyranowicz, Justyną Radczyńską, tzw. neo- czy post-lingwistami.
Później wydałam swoje debiutanckie „Pracowite popołudnia” (2010) w SDK-u; w 2012 roku zaczął się cykl Wspólny Pokój – najpierw jako projekt stricte intelektualny; z czasem – intelektualno-artystyczny i towarzyski. Beata chętnie „dawała szanse”, zapraszała do prowadzenia spotkań czy seminariów osoby młode albo poszukujące; dzięki niej zadebiutowałam także jako prowadząca seminarium. Wiedząc, jak fascynują mnie związki pomiędzy poezją a sztukami wizualnymi, Beata zaproponowała mi autorski cykl spotkań na ten temat; doprosiła Zbigniewa Liberę i Jerzego Jarniewicza, zaczęło się to na którychś Manifestacjach Poetyckich, i w ten sposób „wzmocniła” moje poszukiwania, które trwają do dzisiaj.
Joanna Mueller: Moja współpraca z SDK mieści się dokładnie w ramach zakreślonych w tytule niniejszej ankiety – około roku 2000 dostałam się (jako początkująca autorka i studentka warszawskiej polonistyki) na warsztaty literackie koordynowane przez Beatę Gulę, a w 2020 roku zostałam ze Staromiejskiego Domu Kultury wyrzucona – wraz z Beatą i całym środowiskiem, które przez te dwie dekady współtworzyło to miejsce.
Rozpoczęcie warsztatów w SDK było dla mnie jak zaproszenie w gościnę. Chodziło nie tylko o gościnę poetycką, choć ona była wtedy bardzo ważna – wreszcie mogłam pokazać komuś (prowadzącym warsztaty, ale przede wszystkim współwarsztatowiczom) moje „szufladowe” dotąd wiersze, mogłam o nich porozmawiać (a dzikuską społeczną byłam wtedy straszną), usłyszeć głosy wspierające i krytyczne, tworzyć coś w grupie ludzi połączonych podobną pasją. Ale była to też gościna po prostu ludzka, zawarłam wtedy przyjaźnie, które – choć niekiedy burzliwe – trwają do dziś, poczułam się dla kogoś istotna, wyrwałam się z kompletnej samotności przybyszki z małego miasta do stołecznej dżungli (wtedy jeszcze nie używało się określenia „słoiki”).
Miałam ogromne szczęście trafienia do grupy warsztatowej, którą Beata Gula do dzisiaj uważa za najbardziej twórczą i „robiącą ferment” ze wszystkich roczników, jakie przewinęły się przez SDK. Szybko zbuntowaliśmy się przeciw narracji starszych poetów prowadzących zajęcia, wyprosiliśmy u Beaty zaproszenie w roli prowadzącej Marii Cyranowicz (którą znaliśmy jako wykładowczynię z polonistyki), zaczęliśmy tworzyć gazetkę, stworzyliśmy grupę poetycką, a dwa lata później z wielką hucpą ogłosiliśmy światu manifest neolingwistyczny. Poświęcam temu wspomnieniu tylko (aż?) jeden akapit – więcej można doczytać w historycznej już antologii „Gada? Zabić!”.
2. Jaki projekt/program/cykl/książka/pojęcie… wypracowane w ramach szeroko rozumianego środowiska „starego” SDK jest ci szczególnie bliskie i dlaczego?
Joanna Bednarek: Po pierwsze, antologia „Warkoczami”, która stanowi dla mnie wzór artystycznego przedsięwzięcia feministycznego; głosami poetek i autorek esejów formułuje ona diagnozę i krytykę kwestii (nie)obecności kobiet w polskiej poezji, nie upraszczając przekazu i nie ujednolicając odrębności poszczególnych głosów.
Po drugie, „Wakat”, którego każdy numer był wyrazistą całością, zgłębiającą jakiś problem z pogranicza sztuki i polityki za pomocą mediów eseju, poezji i prozy, organizującą dialog między tymi trybami pisania.
