fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Tocznia skrola

To kawałek internetu dla internetu. Autorski cykl Pauliny Chorzewskiej o kulturze cyfrowej i zjawiskach literackich w sieci.

Ilustr. Artur Denys

Czas podsumowań w kulturze, ale też w życiu społecznym i życiach prywatnych przypada zazwyczaj na okolice grudniowo-styczniowe. Może więc trochę spóźniona wślizguję się w ten nowy rok, ale coś ważnego się skończyło i coś nowego się zaczyna, jeśli chodzi o polski internet i polskie poletko cyfrowo-literackie. Wszyscy ci, którzy dzielą ze mną żałobę, już wiedzą doskonale, co mam na myśli. 31 października 2019 roku, w Dziady – czyli z angielska Halloween – Rozdzielczość Chleba ogłosiła zamknięcie swojej działalności. Zamknęli drzwi od kaplicy, do widzenia. Uwaga, opowiadam obrazek z postu pożegnalnego: zamknęła się pokrywa trumny, chlebowy duszek wylatuje gdzieś w świat, również po to, żeby wstąpić w nowy byt, o którym już trochę wiemy. Ale teraz podsumujmy to, co za nami. Epokę, której nastaje koniec.

Zaczynając od końca: w październiku zeszłego roku następowało powolne wyciszenie, na peju Rozdzielczości zaczęły się pojawiać aluzje trumienno-cmentarne. A to smutna graficzka, a to nakładka na profilówkę. Coś wisiało w powietrzu. W końcu pojawił się pożegnalny post. Zamknęli interes z hukiem, rozstając się z publicznością w krótkich, żołnierskich słowach: „Po 7 latach Rozdzielczość Chleba zamyka działalność. Wydaliśmy trochę książek, powklejaliśmy różne rzeczy do netu, zrobiliśmy trochę dymu maszyną. Teraz będziemy robić inne rzeczy. Do widzenia”.  Zapłakało wielu użytkowników (dwustu dziewięćdziesięciu dwóch), Dawid Kujawa wykrzyknął (jakby niedowierzając): „no nie tnijcie w chuja”. Dopiero tego dnia, co zasugerował użytkownik Jan Chrzan, o Chlebie mogli dowiedzieć się czytelnicy „Polityki”. Mowa tu o tekście Tomasza Platy, w którym Rozdzielczość stoi obok Klocucha, jako przykład tego, że „młodzi w Internecie budują swoją kulturę, nierzadko bardzo wyrafinowaną”. Budują, zbudowali, będą budować. Budowanko trwa.

Stronka Chleba stanowi teraz nagrobek projektu. Wszędzie, nawet w stopce odsyłającej do social mediów (czy też, cytując źródełko, „mediów korporacyjnych”), formy gramatyczne określające to, co Chleb robi(ł), zostały zmienione na kategorycznie brzmiący czas przeszły. Nastąpiła więc autoarchiwizacja. Dzisiaj, gdy odwiedzam stronkę Chleba, widzę, że nie pozostawiono iluzji teraźniejszości, pobrzmiewającej zazwyczaj w przypadku innych – zakończonych i niedokończonych – urwanych internetowych projektów. Porzucone blogi i domeny w pewnym momencie się kończą i wiszą sobie dalej, albo po prostu znikają. Ale rzadko kiedy domknięcie jest w szerszy sposób komentowane, przetwarzane w materii. W zakładce „Historia” możemy przeczytać: „Stronę zostawiamy jako muzeum”. Faktycznie, strona Chleba wygląda w aktualnej wersji na zwartą budowlę historyczną: bibliotekę, muzeum, archiwum, centrum kultury i rozrywki. Nie znajdziemy już działu aktualności. Zostały zakładki: „Historia”, „Kody” i „Publikacje”.

Przy okazji pożegnalnego postu pojawił się komentarz zachęcający wszystkich do brania sobie z księgarń papierowych książek wydanych w Chlebie za darmo. Mamy więc w tych ostatnich, agonalnych słowach pętelkę, która pozwala cofnąć się do początku. Chleb wstrzelił się ze swoją działalnością w taki czas (przypomnę, lata 2011-2018), w którym internet zamieszkał na stałe w wielu polskich domach. Już na starcie Chleba wiadomo było, że nie ma ucieczki przed netem, który powoli przestawał być fetyszem. Powoli też zaczynało bawić zupełnie archaiczne dzisiaj słowo „internauta”. Akademia grzmiała: nowe media nie są już tylko nowe, ale co najmniej „podwójnie nowe”.

