fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Polski rynek wydawniczy zdecydowanie nie rozpieszcza czytelnika, jeśli chodzi o pozycje dotyczące historii najnowszej tak zwanego regionu MENA – Middle East and North Africa (ten anglicyzm najlepiej opisuje region, o którym mowa, choć być może należałoby rozważyć stworzenie określenia w języku polskim). Pozornie wydaje się, że pozycji dotyczących tego regionu jest całkiem sporo, ale ich przegląd szybko uświadamia nam, że wśród zalewu wydawniczych bubli niełatwo wyłowić coś naprawdę wartościowego.

Po upadku żelaznej kurtyny i zapisaniu nas do obozu Zachodu zaczęto lansować w Polsce północnoatlantycką i liberalną wizję świata, której „świętym tekstem” stało się sławetne „Zderzenie cywilizacji” (1996) Samuela P. Huntingtona[1]. W wizji tej region MENA czy szerzej (i inaczej) tak zwany świat islamu, postrzegany jako ,,niecywilizowany”, miał zostać ujarzmiony i ucywilizowany przez zachodnich „good guys”. Wszystko stało się odtąd proste i dychotomiczne – tu my, a tam oni; oni, którzy mogą stać się „dobrzy”, ale pod warunkiem przyjęcia „naszych wartości”. Na polskim rynku zaczęto przekładać i wydawać pozycje, głównie z kręgu kultury anglosaskiej, wpisujące się w ten nurt. Tłumaczyły one, jak oglądać i rozumieć ten „dziki Orient”.

Na szczęście wydawano też trochę rzeczy wartościowych. Takimi pozytywnymi przykładami były prace polskich orientalistów (Janusza Daneckiego, Marka Dziekana) czy działalność wydawnicza Wydawnictwa Akademickiego Dialog (na przykład opracowania współczesnej historii krajów i regionów takich jak Egipt, Syria, Irak czy Gaza). Niestety, to kropla nie w morzu, ale w oceanie potrzeb, wciąż bowiem brakuje nam przekładów wielu ważnych książek, a wśród nich zwłaszcza tych pisanych przez historyków, dziennikarzy i publicystów pochodzących z regionu MENA. Do nielicznych wyjątków zaliczyć można doskonały „Bliski Wschód w ogniu. Oblicza konfliktu 1956–2003” Georges’a Corma (Wydawnictwo Akademickie Dialog, 2003) czy „Huragan w świecie arabskim. Islam, wojny i rewolucje” Gilberta Achcara (Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, 2021). Próżno też szukać prac badaczy i intelektualistów idących pod prąd przyjętego u nas schematu poznawczego, takich jak Olivier Roy, Pankaj Mishra czy Hamid Dabashi.

Co wiemy o kwestii palestyńskiej?

A jak wygląda sytuacja czytelnicza wokół tematyki tak zwanego „konfliktu bliskowschodniego”? Sama ta nazwa jest bardzo myląca. Nie chcąc jej używać, od lat propaguję nazwę najlepiej oddającą istotę sprawy, będącą tłumaczeniem z języka arabskiego – „kwestia palestyńska”. Wokół tej tematyki sprawy również nie mają się najlepiej. Polskiemu czytelnikowi serwowano dotąd głównie narrację proizraelską (Konstanty Gebert), a w najlepszym razie symetrystyczną (Paweł Smoleński, Amos Oz), budującą mit „węzła gordyjskiego”, odwiecznego „nierozwiązywalnego konfliktu” dwóch równych sobie narodów. Mówi się w nich o konflikcie podsycanym, a może nawet zapoczątkowanym przez dwie religie (oczywiście z całkowitym pominięciem palestyńskich chrześcijan, którzy nie pasują do układanki), sięgając niekiedy aż do oświeceniowej opowieści o „naszym, cywilizowanym zachodnim” Izraelu – „ogrodzie”, który musi zwalczać dziką, islamistyczną, a nawet „islamofaszystowską” Palestynę przypominającą „dżunglę” (choć jest mu przykro zabijać, więzić i trzymać ludzi za murem). Innym, choć rzadziej stosowanym wariantem jest opowieść o odwiecznym bliskowschodnim konflikcie dwóch „fanatyzmów religijnych”, w której Bliski Wschód, w przeciwieństwie do Zachodu, „od zawsze” stanowił ziemię rodzącą „irracjonalnych fanatyków”.

