fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Tocznia skrola

To kawałek internetu dla internetu. Autorski cykl Pauliny Chorzewskiej o kulturze cyfrowej i zjawiskach literackich w sieci. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Artur Denys

Zacznę od pytanka o genezis – genezis z ducha – jak urodził się „Wjazd/Zjazd”[1] i czym właściwie jest dla was, jak określacie się na własne potrzeby? 

– Znaczy tak, zaczęliśmy we dwóch.
– To jeszcze w czasie, gdy mieliśmy inne pojęcie na temat autorstwa.
– Tak, bo to jest chyba dosyć kluczowa kategoria, gadamy o tym. To było w sumie tak, że sobie siedzieliśmy w wakacje, trochę nam się nudziło, napisałem do kolegi, czy nie założymy sobie jakiegoś zinka, żeby publikować te rzeczy. No i on powiedział, że pronto, że można. No i tak poszło w sumie. Czym jest, no to już chyba możemy wszyscy powiedzieć raczej, tak?
– Chyba jakimś kolektywem jest przede wszystkim, nie?
– No. Znaczy też jest jakimś wyrazem wkurwu na system kulturalny w Radomiu.
– Ten obieg literacki, nie? Ta luka między dostaniem się z pisania amatorskiego do jakiegoś, nie wiem jak to nazwać, szerszego odbiorcy ze środowiska. Swego czasu złapaliśmy wkurw na lukę między obiegiem internetowym, a tym, w cudzysłowie, „oficjalnym”.
– Tak? Znaczy my myślimy też, że ten Internet może nie jest idealny, ale jest pewną linią ujścia. W sensie, próbą stworzenia linii ujścia wobec tego kapitalistycznego obiegu literatury.
– No na pewno, bo jednak wydawnictwo jest przedsiębiorstwem, a my możemy wypuścić co chcemy, nieważne, czy nam się to opłaca, czy nie. Ważną kwestią jest też chyba to, że nam to sprawia po prostu jakąś radość.
– No i ważne jest to, że wszystko, co my robimy, to sobie wolno w Internecie lata po prostu i za jakieś pobieranie, czy edytowanie, czy remiksowanie tego, nikt nikogo nie będzie ścigał.

Internet może nie jest idealny, ale jest pewną linią ujścia. Próbą stworzenia linii ujścia wobec tego kapitalistycznego obiegu literatury

Wspomnieliście o wkurwie na radomskie środowisko literackie. Jak ono w ogóle wygląda?

– O Jezu.
– Nie wiem, czy wygląda w ogóle.
– W sensie tak no, bo… (hehe)[2]
– Sprawa jest taka, że jak byliśmy w gimnazjum czy coś i chcieliśmy pisać wiersze i zainteresowaliśmy się bardziej poezją i takimi głupotami, to chodziliśmy na warsztaty literackie, tylko to, z czym się tam spotkaliśmy, to nas trochę odrzuciło, bo to było nudne, w ogóle nie było zabawne.

Ale czy są w Radomiu na przykład spotkania z czytającymi poetami przy świecach, takie typowe spotkanka literackie? Zadymiona sala…

– Tak!
– No niemalże!
– Przy pianinku.
– Takie z gitarką, tutaj tiruriru. Ale na przykład w Radomiu działa grupa literacka Łuczywo. Koleżka stamtąd mówi coś takiego, że jak czytasz wiersz na dworzu[3], to już nie jest poezja.
– Tak że to jest uwłaczające chyba dla poezji, że na dworzu sobie przeczytasz.

A to ciekawe, bo na polonistyce na UW zdarza się w semestrze letnim, że wypełzają całe grupy na słynny placyk z ławeczkami – to się nazywa chyba w slangu polonistycznym „pod kasztanami”. I tam odbywają się dyskusje, zajęcia, tam się czyta kanon. Dla zdrowia to się robi, żeby się tak nie kisić w małych salkach… Czyli slam pewnie też byłby uwłaczający? 

