Aleksandra Kluczyk
„Niech żyją ku*wy”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2024, s. 320.
Nie sposób zrozumieć słowa „kurwa”, jeśli nie zanurzymy się w leksykonie męskiej dominacji. Mężczyźni stworzyli grupę, typ, pojęcie, epitet, obelgę, przemysł, handel, towar i rzeczywistość kobiety-kurwy. Kobieta-kurwa istnieje wyłącznie w ramach obiektywnie prawdziwego systemu męskiej dominacji seksualnej.
Andrea Dworkin, „Pornography”[1]
Aleksandra Kluczyk to najlepiej rozpoznawalna w Polsce orędowniczka dekryminalizacji alfonsów i klientów przemysłu seksualnego. Dąży do powszechnego uznania kobiet w seksbiznesie za pracownice oraz do prawnej normalizacji sutenerów, kuplerów i stręczycieli, czyli tzw. stron trzecich. Mówi o tym w mediach społecznościowych, licznych wywiadach, popularnym podcaście „Dwie dupy o dupie”, który współtworzy z Julią Tramp. Napisała o tym również książkę: „Niech żyją ku*wy. O pracy seksualnej w Polsce”, która kilka miesięcy temu ukazała się w wydawnictwie WAB. W swoim debiucie Kluczyk wykorzystała formuły wywiadu, intymistyki, analizy socjologicznej i lingwistycznej, refleksji filozoficznej i manifestu politycznego, za pomocą których miała udowodnić, że „kurwa też człowiek”. Albo i nie udowodnić. W sumie to nie wiadomo.
Autorka opisała swoje losy – drogę aktywistki na rzecz osób pracujących seksualnie. Od dojrzewania w Białymstoku, przez fuchy w ekskluzywnych alpejskich kurortach i pierwsze kroki w przemyśle seksualnym, aż do chaotycznej Warszawy, gdzie musiała mierzyć się z wysokimi kosztami życia, skomplikowanymi relacjami z klientami, uzależnieniem od narkotyków i różnymi projektami postpornograficznymi. Cała narracja, poszatkowana i achronologiczna, przecinana jest refleksjami teoretycznymi, anegdotami ze świata sztuki (których nawarstwienie i częstotliwość zakrawa na name-dropping), rozmowami ze znajomymi o dzielonych doświadczeniach oraz połajankami pod adresem przeróżnych winowajców i winowajczyń. Jednak w tym gąszczu form niełatwo jest odnaleźć odpowiedź na pytanie, o czym właściwie jest książka. Autorka bowiem jednocześnie twierdzi, że chce i nie chce przekonać czytelniczki do swoich racji.
Czy najlepszą obroną jest atak?
Jedną z wyrazistych form tego niezdecydowania jest pojawiająca się w książce metafora nieudanego „opuszczania gardy”. Przenośnia ta przyświecać miała idei wspomnianego wcześniej podcastu Kluczyk i Tramp. Już na wczesnych etapach aktywizmu Kluczyk miała bowiem dość przekonywania do swoich racji w kwestii dekryminalizacji przemysłu seksualnego. Autorka swoje poglądy uważa za moralną oczywistość. Początkowo więc podczas projektowania audycji duetowi zależało wyłącznie na tym, by stworzyć internetową niszę dla swojego głosu. Ich podcast miał być „emeryturą aktywistyczną”. To im się jednak nie udało. „Dwie dupy o dupie” okazały się bowiem szeroko komentowaną polityczną agitacją na rzecz preferowanych przez nie rozwiązań prawnych.
Edgy manierę autorka przybiera już w tytule książki, którym odwołuje się do okrzyku „Viva la Puta” z „Manifestu wojennej brygady prostytutek”[2]. Sama okładka daje czytelniczce jasny znak, że książka „Niech żyją ku*wy” nie będzie zwykłą przeprawą przez wspomnienia. Napis stylizowany na graffiti to wizualne nawiązanie do popularnego podcastu. Ma być radykalnie, ulicznie, z pazurem. Osoby, które miały okazję przesłuchać jednego z odcinków „Dwie dupy o dupie”, na pewno rozpoznały ten estetyczny chwyt.
Kluczyk stwierdza, że czuje się „jak zdarta płyta”[3]. Mówiąc o określaniu prostytucji pracą seksualną, o ustanawianiu lub znoszeniu konkretnych regulacji prawnych czy o specyficznym rozumieniu seksualności, parafrazuje linię argumentacyjną podcastu. Ma więc już dość powtarzania tych samych fraz, o czym jesteśmy wielokrotnie zapewniane. Książka nie jest rewolucjonizującą nowością, która masowo odmieni podejście do kwestii przemysłu seksualnego w Polsce (choć autorka żywi taką nadzieję). Jak podsumowuje sama Kluczyk: „wszystko już zostało powiedziane, tylko nikt nie słuchał”.
Nowość, jaką względem podcastu stanowi omawiana tu praca, to poszerzenie memuaru autorki. Kluczyk-pisarka o wiele więcej uwagi poświęca własnej historii niż Kluczyk-podcasterka. Dla historii tej autorka przewidziała również pewną funkcję. Swój background opisuje w celu odparcia powtarzającego się zarzutu, że posiada zbyt duży przywilej względem innych osób w przemyśle, by występować w imieniu ich wszystkich. Przywilej ten miałby objawiać się możliwością zabierania głosu w mediach przed wielotysięczną publiką, którego nie posiada znaczna część kobiet w seksbiznesie:
Odkąd pierwszy raz publicznie zabrałam głos, bez przerwy słyszę, że jestem uprzywilejowaną warszawską kurwą należącą do jednego procenta zadowolonych z tej pracy, która powinna zamknąć mordę, bo nie ma nic do powiedzenia na temat „prawdziwej pracy seksualnej”. (s. 29)
Opowiada zatem o dorastaniu w domu bez kanalizacji, w rodzinie alkoholików, o technikum odzieżowym, pracy w koszmarnych warunkach i o traumatycznych podlaskich doświadczeniach. W krótkich, zwięzłych zdaniach wymienia upokorzenia, których doznała jako dziecko. Wydaje się w tym niezwykle defensywna, jakby była przyparta do muru i zmuszona do tej opowieści. Zdarza jej się jednak zrezygnować z tonu wyrzutu. Zanurza się wtedy we wspomnieniach i pogłębia swoje przemyślenia dotyczące małżeństwa jej rodziców czy relacji z matką. Kiedy wydaje się już, że pozwoliła sobie na chwilowe „opuszczenie gardy”, podsumowuje w ironicznym tonie: „Tak, jestem uprzywilejowana. Uprzywilejowana kurwa – co za piękny oksymoron”.
Powrotu do tych wspomnień nie ułatwia „stygma”, czyli poczucie napiętnowania. Najpierw zmagała się ze stygmatyzacją spowodowaną biedą i chorobą alkoholową obojga rodziców, zinternalizowanym wstydem związanym z dokonaniem aborcji, a trochę później z własnym uzależnieniem od narkotyków, które – jak sama podkreśla – obecne były w jej życiu jeszcze do niedawna. Najsilniejszą „stygmę” zdawała się jednak odczuwać przez escorting.