Po trzecie, festiwal „Literatura jak fotosynteza”, odbywający się od 2016 roku na Jazdowie, podczas którego inspirujące, zaawansowane dyskusje o literaturze toczono w niezobowiązującej, niehierarchicznej atmosferze.
Beata Gula: Na to pytanie mnie jest szczególnie trudno odpowiedzieć, moja praca w SDK miała różne etapy, na każdym z nich, co innego było najważniejsze. Na początku Noce Poetów wraz z Tomkiem Świtalskim, sto Nocy, wędrówki po warszawskich klubach, szukanie miejsc, szukanie poetów, muzyków, zmienianie formuły imprezy, niesamowita, młoda energia. Miałam dużo szczęścia, bo w tym samym momencie pojawili się w SDK neolingwiści, ich manifest, spotkania literackie w Aurorze, klubie prowadzonym przez Zbyszka Liberę i Mariolę Przyjemską. To właśnie dziesięć lat Nocy Poetów stworzyło tzw. środowisko literackie SDK. Potem dziesięć edycji Festiwalu Manifestacje Poetyckie i pismo „Wakat”. Bardzo ważne było dla mnie wydawnictwo i cykle seminariów, a szczególnie te prowadzone przez profesora Przemysława Czaplińskiego. Po wydaniu antologii „Solistki” założyłyśmy grupę artystyczną „Wspólny Pokój”, potrzebowałyśmy wzmocnienia kobiecego głosu i w życiu, i w poezji. W ostatnim okresie pracy w SDK najważniejsze było zielone osiedle Jazdów, festiwal „Literatura jako fotosynteza”, ekokrytyka, gospodarzenie w domku Przenośnia Las. A najważniejsze dla mnie książki, które wydałam w SDK, to antologie: „Solistki”, „Gada? Zabić!”, „Warkoczami” i wybór wierszy Marii Cyranowicz „Psychodelicje”. Dwie z nich są podobno lekturami obowiązkowymi na warszawskiej polonistyce.
Przemysław Czapliński: Bliskie były mi czasopismo „Wakat” i festiwale poetyckie, najbardziej jednak lubiłem Rotacyjny Dom Kultury. Bo to był Dom, który wyszedł z domu, nie tracąc na gościnności. W domkach na Ujazdowie prowadziłem seminaria, ale najciekawsze wydawały mi się te inicjatywy, które wyrastały z miejsca – zielone warsztaty, czytanie poezji na trawie, malowanie, zajęcia z dziećmi, dyskusje o środowisku. Przy czym nigdy nie porzucano książek – były one pod ręką, na stole, w koszu. Jeśli jakaś książka była potrzebna, można było po nią sięgnąć. Jeśli nie, leżała na podorędziu. Książka stawała się czymś podobnym do rośliny, torebki z nasionami, wiaderka soku, owoców na talerzu. Czymś więcej niż przedmiotem, czymś mniej niż relikwią. Była jak przygodny gość, który podczas spotkań na działkach opowiada jakąś historię czy doradza w sprawie sadzonek. Literatura pożyteczna, ciekawa, ale nie wyosobniona. Współistniejąca.
Natalia Malek: „Stary” SDK, czyli tak naprawdę działania programowe Beaty Guli, potem też Michała Kasprzaka, był bardzo żywy. Czujny na to, co się działo intelektualnie, filozoficznie, społecznie, literacko czy muzycznie. Ta czujność i chęć „wyłapywania” najciekawszych fenomenów owocowała też pewną zmiennością, płynnością, niechęcią do zamykania się w jednym tylko obszarze poszukiwań. To, czym żył „stary” SDK w 2007 czy 2009 roku, różniło się diametralnie od tego, czym żył na przykład w 2012… A to z kolei różniło się bardzo od projektów z 2015 roku. Od początku podobała mi się linia wizualna książek projektowanych w serii „Biblioteka Nocy Poetów” i w ogóle współpraca pomiędzy środowiskiem poetyckim a artystami wizualnymi: Piotrem Młodożeńcem, Markiem Sobczykiem, Zbigniewem Liberą, Mariolą Przyjemską, Andrzejem Falkiewiczem itd. Ta współpraca była możliwa tylko i wyłącznie dzięki zdolnościom animacyjnym Beaty Guli, dzięki wyjątkowemu chyba połączeniu cech osobowych typu cierpliwość, odporność na ewentualne naciski administracyjne z jednej strony, odporność na różne wyskoki artystyczne z drugiej, wysoka tolerancja na idiosynkrazje przy jednoczesnej zdolności do wejścia w partnerską dyskusję o sprawach artystycznych; czasem – wejścia w merytoryczny spór, odwiedzenia nawet uznanego artysty od banału czy mielizny intelektualnej.