– No slam to już nie jest na pewno…
– Profanacja, profanacja, herezja i ble.

Jest scena slamowa w Radomiu? 

– W Radomiu nie.
– Jestem pewny, że nie ma.
– Jeśli chodzi o takie rzeczy, to ja kojarzę jeden konkurs poetycki w Radomiu. I chyba tylko tyle. No ale konkursy też są chujowe w zasadzie.
– No i poza jakimiś opcjami, co polonistka ci o nich powie.
– Ale to też już poza Radomiem się odbywa. No i wiesz, jakie wiersze wygrywają, nie?

W pierwszym numerze zina prezentujecie „Manifest jebetyczny manifest jebnięcia”. Przyznajecie się w swoich tekstach i paratekstach do bycia w literaturze. Jak patrzy się na was z zewnątrz, to można pomyśleć, że chcecie być grupą programową. Sporo jest w obu numerach W/Z, które wyszły do tej pory, ale także na facebookowym peju i pejach towarzyszących (Stronka obrazajaca radomskie srodowisko tworcze), fragmentów metaliterackich, takich nawet teoretyzujących, które zdają się dawać pewne pojęcia, żeby wasze teksty później czytać. Czy to jest dla was ważne, czy tworzenie manifestu było dla was ważne? 

– Chyba nie. Znaczy napisaliśmy, tam chyba była nawet taka linijka w drugim numerze, że wszystko co powyżej jest tylko konsekwencją gadania na wjeździe. No i chyba tak.
– Nie traktujemy tego jako czegoś zobowiązującego.
– Nie, tym bardziej, że manifest był projektowany od początku jako sprzeczny wewnętrznie. Nie był też czymś, co sobie zaplanowaliśmy jako zasady, których musimy przestrzegać.
– I jakby ktoś chciał to na poważnie interpretować, przypisując nas do tego w pełni, to po prostu siądziemy i się pośmiejemy.

Miałam tu takie pytanko w planach, ale to już chyba wykreślam. Czy obchodzi was środowisko? W jakikolwiek sposób?

– Obchodzić obchodzi, w sensie: zainteresowani nim jesteśmy i patrzymy na to, co się tam dzieje.
– Znaczy też wydaje mi się, że gdybyśmy nie byli nim zainteresowani w jakimś stopniu…
– …to byśmy się z niego nie śmiali, nie dyskutowalibyśmy o nim między sobą, nie wytykalibyśmy złych rzeczy, które się w nim dzieją.

A co was najbardziej wkurwia, na przykład? Albo bawi? Wkurwo-bawi?

Ruch Odrodzenia Poezji Analogowej.
– Bawi nas w nich to, że krytykują tą taką myśl postmodernistyczną, a sami w bardzo nieudolny sposób nawiązują do niej w swojej estetyce.
– Tak, to profilowe, vaporwave’owe, no to na każdej linii u nich siada. No ale Podgórni napisał, że się jara (hehe) i tego się trzymajmy.

Zastanawia mnie to, jaki macie odzew. Czy ludzie coś do was piszą, albo czy was hejtują na przykład, albo czy sami wysyłają wam materiały?

– Ojezu, raz nas zestawili z Joyce’em, że u niego można było coś odcyfrować, a u nas nie.
– Tak, że to, co my robimy, to już Joyce robił, hehe.
– Tylko że u niego to miało jakiś sens, a u nas nie ma. W ogóle ten Joyce to jakiś totalnie z dupy wyciągnięty. Ale to jest jedna negatywna opinia, już po drugim numerze. Może to też pokazuje podejście wielu ludzi, reprezentujących to starsze podejście do literatury, skoro tego się nie da odcyfrować i wszystko nie jest pokazane czarno na białym, to nie nadaje się i nie może sprawiać radości żadnej.
– No moderniści klasyczni.
– Cały odzew, który do tej pory otrzymaliśmy – to znaczy właśnie ROPA i to – pokazuje, że inni nas traktują poważniej, niż my traktujemy samych siebie.
– Jeśli o odzew chodzi, no to gadaliśmy z Leszkiem Onakiem, z Mironem Tee.

