Agata Puwalska„Funky Forest”, Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2024, 49 stron.
– [Barbara Rojek] No, to tylko powiedz kiedy.
– [z publiczności] Już się kameruje, no.
– [Barbara Rojek] Już się kameruje. No dobra, no to co? No, już czas. Dobra, no to cześć wszystkim. Witam Was bardzo serdecznie. Dzisiaj mam przyjemność poznać z Agatą Puwalską. I też tutaj jeszcze raz for the record powiem, że jest mi niezmiernie miło, bo rozmawiamy w tym samym miejscu, co rozmawiałyśmy prawie – z zegarkiem w ręku – dwa lata temu o poprzedniej książce Agaty „Paranoia Bebop”. No, a dzisiaj spotykamy się na rozmowie o kolejnej książce Agaty, czyli „Funky Forest”. No i parę słów przedstawienia o Agacie, no bo tak nakazuje logika spotkania, żeby wiedzieć, z kim mam przyjemność dzisiaj rozmawiać. Agata poza „Funky Forest” i wspomnianym już kowbojem „Bebopem” ma w swoim dorobku książkę „Haka!” – to jest książka debiutacka z 2021 roku — oraz najnowsze „Otwarte Światy”. No, bo w tym roku Agata dwiema książkami nas zaszczyciła, więc jest to czytać. Poza tym Agata jest redaktorką kwartalnika „Kontent”, gdzie prowadzi również swój otoczny cykl felietonów „Składam ogień”, poświęconych poezji. Poza tym jeszcze Agata tłumaczy z portugalskiego.
– [Agata Puwalska] Niewiele…
– No, ale trochę tłumaczy, więc w ogóle jest człowiekiem orkiestrą. I w ogóle jest wspaniała, więc cieszę się, że dzisiaj mogę z Agatą porozmawiać. Spotykamy się tu oczywiście dzisiaj dzięki uprzejmości Młodszej Siostry, która nam przestrzeń udostępniła, ale również dzięki uprzejmemu finansowaniu Miasta Stołecznego Warszawa. No i myślę, że tak, żeby tak nie rozmawiać na sucho, to poproszę Agatę o przeczytanie czegoś. Nie wiem, jaki masz pomóc na pytanie, czy zaczniesz od początku po prostu, czy w jakiejś inne logice…
– Właśnie chyba zacznę od początku. Wydaje mi się, że to będzie najlepsze w przypadku tej książki, bo w sumie to nie są to wiersze, tylko poemat i może tak najłatwiej będzie zobaczyć cokolwiek.
– Tak, żeby publika poczuła, żeby nie rozmawiać tak zupełnie na sucho. Czytaj Agato, ile masz ochotę.
[czytanie autorskie]
– Dzięki bardzo. Myślę, że trochę wiemy, z czym mamy do czynienia w „Funky Forest”. Tak jak Agata powiedziała, jest to poemat o specyficznej konstrukcji, o co jeszcze cię, Agato, zapytam. Ale wymyśliłam, że będę się dzisiaj starać „Funky Forest” rozpakowywać tak pomalutku. To jest książka, która się nie daje zjeść na raz i rozgryść na raz. Trzeba się nad nią troszeczkę pogłowić i też dla mojego własnego komfortu jako osoby prowadzącej będę cię pytać po małych fragmentach i może do czegoś wspólnie dojdziemy. Co wynika też z tego, że jest to najbardziej taka domknięta w swoich książkach dotychczas, no to nie jest to po prostu zbiór wierszy, które w oczywisty sposób ze sobą zawsze korespondują, ale tutaj ta domkniętość jest dużo bardziej wyraźna. Więc tak na rozgrzewkę chciałam Cię zapytać o sam tytuł książki, bo oczywiście jeśli ktoś trochę poklikał, albo się trochę zna na kinie japońskim – ja się nie znam absolutnie – no to wie, że istnieje taki film jak Funky Forest. No i jak się przeczyta nawet nieduży fragment Funky Forest, to się widzi jakby… Można było to właściwie łatwo rozwiązać. Tę zagadkę. Że Funky Forest, można to opisać jako taki komediowo-surrealistyczny body horror dziwny, składający się z małych, krótkich filmów, które opowiadają o jakichś dziwnych zdarzeniach i ludziach, z którymi dzieją się dziwne rzeczy, którzy mają dziwne deformacje ciała, dziwne funkcje, dziwne możliwości. No i oczywiście można to jakby łatwo rozpakować, że no tak, no to w Funky Forest mamy krótkie fragmenciki. Albo mamy dziwne obiekty, które się znajdują w tej przestrzeni, którą jest Funky Forest. No ale ja się zaczęłam też zastanawiać nad samym… Jako że wiem, że u ciebie, Agata, nigdy nawiązania nie są takie proste, to nie chodzi o to, żeby domyślić się, że jest taki film jak Funky Forest. No ale nad samym tym przymiotnikiem „funky”, bo wydaje mi się, że on jest jakoś tutaj adekwatne po lekturze twojej książki. No bo funky wiąże się z takimi niekoniecznie łatwo się uzgadniającymi skojarzeniami. No bo mamy oczywiście muzykę funk, jak coś jest funky, to jest takie niezwykłe, ciekawe, ale też takie trochę dziwne. Jak coś mamy do funky smell, to już jest takie podejrzane. No ale też funky to jest chyba trochę jakiś taki niepokój, zaniepokojenie, coś takiego. I właśnie chciałam w drodze zapytać, co z tego szerokiego funky jest w tym Funky Forest. Zanim w ogóle przejdziemy do tego, czym ten Funky Forest jest.
– Chyba właściwie, no sporo z tych elementów, które wymieniłaś jest w tym Funky Forest. Natomiast na pewno, no tu nie szłabym znowu w coś takiego, no znowu niestety trochę ukradłam, no tak przyznaję. Ostatnio właśnie z Kubą Skurtysem rozmawiałam o tej książce i mu się nie przyznałam. No ale ty tak mnie zmusiłaś, przycisnęłaś, więc nie mam wyjścia.
– Mało kto ten film zna, na pewno to niszowa produkcja. Ja no to jakoś tam trafiłam, ale to wiesz.
