fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Kosmos Alexandra Klugego

Cykl tekstów poświęcony autorowi „Pożegnania z dniem wczorajszym".

Kliknij, by przeczytać pozostałe teksty z cyklu.

Pod­ty­tuł głów­ne­go dzie­ła Ka­ro­la Mark­sa, „Ka­pi­ta­łu”, brzmi: kry­ty­ka eko­no­mii po­li­tycz­nej. Opie­ra­jąc się na ob­ser­wa­cjach an­glo­sa­skich eko­no­mi­stów Adama Smi­tha i Da­vi­da Ri­car­do, praca ta sta­wia na­stę­pu­ją­ce z wielu moż­li­wych pytań: gdyby ka­pi­tał mógł mówić, jak by wy­tłu­ma­czył sam sie­bie? Czy ka­pi­tał może po­wie­dzieć „ja”?

Per­spek­ty­wa eko­no­mii po­li­tycz­nej ka­pi­ta­łu stoi w opo­zy­cji do per­spek­ty­wy ludzi ży­ją­cych w spo­łe­czeń­stwach ustruk­tu­ry­zo­wa­nych przez ka­pi­tał. Jed­no­cze­śnie lu­dzie ci – wraz z dużą czę­ścią ich pod­mio­to­wo­ści, ich przod­ków oraz ele­men­tów ich zdol­no­ści do pracy i ich pod­sta­wo­wych sił – na­le­żą rów­nież do sto­sun­ków spo­łecz­nych nie­ustruk­tu­ry­zo­wa­nych przez ka­pi­tał. Aby osią­gnąć peł­niej­sze uję­cie eko­no­mii, mu­si­my po­sta­wić py­ta­nie: „Kto jest pod­mio­tem hi­sto­rii?”.

Sześć ty­się­cy lat chiń­skiej hi­sto­rii spo­łecz­nej mo­gło­by, na przy­kład, po­słu­żyć za przed­miot ta­kiej ana­li­zy. Albo trzy ty­sią­ce lat eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii i prak­ty­ki go­spo­dar­czej, któ­rych roz­wój zo­stał póź­niej wy­mu­szo­ny w cie­plar­ni re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej i któ­rym to­wa­rzy­szy­ło po­wsta­nie bar­dzo mło­dych na­ro­dów, ta­kich jak Stany Zjed­no­czo­ne, Au­stra­lia i Ka­na­da. W dal­szej czę­ści na­szki­co­wa­ne zo­sta­ną ele­men­ty eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej. Staw­ką są na­stę­pu­ją­ce py­ta­nia: Co jest re­al­ne? Czy lu­dzie są je­dy­nie ob­ser­wa­to­ra­mi wła­sne­go życia, rze­czy­wi­sto­ści i hi­sto­rii, które two­rzą? Czy są oni pro­du­cen­ta­mi wła­sne­go życia?

Czy kapitał może powiedzieć «ja»?

Dwie eko­no­mie

Roz­po­czy­na­my od pro­ste­go spo­strze­że­nia. Bez wąt­pie­nia po­sia­da­my roz­bu­do­wa­ną teo­rię eko­no­mii po­li­tycz­nej ka­pi­ta­łu: „Ka­pi­tał” Mark­sa. Jej prze­ciw­nym bie­gu­nem by­ła­by eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej, dla któ­rej nigdy nie stwo­rzo­no teo­re­tycz­nych pod­staw. Marks nigdy nie spi­sał eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej, mimo że jego sys­tem my­ślo­wy im­ma­nent­nie za­kła­da ją jako prze­ci­wień­stwo ka­pi­ta­łu. Przyj­mu­je­my, że to jest wła­śnie po­wo­dem, dla któ­re­go nigdy nie pisał o po­li­ty­ce. Po­li­ty­ka z ko­niecz­no­ści za­kła­da teo­rię pro­le­ta­riac­kiej sfery pu­blicz­nej (pro­le­ta­ri­sche Öffen­tlich­ke­it), a to z kolei wy­ma­ga teo­rii hi­sto­rycz­ne­go roz­wo­ju każ­dej po­je­dyn­czej zdol­no­ści do pracy (Ar­be­it­svermögen).

Czym jest eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej?

Wy­ra­że­nie eko­no­mia prze­no­si prawa fi­zy­ki na drugą na­tu­rę czło­wie­ka: pro­duk­cję i wy­mia­nę w spo­łe­czeń­stwie. Atry­but po­li­tycz­ny ozna­cza jej prze­ci­wień­stwo: świa­do­mą i opar­tą na współ­pra­cy formę in­te­rak­cji zdol­ną do ob­słu­gi qu­asi-fi­zycz­nej eko­no­mii. We­dług Mark­sa słowo kry­ty­ka w wy­ra­że­niu „kry­ty­ka eko­no­mii po­li­tycz­nej” od­no­si się do wcze­śniej opra­co­wa­nych teo­rii eko­no­mii po­li­tycz­nej (na przy­kład Adama Smi­tha, Ri­car­do). Kry­ty­ka nie jest spo­so­bem ra­dze­nia sobie z sa­my­mi rze­cza­mi. Przede wszyst­kim kry­ty­ka broni au­ten­tycz­no­ści fak­tów. Kry­ty­ka jest skie­ro­wa­na prze­ciw­ko me­ta­fi­zy­ce eko­no­mii po­li­tycz­nej. W prze­ci­wień­stwie do tak ro­zu­mia­nej kry­ty­ki, po­li­tycz­no-eko­no­micz­na prak­ty­ka może być upra­wia­na kry­tycz­nie tylko po­przez za­sto­so­wa­nie kontr­pro­duk­cji.

Marks używa w tym kon­tek­ście róż­nych wy­ra­żeń. Mówi o eko­no­mii po­li­tycz­nej klasy ro­bot­ni­czej, gdy od­no­si się ona do kon­fron­ta­cji z po­je­dyn­czą klasą ka­pi­ta­li­stycz­ną. Tą ostat­nią jest na przy­kład klasa śred­nia (Mit­tel­klas­se) jako naj­waż­niej­sza pro­du­ku­ją­ca klasa ka­pi­ta­li­stów. Może się ona od­no­sić rów­nież do faktu, że rządy ka­pi­ta­li­stycz­ne wcho­dzą w pewne so­ju­sze z feu­dal­ny­mi kla­sa­mi wyż­szy­mi, wła­dza­mi pań­stwo­wy­mi, woj­skiem, ko­ścio­łem, to­ry­sow­ską klasą wyż­szą i tak dalej, a na­stęp­nie stają jako aglo­me­rat w opo­zy­cji do eko­no­mii po­li­tycz­nej klasy ro­bot­ni­czej[1]. Na­to­miast od­no­sząc się do za­mknię­tych prze­strze­ni fa­bryk, w któ­rych siła ro­bo­cza jest prze­kształ­ca­na w pracę, Marks mówi o eko­no­mii po­li­tycz­nej pracy – do­kład­nie w taki sam spo­sób, w jaki klasa, któ­rej ona do­ty­czy, wy­ra­zi­ła­by się w ra­mach kon­kret­ne­go star­cia. Od­po­wied­ni­kiem tego okre­śle­nia jest wła­sność, czyli skon­kre­ty­zo­wa­ny ka­pi­tał[2]. Wresz­cie, od­no­sząc się do po­ten­cja­łu, hi­sto­rii kształ­to­wa­nia się oraz zdol­no­ści do eman­cy­pa­cji (Eman­zi­pa­tionsmöglich­ke­it) obec­nych w hi­sto­rycz­nej pracy, Marks mówi o „rze­czy­wi­stych isto­to­wych si­łach czło­wie­ka i na­tu­ry” lub „rze­czy­wi­stych isto­to­wych si­łach i zdol­no­ściach[3]. W ten spo­sób unika uży­wa­nia jed­ne­go nad­rzęd­ne­go po­ję­cia (Obe­rbe­griff).

