fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

„Powrót do kwestii robotniczej” autorstwa Stéphane Beaud i Michela Pialoux to historia transformacji i rozpadu. Ta bardzo spójna narracyjnie opowieść portretuje grupę robotniczą związaną z fabryką Peugeota w Sochaux na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Można by wręcz pokusić się o określenie, że jest to historia „barwna”, co czytelnik zawdzięcza licznym i odpowiednio rozmieszczonym w pracy fragmentom wywiadów, które badacze przeprowadzali z robotnikami niskiego i średniego szczebla, ich rodzinami, uczniami i nauczycielami szkół zawodowych itd. Jednocześnie jest to solidna praca socjologiczno-etnograficzna, której autorzy poprzez przemyślany i drobiazgowy opis konkretnego wycinka rzeczywistości społecznej opowiadają o jednej z kluczowych transformacji gospodarczo-politycznych globalnego kapitalizmu ostatniego półwiecza.

W ciągu kilku lat w „legendarnej” dla ruchu robotniczego fabryce Peugeota we francuskim Sochaux doszło do brzemiennych w skutki przemian ekonomicznych, organizacyjnych i politycznych. W efekcie zmian w łonie globalnego kapitalizmu, wzrostu presji konkurencyjnej ze strony krajów azjatyckich (w tamtym okresie głównie Japonii), upadku krajów tzw. „demokracji ludowej”, a także zupełnie świadomego wprowadzania przez dyrekcję „nowoczesnych” technik zarządzania doszło do rozpadu dawnego świata fabrycznego, który wyłonił się z organizacji pracy ukształtowanej w okresie panowania tayloryzmu.

 

Wymazywanie klasy robotniczej

Snuta na kartach „Powrotu do kwestii robotniczej” historia opowiada o strategiach, które przyjmują zarówno grupa menedżerska, jak i robotnicy, próbujący odnaleźć się w nowym świecie „elastyczności”. To świat modelu zarządzania Just In Time (JIT), wypierającego tradycyjny tayloryzm. Dochodzi do upadku dawnych robotniczych punktów odniesienia, w tym również ścieżek wykształcenia, awansu itp. Zapoznajemy się z historią degradacji pozycji robotników wykwalifikowanych, dowiadujemy się o presji na zwiększenie wydajności pracy robotników niewykwalifikowanych (w sporej mierze imigrantów), znacznym zmniejszeniu siły związków zawodowych oraz upadku partii robotniczych (związanym z rozkładem, silnego we Francji, mitu „krajów socjalistycznych”).

„Powrót…” opowiada także o poszukiwaniu nowych form oporu, które uwidacznia się na przykład w przeniesieniu konfliktów klasowych (ale też rasowych) z fabryki na osiedla i do szkół. Co istotne, autorom nie umyka także przepływ w drugim kierunku, to znaczy wnoszenie problemów szkoły i osiedla do fabryki. Spora część książki poświęcona jest przemianom w edukacji, powodującym przewrót w zakresie aspiracji młodzieży, która zaczęła odcinać się od robotniczego świata swoich rodziców. Negując to, co było dla niej ograniczające (hierarchia, rygoryzm, skostnienie), odrzuciła ona także to, co mogłoby stanowić dla niej wsparcie (solidarność, poczucie wspólnoty, świadomość klasową, tradycję kolektywnej walki o swoje interesy). W związku z wydłużeniem procesu edukacji i przeniesieniem środka ciężkości z przyzakładowej szkoły zawodowej na liceum ogólnokształcące, młodzież wywodząca się z klasy robotniczej zaczęła przyjmować wzorce i cele właściwe klasie średniej, odrzucając niemal w całości „świat starych robotników”.

Młodzież wywodząca się z klasy robotniczej zaczęła przyjmować wzorce i cele właściwe klasie średniej

W naturalny sposób zostało to wykorzystane zarówno przez kierownictwo fabryczne, jak i dominujące siły polityczno-medialne do marginalizacji i „wymazywania” całej klasy robotniczej, wciąż przecież istniejącej. Dawniej stanowiąca jeden z niemożliwych do pominięcia punktów odniesienia debaty, na skutek opisywanych działań stała się masą, pozbawioną głosu i widoczności w sferze publicznej.