Tę historię wstydu, uzależnienia i przemocy dzieli z nią wiele kobiet tkwiących w przemyśle seksualnym. Można by więc uznać tę książkę za zapis doświadczeń młodej kobiety, która z pomocą lektur, narkotyków, sztuki, seksu i aktywizmu queerowego próbuje uciec od doświadczenia biedy. Można by, gdyby nie ton oskarżenia: to „wy” zmusiliście mnie do tego, bym opowiedziała o swoich traumach.
Historię wstydu, uzależnienia i przemocy dzieli z Kluczyk wiele kobiet tkwiących w przemyśle seksualnym
Ten podział na „ja”, „my” i „wy” badaczka Małgorzata Czermińska analizuje za pomocą trójkąta autobiograficznego, czyli trzech postaw, w które wpisać można wszelkie teksty natury pamiętnikowej. Są to: świadectwo, wyznanie i wyzwanie, czyli postawa wciągająca czytelniczkę w dialog, a nawet „wyzywająca na pojedynek”[4]. Choć książka Kluczyk zawiera elementy wszystkich tych postaw, szczególnie wyraźnie akcentuje kontakt z odbiorczynią. Przemawia wprost zarówno do niej, jak i do wszystkich osób, które ją skrzywdziły: „zapytajcie siebie i swoje koleżanki”, „dajcie nam wszyscy spokój”, „przywołajcie w głowie obraz dzieciaków siedzących na tyłach autobusu”, „nie uznajecie naszej pracy za pracę, gardzicie nami i wypierdalacie poza nawias społeczeństwa”.
Autorka mówi do „was” zarówno gdy chce zmusić do przemyślenia jakiejś kwestii, jak i kiedy wyraża wkurwienie na wszystkich, którzy zagrozili jej poczuciu integralności lub bezpieczeństwa. Odbiorczyni ma więc do czynienia z intymistyką i literaturą zaangażowaną, wciągającą w kontakt. W efekcie powstaje jednak wrażenie, że narratorka szuka interakcji, ale nie próbuje zbudować z odbiorczynią poufałej więzi. Większość zwrotów w drugiej osobie to próby natychmiastowego odparcia ataku, którego źródło dla wielu czytelniczek wcale nie jest takie oczywiste. Niekiedy trudno stwierdzić, z kim właściwie walczy Kluczyk i do kogo się zwraca, bo rzadko określa to jednoznacznie. „My” i „wy” stoją u niej w bardzo wyraźnej, zantagonizowanej pozycji. „Niech żyją ku*wy” jest więc czymś więcej niż tylko osobistą historią – jest politycznym atakiem. Za pomocą słowa autorka chce zmienić społeczne postrzeganie pracy seksualnej.
Czystki w szeregach
W „Niech żyją ku*wy” polityczna agitacja towarzyszy opowieści o życiu autorki, a wątki natury teoretycznej pojawiają się na zasadzie skojarzeń – tak jak narratorkę prowadzi ciąg jej własnych myśli. Opowieść „o sobie” niekiedy umożliwia zastąpienie argumentów na rzecz ważnych dla autorki kwestii politycznych, takich jak dostęp do aborcji, czy dekryminalizacja stron trzecich i klientów przemysłu seksualnego (choć zdarza się też, że anegdota ma być przyczynkiem do porady dla początkujących: np. przed spotkaniem z klientem należy zawsze brać pieniądze „z góry”, o czym boleśnie przekonała się autorka). Taki sposób traktowania własnej historii łączy się z trendem związanym z polityką tożsamościową – doświadczenie mówi samo za siebie. Po wprowadzeniu czytelniczki do swojego świata stwierdza:
Chciałabym, żeby ta książka stała się pamiętnikiem przemiany. Zapisem podróży, którą przechodzę każdego dnia, mierząc się z uzależnieniami, spierdoloną chemią mózgu i spojrzeniem na pracę seksualną, które ewoluuje zbyt szybko i staje się zbyt nieuchwytne, żeby móc wyrazić je wystarczająco swobodnie. (s. 294)
W zamyśle główną funkcją tekstu miałaby więc być próba uporządkowania własnych doświadczeń. Aktywistka w powyższym cytacie przedstawia swoją historię jako główny temat książki i usprawiedliwia chaos narracyjny ciągłą ewolucją poglądów. W ten sposób umniejsza roli propagandy w „Niech żyją ku*wy”, przedstawia ją jako poboczny wątek. Wydaje się, jakby Kluczyk chciała powiedzieć, że to, co przeżyła, powinno wystarczyć czytelniczce, by zrozumieć, że poglądy autorki są słuszne, a jedynie na wszelki wypadek omawia też garść tekstów socjologicznych. Życiowe perypetie i cytaty z badań są osobnymi, ale nie równoważnymi metodami uwierzytelniania poglądów autorki. Powołanie się na doświadczenia pełni bowiem jeszcze jedną funkcję: legitymizuje dyskurs aktywistki i daje jej uprawnienie do wypowiadania się na temat przemysłu seksualnego. Wynika to z założenia, że tylko osoby z doświadczeniem przemysłu seksualnego, które dążą do pełnej dekryminalizacji seksbiznesu, powinny brać udział w dyskusji na temat systemu prostytucji.
Nie bierze nawet pod uwagę, że kobiety w przemyśle seksualnym lub jego przetrwanki często wygłaszają poglądy zupełnie odmienne. Abolicjonistki z doświadczeniem prostytucji żądają zniesienia przemysłu seksualnego i zwiększenia sieci tzw. usług wyjścia (ang. exit services), które pomagają opuścić seksbiznes[5], oraz karania sutenerów i klientów. Takie feministki określa pejoratywnym mianem „karceralistek”, czyli osób dążących do ekspansji aparatu przymusu w postaci więzień i policji.
Kobiety w przemyśle seksualnym lub jego przetrwanki często wygłaszają poglądy zupełnie odmienne
Samo doświadczenie nie ma jednak mocy ekspertyzy, jak chciałaby tego Kluczyk. Posiadając podobne doświadczenia, kobiety w przemyśle obejmują odmienne stanowiska polityczne i popierają różne rozwiązania prawne. Kluczyk twierdzi jednak, że w dyskusji istnieje strona „prawdziwych” pracownic seksualnych, których należy wysłuchać i „jakichś” feministek, oderwanych od rzeczywistości.
Pewna znana feministka liberalna powiedziała, że […] chciałaby zobaczyć, jak Sex Work Polska rozmawia z karceralistkami. Tymczasem skrajna strona, po której się znajdujemy, to nie jest abstrakcyjna strona konfliktu stanowisk, poglądów czy osobistych przemyśleń. To jesteśmy my – osoby z grupy marginalizowanej, pozbawione pierdolonych praw pracowniczych, podstawowego szacunku, narażone na przemoc i wykluczenie ze wszystkich przestrzeni, do których wchodzimy. Doświadczające stygmy, agresji, systemowego wykluczenia na milionie jebanych poziomów, które nigdy nie przyszłyby ci nawet do głowy, bo nie musisz o tym myśleć, bo to nie jest problem, który cię dotyczy. (s. 118)
Do kobiet straumatyzowanych prostytucją o odmiennej wizji politycznej odnosi się z przekąsem. Choć sama bije pięściami w ziemię, kiedy ktoś nie nazwie jej pracownicą seksualną lub użyje w jej obecności słowa „prostytucja”, nie umie zweryfikować swoich uprzedzeń na tyle, by dać innym przestrzeń na możliwość określania się w wybrany przez te osoby sposób.