– To znaczy historia jest właśnie taka, że jak zaczęłam pisać te pierwsze elementy, to trochę było na zasadzie takiej, że właściwie prawie miałam już skończone te „Otwarte światy” i sobie myślałam, no to dopisuję kolejne coś, ale to właściwie nie do końca jest dla mnie wierszem, bo brakuje mi… bardziej miało to dla mnie taki charakter części pewnego elementu wiersza, ale nie całego skończonego wiersza. Ja mam tendencję do takiego dosyć mocnego puentowania wierszy i oczywiście też dobrym rozwiązaniem jest brak tych puent i bardzo fajnie to w wielu wierszach działa, ale dla mnie to co wtedy sobie zaczęłam pisać to były właśnie takie elementy, które domagały się kontynuacji, były częściami jakiejś większej opowieści, natomiast niekoniecznie były takimi niespuentowanymi wierszami samodzielnymi. No i wtedy w ogóle jak sobie to pisałam, to tak byłam zainteresowana relacjami, emocjami, takimi rzeczami, tak to sobie nazywałam. No i właśnie poszłam na ten film do kina i notabene poszłam na ten film do kina tutaj w Warszawie w ramach festiwalu Pięciu Smaków i po prostu poszłam zaskoczona i stwierdziłam, że w ogóle genialny tytuł i taki tytuł, który by mi też pasował właśnie do tych nowych rzeczy… bo ja sobie wtedy pomyślałam i wtedy powstał jeden z tych pierwszych tekstów o „lesie ludzi” i że mogę pisać o lesie, który nie jest lasem i w którym nie ma tych drzew – tylko jest wielość ludzi, relacji, powiązań, emocji i to wszystko, co na nas oddziałuje no i stwierdziłam, że właśnie to wszystko ma taki charakter dla mnie funkowy. Bo jest takie nieregularne, czasem właśnie dziwne, tak jak powiedziałaś, czasem wyzwala to różne lęki, niestety. Czasem z kolei bywa jakieś takie no odjechane i radosne i ciekawe… czasem z kolei bywa jakieś takie no objechane i radosne i ciekawe i po prostu wydawało mi się, że też muzyka funkowa, której jednak wtedy trochę słuchałam, też polegała na takim wytrącaniu z harmonii i nie raz jest bardzo kołysząca i przyjemna, a później nagle się coś dzieje… zupełnie odwraca sytuację też, by do tego pasowała. Natomiast później, jak to już w trakcie pisania, to to jeszcze gdzieś tam ewoluowało, więc nie powiedziałabym, że znowu tak jak przy Cowboyu Bebopie, że to była inspiracja taka, że ja znowu streszczałam film, absolutnie nie! Chociaż jak później na przykład sobie to teraz przed spotkaniami czytałam i się przygotowywałam sobie przeczytałam teraz jeszcze tak porządnie, no to tam na przykład się pojawia motyw lin i […], no i te liny też na przykład w którymś elemencie tej opowieści surrealnej gdzieś tam występują, właśnie w tym filmie. Natomiast no mi się one wtedy jeszcze wzięły z czegoś innego, natomiast gdzieś tam wydaje mi się, że te wszystkie rzeczy się w tym gromadzą no i mimo, że ten poemat ma w sumie taką dosyć strukturę w miarę regularną i skonkretyzowaną no to chciałam, żeby on jednak był taki funkowy.
– Moim zdaniem absolutnie jest. Tak nawet na takiej zasadzie, że ja się przygotowując się do tego spotkania trochę zastanawiałam czego tu się uczepić, bo tak naprawdę w każdej tej całostce występują takie jakieś słowne niespodzianki, że cały czas człowiek jest wystawiony na właśnie takie funkowe skręty. To jest moja refleksja, a też apropo właśnie tego nawiązywania czy streszczania filmów właśnie tak chciałam to pociągnąć to, co mówiłaś, że to jest trochę tak jak „Cowboy’u…”, że mi to sprawia taką szaloną intelektualną przyjemność. Że Agata ma swój szczególny sposób nawiązywania, czyli chodzi o to, że możesz nawet odkryć to, że to jest nawiązanie jakieś tam – no powiedzmy, że do Funky Forest – ale to nie chodzi o to, że ci wtedy wszystko wytłumaczy, albo że zrozumiesz jaka jest estetyka tego. Tylko że ty po prostu pewne – ja to przynajmniej tak bym opisała – że pewne struktury, jakieś takie założenia bazowe, na których możesz sobie coś tam dalej budować, no nie? Na przykład budowanie fragmentami albo z drugiej strony, że… też jak się przygotowywałam to sobie obejrzałam rozmowę z twórcami tego filmu… nie obejrzałam go, bo on jest trudno dostępny, tak, no ale chciałam coś posłuchać i właśnie jeden z tych twórców tak zapytany co w ogóle, skąd ten film się wziął to tak radośnie odpowiedział, że chcieliśmy stworzyć taki Funky Forest, czyli taki fajny las, gdzie się dzieją fajne rzeczy, jakieś miejsce takie. No i ja sobie pomyślałam, że w sumie no właśnie trochę tak jest – że ten twój „Funky Forest” to jest jakieś takie miejsce, no tylko właśnie trzeba dojść, co to jest za miejsce i o to chciałam cię trochę podpytać, bo tak jak rozmawialiśmy trochę przed spotkaniem – na samym wejściu do „Funky Forest” pojawia się pewien trop. Pojawia się motto z Stefana Themersona, to jest w ogóle takie bardzo nobliwe i oneśmierające, bo Themersona tak się aż dobrze nie zna, dużo się nie czyta […]… Czy to jest jakby, trzeba dochodzić, dlaczego to jest akurat Themerson, jak się chce zrozumieć, czy to wyłącznie… bo żeby też osobom, które jeszcze nie miały w ręce książki przybliżyć, to motto Temersona, w którym jest wspomniane, że mamy do czynienia z wejściem do puszczy. Do lasu, ale to jest taki specyficzny las, w którym dojrzewają „pragnienia i porażki, słońca i motyle, alfabety i uśmiechy”, czyli nie las złożony z drzew na pewno, ale jednak zaczyna się tu jakaś podróż. Albo przynajmniej wkroczenie do jakiegoś lasu. No i czy tutaj Temerson to jest taki tylko, bo była puszcza czy to była jakaś dłuższa przygoda poetycko-intelektualna.
– Właśnie ta przygoda poetycko-intelektualna może nie dłuższa, nie jakaś strasznie obszerna ale była! Natomiast ona się zadziała już niestety – albo stety – ale właściwie to praktycznie w większości, kiedy praktycznie całe „Funky…” było napisane. To było tak, że ja napisałam to „Funky…” i czegoś brakowało – i wydawało mi się, że potrzebny mi jest jakieś takie właśnie intro, jakiś dobry cytel. A że akurat wtedy zaczęłam czytać Themersona i właściwie jego prozę, ale też trochę wiersze, też trochę jakieś eseje, bardzo mi się podobał taki zbiór jego wierszy – jakichś takich esejów czy fragmentów próz – który był zatytułowany „Jestem czasownikiem”, bo ono sobie w ogóle tak mówił, że jest czasownikiem, nie rzeczownikiem. I ta koncepcja mi się bardzo podobała, bo jeszcze przy „Paranoi…” było dla mnie ważne, żeby jednak więcej używać tych czasowników, żeby zaakcentować to dzianie się. No ale tutaj właśnie wtedy trafiłam na czegoś… w ogóle Themerson był później autorem tej poezji semantycznej, która niejako tak bardzo stawiała nacisk na to, żeby ograbić poezję z emocji, żeby podawać dokładne znaczenia słów, wręcz słownikowe, co właściwie jest przeciwieństwem akurat tego, co ja lubię w poezji, bo ani nie chcę, żeby wszystkie słowa miały bardzo wyraźnie zdekodowane znaczenie, ani za bardzo też nie jestem za tym, żeby pozbawiać poezji z emocji. Wprost przeciwnie, wydaje mi się, że poezja jest w pewnym sensie nie tylko grą intelektualną, ale grą na emocjach, natomiast w ogóle jego cały dorobek – jego i jego żony – te wszystkie filmy, właśnie takie trochę z dużą dozą ironii i poczucia humoru, podejście do twórczości i do świata, no to mi bardzo imponowało i trafiłam właśnie na fragment z takiego jego poematu […], który jeszcze chyba przed tą erą semantyczną został napisany…
– Sama tłumaczyłaś to, Agato?