Na­wia­sem mó­wiąc, na­le­ży się spo­dzie­wać, że to, co sta­no­wi eko­no­mię po­li­tycz­ną siły ro­bo­czej, samo w sobie nie mo­gło­by to­le­ro­wać ta­kie­go nad­rzęd­ne­go po­ję­cia w jego kla­sycz­nym sen­sie. To, co ba­da­my, sta­ło­by się jed­nak nie­zro­zu­mia­łe, gdy­by­śmy nie mogli tego na­zwać. War­tość użyt­ko­wa ka­te­go­rii „eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej” leży wy­łącz­nie w sile roz­róż­nie­nia za­war­tej w tym okre­śle­niu, roz­róż­nie­nia wzglę­dem wszyst­kich in­nych spo­so­bów przed­sta­wia­nia ludz­kiej pracy oraz jej hi­sto­rycz­ne­go roz­wo­ju. Nie jest to zatem kwe­stia ter­mi­nu nad­rzęd­ne­go, który wy­peł­nia się coraz bar­dziej kon­kret­ną róż­no­rod­no­ścią po­przez bliż­sze ba­da­nie i w pew­nym mo­men­cie staje się [peł­no­praw­nym] po­ję­ciem. Ra­czej jest to forma ruchu kry­ty­ki, która prze­ciw­sta­wia sobie, z jed­nej stro­ny, hi­sto­rię swo­istych cech (Eigen­scha­ften) siły ro­bo­czej, a z dru­giej, hi­sto­rię po­trzeb sto­wa­rzy­sze­nio­wych (As­so­zia­tions­bedürfnis­se) znaj­du­ją­cych się na prze­ciw­nym bie­gu­nie[4]. Nie bę­dzie już wtedy mowy o sile ro­bo­czej w-so­bie, a to, czym siła ro­bo­cza jest dla-sie­bie może zo­stać pod­da­ne re­flek­sji[5].

Jeśli komuś spra­wia pro­blem sko­ja­rze­nie wy­ra­że­nia „eko­no­mia po­li­tycz­na” z czym­kol­wiek zro­zu­mia­łym, osoba ta musi je­dy­nie zadać sobie py­ta­nie, czym by­ła­by nie­po­li­tycz­na eko­no­mia lub nie­eko­no­micz­na po­li­ty­ka. Ist­nie­ją całe ga­łę­zie nauk spo­łecz­nych zaj­mu­ją­ce się ana­li­zą zdol­no­ści do pracy i pracy uj­mo­wa­nej em­pi­rycz­nie: psy­cho­lo­gia pracy, nauka o za­rzą­dza­niu, eko­no­mia biz­ne­su, so­cjo­lo­gia prze­my­słu, psy­cho­lo­gia spo­łecz­na, eko­no­mia li­bi­di­nal­na, eko­no­mia edu­ka­cji. Nie wy­ka­zu­ją one jed­nak ten­den­cji do roz­wi­ja­nia ca­ło­ścio­wych i zin­te­gro­wa­nych (Zu­sam­menhänge) wza­jem­nych po­wią­zań teo­re­tycz­nych, które są obec­ne w eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej.

Jako „ol­brzy­mie zbio­ro­wi­sko”[6] pre­hi­sto­rii swo­ich swo­istych cech, siła ro­bo­cza czer­pie swoją spe­cy­ficz­ną ener­gię do prze­kształ­ceń z faktu, że nie mogła stać się hi­sto­rycz­na dla-sie­bie. Jest ona jed­nak wtedy nie­na­sy­co­na w sto­sun­ku do idei wła­sne­go po­ję­cia. Nie dla­te­go, że jest czymś, ale wła­śnie dla­te­go, że może do­pie­ro stać się czymś i to tylko wtedy, gdy ma zdol­ność przyj­mo­wa­nia wszel­kie­go ro­dza­ju okre­ślo­nych form. W wa­run­kach hi­sto­rycz­nych przy­bie­ra ona za­zwy­czaj formę nie­toż­sa­mo­ści. To jest jej cierń (Sta­chel). Jeśli jed­nak wy­obra­zi­my sobie, że do­cho­dzi ona do pew­ne­go ro­dza­ju toż­sa­mo­ści z samą sobą , to mia­ła­by już zdol­ność do prze­kra­cza­nia samej sie­bie, a także by­ła­by nie­na­sy­co­na ze wzglę­du na swoją pre­hi­sto­rię. Siła ro­bo­cza ma zatem spe­cy­ficz­ną zdol­ność do cią­głe­go roz­sa­dza­nia nad­rzęd­nych pojęć, ale jed­no­cze­śnie nie osa­dza się w ich po­wło­ce.

W tym miej­scu na­po­ty­ka­my na roz­róż­nie­nie: eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej jest sama w sobie po­ję­ciem pra­cu­ją­cym i to jest powód, dla któ­re­go nie ist­nie­je dla niej po­ję­cie nad­rzęd­ne. Jed­nak na po­cząt­ku na­szej pracy nad tym po­ję­ciem sta­ra­my się uni­kać de­fi­ni­cyj­nych za­wi­ło­ści z zu­peł­nie in­nych po­wo­dów. To zna­czy, naj­pierw mu­si­my zna­leźć miej­sce sprzecz­no­ści, która pier­wot­nie była od­po­wie­dzial­na za po­wsta­nie przed­mio­tu, nad któ­rym pra­cu­je­my.

 

Dwie go­spo­dar­ki w od­nie­sie­niu do pracy na­jem­nej i ka­pi­ta­łu

W kon­fron­ta­cji z wła­ści­cie­lem pie­nię­dzy ro­bot­nik jawi się jako wła­ści­ciel sa­me­go to­wa­ru, jakim jest siła ro­bo­cza. Po­sia­da­nie siły ro­bo­czej przez jej wła­ści­cie­la jest jed­nak fik­cją, po­nie­waż mimo iż za­cho­wu­je się on tak, jakby był sprze­daw­cą tego to­wa­ru, to w żad­nym wy­pad­ku nie dys­po­nu­je nim w mo­men­cie sprze­da­ży. Może mieć w gło­wie od­po­wied­nią go­to­wość, nawet jeśli skła­da­ją się na nią wszyst­kie jego zmy­sły, or­ga­ny oraz per­fi­dia jego wy­kształ­ce­nia, ale naj­pierw musi wy­ko­nać pewną pracę. Widać to na przy­kład, gdy jego świa­do­mość nie jest mu po­słusz­na, jego ruchy wy­ka­zu­ją sa­mo­wo­lę (Eigen­wil­len), gdy po­peł­nia on błędy i fan­ta­zju­je o uciecz­ce. Jako wła­ści­ciel to­wa­ru, jakim jest siła ro­bo­cza, musi on nie­ustan­nie ją wy­pra­co­wy­wać.

W tym pro­ce­sie pracy za­cho­dzą­cym w ra­mach samej siły ro­bo­czej kon­fron­tu­ją się za­rów­no na­tu­ral­ne cechy swo­iste, jak i praca, która jest już opa­no­wa­na przez uspo­so­bie­nie do pracy (Ar­be­its­di­spo­si­tion) i wy­wo­dzi się z eko­no­mii tych sa­mych na­tu­ral­nych cech swo­istych. Albo wal­czą one ze sobą, albo do­ko­nu­ją wy­mia­ny. Ze wzglę­du na edu­ka­cję na­rzu­co­ną na siłę ro­bo­czą, pier­wot­ne sa­mo­re­gu­lu­ją­ce się siły za­ko­rze­nio­ne w go­spo­dar­ce li­bi­di­nal­nej kur­czą się do swego ro­dza­ju ze­sta­lo­nej mar­twej pracy, ma­szy­ny cha­rak­te­ru. Do pew­ne­go stop­nia two­rzą one uprzed­mio­to­wie­nie siły ro­bo­czej w ra­mach samej siły ro­bo­czej.

Jest to jedna stro­na zdol­no­ści do pracy. Tylko z po­wo­du ście­ra­nia się z tymi on­to­ge­ne­tycz­nie i fi­lo­ge­ne­tycz­nie[7] na­by­ty­mi wpły­wa­mi – z jedną stro­ną zdol­no­ści do pracy – na­tu­ral­ne cechy swo­iste mogą na nowo zwią­zać się z siłą ro­bo­czą. Pewna ilość tej na­tu­ral­nej siły, która po­ja­wia się na nowo w kon­kret­nych pro­ce­sach pracy, jest nie­zbęd­na, aby podaż na­by­tych zdol­no­ści do pracy spo­wo­do­wa­ła zmia­nę wa­run­ków, które na­stęp­nie na­zy­wa­my „pracą”.

