fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

1.

Ta historia jest skądinąd znana: ponoć istniał kiedyś automat do gry w szachy tak skonstruowany, że na każde posunięcie szachisty odpowiadał ruchem, który zapewniał mu zwycięstwo. Na wprost szachisty, nad szachownicą, znajdującą się na okrągłym stole, pochylała się lalka w czarnej fedorze, z ceglastym krawatem na szyi. System luster wywoływał złudzenie, że stół jest dobrze oświetlony, widoczny ze wszystkich stron. W rzeczywistości siedział pod nim mistrz szachowy Rumpelstiltskin, który za pomocą sznurków kierował ręką lalki. Otóż można sobie wyobrazić odpowiednik tej aparatury w literaturze. Wygrywać miałaby zawsze lalka, która uchodzi za „awangardę”. Może ona mierzyć się z całym światem, jeśli przyjmie na służbę tradycję, która dziś, jak wiadomo, jest mała, brzydka i tak czy owak nie wolno jej się pokazywać.

 

2.

„Piękna dziatwo, przygoda umarła”

Guy Debord, 1961

 

„Wydaje się, że to, co najszybsze – mówią Gilles Deleuze i Félix Guattari – musi być pierwsze, choćby wyłącznie po to, by służyć za podstawę czy odskocznię temu, co jeszcze nie nadeszło”.

Czymś takim oczywiście jest awangarda, która z definicji musi być pierwsza, więc również z definicji nie może nie być najszybsza. Jeśli ma jednak służyć za podstawę czy odskocznię dla czegoś, co ma dopiero nadejść, to każde „coś”, które nadejdzie, znów siłą rzeczy będzie najszybsze, czyli pierwsze.

Zatem mogą występować kolejne awangardy – każda z nich prędko musi się kończyć, stając się mniej czy bardziej obojętną cząstką ogólnej tradycji.

 

3.

Szybkość, właśnie szybkość akcentuje Debord, kiedy pisze o Ivanie Szczegłowie, „który, pośród dni tak niepewnych, przetarł nowy szlak, pokonując go tak prędko i samemu dobierając sobie towarzyszy: nikt bowiem, tego roku, nie był wart tyle, co on! Miało się wrażenie, że miasto i życie zmieniały się pod wpływem jego spojrzenia”.

Jednak „pewnego nieszczęsnego dnia [ten] najwspanialszy gracz z naszego kręgu zbłądził w lasach szaleństwa”.

„Niech kona – mówi Rimbaud o poecie – w swoim skoku przez rzeczy niesłychane i nie do nazwania: przyjdą inni straszliwi pracownicy; rozpoczną od horyzontów, u których zwalił się tamten!”.

 

4.

W maju 1968 roku „awangardowy” poeta John Ashbery mówił w Yale Art School o współczesnej – „niewidzialnej”, jak ją określił – awangardzie. Doskonałą czapkę-niewidkę uszył awangardzie kapitał: „Awangarda z gromadki straceńczych wojowników stała się potężną, dobrze wyposażoną formacją. Właściwie pochłonęła znaczną część armii – a może na odwrót, w każdym razie efekt jest taki, że awangarda ledwo jest w stanie istnieć, tyle ściąga ku sobie zainteresowania i pieniędzy”.

Oczywiście Ashbery nie myśli w tym momencie o poezji: „Dziś awangarda zatoczyła pełen krąg – artyście, który chce eksperymentować, znów grozi ślepy zaułek, tyle tylko, że zamiast pustki otacza go wiwatujący tłum”.

„Nowość – mówi Walter Benjamin – stanowi absolut poza zasięgiem wszelkiej interpretacji czy porównania. Staje się ostatnim szańcem sztuki. […] Tego, że ostatnia linia oporu sztuki pokryje się z najbardziej wysuniętą linią ataku towaru, Baudelaire nie mógł jeszcze wiedzieć”.

 

5.

W maju 1968 roku Debord chciał widzieć w Paryżu moment, w którym jedyna, a więc i ostatnia, jego zdaniem, powojenna awangarda – ta, która zmienia miasta i życie – przez parę tygodni była „widzialna” (może także za sprawą „gromadki straceńczych wojowników”).

Jeśli chodzi o literaturę, ostatnim poetą miałby być Arthur Cravan (czy może ktoś nawet dawniejszy: Isidore Ducasse).

Malarstwo: „Kiedy sztuka, osiągnąwszy niezależność, przedstawia swój świat za pomocą jaskrawych barw, pewien moment życia już się zestarzał i nie można go odmłodzić jaskrawymi kolorami”.

