fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Minęła już niemal dekada od zawarcia porozumienia paryskiego, zobowiązującego ponad 190 państw uczestniczących w szczycie COP21 do utrzymania globalnego ocieplenia w granicy nieprzekraczającej 1,5ºC. Szybko okazało się, że przewidywane w dokumencie środki zmniejszania emisji nie są wystarczające dla założonego celu. Już dwa lata później na łamach „The Guardian” Jason Hickel alarmował: „Dlaczego nikt nie panikuje? Porozumienie paryskie zapewnia nas, że wszystko będzie w porządku. Jednak naukowcy nie są co do tego przekonani”.

Niedługo potem, w 2018 roku, piętnastoletnia wówczas Greta Thunberg dała początek ruchowi Fridays For Future, którego polski odłam określany jest mianem Młodzieżowego Strajku Klimatycznego (MSK). Jego celem stał się bunt przeciw opieszałości wobec naglącego problemu, jakim jest kryzys klimatyczny. Głośne przemówienia Thunberg w Parlamencie Europejskim zyskały posłuch – w marcu 2019 roku protestowały szkoły w 123 krajach, w tym w 32 miastach w Polsce (w tym miasta największe, ale i powiatowe, na przykład Zamość, Śrem czy Brodnica). Tak powszechne zaangażowanie wyraźnie dodało wiatru w żagle szwedzkiej aktywistce, gdyż jej kolejne przemówienie we wrześniu tego samego roku było znacznie odważniejsze niż poprzednie – zamiast powoływać się na autorytet nauki („Nie musicie mnie słuchać (…). Ale nie możecie ignorować naukowców (…)”), Greta otwarcie oskarżyła starsze pokolenia o zdradę i skupienie jedynie na biznesie („Jak śmiecie udawać, że to [kryzys klimatyczny] można rozwiązać jedynie poprzez »business as usual« i kilka rozwiązań technicznych? (…) Zawodzicie nas. Ale młodzi ludzie zaczynają dostrzegać waszą zdradę”)[1]. Dzięki takiemu postawieniu sprawy także bunt uczniów przeniósł się ze szkół pod budynek parlamentu i dalej, na ulice miast.

Nie wierz nikomu po trzydziestce

Założenie, że dorośli zawiedli, nadało MSK dynamikę międzypokoleniowego konfliktu. Uznawszy, że zmiany klimatyczne to wynik lekkomyślności starszych pokoleń, MSK przedstawił zadanie przeciwdziałania kryzysowi jako sprawę ocalenia Ziemi dla przyszłości obecnej młodzieży, która nie może liczyć na ratunek dorosłych. Dlatego to właśnie młodzi ludzie są głównymi aktorami protestów, performansów i innych podejmowanych przez ruch działań.

Badania ankietowe w Warszawie z 15 marca i 20 września 2019 roku (tj. kolejno pierwszego szkolnego strajku MSK oraz kilkutysięcznej akcji protestacyjnej MSK przed nowojorskim szczytem klimatycznym) wykazały, że mediana wieku uczestników tych wydarzeń wynosiła 17 lat. Ankietowani obecni na proteście deklarowali, że swoją wiedzę dotyczącą tematu czerpią m.in. z portalu Nauka o Klimacie, tworzonego przez członków Fundacji Edukacji Klimatycznej, z profesorem nauk o Ziemi Szymonem Malinowskim na czele. Projekt Fundacji nastawiony jest na „popularyzowanie nauki” oraz „pobudzanie świadomości ekologicznej i nauk[ę] odpowiedzialnego stosunku do środowiska naturalnego”.

FEK i MSK łączy przekonanie, że opinię społeczną na temat zmian klimatu można skutecznie kształtować poprzez silne eksperckie argumenty. Przekaz organizacji trafia zwykle do osób posiadających już pewien kapitał w postaci wykształcenia lub dostęp do niego – z innego badania MSK z 15 marca 2019 roku wynika, że „zaledwie 5 procent osób uczestniczących w warszawskim strajku nie było osobami uczącymi się (tj. uczniami lub studentami)”. 78 procent tych, którzy się uczą, w 2019 deklarowało, że ich szkoła znajduje się w rankingu najlepszych szkół w regionie. Ponadto, wedle raportu badaczy z IFiS PAN, uczestnicy marcowego MSK „(…) to osoby, których oboje rodziców w ogromnej większości [80 procent – przyp. aut.] ma wykształcenie wyższe”. Udział dorosłych w manifestacjach był jednak marginalny – na pierwszym planie widniała młodzież, która odmówiła podległości autorytetowi starszych (którzy „zawiedli”) i zamiast tego podporządkowała się dyktatowi świata nauki. Jak wyjaśniał jeden z wrocławskich aktywistów MSK w wywiadzie dla „Wyborczej”: „Ruch MSK nie ma stanowiska dotyczącego energii atomowej, gdyż nie ma jednego stanowiska świata nauki. A młodzi chcą powoływać się na naukowców i czekają na raport IPCC [Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu]”.