Miron jako jedyny jest podpisany w zinie, nie jest anonimowy, jak cała reszta.

– Tak, bo my pytaliśmy o to po prostu Mirona.
– Miron jest sam w sobie anonimowy w pewnym sensie.
– Na pewno nie uważamy Mirona za jakiegoś ziomka, z którym sobie siedzimy co któryś dzień i pijemy piwko. Ale też pytaliśmy o to Mirona osobiście i powiedział, żeby podpisać w taki sposób, w jaki był podpisany.

Czyli w przypadku kolejnych numerów zakładalibyście włączenie osób z zewnątrz, jest tu pole do negocjacji, tak?

– Nie ma problemu.
– Nawet jakby któryś z nas chciałby się podpisać, to byśmy nie protestowali. Wydaje mi się, że te ten podpis pod tekstem, jakieś przypisanie autorstwa tekstowi też jest elementem tekstu, więc można z tym grać dalej. Na przykład usuwać ten podpis, to przypisanie autorstwa, ale też zrobić z tym coś ciekawszego. Więc może na przykład za dwa numery będziemy podpisywać teksty. Albo mieszać podpisy, tak jak to robią ludzie w tej krakowskiej Nowej Fazie. To było fajne, bardzo mi się podobało. No co nam strzeli do głowy właściwie. Nie czujemy się w żaden sposób związani.

Może jeszcze zahaczę o sprawę kolektywu. Dzisiaj w środowisku poetyckim, literackim i wielu innych, trudno jest wejść w obieg gratyfikacyjny, nagrodowo-wydawniczy, bez podpisywania się, wyrabiania sobie nazwiska. Można jakoś istnieć w ramach grupy, ale nie bez nazwiska. A wy to robicie.

– Jesteśmy wkurwieni na dużo rzeczy, nie tylko na środowisko, to nas pewnie nawet najmniej wkurwia. Myślę, że na cały system społeczno-gospodarczy.
– Nie robiąc z siebie też jakichś wielkich buntowników, wydaje mi się, że my po prostu rzeczywiście siedzimy sobie przy piwku, wysyłamy sobie teksty i je sklejamy, więc nie stoi za tym aż tak duża filozofia.
– Ale czasami słychać większy krzyk wkurwienia.
– Będzie widać w trójce, w trójce.
– W trójce będzie widać bardziej.

Jesteśmy wkurwieni na dużo rzeczy, nie tylko na środowisko, to nas pewnie nawet najmniej wkurwia. Myślę, że na cały system społeczno-gospodarczy

Czyli polityczność i zaangażowanie?

– Wydaje mi się, że dzisiaj się nie da pisać w sposób niepolityczny, znaczy jest taki chyba mit poezji niezaangażowanej, to chyba nie istnieje do końca, tak mi się wydaje.
– Znaczy też kiedyś o tym gadaliśmy, że chyba nie istnieje wiersz niezaangażowany. Gramsci coś pisał, że wszystko jest polityczne, jak gdyby wszystko, co robisz, jest polityką. Jakiego wiersza byś nie napisała, to będzie funkcjonował już w…
– …strukturze.
– …w strukturze, gdzie łączy się, nawiązuje jakieś powiązanie z czymś, co jest już jawnie polityczne. Albo nawet unikając tematu polityki, robi się polityczny.
– Nie no, możesz być wyjebany z jakiegoś kontekstu tak jak, nie wiem, jakiś Mallarme we Francji, ale tego chyba też nie da się sprowadzić do czegoś niezaangażowanego.