Polskiemu czytelnikowi serwowano dotąd głównie narrację proizraelską, a w najlepszym razie symetrystyczną, budującą mit »węzła gordyjskiego«

W wielu opracowaniach starannie unikano poruszania tematów, a nawet używania słów takich jak „Nakba”, „apartheid”, „okupacja” czy „kolonizacja”. Z pola widzenia usunięto także syjonizm – zarówno samą ideę, jak i termin – nieużywany w polskim publicznym dyskursie przynajmniej od końca Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, brzmiący archaicznie i co najmniej podejrzanie, który wrócił z wielką siłą, dopiero gdy zaczęło się ludobójstwo w Gazie. Pomijano także historię zaplanowanej kolonizacji. Zamiast tego przedstawiano kwestię Izraela w wymiarze ponadczasowym i biblijnym, w której to wizji licząca ponad dwa tysiące lat ,,luka” pomiędzy istnieniem starożytnego Izraela a nowym krajem o tej samej nazwie została przezwyciężona poprzez zadośćuczynienie cierpieniom europejskich Żydów. W tej opowieści Holocaust i zjawisko antysemityzmu stanowiły centralne punkty. Zwieńczeniem historii o ocaleniu w cudownie zmartwychwstałym (choć nie wiadomo dokładnie jak) po tysiącach lat Izraelu było odczucie radości ze sprawiedliwości dziejowej i zadośćuczynienia. W głównonurtowej narracji medialnej wzorowano się na wspominanych autorach, którzy ze względu na swego rodzaju monopol w kreowaniu obrazu „konfliktu bliskowschodniego” w opiniotwórczych mediach wyznaczali najogólniejsze ramy i sposoby myślenia.

Kolejnym zanegowanym tematem był udział Stanów Zjednoczonych w funkcjonowaniu Izraela, a także wsparcie jakiego mu one udzielały. Tymczasem od 1942 roku Stany Zjednoczone przejęły nieoficjalną funkcję protektora najpierw ruchu syjonistycznego, a później samego Izraela, choć formalnie lubiły odgrywać rolę rozjemcy i inicjatora rozmów pokojowych. Było to zagadnienie o statusie mało eleganckiej teorii spiskowej. Czyniono wysiłki, aby jako jedyny czynnik sprawczy i destrukcyjny przedstawiać Palestyńczyków, w przeciwieństwie do pokojowego, reagującego racjonalnie i tylko w razie konieczności Izraela. Reprezentował on „zachodnią” cywilizację i przynależny tylko jej racjonalizm, a walka ludu okupowanego okazywała się niezrozumiałym, irracjonalnym, fanatycznym i motywowanym religijnie terroryzmem, co doskonale wpisywało się w ramy produkowanego dla celów propagandowych dyskursu islamofobicznego. Jednym z częściej poruszanych motywów był nieokreślony „pokój”, który miał być z niekończącą się cierpliwością negocjowany przez Izrael przy życzliwej pomocy Stanów Zjednoczonych, zawsze zatroskanych „sytuacją na Bliskim Wschodzie”.

Polski czytelnik miał jednak okazję do zapoznania się z nielicznymi pracami niewpisującymi się w oficjalny dyskurs, takimi jak „Czystki etniczne w Palestynie” Ilana Pappé (Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, 2017), „Historia Gazy” Jeana-Pierre’a Filiu (Wydawnictwo Akademickie Dialog, 2017), „Apartheid izraelski. Przewodnik dla początkujących” Bena White’a (Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, 2010), „Gaza – o jedną masakrę za daleko” Normana G. Finkelsteina (Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, 2010) czy – z reportaży – „Podpalić Gazę” Ewy Jasiewicz (W.A.B, 2011). Z powodu braku całościowych naukowych opracowań problemu za ujęcia najbliższe tego typu przedsięwzięciom uznać należy takie pozycje jak „Na Zachodnim Brzegu bez zmian” pod redakcją Konrada Pędziwiatra (Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, 2016), a z wydanych jeszcze w PRL-u – książkę Anny Bukowskiej „Palestyńczycy. Ich życie i walka” (Czytelnik, 1978). Z książek pisanych przez Palestyńczyków o Palestyńczykach wydane zostały „Za ostatnim niebem. Palestyńczycy” Edwarda W. Saida (Fundacja Aletheia, 2002), „Jestem stamtąd, jestem stąd” Mourida Barghoutiego (Czarne, 2014), cztery książki autorstwa Rai Shehadeha m.in. „Dlaczego Izrael boi się Palestyny?” (Karakter, 2024) i „Obcy w domu” (Karakter, 2013) oraz obszerny rozdział poświęcony kwestii palestyńskiej we wspomnianej już pracy „Bliski Wschód w ogniu…”.

