fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Wiele sobie po książce „Gniew. Inna historia III RP” Tomasza S. Markiewki obiecywałam. Autor „Języka neoliberalizmu”, łączący karierę lewicowego publicysty z pozycją adiunkta na Wydziale Filozofii i Nauk Społecznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wydawał się osobą, która może wprowadzić perspektywę zwrotu afektywnego do szerszego obiegu tak, by poszerzyła pole popularnej politycznej wyobraźni. Jeszcze nim zabrałam się do czytania, wyobrażałam sobie najróżniejsze strategie opowiadania o polityce ostatnich dekad z perspektywy historii i socjologii emocji, mnożyłam w głowie chytre wątpliwości i wchodziłam w dyskusje z wyimaginowanym tekstem. Właściwa lektura była jak gwałtowne, nieprzyjemne wybudzenie ze snu – poczucie dezorientacji w czasie i przestrzeni. Który mamy rok? Do kogo mówi autor? Do mnie?!

Markiewka zaczyna od najbardziej kanonicznych z tekstów („Iliada” i Biblia), by potem lekko przeskoczyć do „Gwiezdnych wojen”, „Walecznego serca” i napięć politycznych XX wieku. W tym „krótkim rekonesansie historycznym i kulturowym” (s. 12) okres między starożytnością a współczesnością mieści się w jednym akapicie (sprawdzałam trzy razy!). Na jego podstawie autor twierdzi, że „gniew jest wszechobecną siłą sprawczą” (s. 12) mającą oblicze konstruktywne i destruktywne. Te dwa rodzaje gniewu charakteryzuje potem bliżej, omawiając z jednej strony protesty amerykańskich sufrażystek (oparte na rozpoznaniu systemowych nierówności, nastwione na zmianę, która faktycznie prowadzi do poprawy sytuacji życiowej danej grupy), z drugiej wyborców Trumpa (zamiast rozpoznać systemową niesprawiedliwość, podmiot wyładowuje frustrację i wściekłość na innych, zazwyczaj słabszych obywatelach, co i tak nie przynosi poprawy jego losu). Następnie Markiewka przygląda się tym emocjom w III RP – od apolitycznego gniewu Adasia Miauczyńskiego (czy zresztą tu bardziej nie pasowałoby słowo „frustracja”?), przez destruktywny gniew rozczarowanych transformacją wyborców Stana Tymińskiego, zwolenników Andrzeja Leppera, PIS-u i PO, po zaczątki inicjatyw opartych na konstruktywnym gniewie, takich jak efemeryczny ruch młodych przeciw ACTA, Czarny Protest i Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Autor pokazuje, że neoliberalny dyskurs narzucony przez elity w czasie transformacji pozbawił ludzi środków do wyrażania niezadowolenia i – odwołując się na koniec do Chantal Mouffe i Ernesta Laclaua – domaga się polityczności opartej na konstruktywnym gniewie.

Od pierwszych stron jest jasne, że Markiewce nie udało się ustawić rejestru swojego wywodu. Chwyty retoryczne, które mogą sprawdzać się na zanurzonym w aktualności facebookowym profilu, gdzie followersi tworzą pewną wspólnotę poglądów, emocji i poczucia humoru, a wypowiedź jest interpretowana w kontekście aktualnych wydarzeń, zupełnie nie zdają egzaminu w dwustustronicowej książce o ambicjach polemicznych. Autor chce być tak przystępny, lekki i zabawny, że w efekcie brutalnie infantylizuje swoją czytelniczkę. Jego język przypomina stylizujących się na bycie „cool” dorosłych przygotowujących wychowawcze akcje dla młodzieży (o koncepcji końca historii Fukuyamy: „Hej, Platonie i Arystotelesie, hej, oświeceniowi myśliciele, hej, socjalistyczni utopiści – mogliśmy krzyknąć w kierunku przeszłości – my już wiemy, eureka, zakończyliśmy te wszystkie wasze dyskusje! Ostateczna odpowiedz brzmi: demokracja liberalna”, s. 69). Publicysta lubi stawiać oparte na drastycznych generalizacjach tezy (np. gniew w polityce zawsze ma wymiar destrukcyjny albo „My, Polacy, lubimy myśleć, że jesteśmy wyjątkowi. Wyjątkowo dobrzy lub wyjątkowo źli” s. 17), by potem pod hasłem „musimy kopać głębiej” (s. 51) komplikować sposób rozumienia danej kwestii. Problem w tym, że i ta „skomplikowana” wizja przypomina raczej schematyczny szkic niż malowany subtelnymi muśnięciami pejzaż z grą światłocieni, poczuciem głębi, perspektywą.