Ist­nie­ją dwa pro­duk­ty tam, gdzie ka­pi­ta­li­sta lub eko­no­mi­sta po­li­tycz­ny (Na­tio­nalökonom) widzi tylko jeden. Pierw­szy pro­dukt po­wsta­je w re­la­cji wy­mia­ny mię­dzy pro­duk­cją ka­pi­ta­li­stycz­ną a pracą na­jem­ną; drugi po­wsta­je w we­wnętrz­nej wy­mia­nie siły ro­bo­czej ze samą sobą, czyli w sto­sun­ku pro­duk­cji siły ro­bo­czej jako to­wa­ru do samej sie­bie jako żywej isto­ty. Z per­spek­ty­wy eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej – w prze­ci­wień­stwie do punk­tu wi­dze­nia lo­gi­ki ka­pi­ta­łu – re­zul­tat pracy jest pro­duk­tem ubocz­nym, pod­czas gdy pro­ces za­cho­dzą­cy w pra­cu­ją­cej jed­no­st­ce – ka­wa­łek praw­dzi­we­go życia – jest pro­duk­tem głów­nym. Drugą stro­ną siły ro­bo­czej jako to­wa­ru nie jest zatem jej war­tość użyt­ko­wa. Wy­ła­nia się z niej ra­czej cały łań­cuch roz­róż­nień, z któ­rych tylko ostat­nie ogni­wo za­wie­ra głów­ną sprzecz­ność: wy­ko­rzy­sta­nie sił na­tu­ry / praca abs­trak­cyj­na / siła ro­bo­cza jako towar / cha­rak­ter war­to­ści użyt­ko­wej w sen­sie ka­pi­ta­li­stycz­nym / cha­rak­ter war­to­ści użyt­ko­wej dla uporu (Egien­sinn) zdol­no­ści do pracy / we­wnętrz­ny sto­su­nek pro­duk­cji jako sa­mo­wy­ob­co­wa­nie. Ostat­nie ogni­wo jest rdze­niem po­li­tycz­no-eko­no­micz­nej sprzecz­no­ści siły ro­bo­czej. Sprzecz­ność ta trwa­le roz­sa­dza kon­cep­cję eko­no­mii po­li­tycz­nej. In­ny­mi słowy, re­al­na go­spo­dar­ka nie pod­po­rząd­ko­wu­je się ba­da­ne­mu przez nas po­ten­cja­ło­wi sprzecz­no­ści; ana­li­zo­wa­ne tutaj pole do­świad­cze­nia łamie za­sa­dy eko­no­mii. W tym samym cza­sie za­ła­mu­je się rów­nież atry­but po­li­tycz­no­ści, po­nie­waż tra­dy­cyj­nie ro­zu­mia­na po­li­tycz­ność czer­pie swoją sub­stan­cję z mocy tej sprzecz­no­ści. Za­sad­ni­czo cho­dzi o nie­waż­ność wszyst­kich wa­run­ków eko­no­micz­nych i po­li­tycz­nych w mo­men­cie, gdy z jed­nej stro­ny sta­ra­ją się one utrzy­mać i ge­ne­ro­wać hi­sto­rycz­ne zdol­no­ści do pracy, ale z dru­giej czy­nią to w ra­mach sto­sun­ków pro­duk­cji sprzecz­nych wzglę­dem tych zdol­no­ści. To ze­rwa­nie staje się jasne, gdy tylko zmia­na per­spek­ty­wy sku­pia się na jed­no­ści in­dy­wi­du­um i fi­lo­ge­ne­zy, za­miast wy­obra­żać sobie jed­ność ka­pi­ta­łu i pracy.

Za­ob­ser­wo­wa­li­śmy wła­śnie na­stę­pu­ją­cą rzecz: kiedy wy­mia­na jest za­koń­czo­na dla wła­ści­cie­la pie­nię­dzy, to dla wła­ści­cie­la siły ro­bo­czej do­pie­ro roz­po­czy­na się dwo­ja­ka forma pracy. Pra­cu­je on dla ka­pi­ta­łu i wy­ko­nu­je pracę nad sobą, aby wzbu­dzić w sobie zdol­ność do pracy.

 

Pierw­sza sprzecz­ność eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej

Sa­mo­wy­zysk, in­stru­men­tal­ne i wy­ra­cho­wa­ne spo­so­by funk­cjo­no­wa­nia mózgu, po­słu­szeń­stwo lub nie­po­słu­szeń­stwo or­ga­nów i ko­mó­rek (aż po cho­ro­bę psy­cho­so­ma­tycz­ną lub śmierć) – wszyst­kie te czyn­ni­ki sta­no­wią prawo ze­wnę­trze. Prawo we­wnętrz­ne jest na­to­miast od­wrot­ne: bez współ­pra­cy tego, co dzia­ła sa­mo­dziel­nie, sa­mo­re­gu­lu­ją­cej się go­spo­dar­ki po­pę­do­wej, żaden z tych pro­ce­sów nie mógł­by w ogóle mieć miej­sca. Ta sprzecz­ność mię­dzy po­zo­rem a isto­tą rze­czy­wi­ste­go pro­ce­su wy­ra­ża się w tym, że hi­sto­ria sa­mo­re­gu­la­cji w na­szej kul­tu­rze musi być pi­sa­na jako hi­sto­ria jej za­kłó­ceń. Jest to jeden z po­wo­dów, dla któ­rych po­tęż­na praca sa­mo­re­gu­la­cji tak rzad­ko prze­bi­ja się do świa­do­mo­ści. Gdy­by­śmy mieli w tym mo­men­cie zba­dać wspo­mnia­ną wcze­śniej kwe­stię od­dzie­le­nia siły ro­bo­czej od środ­ków pro­duk­cji, ob­ra­ca­ła­by się ona wokół od­dzie­le­nia mo­ty­wa­cji od siły ro­bo­czej. Jeśli na­tu­ral­na siła, sa­mo­re­gu­lu­ją­ce się siły – które mają swój wła­sny za­ko­do­wa­ny sys­tem war­to­ści, ideę tego, co mogą zro­bić – otrzy­mu­ją za­da­nia tak nie­od­po­wied­nie, że siły te nie mogą się w nich wy­ra­zić, wów­czas przed­miot pracy zo­sta­je od­dzie­lo­ny od zdol­no­ści do pracy ra­mach siły ro­bo­czej. I od­wrot­nie, jeśli wy­two­rzo­na mo­ty­wa­cja jest skie­ro­wa­na na coś nie­moż­li­we­go, w sile ro­bo­czej po­ja­wia się ta sama udrę­ka od­dzie­le­nia zdol­no­ści do pracy i przed­mio­tu pracy. Naj­gor­szą rze­czą, jaką można zro­bić sile ro­bo­czej, jest cał­ko­wi­te od­dzie­le­nie zdol­no­ści od pola dzia­ła­nia.

Kwe­stia od­dzie­le­nia pro­du­cen­tów od ich środ­ków pracy lub przed­mio­tów pro­duk­cji nie od­no­si się tylko do pro­duk­cji to­wa­rów w fa­bry­kach. Ten obraz do­mi­nu­je, po­nie­waż hi­sto­rycz­nie wy­da­je się, że jest to głów­ne za­sto­so­wa­nie siły ro­bo­czej. Nas in­te­re­su­je jed­nak przede wszyst­kim siła ro­bo­cza nie­ade­kwat­nie od­zwier­cie­dlo­na w tra­dy­cyj­nej świa­do­mo­ści.

Za­rów­no w fa­bry­ce, jak i poza nią obej­mu­je to na przy­kład pracę pro­te­sta­cyj­ną i siłę oporu. Jeśli bunt ko­mó­rek, zmy­słów, mózgu lub uczu­cia sprze­ci­wu stłu­mio­ne w sy­tu­acji pracy nie mają od­po­wied­nich środ­ków pro­duk­cji i przed­mio­tu tar­cia, po­wsta­je na­pię­cie. Po­ja­wia się sy­tu­acja pro­le­ta­riac­ka zdol­na do skie­ro­wa­nia sie­bie w spo­sób wy­bu­cho­wy na ze­wnątrz lub do we­wnątrz prze­ciw­ko agen­to­wi siły ro­bo­czej. To samo do­ty­czy sy­tu­acji, w któ­rej pro­test lub siła oporu są łą­czo­ne w sku­pi­ska, które nie od­po­wia­da­ją in­dy­wi­du­al­nym pra­wom, sa­mo­re­gu­lu­ją­ce­mu się, na­tu­ral­ne­mu roz­wo­jo­wi tych sił; w tym przy­pad­ku po­wsta­je sy­tu­acja wy­ob­co­wa­nia, pełna po­dob­nych na­pięć. Jeśli takie pro­te­sty są nie­wła­ści­wie upo­li­tycz­nio­ne, one rów­nież kie­ru­ją się na ze­wnątrz w nie­kon­tro­lo­wa­ny spo­sób lub do we­wnątrz prze­ciw­ko agen­to­wi tych sił. Dla sa­mo­re­gu­lu­ją­cej się na­tu­ral­nej siły, która jest ak­tyw­na w ca­ło­ści pracy spo­łe­czeń­stwa, druga osoba staje się po­trze­bą; nie wolno lek­ce­wa­żyć po­tę­gi siły ro­bo­czej (Macht der Ar­be­it­skraft), która wcho­dzi w re­la­cje. Rów­nież w tym przy­pad­ku kwe­stia ob­ra­ca się wokół „od­dzie­le­nia środ­ków pro­duk­cji od przed­mio­tów pracy”[8].