Już na starcie Chleba wiadomo było, że nie ma ucieczki przed netem, który powoli przestawał być fetyszem. Powoli też zaczynało bawić zupełnie archaiczne dzisiaj słowo »internauta«

Chleb zaserwował nam pierwszy manifest w czasie, gdy do Polski wpełzał globalny Web 2.0. Przenosiliśmy się na Facebooka, powoli odchodziło Gadu-Gadu. Dalej prężnie działały fora i blogosfera. Dało się jeszcze uwierzyć w to, że internet to przestrzeń, w której spełniają się sny o demokratycznej wymianie zdań. Pojawiały się krzepiące doniesienia z zachodu o tym, że wrzucenie filmiku na YouTube otworzyło komuś drzwi do kariery. Dwa lata przed otwarciem Chleba w ten sposób wybił się piętnastoletni Justin Bieber, choć nie było jeszcze wtedy słowa „youtuber”. Nie było też magazynu o youtuberach i kolonii dla dzieci z udziałem youtuberów. Cały ten naszkicowany przeze mnie z pamięci obrazek jest tłem (nie jedynym, ale na pewno jednym z działających) do startu Chleba. W pierwszym manifeście wybrzmiewa głośno wezwanie do migracji z analogu do cyfry; porzucenia papieru na rzecz ekranów: „Wydawcy, księgarze, drukarze – wasza mlekodajna krowa zdycha!”. Takie postulaty można było manifestować w tamtym internecie, w którym więcej niż dziś było przestrzeni autonomicznych, a mniej – ściśle korporacyjnych. Jak w słynnym, wiekowym gatunku memiarsko-jutubowym, rzeczywistość zweryfikowała oczekiwania. Przy okazji wydawania książek dostępnych zawsze za darmo w pliczku okazało się, że ta bardzo piękna idea zwiększająca dostępność i usuwająca pojęcie nakładu upada w kontekście obiegu konkursowego. Jeśli chcemy w nim uczestniczyć (a chcemy przecież) – książki trzeba drukować, bo dla Państwa zasiadających w jury konkursów literackich PDF-y to nie książki. Rzecz dość przykra, ale ciekawa, bo okazało się, że czytelnicy kupują (bo kupować już nie muszą, hehe) taki sposób podania wierszy. Ale tak zwany rynek nagród literackich wypycha cyfrową formę poza swoje ramy. Co ciekawe, w pierwszym manifeście, entuzjastycznym, projektującym, widoczna była mocno inspiracja piracka, wolnodostępowa, natomiast wszystko działo się na powierzchni internetu, nie w deep i dark webach. Awangarda początków Chleba postulowała swoje, ale nie uciekała od spojrzeń większości użytkowników netu i literatury, którzy chyba jednak siedzą na powierzchni. Ten trend jeszcze bardziej widoczny był w kolejnych latach, szczególnie przy okazji popularnych odnóg Chleba w postaci facebookowych pejów: wcześniejszego Cichego Nabiauu i późniejszego ZUSwave-u.

Po manifeście wjechały kolejne Chlebowe działania. Pojawiały się projekty cyfrowe i publikacje.  Poeci debiutowali w linii poetyckiej i byli dostrzegani w środowisku; zbierali nominacje i ogólne propsy (Taranek, Brewiński). Podobnie jak cybernetycy z Perfokarty, Chleb wykorzystywał wszelkie możliwe formy przekazu – wystawy, performanse, spotkania autorskie, konkursy i inne cuda. W czasie, kiedy namysł nad sprawami cyfrowymi rósł, kontent był upychany w kolejnych tematycznych numerach „Nośnika”. W latach 2011-2018 ukazały się cztery numery i jeden dodatkowy, załącznik do pierwszego. Wszystkie dostępne w zwartych plikach, elegancko; można sobie zebrać w folderze i w pięć klików zarchiwizować samemu ogromną część opowieści wyprodukowanej przez Chleb. Bo całą działalność Rozdzielczości Chleba na potrzeby tytułowego streszczenia i opracowania podsumowałabym w postaci narracji o (uwaga, uderzam w wysoki ton) człowieku w kontekście nowych technologii; przede wszystkim oczywiście internetu i kompów, do których coraz bardziej przez ostatnie siedem lat przylegaliśmy. Narracja ta, jak przystało na kontynuatorów tradycji cybernetycznej, nie była oczywiście jednowątkowa i linearna, ale miała swoją czytelną dynamikę – od fascynacji i wiary do rozczarowania i rzygu. Była prowadzona w wielu mediach, językach, sposobach przekazu jednocześnie. Można ją poznać lub sobie odświeżyć, na przykład na podstawie lektury archiwalnych numerów „Nośnika”. Sprawdzi się także piętnastominutowe przekliknięcie z elementami skrolowania. Streszczenie historii Chleba przeczytać można również w zakładce „Historia” na stronie głównej.