Działalność programową „starego” SDK-u najbardziej odróżniała umiejętność znalezienia równowagi pomiędzy odpowiedzialnością względem odbiorców a odpowiedzialnością względem twórców. Gula potrafiła wypośrodkować to, co wciąż jest „misją” domu kultury, czyli jakiś rodzaj upowszechniania dostępu do sztuki – prezentowania, popularyzowania, także wśród odbiorców nieprzygotowanych na odbiór tego, co najwspółcześniejsze; oraz to, co można nazwać „animacją” samych twórców – czyli inspirowania nowych dzieł, nowych inicjatyw, wspierania procesu twórczego.
Wydaje mi się, że wraz ze źle pojętą profesjonalizacją sektora kultury nowe pokolenie „menadżerów” ignoruje swoją odpowiedzialność względem twórców i skupia się jedynie na szumnie opisywanej misji popularyzatorskiej. W pogoni za miernikami czy wskaźnikami „sukcesu” skupia się na zapewnieniu jak największej liczby odbiorców danego wydarzenia czy wręcz danej produkcji kulturalnej; jakby o jakości projektu kulturalnego mogło świadczyć „pogłowie” zagonione do konsumpcji w murach instytucji (bo należy zazdrośnie przyciągać obywateli do „swojego” budynku zmodernizowanego za ciężkie pieniądze ze środków infrastrukturalnych); policzone i wpisane do tabelki w rocznym sprawozdaniu. W ten sposób działa coraz więcej instytucji, także instytucji literatury; jakby próbując zrealizować Hausnerowski ideał „mierzalności” kultury – jakby liczby wyświetleń czy wejść na dane wydarzenie miały świadczyć… o czym? Dobrze wydanych pieniądzach samorządu? Dobrze zarządzonej masie konsumentów? Dobrze wyposażonej w treści masie obywateli? Wydaje mi się, że dla coraz większej liczby instytucji kultury, a z pewnością instytucji kultury w Warszawie, w jakiejś mierze obojętne jest co pokazują, byle dużo osób chciało to zobaczyć – u nich, nie – gdzie indziej. Otóż ten rodzaj myślenia był jak najbardziej obcy Beacie Guli i jej zespołowi.
Joanna Mueller: Odpowiedź jest prosta – dla mnie najważniejszy jest i będzie Wspólny Pokój – i tym trudniejsze do zniesienia jest dla mnie zniszczenie tego przedsięwzięcia przez nowych „włodarzy” (oraz ich akolitów i akolitek), tak chętnie powiewających sztandarami równości, tolerancji i feminizmu.
Wspólny Pokój powstał jesienią 2011 roku. To był – znowu powiem bardzo osobiście – trudny dla mnie czas. Byłam zmęczoną mamą dwójki małych dzieci, a na horyzoncie czaiło się trzecie. Potrzebowałam odskoczni od domowych spraw, rozmów w gronie kobiet, które będą potrafiły zrozumieć i podzielić moje doświadczenie, ale przede wszystkim chciałam odnaleźć się w literaturze, sztuce, filozofii, które trochę więcej powiedzą mi o mnie samej. Dlatego kiedy Beata Gula zaproponowała mi poprowadzenie „na próbę” kilku spotkań o literaturze kobiet, rzuciłam się w ten pomysł całą sobą.