Nie będzie to wielkim odkryciem, jeśli zaznaczę, że czytacie najnowszą poezję. I widać dobrze, że centra odniesień tworzą dla was, powiedzmy – Pułka, Taranek, Brewiński. To tak na pierwszy rzut oka, jest tego pewnie więcej. Jak wam się ten zbiór odniesień ukształtował? Jak trafiliście na taką poezję?

– Nie jesteśmy chyba pewni, że można tu dotrzeć do sedna sprawy.
– Chyba po prostu siedzieliśmy i szukaliśmy. Najpierw trafiliśmy na Rozdzielczość, potem był taki okres, że odkryliśmy neolingwistów, ale nam to nie wystarczyło, bo oni przecież już sami swoje nekrologi napisali. Szukaliśmy tego, co jest najnowsze. No a wracając do tego, jak bardzo czuć w nas jakieś tam poetyki: w „Wirówie” starałem się oddać proces zapamiętywania i fascynowało mnie wtedy coś takiego, że pamiętasz coś i zastanawiasz się, czy nie cytujesz tego źle. I wydaje mi się, że na tym to głównie polegało. Źródłem tych remiksów jest to, że zauważamy coś wartościowego w tekstach, jakieś chwytliwe frazy albo pomysły, no i chcemy je przetwarzać. Chodzi o dialog pomiędzy najnowszymi zjawiskami w kulturze, utrwalanie ich, zmiany znaczeń, kontekstu. Poza tym te rzeczy po prostu nam się podobają i lubimy je remiksować.
– Ale to też się odnosi do tego, co mówiliśmy, do kategorii autorstwa.
– No i cały czas to się obija o to, że my zajawkowiczami jesteśmy po prostu.
– Ale też nie jest tak, że czytamy tylko Taranka, Pułkę, no tak, żeby być szczerym.

Co jeszcze czytacie?

– Ja lubię sobie wracać na przykład do szkoły nowojorskiej. To jest strasznie wytarte, zwłaszcza na gruncie polskiej dyskusji, ale lubię sobie.
– Ja lubię nie wiem jakiegoś kurwa ostatnio sobie Czyżewskiego czytać w sumie no.
– Do Białoszewskiego też wracam.
– Albo nie wiem, lubię zajebiście Tristana Tzarę.

Ja lubię nie wiem jakiegoś kurwa ostatnio sobie Czyżewskiego czytać w sumie no

A Rybę? 

– Rybickiego mniej, chociaż jest dobrym poetą. Jego głos jest ważny i donośny, chociaż bawi w Stowarzyszeniu Poetów Polskich.

Ryba dzisiaj jest ważny dla Krakowa – Nowa Faza, krakowska szkoła poezji…  

– W Krakowie, hehe.

Jeszcze o Pułkę chciałabym zapytać, może nie zapytać nawet, ale tak wtrącić. Jak was czytam, to mam takie wrażenie, że przyjmujecie w pewien sposób wytworzone przez niego pole pojęciowo-frazowo-problemowe. To, o czym teraz mówimy, jest blisko wielkiej sprawy – sprawy pokoleniowości. Czy wy czujecie się z tego samego pokolenia, co na przykład Pułka? I tutaj nie chodzi o osobiste znajomości.

– Nie mielibyśmy nawet szansy go poznać.
– No, mieliśmy chyba ze dwanaście lat wtedy, jak on umierał.

Z którego jesteście rocznika?

WZ: 2000.
– Nie wiem, czy my czujemy się przypisani do jakiegoś pokolenia. Ciekawe, czy gdyby w przyszłości ktoś nas analizował, to czy przypisałby nas do tego pokolenia, czy już by nas w jakiś sposób oddzielił.
– Wiadomo, jak gadamy z kimś ze środowiska, to gadamy z ludźmi starszymi od nas, i to dosyć znacząco.

I co oni wam mówią?

– Zajebiście, zajebiście.

To jak z tym pokoleniem? 