– Nie, to właśnie wzięłam z tej książki „Jestem czasownikiem”. I nie mogłam znaleźć – wydaje mi się, że to było przez niego napisane po polsku, że to jeszcze, nie wiem, nie mam pojęcia… nie było podanego…
– Ja kiedyś czytałam, że po francusku, ale jakby ogarnianie co on po jakiemu napisał jest dość problematyczne…
– w każdym razie w tej książce nie było zaznaczone w jakim języku to napisał i czyje to jest tłumaczenie, więc jakoś tak założyłam, że pewnie jest to tłumaczenie… że może to było po polsku, może popełniłam tu faux pas… ale też i razem ten staf pasował ze względu na to, że ten Themerson… i wtedy miałam też koncepcję że chcę, żeby na okładce był Karol Hiller, ten okres – trochę awangarda,trochę taka awangarda nie narzucająca się w pierwszej kolejności, a z drugiej strony jest ta puszcza, czyli jest wejście w las, a mnie jeszcze bardzo zachwyciło w tym fragmencie to, że są bardzo fajne przerzutnie tutaj. I można bardzo różnie to czytać, bo można czytać „pragnienia i porażki słońca i motyle, alfabety i uśmiechy”, ale można też czytać „nocy pragnienia, porażki słońca, motyle, alfabety” – i wtedy zupełnie to ma inny kontekst, jest takim […] funkowe, zdecydowanie więc stąd się wzięło.
– Ja też miałam taki strzał, którego bym pewnie nie napisała w żadnej recenzji, ale mogę to powiedzieć, ale też bym to trochę podjęłaś… apropo tej poezji semantycznej. Bo ja sobie pomyślałam, że może to chodzi trochę o to, że w tym „Funky Forest” są takie momenty, kiedy to właśnie… co można nazwać, co można opisać jest jakoś tam dyskutowane, no i może właśnie w jakimś takim napięciu z tym Themersonem, że on się starał dokonać trochę takiego… zrobić z poezji rachunek logiczny, że wszystko musi mieć swoje odniesienie. A tutaj w „Funky Forest” czasem jest tak, że czytamy, że słowa, został ostatni bastion, że ma się tylko „słowa, tylko słowa”, ale z drugiej strony mamy ten trigger, nie można niczego nazwać, no nie? Trochę podobne stawki.
– Tak, tak tam jest też taki fragment, że spojrzenie dotyka, ale nie przekazuje obrazu i też coś takiego, że no w sumie tam jest dosyć dużo… no często w tym poemacie pada słowo „emocja”. I „emocje”, także na tej zasadzie…
– Że nie ma informacji, tylko są emocje, coś takiego. Nie no, taak właśnie mówiłam o tym, że to jest jakby podpowiedź, która potem nie do końca ułatwia, no ale z drugiej strony wskazuje nam trochę z jaką sytuacją mamy do czynienia i ten początek jakoś to jakby pociąga, że dokonujemy jakiegoś wejścia do jakiegoś miejsca, do jakiegoś lasu, ale czytamy, że las nie jest lasem. Że to jest stan umysłu, że to jest stan las dźwięków, ludzi, związków i tak dalej. No więc rozumiemy, że ta themersonowska puszcza, która też nie jest lasem, że ten forest, las to jest tylko jakaś metafora, no nie? Ale z drugiej strony… no więc ja tak po przeczytaniu tej pierwszej strony, gdzie się pojawia wspaniała absolutnie moim zdaniem metafora tych drzwi obrotowych […], że wchodzimy do wnętrza albo […] oczy, to sobie pomyślałam, że to będzie taka właśnie podróż wewnętrzna, pewna introspekcja, no ale.. i tutaj oczywiście widze utrzymuję to założenie, że my tu mamy do czynienia z jakąś taką bardzo specyficzną podróżą do jakiegoś wnętrza, no ale z drugiej strony już na samym początku ten las okazuje się być taki bardzo rządzący się swoimi prawami. No napotykamy pierwszą bramę, a za tą bramą są tam ogrody, teatry, są różne stworzenia niesamowite, więc z jednej strony las jest tylko metaforyczny, ale z drugiej strony ten „Funky Forest” to jednak jest jakaś przestrzeń niezależna, no i właśnie mogłabym tak to rzucić, żebyś poopowiadała, bo to jest strasznie ciekawe
– Jeżeli chodzi o las jako introspekcję i o ten stan umysłu to wydaje mi się, że to jest jak najbardziej taki trop. Jest to jakaś taka podróż wewnętrzna, która dzieje się pewnie w głowie i w tym sensie to miejsce nie jest jakieś ogromne, natomiast z drugiej strony – jeżeli mogę sobie sięgnąć – bo wydaje mi się, że to jest też taki trop w „Panoptikonie…”, w takim fragmencie, że to wszystko się dzieje, tam jest takie stwierdzenie na niewielkiej „myśli rozpadają się geometrycznie”, a później jest „a wszystko to […] na niewielkiej przestrzeni”, wcześniej w przyspieszonym tempie światy powstają, wnikną, rodzą się cywilizacje. I wydaje mi się, że nasze umysły są trochę takim miejscem, że ta przestrzeń jest no niewielka, ale to co się w nich rodzi, powstaje i to jak my przetwarzamy różne rzeczy to sobie wyobrażamy, co odczuwamy, jak odbieramy to co wokół, co przychodzi z tego zewnętrza, to to jest trochę taka no wręcz alternatywna przestrzeń i alternatywny trochę świat – i ze względu na to, że odbieramy różne rzeczy, no też ten odbiór jest związany właśnie z naszym stanem psychofizycznym, ale też z naszą wiedzą i z naszą jakąś empatią, wrażliwością… bardzo różne czynniki się na to składają, no to te różne rzeczy, które później tam się rodzą i rozkwitają no to właśnie nieraz urastają do takich światów może bardziej podkręconych niż to, co jest na zewnątrz…