 

Założenie, że dorośli zawiedli, nadało MSK dynamikę międzypokoleniowego konfliktu

 

Aktywistyczna sztafeta

Powiązanie akcji protestacyjnych MSK ze statusem ucznia wytworzyło swego rodzaju aktywistyczną sztafetę. Podczas gdy ruch uczniowski działał dalej, organizując w różnych polskich miastach, od Warszawy po Opole, akcje protestacyjne pod hasłami „Spacer dla przyszłości” czy „Wasza bierność nas zabija”, niektórzy członkowie MSK przeszli w szeregi nowo powstałego w Polsce ruchu Extinction Rebellion (w skrócie „XR”). Starsi, nieco już doświadczeni działacze, skłonili się ku idei „bezprzemocowego bezpośredniego działania” (non-violent direct action), która charakteryzuje strategię ruchu XR. Pełnoletni mogli, bez angażowania rodziców, konfrontować policjantów, reagujących na należące do modus operandi organizacji zakłócanie porządku publicznego.

Konfrontacja ta polega na prowokacji, a następnie pozbawionym oporu oddawaniu się w ręce władzy – bo XR jest ruchem pacyfistycznym. Taka metoda wywoływania wpływu na politykę wywiedziona jest, według XR, z historii pokojowych ruchów społecznych, które bez uciekania się do agresywnych taktyk osiągały sukcesy. XR wzoruje się m.in. na amerykańskim ruchu praw obywatelskich i jego pionierach – Rosie Parks i Martinie Lutherze Kingu, a także na metodach Mahatmy Gandhiego. Pacyfizm tego ruchu pozwala obniżyć próg wejścia do organizacji i bronić ją przed zarzutami terroryzmu (te wysuwano na przykład wobec Ostatniego Pokolenia).

Reguła poszanowania prawa, z jakiej wyrasta idea obywatelskiego nieposłuszeństwa (łamanie zakazów łączy się tu ze zgodą na poniesienie jego konsekwencji), zwiększa prawdopodobieństwo zaangażowania w działania organizacji – a dla XR najistotniejsze są liczby. Wyznawana przez grupę „zasada 3,5 procent”, na którą aktywiści często powołują się w wywiadach, głosi, że wystarczy zaangażowanie 3,5 procent danej społeczności, aby proponowana przez nią zmiana się urzeczywistniła. Działania tej organizacji są zresztą w Polsce jeszcze mniej radykalne, niż te za granicą. Podczas gdy brytyjscy prekursorzy polskich działaczy XR protestowali pod bankami czy wspinali się na pociągi transportujące materiały na opał, polscy aktywiści zorganizowali w centrum Warszawy „pokaz mody” przeciw fast fashion, zmienili nazwy ulic, m.in. na „ulicę Suszy”, czy na przykład myli okna budynku urzędu marszałkowskiego w Lublinie, aby – jak tłumaczyli – pozwolić władzom miasta dostrzec problemy świata na zewnątrz.

Rozwój ruchu klimatycznego został znacznie spowolniony przez wybuch pandemii COVID-19 i związane z nią restrykcje. W obliczu takiego kryzysu problem klimatu zeszedł na drugi plan. Jak wskazuje raport „Nie nasza wina, nie nasz problem”, badający opinie Polaków na temat katastrofy klimatycznej, większość respondentów wyrażała mniejsze obawy o stan środowiska naturalnego po pandemii, niż przed nią. Jednak podobnie jak opinie ludzi, po czasie obostrzeń ruch klimatyczny zmienił się. Pałeczka w aktywistycznej sztafecie została przekazana dalej, gdy pod koniec 2022 roku powstał Ruch Solidarności Klimatycznej (RSK). W jego szeregach znalazły się m.in. osoby działające wcześniej w XR, które szukały innego sposobu na skuteczny aktywizm. RSK przedstawił jeden zasadniczy postulat – budowy spółdzielni energetycznych w każdej polskiej gminie. Ruch ten dość szybko jednak wygasł, a pałeczkę w walce z paliwowymi gigantami przejął antygazowy kolektyw bombelki [pisownia oryginalna]. Po dwóch latach jego członkowie dołączyli do międzynarodowej sieci działaczy o nazwie Ostatnie Pokolenie, której działania są mieszanką wszystkich tych, które podejmowano od 2019 roku.

„Musimy wyjść na ulice i wkurwić ludzi”

Flagowym działaniem aktywistów klimatycznych stało się blokowanie miejskich dróg, co przysporzyło działaczom sporych problemów z opinią ludzi, o których uwagę zabiegali. Konfrontacja z nimi okazała się dla jednej z aktywistek XR trudniejsza niż ta z policjantami: „(…) kiedy 27 września przez pół godziny blokowaliśmy rondo de Gaulle’a w Warszawie, to kierowcy byli naprawdę źli. Bardziej niż policji baliśmy się ich reakcji. Krzyczeli, że nas zajebią, że nas pozwą, kazali wypieprzać do PiS-owców”. Takie reakcje nie zraziły jednak uczestników blokad na tyle, by zaprzestać wychodzenia na drogi. Zgodnie z wypowiedziami niektórych zaangażowanych blokady to ostateczny środek protestu, a wspomniany ich efekt jest zamierzony: „Musimy pozwolić ludziom się wkurzyć, ponieważ inaczej nie osiągniemy nic. Przez 30 lat byliśmy grzeczni. Stosowaliśmy takie metody jak petycje czy listy. Wszystko zawiodło. Emisje gazów cieplarnianych dalej rosły, politycy dalej nie chcą nas słuchać. W takiej sytuacji musimy wyjść na ulicę i wkurwić ludzi”. Inny działacz zauważa, że blokady dają medialny rozgłos: „Wszystkie tego typu akcje mają potencjał wzbudzania emocji i pokrycie medialne. Ten temat się przez to pojawia w przestrzeni medialnej (…)”.