Julia podesłała mi wywiad z byłymi pracownicami seksualnymi, w którym pada stwierdzenie, że odpowiadamy za przemoc i śmierć na osobach wchodzących w branżę. To znaczy nie my z imienia i nazwiska, tylko jakieś aktywistki od podkastów i seriali. Wiesz, o kogo może chodzić?
Ułatwię sprawę tym z was, które nie siedzą w bańce związanej z kwestiami prostytucji – Kluczyk mówi tu o wywiadzie z trzema kobietami, które tkwiły lub tkwią w przemyśle seksualnym, a sparafrazowane przez nią zdanie pochodzi z poniższego fragmentu:
Większość z nas została skrzywdzona w „pracy”, a PTSD mamy tak samo często jak weterani wojenni. Za to organizacje feministyczne śmiało powtarzają, żeby nas słuchać i słuchają tylko osób, które zgadzają się z konkretną narracją. Prawdziwy feminizm mówił jasno: prostytucja to wyzysk najbardziej patriarchalny ze wszystkich możliwych. Teraz kilka dziewczyn podniecających mężczyzn za pieniądze, którym udało się tak dorobić, miesza w głowach takim osobom jak ja za młodu. To może mieć fatalne skutki na dłuższą metę. Nie chcę myśleć o tym, że więcej nastolatek wejdzie w tę branżę, niesiona stwierdzeniami o empowermencie, wygodniejszej i lepszej pracy niż ta w sklepie, bo to może skończyć się traumą na całe życie, o ile wcześniej klient takiej dziewczyny nie zabije, te tragiczne historie też mają miejsce.
Kobiety, które Kluczyk nazywa „pracownicami seksualnymi” wielokrotnie stwierdzają, że tego, co wydarzyło im się w prostytucji, nie są w stanie nazwać pracą. Nie podoba im się to, z jaką lekkością środowiska skupione wokół Sex Work Polska – w tym twórczynie podcastu – wypowiadają się o doświadczeniu, które było jedną z największych traum kobiet udzielających wywiadu. Estera, jedna z przetrwanek, również dostrzega zagrożenia związane z narracją Kluczyk. W tym samym wywiadzie wyznaje:
Dużo młodych osób obserwuje te profile, podcasty, myśli, że to łatwy pieniądz, a nie krzywda. Niestety najmniej mówi się o tym, że często mamy PTSD (zespół stresu pourazowego), jesteśmy uzależnione od alkoholu, narkotyków, które traktujemy jak ucieczkę. Łączy się to z ciągłym strachem, poniżeniem i ogromnym obrzydzeniem do mężczyzn. Jestem córką kobiety, która zajmowała się prostytucją. Moja matka była bardzo wyniszczona. Moja matka była chora psychicznie przez swoje doświadczenia. Kiedyś nie było internetu, ona wychodziła do baru i znajdowała sobie tam klientów. Zawsze wracała bardzo pijana. Przez następne trzy dni zachowywała się, jakby miała umrzeć. Nie zarabiała dużych pieniędzy.
Doświadczenia Kluczyk mogłyby stanowić ilustrację do argumentów zupełnie odmiennych – chociażby takich, które autorka krytykuje. Aktywistka jest osobą walczącą z problemami finansowymi i uzależnieniem (ćpanie to prawdopodobnie drugi najważniejszy po pracy seksualnej temat książki), wychowaną w przemocowej rodzinie i mierzącą się z zaburzeniami osobowości oraz chorobami psychicznymi. Są to okoliczności dość powszechne wśród kobiet wchodzących w przemysł seksualny. Kiedy Kluczyk tworzyła projekt artystyczny opierający się na wywiadach z osobami w seksbiznesie, stwierdziła:
Ostatniego dnia tej podróży […] trzęsłam się zwinięta w pozycji embrionalnej na materacu leżącym na ziemi, płacząc i powtarzając, że jeżeli usłyszę o jeszcze jednym negatywnym doświadczeniu, to mnie pojebie. Nie zrozum mnie źle, to były wspaniałe i wartościowe rozmowy […]. Ale pierwszy raz w życiu spotkałam jedną po drugiej kilka osób pracujących seksualnie, a podczas rozmów na luzie o tym, za co lubią tę pracę, o pierwszych klientach, nagle dostawałam komunikat o gwałcie albo pobycie w szpitalu psychiatrycznym, przemocowym partnerze, zjebanych starych, na których nigdy nie można było liczyć. (s. 94)
Dla wielu osób o poglądach lewicowych byłyby to przykłady historii, które wskazują na konieczność argumentacji za zabezpieczeniami systemowymi i ekonomicznymi, nie zaś za normalizacją seksbiznesu. Pełna dekryminalizacja służy między innymi temu, by nieuprzywilejowane kobiety mogły wchodzić w prostytucję łatwiej i szybciej, nawet jeśli nie czują się z tym komfortowo. Efektem dekryminalizacji alfonsów i szwagrów jest traktowanie seksualnego uprzedmiotowienia kobiet jako zwykłej pracy. Natomiast źródłem tego postulatu jest wywyższenie kontraktualistycznego pojęcia „zgody” i liberalnych pojęć „samostanowienia” oraz „sprawczości” ponad systemową analizę nierówności klasowych i płciowych.
Efektem dekryminalizacji alfonsów i szwagrów jest traktowanie seksualnego uprzedmiotowienia kobiet jako zwykłej pracy
„Bez wstydu” vs „bez stygmy”
Przekonanie o uniwersalnym wymiarze jednostkowego doświadczenia widać również w krytyce Karoliny Rogaskiej, którą przeprowadza Kluczyk. Rogaska, autorka głośnej książki „Bez wstydu. Sekspraca w Polsce”, na tydzień zatrudniła się w klubie ze striptizem, by następnie opisać swoje przeżycia. Poza tym odwiedziła też klub swingersów czy plan filmu pornograficznego, chcąc rzucić światło na branże seksualną w Polsce. Kluczyk uznała reportaż Rogaskiej za rażące nadwyrężenie zaufania osób pracujących w strip-clubie, ganiąc „wyciąganie” od osób pracujących seksualnie informacji, których w normalnych okolicznościach nie chcą opowiadać publicznie. Nie ma przy tym znaczenia, że dziennikarka aktywnie i jednoznacznie popiera postulaty aktywistek na rzecz pełnej dekryminalizacji seksbiznesu – jej metoda niepozwalająca na oddanie w pełni i świadomie głosu kobietom, które naprawdę (a nie przez chwilę) trudnią się tańcem erotycznym, w oczach Kluczyk czyni jej sojusznictwo mniej wartościowym:
Czy podszywanie się pod kogoś i zdobywanie w ten sposób zaufania, które ma posłużyć do pozyskania informacji, nie jest formą przemocy? W samej książce wybrzmiewa to, że Karolina raz tańczy (ale pokazuje przy okazji cycki, więc uwaga, jest ostro), przychodzi na plan filmu porno i ogląda pracę aktorów, nie uczestnicząc w niej, a na spotkanie w roli eskortki, po wymianie paru wiadomości z kilkoma potencjalnymi klientami, ostatecznie się nie decyduje. Tak wygląda konfrontacja ze stygmą? (s. 47)
Być może nawet działania dziennikarki zniesmaczyły aktywistkę do tego stopnia, że postanowiono usunąć nazwisko Rogaskiej ze współtworzonego z Kluczyk poradnika językowego „Jak pisać o pracy seksualnej bez stygmy”. Pierwotna wersja poradnika wskazuje, że jego autorkami były trzy osoby: Rogaska, Kluczyk i studentka kulturoznawstwa, Olga Ostrowska. Szybko jednak nazwisko i biogram pierwszej z nich zostały usunięte. W samym „Niech żyją ku*wy” Rogaska również nie jest wymieniona jako jedna z autorek poradnika. O przyczynach odebrania tego współautorstwa nie sposób dowiedzieć się też z innych źródeł. Można jednak przypuszczać, że było ono efektem niezgody światopoglądowej w kwestii jej reportażu.