– Nie no właśnie jak tak jakoś złapałam ten trop i czytałam to mi się strasznie spodobało, że to jest taka próba napisania o introspekcji, która nie jest jakby takim stereotypowym myśleniem o introspekcji, że ja sobie tam zaglądam w duszę i tam w mojej duszy tam w głowie i tam widzę emocje… tylko że po pierwsze, że tam po prostu kłębią się rzeczy, a wręcz są takie momenty, gdzie to takie jakieś produkowanie dziwnej rzeczy czy takie mamienie jest jakoś takie faworyzowane, że tam jeden z podmiotów czy jakiś podmiot mówi że właśnie najbardziej lubi swój umysł, kiedy on tam coś tam coś tam zmyśla, coś tam tworzy no nie? Ale z drugiej strony, że tak nie jest też łatwo określić, że no tam powiedzmy mamy jakiś podmiot, który właśnie sobie zagląda do głowy i tam widzi różne rzeczy, chociaż na początku się pojawia, że tam jest mój mózg i tam jadę do mojego mózgu… no ale szybko dowiadujemy się, że występuje tam jakiś bohater, którego tak naprawdę nie ma na początku, no bo bohatera się dopiero szuka. No i jest jeszcze bohaterka, więc to mi się wydało szalenie interesujące, że mimo że to jest książka o introspekcji, to tam tak jakby tych bohaterów i potencjalnych podmiotów jest namnożone. I oni są tacy jeszcze strasznie niejednoznaczni, że tak naprawdę nie wiadomo, gdzie ich złapać, więc właściwie o to Cię chciałam zapytać: skąd się wzięło to całe „bohaterstwo”, jak potem o nich piszesz i co to w ogóle jest za konstrukcja…
– Może będę tak trochę… nie zawsze będę mówiła skąd się wzięli…
– O genezy twórczą nie potrzebuję odpowiedzi… bardziej chodzi mi o jakby…
– Bo trochę tak… nawet z tą introspekcją to nie było tak, że ja sobie założyłam, że napiszę „jasne”! Najpierw były te emocje i relacje, a później w pewnym momencie sobie uświadomiłam, że właściwie o czym ja tak naprawdę piszę. Natomiast jeżeli chodzi o tego bohatera i bohaterkę to też się różni… Może tak: ja ich w tym momencie widzę tak, że w jakimś sensie ten poemat – ja go nazwałam „Poematem pozoru” i może trochę o tym opowiem i wtedy dojdę do tego bohatera i bohaterki – no to jest to jakaś tam pewna dyskusja może z w ogóle z poematem epickim… na przykład Patryk Kosenda, który to redagował stwierdził, że dla niego to powinno mieć to podtytuł nie „Poemat pozoru” tylko „Epos pozoru” i może dla mnie z tym „epos” to już było za dużo. Stwierdziłam, że jakbym coś takiego tam napisała to… nie wiem jakby to się skończyło. Natomiast chodzi mi o to, że trochę rzeczywiście ja tam sobie dyskutuję z takim poematem, z takim rozumieniem bohatera w znaczeniu takiego poematu epickiego, który ma właśnie bohatera, który jest najczęściej jakimś bogiem albo półbogiem, albo jakimś herosem i właśnie tam sobie dryfuje po tym świecie i w związku z tym poemat ma taki bardzo podniosły ton – i różne rzeczy się dzieją, i on tak naprawdę coś osiąga i coś niesamowitego wyczynia. Natomiast dla mnie trochę to było na zasadzie, no nie wiem, z takimi eposami, sobie myślałam „Epos o Gilgameszu”, prawda? Natomiast tak naprawdę ten bohater to jest troszeczkę taka dyskusja z samą koncepcją takiej narracji… bo właściwie jak sami o sobie myślimy to często sobie tworzymy jakieś tam narracje i sami sobie snujemy pewne opowieści i tak naprawdę ta introspekcja też ma taki charakter snucia pewnych opowieści o samym sobie i w tym momencie tak naprawdę bohater i bohaterka są dla mnie takimi trochę przeciwieństwami. To znaczy: bohater jest cały czas tą sferą umysłu, która nie chce zmiany, która jest bardziej taka pełna stagnacji, przywiązana do tego co było, bardzo połączona z przeszłością, a bohaterka jest z kolei tą częścią, która właśnie się zmienia, jest bardziej w ruchu, czegoś doświadcza i która właśnie trochę dyskutuje z koncepcją takiego bohatera w stylu herosa takiego bohatera w stylu herosa. No a jeśli chodzi o bramy, no to one się po prostu jakoś tak pojawiły. I wydaje mi się, że one mają trochę na celu też takie zamieszanie. Najpierw miały na celu takie trochę sprawienie wrażenia, że rzeczywiście ta podróż się zmienia, więc przechodzimy kolejne bramy. A tak naprawdę, czy przejście kolejnej bramy jest czymś zmieniającym coś w naszym życiu? No niekoniecznie, to jest właśnie tylko kolejny pozór, który mówi, że, no nie wiem, w momencie poprzez przejście czegoś, to my możemy dostać jakiegoś olśnienia. Tak naprawdę te zmiany dzieją się nieraz w sposób zupełnie…no taki…niezauważalny.
– [Barbara Rojek] Też właśnie się na tym złapałam, że główne założenie… że myślałam o tej książce, że to jest podróż, że to jest jakieś przejście przez ten las, właśnie wzięłam stąd, że są bramy, oni przechodzą kolejne bramy. Ale potem sobie pomyślałam, że właściwie nigdzie nie sugerujesz, że to jest dojście do jakiegoś punktu docelowego, bo przecież te bramy nie są ponumerowane w żaden sposób. A kiedy mamy do czynienia z tymi fragmentami, które są zatytułowane jako „pierwsze ekspozycje”, to tych pierwszych ekspozycji jest chyba z osiem. I zdałam sobie sprawę, że to nie jest kumulujące się, ale tak jakby…powiedzmy ponawiające się cały czas. I to było bardzo ciekawe.
– No tak, bo te pierwsze ekspozycje to są właśnie te klocki, ja sobie to nazywałam tak roboczo klockami. Te pierwsze ekspozycje to są klocki właśnie z bohaterem. No i on za każdym razem pojawia się w ramach pierwszej ekspozycji, no bo za każdym razem jest taki sam. A z drugiej strony, właśnie jeśli chodzi o bramy, to też jest taka brama, no niby to miało być rozdzielone, że są osobne klocki z bramami, osobne z bohaterami, ale w jednej bramie pojawia się niestety bohaterka, bo tak akurat wyszło. No ale właśnie ta brama jest wręcz dla niej ograniczeniem, zatrzymaniem w tej podróży, a nie pójściem do przodu. No ale z drugiej strony mnie bardzo zależało, żeby to wszystko było takie zapętlone, takie nawracające. Właśnie, bo wydaje mi się, że to jest ciekawe w tym funky, że tam jest cały czas wrażenie ruchu i wrażenie przesuwania się, ale tak naprawdę nic się nie przesuwa, bo wszystko dzieje się w tym umyśle. I jednocześnie jest jeden element, który się przesuwa, czyli bohaterka, a drugi element jest cały czas w tym samym miejscu. Więc jest taka opozycja.