Nie każdy wie, że utrudnianie ruchu samochodowego związane jest z postulatem inwestycji w transport publiczny i stworzenia powszechnego biletu miesięcznego za 50 zł na transport regionalny w całym kraju – ta informacja nie jest bowiem wystarczająco nagłaśniania podczas akcji protestacyjnych. Niejasność przekazu to częsty problem ruchu klimatycznego. We wrześniu 2023 roku, gdy bombelki usiłowały blokować Maraton Warszawski, choć blokada odbyła się pod hasłem „żadnego nowego gazu”, miała zwrócić uwagę na fakt, że podczas, gdy warszawiacy biegną po medal, uchodźcy klimatyczni pospiesznie uciekają przed pożarami i innymi kataklizmami wynikającymi ze zmian pogody. Jednak ta dość trudna do dostrzeżenia analogia nie okazała się przekonująca. Prawdopodobnie to właśnie społeczne niezadowolenie z blokad dróg doprowadziło niemieckie Letzte Generation (niem. Ostatnie Pokolenie) do całkowitej rezygnacji z wchodzenia na jezdnię. Jak podała w styczniu 2024 roku Polska Agencja Prasowa, aktywiści „potwierdzili, że skończyli z przyklejaniem się do dróg i ich blokowaniem. Zamiast tego chcą częściej pojawiać się w miejscach »zniszczonych klimatyczne« – w kopalniach, przy rurociągach naftowych, lotniskach, terenach spółki energetycznej RWE”.

Od eschatologii do energetyki

Ogólną narrację jednych z pierwszych w Polsce młodzieżowych organizacji klimatycznych, MSK i Extinction Rebellion, można określić jako eschatologiczny katastrofizm. XR od początków swego istnienia w Wielkiej Brytanii urządzał symboliczne „pogrzeby”, w 2019 roku – dla londyńskiego Fashion Week, w 2024 roku – dla natury. Polscy działacze rozwieszali we Wrocławiu, Warszawie i Trójmieście „nekrologi” dla ludzkości, aby ostrzec, że brak działania dla klimatu doprowadzi nieuchronnie do naszego wyginięcia. Jednym z najbardziej widowiskowych międzynarodowych działań XR są marsze tak zwanych „czerwonych wdów”, czyli działaczek przebranych w krwistoczerwone żałobne stroje. Podobnie jak dla MSK, dla XR protestowanie dla klimatu to kwestia moralnego obowiązku, nakazującego bronić ginącą planetę.

W organizacjach, które powstały później, rozwinęła się odmienna narracja – przekaz RSK miał wydźwięk zdecydowanie optymistyczny, a jego główne hasło brzmiało „Energia w ręce ludzi!”. Zmieniły się też metody – nie apelowano już głównie do przechodniów na ulicach miast, ale do polityków, w tym do Mateusza Morawieckiego, Anny Marii Żukowskiej czy Borysa Budki. Temat zielonej energii skłonił aktywistów do zwrócenia uwagi także na przykład na prezesa Orlenu Daniela Obajtka i inne postaci związane z biznesem paliwowym jako współwinnych problemu wysokich emisji. Jak podaje oficjalna strona kolektywu Gastivists, w sierpniu 2022 związana z kolektywem grupa bombelki „(…) w partyzanckiej projekcji wyświetliła hasła sprzeciwiające się inwestycji w pływający terminal skroplonego gazu (LNG) firmy GazSystem”.

Inaczej niż RSK, bombelki nie zrezygnowały całkowicie z narracji ostrzegania przed niebezpieczeństwem. Na chwilę przed dołączeniem bombelków do powstałej w Niemczech organizacji Letzte Generation, 11 listopada 2023 roku, aktywiści protestowali przeciwko warszawskiemu Marszowi Niepodległości z hasłami „kryzys klimatyczny napędza faszyzm”, „precz z faszyzmem”, „nie dla gazu”. Przerwanie koncertu jubileuszowego w warszawskiej filharmonii 3 marca 2024 roku było kolejnym wyrazem katastrofizmu, nieustannie obecnego w przekazie większości ruchów klimatycznych. Aktywiści skandowali: „Nasz świat płonie, przedstawienie nie może trwać”. Druga prowokacja, czyli oblanie farbą spożywczą pomnika warszawskiej Syrenki, miała zwrócić uwagę na fakt, że opieszałość w kwestii polityki klimatycznej sprawia, że aktywiści są, jak wykrzykiwali, właśnie „ostatnim pokoleniem”. Oburzenie przechodniów było dla działaczy zarówno zrozumiałe, jak i celowe, jak w „Wyborczej mówiła członkini kolektywu, Julia Keane: „Nasze akcje są szokujące i wydają się nie na miejscu, ale z perspektywy czasu widać, że są skuteczne”. Miarą skuteczności jest tu jak dotąd sam rozgłos, gdyż działania Ostatniego Pokolenia są efektem braku odpowiedzi na ultimatum postawione rządowi do czasu minionych wyborów samorządowych w 2024 roku.

Nowy nurt aktywizmu

Strategia przesuwania środka ciężkości działań z apelowania do zwykłych ludzi na konfrontację z konkretnymi politykami czy biznesmenami była zgodna ze strategią powstałej w 2022 roku Inicjatywy Wschód. Wschód i RSK wspólnie bojkotowały na przykład organizowany na Uniwersytecie Warszawskim „szczyt klimatyczny” ToGetAir, gdyż ten finansowany był m.in. przez Orlen i McDonald’s, dwa wielkie koncerny czerpiące zyski z degradacji środowiska. Oprócz protestów aranżowano także otwarte spotkania służące rekreacji i kultywowaniu wartości wyznawanych przez aktywistów – pikniki, silent disco pod sejmem czy tak zwane kręgi opowieści. Wykraczanie poza politykę miało przyczynić się do stworzenia społeczności gotowej porzucić stare podziały polityczne (szczególnie podział PiS/PO) i egoistyczne dążenia, w imię budowania nowej (i zielonej!) rzeczywistości.