Zostają wspomnienia, legendy: „Awangardy żyją tylko raz; najlepsze, co mogło je spotkać, to jeśli żyły, w mocnym znaczeniu tego wyrażenia, w swoim czasie”.

 

6.

„Czas szczęścia – mówi Svetlana Boym – przypomina czas rewolucji”.

Czas rewolucji jest równoczesny z chwilą teraźniejszą, w trybie absolutnej nowoczesności otwiera nowy kalendarz.

Jak wiadomo, jedną z bardziej osobliwych cech ludzkiego umysłu jest kompletny brak zazdrości względem prawdopodobnych spełnień, jakie mogłaby przynieść odleglejsza przyszłość – co świadczy o tym, że nasze wyobrażenie szczęścia wiąże się jedynie z czasem, w którym żyjemy.

Innymi słowy, w idei szczęścia żyje idea rewolucji: w pewnym szczególnym momencie może się zacząć ten „namiętny dramat”, błyskawicznie osiągając kulminacyjny punkt, kiedy czas żarzy się najmocniej.

Awangardyści wszystkich czasów mówią: „Tak, byliśmy oczekiwani na ziemi. To nam dana jest tu i teraz siła awangardowa i rewolucyjna”.

Awangarda ujmuje się za szczęściem natychmiastowym, widząc w tradycji alegoryczne przeciwieństwo życia i czasu, martwą przestrzeń, czas sparaliżowany.

Awangarda występuje przeciw nieprzeobrażalnej przeciętności życiowego procesu w ogóle i przeciwko niewiarygodnej przeciętności składu i ładu życia w każdej z jego lepiej znanych postaci.

Jest rewolucyjna, albo nie ma jej wcale.

 

7.

„Powracamy zatem do świata – mówi Jacques Lacan – wychodząc od słowa. Przed słowem nie mamy zupełnie nic, to jest nicość, chaos i, być może, Duch Boży unoszący się nad wodami – ale my nie jesteśmy z Nim w kontakcie! Poczynając od słowa, wyłania się w świecie coś, co jest nowe, i co wprowadza tam ogromne przeobrażenia. To wiemy. Tyle że wyobrażamy sobie od jakiegoś czasu, że ten rodzaj zamieszania, jakie wprowadzamy w świat, to działanie. Każdy współczesny człowiek zadręcza się tym problemem: »Na początku było Słowo«, no ale przecież »Na początku było działanie«!”.

Tak więc awangarda należy do trzech czasów naraz; trzy czasy schodzą się ze sobą i łączą w momencie awangardy: czas sztuki, czas teorii i czas czynu. „Poezja – mówi Rimbaud – nie będzie już rytmizowała działania; będzie wyprzedzała”.

W rzeczywistości awangarda nigdy nie może sprostać swojemu pojęciu, które jest jedynie dowodem ontologicznym jej idealnego istnienia.

 

8.

„Znaną historię” można odczytać też inaczej: ponoć istniał kiedyś automat do gry w szachy tak skonstruowany, że na każde posunięcie szachisty odpowiadał ruchem, który zapewniał mu zwycięstwo. Na wprost szachisty, nad szachownicą, znajdującą się na okrągłym stole, pochylała się lalka w birecie i todze. System luster wywoływał złudzenie, że stół jest dobrze oświetlony, widoczny ze wszystkich stron. W rzeczywistości siedział pod nim mistrz szachowy Rumpelstilzchen, który za pomocą sznurków kierował ręką lalki. Otóż można sobie wyobrazić odpowiednik tej aparatury w literaturze. Wygrywać miałaby zawsze lalka, która uchodzi za „tradycję”. Może ona mierzyć się z całym światem, jeśli przyjmie na służbę awangardę, która dziś, jak wiadomo, jest mała, brzydka i tak czy owak nie wolno jej się pokazywać.

Andrzej Sosnowski
(ur. 1959) – poeta i tłumacz, redaktor „Literatury na Świecie”. Tłumaczył takich twórców jak Ezra Pound, John Ashbery, Maurice Blanchot czy Elizabeth Bishop. Laureat m.in. Nagrody Kazimiery Iłłakowiczówny (1992), Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1997), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2008, 2017) czy Nagrody Literackiej Gdynia (2011). Ostatnio wydał tom wierszy pt. „Trawers" oraz wybór przekładów Elizabeth Bishop pt. „Santarem". Mieszka w Warszawie.
redakcjaJakub Nowacki
korekta Katarzyna Barcik
POPRZEDNI

szkic  

Kilka uwag o współczesnej inteligencji

— Debora Vogel

NASTĘPNY

szkic  

Tocznia skrola (1): Internet polski 2011-2018 – streszczenie i opracowanie

— Paulina Chorzewska