„Dla napalonych nastolatek i przeruchanych dwudziestoparolatek”
Mimo zapewnień, że nie chce się już nikomu z niczego tłumaczyć, a „Niech żyją ku*wy” to „pamiętnik przemiany”, Kluczyk przyznaje, że każde zdanie, jakie pada w jej książce, było „umizgiwaniem się do czytelniczek” i próbą przekonania do swoich postulatów. Dla kogo więc cały trud pisania?
Dla tych, które uważane są za leniwe, zbyt ładnych, by mogły być postrzegane jako mądre, i dla tych niemających nic do powiedzenia. Dla idiotek, nuworyszek i zahukanych dziewczynek ze wsi, dla tych, które szukają bogatych mężów, żeby „móc nic nie robić”. Tych, które są zainteresowane ładnymi, niewygodnymi butami i za drogimi torebkami (…). Dla napalonych nastolatek i przeruchanych (cokolwiek to znaczy) dwudziestoparolatek. (s. 125)
Jej target to młode, nieuprzywilejowane osoby. Nie chodzi jednak o zachęcenie do próby organizacji osób z doświadczeniem przemysłu seksualnego w celu stworzenia nowej wartości politycznej, zjednoczenia się wokół wspólnych bolączek, produktywnego przetworzenia stygmatyzacji, której doświadczają na co dzień. Książka „Niech żyją ku*wy” pod płaszczem pamiętnikarstwa przekonuje młode kobiety do uwierzenia w samopomocowy aspekt „pracy seksualnej”.
Seksualność, która zajmuje centralne miejsce w biografii autorki, wiąże się z akceptacją przedmiotowego postrzegania seksu. Kluczyk powtarza za Virginią Despentes, francuską pisarką, że nienawiść kobiet do pracownic seksualnych wynika z braku normalizacji pracy seksualnej, ponieważ, aby być wybraną przez mężczyznę, trzeba zaoferować mu jak najwięcej za jak najmniej, jak to zwykle bywa na wolnym rynku. W konsekwencji, uważa Kluczyk, gdyby warunki w przemyśle seksualnym były lepsze, więcej kobiet decydowałoby się na taką karierę, ponieważ praca seksualna w domu, dla męża, odbywa się za darmo, a tak – przynajmniej dostajesz z tego jakieś pieniądze.
Mechanizmy patriarchalnej i neoliberalnej rzeczywistości faktycznie spychają coraz więcej aspektów codzienności w urynkowioną dystopię. Niejasnym jest jednak, dlaczego osoby o poglądach lewicowych miałyby godzić się na taki stan rzeczy, a nawet sankcjonować go prawnym uznaniem towarowej formy stosunków seksualnych. To, co robi współczesny feminizm, cechujący się między innymi pełną akceptacją dla istnienia prostytucji, prowadzi do kompletnej pacyfikacji kobiet. Od początku rozwoju myśli antykapitalistycznej i feministycznej do lat 80. ubiegłego stulecia nie było mowy o zgodzie na sytuację podległości – chodziło o jej opisanie i zidentyfikowanie w taki sposób, by móc ją zwalczać.
Obecnie powtarza się, że to „wybór” jest centralną kwestią dla wyzwolenia i wzmocnienia kobiet, na co wskazuje popularność sloganu „my body my choice”. Jednocześnie tzw. choice feminism nie tylko pomaga w zrozumieniu pojęcia autonomii cielesnej. Utwierdza kobiety w ich spolegliwych wobec patriarchalnych standardów wyborach, jak np. konsumpcjonizmie związanym z branżą beauty czy właśnie ideologicznej legitymizacji przemysłu seksualnego. W obu przypadkach wyrządzana jest nam krzywda. Dużo łatwiej jest jednak żyć z myślą, że samodzielnie wybrałyśmy pozbycie się owłosienia na całym ciele albo że prostytucja i przemysł seksualny od zawsze istniały i po prostu muszą istnieć dalej – po co więc próbować je znosić? Dajmy kobietom wolność wyboru do bycia uprzedmiotowioną. To przesłanie, z którym mają wyjść „zahukane dziewczynki ze wsi”, „napalone nastolatki”, „przeruchane dwudziestoparolatki”: skapituluj, będzie łatwiej.
Wykorzystaj mężczyzn, oszukaj kapitalizm
To właśnie młode kobiety i nieuprzywilejowane osoby mają czuć się przekonane narracją o tym, że „praca seksualna to praca” – i to w dodatku taka, która pozwala wyłamać się poza ramy kapitalizmu. W wywiadzie dla portalu Noizz z 2021 roku Kluczyk stwierdziła: „[praca seksualna] to też pewien akt oporu przeciw kultowi produktywności i kapitalizmowi. Za stosunkowo niewielką ilość pracy mogę zarobić sporo i wolny czas poświęcić, na co tylko chcę”. Inspiracją dla takiego podejścia były lektury m.in. Silvii Federici, postoperaistycznej teoretyczki, która w znacznej części swojej twórczości filozoficznej skupiała się na problemie nieodpłatnej pracy reprodukcyjnej kobiet. Podsumowując lekturę jej eseju „Poza granicami skóry”, Kluczyk dochodzi do konkluzji o sile emancypacyjnej przemysłu seksualnego:
Uzyskiwanie darmowej pracy reprodukcyjnej i seksualnej opłaca się bardziej niż czerpanie wpływów finansowych z zatrudniania kobiet, również do pracy seksualnej, nie mówiąc o zagrożeniu w postaci emancypacji. I nie, nie mam na myśli „oh sex work is so empowering”, ale to, że zarabianie i niezależność, również w kontekście swobody i przyjemności seksualnej, mają potencjał emancypujący. Kobiety miały odgrywać rolę idealnych gospodyń, krów rozrodczych i namiętnych kochanek. Wszystko naraz i za darmo, a właściwie zawsze swoim kosztem i ponad własne siły. A czynnikiem, który często hamował i dalej hamuje je przed podejmowaniem decyzji o rozwodzie, jest widmo popadnięcia w biedę i bezdomność. (s. 61-62)
Autorka „Niech żyją ku*wy” swoje opinie opiera na nurcie feministycznym wywodzącym się z powstałego w 1972 roku ruchu Wages for Housework, którego głównym postulatem było wypłacanie pensji za pracę reprodukcyjną kobiet w domu[9]. W ramach Wages for Housework domagano się finansowego wynagrodzenia pracy kobiet, której wykonywanie jest niezbędne m.in. dla przetrwania niesamodzielnych jeszcze dzieci.