– Tak, no właśnie też ciekawe jest to, jak potem w różny sposób są komentowani bohater i bohaterka. Na przykład bohater w pewnym momencie staje się trochę takim jakby…pojawiają się takie fragmenty, gdzie jest mowa o tym, że może właśnie zabić w sobie bohatera, schować bohatera i go zniknąć. Że on staje się taki trochę bardziej obcy. Ale też właśnie bardzo mi się podoba to, co powiedziałaś o tym eposie, czy poemacie, w każdym razie w tym takim epickim elemencie. I tym, że trochę to ma być gra z tym, że mamy tego jednostkowego bohatera. Bo fajnie to się łączy z tym, że również właśnie ta introspekcja jest czymś takim, gdzie nam się wydaje, że my mamy doskonały dostęp do swojego wnętrza, że możemy po prostu spojrzeć sobie w głowę, w duszę czy w cokolwiek. A ten bohater i bohaterka wprowadzają trochę taką „trzecioosobowość”. Mamy trochę bardziej przedmiot…dwa przedmioty niż ten podmiot, który jest taki siebie w stu procentach świadomy. I mi się to wydaje bardzo ciekawe, bo jest takie nienaiwne myślenie o introspekcji. Napisałaś książki, która opowiada o wglądzie w siebie, a nie jest jakaś taka konfesyjna czy (nie jest) spojrzeniem w swoją duszę.
– Może dlatego, że myślałam na początku pisząc o tych innych elementach, czyli bardziej o tych relacjach i emocjach. I po prostu zostawiając tych wszystkich bohaterów, nagle się okazało, że wychodzi z tego taka introspekcja.
– Właśnie parokrotnie się, przede wszystkim na początku i potem na końcu już przy ostatniej bramie, pojawia się ta metafora właśnie układu, takiego sieciowego układu, którego specyfiką jest to, że jakby się jeden element się poruszy, to wszystko się porusza. I to są właśnie te relacje, ludzie i te wszystkie rzeczy, które się składają na ten las. No i właśnie to się też pojawia przy ostatniej bramie, gdzie się dzieje jakieś takie dziwne zdarzenie, że między bohaterami wyrasta ściana. Ja właśnie sobie tak wyobrażałam, że bohater i bohaterka są w pewien sposób tacy biegunowi wobec siebie. I w pewnym momencie następuje między nimi jakiś rozdział. No i to jest też moment takich bardzo ciekawych fragmentów „Funky…” właśnie o stracie, która jest rekonfiguracją układu, która jakby ponawia stworzenie się układu, tylko z innymi elementami. No więc może jeszcze przy okazji tego bohatera i bohaterki właśnie ta końcówka, kiedy następuje jakieś takie oddzielenie. Ja to sobie tak wyobrażałam, że może to jest jakieś takie porzucenie jednej persony, którą w sobie budujemy, albo takie jakieś rozczłonkowanie, no nie wiem. Ale też oczywiście się ja się boję, że ty opowiesz wszystkim całą swoją książkę i wszystkie klucze interpretacyjne dasz.
– Ale właśnie tutaj nie wiem, czy dam. Bo to jest moment, który ja sobie przynajmniej tak wyobrażam, ale może wydaje mi się, że można też pewnie jakiś inny klucz do tego znaleźć. Że właśnie jest taki moment…że cały czas w tym poemacie funkcjonuje bohaterka i bohater. A to jest ten moment, kiedy jest tak naprawdę wykazane, że trochę ten rozdział jest sztuczny. Że tak naprawdę to są elementy pewnie tej całej osobowości. Że wbrew pozorom ta ściana i to takie rozdzielnie to nie… w każdym z nas coś, co chce zachować przeszłość; z drugiej strony są to tylko zmiany w bardzo różnym nasileniu. I w związku z tym trudno mówić, że się jest tylko takim albo tylko takim. I w tym sensie ja sobie ten „klocek”, tę ostatnią bramę ze ścianą…też dla mnie ciekawą koncepcją była brama, czyli coś, co niby właśnie prowadzi do tego przejścia, ale jednak jest mniej… coś, co ogranicza przejście.
– No tak, no bramy można zamknąć. Ale tak, bardzo mi się jakoś tak, jak teraz to powiedziałeś, to mi zakliknęło też w głowie, że właściwie „Funky Forest” też w całej swojej strukturze jest trochę taką opowieścią o kazamatach umysłu, w którym nie wszystkie procesy są jawne, niektóre bramki można zamknąć i otworzyć. Albo, że na przykład nie wszystkie procesy są takie jawnie uchwytne. I to mi się skojarzyło z tym, że tyle razy pojawia się ten klocek właśnie zatytułowany „Insider Trading”. No właśnie. Są takie rzeczy, które opierają się na informacjach, które są trochę tak „na nielegalu” wymieniane.
– Tak, tak, tak. Bo właśnie insider trading to jest taki handel informacją niejawną. Ja na początku ten klocek sobie wyobrażałam jako taki klocek, który… no taki trochę głos odautorski sobie wyobrażałam. Myślałam, że to będzie taki głos odautorski, w związku z tym to będzie właśnie tutaj przekazuje coś jako autorka, na przykład, że mam problem z znalezieniem bohatera. I to właściwie trochę ewoluowało. I tak naprawdę wydaje mi się, że ta insider trading to działa w tym poemacie trochę jako taki krytyk wewnętrzny. Że nie wiem, Tomek Bond nazwał ten głos „panem marudą”. I w sumie mi się to bardzo podoba, bo trochę to jest właśnie coś, co tak nas w jakimś sensie nieraz ogranicza, co nas tak kłuje od środka. Ja bym trochę ten insider trading z kimś takim utożsamiała. A z drugiej strony no właśnie wydaje mi się, że tam te wszystkie elementy takie, które dotyczą… zgadzam się, że one są nie zawsze uświadomione, a z drugiej strony wydaje mi się, że te rzeczy związane z tym bohaterem, który właśnie ma być zamknięty w skrzynce magika, albo że się go poszukuje, a w sumie się go nie poszukuje. A też jest taki moment, że właściwie ten bohater ma sam problem z odwagą, z jakimś funkcjonowaniem i wydaje mi się, że to jest właśnie ta dyskusja trochę z tym bohaterem, z takim mitem bohatera, jako właśnie tej osoby, która sobie zawsze świetnie ze wszystkim radzi, brnie do przodu, nie popełnia błędów, jest herosem i wygrywa życie. Trochę ta narracja chyba nam się wszystkim przejadła.
– Tak, bo przecież bohater też ma takie problemy w „Funky Forest”, że drażnią go jakieś takie nierówności rzeczywistości, że cały czas coś mu tam przeszkadza, jakieś wypustki, balkony, jakieś nierówności i że tak jakby tak, gdzie on, jakby był bohaterem eposu, tak miałby się posuwać jakoś tam, pokonując kolejne przeciwności, tutaj jakby cała rzeczywistość jest dla niego drażniąca.
– A z drugiej strony czasem wpada w takie właśnie myślenie, takie piękno-wzniosłe, słowa, z których wynika nie wiadomo jaka rzeczywistość.
