Antonioni
Drzewa toną w soli. Dziurka od klucza skomle.
Zostawił swoją łódź
w trzcinowisku, jej książka
i kretyńskie rękawiczki leżą, gdzie je rzuciła.
Za kanałem grasują tankowce, snują się
z północy na południe, ich nawoływania
biegną nad bagnami.
„Po co czekałaś, aż skończy się lato,
zanim przyjechałaś?” „Po co czekałeś, aż przyjadę,
skoro wolisz łódź od kobiety?”
„To nie tak było. To nie tak”.
„Idę”. „Odeślij samochód”.
„Razem z Sandrem? Chyba kpisz”. „Jest zimno”.
Srebrny samochód między topolami
jak ryba w trzcinach.
Ciągnie na miętówkach i bluesie
albo
Rwie fotografie dla zarobku
albo
Przysłano mu śmierć, właśnie ją rozpakowuje
albo
Grierson
Potem sieć uniosła się i opadła
w rytmie fal. Potem ciemna toń
rozogniła się raptownie, potem czerń.
Potem, w pełnej krasie, cała
w ogniu, srebrna w ogniu,
co odpiera czerń. Potem ogień
wzniósł się powoli,
tocząc bój o burtę łodzi.
Potem pokład i ładownia.
Potem śmierć poszła w tan
w srebrnych dekoracjach z szarymi mewami.
Potem niskie chmury, smugi światła,
łomot wysokich fal, zwichrzony kilwater,
a potem olejaki i herbatka.
Warhol
Stajemy się pomarańczowi. Stają się purpurowi.
Wrzeciono obraca skałę przeobrażoną.
Zapalając papierosa, on staje się nią.
Empire State przez cały dzień
staje się ciemny. Plaża, na niej bogowie
obracają się do siebie plecami,
kiedy każdy z nich kieruje twarz ku przybyszowi.
Dostawczak iskrzy i pluje, dwa
narożniki stereo stają się do czerwoności.
W blasku staje się niewyraźna, wygina się,
a ułamek sekundy obraca nią
w kolejnym cyklu ciemności.
Skrzeczą jak papugi, i tak samo perliście,
w pół przeobrażeni w ptaki.
Dwoje na sofie obraca fanzin,
mój drogi. Włączamy, wyłączamy, włączamy.
Peruka dryfuje, ona
staje się nim. On skrze-
czy pomarańczowy. My
dryfujemy do drzwi.
Staje się, obraca. Staje się jasne,
że świat, mimo wszystko,
stabilny jak Empire State,
kołysze się na wietrze.
Kurosawa
Miecz przesieki, umykający błysk.
Drżenie drzewa, zdławiony płacz.
Rzeczny cień, pełen kołczan.
Kurhany usypane z prochów, dawny wiatr.
Kurhany pogrzebowe, zimny wiatr.
Płonąca strzecha, dziecko biegnie.
Wózek grabieżcy, tysiąc popiołów.
Deszcz nad osadą, burzowy las.
Bogowie burz, duchy deszczu.
Niespokojni ojcowie, paleniska modlitw.
Sztandary w ruchu, stopione trony.
Krwawy plon, psia miska.
Kurhany usypane z prochów, dawny wiatr.
Kurhany pogrzebowe, zimny wiatr.
Złamany szczebel, powolne miażdżenie.
Księżycowe ostrze, zgnieciona czaszka.
Brat krwi, wzorzysta zasadzka.
Słoneczne monety, nawoływania ptaków.
Napięty łuk, biegnący mężczyzna.
Napięty łuk, podrygi ciała.
Napięty łuk, strumień z szyi.
Napięty łuk, strzaskane kolano.
Napięty łuk, przekłuta pierś.
Napięty łuk, napięty łuk.
Napięty łuk, napięty łuk.
Kurhany usypane z prochów, dawny wiatr.
Kurhany pogrzebowe, zimny wiatr.
Godard
– a ściany były białe bieluteńkie, przesłuchiwana
dziewczyna mówiła powoli,
ale jej słowa ginęły w huku wystrzałów
dobiegających z ulicy –
ścięty z nóg, w kawiarni, nijaki brązowy pokój
z ryczącym radiem, pojedyncze okno,
które wychodzi na zapuszczony ogród
i coś w rodzaju wybiegu dla kurczaków –
może tylko pijany, a może martwy –
„widzowie nie mogą tego wiedzieć
i tyle” / w drapaczu chmur, w windzie,
na dziewiętnastym piętrze
„W porządku, dwadzieścia tysięcy
to jak za bezcen”
– nie, przesłuchanie było dużo wcześniej.
Wyjechała z miasta –
skrzyżowanie nie
„jak” pajęczyna
wciąż łowi pociągi –
mosty, którymi jechał –
prawdziwie puste niebo
wszyscy reakcjoniści to tygrysy z papieru
– dotarła na most, nie wiedząc o tym,
ale było już za późno, mieli psy,
łatwizna, nawet bez reflektorów –
ale są też prawdziwymi tygrysami,
które pożarły miliony
„nie ma kina
bez płynących obrazów,
Godard niszczy kino”
ale z drugiej strony to tygrysy z papieru,
bo miliony są teraz u władzy
i coupé wśliznęło się
do morza w chłodnej cliché
(1920–2010); jeden z najważniejszych poetów szkockich XX wieku. W 1937 roku podjął studia na Uniwersytecie w Glasgow, które przerwał trzy lata później, by wstąpić oddziału humanitarnego Royal Army Medical Corps. Po zakończeniu drugiej wojny światowej wznowił naukę, a następnie został wykładowcą akademickim. Rozgłos przyniosło mu wirtuozerskie uwspółcześnienie „Beowulfa”, które opublikował na początku lat pięćdziesiątych. Morgan jest autorem blisko trzydziestu książek poetyckich i eseistycznych, a także przekładów literackich. Jego twórczość obejmuje niezwykle szeroki wachlarz form i stylów: od sonetów i librett, przez lirykę konkretną, po jazzowo-poetyckie performanse i weird poetry. Tłumaczył na języki angielski i Scots, między innymi z rosyjskiego, węgierskiego, francuskiego, włoskiego, łaciny, hiszpańskiego, portugalskiego i niemieckiego. W 1999 roku rozstał pierwszym poetą-laureatem Glasgow.
krytyk literacki, edytor i tłumacz. Redaktor prowadzący w Wydawnictwie Ossolineum, a także redaktor serii poetyckiej Wygłosy. Asystent w Zakładzie Edytorstwa Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Sekretarz redakcji „Czasopisma Zakładu Narodowego im. Ossolińskich” oraz redaktor afiliowany „Praktyki Teoretycznej”. Opracował tom „Na dzień dzisiejszy. Antologia tekstów krytycznych o poezji Jerzego Jarniewicza” (2022). Autor szkiców oraz artykułów poświęconych poezji XX wieku i współczesnej oraz socjologii literatury.