Piotr Puldzian Płucienniczaksocjolog, artysta, aktywista. Członek kolektywu Imperium Ducha. Prowadzi zajęcia na Akademii Szuk Pięknych i w ramach Autonomicznej Przestrzeni Edukacyjnej w Warszawie. Autor „Firm" (2017) i wielu innych rzeczy.
Teresa Vetterartystka, graficzka, aktywistka. Od niedawna pożegnała się z Polską i pracuje w Brukseli jako graficzka. Redagowała między innymi zin pod tytułem „Dlaczego jesteśmy feministkami”, który ukazał się rok temu w wydawnictwie Rozdzielczość Chleba. Jest członkinią organizacji Rosa.
„Manifest” to pierwsza publikacja Imperium Ducha. Czy w jakimś sensie stanowi to zapowiedź nowej linii następcy (nie)świętej pamięci Rozdzielczości Chleba? Na czym zamierzacie się skupić w swojej działalności?
PPP: Jako Imperium Ducha (razem z Olą Korzelską i Łukaszem Podgórnim) chcemy robić rzeczy wielowymiarowe, działające w różnych rejestrach. Tekst traktujemy tu jako jedno z dostępnych mediów: obok dźwięku, obrazu, materii, polityki, imprezy, gry i innych rzeczy. Nie jest to zupełnie nowy dla nas kierunek, ale teraz będzie tym najważniejszym. Problemy poezji czy literatury cyfrowej są dla nas mocno drugorzędne. „Manifest” był najbardziej zaawansowanym projektem Rozdzielczości Chleba, który prowadziłem, więc naturalnie stał się pierwszym przedsięwzięciem Imperium Ducha. Ale już jego realizacja będzie przebiegała w ramach nowego pomysłu. Co to dokładnie znaczy – okaże się na początku 2019.
Co skłoniło was do zwarcia szyków i podjęcia się wznowienia „Manifestu komunistycznego”? Skąd pomysł reedycji tego tekstu?
PPP: Najprostsza odpowiedź brzmi: czemu nie. Lubię wydawać książki, a nie miałem żadnej swojej pod ręką. „Manifest” od lat nie był wznawiany w Polsce, więc wpadłem kiedyś na pomysł, że można by go wznowić i może ktoś chciałby do niego zajrzeć. Może warto, żeby pojawiło się powszechnie dostępne, aktualne wydanie? Trudno powiedzieć. „Manifest” to dość dobry symbol potencjalności jako takiej, symbol czegoś, co może było, może mogłoby być albo nawet już jest, ale tylko jako coś niemożliwego do zrealizowania. Jest to rodzaj literatury konceptualnej, w której sprawa jest ważniejsza od treści. Duch „Manifestu” to możność albo możliwość. Interesuje mnie taki duch.
TV: Ja, podobnie jak Piotr, w pierwszej kolejności bardzo lubię robić książki. Zdecydowałam się na współredakcję „Manifestu”, bo radykalny obóz feministyczny często odrzuca ideę Marksowską ze względu na to, że nie jest ona na pierwszy rzut oka feministyczna. Zgoda, feminizmu u Marksa ze świecą szukać, ale nie oznacza to, że Marks i Engels w „Manifeście” nie mówią o kwestiach niezbędnych dla współtworzenia feminizmu socjalnego, sprawiedliwego, który usiłuje wysadzić w powietrze obecne struktury. Jeżeli nie przegadamy tych kwestii, to wciąż będziemy się kręcić wokół kwestii szklanego sufitu. Chciałabym, żeby to wydanie trafiło do rąk osób, które niekoniecznie kiszą się w bibliotekach na wydziałach filozofii, ale robią najróżniejsze rzeczy, pracują w najróżniejszych zawodach, należą do lewicy, prawicy albo centrum, mieszkają w miastach czy na peryferiach Polski, są prekariuszkami i chciałyby poczytać o aktualności walki klas i wyjątkowej roli kobiet w obaleniu obecnego systemu kapitalistycznego.
»Manifest« to dobry symbol potencjalności jako takiej, czegoś, co może było, może mogłoby być albo nawet już jest, ale tylko jako coś niemożliwego do zrealizowania
„Manifest komunistyczny” to tekst, który zakłada nieuchronność swojej historycznej dezaktualizacji, ba, zawiera nawet coś w rodzaju zachęty do jego rewizjonistycznych odczytań, aktualizacji czy użyć. Bierzecie to sobie mocno do serca, niejako przepisując w przygotowywanej przez was reedycji poszczególne partie „Manifestu”. Z czego wynika taki zabieg redaktorski? Jakie motywacje przyświecają takiej ingerencji w historyczną tkankę tekstu?