Jak wiadomo, nie skończyło się na tych kilku próbnych spotkaniach. Wspólny Pokój trwał przez kolejną dekadę – i trwa nadal, mimo eksmisji ze Staromiejskiego Domu Kultury. Przez dekadę działalności przyciągał setki uczestniczek i uczestników z całej Polski (i nie tylko), kształtował rodzimą myśl feministyczną, zaowocował setkami publikacji, wydarzeń, interwencji i akcji artystycznych. I znowu – był (jest!) bardzo ważny artystycznie, literacko, ale dla wielu osób stanowi po prostu ogromnie istotną część osobistego życia. Nie wyobrażam sobie siebie bez tej wspólnoty.
3. Co uznajesz za najważniejszy element działalności „starego” SDK?
Joanna Bednarek: Stworzenie stabilnego, umocowanego instytucjonalnie środowiska, w którym osoby zajmujące się niszową twórczością mogły nawiązywać kontakty, rozmawiać o najważniejszych prądach kulturowych i o swoich tekstach, udzielać sobie nawzajem wsparcia.
Beata Gula: Najważniejsze w działalności literackiej „starego” SDK było konsekwentne budowanie struktury od Punktu Konsultacji Literackich przez warsztaty, pismo „Wakat”, spotkania autorskie, działanie grup artystycznych, interdyscyplinarne Noce Poetów, festiwale literackie, seminaria, do wydawnictwa – od debiutantów po antologie, czyli połączenie działalności edukacyjnej, promocyjnej i artystycznej. No i oczywiście brak hierarchiczności, budowanie otwartej wspólnoty, już w pierwszej antologii Nocy Poetów teksty z Turniejów Jednego Wiersza sąsiadowały z tekstami uznanych wtedy poetów.
Przemysław Czapliński: Określenie „element” jest całkiem trafne, choć ogólne. Element to żywioł. Załoga SDK-u tak konsekwentnie poszerzała formy aktywności, aż wreszcie osiągnęła to, co jest najskrytszym pragnieniem każdej placówki kulturalnej: do SDK-u zaczęli przychodzić ludzie z własnymi pomysłami. Jedni chcieli zorganizować dyskusję, inni festiwal, jeszcze inni proponowali warsztaty dla dzieci. Najważniejsza jednak była właśnie rozbudzona samodzielność postronnych ludzi, którzy przychodzili do SDK-u, aby zyskać pomoc organizacyjną czy opiekę instytucjonalną. Taka aktywność zamienia placówkę kulturalną – zawsze zagrożoną przez rutynę – w węzeł społecznej sieci. SDK nie był już w tej sieci najważniejszy, bo sam przestał mieścić się przy Starym Rynku. Był nie tam, gdzie jego siedziba, lecz tam, gdzie można było przeprowadzić jakieś działanie. Nie potrafię dokładnie ustalić, kiedy SDK przeszedł w fazę wartościowego rozproszenia, ale wydaje mi się, że był to mniej więcej rok 2010.
Natalia Malek: Wyodrębnienie jednego najważniejszego elementu chyba jest niemożliwe. „Stary” SDK naprawdę realizował działania inter– pomiędzy dziedzinami sztuki, pomiędzy odpowiedzialnością wobec odbiorców sztuki a odpowiedzialnością wobec twórców itd. Ważne było wydawnictwo, ale i cykle seminaryjne, i „Wakat”, i warsztaty pisarskie, i festiwale (Manifestacje Poetyckie, a potem festiwal „Literatura jak fotosynteza”). Beata Gula i Michał Kasprzak, potem także Sylwia Głuszak i Asia Mueller, zaprojektowali pewną „ścieżkę”; nie linearną, ale taką właśnie „pomiędzy” – dzięki której ludzie zainteresowani literaturą mogli najpierw zdobyć pewne szlify na warsztatach, zadebiutować albo opublikować coś w „Wakacie”, pokazać coś podczas festiwalu albo „Wierszorynki”, przedstawić publicznie wiersze podczas Turnieju Jednego Wiersza, podyskutować na seminariach feministycznych (Wspólny Pokój) albo literaturoznawczych (cykle seminaryjne prof. Przemysława Czaplińskiego), jeśli mają jakieś przekłady, pomysły, projekty badawcze – to także takie seminarium przeprowadzić itd. Wszystko na partnerskich zasadach, bez protekcjonalizmu, bez presji około-konsumenckiej (którą wyłożył nowy dyrektor placówki, Marcin Jasiński, w wywiadzie dla dwutygodnik.com), w jakiejś takiej ogólnie sprzyjającej eksperymentom atmosferze.
