fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format
ilustracja gusi szlachciak do wierszy natashy trethewey

 

Oświecenie

 

Na portrecie, który wisi w Monticello,

Jefferson został uchwycony w dwóch tonacjach:

czoło białe jakby doznawał iluminacji –

 

rozświetlona żarówka; reszta twarzy w cieniu,

przyciemniona. Jakby artysta zamierzał zestawić

błyskotliwy intelekt z ciemnym podtekstem.

 

Przed rokiem 1805, gdy pozował do portretu,

Jefferson był już związany romansem ze swoją

niewolnicą. Przedstawiony na tle zamglonego

 

błękitu – mglisty odcień farby zdaje się

podkreślać ulgę na jego obliczu – patrzy

na wprost, przez stulecia, wargi znieruchomiałe

 

jakby właśnie wypowiedział ostateczne słowo.

Gdy pierwszy raz oglądałam ten obraz, słuchałam

jak ojciec wyjaśnia istniejące sprzeczności:

 

Jefferson nienawidził niewolnictwa, chociaż –

         z konieczności, mówił ojciec – musiał posiadać

niewolników; jego moralna filozofia

 

 

świadczy o tym, że nie mógł spłodzić tych dzieci:

byłoby to niemożliwe, powiedział ojciec.

Przez lata spieraliśmy się o dystans między

 

słowem a czynem. Podążałam za nim od książki

do książki, zbierając cytaty, słuchałam, gdy

nazywał – niczym przewodnik po polach Wirginii –

 

każdy kwiat, drzewo i ptaka, jakby chcąc dowieść,

że dążenie człowieka do wiedzy znaczy więcej

niż niedoskonałość, ograniczenia wizji świata.

 

Nie znałam wtedy podtekstu naszej własnej

historii: ojciec mógł wyobrażać sobie,

że słowa Jeffersona stają się ciałem we mnie –

 

doskonalenie się czarnych pod względem ciała

         i umysłu, już od pierwszego zmieszania ich krwi

z białymi – albo, że mógł żywić przekonanie,

 

że sam mnie udoskonalił. Gdy teraz myślę

o tym, rozumiem, jak przeszłość nas zniewala,

jej piękne ruiny wyryte w oku umysłu:

 

mój młody ojciec, surowa zapowiedź starca,

którym się stał, pragnął pokazać mi lepszy

wymiar swego serca – równanie zapisane

 

wielkimi zgłoskami w Monticello. Tak było

lata temu. Teraz przyswajamy sobie skalę

tej zmiany. Gdy mowa o Sally Hemings, ktoś pyta:

 

W jakim stopniu była biała? – licząc ułamki,

jakby chcąc ustalić, co sprawiło, że stała się

warta atencji Jeffersona: prawie biała,

 

mulatka z jedną czwartą czarnej krwi, nie prosta,

czarna niewolnica. Zróbmy teraz krok w przeszłość,

mówi przewodnik, a ja nie umiem się powstrzymać,

 

by nie szepnąć do ojca: Tu się rozstaniemy.

Lepiej wejdę tylnymi drzwiami. Roześmiał się,

więc wiem, że był mi wdzięczny, że obróciłam

 

to w żart: historię, która nas łączy – białego

ojca, czarną córkę – nawet jeśli sprawia,

że stajemy się obcy dla siebie nawzajem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Imperatywy, których trzymać się trzeba w następstwie tego zdarzenia

 

Nie zwieszaj głowy ani nie zaciskaj pięści,

gdy nawet przyjaciel, usłyszawszy tę historię,

mówi: Moja matka nigdy by tego nie zniosła.

 

Zwalcz pokusę, by klepać statystyki, mówiące,

że często kobieta, która decyduje się

odejść, pada ofiarą morderstwa. Twój ojciec

 

mówi po raz setny: Przecież ona nie znosiła

przemocy. Czemu wyszła za kogoś takiego?