To, co su­ge­ru­je ten zle­pek liter jako sto­sun­ko­wo „cien­kich abs­trak­cji”, jest w rze­czy­wi­sto­ści ukry­te w nad­mia­rze tego, co kon­kret­ne, w ogrom­nej ob­fi­to­ści do­świad­cze­nia. W tej praw­dzi­wej for­mie nic nie jest abs­trak­cyj­ne, ale wszyst­ko jest tak zna­czą­ce, że zwią­za­na z tym go­rycz (ob­fi­tość) jest jed­nym z po­wo­dów, dla któ­rych świa­do­mość ma trud­no­ści z ra­dze­niem sobie z pro­ce­sa­mi siły ro­bo­czej we wła­snych pro­por­cjach. Jakże ła­twiej jest zaj­mo­wać się rze­cza­mi,łącz­nie z dzie­dzi­na­mi wie­dzy, ta­ki­mi jak fi­zy­ka, bio­lo­gia zwie­rząt czy me­te­oro­lo­gia, które na­da­ją się do obiek­tyw­nej or­ga­ni­za­cji zgod­nie z ich ma­te­ria­łem. Jak gdyby ist­nia­ło coś bar­dziej kon­kret­ne­go niż hi­sto­rycz­ny ślad siły ro­bo­czej! Cho­dzi o jej pro­duk­cję, która po­cią­ga za sobą su­row­ce (sa­mo­re­gu­la­cja, siły zor­ga­ni­zo­wa­ne od­dol­nie), środ­ki pracy (edu­ka­cja, pięt­no wszyst­kich po­przed­nich uprzed­mio­to­wień siły ro­bo­czej, ucze­nie się po­przez rze­czy­wi­stość pracy), ich spo­sób pro­duk­cji (tak róż­no­rod­ny jak praca kom­po­zy­to­ra, pra­cow­ni­ka linii mon­ta­żo­wej, jak praca w związ­ku mi­ło­snym lub praca pro­du­cen­tów re­wo­lu­cji), i wresz­cie ich sto­sun­ki pro­duk­cji (jako re­la­cja wy­mia­ny mię­dzy sa­mo­wy­zy­skiem pod­mio­tu, czyli już ukon­sty­tu­owa­ną siłą ro­bo­czą, a upo­rem (Eigen­sinn) na­tu­ral­nej siły, która zo­sta­je przez niego za­własz­cza­na raz za razem). Wszyst­ko to sta­no­wi or­ga­nicz­ną ca­łość, tak jak we wstę­pie do „Za­ry­su kry­ty­ki eko­no­mii po­li­tycz­nej” („Grun­dris­se”) Marks poj­mo­wał pro­ces pro­duk­cji, dys­try­bu­cji i kon­sump­cji: jako or­ga­nicz­ną ca­łość, któ­rej wszyst­kie czę­ści re­agu­ją ze sobą, w taki spo­sób, że od­po­wied­nie sto­sun­ki pro­duk­cji prze­kształ­ca­ją się z po­wro­tem w su­row­ce, z któ­rych pro­ces pro­duk­cji siły ro­bo­czej utwier­dza się póź­niej eta­pa­mi po­stę­pu­ją­cy­mi w dół tego pro­ce­su. Od­by­wa się to w dwóch kie­run­kach: (1) nisz­cze­nia hi­sto­rycz­nej siły ro­bo­czej i (2) w po­sta­ci więk­sze­go bo­gac­twa ko­lek­tyw­nych zdol­no­ści do pracy. Jako spo­łecz­ne bo­gac­two, jest ono jed­nak oku­pio­ne in­dy­wi­du­al­nym zu­bo­że­niem sił wy­twór­czych. W tym miej­scu nie cho­dzi o wy­li­cza­nie wszyst­kich tych ru­chów, ale ra­czej o wska­za­nie fun­da­men­tal­ne­go za­sto­so­wa­nia wszyst­kich kry­te­riów po­stu­lo­wa­nych przez Mark­sa dla pro­duk­cji to­wa­ro­wej do pro­duk­cji to­wa­ru, jakim jest siła ro­bo­cza[9].

Od­dzie­le­nie za­rów­no od środ­ków pro­duk­cji, jak i od przed­mio­tu jest cier­niem, od­czu­ciem róż­ni­cy, które wkra­cza ni­czym motor do sa­mo­re­gu­la­cji. Z tego po­wo­du to wła­śnie nie­po­kój, a nie spo­kój, jest zna­kiem roz­po­znaw­czym hi­sto­rycz­nej zdol­no­ści do pracy: jako na­dzie­ja rzu­to­wa­na wstecz, two­rzą­ca za­wsze obraz pier­wot­nie szczę­śli­wej osoby, lub jako na­gro­da za cały nie­po­kój, zaj­mu­ją­ca w wy­obraź­ni ja­kieś miej­sce w przy­szło­ści[10].

To właśnie niepokój, a nie spokój, jest znakiem rozpoznawczym historycznej zdolności do pracy

Można rów­nież za­ło­żyć na od­wrót, że to znie­sie­nie od­dzie­le­nia środ­ków pracy od jej przed­mio­tu, po­trze­ba zrze­sza­nia się, okre­śla rdzeń ra­dy­kal­nych po­trzeb. Hi­sto­ria pro­du­ku­je po­dział pracy, kon­ku­ren­cję, par­ce­la­cję, ro­bin­so­na­dy, ab­sen­cję, pro­te­sty skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko pracy w ogóle, de­wa­lu­ację świa­do­mo­ści oraz pracę oporu, wła­śnie dla­te­go, że nie osią­gnę­ły one ni­cze­go w tak wielu przy­pad­kach w wy­so­ko uprze­my­sło­wio­nych spo­łe­czeń­stwach. W re­zul­ta­cie ra­dy­kal­ne po­trze­by tracą po­czu­cie rze­czy­wi­sto­ści. Wy­da­je się to śmia­łą hi­po­te­zą, która do pew­ne­go stop­nia stoi w kontrze do głów­ne­go nurtu hi­sto­rycz­ne­go em­pi­ry­zmu: do­kład­nie wszyst­ko to wska­zu­je na rdzeń sa­mo­wo­li (Eigen­wil­lens) siły ro­bo­czej. Po­trze­ba fe­de­ra­cji i sto­wa­rzy­sze­nia wy­twór­ców (jako pod­mio­to­wa zdol­ność do pracy i siły ro­bo­czej) nie jest zo­biek­ty­wi­zo­wa­na ze wzglę­du na upór (Eigen­sinn) tych po­trzeb.

Dane po­ję­cie jest uży­tecz­ne tylko, gdy wy­stę­pu­ją w nim dwa ele­men­ty: au­ten­tycz­ny in­te­res (jak rów­nież jego an­ty­cy­pa­cja) oraz ho­ry­zont (lub jego an­ty­cy­pa­cja). Po­rzą­dek wy­wo­dzi się nie z re­duk­cji, ale z au­to­no­mii. Jest to motor na­pę­dza­ją­cy po­ję­cie do pracy ku ogar­nię­ciu peł­ne­go kon­tek­stu. W Roz­mo­wach uchodź­ców Brech­ta Zif­fel mówi do Kalle: „Po­ję­cia […] są uchwy­ta­mi, z po­mo­cą któ­rych można po­ru­szać przed­mio­ty”[11]. To, że po­ję­cia są w pew­nym sen­sie ni­czym ręce, jest wła­śnie po­wo­dem, dla któ­re­go po­win­ni­śmy w ogóle po­dej­mo­wać „wy­si­łek po­ję­cia”. Po­ję­cia pra­cu­ją.