Celem pracy francuskich socjologów nie jest jednak konserwatywne „zawracanie rzeki kijem”, oparte na sentymentalnym pragnieniu przywrócenia „dawnego złotego wieku klasy robotniczej”. Autorzy wręcz kilkukrotnie podkreślają, że tego ostatniego nigdy nie było. Właściwym celem ich rozważań jest refleksja nad tym, dlaczego „kwestia robotnicza” zniknęła z programów partyjnych i debat publicznych oraz jakie to miało konsekwencje dla wszystkich pracowników.

Autorzy zwracają szczególną uwagę na silne powiązania, jakie wystąpiły pomiędzy przemianami ekonomicznymi (systemowymi) a prawnymi i edukacyjnymi. Dociekają tego, jaki to miało wpływ na świadomość samych robotników, a nawet na sposoby autoidentyfikacji. Można powiedzieć, że transformacja, jakiej poddano świat fabryczny w latach 80. i 90., miała o wiele głębszy wpływ na postawy i tożsamość robotników, niż spodziewali się zapewne jej planiści i zarząd firmy.

 

Nowa forma władzy fabrycznej

Przemiana uwidaczniała się już na poziomie języka. Dawnych robotników zastąpili „operatorzy”, dawne taśmy to teraz „linie produkcyjne”, dawne brygady stały się „zespołami”, a wszyscy mieli teraz „partycypować” w zarządzaniu przedsiębiorstwem. To ostatnie zwłaszcza okazało się mieć poważne skutki. Pod pięknym frazesem ukrywało się przerzucenie na robotników i ich „zespoły” odpowiedzialności za jakość i ilość w zakresie produkcji. W następstwie tego nawet drobny sabotaż, jako tradycyjna forma oporu robotników (na przykład celowe opóźnianie wykonywania czynności, żeby mieć chwilę na odpoczynek), stał się trudny do realizacji. „Zespoły” coraz częściej ulegały presji autonadzoru, aby „linia produkcyjna” nie miała przestojów. W ten sposób nowa forma władzy fabrycznej była mimowolnie internalizowana przez samych operatorów. W efekcie procesy te przyniosły wzrost wydajności, uzyskiwany poprzez zwiększenie wyzysku i wyczerpania „operatorów”.

Jako że ciągłe podwyższanie normy powodowało skrócenie czasu na możliwe interakcje między pracownikami, a każda osoba zmuszona była pracować dosłownie bez wytchnienia, zaczęły rwać się dawne naturalne więzi między robotnikami pracującymi w tym samym warsztacie. Coraz częściej pracownicy zwracali uwagę na to, że nie mają czasu zamienić nawet słowa. Nowe zasady zarządzania generalnie wzmogły też konkurencję wśród samych operatorów, a dawne konflikty między kadrą kierowniczą a robotnikami zostały osłabione na rzecz samooskarżania. To, jak ten mechanizm wzmacniania samokontroli działa w praktyce, dobrze ilustruje następująca wypowiedź jednego z robotników:

I mają teraz taki nowy pomysł, że każdy zespół ma pewną samodzielność, tworzy komórkę, która musi sobie radzić. Radź sobie sam ze swoimi robotnikami, musisz wykonać robotę. Wprowadzili taki pomysł. Niedługo będzie na przykład do zrobienia tyle to a tyle samochodów, jest iluś tam robotników: „Musicie sobie poradzić. Ustalcie wszystko między sobą, jak chcecie, ale…”. No i jak któryś zachoruje, to chłopaki na niego naskoczą, bo będą musieli robić za niego.

Wszystko to pod pretekstem „zwiększenia partycypacji robotników w zarządzaniu”. Generowało to i wzmacniało innego rodzaju napięcia, zwłaszcza pomiędzy „starymi”, którzy nie chcieli podporządkować się nowinkom w kwestii zarządzania, i „młodymi”, którzy doświadczywszy już wcześniej bezrobocia, byli „wdzięczni” za to, że w ogóle mają pracę.

Nowa »partycypacyjna« forma władzy fabrycznej była mimowolnie internalizowana przez samych operatorów

Sytuacja „młodych” jest tutaj szczególna. W wyniku globalnych przemian kapitalizmu rosło bezrobocie wśród robotników, likwidowano zakłady i następował proces dezindustrializacji. W związku z tym władze z jednej strony uznały, że rynek już „nie potrzebuje” robotników, a z drugiej dostrzegały niebezpieczeństwo, że młodzi bezrobotni będą skorzy do rewolty. Dlatego do środowisk robotniczych wprowadzono za pomocą narzędzi administracyjnych i ideologicznych trend mający na celu jak najdłuższe utrzymanie w systemie edukacji dzieci z klasy robotniczej. Miało to wykształcić pracowników „nowoczesnych” i „elastycznych”, ale jednocześnie zabezpieczyć system przed „wylaniem się” na rynek mas młodzieży pozbawionej nadziei na pracę. Całkowicie ujawnił się tutaj fakt, że proces edukacyjny pełni w obecnym systemie podwójną rolę – ideologiczną i dyscyplinującą.