Szkoda oddechu, żeby znowu tłumaczyć,

 

że zwyrodnialec jest cierpliwy i czeka – nie

bije na pierwszej randce – czasami nawet nie

robi tego przez kilka pierwszych lat małżeństwa.

 

Zachowaj niewzruszoną twarz, słysząc, gdy mówią:

Wspieraj swojego mężczyznę, i daj upust

wściekłości, gdy przypomni ci się, że była to rada

 

dawana twojej matce. Spróbuj zapomnieć pierwszą

rozprawę, kiedy jeszcze żyła, gdy postawiono

tylko zarzut usiłowania zabójstwa. Nie

 

roztrząsaj sposobu myślenia ławników,

ani wyroku, który pozwolił jej byłemu

mężowi wyjść na wolność już rok później – To

 

sprawa domowa, muszą popracować nad tym

sami. Po prostu oddychaj, gdy, przeczytawszy

wiersze o smutku, jakaś kobieta zadaje ci

 

pytanie, czy nie sądzisz, że twoja matka miała

słabość do mężczyzn? Naucz się pomijać podteksty.

Wyobraź sobie chmurę myśli, wiszącą ci nad

 

głową, ciemną i ciężką od słów, których nie możesz

wypowiedzieć. Niech spadnie z niej cisza. Pamiętaj,

co mówił ci słynny profesor: że powinnaś

 

pisać o czymś całkiem innym, przede wszystkim zrzuć

z siebie ciężar śmierci matki, oraz po prostu

wywnętrz się, przelej zawartość serca w wierszach.

 

Spytaj siebie, co nosisz w sercu, tym relikwiarzu –

medalionie z krwią i podłożu siewnym. Pogódź się

ze znaczeniem ludowego porzekadła,

 

którego nauczyłaś się od koreańskiego

poety w Seulu, że nie grzebie się ciała

matki w ziemi, lecz w sercu, lubjak ty

 

nosi się jej trupa na własnych plecach.

 

 

 

Natasha Trethewey: „Enlightenment” from „Thrall”; „Imperatives for Carrying On in the Aftermath” from „Monument”. Copyright © 2008, 2012 by Natasha Trethewey. 

Tłumacz dziękuje za uwagi, sugestie i spostrzeżenia prof. Agnieszce Salskiej, prof. Joannie Durczak i drowi Krzysztofowi Puławskiemu.

Natasha Trethewey
amerykańska poetka urodzona w Gulfport w stanie Mississippi. Autorka pięciu tomów wierszy: „Monument” (2018), „Thrall” (2012), „Native Guard” (2006), „Bellocq’s Ophelia” (2002) i „Domestic Work” (2000). Wydała także książkę reportażową „Beyond Katrina: A Meditation on the Mississippi Gulf Coast” (2010). Wyróżniona tytułem amerykańskiej Poetki Laureatki (2012-2014).
Jerzy Kamionowski
literaturoznawca specjalizujący się w poezji czarnych kobiet w Stanach Zjednoczonych. Opublikował na ten temat dwie monografie: „Głosy z ‘Dzikiej strefy’: rewolucja, prywatność i feminizm w twórczości poetek pokolenia Ruchu Czarnej Sztuki: Soni Sanchez, Nikki Giovanni i Audre Lorde” (2011) oraz „From the House of the Slave to the Home of the Brave: The Motif of Home in Poetry by Black Women since the late 1960s” (2019). Współredagował również trzy tomy opracowań krytycznych amerykańskiej poezji kobiecej: „Piękniejszy dom od Prozy” (2005), „O wiele więcej okien” (2008) i „Drzwi szerzej otworzyć” (2011). Ostatnio zajmuje się relacją między czarną poezją a sztukami wizualnymi oraz badaniem literackich reprezentacji Middle Passage.
POPRZEDNI

varia proza  

Najada (fragment)

— Zyta Oryszyn

NASTĘPNY

varia poezja  

Niebo i jointy

— Grzegorz Wróblewski