Założona przez Dominikę Lasotę i Wiktorię Jędroszkowiak Inicjatywa Wschód rozpoczęła swoją działalność, aby przeciwdziałać zmianom klimatu, ale do dziś jej ambicje znacznie się poszerzyły. Aktywistki chcą wpływać nie tylko na politykę klimatyczną, ale na politykę w ogóle. Pomaga im w tym przychylność mediów nie tylko polskich, ale i zagranicznych. Już w 2022 Deutsche Welle określiło współzałożycielkę Wschodu, Dominikę Lasotę, mianem „polskiej Grety Thunberg” oraz „twarzą polskiego ruchu klimatycznego”, a „The New York Times” nazwał działania Wschodu „nowym typem aktywizmu”. Jędroszkowiak prowadzi w radio Tok FM własną audycję o nazwie „Młoda Polska”, gdzie oprócz tematów kryzysu klimatycznego i zielonej transformacji porusza z zaproszonymi gośćmi problem szeroko rozumianych nierówności społecznych. Jak wskazuje Lasota, inspiracją dla Wschodu był amerykański ruch Sunrise Movement, a wzorowanie się na nim przyniosło inicjatywie spory sukces. Mam tu na myśli między innymi organizację letnich obozów szkoleniowych, podczas których uczestnicy chętni do dołączenia do ruchu mają także okazje wypocząć na łonie natury. Jest to element przyjętej strategii, o której Wschód pisze: „(…) budujemy społeczność osób walczących o upragnione zmiany, ale chcemy też utorować drogę nowym liderkom i liderom, którzy prawdziwie zatroszczą się o rozmaite grupy w naszym społeczeństwie i ich potrzeby”.

Podobnie jak ruch Sunrise, który podejmuje współprace z ruchami o zbieżnych celach czy postulatach, Inicjatywa Wschód udzielała wsparcia szeregowi ugrupowań, m.in. kolektywowi bombelki, górnikom na Śląsku, propalestyńskiemu kolektywowi Kefija czy związkowi zawodowemu Inicjatywa Pracownicza, a także współdziałała z wieloma pojedynczymi postaciami. Takie sojusze pozwalają angażować coraz większą liczbę osób i dawać sobie wzajemnie większy rozgłos. Tak na przykład prowyborczy spot „Cicho już byłyśmy”, skierowany do kobiet, a wymierzony w konserwatywną politykę aborcyjną, zyskał setki tysięcy wyświetleń w serwisie YouTube (i jeszcze więcej poza nim). Kierowanie przekazu do kobiet jest szczególnie ważne, ponieważ według badań to one stanowią większość wśród wyborczyń partii o postępowych postulatach, i to głównie one odczuwają obawy związane ze zmianami klimatu[2]. Jest to ważny element budowania globalnego solidaryzmu, ponieważ jak donosi raport ONZ, to kobiety w krajach rozwijających są najbardziej dotknięte przez zmiany klimatyczne.

Wizja lokalna

Mimo wspomnianych sukcesów trudno powiedzieć jednoznacznie o Polkach, a tym bardziej Polakach, aby czuli się reprezentowani przez taki aktywizm. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy niewątpliwie jest wielkomiejskość ruchu klimatycznego, która determinuje zakres jego działań. W ścisłym związku z miejscem zamieszkania pozostaje poziom edukacji, gdyż zwykle to wielkomiejskie szkoły podstawowe i licea zajmują czołowe miejsca w rankingach, a osoby z wykształceniem wyższym i średnim bardziej niż te z niższym obawiają się zmian klimatu[3]. Dlatego też, jak zresztą większość ulicznych demonstracji, protesty MSK, XR, Inicjatywy Wschód, bombelków i Ostatniego Pokolenia, odbywają się głównie w największych polskich miastach – Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Lublinie, Opolu czy Katowicach.

Duże miasta to także większa dostępność infrastruktury oraz lepszy kontakt ze specjalistami w kwestiach zmian klimatu. W centrum Warszawy organizacje klimatyczne mogą spotykać się w Centrum Aktywizmu Klimatycznego „Gniazdo”, które przyciąga różnego rodzaju organizacje oraz autorów publikacji i naukowców związanych z szeroko pojętą ochroną środowiska. Wyszkoleni działacze zostają, dzięki zdobytej wiedzy, panelistami konferencji i szczytów klimatycznych. Założycielki Inicjatywy Wschód były obecne m.in. na szczytach COP27 i COP28, kolejno w Szarm el-Szejk w Egipcie oraz w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w mieście-symbolu naftowego bogactwa – Dubaju.

Choć działania o wymiarze międzynarodowym są oczywiście istotne, to niekiedy przyćmiewają lokalny wymiar problemów wynikających z degradacji środowiska. Województwo mazowieckie, a w szczególności sama Warszawa, to według danych GUS-u z 2022 roku regiony o najmniejszym odsetku zatrudnienia w przemyśle. Zarazem to w Warszawie największy procent zarobków przeznacza się na edukację[4]. Różnice w stylu życia między małymi i dużymi miastami generują dwa podejścia – lokalne i międzynarodowe, które tworzą dwa fronty walki na rzecz środowiska.