Przyjmijmy, że tworzenie ruchu politycznego wokół kwestii płacenia pensji kobietom za ich wysiłki w domu to słuszny krok, a nie dalsze utrwalanie podziału na zajęcia stereotypowo kobiece i stereotypowo męskie, obarczanie kobiet obowiązkami, które powinny być wspólne oraz przyczynianie się do zamykania ich w domach, a więc zwiększanie ich dystansu do życia publicznego. Nawet przy tych założeniach niełatwo jest utrzymać porównanie między kupowaniem seksu od obcej osoby a zapewnieniem matkom państwowej wypłaty za wykonywaną pracę. Te walki nie są domyślnie równoległe.
To, o co walczą aktywistki na rzecz usankcjonowania pracy seksualnej, często nie jest sprawiedliwością, dążeniem do równościowego traktowania, ale rekompensatą za wszystkie bóle, których doświadczamy jako kobiety. Kluczyk pyta: „Skoro i tak nas seksualizujecie, fetyszyzujecie i traktujecie przedmiotowo, to dlaczego nie mamy obrócić tego na naszą korzyść i zacząć na tym zarabiać?” (s. 155). Zamiast dążenia do całkowitego przemodelowania stosunków międzypłciowych i zerwania kajdan podległości wobec mężczyzn, feminizm ten żąda zadośćuczynienia za doznane krzywdy (jak np. niesatysfakcjonujące bądź naznaczone przemocą życie seksualne związane z patriarchalnymi wzorcami relacji erotycznych). Walkę z patriarchatem i kapitalizmem można zacząć, przykładowo, od dążenia do ograniczenia zasięgu radykalnego uprzedmiotowienia kobiet i osób transpłciowych, jakim jest biznes opierający się na kupowaniu od nich seksu. Pełna dekryminalizacja klientów i stron trzecich, którą proponują aktywistki na rzecz uznania pracy seksualnej, wykazuje natomiast tendencje do wspierania swobodnego rozrostu przemysłu seksualnego.
Niełatwo jest utrzymać porównanie między kupowaniem seksu od obcej osoby a zapewnieniem matkom państwowej wypłaty za wykonywaną pracę
Stwierdzenie o „obróceniu” fetyszyzacji i seksualizacji „na własną korzyść” nie jest jedyną strategią, która wygląda raczej na nagrodę pocieszenia niż realną próbę świadomego politycznego działania. W rozdziale „Jak dorosnę, będę dziwką” Kluczyk wylicza powody, dla których tkwienie w przemyśle seksualnym poprawia samoocenę. Aleks dzięki komplementom klientów wyszła z anoreksji. Oliwii i Ewelinie fakt, że ktoś chce im zapłacić za seks, podniósł poczucie własnej wartości. Natomiast dla Venus założenie konta na OnlyFans – platformie subskrypcyjnej, gdzie twórcy mogą udostępniać ekskluzywne treści pornograficzne – wpłynęło pozytywnie, bo „dzięki niej [pracy seksualnej – AO] zaczęła bardziej o siebie dbać, nauczyła się robić makijaż” i, jak wcześniej wymienione osoby, „otrzymuje mnóstwo miłych słów”, dzięki czemu „wygląda i ma się lepiej” (s. 18-21).
Poprzez wykupienie zgody na seks mężczyźni zatem nie tylko łaskawie pomagają kobietom nabyć jedzenie i ubrania czy opłacić czynsz, ale i „podratowują” ich zdrowie psychiczne, dając znać, że są postrzegane jako przedmiot pożądania seksualnego. Jeden z paradoksów współczesnego feminizmu spod znaku „Seksu w wielkim mieście” to uznanie, że ciągła seksualizacja i reifikacja kobiecych ciał może być uznana za wzmocnienie i wsparcie. Warto zastanowić się, czy system prostytucji faktycznie wybija oręż z rąk mężczyzn, czy raczej daje to, czego chcą i podtrzymuje ich pozycję strukturalną.
Antykapitalistyczna praktyka
Czy więc kobietom w przemyśle seksualnym faktycznie udaje się wymknąć przez szczeliny kapitalizmu? Takie założenie implikuje nie tylko to, że przemysł seksualny jest wyjątkowy w swojej wartości emancypacyjnej względem innych elementów rynkowej rzeczywistości, ale także to, że w ogóle istnieje coś takiego jak zbiór czynności pozwalających „umknąć” kapitalistycznym regułom. Podobnym tropem podąża część współczesnych lewicowych teoretyczek i teoretyków, wśród nich John Holloway, socjolog i autor książki „Crack capitalism”. Holloway — nie tylko zresztą on — uważał, że sposobem na antykapitalistyczną subwersję jest tworzenie pęknięć w gmachu wyalienowanej pracy i przeciskanie się przez nie, by uszczknąć sobie odrobinę pozakapitalistycznej wolności (przykładowo, za pomocą skłotowania, ale i partyzanckiego sadzenia kwiatków w przestrzeni publicznej czy czytania książki w parku[10]). Socjolog nawoływał więc do odsuwania się od utowarowionych realiów relacji rynkowych poprzez „stawianie oporu totalizującemu ruchowi kapitału”, a jedynym sposobem na osiągnięcie radykalnej zmiany miałoby być stopniowe naruszanie obecnego systemu tymi niepozornymi praktykami.
Warto zastanowić się, czy system prostytucji faktycznie wybija oręż z rąk mężczyzn, czy raczej daje to, czego chcą i podtrzymuje ich pozycję strukturalną
Kluczykowa strategia „robienia mniej za więcej” byłaby realizacją postulatów Hollowaya. Wyjątkowo ciężko jednak zgodzić się z założeniem, że otrzymywanie pieniędzy za tak wyczerpującą psychicznie, fizycznie i emocjonalnie czynność (jak sama autorka wielokrotnie wspomina, jest to „ogrom pracy”, który wbrew powszechnej opinii nie polega tylko na „rozkładaniu nóg”) jakkolwiek przyczynia się do tworzenia pęknięć w kapitalizmie. Wręcz przeciwnie. To sposób na wtłaczanie jeszcze głębiej w kapitalizm osób, którym nie zapewnia się odpowiedniego wsparcia społecznego. System ten nawet całkowicie wyzyskaną już kobietę będzie w stanie wyzyskać na jeszcze jeden sposób: seksualnie. Jak wspomina bowiem Kluczyk, seksbiznes to często jedyne miejsce, do którego możesz się udać, będąc osobą dyskryminowaną.