– Ciężka sprawa…
– Trzeba zaznaczyć, że dla nas Rozdzielczość Chleba jest już jakimś materiałem źródłowym, więc jeżeli coś miałoby być uwzględniane, to właśnie to.
– Chociaż wbiliśmy się w inny moment Internetu, kiedy zaczęliśmy dojrzewać. Śmialiśmy się z innych filmików na YouTube niż Pułka czy Onak, wchodziliśmy już na inne stronki. Peje, które zakładaliśmy na Facebooku i wrzucaliśmy tam jakieś głupoty, przybierały już całkowicie inny charakter niż u Podgórniego, Onaka czy Pułki. Oparliśmy się znacznie bardziej o shitpost, pisanie bardzo losowych zdań w chaotyczny sposób, w różnych odstępach czasu.
– Na równi byśmy się na pewno nie postawili, już raczej jako młodsi bracia.
– Takie ćwierć pokolenia dalej.
– Takie post-Pułka, ale to post jest takie strasznie płynne i króciutkie.
– No ale znowu właśnie – periodyzacja Internetu? Gdyby ktoś chciał ją zrobić, to powinien ustawić jako cezurę upadek Uczuciopedii, czy jakieś (hehe).
– Grupki czy filmiki, z których śmialiśmy się w Internecie (albo śmiejemy dalej, od dziesięciu lat), może nie ogólnie, ale przy niektórych projektach mogą być równie jasnym i ważnym punktem odniesienia, jak na przykład jakiś Joyce czy Herbert, którzy mają też całkowicie inną pozycję w kulturze.

Peje, które zakładaliśmy na Facebooku i wrzucaliśmy tam jakieś głupoty, przybierały już całkowicie inny charakter niż u Podgórniego, Onaka czy Pułki

Zauważyłam u was istotne przejście, jeśli chodzi o te projekty literackie, świadome swojej netowości, świadomonetowe powiedzmy. U was widać, że nie próbujecie się wpychać w określone cyfrowe estetyki, by sprzedać swój projekt w ten sposób. Mam wrażenie, że dla was najważniejszy jest tekst, bo narzędzia zostały już oswojone przez wcześniejsze, no właśnie – pokolenia. Także koncept nie wydaje się być najważniejszy. Istotne jest to, jakie faktycznie możliwości daje cyfrowa obróbka tekstu. Nie sama maszyna, ale produkt maszynowego przetworzenia. Myślę, że na tym zasadza się postulowane przez was jebnięcie.