Tak przedstawiał się stan rzeczy na październik 2023 roku, kiedy gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na rzetelną wiedzę o kwestii palestyńskiej. I wreszcie w 2025 roku dostajemy od Wydawnictwa Literackiego jedną z najważniejszych książek na ten temat – „Palestyna: wojna stuletnia. Opowieść o kolonializmie i oporze”, historię tragedii palestyńskiej napisaną przez palestyńsko-amerykańskiego badacza, Rashida Khalidiego. Książka spełnia wszystkie wymagania dobrej pozycji historycznej – to bardzo bogata faktograficznie, opierająca się na oryginalnych źródłach, napisana żywym językiem, głęboka analiza.

Bez zarzutu jest również strona formalna polskiego wydania – podoba mi się to, co powinno być wydawniczą normą, a mianowicie szacunek do czytelnika objawiający się starannością i profesjonalizmem. Wydawnictwo nie oszczędza na specjalistach – na uwagę zasługują doskonałe tłumaczenie znanej z wielu świetnych przekładów Anny Dzierzgowskiej oraz praca konsultacyjna znakomitej arabistki Hanny Jankowskiej. Z konsultacją merytoryczną książek jest jak ze zdrowiem – czujemy, gdy jej nie ma. Zasługą Hanny Jankowskiej jest też doskonała transkrypcja nazw arabskich (do tego zamieszcza ona wyjaśnienie dotyczące pisowni), dzięki której polski czytelnik zyskuje możliwość poprawnego przeczytania arabskich nazw. Powinno to być jego prawem, zresztą fonetyczną transkrypcję nakazują reguły języka polskiego. Niestety, problemy transkrypcyjne, jak również wspomniany brak konsultacji merytorycznej są zmorą wielu polskich wydawnictw i w pracach tłumaczonych z języka angielskiego potykamy się często o angielsko-polskie potworki transkrypcyjne. Poza tym Wydawnictwo Literackie nie oszczędza też na materiale graficznym (dobrze się patrzy na mapy i zdjęcia rodziny Chalidich).

Z konsultacją merytoryczną książek jest jak ze zdrowiem – czujemy, gdy jej nie ma

Rodzinna Palestyna

Osobnym wątkiem, stanowiącym ogromny walor pracy, są wplecione w zasadniczą narrację elementy osobistej historii autora, niecodzienne w historiografii. Rashid Khalidi, historyk Bliskiego Wschodu, wykładowca uniwersytetów Libańskiego, Amerykańskiego w Bejrucie, Georgetown, Chicago i Columbia, to człowiek dwóch światów, Zachodu i Bliskiego Wschodu. I choć Stany Zjednoczone są miejscem jego urodzenia i to tam przeżył większość swojego życia, to z Bliskim Wschodem łączy go działalność polityczna, jaką prowadził na terenie Libanu w latach 80., a przede wszystkim jego rodzina. Przyszły historyk przyszedł na świat w roku Nakby, w Nowym Jorku, gdzie jego ojciec był wysokim urzędnikiem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Mimo że Rashid Khalidi spędził większość życia z dala od Palestyny, a jego ojciec miał w chwili narodzin syna obywatelstwo saudyjskie, to Rashid jest godnym członkiem znanej w całej Palestynie rodziny Chalidich (będę używać nazwy godnie z polską tradycją transkrypcyjną).

Wywodzi się ona z potężnego i wpływowego klanu Banu Chalid władającego częścią Półwyspu Arabskiego, którego potomkowie osiedlili się później na terenie Iraku i Lewantu. Część z nich osiadła w Jerozolimie, gdzie w czasach panowania Mameluków, a później Osmanów, była jedną z najbardziej liczących się rodzin regionu. Jej członkowie piastowali ważne funkcje administracyjne, polityczne, prawnicze, sądownicze i religijne w osmańskiej Palestynie. Ta silnie zakorzeniona w regionie arabska rodzina była też rodziną kosmopolityczną, władającą wieloma językami, kształcącą dzieci na zagranicznych uniwersytetach i utrzymującą relacje z politykami i intelektualistami świata. W okresie Nahdy (tzw. arabskiego odrodzenia) Chalidi brali też aktywny udział w przedsięwzięciach modernizacyjnych, jak choćby Nazif Bej, główny inżynier budowy wielkiej kolei hidżaskiej, mającej połączyć ziemie imperium osmańskiego. Dziś członkowie rodziny palestyńskich Chalidich zajmują eksponowane stanowiska w nauce, kulturze, biznesie i polityce. Dziedzictwem działalności tej zasłużonej rodziny jest m.in. Biblioteka Chalidich w Jerozolimie, ufundowana w 1899 roku przez dziadka autora, Raghiba al-Chalidiego, będąca jedną z pierwszych publicznych bibliotek w osmańskiej Palestynie i posiadająca w swoich zbiorach m.in. ogromną kolekcję średniowiecznych rękopisów, z których najstarsze pochodzą z XI wieku.