TV: Zabieg, choć na pierwszy rzut oka dość radykalny, ma jedno podstawowe zadanie. Ma uświadomić czytelniczkom, że walka kobiet nie jest kwestią indywidualną, nie jest bojem, który możemy toczyć osobno, bez wsparcia i pomocy sobie nawzajem. Moim zdaniem dokumenty i pisma historyczne są nic niewarte, jeżeli nie zdołamy osadzić ich w teraźniejszości. Dlaczego młoda studentka czy pracownica miałaby sięgnąć po „Manifest komunistyczny”? Przecież to straszne nudy. Dopiero w momencie radykalnej zmiany i ingerencji w tekst pewne kwestie stają się widoczne. „Manifest komunistyczny” nie jest dziełem akademickim, jest dziełem politycznym i w związku z tym powinien być traktowany jako coś, co może być interpretowane i zmieniane na wiele różnych sposobów, tak aby było użyteczne w danym okresie. Dlaczego feminizm zastępuje komunizm? Ponieważ feminizm jest na podobną skalę czymś skrajnie rewolucyjnym, nowym i odważnym. Zamieniając słowa „komunizm” na „feminizm”, „proletariat” na „kobiety”, pokazujemy, jak bardzo potrzebujemy wymiany między tymi dwiema myślami.
Podrążmy jeszcze przez chwilę tę kwestię. Wymiana? Zamiana? Fuzja? Jaka jest struktura tej zależności? Co takiego daje myśl Marksowska nowoczesnemu feminizmowi i o co feminizm wzbogaca Marksowską krytykę kapitalizmu?
TV: Zamiana pewnych pojęciowych konstrukcji prowadzi do naturalnej wymiany między feminizmem a marksizmem. Przykład konieczności równego dostępu do legalnej aborcji pokazuje, jak bardzo potrzebna nam jest współzależność marksizmu i feminizmu. Fuzja to całkiem fajne określenie, chociaż nie wszystkie elementy marksizmu są nam potrzebne, a niektóre są wręcz zbędne. Feminizm liberalny kończy się właśnie tam, gdzie zaczynają się nierówności społeczne. Jeżeli mamy pieniądze, możemy wyjechać z Polski i dokonać aborcji poza jej granicami. Jeżeli tych pieniędzy nie mamy, ryzykujemy i, igrając z losem, robimy to „domowym sposobem” albo jesteśmy zmuszone rodzić niechciane dziecko. Musimy zdać sobie sprawę z tego, skąd się bierze nasz przywilej lub jego brak, i możemy to zrobić, właśnie zapoznając się z historią uciskanych przez burżuazję proletariuszek. O co feminizm wzbogaca Marksowską krytykę kapitalizmu? Kobiety zawsze cierpiały i wciąż cierpią podwójnie, właśnie dlatego, że są kobietami. Marks nigdy nie zajmował się dyskryminacją ze względu na płeć, o kobietach pisał w kontekście taniej siły roboczej wypierającej robotników. Dialog między feminizmem a marksizmem to zresztą temat, którym już wiele osób się zajmowało w historii filozofii. Ale to są grube książki, dyskursy akademickie, które rzadko wychodzą poza mury akademii. My wybraliśmy prosty zabieg, który może być bodźcem do rozpoczęcia bardziej przyziemnej rozmowy o marksistowsko-feministycznej wymianie. Nie należy odrzucać teorii tylko dlatego, że nie wszystkie jej elementy nam pasują, wręcz przeciwnie – bierzmy z nich to, co nam potrzebne, a resztę zostawmy.
Piszecie we wstępie: „»Manifest« nie wyjaśnia logiki kapitalizmu ani procesów społecznych i ekologicznych, które uruchomił. Jest narzędziem mobilizacji ruchów społecznych, a nie naukowym wykładem objaśniającym ekonomię polityczną współczesnego świata”. Czy i czego może nas nauczyć ten tekst dzisiaj? Pytam niejako na przekór owej nieaktualności, którą podkreślacie.