W opisach wymienianych przeze mnie wydarzeń pojawiały się raczej nazwy dużych miast. Na przestrzeni ostatnich kilku lat protestowano jednak także na polskiej prowincji, gdzie mieszkańcy również, a często wyraźniej, bezpośrednio odczuwają skutki zanieczyszczeń wynikających z produkcji przemysłowej czy podporządkowania planowania przestrzennego kapitałowi. We wsi Myscowa mieszkańcy wraz z członkiniami kolektywu Siostry Rzeki od 2020 roku protestują przeciw budowie zbiornika Kąty–Myscowa, wskutek której zalane zostałoby 400 ha ziemi, zamieszkiwanej przez kilkaset osób. W trakcie pandemii, kiedy większe zgromadzenia były prawnie zakazane, w Myscowej protestowały… krowy „ubrane” w transparenty, na których widniały napisy „Nie dla zapory”, „Zostawcie nasze pastwiska”, „Chcę obory nie zapory”.

Tam, gdzie odsetek pracowników przemysłu jest dwa razy większy niż na Mazowszu, czyli na Podkarpaciu, w najstarszej w Polsce specjalnej strefie ekonomicznej Euro-Park Mielec, w 2018 roku odbył się oddolny 15-tysięczny protest. Mieszkańcy wyszli na ulice, aby sprzeciwić się międzynarodowej firmie Kronospan, która samą siebie przedstawia jako „wiodącego na świecie producenta paneli drewnopochodnych”. W Mielcu, bo o tym mieście mowa, mieszka 60 tysięcy osób. Jedna czwarta z nich postanowiła zaprotestować i zażądać zamknięcia zakładu, oskarżywszy go o zatruwanie powietrza i niszczenie środowiska w regionie. Protest z 2018 roku był wyjątkowo liczny, ale lokalna społeczność po raz pierwszy zgromadziła się pod hasłem „Stop trucicielom”, by wyrazić sprzeciw wobec zanieczyszczania powietrza, w 2015 roku. Za organizację wydarzenia odpowiadały Stowarzyszenie Odrodzony Mielec i Mielecki Sztab Kryzysowy AERIS, czyli lokalne zgrupowania usiłujące walczyć z zakładem. Chętnych zaangażować się przeciwko Kronospanowi zapraszano wówczas na spotkania w Samorządowym Centrum Kultury w Mielcu. Niemniej, według „Wyborczej, w 2018 roku, kiedy na ulice wyszło około 15 tysięcy osób, uczestnicy wskazali, że „skrzyknęli się za pośrednictwem mediów społecznościowych”.

W Mielcu mieszka 60 tysięcy osób. Jedna czwarta z nich postanowiła zaprotestować

Podobnie jak aktywiści, którzy „zmieniali” nazwy ulic w Warszawie, tak mielczanie na znaku wjazdowym do miasta umieścili napis „Kronobyl”. Później, w 2019 roku, przez trzy dni bez przerwy blokowali drogę wjazdową do zakładu. W tym samym roku Kronospan chwalił się, że prezydent Andrzej Duda wręczył przedstawicielom firmy nagrodę dla wiodącego producenta płyt drewnopochodnych i komponentów do ich produkcji oraz nadał tytuł Ambasadora Polskiej Przedsiębiorczości. Firma otrzymała także miano Fabryki Roku 2019. Warto dodać, że kilka miesięcy później na kontenerze na odpady w jednej z hal „fabryki roku” umieszczono następujący komunikat skierowany do pracowników: „Czytaj ze zrozumieniem matole”.

Skala szkodliwości Kronospanu jest zatrważająca – i sięga daleko poza Polskę. W październiku tego roku władze Rumunii wszczęły śledztwo w sprawie nielegalnego transportu niebezpiecznych odpadów do Szwecji i fałszowania raportów dotyczących emisji do środowiska przez firmę. Ze względu na niespełnianie norm ekologicznych, budowie oddziału zakładu w Ukrainie sprzeciwiła się lokalna organizacja Ecoclub. Przeciw Kronospanowi protestowali także mieszkańcy miasteczka Chirk w Walii. W wywiadzie dla BBC News mieszkanka Chirk mówiła o „chmurach pyłu” unoszących się w powietrzu na podwórzach i osadzających na parapetach, samochodach czy meblach ogrodowych. Pochodzenie zanieczyszczeń jest znane – wytwarza je tamtejsza fabryka paneli drewnopodobnych Kronospan.

Podobne do opisywanych przez społeczność Chirk spostrzeżenia popchnęły mielczankę Agnieszkę Trelę do pozwania firmy. Jak w lokalnych mediach tłumaczyła kobieta: „Miarka przebrała się trzy lata temu. Wyszłam na podwórko, by usiąść sobie z dzieckiem w basenie. Musiałam wdychać i jeść troty. (…) Nawet w domu czuję ten smród. Ileż to można? Oni są dużą firmą, mają swoich prawników. Natomiast my mamy jedne płuca, jedno życie…”. Kobieta jednak proces ten przegrała, bo jak sama podsumowała: „w walce płotki z rekinem, ta pierwsza szans nie ma”[5]. Mimo oczywistej przewagi firmy dysponującej milionami złotych, mieszkańcy tak licznie angażują się w protesty przeciwko jej działaniom, ponieważ środowiskowe problemy dotykają ich bezpośrednio, a powód problemu mają przed oczami – to kominy fabryk należących do ludzi, którym zdrowie lokalnej ludności jest absolutnie obojętne. Pieniądze zarobione na eksploatacji środowiska w regionie władze firmy przeznaczyć mogą na kary za niekonkurencyjne zachowania na rynku – i bogacić się dalej.