Chwyty retoryczne, które mogą sprawdzać się na zanurzonym w aktualności facebookowym profilu, zupełnie nie zdają egzaminu w książce o ambicjach polemicznych

Paradoksalnie to właśnie intelektualna partyzantka – zmieniająca punkty widzenia, otwarta na najróżniejsze konteksty, żonglująca przykładami – wymaga diabelnie precyzyjnego (co nie znaczy widocznego na pierwszy rzut oka) strukturalnego szkieletu. Jest on konieczny, by mimo pozornej frywolności wywodu wszystkie elementy jawiły się jako powiązane nie mocą kaprysu autora, lecz logiki badanego materiału czy zasady organizującej tekst. Tymczasem w książce Markiewki sięganie do różnych przykładów i rejestrów maskuje fakt, że podporządkowuje się analizę z góry narzuconemu modelowi – tyleż prostemu, co arbitralnemu.

A zatem uczucia są tu traktowane ahistorycznie i uniwersalistycznie – brakuje odwołań do dorobku historii, antropologii czy socjologii emocji. Za „kulturowo-historyczne” tło rozważań służy nam gniew Achillesa, a nie – zdawałoby mi się niezbędna w przypadku tego projektu – refleksja nad specyfiką traktowania afektów zbiorowych w nowoczesności (np. koncepcja racjonalnego, niekierującego się uczuciami podmiotu i jej wpływ na ideę demokracji liberalnej; mit rewolucji, czyli przekonanie, że zbiorowy gniew ludu otwiera drogę do wolności). Nie ma tu miejsca ani na uwarunkowania medialne, ani tło lokalne czy historyczno-społeczne. U Markiewki „Polska wkracza na scenę” (s. 75, sic!) dopiero wraz z włączeniem jej w neoliberalny porządek w latach 90. – tak jakby wcześniej społeczeństwo polskie nie istniało, jakby okres PRL był jakimś wyjętym z czasu limbo. Nie padnie tu zatem pytanie o to, jak bardzo na wypieranie gniewu w III RP wpłynął fakt, że dla wielu ludzi Okrągły Stół i „pokojowa rewolucja” Solidarności jawiły się jako przełamanie paradygmatu romantycznego i okazanie dojrzałości dziejowej – przełożenie negocjacji i racjonalności nad pełne uczuciowej pasji straceństwo. Ani o to, jaki wpływ na młodą polską demokrację miał fakt, że kształtowali ją ludzie dorastający w cieniu II wojny światowej, Zagłady i stalinizmu, często poddawani opresyjnemu porządkowi emocjonalnemu tak w sferze prywatnej, jak i publicznej (co przejmująco opisała np. Magdalena Tulli w autobiograficznych „Włoskich szpilkach”). Markiewka w innych pracach pokazuje, jak neoliberalizm kolonizuje nasz język i wyobraźnię, ale sam czyni z niego w zasadzie jedyny klucz interpretacyjny: więcej dowiemy się z tej książki o dwudziestowiecznej historii kapitalizmu niż społeczeństwa polskiego przed 1989 rokiem.

Podobnie jest z wrażliwością genderową. Markiewka wprawdzie wiele miejsca poświęca buntowi białych mężczyzn przeciw politycznej poprawności, który traktuje jako typowe wcielenie destruktywnego gniewu, i zwraca się nie tylko do „czytelników”, ale także „czytelniczek”. Nie zajmuje się jednak tym, jak wyobrażenia o płci kulturowej wpływają na ekspresję politycznych emocji. Kiedy omawia Czarny Protest, nie zadaje pytania, jaki wpływ na jego dynamikę miał fakt, że wedle tradycyjnych wzorców kobiety nie powinny wyrażać agresji. I odwrotnie – niby mocno krytykuje męską frustrację, ale w gruncie rzeczy poprzestaje na klasycznym patriarchalnym odczytaniu historii III RP. Przykładem pozbawionego politycznej ekspresji gniewu będzie zatem Adaś Miauczyński, ale już nie Danuta Wałęsa – osoba zdająca sobie sprawę z dotykającej ją opresji, ale nieinterpretująca jej w feministycznych kategoriach politycznych i wypierająca własną wściekłość (czyż nie maczał w tym łap straszny potwór gender?).