Wróćmy jednak do teorii, która pozwoli nam uwidocznić sposób myślenia autorki. Holloway odróżnia robienie (doing) od pracy (labour). O ile „robienie” ma potencjał do naruszenia tkanki kapitalizmu, o tyle w czynności związane z pracą jesteśmy z konieczności wtłoczone. Zdobywanie pieniędzy za pracę wykonywaną z przymusu ekonomicznego (przy sprzyjającym Kluczyk założeniu, że faktycznie istnieje coś takiego jak praca seksualna) nie może być uznane za subwersywne „robienie”. Pozwalając sobie na trochę teoretycznej swobody, można zaryzykować analogię: tak jak kapitalizm więzi pracę i alienuje robotnika od jej owoców, tak prostytucja w kapitalizmie więzi seks i alienuje osoby tkwiące w niej od ich własnych ciał. Skutkuje to derealizacją, poczuciem psychicznego odłączenia się od rzeczywistości, powszechnym wśród kobiet w przemyśle seksualnym zarówno w prostytucji, jak i w strip clubie[12].
Zachowania dysocjacyjne to jedna ze strategii radzenia sobie z negatywnymi warunkami i doświadczeniami. Kapitalistyczne mechanizmy polegające na utowarowieniu i alienacji są wyjątkowo wyraźne w prostytucji. Mężczyzna wykupuje dostęp do części ciała kobiety, tym samym uprzedmiotawia ją, sprowadzając do funkcji narzędzia dającego przyjemność. Kobieta w odpowiedzi zostaje zmuszona do psychicznego oddzielenia się od aktu. Trudno uznać tego rodzaju sytuację za antykapitalistyczne praxis.
Istnieje jednak możliwość wykroczenia poza strategię „małych pęknięć”. Samo „robienie”, które nie wpisuje się w mechanikę rynkową, jest niewystarczające, by stworzyć zarzewie faktycznej zmiany społecznej. O tym, że trzeba czegoś więcej niż symbolicznych aktów i miękkich subwersji, wie zresztą sama autorka „Niech żyją ku*wy”, co udowodnia, kiedy pisze o wypalaniu się od lat w aktywizmie politycznym. Z defetystycznym podejściem spod znaku Hollowaya nie zgodziłoby się w pełni również wiele związkowczyń, działaczek lokatorskich, rewolucjonistek i komunistek, dla których antykapitalizm musi wykraczać poza ograniczoną paletę codziennych wyborów – i wkraczać na pole aktywnej walki z okupantem, gwałcicielem, szefem, kuplerem, stręczycielem czy sutenerem.
Czy alfonsi istnieją?
Walczyć ze „stronami trzecimi” można jednak tylko wówczas, gdy uznaje się ich szkodliwość społeczną. Do tego konieczne jest natomiast, by zaakceptować, że w ogóle istnieją takie osoby jak sutenerzy, kuplerzy czy stręczyciele. Kluczyk wymienia i definiuje czynności związane z handlem seksem w Polsce, które uznawane są przestępstwa, by następnie podsumować:
Wszystkie z wymienionych przeze mnie „przestępstw” – używam cudzysłowu, gdyż nie zgadzam się z ich karalnym wymiarem – zostały umieszczone w kodeksie nie po to, by chronić osoby świadczące usługi seksualne, ale w obronie tak zwanej obyczajności. (s. 140)
Nietrudno zgodzić się z myślą, że większość praw ustanowiono nie po to, by chronić kobiety, lecz by podtrzymać iluzję, że państwo jakkolwiek przejmuje się naszymi problemami. Jest jednak coś głęboko niepokojącego i pochopnego w nierozróżnianiu myślenia życzeniowego i opisu rzeczywistości. Ta tendencja stanie się widoczna, gdy przyjrzymy się temu, jak Kluczyk uzasadnia, że kategoria „sutenera” do niczego się nie odnosi, ponieważ „sutenerzy” to po prostu szefowie. Jako szefowie natomiast nie są kryminalistami, a zwykłymi przedsiębiorcami. W związku z tym zmiany wymagałoby polskie prawo, które uznaje strony trzecie za przestępców.
Co właściwie oznaczają trzy wymienione przeze mnie „przestępstwa” związane z pracą seksualną i dlaczego nie zgadzam się z nazywaniem ich przestępstwami? Przyjmijmy proszę, że praca seksualna to po prostu praca. Wspomniany wcześniej sutener nie byłby zatem nikim innym jak pracodawcą. Szefem, który zapewnia miejsce pracy w postaci pokojów w agencji towarzyskiej i środki do pracy, na przykład prezerwatywy czy lubrykanty (…). Zapewnia reklamę, w tym opłatę za sesje zdjęciowe do ogłoszeń oraz same ogłoszenia na portalach, zatrudnia ochronę oraz telefonistkę, a w zamian za to czerpie procent od każdego klienta. W warszawskich agencjach to średnio 50%. (s. 141-142)
Ignorowanie poziomu przemocy, jaką stosuje większość działających współcześnie sutenerów, kuplerów i stręczycieli, jest oznaką nonszalancji autorki. Przy ambicji tworzenia podstaw dla „zmiany społecznej” przydatny byłby większy rygor myśli, który nie pozwoliłby na tak poważne niedopowiedzenia. Obecnie „szefowie”, o których pisze Kluczyk, sami stanowią zagrożenie dla swoich „pracownic”. Zapewnianie bezpieczeństwa kobietom, które na nich zarabiają, ogranicza się często do niespuszczenia im wpierdolu, kiedy te dostarczają im haracz na czas.
Tak jak kapitalizm więzi pracę i alienuje robotnika od jej owoców, tak prostytucja w kapitalizmie więzi seks i alienuje osoby tkwiące w niej od ich własnych ciał.
Być może ta pochopność autorki wynika z inspiracji Paulem B. Preciado, hiszpańskim filozofem, którego Kluczyk wymienia wśród swoich ulubionych myślicieli. Preciado argumentuje w głośnej książce „Testo-ćpun”, że postpłciowa rewolucja już się dokonała, a Kluczyk – chociaż odnosi się do innych problemów – w tym samym duchu stwierdza, że osoby niepopierające dekryminalizacji sutenerów kilka rewolucji już „przespały”. Ten sposób myślenia w polskiej recenzji „Testo-ćpuna” trafnie oddaje J. Szpilka: „w epoce syntetycznych hormonów płciowych, pornograficznej architektury i dild ośmieszających domniemaną wyjątkowość biopenisów wiara w ograniczający ład ciał i płci jest dla Preciado śmieszna”[13]. To życzeniowa wizja społeczeństwa, w którym mimo starań feministycznych działaczek istnienie płci wiąże się wciąż z realnymi reperkusjami oraz – analogicznie – w którym sutenerzy wciąż krzywdzą kobiety. Zarówno filozof, jak i aktywistka wydają się żyć przyszłością, którą apodyktycznym gestem ściągnęli do teraźniejszości. Ta przyszłość, której znamieniem byłaby dekryminalizacja, przynieść miałaby nowych, „niebandziorskich szefów”. Ci szefowie przyszłości to dla Kluczyk jednak obraz obecnych sutenerów. W ten sposób współcześni przestępcy przybierają postać zwykłych przełożonych. Tak zwykłych jak, dajmy na to, właścicielka warzywniaka na osiedlu.