Dla­te­go też, jak już wspo­mnie­li­śmy, eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej nie może być de­fi­nio­wa­na jako po­ję­cie w-so­bie albo w jakiś spo­sób mie­rzo­na w ka­te­go­riach dłu­go­ści, sze­ro­ko­ści, prze­szłej hi­sto­rii lub przy­szło­ści. Ra­czej, aby pro­ces pro­duk­cji mógł po­wstać w ra­mach tego po­ję­cia, ko­niecz­na jest kon­fron­ta­cja z ko­rze­niem jego in­te­re­su: jest to po­trze­ba zrze­sze­nia się ludz­kich wy­twór­ców, któ­rzy po­trze­bu­ją ho­ry­zon­tu eko­no­mii po­li­tycz­nej dla tego, co sta­no­wi ich siłę, a mia­no­wi­cie siły ro­bo­czej. Wy­da­je się, że po­trze­ba zrze­sza­nia się jest dru­gim po­ję­ciem, które można by na przy­kład nie­za­leż­nie zba­dać. Jed­nak­że jedno po­ję­cie dzia­ła tylko po­przez dru­gie. Pod tym wzglę­dem tylko ich opo­zy­cja sta­no­wi jedno uży­tecz­ne po­ję­cie jako dzia­ła­ją­ca or­ga­nicz­na ca­łość. Jedno (eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej) jest ma­te­ria­łem, a dru­gie (fe­de­ra­cja lub sto­wa­rzy­sze­nie, po­trze­ba spo­łe­czeń­stwa, po­trze­ba zjed­no­cze­nia sił) mo­to­rem, miarą, kie­ro­wa­niem prze­twa­rza­niem. Ale potem sy­tu­acja się od­wra­ca, po­nie­waż we wcze­śniej­szej hi­sto­rii siły ro­bo­czej ta miara, prze­twa­rza­nie, z kolei za­wie­ra się w po­trze­bie sto­wa­rzy­sze­nia; ta ostat­nia na­to­miast sta­no­wi teraz ho­ry­zont dla ho­ry­zon­tu i znowu na­stę­pu­je od­wró­ce­nie. Jedno bez dru­gie­go by­ło­by po­zba­wio­ne celu i in­te­re­su, pro­wa­dzi­ło­by do­ni­kąd. To wła­śnie w tym nie­prag­ma­tycz­nym sen­sie na­le­ży ro­zu­mieć zda­nie Mark­sa, że idee za­wsze się hań­bi­ły (sich die Ideen immer bla­miert haben), jeśli nie były po­wią­za­ne z in­te­re­sem[12]

Kiedy przed­sta­wia się go wy­łącz­nie w umy­śle lub w for­mie za­pi­sa­nych liter, pro­ces pracy ma w sobie coś z za­ba­wy[13]. Ina­czej jest w rze­czy­wi­sto­ści, gdzie praw­dzi­we po­ję­cia sku­tecz­nie ze sobą współ­pra­cu­ją lub stają do walki. Po­ję­cio­wa część „chcę prze­żyć” ukry­wa­ją­cych się w piw­ni­cy pod­czas na­lo­tu i po­ję­cio­wa część „znisz­czyć mia­sto, wy­ko­nać po­praw­nie ro­bo­tę” w ar­ma­dzie bom­bow­ców, wraz z ich wy­so­ce nie­rów­ny­mi in­stru­men­ta­mi wła­dzy, two­rzą jedną sy­tu­ację, jedno do­świad­cze­nie.

Jed­nak­że sy­tu­acja ta jest jed­no­cze­śnie ujaw­nie­niem (Veröffen­tli­chung), pu­blicz­nie czy­tel­nym kodem, który w po­zo­sta­łych sy­tu­acjach, w co­dzien­no­ści lub w cza­sach tak zwa­ne­go po­ko­ju, od­sła­nia ukry­ty sto­su­nek ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa do ludz­ko­ści. Jest to jedno po­ję­cie. Dla­te­go prz­yn­ajmniej we wszyst­kich re­al­nych po­ję­ciach – tych, które nie mogą izo­lo­wać czyn­ni­ków tak, jak może to zro­bić kry­tycz­ny umysł – pojęć nie można wy­obra­żać sobie tylko jako jedną dzia­ła­ją­cą parę prze­ci­wieństw, ale jako or­ga­nicz­ną róż­no­rod­ność wielu czę­ści współ­pra­cu­ją­cych ze sobą i prze­ciw­ko sobie. Nie ma sensu od­no­sić dzia­ła­ją­cych w ten spo­sób pojęć do ka­te­go­rii ta­kich jak dobro czy zło, praw­da albo sens. Pa­trząc z per­spek­ty­wy ludz­kiej war­to­ści użyt­ko­wej jest to nie­współ­mier­ny punkt od­nie­sie­nia. Po­cząt­ko­wo cho­dzi ra­czej o pro­por­cje, re­la­cję, o py­ta­nia: kom­plet­ność lub nie­kom­plet­ność ca­ło­ścio­we­go kon­tek­stu.

Sprzecz­ność po­mię­dzy żywą i „mar­twą pracą”

Na imię mi Milch­sack Numer IV
Ja żło­pię smar, a ty la­ge­ry
Ja wci­nam wę­giel, ty chleb za­ja­dasz
Ty jesz­cze nie ży­jesz, ja mar­twy nadal
Co­dzien­nie po­dą­żam tą samą drogą
Tu w Za­głę­biu Ruhry byłem dawno przed tobą
Kiedy cie­bie za­brak­nie, ja długo będę jesz­cze
Po­zna­ję cię po tym, jak po mnie drep­czesz

Ber­tolt Brecht, „Pieśń żu­ra­wia Milch­sack IV”[14]

Żywa praca znaj­du­je od­zwier­cie­dle­nie w pro­duk­cji i tam też znika. Marks na­zy­wa tę za­sty­głą formę pracy „pracą mar­twą”[15]. Taką mar­twą pracą są na przy­kład ma­szy­ny, prze­tar­te szla­ki (re­la­cje), spo­łecz­ne sto­sun­ki pro­duk­cji, pro­duk­ty hi­sto­rii, np. pie­niądz, pań­stwo. Żywa praca stoi w opo­zy­cji do całej swo­jej pre­hi­sto­rii: mar­twej pracy.

Drugą sprzecz­no­ścią w eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej jest to, że masa mar­twej pracy przed­sta­wia się jako nad­rzęd­na w sto­sun­ku do pracy żywej.

Re­la­cja pracy żywej do pracy już prze­kształ­co­nej w pro­dukt jest do­świad­cza­na na prze­strze­ni ca­łych ży­wo­tów. Z per­spek­ty­wy hi­sto­rii już zma­te­ria­li­zo­wa­nej pro­duk­cji są to nie­zwy­kle krót­kie okre­sy. Mar­twa praca or­ga­ni­zu­je się w znacz­nie dłuż­szych ra­mach cza­so­wych: w cza­sie życia ma­szyn i ich spad­ko­bier­ców[16], w okre­sie życia ca­łych for­ma­cji spo­łecz­nych, w skali biegu hi­sto­rii, a wresz­cie w okre­sach fi­lo­ge­ne­tycz­nych, które są cał­ko­wi­cie nie­wy­obra­żal­ne w ra­mach ryt­mów i try­bów zmy­sło­wo­ści ty­po­wych dla tego, jak czas po­strze­ga jed­nost­ka[17].

Z po­cząt­ku jest to sprzecz­ność w spo­so­bie do­świad­cza­nia: wza­jem­ne po­wią­za­nia mię­dzy żywą i mar­twą pracą nie mogą być po­strze­ga­ne in­dy­wi­du­al­nie ze wzglę­du na ich bar­dzo zróż­ni­co­wa­ne czasy pro­duk­cji. Co wię­cej, więk­szość mar­twej pracy w no­wo­cze­snym spo­łe­czeń­stwie gó­ru­je nad pracą żywą. Po­nad­to masa mar­twej siły ro­bo­czej w spo­łe­czeń­stwach kla­so­wych jest do dys­po­zy­cji klasy cie­mięż­ców. Pro­dukt pracy po­ja­wia się jako mar­twa praca prze­ciw­sta­wio­na żywej pracy. Tak jest co do za­sa­dy.

W prak­ty­ce na­to­miast sy­tu­acja jest bar­dziej zróż­ni­co­wa­na. Człon­ko­wie klasy uci­ska­ją­cej, któ­rzy dys­po­nu­ją mar­twą pracą, jako wła­ści­cie­le roz­po­rzą­dza­ją­cy swoją wła­sno­ścią, utrzy­mu­ją ją do dys­po­zy­cji żywej pracy, po­nie­waż nie są kom­pe­tent­ni, by zaj­mo­wać się nią bez­po­śred­nio. Żywa praca, która jest wy­własz­cza­na z mar­twej pracy w spo­łe­czeń­stwie kla­so­wym, po­sia­da te kom­pe­ten­cje w naj­wyż­szym stop­niu; ma­le­ją one wraz ze wzro­stem pracy abs­trak­cyj­nej, wraz ze wzro­stem jed­no­stron­no­ści (Ve­re­in­se­iti­gung)[18].

Zgod­nie z pod­sta­wo­wy­mi pra­wa­mi, do­mi­na­cja ta rzą­dzi za­rów­no po­przez ucisk, jak i mar­twą pracę, jako so­jusz prze­ciw­ko żywej pracy. W prak­ty­ce na­to­miast żadna klasa nie może od­czu­wać, że jest w nie­kwe­stio­no­wa­nym po­sia­da­niu mar­twej pracy. Wojna oko­po­wa o punk­ty styku i czę­ści mar­twej pracy toczy się w po­dob­ny spo­sób, jak w per­ma­nent­nej woj­nie o li­mi­ty go­dzin pracy, udzia­ły w dys­try­bu­cji spo­łecz­ne­go pro­duk­tu lub na punk­tach styku z ca­ło­kształ­tem życia (Le­ben­szu­sam­men­hang)[19].