– Podoba mi się to, co powiedziałaś, ten insider trading, to jest taki krytyk czy „pan maruda”. Ale też niektóre te klocki insider tradingowe mi przypominają trochę jakieś takie sentencje zanotowane na przykład na boku jakiegoś, nie wiem, dziennika podróży, bo tam niektóre są takie aforystyczne, że tak jakby „pamiętaj na przyszłość”, albo podsumowujące. Bo w ogóle tak „Funky forest” trochę tak się, też się trochę właśnie czyta jak taki dziennik podróży ze względu na tę fragmentowość, ale jeszcze ostatnim wątkiem przy okazji bohatera i bohaterki to jest taki fragment, w którym piszesz o tym, że mimo że mamy do czynienia z takim rozproszeniem tej podmiotowości, tak jak mamy bohatera, bohaterkę, oni są tacy trudno uchwytni na wszystko co jest dookoła, to że właśnie w tym rozproszeniu osiąga się największe skupienie, takie rozumiem skupienie, to znaczy taką jasność widzenia tego, co my tam w sobie mamy, czy jakby w przypadku, co się w „Funky…” po prostu dzieje. Co w ogóle wydało mi się po pierwsze kolejnym takim przyczynkiem do tej właśnie rozmowy o tej introspekcji, która zakłada po prostu konieczność łapania wielu, wielu wątków, żeby tak naprawdę zobaczyć – tyle, o ile człowiek introspekcyjny jest w stanie zobaczyć. Ale z drugiej strony to trochę jest takie, trochę myślę jak z „Cowboya Bebopa” [powinno być: „jak z «Paranoi Bebop»” – red.] też podobna, że jakby bohater, który…znaczy właśnie nie bohater, ale takie dowartościowanie rozproszenia i próba złapania tego.
– Pewnie tak, natomiast właśnie tak jak ja sobie w ogóle o tych książkach myślałam, to dla mnie funky było takim trochę, takim trochę, nie wiem, odejściem w bok od tamtych książek. Bo wydaje mi się, że w przypadku „haki!”, „Paranoi…” i właśnie „Otwartych Światów”, no to to było troszeczkę taka linia w zasadzie jakichś kolejnych etapów i takiego analizowania tego, co robi z tym podmiotem świat. I bardzo było skupienie na tym, co zewnętrzne. Natomiast „Funky…” nagle jest takie odbicie do w sumie tego, co wewnętrzne. I trochę dla mnie to „Funky…” jest takim rewersem tamtych trzech książek w pewnym sensie. Więc w „Funky…” też się pojawia lęk, ale on się pojawia od innej strony niż w „Paranoi…”. Czy na przykład przebodźcowanie w „hace!” było na innych zasadach, czy to nagromadzenie do znikania podmiotu. No w „Otwartych światach” wydaje mi się, że jest jakaś próba właśnie takiej przemiany czy odzyskiwania głosu i wydobycia się, ale to jest wszystko bardziej w kontekście właśnie takim zewnętrznym. Natomiast tu jest takie dosyć mocne zanurzenie w tym umyśle.
– Tak, tak. Zresztą ten „Insider Traiding”, który kończy w ogóle „Funky…” jest taki bardzo mocno pięknie humanistyczny właśnie. „Co jeszcze powiedzieć o człowieku i jego pustych przestrzeniach, o dziecku skulonym w kuli przetaczającym się we wnętrznościach świata”. Czytając całe „Funky…” często doznajemy takiego funkowego poczucia obcości, że tak naprawdę nie wiemy, z czym my tam mamy do czynienia, ale na koniec właśnie sprowadza się… to jest ostatecznie refleksja właśnie o człowieku. I to jest strasznie ciekawe, no bo okazuje się, że potrzeba dużego też skomplikowania formy, żeby o tym było coś sensownie powiedzieć.
– No chyba tak.
– Ja tak jeszcze pamiętam, że moją taką myślą początkową a propos właśnie tej formy, że jest to właśnie taki poemat, ale poemat podzielony… miałam taki pomysł przez chwilę, ale to jakby, nie przywiązując się do jakiegoś takiego nazewnictwa, ale bardziej mi on jakoś pomagał określić sobie, o co tu chodzi, że trochę jak się spojrzy na to, jak ten poemat jest ustrukturyzowany, to trochę mi to przypominało formę dramatu, no bo mamy jakby nagłówki, wyraźnie podkreślone nagłówki, po których nazywa się jakaś partia tekstu, która jest prawdziwa, no dużo jakby bardziej rozstrzelona, w specyficzny sposób poukładana, niż ma to miejsce w dramacie, tylko że w tych nagłówkach zamiast nazw postaci, tak jak miałyby to miejsce w dramacie, były albo jakieś wątki, albo jakieś miejsca, albo no właśnie jakieś typy tych klocków, które się powtarzają; i właśnie sobie pomyślałam, że no to jest o tyle ciekawy trop – nawet już pomijając ten dramat, bo nie chodzi o czy nawiązujesz do dramatu, czy nie – że właśnie tu nie ma wyraźnego podkreślenia, że „tutaj wam teraz to powie ten coś, tu coś tam powie, tu tam występuje”, tylko że tak jakby na ten cały landscape się składają po prostu różne elementy, które są różnej natury, które są miejscami, są czasem postaciami, ale czasem też postaciami na przykład w jakimś konkretnym miejscu, na przykład tam tą kurtyzaną, która sobie stoi, albo są tam tym barem z zielonych kafli i to mi się wydawało fajne, że właśnie można zbudować coś tak, jakby to była rozmowa, ale rozmawiają nie konkretne postacie, tylko różne elementy.
– Bardzo mi miło, że tak mówisz i w ogóle się cieszę, bo jedna z osób, które jako pierwsze czytały ten tekst, czyli Jacek Grzyborowski, stwierdziły, że to jest „tekst postdramatyczny” i że on ma tutaj taki element dramatu. Natomiast pewnie żeby to był taki tekst do adaptacji jako sztuka, to by trzeba było się jeszcze pomęczyć trochę i nawet nie wiem, czy to by wyszło, czy nie, bo wydaje mi się, że jest to jednak poemat. Natomiast te nagłówki…ja po prostu chciałam…nie chciałam, żeby to były tytuły, a z drugiej strony ewidentnie to nie jest taki poemat, który jest taki po prostu jednym ciągiem tekstu, tylko on ma te klocki. Chciałam, żeby te klocki były w jakiś sposób zaznaczone. Ja później jak to układałam, to też sobie właśnie te klocki w jakiś sposób przesuwałam bardziej lub mniej i wydaje mi się, że one, znaczy właśnie te nagłówki, nie wiem jak to nazwać, no to zaznaczają z jednej strony, że jest ta klockowa budowa, a z drugiej strony niekoniecznie, no i się też powtarzają właśnie te „Insider tradingi”, czy klocki, nie wiem, „Pierwsza ekspozycja”. Natomiast z drugiej strony nie jest to takie ograniczenie, jakim jest tytuł w wierszu. One bardziej…zresztą bardzo często na przykład w tytułach wierszy te tytuły są jakimś odbiciem dla tekstu wiersza. Nieraz one, oczywiście bywają takie, że są połączone z materią wiersza, nieraz są czymś zupełnie oderwanym, a w przypadku tych klocków to jednak zachodzi jakaś taka ciągłość.