„Młodzi”, którzy przeszli dłuższy tok edukacji, nie chcieli już identyfikować się za pomocą kodów kulturowych kojarzonych ze starszymi robotnikami. Trudność położenia „młodych” zasadzała się jednak na tym, że obietnica „wyrwania się z fabryki” dzięki wykształceniu okazała się dla większości dzieci z klasy robotniczej złudna. Po zakończeniu edukacji wcale nie czekały na nich nowe miejsca pracy, dotychczas zarezerwowane dla klasy średniej, i podobnie do swoich rodziców świeżo upieczeni absolwenci trafiali do fabryki. Stanowiło to kolejny już czynnik wzmacniający napięcia i generujący tożsamościowe konflikty u „młodych”. Niektórych doprowadza to do konstatacji, że „wolą umrzeć na bezrobociu w domu niż w fabryce”.

 

Konflikt klasowy a konflikty na tle rasowym

Problem ten zaostrza się szczególnie w przypadku połączenia omawianego zjawiska z szeroko rozumianym statusem „imigranta” („szeroko”, bo w większości wypadków mowa tu nie o imigrantach, ale osobach urodzonych we Francji, w środowiskach dawnych imigrantów-robotników z krajów arabskich lub Turcji). Nawet przy wyższym wykształceniu posiadanie „nieodpowiedniego” nazwiska lub adresu zamieszkania na blokowisku zamykało drogę poza fabrykę, a dosyć często skazywało na bezrobocie.

Praca francuskich socjologów w znakomity sposób pokazuje, jak kryzys ekonomiczny powodował wzrost napięć i konfliktów na tle rasowym. Wcześniej imigranci „integrowali się przez pracę”. Było to możliwe z jednej strony dzięki rozbudowanej kulturze robotniczej, posiadającej własne instytucje i specyficzną świadomość polityczną, z drugiej – dzięki stabilnej sytuacji gospodarczej. Okoliczności te pozwalały na niwelowanie konfliktów. Pierwszoplanową rolę odgrywała wówczas tożsamość robotnicza, wszystko inne miało drugorzędne znaczenie, także w przypadku imigrantów. Widać to zwłaszcza w przypadku części „starych robotników”, gdzie pomiędzy „starymi imigrantami” a „starymi autochtonami” napięcia są znacznie mniejsze. Lata wzajemnej pracy i walki zniosły w dużym stopniu różnice kulturowe na rzecz wytworzenia wspólnej tożsamości robotniczej.

Pomiędzy »starymi imigrantami« a »starymi autochtonami« napięcia są znacznie mniejsze. Lata wzajemnej pracy i walki zniosły w dużym stopniu różnice kulturowe

W sytuacji ogólnej niepewności ekonomicznej, towarzyszącego jej zamętu polityczno-ideologicznego, przy postępującej indywidualizacji strategii przetrwania i całego życia społecznego w środowiskach robotniczych z ogromną siłą eksplodowały inne konflikty tożsamościowe, dotychczas tonowane lub pokonywane dzięki zasadniczej jedności robotniczego losu. Beznadzieja bezrobocia i rozpad kultury robotniczej pchały część imigrantów w kierunku poszukiwania innych tożsamości niż robotnicza, na przykład „odkrywania na nowo religii przodków”.

Poza wymienionymi konsekwencjami rozpad „politycznego życia fabrycznego” zaowocował przemieszczeniem konfliktów z miejsca pracy na osiedla i do szkół. Młodzi ludzie, niemogący sobie poradzić z frustracją wynikającą z nowych warunków pracy znajdowali ujście swojej wściekłości w drobnej przestępczości czy wandalizmie.

 

Przeciw nostalgii

Jednocześnie można powiedzieć, że w pewnym sensie „nowe zarządzanie” w fabryce poniosło klęskę. Okazało się, że robotnicy, choć w coraz mniejszym stopniu stanowili jednorodną grupę stawiającą świadomy opór fabrycznej władzy, zamienieni w „operatorów” nie dawali rady sprostać stawianym im wymogom. W związku z tym zarząd zaczął wycofywać się z niektórych zmian, ale to nie oznaczało powrotu do starych modeli. Zaczęto wprowadzać „decentralizację” w formie rozbijania fabrycznych wydziałów na oddzielne małe przedsiębiorstwa, które miały produkować na zamówienie. Ci podwykonawcy najczęściej produkowali na podstawie modelu JIT w okolicznych, mniejszych miejscowościach, zatrudniając „elastyczną” siłę roboczą na umowach tymczasowych.