Na przy­kład strajk jest tym­cza­so­wym świa­do­mym od­dzie­le­niem pracy żywej od środ­ków pracy wy­stę­pu­ją­cych jako praca mar­twa; ma on na celu zdo­by­cie czę­ści pracy mar­twej dla re­ali­za­cji pracy żywej. Strajk ge­ne­ral­ny przed­sta­wia dys­funk­cjo­nal­ność mar­twej pracy jako ca­ło­ści w zmy­sło­wo na­ma­cal­ny spo­sób[20].

W toku re­wo­lu­cji sto­su­nek pracy żywej do pracy mar­twej jest okre­śla­ny na nowo, wy­cho­dząc od stro­ny pracy żywej. Siły wy­twór­cze ludzi w spo­łe­czeń­stwie bun­tu­ją się prze­ciw­ko sto­sun­kom pro­duk­cji, prze­kształ­ca­jąc je; so­jusz pracy żywej i mar­twej jest za­wsze za­war­ty w tych zbun­to­wa­nych si­łach wy­twór­czych. W ra­mach mar­twej pracy na­by­te już umie­jęt­no­ści bun­tu­ją się jako cichy przy­mus po­stę­pu, który jest przej­mo­wa­ny przez żywe siły, wy­ra­ża­ny i wpra­wia­ny w ruch prze­ciw­ko sto­sun­kom pro­duk­cji. Celem tego ruchu jest do­pro­wa­dze­nie żywej pracy do wła­dzy.

W prak­ty­ce bitwy o mar­twą pracę toczą się ma­so­wo w bar­dziej okro­jo­nych sce­na­riu­szach, w ra­mach punk­to­wych spo­rów. Za­rów­no po­je­dyn­cze, jak i ge­ne­ral­ne straj­ki oraz re­wo­lu­cje zda­rza­ją o wiele rza­dziej niż praw­dzi­we bitwy. Teo­re­tyk wojny, Carl von Clau­se­witz, roz­róż­niał walkę po­ten­cjal­ną i rze­czy­wi­stą. Po­ten­cjal­na walka ma re­al­ne kon­se­kwen­cje tak samo jak walka praw­dzi­wa. Ta em­pi­rycz­na za­sa­da od­no­si się rów­nież do bitew mię­dzy kla­sa­mi, w kon­fron­ta­cji mię­dzy mar­twą a żywą siłą ro­bo­czą. W tej kon­fron­ta­cji po­ten­cjal­ne straj­ki, re­wo­lu­cje lub strajk ge­ne­ral­ny mogą re­al­nie okre­ślać sto­sun­ki spo­łecz­ne w do­wol­nym mo­men­cie, nawet jeśli nie mają one wów­czas miej­sca[21].

Trzy­ma­my się po­glą­du, że sprzecz­ność mię­dzy żywą a mar­twą pracą obej­mu­je całe fun­da­men­tal­ne ro­zu­mie­nie spo­łe­czeń­stwa.

Po­je­dyn­cza ma­szy­na wpy­cha pra­cow­ni­ka na po­zy­cję – cie­le­sną lub cza­so­wą – która jest do niej naj­le­piej do­sto­so­wa­na. Ca­łość ma­szyn i na­by­tych re­la­cji spo­łecz­nych wy­wie­ra – po­dob­nie jak hi­sto­ria – na­cisk na wy­twór­ców żywej pracy, nie­za­leż­nie od ich rze­czy­wi­stej woli. Ten obez­wład­nia­ją­cy pro­ces nie znaj­du­je wy­czer­pu­ją­ce­go od­zwier­cie­dle­nia nawet w do­świad­cze­niu sa­mych wy­twór­ców. Aby po­ra­dzić sobie z tą wspo­mnia­ną re­la­cją po­li­tycz­ną, po­trze­bu­je­my naj­pierw ta­kiej sfery pu­blicz­nej (Öffen­tlich­ke­it), w któ­rej pro­ce­sach pro­duk­cyj­nych hi­sto­rycz­ny ruch mar­twej i żywej pracy bę­dzie mógł zo­stać prze­kształ­co­ny w do­świad­cze­nie.

Sprzecz­ność mię­dzy pracą in­dy­wi­du­al­ną a cał­ko­wi­tą pracą spo­łe­czeń­stwa

Marks twier­dzi w „Ka­pi­ta­le”, że two­rze­nie bo­gac­twa spo­łecz­ne­go, bo­gac­twa ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa, wiąże się ze zu­bo­że­niem in­dy­wi­du­al­ne­go ro­bot­ni­ka. Ozna­cza to, że ro­bot­nik, który po­zby­wa się i alie­nu­je wzglę­dem swo­ich sił isto­to­wych, tak na­praw­dę nie bie­rze udzia­łu w bo­gac­twie, które wy­twa­rza. To, co otrzy­mu­je w za­mian, to za­wsze tylko mi­ni­mum sa­mo­za­cho­waw­cze, któ­re­go po­trze­bu­je, aby od­two­rzyć swoje in­dy­wi­du­al­ne wa­run­ki życia na od­po­wied­nim po­zio­mie kul­tu­ro­wym i ma­te­rial­nym. Ta kon­cep­cja zu­bo­że­nia nie jest fi­zycz­ną de­ter­mi­na­cją, jak głód, ale opi­su­je spe­cy­ficz­ną re­la­cję mię­dzy bo­gac­twem re­la­cji, związ­ków i pro­duk­tów obiek­tyw­nie do­stęp­nych w całym spo­łe­czeń­stwie, a także in­dy­wi­du­al­ną moż­li­wo­ścią wy­ko­rzy­sta­nia tych re­la­cji, związ­ków i pro­duk­tów do roz­sze­rze­nia ca­ło­ści życia (Le­ben­szu­sam­men­hangs) jed­nost­ki.

Jed­nak pau­pe­ry­za­cja do­się­ga rów­nież sfery pro­duk­cji. Bo­ga­ta kom­po­zy­cja spo­łe­czeń­stwa peł­ne­go sił wy­twór­czych idzie w parze z in­dy­wi­du­al­nym zu­bo­że­niem kwa­li­fi­ka­cji pra­cow­ni­czych. Ro­sną­ca jed­no­stron­ność i abs­trak­cja in­dy­wi­du­al­nej pracy od­po­wia­da­ją ogól­nej eks­pan­syw­nej ak­tyw­no­ści ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa.

Obie stro­ny sprzecz­no­ści można rów­nież opi­sać jako sto­su­nek pro­duk­cji spo­łecz­nej do pry­wat­ne­go przy­własz­cze­nia. In­dy­wi­du­al­na siła ro­bo­cza jest za­mknię­ta w swoim ży­wo­cie; pa­trzy na pre­hi­sto­rię i obec­ną ca­łość spo­łe­czeń­stwa ze swo­je­go in­dy­wi­du­al­ne­go, znie­kształ­co­ne­go punk­tu wi­dze­nia. In­dy­wi­du­al­na praca nie jest zatem okre­śla­na in­dy­wi­du­al­nie, ale ra­czej spo­łecz­nie. In­dy­wi­du­al­ne jest na­to­miast za­własz­cze­nie do­ko­ny­wa­ne przez pry­wat­nych wła­ści­cie­li.