– Tak, jest to super dynamizujący ten poemat zabieg, no bo ponownie można się odbijać od takiego eposu, który jest zazwyczaj ciągłym wierszem, na przykład podzielonym na księgi, na powiedzmy rozdziały. A tutaj po prostu nie dość, że już samo to, jak ty nad tą książką pracowałaś, trochę jest takim odbiciem do tego, o czym ta książka jest, czyli że po prostu mamy różne elementy układu, które się wzajemnie przesuwają i warunkują, no a poza tym, że tutaj tak jakby czytamy i trochę te przeskoki nas zaskakują cały czas, bo nie zawsze klocki się na przykład mieszczą na jednej stronie i przerodzimy dalej i dalej i tak. No jest to rzeczywiście zaskakujące przy pierwszej lekturze, tak jakby nie do końca się wie, z czy się ma do czynienia, zwłaszcza, że nawet te bramy są takimi solidnymi klockami, bramy są po prostu wydrukowane jako większe fragmenty testu.
– No z bramami to była taka historia, że ja się bardzo zastanawiałam, już na etapie redakcji zastanawialiśmy się z Patrykiem, czy je jakoś wyróżniać i tam były różne pomysły typu inna czcionka i tak dalej. I ja nie chciałam, żeby one zaczynały się od kolejnej strony, nie chciałam, żeby była przerwa, bo wydawało mi się, że to zaburza tę płynność i meandryczność tekstu. No i ustaliliśmy w końcu, że będą nagłówki tych bram większym trochę tekstem, ale wtedy Rafał Gawin, który tę książkę wydał i zaznaczał sobie, właśnie dał w ogóle całe klocki jako większe. Ok, ja sobie pomyślałam „o genialny pomysł!”, to tak zostawimy.
– Jest to bardzo…no wytrąca to z równowagi. Tak, mi się to bardzo podoba. Może się zapytam jeszcze, czy ktoś z naszej publiczności zgromadzonej miałby do Agaty jakieś pytanie, bo to zawsze jest na to moment. Także proszę Julek.
– [z Sali] Dobra, ja słucham tego spotkania i w ogóle tak się zastanawiałem, słuchając nad słowem pozór, bo dla mnie to wszystko jest jakąś taką…też ten czasownik, to czynienie jest, w sensie, ciągle jakoś mi się narzuca słowo po prostu „wyobrażenie”. Na zasadzie, że to, że właściwie nigdy nie jesteśmy, po prostu cały czas stajemy się w naszych wyobrażeniach, nigdy nie będziemy ludźmi, ponieważ nasze człowieczeństwo staje się dopiero i dąży do jakiegoś naszego wyobrażenia, zawsze jest niewystarczające i tak dalej. I nawet to wejście w las, w sensie ta jakaś inna ściana, inny krajobraz jest jakimś takim bardziej zagęszczonym. Zagęszczonym krajobrazem, w którym, przepraszam, ja tak sobie obrazowo tutaj wszystko tłumaczę, ale w którym na przykład widać o wiele bardziej te sieci relacji. To, że Basia wspominała tutaj o tym, że jeżeli na przykład zniknie jakiś element tych miejsc, które odbijają te relacje, które wchodzą w ten splot, to jakby one muszą się zredefiniować. A tak naprawdę one też jakby, w sensie wchodząc w te relacje redefiniują je, że zmienia się tam też po prostu napięcie ich. W sensie, że tam jest zarąbiste to wejście właśnie z jakiegoś takiego trochę autoanalitycznego wejścia, tak naprawdę w ogóle nieodrzucającego tych emocji. Napięcia, wchodzą w jakieś już emocjonalne rejestry. No właśnie, to czynienie tym czasownik i to jest właśnie ta ciągła zmiana. To, że te bramy wcale nie muszą być etapami. Po prostu po przejściu bramy to, co jest za nami, jest wciąż w nas. To zagęszczenie, to zderzanie, które się dzieje. To jest super, mega spoko. A z jakiegoś takiego antropologicznego punktu widzenia? Nie, nie mogę. To nie jest pytanie.
– [B.R] Tak zwana laudacja. Fajnie, Julek, dobrze, że podniosłeś temat emocji. Agata też mówiła, że to było coś dla ciebie początkowo, od czego wychodziłaś w ogóle, jak tę książkę tworzyłaś. No ale właśnie, to też jest po prostu bardzo ciekawa i pozwalająca nam stworzyć taką koncepcję introspekcji z całym jej skomplikowaniem, o którym dzisiaj mówiłyśmy. Sprawa, żeby właśnie nie dokonywać żadnego podziału emocji, sfery racjonalności, że na przykład rozumowanie przyczynowo-skutkowe czy jakieś tam wnioskowanie o postępowaniu jest od emocji odrębne, no bo to jest jakieś tam, powiedzmy, osiemnastowieczne, stare, w ogóle to nikogo nie interesuje. A „Funky Forest” chyba cały jest o tym, że po prostu ten cały magiel wszystkiego jest razem, że to nigdy nie jest tak, że procesy umysłowe są niewarunkowane emocjonalnie, na przykład, czy jakieś procesy decyzyjne. Znaczy decyzyjne to wiadomo, ale jakieś takie wnioskowanie, tam jest taki fragment, że emocje i obok jest skutek i przyczyna.
– [A.P.] Tak, tak, tak, że pozornie są nieracjonalne, prawda? No bo my bardzo często sobie tak oddzielamy, że właśnie to jest racjonalne, to jest zachowanie, które wynika z chłodnego umysłu, a to są zachowania nieracjonalne, bo one wynikają z emocji. No i do końca przecież tak nie jest, bo właśnie te emocje należy potraktować jako coś, co się też dzieje, co jest naszą częścią i co tak naprawdę sprawia, że w określonych sytuacjach, mając określone emocje, zachowujemy się naszym zdaniem właśnie bardzo racjonalnie, a różnie może to być postrzegane, różnie może to być odbierane przez innych. I że te emocje chociaż są taką trudną częścią, wydaje mi się, każdego z nas, są paradoksalnie i w bardzo wielu przypadkach utrudniają nam właśnie takie bohaterstwo w sensie bycia herosem, to tak naprawdę może są taką częścią, która bardzo świadczy o naszym człowieczeństwie.
– Tak, w ogóle jest to takie właśnie fajne, ciekawe, nowoczesne podejście do rozdzielności rozsądku i emocji. Bo są takie na przykład koncepcje, filozofowie emocji, którzy właśnie pchają bardzo takie ujęcia, żeby wiązać nasze takie podstawowe wybory na przykład, że wiemy, że w danej sytuacji należy postąpić tak a tak, z taką intuicją, która właśnie się wiąże z jakimiś kodami emocjonalnymi bardzo w naszym umyśle, że to tak właśnie…„Funky Forest” zgłębia wszystko to, co nawet na takim poziomie jakiegoś naukowego myślenia umyśle jest strasznie ciekawe. No to właśnie widać, że te emocje były dla Ciebie jakieś tam pewnie ważne. One w „Funky Forest”…można je przeoczyć, bo tu jest bardzo dużo wszystkiego, ale fajnie, że to też padło.
– Tak jak z Wojtkiem Kopciem rozmawiałam o tej książce, to on taką pierwszym elementem, który właśnie jemu się rzucił w oczy, to były właśnie nie te inne rzeczy, tylko te emocje i pozorność. Także wydaje mi się, że to też chyba zależy może gdzieś od…
– No jasne, ja się pewnie ukierunkowałam na coś innego, ale dostrzegam to zdecydowanie.