To w jeszcze większym stopniu uderzyło w jedność i zwartość grupy robotniczej związanej z Peugeotem, elastyczność zatrudnienia zaś zdestabilizowała sytuację młodych robotników w kontekście ich wizji przyszłości. Niepewność zatrudnienia oraz brak możliwości awansu pogłębiły jeszcze bardziej ich rozpaczliwą sytuację.

Autorzy opracowania wielokrotnie przestrzegają przed nostalgią i sentymentalizowaniem wizerunku dawnego „robotnika” i jego pracy. Nigdy praca robotnika nie była łatwa i przyjemna, ale istnieje zasadnicza różnica między społeczeństwem, w którym istnieje kultura robotnicza, i takim, które jest jej pozbawione. W przybliżeniu można powiedzieć, że okresie panowania tayloryzmu w produkcji, gdy istniała kultura robotnicza wraz z silnymi instytucjami, takimi jak związki zawodowe, przyzakładowe domy kultury (często przez związki kontrolowane), prasa robotnicza i cała wizja wyzwolenia klasy robotniczej, łatwiej było ten znój przyjmować na co dzień. Historia mniejszych i większych walk, strajków, a nawet małe zwycięstwa w potyczkach z kadrą kierowniczą były tylko zapowiedzią potencjalnego wielkiego zwycięstwa, które miało nadejść w przyszłości. Wiarę w to zwycięstwo podtrzymywał także – choćby tylko w sferze symbolicznej – fakt istnienia krajów tzw. „bloku wschodniego”. Można więc powiedzieć, że nie tylko wspólnota materialna, ale także współdzielone wizje przyszłości i nadzieje dawały starszym pokoleniom robotników siłę zarówno do walki, jak i codziennej pracy. Zapewniały też tym samym swoiste poczucie godności.

Paradoks polega na tym, że kiedy tego zabrakło, ustała nie tylko mniej lub bardziej realna groźba rewolty robotników, ale upadło też morale codziennej pracy. Nic już nie wynagradzało trudu, żadna wspólna kultura, drobne przyjemności i zwyczaje, żadna wizja przyszłości. Pozostał tylko znój pozbawionych nadziei na przyszłość wyizolowanych jednostek, „operatorów”, walczących między sobą o skrawki rzucane przez dyrekcję. O, ironio, spowodowało to także obniżenie motywacji do pracy i chęć ucieczki młodych pracowników z fabryki, która z miejsca walki i przyszłego wyzwolenia stała się głównie miejscem udręki i rozpaczy.

 

Klasa robotnicza w Polsce

Kończąc to omówienie, chciałbym zwrócić uwagę czytelników na zaskakujące podobieństwo sytuacji robotników francuskich i polskich w podobnym okresie. Jako że pochodzę z rodziny robotniczej, wychowałem się właśnie w takim kontekście, gdzie ślady dawnej kultury robotniczej były jeszcze obecne, a niektóre elementy mojej biografii pokrywają się z historiami zamieszczonymi w pracy francuskich socjologów.