W 2018 roku biuro prasowe firmy zapewniało: „Deklarujemy, że chcemy się zaangażować w programy mające na celu poprawę jakości powietrza w naszym mieście. Proponujemy przyjazne ekologiczne rozwiązania, które sprzyjać będą mieszkańcom naszego miasta. Zależy nam też na proekologicznej edukacji nas wszystkich”. Oświadczenie wydano w czerwcu, czyli trzy miesiące po kontroli dokonanej przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, która, jak podały mieleckie media lokalne, wykazała przekroczenie dopuszczalnych norm emisji pyłów: dwutlenku azotu, dwutlenku siarki i tlenku węgla. Już po ucichnięciu protestów, w 2021 roku, „Wyborcza” opublikowała artykuł na temat opłat, jakie mielecki Kronospan uiszcza za „korzystanie ze środowiska”, i tego jak stara się rokrocznie walczyć z ich podwyżkami. Najwyraźniej taka taktyka się opłaca, bo we wrześniu 2024 roku ogłoszono podjętą przez Kronospan inwestycję w fabrykę papieru dekoracyjnego w Szczecinku, opiewającą na 200 milionów euro(!).

Przykład Kronospanu to tylko jeden spośród mnóstwa innych, które obrazują szkodliwy wpływ niekontrolowanych sposobów produkcji i brak wystarczającej kontroli ze strony organów państwowych. Mimo protestów sytuacja do dziś w zasadzie się nie zmieniła – o czyste powietrze nadal trzeba walczyć. Jednak polski młodzieżowy ruch klimatyczny dotychczas nie zaangażował się w działania przeciwko podobnym zakładom, a potencjał zainteresowania się tym problemem przez lokalną młodzież pomniejsza fakt, że w Mielcu istnieje Fundacja Młodych Liderów, sponsorowana przez miejscowego hegemona, czyli Kronospan.

Przykład Kronospanu to tylko jeden spośród mnóstwa innych, które obrazują szkodliwy wpływ niekontrolowanych sposobów produkcji

Nic o nas bez nas

Piotr Kozub, mielczanin i jeden z organizatorów protestów przeciw „Kronobylowi”, zapytany przeze mnie o zdanie na temat zbieżności celów ruchu klimatycznego i działań przeciw Kronospanowi, wskazał, że te „oczywiście istnieją”. Z drugiej strony podkreślał, że zdawał sobie sprawę z tego, że obecność organizacji podpisanych określoną nazwą mogłaby zadziałać na szkodę poparciu dla protestów.

Liczyliśmy na wsparcie każdego, kto mógłby i chciałby go udzielić. Natomiast sprawdziła się zasada, by taka współpraca nie była etykietowania. Bardzo zależało Nam, by był to szeroki ruch oddolny, bez podtekstów i kontekstów politycznych i ideologicznych. Różne ekologiczne organizacje pomagały, ale jeśli to robiły, to tylko pod przykryciem, bez afiszowania (czego bardzo osobiście pilnowałem). Nie było rozgłosu dla działaczy i »reklamy« dla samych organizacji. Uważam, że masowy udział mielczan był możliwy dzięki takiemu podejściu. Wcześniejsze protesty przeciwko Kronospanowi, które były organizowane pod sztandarem »organizacji« miały bardzo mały oddźwięk.

– mówił Kozub. Zapytany, jako organizator tak dużego protestu przeciw wielkiemu koncernowi, o radę dla młodych działaczy, wskazał trzy kwestie: „apolityczność, egalitaryzm, brak etykietowania”. Trudno jednoznacznie określić, skąd bierze się obawa przed podłączaniem się do działań określonych organizacji. Można jednak domniemywać, że mielczanie nie chcieli być reprezentowani przez obcych działaczy, nieznających realiów Mielca. Aby zaangażować się w protest, potrzebowali pewności, że sprzeciw wobec zanieczyszczania środowiska jest oddolny, a racje za nim stojące nie są narzucane przez jakiś podmiot zewnętrzny.

Biorąc ruch klimatyczny na poważnie

Możliwego wytłumaczenia dla społecznej nieufności względem różnorakich organizacji powiązanych z przeciwdziałaniem zmianom klimatu dostarcza raport „Nowy negacjonizm klimatyczny”. Jego wyniki wskazują, że polityka transformacji energetycznej, ze względu na swój międzynarodowy charakter, staje się obiektem krytyki ze strony partii, których populizm każe im być podejrzliwymi wobec wszelkich międzynarodowych porozumień. Kojarzenie z Unią Europejską zielonej polityki, którą starają się wspierać młodzieżowe ruchy klimatyczne, może przyczyniać się do postrzegania jej jako zmiany narzucanej przez obcą władzę i w cudzym interesie. Jest to kłopotliwe tym bardziej, że raport wskazuje także, iż „każda kryzysowa narracja powoduje natychmiastowy spadek gotowości Polaków do przejścia do OZE. Czyli można powiedzieć, że jak trwoga, to do węgla. Bo węgiel to suwerenność energetyczna – węgiel jest nasz, węglem stoimy, możemy go wydobywać w każdej chwili” – jak komentuje raport jeden z jego autorów, Przemysław Sadura. Katastroficzne narracje młodych aktywistów mogą, paradoksalnie, przyczyniać się do dalszego spadku zaufania Polaków do transformacji energetycznej.