– To, że nie wpisujemy się za bardzo w jedną estetykę wynika z tego, że nie robimy rzeczy w zmowie, tylko raczej indywidualnie, tak to wychodzi i później dopiero się łączy.
– To też się zmienia.
– W trzecim numerze zaczynamy to zmieniać.
– Chcemy próbować pisać te wiersze razem, nie jako cztery oddzielne osoby, tylko razem siedzieć i pisać. W różny sposób i wykorzystując różne narzędzia, ale żeby po prostu razem robić te rzeczy.
– Nie wiem, czy da się powiedzieć, co jest ważniejsze: koncept czy końcowy wymiar tekstu, bo znaczenie konceptu wydaje mi się tylko i aż na tyle ważne, na ile sobie ktoś powie, że jest.
– Wydaje mi się, że my nie jesteśmy jakimiś konceptualistami.
– Ale też to jest już dla nas naturalne w jakiś sposób, to, że nie jaramy się tym, że to, co robimy to jest generator, bo jesteśmy z tą technologią i narzędziami już bardzo oswojeni; wydaje mi się, że pod tym względem, przynajmniej wobec nas czterech, Perfokarta i później Rozdzielczość, wykonały jakąś dobrą pracę u podstaw. Dla nas bazą była już chyba Rozdzielczość Chleba na etapie cyberżulerstwa i to jest też dosyć znaczące – że nie wierzymy już w sprawczą moc Internetu i te wszystkie możliwości rozległe, już straciliśmy w to wiarę.
– Startujemy już rzeczywiście z jakąś zbudowaną bazą, na jakimś gotowym fundamencie, z którego czerpiemy i dlatego nieprzypisywanie się do konkretnej estetyki nie jest koniecznie związane z faktem, że nie faworyzujemy żadnej konkretnej, tylko po prostu z tym, że działamy na różnych. Nie hamujemy się, nie stawiamy sobie ograniczeń, że nie możemy sobie czegoś z czegoś wziąć.
– W zasadzie chyba pierwszy raz, jak będziemy wykorzystywać jakąkolwiek instrukcję czy tam zakreślenie jakiegoś horyzontu no to chyba to, co my teraz robimy[4].
– Tak. Znaleźliśmy polską stronę z pornosami – pornodarmowe.net – i ta strona tłumaczy opisy filmów porno.
– Tak, ona prawdopodobnie działa w taki sposób, że ściąga z innych stron pornosy i je tłumaczy i losowo dobiera opis. Bo tam wszystko się losowo dzieje.
– Ta strona jest strasznie ciekawa sama w sobie.
– Ona nawet chyba te miniaturki losowo dobiera, nie?
– I oceny nawet pod filmami.
– Tak, oceny chyba też generuje losowo.
– Wybieramy te opisy, później wrzucamy do jakiegoś miksera tekstu coś takiego i układamy z nich wiersze, które są bardzo ciekawe pod tym względem, że z tych opisów uwalniają się jakieś…
– …postkolonialne wątki.
– Jakieś rasistowskie…
– …frustracje na paternalizm, patriarchat.
– Moim faworytem jest: „czarni pracują kiedy wielki dup europejski zarabia”.
– Albo na przykład przedstawiają to umaszynowienie człowieka w porno, uprzedmiotowienie go, że jakiś napęd na dicku mężczyzny. Całkowicie losowo to odkryliśmy, robiąc zupełnie inne rzeczy w ogóle.
– I wiesz, samo generowanie treści też odbywa się losowo – wydaje mi się, że autor nie miał na myśli, żeby takie treści ta strona wypluwała.
– Zaczęliśmy to odrobinę rozszerzać o inne strony i znaleźliśmy też kolejną, która niesamowicie wulgaryzuje te opisy.

Zauważalną w waszej działalności kategorią jest kategoria klasyku, bądź też klasyczku. Brzmi to tak, jakbyście lubili, jak coś jest takie już opanowane, jak jest cieplutko i wygodnie w temacie. I tu na przykład kojarzy mi się jedno ze zdjęć z waszego peja…

– Szymborska z kiepem, hehe.

Szymborska to jest klasyk, Pułka to jest klasyk, perła chmielowa to jest klasyczek (hehe). 

– My się chyba jakoś nie wyróżniamy szczególnie zainteresowaniami, czy tym, co pijemy.
– Klasyk jest chyba prześmiewczy w pewnym sensie.
– No ja chyba klasyka podchwyciłem jakoś od ludzi spoza kolektywu, chyba od Kaza Bałagane. W ogóle spektrum polskiego hip-hopu jest taką kategorią. W tekstach niektórych z nas kluczowym elementem są nawiązania do hip-hopu.

Jakie macie plany na przyszłość, tę najbliższą (trzeci numer) i tę dalszą?

– No to właśnie te spin-offy, czyli to porno, i ten, który ja sobie kleję. To będą mini numery, oparte już bardziej o koncept, eksplorujące bardziej hermetyczne języki.
– Bo właśnie chłopaki sobie pracują nad tym pornograficznym, a ja sobie i pracuję, i trochę szukam ludzi do zejścia w tematy okultyzmu, bo tego nie zauważyłem w polskiej poezji, więc fajnie by było, jakby to było w tym pisaniu polskim.
– A ja chcę na przykład język migowy wykorzystać, konkretnie pod język migowy pisać wiersze.
– I co, i trójka chyba przed maturą będzie?
– Chcemy na pewno w przyszłości poszerzyć skład i sprawić, żeby był bardziej różnorodny, żeby były różne perspektywy, różne temperamenty, wykorzystywać więcej narzędzi.