– Kochani, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania, to zachęcam do zadawania, proszę bardzo.
– [z sali] Trochę zahaczyłyście o ten insider trading i o tę część, ale mam dwa skojarzenia. Jedno jest takie trochę teorio-spiskowe może, ale jest tak bardzo powierzchowne, że wprowadzenie tego terminu do poematu jakby daje taką trochę mroczną atmosferę. Tak jak z jakiegoś dokumentu z żółtymi napisami typu „Zeitgeist”. Trochę to daje klimat jakichś takich dziwnych biznesowych machlojek gdzieś w tle.
– [A.P.] Thrillerów ekonomicznych.
– Tak, tak, tak. A z drugiej strony to i te pierwsze ekspozycje mu się kojarzą z Karpowiczem i jego „Odwróconym światłem” . Z tymi kalkami logicznymi.
– [B.R] To prawda, ja miałam też trochę takie skojarzenie.
– To nie jest pytanie, ale takie bardziej na prośbę o odniesienie się do tych skojarzeń.
– [A.P] Bardzo mi miło, że masz takie skojarzenia. Znaczy, że oczywiście to też jest przykład tego, jak trochę działa umysł. Ja Karpowicza rzeczywiście „Odwrócone światło”, trochę czytałam, ale na etapie znowu „Paranoi…”. Więc to było wcześniej. Wcześniej, ale nie w momencie, kiedy to pisałam. Czyli to nie było tak, że ja pisząc myślałam sobie o Karpowiczu. Natomiast rzeczywiście wydaje mi się, że ten zabieg… Tam też są chyba wielkimi literami napisane te nagłówki w „Odwróconym świetle”. I powtarzają się, tylko tam jest zabieg taki, że masz trzy teksty, z których każdy ma określony nagłówek, więc troszeczkę jest to inaczej zrobione. Niemniej jednak rzeczywiście może się kojarzyć ze względu na to, że ja Karpowicza bardzo cenię, więc to dla mnie kolejny komplement. Dziękuję.
– Mi ten Karpowicz [się kojarzy] ze względu na pewien taki mechanicyzm, pewną taką obcość, którą takie pogrupowanie tego tekstu wywołuje. No i też w sumie ten insider trading też trochę taki efekt obcości, jakkolwiek by to nazwę wywołuje, że mamy niby sferę, mówimy o jakiejś tam sferze wewnętrznej, mentalnej, ale posługujemy się terminem bardzo takim właśnie, w tym przypadku ekonomicznym, czy jakimś takim opisującym jakieś nielegalne działalności. Co gdyby właśnie na to, co się dzieje poza naszą świadomością, nałożyć jakąś taką ostrą etykietkę.
– Ale to jest właśnie też mowa…ten insider trading to jest tak naprawdę handel informacją niejawną, czyli w momencie, kiedy ktoś posiada jakieś informacje, to nie powinien ich używać do tego, żeby zagrać na giełdzie. Jeżeli ma dostęp do tych informacji ze względu na zajmowane przez siebie stanowisko, to nie może czerpać z tego korzyści. Ale trochę tam też jest taka fraza, „informacja staje się emocją, to chyba podlega ocenie”, bo w dzisiejszym świecie tak naprawdę informacje, które do nas docierają, nie wszystkie są prawdziwe. Niektóre właśnie dlatego do nas docierają, że nie są prawdziwe i mają w związku z tym większą klikalność. Bardzo często są one oparte tak naprawdę nie tylko na czystych faktach, ale są bardzo silnie zabarwione emocjonalnie. Więc właściwie tak, ten handel informacją niejawną, to może być trochę taki handel taką informacją-emocją wewnętrzną niejawną, nie uświadomioną do końca.
– Tak, tak, fajne, fajne.
– [z sali] W tej całej jakiejś kminie krajobrazowej, tej właśnie tzw. krajobrazu, ten inside, bohaterka, bohater, wyznacza jakieś, też bramy, wyznacza jakieś odległości. Z których dochodzą jakieś fale znaczeń, też wydłuża drogę. Skojarzyło mi się to z busolą Jacka Sparrowa, która zawsze pokazuje tego czego naprawdę potrzebujemy. Nie docieramy na końcu podróży do tego czego chcieliśmy, tylko to nam się zdarza w trakcie. I też właśnie…wiersze bez pointy, żeby można było pozwolić czytelnikowi na własne jakieś takie eksploracje.
– [A.P.] No, Jack Sparrow też jest bardzo funkowy, także dziękuję. Natomiast też mi zależało jeszcze na tym zapętleniu, to właśnie jak już układałam, to przed ostatnim klockiem to jest taki „Insider traiding”, który mówi: „A mimo to opowieść skręca, więc wyrwa w podobieństwie, rozwidlenie w nieoczekiwanym”. On miał być w ogóle na początku ostatnim klockiem, dopiero później dopisałam drugi „Insider traiding”. Ale tak naprawdę to jest taki klocek, dzięki któremu ta opowieść do końca cały czas trwa i cały czas się przekształca i jest w jakiś sposób zapętlona.
– Jeżeli są jeszcze jakieś pytania to zapraszam, a jak nie to nam może Agata jeszcze coś poczytać – jak już jesteśmy o tę całą wiedzę mądrzejsi.
– A właśnie chciałam jeszcze skomentować, że jest tam takie napięcie, na którym mi zależało, między tym, że czas jest wymieszany z miejscem i jest rozciąganie, zbliżanie i czasu i miejsca, i te odległości nie są jednoznaczne. I to miało mieć taki charakter gry z naszym postrzeganiem, z tym pozorem, z tym jak my widzimy pewne rzeczy. Bo to nawet jest naukowo stwierdzone, że ta sama odległość może nam się wydawać różna, w zależności od tego czy jesteśmy wypoczęci czy zmęczeni – co jest już takie nawet żartobliwe. Nasze postrzeganie w pewnych sytuacjach zmienia dla nas świat.
– To jest chyba coś co w „Otwartych światach” się pojawia…tak poniekąd.
– Trochę tak.
– Ale to na kiedy indziej temat. Chociaż w „Funky Forest” są nawet takie momenty, w których czas jest przedmiotem, czasem jest miejscem, czasem data jest miejscem.
– Tak! Właśnie dla bohaterki czas jest przedmiotem, a bohater…niestety, tak go wrzuciłam już w czas, biedny…blednie trochę.
[czytanie autorskie]– Dziękujemy bardzo!
W trwającym roku proponujemy warszawskiej publiczności spotkania w ramach projektu „Nowe języki” – rozmowy z poetkami, poetami i osobami tłumaczącymi wiersze, reprezentującymi różne pokolenia i środowiska. Od pewnego czasu obserwujemy renesans Warszawy jako istotnego ośrodka poetyckiego, nie tylko ze względu na zamieszkujących ją twórców, ale także rosnącą świadomość wśród czytelniczek i czytelników. Chcemy być częścią tej zmiany i aktywnie wpływać na jej kształt.
Agata Puwalska„Funky Forest”, Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2024, 49 stron.