Joanna Mueller: Dla mnie „stary” SDK był kompletnym przeciwieństwem tego, czym stał się teraz. Niepodrabialnymi cechami środowiska stworzonego przez Beatę Gulę i Tomka Świtalskiego były: nieschlebianie mainstreamowym gustom, niekłanianie się kapitalistyczno-urzędniczym kliszom, wspólnotowość i troska, relacyjność, anarchistyczne i zarazem twórcze podejście do sztuki, łączenie różnych jej dziedzin (poezji, muzyki, tańca, działań performatywnych itd.), ironiczne, krytyczne spojrzenie na rzeczywistość społeczno-polityczną, trwanie na awangardowym marginesie, odwaga podejmowania artystycznego ryzyka, interwencjonizm i aktywizm, który nie jest tylko modną przypinką, flagą czy plakietką. Tym był dawny SDK, i tym nigdy nie będzie ten nowy.
4. Jakie relacje czy współprace zawiązane w ramach działalności „starego” SDK uznajesz za najistotniejsze dla siebie?
Joanna Bednarek: Wspólnemu Pokojowi, feministycznej wspólnocie związanej ze starym SDK-iem, zawdzięczam szczególnie dużo. Od 2016 do 2020 roku prowadziłam tam seminaria poświęcone związkom fantastyki i filozofii, dzięki czemu mogłam rozwijać projekt naukowy, nad którym pracuję do dzisiaj; prowadzone podczas tych seminariów i przy innych okazjach dyskusje z Beatą Gulą, Sylwią Głuszak, Joanną Mueller, Joanną Łańcucką i Marią Cyranowicz były i są dla mnie źródłem ogromnej inspiracji. To również dzięki ich pomocy mogłam wydać moją drugą książkę prozatorską. Z kolei publikacje w „Wakacie” nauczyły mnie ujmować idee filozoficzne w przystępnej formie.
Beata Gula: A to pytanie! No i jak tu teraz kogoś nie urazić. Cóż, będę się potem zasłaniać demencją. Na początek Tomek Świtalski, dzięki któremu poznałam wielu muzyków i artystów sztuki wizualnej, z którymi przyjaźnię się i współpracuję do dzisiaj, tj. Zbyszka Liberę, Mariolę Przyjemską, Marka Sobczyka, Piotra Młodożeńca i wielu innych. Dzięki Tomkowi poeci przeżywali euforię i koszmar sceny, a poezja stała się choćby przez chwilę modna, kolorowa, dostępna i rockowa. Jednym z najważniejszych spotkań literaturoznawczych było (i będzie od przyszłego roku w Muzeum Literatury) seminarium profesora Przemysława Czaplińskiego, z którym razem przeczytaliśmy i zinterpretowaliśmy około dwustu książek. Chyba więcej nauczyłam się od Przemka niż w ciągu pięciu lat studiów na polonistyce, choć seminariów było osiem. Moim ulubionym dziennikarzem od poezji i nie tylko był zawsze Roman Kurkiewicz, audycje o naszych książkach, festiwalach, czytanie wierszy i żarty, śmiech zamiast publicznej napinki. Setka ważnych dla mnie poetek i poetów, redakcje „Wakatu”, dyskusje, zawsze w kontrze Michał Kasprzak. Ale ciekawe spory, rozmowy o literaturze, miłości, polityce i ludziach. Projektowanie książek i papierowego „Wakatu” z Markiem Sobczykiem, jego i Mateusza Falkowskiego Kino Grawitacyjne, nasze (z Olą Wasilewską) niezapomniane w nim role. Na koniec klamra, rodzina, czyli Wspólny Pokój, poetki, animatorki, artystki, seminaria w SDK i gospodarzenie na Jazdowie, duża rodzina, dzieci, psy, wspólne czytanie, pisanie, projektowanie, szycie, sprzątanie i gotowanie. Ochotniczy Hufiec Poezji. Joanna Mueller, Sylwia Głuszak, Ola Wasilewska, Natalia Malek, Agnieszka Kozłowska, Monika Błaszczak, Maria Cyranowicz, Justyna Radczyńska, Monika Mosiewicz, Olga Rudnicka, Michał Szymaniak, Joanna Łańcucka, Kuba Głuszak i jego KOP, czyli Komitet Obrony Poezji. A wokół tego umożliwiające realizację, dobre, opiekuńcze, choć czasami też trudne relacje z dyrektorem „starego” SDK Sebastianem Lenartem.