– Co do tego, co ja tam jeszcze sobie dosmażam, to nie wiem, czy to rzucę, czy nie, ale znajduję jakieś klasyczki typu „Wiersz (Trackless)” Sosnowskiego i strasznie mi to w głowę wsiadło, że „wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca”. I po prostu pomyślałem, że będę sobie flarfował z tych wierszy, że on wychodzi z domu do neta i wyszukuje jakieś rzeczy w necie i potem to jeszcze miksuje ze sobą. Interesują mnie też rzeczy chyba troszkę już postflarfowe, bo to trochę inaczej działa, ale jest oparte na flarfie. W ten sposób chciałbym zremiksować klasyków socrealizmu, którzy są pomijani. Fajnie mi strasznie wyszło „pizza hut Stalina”.
– Ja chciałbym pójść bardziej w jakieś field recordings, nagrywanie otoczenia i może potem montaż tego.
– Bez obiecywania, ale będzie Mickiewicz i Kanye West.
– No i na pewno Wjazd jest otwarty na ludzi wszystkich w sensie.
– Jak ktoś chce pogadać, to niech pisze i coś przywirujemy – jesteśmy bardzo otwarci na kontakt.
– Możemy wjeżdżać i zjeżdżać razem.

Jako że jesteśmy w cyklu „Tocznia Skrola”, to chciałabym zapytać, co ostatnio ciekawego macie w swoich feedach? Przez co sobie lubicie skrolować? Możecie też coś polecić, na przykład jakiegoś peja.

Fenomenologia bucha, Szukam delezjanisty/delezjanistki kłącze/maszyna
– Z takich poważniejszych projektów – lubię takiego peja Konkret, on poleca muzykę konkretną, dekonstrukcje klubowe, dużo fajnej muzyki. A z luźniejszych rzeczy, ostatnio wracam sobie do DJ Magika, „Zostawiłaś mnie”, który był hitem na YouTubie jakieś dziesięć lat temu, co mnie ominęło całkowicie, ale strasznie siedzi w bani. Fajne są też takie starcia z innymi kulturami na Facebooku, jak znajdujesz jakieś hinduskie peje. To bardzo egzotyczne, outsiderskie miejsca, psychodeliczne obrazki z twarzami wklejonymi w buto-bolidy Formuły 1, z napisami w indyjskim alfabecie, które wprowadzają to na jakiś kolejny poziom dysinformatywności.

– No nie, w ogóle wiesz, muzyka outsiderów na polskim YouTubie to tak, siedzimy w tym.

– Jest taki pej, Skurzakuw ujawniamy i to jest bardzo godne polecenia.

 

 

[1] W rozmowie wypowiada się czterech członków kolektywu „Wjazd/Zjazd”. Wszyscy pochodzą z Radomia, urodzili się w roku 2000 i pragną pozostać anonimowi.

[2] Wszystkie „hehe” zostały pogrubione na wniosek rozmówców, przyp. red., hehe.

[3] Tak się mówi w Radomiu, przyp. red.

[4] Pornograficzny spin-off jest już dostępny – w pliku PDF oraz na platformie issuu, przyp. red.

Tocznia skrola

To kawałek internetu dla internetu. Autorski cykl Pauliny Chorzewskiej o kulturze cyfrowej i zjawiskach literackich w sieci. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Artur Denys

Paulina Chorzewska
(ur. 1996) – studentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m. in. w „Wakacie” i „Stonerze Polskim”. Mieszka w Warszawie. Redaktorka „Małego Formatu”.
redakcjaJakub Nowacki
korekta Katarzyna Barcik
POPRZEDNI

rozmowa  

Nie są to słowa radosne

— Aleksander Trojanowski, Jakub Sęczyk

NASTĘPNY

recenzja  

Intymna historia chorowania

— Honorata Sroka