Ten sceptycyzm ochoczo podsycają prawicowe media i politycy prawicy. Jeszcze w 2019 roku, pisząc o pierwszym Młodzieżowym Strajku Klimatycznym w Polsce, dziennikarz „Rzeczpospolitej” określił go mianem „wagarów nie wiadomo po co” i porównał do pierwszomajowych pochodów w PRL. Inny dziennikarz portalu, za politykiem CSU, porównał Ostatnie Pokolenie do Frakcji Czerwonej Armii. Redaktor RMF FM Robert Mazurek w rozmowie z Dominiką Lasotą z Inicjatywy Wschód nazwał aktywistów klimatycznych „grupami rozwydrzonych nastolatek”. O wyjątkowo nietaktowną krytykę pokusiła się „Polityka”, publikując „satyryczny” rysunek aktywistów klimatycznych… z obciętymi głowami. Poseł szczególnie nieprzychylnej zielonej polityce Konfederacji, Ryszard Wilk, udostępnił film, będący fragmentem telewizyjnego serialu, na którym widać mężczyznę strzelającego do dwojga aktywistów klimatycznych, oblewających barwnikiem obraz.

Oczywiście nikt, kto angażuje się politycznie, nie może uniknąć krytyki, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym przypadku krytyka jest wyjątkowo pogardliwa i oparta o brak poważania wobec aktywistów wyłącznie z racji na ich wiek. Pod tym względem polski ruch klimatyczny ma wiele do nadrobienia w porównaniu do podobnych ruchów w Stanach Zjednoczonych czy Niemczech. Jego działalność budzi złość i oburzenie, wynikające z lekceważącego i paternalizującego podejścia, albo swego rodzaju rodzicielską czułość, za którą nie idzie jednak uznanie. Takie reakcje nie sprzyjają budowaniu autorytetu ruchów tworzonych w dużej części przez młodzież.

Nie musi tak być, co pokazuje zagraniczny przykład. Wspomniany już amerykański ruch Sunrise doszedł do głosu w polityce parlamentarnej dzięki połączeniu sił z Partią Demokratyczną i rozszerzeniu swej działalności na wiele stanów. W 2018 roku młodzi Amerykanie zorganizowali „bazy” aktywistyczne, czyli po prostu domy dla wolontariuszy, rozsiane po różnych regionach kraju. Dzięki takiemu rozłożeniu sił mogli wspomóc kandydatów partii w kampanii, chodząc od drzwi do drzwi i rozmawiając z mieszkańcami różnych stanów na temat zmian klimatu i nadchodzących wyborów.

Aktywiści Sunrise zawarli wyjątkowy sojusz z kandydatką postępowego skrzydła Demokratów i najmłodszą kongresmenką w historii USA, Alexandrią Ocasio-Cortez. Wsparła ona ruch Sunrise m.in. w trakcie okupacji biura Nancy Pelosi, aby razem z aktywistami skłonić polityczkę do poparcia Zielonego Nowego Ładu (Green New Deal). Choć wówczas nie udało się wprowadzić w życie postulatów zawartych w czternastostronicowej rezolucji, dyskusja nad nią trwa do dziś. Według portalu Data for progress Amerykanie coraz poważniej traktują problem zmian klimatu, a sam Zielony Nowy Ład cieszy się bardzo wysokim poparciem. Pięćdziesiąt siedem procent wyborców wskazuje, że w wyborach w 2024 roku chętniej zagłosuje na członka Kongresu, jeśli ten będzie współinicjatorem rezolucji w razie jej ponownego wprowadzenia.

Polski ruch klimatyczny ma wiele do nadrobienia w porównaniu do podobnych ruchów w Stanach Zjednoczonych czy Niemczech

(Od)zyskać wiarygodność

Próżno szukać podobnego sojuszu w polityce krajowej. Pojedynczy posłowie i posłanki, jak na przykład Franciszek Sterczewski z KO czy Marcelina Zawisza z Partii Razem, pojawiają się na happeningach organizowanych przez młodzież, aby wyrazić poparcie lub udzielić pomocy w konfrontacji z policją, ale to w zasadzie jedyne momenty współdziałania. Między partiami a aktywistami brakuje postulatu, który połączyłby ich we wspólnej walce.

Polityka nie jest jednak jedynym polem, na którym ruch klimatyczny może (i powinien) szukać sojuszników. Postulat rozbudowywania transportu publicznego, jaki międzynarodowo wysuwają aktywiści Ostatniego Pokolenia i MSK, w Niemczech doprowadził do połączenia sił działaczy MSK oraz związkowców z Verdi, pracujących jako kierowcy autobusów. Pracownicy i młodzi działacze zorganizowali wspólną demonstrację w walce o podwyżki dla zatrudnionych w transporcie. To kolejny, obok wspomnianej już rezygnacji z ulicznych blokad, przejaw poszukiwania nowej strategii, dający dodatkowo możliwość skonkretyzowania trafnych, ale ogólnikowych haseł takich jak „klimat ponad podziałami”.