Przemysław Czapliński: Najistotniejsza była współpraca oparta na swobodzie. Przez wiele lat prowadziłem w SDK-u seminaria, każdorazowo spotykając się z tym samym podejściem: Beata Gula formułowała zaproszenie, podpowiadała tematy, problemy czy książki do omówienia, ale zawsze ostateczny zestaw zagadnień i lektur powstawał w ramach wymiany poglądów i wypracowanego kompromisu. To samo odnajdywałem podczas seminaryjnych spotkań: w piwnicy SDK-u panowała atmosfera, w której skupienie łączyło się z dyskusyjnym luzem. Nawet spory światopoglądowe, zazwyczaj rozpoczynane przez Marię Cyranowicz, miały charakter merytoryczny: ostre wymiany zdań nie przeradzały się w kłótnię, a różnice poglądów nie niweczyły wzajemnego szacunku. Dobrą atmosferę budowała też wspólna akceptacja dla pracy: umawialiśmy się na omawianie konkretnych książek – a były to często dzieła trudne – i uczestnicy sumiennie owe książki czytali. Pracowitość seminarzystów szła w parze z ciekawością, a to chyba optymalne nastawienie.
Istotne dla charakterystyki SDK-u jest też pytanie, skąd brali się słuchacze. Zewsząd. Na spotkania przychodzili licealiści, studenci, doktoranci, osoby w średnim wieku i seniorzy, poeci i akademicy. Wynikało z tego, że ludzie kojarzą SDK jako miejsce, w którym dzieją się ciekawe rzeczy i do którego warto przyjść, aby wziąć w nich udział.
Smutne, że udzielamy odpowiedzi nie przy okazji rocznicy albo na przykład nagrody przyznanej SDK-owi, lecz w okolicznościach pogrzebowych. Żegnamy SDK w dotychczasowej postaci, bez większych nadziei na to, że kolejne wcielenie będzie równie wartościowe. Nie przekreślam z góry szans przyszłego zespołu, ale wydaje mi się, że przyczyna końca dotychczasowej formy działania wskazuje na to, czego zabraknie. Swobody.
Natalia Malek: Ja sama uczyłam się najwięcej od Beaty, która jako jedna z niewielu osób w Polsce zajmowała się kuratorowaniem dzieł literackich; sprzyjała ich powstawaniu; a nie zarządzaniem masą literackich konsumentów czy prezentowaniem czegoś, co zostało napisane i spieniężone już gdzie indziej (a najlepiej jeszcze – nagrodzone lub choć wspomniane w poczytnej gazecie).
Wielkim laboratorium współpracy był cykl Wspólny Pokój, który po kilku latach stał się nie cyklem, a już grupą artystyczno-feministyczną, a od kilku tygodni – staramy się zostać prawdziwym stowarzyszeniem.