Na podobnej zasadzie nie pada tu pół słowa o ruchu #metoo. Czy dlatego, że ten przypadek stawia ambitniejsze wyzwanie interpretacyjne i budzi kontrowersje nawet na lewicy? Czy może dlatego, że Markiewka uważa nierówności płciowe za mniej uwarunkowane politycznie niż te ekonomiczne (ma do tego oczywiście prawo, ale warto byłoby wtedy swoje rozumienie polityczności wyraźnie zaznaczyć)? Czy może – pisząc tę „nową”, „postępową” historię III RP – mniej lub bardziej bezwiednie odtwarza POPiS-owską interpretację polityki jako rytualnych podgryzanek panów w lepiej czy gorzej skrojonych garniturach i opaleniźnie z solarium (uderzyło mnie, że kiedy Markiewka opisuje upadek Andrzeja Leppera, nie wspomina o zmuszaniu kobiet do seksu w zamian za pracę)?

I wreszcie mam poważne wątpliwości co do sposobu obecności autora w tekście. Mimo że styl tego pisania bliższy jest facebookowym postom niż akademickim wywodom, mimo że jako publicysta Markiewka jest jedną z rozpoznawalnych postaci tzw. „młodej lewicy”, a zatem publicznie przeżywa i kształtuje polityczne emocje, w książce nie zaznacza swojego „ja”. Nie deklaruje, z jakiego miejsca politycznego spektrum mówi, choć wyraźnie ujawnia się ono w doborze lektur, kierunku analizy, wartościowaniu. W tym kontekście staje się podejrzane, że opisywany przez niego gniew destruktywny jawi się jako egzotyczne doświadczenie jakichś innych – przegranych transformacji głosujących na Tymińskiego, sfrustrowanych mężczyzn walczących z terrorem poprawności politycznej, „uśmiechniętych” Polaków pogardzających 500+ – a nie doświadczenie, w którym większość z nas (również „młoda lewica”) ma mniejszy bądź większy udział. Charakterystyczne jest, że temu „złemu” gniewowi apolitycznych frustratów, prawicy i liberałów autor poświęca 110 stron, podczas gdy temu „dobremu”, kojarzonemu raczej z lewicą – około 10. A przecież dziś niczego nie potrzeba nam bardziej niż wnikliwych analiz tych politycznych ruchów, których działanie uznajemy za konstruktywne: wskazania ich paradoksów, czyhających na nie pułapek, kierunków na przyszłość.

Opisywany przez Markiewkę gniew destruktywny jawi się jako egzotyczne doświadczenie jakichś innych, a nie doświadczenie, w którym większość z nas ma mniejszy bądź większy udział

Jako książka publicystyczna „Gniew” wydaje się zatem mocno spóźniony (wydany w latach 2015–2016 zapewne robiłby zupełnie inne wrażenie), jako książka o politycznych emocjach – szalenie powierzchowny i redukcyjny. W swoich artykułach i postach Markiewka często krytykuje anachronizm politycznej wyobraźni III RP, ale gdy sam pisze jej „inną historię”, grzecznie podąża dobrze znanymi ścieżkami: przy użyciu nowej terminologii diagnozuje już dawno zdiagnozowane błędy, powtarza utarte banały na temat obowiązkowych promyków lewicowych nadziei. Zamiast chwytać gniewnego byka historii za rogi, stawiać nieoczywiste pytania również wyobraźni własnej formacji, uprawia krytykę neoliberalizmu równie przewidywalną co jasełka PiS-u i antyPiS-u.

Robi to niestety w taki sposób, że nie wywołuje nawet mojego gniewu – jak autorzy, z którymi się nie zgadzam, ale z którymi mam ochotę się kłócić. To raczej zwykła recenzencka frustracja w połączeniu z obywatelskim rozczarowaniem, które z taką konsekwencją musimy ćwiczyć od lat.

Tomasz S. Markiewka

„Gniew. Inna historia III RP”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, s. 216.

Agata Sikora
ur. 1983, autorka książki „Wolność, równość, przemoc. Czego nie chcemy sobie powiedzieć”. Kulturoznawczyni, doktoryzowana specjalistka od szczerości (publikacja w przygotowaniu). Mieszka w Londynie. Stale współpracuje z „Dwutygodnikiem”.
redakcjaJacek Wiaderny
korekta Karolina Wilamowska

Tomasz S. Markiewka

„Gniew. Inna historia III RP”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, s. 216.

POPRZEDNI

recenzja  

Poza kapitalistyczny realizm

— Michał Pospiszyl

NASTĘPNY

recenzja  

Tekstrawagancje Walsera

— Łukasz Musiał