TV: „Manifest komunistyczny” uczy nas przede wszystkim tego, że idee polityczne powstają z bardzo konkretnych potrzeb i są wynikiem społecznych i ekonomicznych zmian, które powodują kompletną restrukturyzację społeczeństwa. „Manifest” napisało dwóch typów, z których jeden był mózgiem filozoficznym, a drugi spędził kawał swojego życia, pracując w fabryce ojca, gdzie obserwował (oczywiście z pozycji przywileju) nędzę proletariuszek i proletariuszy. „Manifest komunistyczny” jest więc opisem status quo industrialnej rzeczywistości XIX wieku. Pozostaje narzędziem mobilizacji ruchów społecznych, ponieważ aż 200 lat później wciąż wiele problemów pozostaje nierozwiązanych. Zmieniło się to, że mamy coraz więcej narzędzi, za pomocą których możemy te problemy rozwiązać. Czego może nas nauczyć? Pewnie tego, że siedzenie na dupie jeszcze nikomu nie pomogło, uczy nas, że musimy być aktywnymi uczestnikami życia społecznego, żeby móc modyfikować jego dynamikę. Uczy nas tego, że wprowadzanie nowych, odważnych idei politycznych do naszego otoczenia musi być aktem radykalnym.
Idee polityczne powstają z bardzo konkretnych potrzeb, są wynikiem społecznych i ekonomicznych zmian, które powodują kompletną restrukturyzację społeczeństwa
Czy realizacja owej podstawowej, istotowej funkcji, mobilizacji ruchów społecznych, nie jest waszym zdaniem skutecznie uniemożliwiona przez nasz kulturowo wdrukowany antykomunizm? Tak, pytam o utopię, o wasz stosunek do aktywnego utopijnego myślenia i działania – zarówno w odniesieniu do tego niewielkiego projektu wydawniczego, jak i – pewnie w większym stopniu – do całokształtu waszych przedsięwzięć życiowych.
PPP: Nie wydaje mi się, żeby antykomunizm miał z tym jakiś związek. Nie wydaje mi się, żeby brak czy obecność utopii miały duże znaczenie. Ludzie organizują się z powodów związanych z ich sprawami i problemami, nie trzeba mieć do tego certyfikatu od Marksa i Engelsa ani napisać magisterki. Może czasem lepiej nie mieć? Imperium Ducha jest projektem praktycznym, nastawionym na przygodę i przyjemność. Uważam, że to świetny kierunek, i wszystkim życzę więcej takich organizacji.
TV: Moim zdaniem antykomunizm stał się w obecnych polskich realiach czymś w rodzaju wygodnej wymówki. Mając za sobą okres Polski Ludowej, możemy śmiało powiedzieć: socjalizm nie działa, nie ma co próbować jeszcze raz. Sęk w tym, że doświadczyliśmy skrajnie spaczonej jego wersji, pełnej represji, ograniczeń i przemocy. O ile rozumiem awersję starszego pokolenia i naprawdę jestem w stanie współczuć jego przedstawicielom, kiedy słuchają, jak młodzi lewacy śpiewają „Międzynarodówkę”, o tyle nie zgodzę się z młodszym pokoleniem, które powtarza za rodzicami, że socjalizm nigdy inny nie będzie niż za czasów PRL-u. Mobilizacja ruchów społecznych nie jest czymś utopijnym, jest natomiast cholernie ciężka. Wszystko zależy od tego, jak wysoko stawiamy poprzeczkę i co uznajemy za sukces. Dla mnie sam fakt, że chociaż kilkaset kobiet zajrzy do naszej książeczki, będzie ogromnym sukcesem. Osobiście wierzę w to, że możemy dokonać rewolucji drobnymi krokami, a porządna marksistowsko-feministyczna edukacja to jeden z tych kroków.
Piotr Puldzian Płucienniczaksocjolog, artysta, aktywista. Członek kolektywu Imperium Ducha. Prowadzi zajęcia na Akademii Szuk Pięknych i w ramach Autonomicznej Przestrzeni Edukacyjnej w Warszawie. Autor „Firm" (2017) i wielu innych rzeczy.
Teresa Vetterartystka, graficzka, aktywistka. Od niedawna pożegnała się z Polską i pracuje w Brukseli jako graficzka. Redagowała między innymi zin pod tytułem „Dlaczego jesteśmy feministkami”, który ukazał się rok temu w wydawnictwie Rozdzielczość Chleba. Jest członkinią organizacji Rosa.
śpi, je, przemieszcza się, pije, odzywa się, redaguje „Mały Format”.