Uderzające jest dla mnie podobieństwo strategii przyjmowanych przez rodziny robotnicze w Polsce i we Francji. Dobrze pamiętam uwidoczniające się na różnych poziomach odrzucenie „kultury robotniczej” przez ówczesne „młodsze pokolenie”. Dotyczyło to m.in. wyznawanych idei (na przykład stosunku do związków zawodowych – pokolenie „Solidarności” mogło względem nich odczuwać jeszcze pewne sentymenty), kultury robotniczej, związanego z nią etosu, a także stosunku do pracy w fabryce. Dawniej była ona wśród rodzin robotników oczywistą drogą kariery dla ich dzieci, a niekiedy wręcz awansu społecznego, w przypadku osób pochodzących na przykład z przeludnionej wsi. Tymczasem, podobnie jak we Francji, „strategicznie” wydłużony przez rządzących proces edukacji w latach 90. wyzwolił w dużych grupach dzieci robotniczych pragnienie ucieczki od, jak to wtedy określano, „tyrki”. Nowe pokolenie dążyło do pracy w biurze, o której sądziło, że jest lżejsza i czystsza. I, tak jak we Francji, wielu osobom ta ucieczka nie do końca się udała. Także dla tych, którzy chcieli odejść od „monotonii życia fabrycznego”, zatrudnienie na niższych stanowiskach w biurze i sektorze usług okazywało się często inną formą tej samej pułapki. Należałoby także podkreślić, że wydłużony tok edukacji odbywał się kosztem zwiększenia wyrzeczeń starszych robotników, którzy za wszelką cenę chcieli, aby ich dzieci „do czegoś doszły”, zwłaszcza że media straszyły i dyscyplinowały ich komunałami w rodzaju: „uczeń szkoły zawodowej to przyszły bezrobotny”. Edukacja dzieci zawsze była i wciąż jest relatywnie droga, nawet ta realizowana ze wsparciem środków publicznych (na przykład utrzymanie studenta w dużym mieście oznaczało dla przeciętnej rodziny robotniczej z miasta powiatowego gigantyczny wysiłek, nawet z pominięciem nakładów na wcześniejsze korepetycje, pomoce naukowe itd.).

W związku z ogólnymi przemianami następowała też zmiana w samym języku i samookreśleniu. Tendencja ta okazała się na tyle efektywna, że także dziś część robotników nie chce określać się tym mianem i woli inne określenia, na przykład „operatorów” czy „pracowników produkcji”. Nie mają zapewne nawet świadomości, że zmiana języka była z rozmysłem przeprowadzoną strategią klasy rządzącej, która wykorzystała moment przemian strukturalnych, żeby rozbić resztkę sił „niebezpiecznej klasy”, jaką niegdyś stanowili robotnicy.

W ten oto sposób, mimo że w Polsce mamy ponad pięć milionów pracowników przemysłowych, nikt się nimi szczególnie nie interesuje, nie słucha ich postulatów, a sami z siły, z którą trzeba było się liczyć, a nawet jej obawiać, zamienili się w petentów dyrekcji zakładów czy polityków. Jak widać, podobny proces zachodził we Francji, co stanowi kolejny przykład na to, jak „lokalne”, rzekomo wyjątkowe przemiany tak naprawdę są wariantem przemian w strukturze globalnego kapitalizmu, a nie wyłącznie wyizolowanych krajów lub regionów. W analizie zjawisk często umyka nam to, że kwestie, które wydają się „wyjątkowe” i wyłącznie „polskie” (czy „francuskie”), są tak naprawdę wynikiem presji sił znacznie potężniejszych niż pojedynczy zakład czy nawet pojedynczy kraj z całą jego klasą polityczną.

Mimo że w Polsce mamy ponad pięć milionów pracowników przemysłowych, nikt się nimi szczególnie nie interesuje

Tej wielkiej globalnej sile kiedyś miała ambicję przeciwstawić się inna globalna siła, czyli klasa robotnicza (nawet jeśli w dużym stopniu wyobrażona i skonstruowana). Kto ma dzisiaj takie ambicje i możliwości? Czy może należałoby, jak wnoszą autorzy, „wrócić do kwestii robotniczej”, jednak nie po to, żeby snuć sentymentalne opowieści o „złotym wieku”, ale w poszukiwaniu inspiracji do tego, by na płaszczyźnie wspólnych interesów, wykraczających poza pojedyncze, lokalne tożsamości, ukształtować taką siłę na nowo? Proponuję, żebyśmy tak właśnie czytali dzisiaj tę pracę i inspirowani nią podejmowali wysiłek samoorganizacji, gdziekolwiek pracujemy i kimkolwiek jesteśmy.

Tylko w ten sposób zdołamy się przeciwstawić globalnym potęgom ekonomiczno-politycznym i systemowemu wyzyskowi.

 

Stéphane Beaud, Michel Pialoux
„Powrót do kwestii robotniczej”, przeł. Katarzyna Marczewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 2022, 544 strony.

Xavier Woliński
Publicysta, aktywista, autor projektu wolnelewo.pl. Specjalizuje się zwłaszcza w tematyce pracowniczej i lokatorskiej.
redakcjaAndrzej Frączysty
korekta Karolina Wilamowska

Stéphane Beaud, Michel Pialoux
„Powrót do kwestii robotniczej”, przeł. Katarzyna Marczewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 2022, 544 strony.

NASTĘPNY

szkic  

Teraźniejszość demencyjna i jej zapowiedź w „Białym szumie” Dona DeLillo

— Kacper Bartczak