Siła ro­bo­cza jako re­zul­tat i pro­ces

Pro­ces nigdy nie jest cał­ko­wi­cie za­ab­sor­bo­wa­ny przez swój re­zul­tat. Re­zul­tat sam w sobie jest unie­ru­cho­mio­nym frag­men­tem pro­ce­su. Do­mi­nu­ją­cy pro­ces pracy skła­da się z dwóch bar­dzo róż­nych wy­mia­rów wy­ob­co­wa­nia (Veräußerung) siły ro­bo­czej. Jeden wy­miar skła­da się z wielu mniej lub bar­dziej sko­or­dy­no­wa­nych dzia­łań, które są za­wsze obec­ne, ale nigdy nie do­cie­ra­ją do świa­do­mo­ści pod­czas tego pro­ce­su. Wy­da­je się, że dzia­ła­ją one tylko z boku, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści two­rzą bar­dzo róż­no­rod­ne formy pracy do­dat­ko­wej, które nie są w ogóle na­kie­ro­wa­ne ani bez­po­śred­nio, ani se­lek­tyw­nie na pro­dukt. Jed­nak praca ta sta­no­wi pod­sta­wę pro­duk­cji dla dru­gie­go wy­mia­ru pracy, który jest znacz­nie bar­dziej ce­lo­wo skon­cen­tro­wa­ny na wy­twa­rza­niu okre­ślo­ne­go pro­duk­tu i or­ga­ni­zo­wa­niu środ­ków. Oba te wy­mia­ry, które są w rów­nym stop­niu nie­zbęd­ne w do­mi­nu­ją­cych pro­ce­sach pracy, mogą pro­wa­dzić, w pew­nych wa­run­kach spo­łecz­nych, do ogrom­nej sumy za­so­bów pracy, w wy­ni­ku czego po­szcze­gól­ne etapy tej ak­tyw­no­ści za­wo­do­wej i fak­tycz­nie wy­dat­ko­wa­na ener­gia nie są już w ogóle roz­po­zna­wal­ne. Próba zre­kon­stru­owa­nia tego pro­ce­su na pod­sta­wie jego wy­ni­ków nie jest moż­li­wa z kilku po­wo­dów. Jed­nym z nich jest fakt, że w całej swo­jej róż­no­rod­no­ści pro­ces pracy nie jest w żaden spo­sób uprzed­mio­to­wio­ny w pro­duk­cie, a ra­czej tylko w jego wy­bra­nych czę­ściach. Innym po­wo­dem jest fakt, że znacz­na część tych dzia­łań wy­ga­sa nie­ja­ko po­ni­żej progu świa­do­mo­ści i nawet ich czę­ścio­we uprzed­mio­to­wie­nie w po­sta­ci re­zul­ta­tu nie spra­wia, że są bar­dziej świa­do­me lub do­strze­gal­ne. Tak jak po­praw­ne jest stwier­dze­nie, że pro­ces nigdy nie jest cał­ko­wi­cie wchło­nię­ty przez re­zul­tat, tak samo praw­dzi­wym jest, że re­zul­tat nie jest wchła­nia­ny przez pro­ces, co ozna­cza, że re­zul­tat może być od­zwier­cie­dlo­ny w pro­ce­sie. Na tym eta­pie po­ja­wia się fun­da­men­tal­na nie­zgod­ność mię­dzy pro­ce­sem a re­zul­ta­tem, która jest opar­ta na struk­tu­rze samej zdol­no­ści do pracy. Marks wy­mie­nia ko­lej­ny powód tego ogra­ni­cze­nia roz­po­zna­wal­no­ści, gdy przy­ta­cza przy­kład zła­ma­ne­go wi­del­ca. Mówi: W uda­nym pro­duk­cie pa­mięć o pro­ce­sie jest kon­su­mo­wa­na, pod­czas gdy tylko zła­ma­ny wi­de­lec zmu­sza ludzi do my­śle­nia o nim i przy­po­mnie­nia sobie, czy coś po­szło nie tak w samym pro­ce­sie pro­duk­cji: funk­cjo­nu­ją­cy, po­myśl­nie wy­ko­na­ny pro­dukt wy­ma­zu­je pa­mięć o pro­duk­cji, tak jak można po­wie­dzieć, że udana od­bu­do­wa spo­łe­czeń­stwa po­chła­nia pa­mięć o cier­pie­niu i do­ko­na­niach zwią­za­nych z tą re­kon­struk­cją[22].

Ilu­stra­cja: „Zła­ma­ny wi­de­lec”. Rich­mond. Sto­li­ca Scar­lett O’Hary.

Ta nad­wyż­ka pro­duk­tu (Mehr­pro­dukt) pro­ce­su pracy wzglę­dem re­zul­ta­tu jest rów­nież we­wnętrz­ną przy­czy­ną spo­strze­że­nia Mark­sa, że stu ro­bot­ni­ków osią­ga wię­cej w ciągu jed­nej go­dzi­ny niż jeden ro­bot­nik w ciągu stu go­dzin. Marks na­zy­wa to zja­wi­sko: ani­mal spi­rits[23]. Ale nie ma to nic wspól­ne­go z en­tu­zja­zmem „jakby zwie­rzę­ta były ze­bra­ne razem”. Pro­ces pracy od­by­wa się w opar­ciu o bar­dzo zróż­ni­co­wa­ną ak­tyw­ność zdol­no­ści do pracy. Z tego zmien­ne­go stru­mie­nia cof­nięć, ob­jaz­dów, moż­li­wych błęd­nych dzia­łań oraz wielu swo­bod­nych i nowo wy­my­ślo­nych wa­rian­tów, in­ter­wen­cja pracy pro­wa­dzą­ca do re­zul­ta­tu wy­bie­ra to, co jest od­po­wied­nie w kon­kret­nych oko­licz­no­ściach. Po­ten­cjal­ne dzia­ła­nia są po­cząt­ko­wo tak samo re­al­ne, jak te rze­czy­wi­ste. We współ­pra­cy wielu pra­cow­ni­ków swo­bod­ne lub wy­uczo­ne wa­rian­ty oraz ro­bo­cze in­ter­wen­cje są teraz łą­czo­ne, co wy­klu­cza nie­pra­wi­dło­we dzia­ła­nia i okręż­ne ścież­ki. W re­zul­ta­cie w okre­sie mię­dzy róż­ny­mi pra­ca­mi, po­ni­żej po­zio­mu świa­do­me­go ich wy­ko­ny­wa­nia mają miej­sce in­ter­su­biek­tyw­ne po­wią­za­nia zdol­no­ści do pracy, które wzbo­ga­ca­ją jej re­zul­tat lub przy­spie­sza­ją jej pro­ces.

Potencjalne działania są początkowo tak samo realne, jak te rzeczywiste

W pro­ce­sie, ale nie w wy­ni­ku, re­la­cja mię­dzy celem a środ­ka­mi jest czę­sto od­wró­co­na. Za­sad­ni­czo mają miej­sce dwie pro­duk­cje: siła ro­bo­cza wy­twa­rza pro­dukt i jed­no­cze­śnie wy­twa­rza wza­jem­ne zro­zu­mie­nie, so­li­dar­ność, pro­ce­sy ucze­nia się, roz­ga­łę­zia­ją­ce się prze­ja­wy wza­jem­nej wi­tal­no­ści. Dla pro­ce­su kształ­to­wa­nia war­to­ści jest to je­dy­nie efekt ubocz­ny; na­to­miast dla praw­dzi­we­go życia, które jest pod­trzy­my­wa­ne w pro­ce­sie pracy, jest to głów­ny aspekt[24].

W me­ry­to­kra­cji cała uwaga skie­ro­wa­na jest na re­zul­ta­ty. Re­zul­ta­ty jawią się jako rze­czy­wi­stość, pod­czas gdy pro­ce­sy, z któ­rych ona się wy­ło­ni­ła, jawią się jako rze­czy­wi­stość niż­sze­go rzędu, nie­ja­ko pry­wat­na spra­wa. Ale dla eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej to wła­śnie pro­ce­sy, a nie re­zul­ta­ty, speł­nia­ją wa­run­ki nie­zbęd­ne do ana­li­zy tego, w jaki spo­sób praca i praw­dzi­we życie są ze sobą toż­sa­me. Nie można ich od­na­leźć jako ta­kich w re­zul­ta­cie. Oka­zu­je się, że praca abs­trak­cyj­na po­le­ga na za­bie­ra­niu kon­kret­ne­go czasu życia i zwra­ca­niu je­dy­nie jego czę­ści. Czas, w któ­rym ope­ra­tor­ka wy­kra­war­ki stoi przy swo­jej ma­szy­nie, jest prak­tycz­nie wy­ma­za­ny z jej życia; to nie ona, jako żywa osoba, tam stoi, ale jej abs­trak­cja. Jeśli wy­ko­nu­je zbęd­ne ruchy, któ­rych spe­cja­li­sta od ra­cjo­na­li­za­cji (MTS-Mann) radzi jej uni­kać, na­ru­sza nie­rze­czy­wi­stość czasu pracy jako coś rze­czy­wi­ste­go. Ważną kwe­stią dla eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej jest spo­sób, w jaki ope­ra­tor­ka dziur­ka­cza jest w sta­nie przy­go­to­wać się do tej abs­trak­cji, wy­ko­rzy­stu­jąc swoje wła­sne siły. Nie musi się zbyt­nio an­ga­żo­wać, by ob­słu­żyć ma­szy­nę; jest to żmud­ne i po­chła­nia jej siły, ale to ma­szy­na dyk­tu­je jej swoją wolę. Musi się na­to­miast wy­si­lić, by tę abs­trak­cję znieść. Wy­daj­ność pracy leży zatem w tym pro­duk­cie, który wy­twa­rza samą sobą. Nie ma wąt­pli­wo­ści, że jest to do­kład­nie to, co nie wcho­dzi w re­zul­tat jej pracy. Na pod­sta­wie re­zul­ta­tu nie można stwier­dzić, czy zo­stał on wy­pro­du­ko­wa­ny przez nie­chęt­ną czy za­do­wo­lo­ną ro­bot­ni­cę, do­pó­ki miej­sce pracy stwo­rzo­ne przez osobę trze­cią wy­klu­cza jej wolę i ogra­ni­cza jej zdol­ność do wy­ra­ża­nia sie­bie w błę­dach[25].