Takie podejście, naturalnie, nie rozwiąże wszystkich trudności i konfliktów ideowych, jakie otwiera przed ludźmi wizja zielonej transformacji, ale pomoże budować mosty między grupami interesów. Jak wskazuje socjolog ruchów społecznych Piotr Drygas:

Kwestia sojuszy dla ruchów społecznych jest jedną z tych kluczowych – w zależności od teorii, pomaga uzyskać dostęp do zasobów, które inaczej byłyby trudno dostępne, pomaga zwiększyć zasięg czy widzialność, wzmocnić mobilizację. Może także pomóc w realizacji postulatów, jeśli te dotyczą na przykład zmiany prawa, a za sojusznika ma się określoną siłę polityczną.

Z drugiej strony, zły dobór sojusznika może danemu ruchowi odebrać wiarygodność, czego przykładem, według Drygasa, jest warszawska Parada Równości, bo ta, czerpiąc zasoby finansowe od korporacji, straciła wymiar krytyczny i naraziła się na zarzut rainbow washingu. A dla aktywistów klimatycznych kwestia wiarygodności powinna być szczególnie ważna, ponieważ jej podważanie jest od końca lat 90. kluczową strategią kapitału paliwowego. Ujawnił ją wyciek sekretnego planu grupy korporacji i organizacji związanych z przemysłem naftowym (American Petroleum Institute Global Climate Science Communications Team Action Plan, 1998). Plan ten, powstały w reakcji na protokół z Kioto, czyli międzynarodowe porozumienie dotyczące przeciwdziałania globalnemu ociepleniu z 1997 roku, głosił: „Zwycięstwo zostanie osiągnięte, gdy osoby promujące [protokół z Kioto] na podstawie istniejącej nauki będą wyglądać na oderwane od rzeczywistości”.

Wspomniane wcześniej reakcje zarówno zwykłych ludzi, jak i dziennikarzy czy polityków na obecne działania ruchu klimatycznego pokazują, jak głęboko zakorzeniła się w świadomości społecznej ta narracja. Powoływanie się na ekspertów i naukowców tylko częściowo ją podważyło – eksperci nie zawsze są bowiem odbierani jako obiektywni; co więcej, z łatwością można ich przyporządkować do grupy („oderwanych od rzeczywistości”) aktywistów i tym samym zdyskredytować. Zielona transformacja musi zaangażować rzesze ludzi zatrudnionych w szeregu różnych sektorów gospodarki, dlatego działania mające na celu zatrzymanie zmian klimatu nie mogą być planowane jako zadanie dla niewielkiej liczby specjalistów od ekologii i zawodowych aktywistów.

Zyskanie sobie zaufania określonych grup społecznych drogą współpracy, tak jak w przypadku niemieckim czy amerykańskim, może być pierwszym krokiem do upowszechnienia zaangażowania w działanie dla klimatu. Jak wskazuje Drygas, głównym problemem ruchu klimatycznego w Polsce jest brak silnej, przekonującej wizji lepszego świata, która mogłaby zmobilizować do walki. „Bez realnej utopii, do której można dążyć, żadna zmiana społeczna w przeszłości nie zaszła. Myślę, że teraz jest tak samo” – podsumowuje. Na szczęście pomyślenie takiej utopii jest prostsze niż mogłoby się wydawać – przypuszczam, że dla większości mielczan utopią jest ich miasto bez Kronospanu.

[1] Wszystkie tłumaczenia w tekście pochodzą od autorki artykułu.

[2] „Zarówno na poziomie ogółu populacji, jak i w regionach górniczych, kobiety zadeklarowały większe (o około 8–9 punktów procentowych) obawy wobec zmian klimatycznych niż mężczyźni [Wykres 4]”,, raport „Nowy negacjonizm klimatyczny”, s. 8, [https://poledialogu.org.pl/nowy-negacjonizm-klimatyczny-raport-z-badan/], dostęp: 16.11.2024.

[3] Tamże, s. 10.

[4] Wykres „Przeciętne miesięczne wydatki na 1 osobę w gospodarstwach domowych w 2021 r.”, Badanie Regiony Polski 2022, s. 20, [https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/miasta-wojewodztwa/regiony-polski-2022,6,16.html], dostęp: 08.12.2024.

[5] Cytuję tu komentarz do artykułu „Mieszkanka przegrała w sądzie z firmą Kronospan. Musi też zapłacić za proces” zamieszczonego w gazecie „Mielec Lokalnie”, podpisany nickiem „Anna” i sugerujący, że napisała go właśnie Trela, [https://mieleclokalnie.pl/mieszkanka-przegrala-w-sadzie-z-firma-kronospan-musi-tez-zaplacic-za-proces/], dostęp: 10.12.2024.

Samoorganizacja: taktyki ruchów oddolnych

W cyklu prezentujemy analizy, reportaże i rozmowy poświęcone sposobom organizacji ruchów społecznych, związków zawodowych i spółdzielni.

Kliknij, by zobaczyć inne teksty z cyklu.

Zuzanna Antonowicz
studentka filozofii na Uniwersytecie Warszawskim, redaktorka magazynu „Gromady”.
redakcjaKarolina Kulpa
korekta Lidia Nowak

Samoorganizacja: taktyki ruchów oddolnych

W cyklu prezentujemy analizy, reportaże i rozmowy poświęcone sposobom organizacji ruchów społecznych, związków zawodowych i spółdzielni.

Kliknij, by zobaczyć inne teksty z cyklu.

POPRZEDNI

szkic  

Od sfery publicznej do uporu żywej pracy

— Michał Rams-Ługowski

NASTĘPNY

rozmowa  

Wypełniamy feministyczną lukę

— Anna Obłękowska, Krzysztof Sztafa