Joanna Mueller: Tych relacji i współdziałań było przez ostatnie dwadzieścia lat tyle, że gdyby próbować je opisać, nie starczyłoby mi sił i czasu, żeby rozwikłać ten potężny kłąb, to twórcze kłącze. Pisałam już o tym, że najważniejsze były dla mnie – i nadal są! – siostrzańskie (nielukrowane, bo bywało ciężko i burzliwie) związki z dziewczynami ze Wspólnego Pokoju. Razem przez lata tkałyśmy wielowątkową, wielobarwną opowieść, patchwork, którego skrawki trafiały do naszych esejów, wierszy, przemyśleń, dyskusji, seminariów, akcji festiwalowych, zinów – którego nitki-tkanki łączyły się z naszym codziennym doświadczeniem. Napisałam kiedyś wiersz dedykowany mieszkankom Wspólnego Pokoju (po wyrzuceniu nas z SDK powstało też kilka „ballad apaszowskich” o naszej grupie, zgromadzonych w moim nowym tomie „Hista & her sista”) – i tam nazwałam wspólnopokojowe spotkania „czytankami dla Arachne” (nawiązując oczywiście do znanego feministycznego pojęcia arachnologii). Czuję, że ta pajęczyna relacji i współprac nadal się splata, na przekór trudnościom finansowo-lokalowym, na pohybel sprytnym trutniom, ustawionym „panom z miasta”.
Joanna Bednarek
filozofka, pisarka, tłumaczka, członkini redakcji „Praktyki Teoretycznej”, publikowała m.in. w „Tekstach Drugich”, „Krytyce Politycznej” i „Czasie Kultury”. Autorka książek: „Polityka poza formą. Ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki” (2012), „Linie kobiecości. Jak różnica płciowa przekształciła literaturę i filozofię?” (Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi, 2016), „Życie, które mówi. Nowoczesna wspólnota i zwierzęta” (Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi, 2017) i powieści „O pochodzeniu rodziny” (Wydawnictwo WBPiCAK, 2018) oraz „Próba” (Krytyka Polityczna, 2021). Teksty literackie publikowała w „Czasie Kultury”, „Wakacie” i „FA-arcie”.
Przemysław Czapliński
krytyk literacki, profesor literatury współczesnej. Pracuje w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. W latach 2002-2008 pełnił funkcję kierownika Pracowni Krytyki Literackiej (na Wydziale Filologii Polskiej UAM), od 2008 jest kierownikiem specjalności krytycznoliterackiej (od 2015 nazwa specjalności: Krytyka i praktyka literacka). W latach 2001-2006 był redaktorem czasopisma „Poznańskie Studia Polonistyczne”; od 2016 wchodzi w skład redakcji czasopisma „Teksty Drugie”. W latach 2002-2006 był członkiem Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk. W latach 1997-2001 oraz 2010-2013 wchodził w skład jury Nagrody Literackiej Nike, od 2008 zasiada w jury konkursu teatralnego poświęconego polskiej dramaturgii współczesnej „Metafory rzeczywistości”. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1998), Nagroda Prezesa Rady Ministrów (1999), Nagrody im. Kazimierza Wyki (2004), Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2014) oraz nagrody im. Jana Długosza za książkę „Poruszona mapa” (2017).
Beata Gula
animatorka kultury, redaktorka serii wydawniczych Staromiejskiego Domu Kultury, antologistka – feministka, gospodyni 100 Nocy Poetów, 10 edycji Festiwalu Manifestacje Poetyckie i 4 Ochotniczych Hufców Poezji Festiwalu Literatura jak Fotosynteza, sympatyzuje z roślinami. Mieszka w Warszawie.
Natalia Malek
polska poetka, kuratorka wydarzeń literackich i tłumaczka. Laureatka Nagrody Literackiej Gdynia 2021 w kategorii: poezja.
Joanna Mueller
poetka, eseistka, redaktorka (m.in. redaktorka prowadząca w Biurze Literackim). Od lat prowadzi warsztaty literackie dla dzieci, młodzieży, osób dorosłych i seniorów. Autorka wielu książek poetyckich, m.in. „Somnambóle fantomowe”, Zagniazdowniki/Gniazdowniki”, „intima thule”, „Waruj” (poemiks wraz z Joanną Łańcucką) oraz Hista & her sista. Redaktorka książek: „Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009)” (razem z M. Cyranowicz i J. Radczyńską) oraz „Warkoczami. Antologia nowej poezji” (wraz z B. Gulą i S. Głuszak). Mieszka w Warszawie, gdzie m.in. współtworzy seminarium o literaturze kobiet Wspólny Pokój.