Nic dziwnego zatem, że archiwa rodziny Chalidich, odgrywającej znaczącą rolę w historii Palestyny, stały się jednym z istotnych źródeł autora, który w książce łączy pozycję naukowca i świadka dziejów. Wprowadza do niej element osobisty zarówno poprzez historię swojej rodziny, jak i poprzez własne doświadczenia jako czynnego uczestnika życia politycznego. Khalidi oferuje nam spojrzenie od wewnątrz, dzieki któremu możemy poczuć puls historii. Choć rodzina autora należała do elit, to – jak mówi sam Khalidi – w ostatecznym starciu z syjonistycznym kolonializmem jej los nie różnił się od losu tysięcy innych palestyńskich rodzin. Dowodem ruiny domu rodziny Chalidich na przedmieściach Tel Awiwu.

Właśnie od historii rodu Chalidich zaczyna się ta książka, a konkretnie od przytoczenia korespondencji z 1899 roku prowadzonej między stryjecznym dziadkiem autora, paszą Jusufem Diją Ad-Dinem, a Teodorem Herzlem, przywódcą ruchu syjonistycznego. W korespondencji tej Khalidi znajduje ziarno tego, co później stanie się jawne: zamysł projektu kolonialnego, w którym miejscową ludność arabską ma zastąpić ludność osadnicza.

Dlaczego ta książka jest tak istotna

Oś książki stanowi próba ukazania tego, co nazywane jest (niesłusznie) „konfliktem bliskowschodnim” jako projektu syjonistycznego osadniczego kolonializmu. Pomimo swojej złożonej specyfiki, zdaje się mówić autor, projekt ten jest po prostu i tylko kolonializmem. Służy przy tym za narzędzie brytyjskiego i amerykańskiego imperializmu, przeciwko któremu wymierzony jest palestyński opór. Takie przedstawienie wyjściowej sytuacji sytuuje się w opozycji do propagowanej przez mainstream opowieści o walce dwóch równorzędnych narodów, co we wstępie podkreśla Rashid Khalidi, przedstawiając pokrótce mity narosłe wokół kwestii palestyńskiej. Zaznacza, że „nigdy nie była to wojna jedynie między ruchem syjonistycznym i Izraelem z jednej a Palestyńczykami z drugiej strony” (s. 303), że była to i nadal jest nierówna walka między Palestyńczykami a Wielką Brytanią, a po II wojnie światowej Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. Khalidi pisze:

Od samego początku ta wojna między kolonizatorem a skolonizowanymi, ciemiężcą i uciskanym nigdy w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała starcia dwóch równorzędnych adwersarzy; przeciwnie: pod względem militarnym, finansowym i każdym innym Izrael zawsze miał przewagę (s. 302).

Książka Khalidiego zbiera wszędzie bardzo entuzjastyczne recenzje (oczywiście poza syjonistycznymi kręgami), a jako jeden z jej największych atutów recenzenci podkreślają nowatorskie ukazanie problemu palestyńskiego z perspektywy kolonialnej. Czytając takie stwierdzenia, czuję się zaskoczona, bo przecież takie rozumienie kwestii palestyńskiej wydaje mi się dość oczywiste. Na przykład izraelski historyk Ilan Pappé od kilku lat mówi o Izraelu jako o kolonii osadniczej. Może nie wzbudza to mojego zdziwienia dlatego, że zdążyłam się jeszcze załapać na PRL-owską narrację, w której zbrojny opór Palestyńczyków był interpretowany jako walka narodowyzwoleńcza w szerszym kontekście dekolonizacji krajów ówcześnie określanych „krajami Trzeciego Świata” (choć nie stosowano wówczas terminologii teorii postkolonialnych).

Pomimo swojej złożonej specyfiki, tak zwany »konflikt bliskowschodni« jest po prostu i tylko kolonializmem

Z tej perspektywy można zobaczyć, jaką drogę przebyliśmy w Polsce – od ujęcia antyimperialistycznego poprzez opowieści pełne przekłamań, utrzymane w paradygmacie kolonialnym (cywilizowany vs. Dzikus), żeby po latach znów trafić do punktu wyjścia, a więc spojrzenia na kwestię palestyńską jako na klasyczną (pomimo swojej specyfiki) relację kolonizatora i skolonizowanego ludu. Stało się tak dlatego, że wreszcie jesteśmy znów w stanie taki przekaz odczytać – ludobójstwo w Gazie jest dla wielu czynnikiem trwale reorientującym punkt widzenia.