W dalszej części wywodu Kluczyk porównuje sposób funkcjonowania burdelu do salonu fryzjerskiego (s. 142). Idea, że sutener to zwyczajny szef jest konsekwencją wcześniej przyjętej myśli – prostytucja to po prostu jeden z rodzajów pracy. Autorka, deklarująca się jako osoba o lewicowych poglądach, argumentuje więc za tym, by zaakceptować sutenerów, żeby w pełni legalnie mogli pobierać 50% zysków (według szacunków Kluczyk) za zmuszanie kobiet do uprawiania seksu za pieniądze. Pomijając aspekt zmuszania do seksu, na który istnieje już jedno, bardzo dosadne słowo – gwałt – to prawdopodobnie jeden z niewielu przypadków, w których osoba dążąca do poprawy warunków swojej grupy zawodowej dbała tak otwarcie o interes „szefa”.
Trwające od lat siedemdziesiątych próby językowego sankcjonowania przemysłu seksualnego jako nieodłącznej i neutralnej części naszej rzeczywistości objawiają się nie tylko w pojęciach takich jak „praca”, „strony trzecie”, „szef” czy „klient”. To pojęcia odbierające wyjątkowość upłciowionemu wyzyskowi seksualnemu, jakim jest system prostytucji. Poza zrozumiałym dla jej postawy politycznej wyborem dotyczącym określenia „praca seksualna”, Kluczyk w „Niech żyją ku*wy” prezentuje jeszcze kilka innych ciekawych rozwiązań lingwistycznych.
„Nie zdemontujesz domu Pana przy użyciu jego narzędzi”
45 lat temu podczas konferencji „Druga płeć” Audre Lorde, czarna feministka i poetka, wygłosiła swoje najsłynniejsze przemówienie. Wypowiadała się wówczas między innymi o taktykach, jakie przyjmowały nieuprzywilejowane kobiety, szukając wspólnego języka z innymi grupami wypchniętymi poza margines społeczny.
Nie zdemontujesz domu Pana przy użyciu jego własnych narzędzi. Można za ich pomocą odnieść tymczasowe zwycięstwo w jego własnej grze, nigdy jednak nie umożliwią nam one dokonania autentycznej zmiany – co polecam szczególnej rozwadze tych kobiet, które wciąż uważają dom Pana za swoje jedyne źródło wsparcia.
Kluczyk natomiast w rozdziale „Nie można zgwałcić prostytutki” przyznaje, że nie przeczytała całości tej przemowy, ponieważ Lorde „wcześniej rzuciła tekst o «prostytucji», w jakimś negatywnym kontekście, co sprawiło, że po prostu zakończyłam lekturę” (s. 38). Negatywny kontekst, o którym mowa, to stwierdzenie, że ubogie i czarne kobiety najlepiej rozumieją różnicę między prostytucją a codziennymi przejawami zniewolenia małżeńskiego, ponieważ to nie białe kobiety z klasy średniej wystawiane są na sprzedaż na ulicach Nowego Jorku. Co więcej, fragment ten pojawia się nie przed, lecz po opisie taktyk związanych z „narzędziami pana”. Kluczyk zatem być może nie tyle „nie rozumie, co Audre Lorde miała na myśli” (s. 38), co nie chce zrozumieć: jednym z narzędzi pana jest właśnie przemysł seksualny. System prostytucji jest nie do odzyskania jako neutralny biznes.
Powodem, dla którego aktywistka odłożyła na bok tekst Lorde jest jej intuicja językowa dotycząca niemożliwości odzyskania „słowa na p”. Jednak nawet niektóre z jej znajomych osób pracujących seksualnie nie zgodziły się z nią w tym temacie, uznając termin „prostytucja” za neutralny (s. 40). Kwestia językowa, jak się okazuje, to jedyny temat, co do którego autorka „Niech żyją ku*wy” odnotowała niezgodę wśród swoich rozmówczyń. Co ciekawe, dla samej Kluczyk mniejszy problem niż wyraz „prostytucja” stanowią wyrazy „kurwa” i „pornografia”. Pierwszy to najbardziej obraźliwe wyzwisko w języku polskim, drugi zaś zawiera w swoim korzeniu etymologicznym słowo oznaczające najniższą zniewoloną podgrupę prostytutek w starożytnej Grecji, pornē[15].
System prostytucji jest nie do odzyskania jako neutralny biznes.
Klient nasz pan
Klasowe spojrzenie na rzeczywistość społeczną zmusza do myślenia o walce politycznej w kategoriach włączających, dążących do załagodzenia konfliktów płciowych czy rasowych. W załagodzeniu tym nie chodzi jednak o to, żeby jakaś grupa społeczna przymykała oko na jawne przejawy dyskryminacji. Zaprzestanie stosowania maczystowskiej przemocy seksualnej to jeden z kroków, który umożliwiłby stopniowe zacieranie płciowej asymetrii w walce klasowej. Kiedy dochodzi do sytuacji, w której mężczyźni czują, że ich towarzyszki mogą być wykorzystane, jeśli tylko zapłacą im wystarczająco dużo, dochodzi między nimi do antagonizacji. Nasze dążenia i cele emancypacyjne są sprzeczne, gdy stajemy się środkiem do spełniania męskich zachcianek – niezależnie od tego czy za pieniądze, czy za darmo.
Kluczyk klientów nie ocenia pod kątem samego wyboru wykupienia czyjejś zgody na seks, ale na podstawie tego, ile zapłacą i czy komunikują się odpowiednio w ramach kodu przemysłu seksualnego. Wyraźnie krytykuje naciąganie na nagie zdjęcia, przedłużanie rozmów, które przechodzą w seksting, negocjowanie ceny czy gwałt polegający na niezapłaceniu za odbyty stosunek. Autorka nie artykułuje jednak jasno konfliktu interesów między klientem a osobą, z usług której klient ów korzysta. Co więcej, zabieg lingwistyczny, który stosuje z intencją zneutralizowania męskocentrycznego języka – orzekanie o grupach mieszanych w formie żeńskiej – ukrywa męskiego klienta w symboliczny sposób.
Spotkałyśmy się w hotelu studenckim na najwyższym piętrze szpitala, w którym pracował. (s. 81)
Uprawiałyśmy seks kilka razy, w dodatku mi się podobało, co jeszcze bardziej utrudniło rozpoznanie tego doświadczenia jako gwałtu. (s. 99)
Kiedy zaczęłyśmy się ruchać, zwyzywał mnie od brudnych kurew, pytał, ile kutasów miałam dziś przed nim. (s. 252)
Jak pod koniec książki pisze autorka, redaktor uznał to za słuszny zabieg ze względu na fakt, że większość czytelniczek w Polsce to kobiety. Zastanawiająca jest jednak logika stojąca za takim argumentem. Wątpliwym jest czy czytelniczka faktycznie czuje się potraktowana równościowo dzięki takiemu rozwiązaniu. Forma żeńska używana w przypadku dwuosobowej pary heteroseksualnej, szczególnie kiedy strona męska stosuje przemoc, nie służy inkluzywności językowej. To równość nieprzemyślana i wydmuszkowa, która pod pozorem lingwistycznej egalitarności płci kryje relacje władzy, jakie mężczyzna ma nad kobietą, a szwagier nad „pracownicą seksualną”.