W kolejnych etapach działalności Chleba dominował główny vibe (nurt, motyw, estetyka), który przenikał wszystkie aktualne projekty. Nie trzeba było oglądać dokładnie każdego produktu, żeby wiedzieć, czym jest cyberżulerstwo albo sukcesizm. Nie było to konieczne, bo fazy wymyślane w Chlebie grały i pasowały do tego, jak wyglądały ogólne społeczne nastroje okołointernetowe i okołokulturocyfrowe. Pozostał nam wszystkim po Chlebie wspólny język, wspólne pojęcia i punkty odniesienia, które czają zarówno ci od literatury, jak i ci od sztuk wizualnych, muzyki i memów. Po zamknięciu Chleba jest mi smutno, bo nie mam gwarancji, że ktoś mi powie, jak się czuć w świecie, w internecie, w światonecie. Nie będę wiedziała, gdzie zajrzeć, żeby sprawdzić, czy czuję tak jak inni współbracia i współsiostry w skrolu. Dlatego, zataczając znów pętelkę, raz do koła, ponownie zacytuję – dołączając się do tego wyznania – facebookowicza, tym razem Jakuba Mihilewicza, który napisał pod postem pożegnalnym:  „Smutno mi Chlebuś”. :(((

Po zamknięciu Chleba jest mi smutno, bo nie mam gwarancji, że ktoś mi powie, jak się czuć w świecie, w internecie, w światonecie

A teraz, na deserek, przedstawiam festiwal linków, ekspresową listę zapomnianych, przegapionych przebojów. Rzeczy okołochlebowe, które mogliście pominąć, a byłoby szkoda:

1. Leszek Onak w utworze generatywnym „Chorniczna niewydolność układu pokarmowego nękająca naród Polski”. Generator krył się w „Nośniku#1+1 Polska”, dzisiaj link niestety odsyła w pustkę. Proszę klikać, może ktoś się doklika. Maszyna ta eksplorowała temat narodowych gazów jelitowych.

2. Muzyczkageneratora WINNING! autorstwa Leszka Onaka. Miła dla ucha, motywująca, relaksująca. Do posłuchania w domu, żeby poczuć się jak w pracy i w pracy, żeby poczuć się jak w domu.

3. Dramat „Noc październikowa na motywach nocy listopadowej”. „Adaptacja znalezionego na Chomikuj.pl streszczenia dramatu Stanisława Wyspiańskiego. Rozdzielczość Chleba to dobra osoba, a to jest nasze pierwsze »przedstawienie teatralne«, które przyjmie postać obory”. Do znalezienia na Facebooku, nagranie premiery dostępne w wydarzeniu.

4. „Firmy” Puldziana, których recepcja dotarła na portale branżowe, na przykład na bloga dobreimiefirmy.pl, który chwali autora za „skumulowanie tak dużej liczby nazw w jednym miejscu”, oraz na bloga syllabuzz, wymieniającego publikację Puldziana jako narzędzie, łączące przyjemne z pożytecznym – inspirację i „ubaw po pachy”.  Okazało się, że w „Firmach” słychać rockowe brzmienia, bo w aktualnościach radia Eska Rock książkę polecano wykrzykując radośnie: „Kreatywność polskich biznesmenów nie zna granic!”.

5. Pamiętna recenzja „Pamiętnych statusów” z portalu Sztukater. Niezadowolona recenzentka wystawiła Podgórniemu mocne 2/6. Szokujący jest widok okładki statusów obok barokowego wręcz opracowania graficznego strony. A jeszcze bardziej szokujące (zwłaszcza po przypomnieniu sobie pierwszego manifestu Chleba i numeru „Nośnika” – tutaj szczególnie tekstu Arkadiusza Wierzby) jest znalezienie takiego zdania na końcu negatywnej recenzji: „Ebook wystarczyłby mi w zupełności, a może i nawet z nawiązką”. Pozmieniało się. Klasycy też dzisiaj skrolują.

Tocznia skrola

To kawałek internetu dla internetu. Autorski cykl Pauliny Chorzewskiej o kulturze cyfrowej i zjawiskach literackich w sieci.

Ilustr. Artur Denys

Paulina Chorzewska
(ur. 1996) – studentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m. in. w „Wakacie” i „Stonerze Polskim”. Mieszka w Warszawie. Redaktorka „Małego Formatu”.
redakcjaJakub Nowacki
korekta Magdalena Płotała
POPRZEDNI

szkic  

O pojęciu awangardy

— Andrzej Sosnowski

NASTĘPNY

szkic  

Gawęda o tłumaczeniu Gertrudy i paru innych kwestiach

— Adam Wiedemann