Opowiadając nam historię kolonizacji i oporu, Khalidi nie chce być palestyńskim – czy szerzej: arabskim – żałobnikiem, rozdrapującym narodowe rany. Wystrzega się też, tak częstego w narracji historyków i publicystów arabskich, samobiczowania się i celebrowania zbiorowego poczucia winy za tragedię polityczną, jaka stara się udziałem świata arabskiego u zarania nowoczesności. Stara się po prostu zrozumieć to, co zaszło.

Deklaruje też, że nie chce po prostu spisywać kolejnej historii swojego kraju, ale, ilustrując dychotomię kolonizacji i oporu, skupia się na siedmiu kluczowych punktach: od deklaracji Balfoura w 1917 roku poprzez kolejne „wypowiedzenia wojny”, od pierwszego do szóstego, w latach 1917–1939, 1947–1948, 1967, 1982, 1987–1995 i 2000–2014. Te „wypowiedzenia wojny” dotyczą napastniczego i wrogiego stosunku ruchu syjonistycznego/Izraela w odniesieniu do Palestyńczyków. Oryginalny tytuł książki Khalidiego odnosi się zresztą do tej nierównej i agresywnej relacji – „The Hundred Years’ War on Palestine: A History of Settler Colonialism and Resistance, 1917–2017”. Historię zmagań Palestyńczyków z kolonizacją przedstawia autor, specjalizujący się m.in. w dziejach nacjonalizmu arabskiego, w szerszym kontekście bliskowschodniej polityki i arabskiej myśli politycznej XX wieku. Książka ukazała się w Stanach Zjednoczonych w 2020 roku, na trzy lata przed przełomowym w historii Palestyny październikiem 2023 roku, gdy Izrael – ze wsparciem tzw. świata Zachodu – rozpoczął trwające do tej pory ludobójstwo Palestyńczyków w Gazie. Odbywa się ono na oczach całego świata i relacjonowane jest na żywo przez samych mieszkańców Gazy. W kwietniu 2025 roku autor dodał do nowego wydania posłowie, w którym pisze:

Przerażające wydarzenia, które rozgrywają się na naszych oczach, w pełni potwierdziły słuszność tezy niniejszej pracy: o tym, co działo się w Palestynie po 1917 roku, zadecydowała przede wszystkim wieloetapowa wojna wydana rdzennej palestyńskiej populacji przez mocarstwa sprzymierzone z ruchem syjonistycznym. Ruch ten miał charakter zarazem kolonialny i nacjonalistyczny, a jego celem było wyparcie palestyńskiego ludu z ojczyzny przodków i przekształcenie kraju arabskiego w państwo żydowskie (s. 301).

Khalidi mimo wszystko nie zmienia wniosków, które sformułował w swojej książce pięć lat wcześniej: uważa, że pokój i pojednanie są nie tylko możliwe, ale i konieczne. Możliwe  będą one jednak dopiero po zdemontowaniu kolonialnego projektu państwa Izrael i po uznaniu przez stronę palestyńską Izraelczyków jako narodu mającego również prawo do tej ziemi. Taki scenariusz prawdopodobny jest jednak tylko między równymi sobie partnerami. Uważam, że historyk łudzi się, biorąc życzenia za twardy realizm. Nie mam jednak prawa do mówienia, jak mają żyć i działać Palestyńczycy, a na pewno mniejsze niż palestyńsko-amerykański profesor spędzający większość swego życia poza granicami ojczyzny. Wszelkie decyzje w tej materii należą wyłącznie do „wyklętego ludu ziemi”.

[1] Polskie wydanie ukazało się już rok później i było wielokrotnie wznawiane.

Rashid Khalidi

„Palestyna: wojna stuletnia. Opowieść o kolonializmie i oporze”, tłum. Anna Dzierzgowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025, 400 stron.

Beata Abdallah-Krzepkowska
arabistka i orientalistka, pracownik naukowy Uniwersytetu Śląskiego. Popularyzatorka wiedzy o Bliskim Wschodzie.

Rashid Khalidi

„Palestyna: wojna stuletnia. Opowieść o kolonializmie i oporze”, tłum. Anna Dzierzgowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025, 400 stron.

POPRZEDNI

recenzja  

Dlaczego nie dam się oczarować Silvii Federici?

— Zuzanna Antonowicz

NASTĘPNY

rozmowa  

Dwugłowy smok Bookstagram

— Konrad Janczura, Zuzanna Sala