W „Niech żyją ku*wy” pojawia się historia, która w szczególnie wyrazisty sposób pokazuje brak poszanowania klientów dla granic, zdrowia i bezpieczeństwa kobiet w przemyśle. Sytuacja ta spotyka się z bardzo pobłażliwym rozliczeniem ze strony autorki. To anegdota o mężczyźnie, który wykazał się absolutnym brakiem podstawowej higieny: „[p]óźniej lód i nie byłoby tak źle, gdybym po jego wyjściu nie zorientowała się, że kiedy schodził z łóżka, zostawił plamę gówna na krawędzi materaca” (s. 252). Kluczyk tę anegdotę zalicza do jednego z „fuck-upów i niezręczności”, jakie przeżyła w trakcie przyjmowania klientów w swoim mieszkaniu. Całą historię autorka komentuje krótkim i w swoim zamiarze pewnie komediowym stwierdzeniem „pieniądze nie śmierdzą”.
Reakcja nieporównywalna do oburzenia, jakie wylało się z niej na feministki dążące do abolicji prostytucji. Ta grupa kobiet zyskała od niej nawet nową pejoratywną łatkę inspirowaną tekstami Amii Srinivasan i Michaela Foucaulta: wspomniane przeze mnie wcześniej „karceralistki” (s. 116). Postawę abolicjonistyczną interpretuje jako próbę dyscyplinowania kobiet w przemyśle seksualnym, tak jakby abolicjonistki nie opowiadały się od zawsze, głośno i wyraźnie, za ich dekryminalizacją. Przez wzgląd na ilość poświęconej im negatywnej uwagi mogłoby się wydawać, że to one są głównym źródłem „stygmy” otaczającej kobiety w przemyśle seksualnym. Tymczasem najcięższym „grzechem” abolicjonistek jest odmienne zdanie na temat dekryminalizacji klientów i sutenerów, z którymi Kluczyk solidaryzuje się pod względem ideologicznym. Konsumenci przemysłu seksualnego, gwałcący i srający na łóżka kobiet, których zgodę wykupują, wciąż są jedynie zwykłymi „klientami”, a feministki o odmiennych priorytetach politycznych zasługują na nową, specjalną inwektywę.
Same swoje
Mimo że książka Kluczyk epatuje jaizmami i próbami szokowania, to jednak autorka nie opisała historii wyjątkowej i odrębnej od reszty grupy społecznej, o której pisze i której jest częścią. Nigdzie nie stwierdza również, jakoby jej historia miała być szczególna. Przedstawia różnorodność kobiet tkwiących w tak zwanej branży dla dorosłych i – jak w podcaście – zaprasza do rozmowy rozmaite osoby z doświadczeniami seksbiznesu oraz przemocy na tle seksualnym.
Konsumenci przemysłu seksualnego, gwałcący i srający na łóżka kobiet, których zgodę wykupują, wciąż są jedynie zwykłymi «klientami», a feministki o odmiennych priorytetach politycznych zasługują na nową, specjalną inwektywę.
Z krótkich wywiadów przeprowadzonych na potrzeby książki (których jest oczywiście mniej niż wyznań, wspomnień i złotych myśli z życia autorki) wyłania się jednolity, homogeniczny obraz: wszystkie interlokutorki mają takie poglądy jak Kluczyk, a więc walczą o pełną dekryminalizację pracy seksualnej. W ten sposób legitymizuje się historia i stanowisko autorki. Tak różne postawy i sektory, ale ta jedna rzecz – poglądy na kwestie prawne związane z przemysłem seksualnym – łączy je wszystkie. Klucz doboru rozmówczyń wydaje się jasny. To znajome bądź znajomi, które nie zagroziłyby wizji budowanej przez autorkę. W konwencji wyznania Kluczyk ma pełne prawo, by dowartościowywać obecność bohaterek w historii wedle własnego uznania. Jednakże ta książka ma dużo większe aspiracje niż proza autobiograficzna i pod względem tych właśnie aspiracji należy ją oceniać.
W efekcie „Niech żyją ku*wy” nie dorównuje rozmachowi ideologicznemu „Rewolty prostytutek”, tytułu słynnego wśród tekstów na temat praw pracowniczych w ramach przemysłu seksualnego. Juno Mac i Molly Smith to autorki, które dogłębnie eksplorują argumenty na rzecz pełnej dekryminalizacji. „Niech żyją ku*wy” nie daje też poczucia stabilności w swojej decyzji i poglądach, jaką oferuje w reportażu „Dom” Emma Becker, choć w tym porównaniu pozycja Kluczyk wypada dużo lepiej. Pomimo żywiołowych zapewnień, Kluczyk nie tworzy obrazu osoby pewnej w swoim stanowisku, które wynosi do rangi manifestu wszystkich osób pracujących seksualnie. Defensywny ton, chaotyczne nawiązania do badań i filozofek, a także końcowe podziękowanie założycielce Sex Work Polska, socjolożce Agacie Dziuban (za „uspokajanie mnie, przypominając, że to my mamy rację”) nie budują obrazu komunikacji z bezpiecznego miejsca, ale z miejsca niepewności.
Wzmacnia to poczucie, że książka została napisana pochopnie, na wstrzymanym oddechu, by zostawić coś po tym etapie życia, bo czas już na coś nowego. Aktywistka przebranżawia się z „full service escort” na aktorkę postpornograficzną. Bezpośredni kontakt z klientem postanawia zastąpić współpracą z kobietami i osobami queerowymi, w mniejszym natężeniu i z większym prestiżem. Tę zmianę można rozumieć zarówno jako awans, jak i ucieczkę ze świata przemocowych oblechów korzystających z usług podobnych jej osób, kobiet, dziewcząt. Gratulacje. Liczę na to, że w niedalekiej przyszłości żadna z kobiet nie będzie zmuszona z nimi obcować i również dostanie możliwość odejścia od bezpośredniej pracy z „klientem”.
[1] A. Dworkin. (1981). „Pornography: Men Possesing Women”. Plume Books. s. 200.
[2] Prostitutes War Group. (2017). „Manifest wojennej brygady prostytutek”. (tłum. K. Warmuz ). [w:] „Anarchizm: nowe perspektywy?”, Fundacja dzień dobry! kolektyw kultury. s. 241–244.
[3] A. Kluczyk. (2023). „Niech żyją ku*wy. O pracy seksualnej w Polsce”, W.A.B., s. 182. Dalsze oznaczenia stron bezpośrednio w tekście.
[4] M. Czermińska. (2020). „Autobiograficzny trójkąt: Świadectwo, wyznanie i wyzwanie”, Universitas, s. 40.
[5] Patrz: świadectwa przetrwanek pisane dla organizacji takich jak Iroko Onulus, Nordic Model Now czy Stowarzyszenie Bez. Przetrwanki wypowiadają się również pod własnym imieniem i nazwiskiem w mediach (Huschke Mau, Gabe Wilczyńska, Mia Döring, Esperanza Fonseca i inne).
[9] S. Federici. (1975). „Wages Against Housework”. The Falling Wall Press
[10] J. Holloway. (2010). „Crack Capitalism”. Pluto Press (UK). s. 34.
[12] C. A. Ross, M. Farley & H. L. Schwartz. (2004). „Dissociation among women in prostitution”. „Journal of Trauma Practice”, 2 (3–4), ss. 199–212.
[15] A. Dworkin. (1981). „Pornography: Men possesing women”. Plume Books. s. 199.
Aleksandra Kluczyk
„Niech żyją ku*wy”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2024, s. 320.
założycielka i członkini Stowarzyszenia Bez.