fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

 

w brzuchu wielkiej ryby

tyle jebałem się z przeszłością, że nie mam już siły na przyszłość, bowiem płynie przeze mnie tybr, z którego wyłowicie martwego osła. słońce nieruchomo stoi w miejscu. słońce stale stoi w miejscu w boskim, bezwstydnym rozkroku. słońce nieuchronnie stoi w miejscu. słońce jest psem, który goniąc własny ogon, zatrzymuje się, aby polizać swoje jądra. jest w każdym poronieniu, we wszystkich napuchniętych, starych twarzach, w tych nocach, w których przeżywać raz jeszcze trzeba palarnię z kratą w oknie, tych pięciu mężczyzn i trzy kobiety, którzy podawali sobie papierosa, a potem mocno przyciskali go do ust żylastymi, poranionymi dłońmi, a pomiędzy zaciągnięciem się i przekazaniem go dalej sierpniowy żar bardziej jeszcze napierał na pręty w oknie, aż w powietrzu pozostała tylko zawiesina potu i dymu i my już martwi byliśmy i modliliśmy się wszyscy, aby uznano nas za wystarczająco zimnych albo wystarczająco gorących. koniec końców na końcu jest koniec, koniec końców na końcu jest mięso. brudne mięso, które kocham, w którego nozdrzach podkładam ogień. słońce chce być nagie, słońce chodzi w elastanie. ono was oszukuje, ono nie jest za darmo, ono nie jest dla wszystkich. o motylku, profesor tak lubi z tobą rozmawiać, ale słońca już nie ma. o motylku, hamburga już nie ma. moja siostra mieszkała w chlebie, motylku, mój brat mieszkał w serze, motylku. ja pożarłem, skonsumowałem ich. o motylku, wszystkie członki goreją, wszystkie narządy goreją, bowiem każdy dzień jest jak wielka sobota.

Antoni Skowroński
ur. 2000 w Radomiu.
POPRZEDNI

recenzja  

Przestrzeń pustki

— Natalia Rybczak

NASTĘPNY

varia poezja  

W rozkładanym basenie

— Ivan Davydenko