Ba­dacz­ka spo­łecz­na Ma­rian­ne He­rzog opi­su­je ko­bie­tę spa­wa­ją­cą rury, która po ze­spa­wa­niu około trzy­dzie­stu punk­tów od­chy­la ra­mio­na do tyłu w spo­sób przy­po­mi­na­ją­cy ma­cha­nie skrzy­dła­mi, aby kon­ty­nu­ować funk­cjo­nal­ną pracę po­le­ga­ją­cą na ze­spa­wa­niu ko­lej­nych trzy­dzie­stu ele­men­tów rur. Dla niej jako osoby ten ruch jest rze­czy­wi­sty (dla jej życia), pod­czas gdy resz­ta ru­chów już nie. W przy­pad­ku pro­ce­su two­rze­nia war­to­ści zo­rien­to­wa­ne­go na re­zul­tat jest od­wrot­nie.

Ten skrzy­dla­ty ruch, dra­pa­nie się po gło­wie, uchwy­ce­nie spoj­rze­nia ko­le­żan­ki z pracy, wy­mia­na kilku słów, krót­ka prze­rwa śnia­da­nio­wa, te rze­czy, ze­bra­ne razem, nie sta­no­wią życia. Wy­ni­ki czę­ścio­we­go pro­duk­tu, które są nie­rze­czy­wi­ste za­rów­no z per­spek­ty­wy oso­bi­stej jak rów­nież jako in­dy­wi­du­al­ne pro­duk­ty, są łą­czo­ne w celu utwo­rze­nia ca­ło­ści na­da­ją­cej się do sprze­da­ży[26].

Od­wró­ce­nie w re­la­cji prze­pły­wu i za­kłó­ce­nie w po­li­tycz­nej eko­no­mii siły ro­bo­czej

Zgod­nie z re­je­stra­to­rem czasu pracy, in­ter­wen­cja pracy jest prze­pły­wem, pod­czas gdy pauzy, które robi pra­cow­nik, sta­no­wią za­kłó­ce­nia. Z per­spek­ty­wy czasu życia (Le­ben­sze­it) siły ro­bo­czej jest do­kład­nie od­wrot­nie: to praca jest za­kłó­ce­niem. Tylko zu­peł­nie inna forma pracy, praca nie­wy­alie­no­wa­na, jest „wa­run­kiem ist­nie­nia czło­wie­ka, nie­za­leż­nym od wszel­kich ustro­jów spo­łecz­nych, jest wiecz­ną przy­ro­dzo­ną ko­niecz­no­ścią, która umoż­li­wia wy­mia­nę ma­te­rii mię­dzy czło­wie­kiem a przy­ro­dą, a więc umoż­li­wia życie ludz­kie”[27]. Po­trze­ba ta­kiej pracy, „która wdy­cha i wy­dy­cha siły na­tu­ry”, za­cho­wu­je się jak prze­pływ skie­ro­wa­ny prze­ciw­ko wy­alie­no­wa­ne­mu wy­po­czyn­ko­wi i wy­alie­no­wa­nej pracy. Jest to na przy­kład prze­pływ pro­te­stu, który po­przez sa­mo­wy­ob­co­wa­nie musi zo­stać za­trzy­ma­ny, aby można go było znieść za­rów­no w pracy jak i w cza­sie wol­nym.

Od­wró­ce­nie od­no­si się do wszyst­kich pod­sta­wo­wych za­so­bów, z któ­rych wy­twa­rza­ne są zdol­no­ści do pracy. Za­so­by te można zna­leźć nie tylko w sta­nie spo­czyn­ku lub w próż­nym ruchu, ale są one za­kła­da­ne w każ­dym uprzed­mio­to­wie­niu samej pracy. Znaj­du­ją się wła­śnie tam, po­nie­waż są nie­od­płat­ne i jako od­dziel­ne są nie­zau­wa­żal­ne, a przy tym są też nie­po­zor­ne w swoim prze­pły­wie. Pa­mięć skła­da się z ta­kie­go cią­głe­go prze­pły­wu; cykle (spi­ra­le) ak­tyw­ne w zdol­no­ści do za­pa­mię­ty­wa­nia zo­sta­ją za­kłó­co­ne, gdy pa­mięć wcho­dzi do świa­do­mo­ści. Świa­do­my cykl na­stęp­nie za­trzy­mu­je swój nie­świa­do­my od­po­wied­nik na pe­wien czas, pod­czas któ­re­go pa­mięć po­now­nie słab­nie i po­zor­nie znika. Na­stęp­nie nie­świa­do­my prze­pływ za­czy­na się od nowa. W szko­le stały we­wnętrz­ny prze­pływ nie­świa­do­mych idei dziec­ka jest za­kłó­ca­ny, gdy dziec­ko zaj­mu­je się czymś, udzie­la od­po­wie­dzi lub jest wzy­wa­ne przez na­uczy­cie­la. Pod tym wzglę­dem ak­tyw­ność dzie­ci w szko­le jest pełna za­kłó­ceń.

Prze­pływ wspól­no­ty po­je­dyn­cze­go ciała (körper­li­chen Ge­me­in­we­sens) skła­da się z ener­gii spo­czyn­ko­wej ko­mó­rek ner­wo­wych, która jest prze­ry­wa­na przez sty­mu­la­cję, aby póź­niej po­wró­cić do nie­za­leż­ne­go prze­pły­wu. Z na­tu­ry mię­śnie mają ten­den­cję do cią­głe­go na­pi­na­nia się i roz­luź­nia­nia. To wła­śnie ten po­ten­cjał jest ich prze­pły­wem; skom­pli­ko­wa­ny sys­tem blo­kad po­zwa­la unik­nąć tej burzy ru­chów i prze­ry­wa­jąc ją umoż­li­wia ukie­run­ko­wa­ne dzia­ła­nie. Po­łą­czo­ne zdol­no­ści do pracy same prze­pły­wa­ją jako po­ten­cjał. Za­wsze jest go wię­cej na po­cząt­ku in­dy­wi­du­al­ne­go aktu pracy, z któ­re­go zdol­no­ści prze­ry­wa­ją­ce wy­bie­ra­ją to, co jest nie­zbęd­ne dla kon­kret­ne­go pro­ce­su pracy i utrwa­la­ją go, za­trzy­mu­jąc resz­tę prze­pły­wu. To jest wła­śnie powód, dla któ­re­go świa­do­ma i ce­lo­wa ak­tyw­ność wy­ła­nia się z pro­ce­su prób i błę­dów. Pro­ces ten nie byłby moż­li­wy, gdyby re­zul­tat nie był re­ali­zo­wa­ny na pod­sta­wie bo­gat­sze­go prze­pły­wu tego, co nie­zre­ali­zo­wa­ne.

Eko­no­mia rów­no­wa­gi zdol­no­ści do pracy

Wśród prze­pły­wów, które nigdy nie są wi­docz­ne w re­zul­ta­cie pracy i rzad­ko są wi­docz­ne w samym pro­ce­sie pracy, znaj­du­ją się te nie­zbęd­ne zdol­no­ści do pracy, które wy­ni­ka­ją z za­sa­dy po­dwój­nej pracy (Prin­zip der Dop­pe­lar­be­it), którą siła ro­bo­cza musi wy­ko­nać ze wzglę­du na Pierw­szą Sprzecz­ność w eko­no­mii po­li­tycz­nej siły ro­bo­czej, aby spro­stać wy­ma­ga­niom wy­alie­no­wa­nej pracy. Ten prze­pływ stale zu­ży­wa­nej siły ro­bo­czej ma­ni­fe­stu­je się jako eko­no­mia rów­no­wa­gi (Ba­lan­ce-Öko­no­mie). Wy­ra­ża się ona, na przy­kład, w dy­wer­syj­nej pro­duk­cji kul­tu­ry, w ak­tyw­no­ści wy­obraź­ni, pracy pro­te­stu i in­ter­pre­ta­cji, w prze­pra­co­wy­wa­niu ża­ło­by (Trau­erar­be­it) oraz w ob­fi­to­ści po­cie­szeń sie­bie i in­nych; jest prak­tycz­nie in­te­gral­ną czę­ścią każ­de­go pro­ce­su pracy, a jed­no­cze­śnie prak­ty­ką kom­pen­sa­cyj­nej kontr pro­duk­cji (kom­pen­sa­to­ri­schen Ge­gen­pro­duk­tion). W dzi­siej­szym spo­łe­czeń­stwie roz­miar tej eko­no­mii od­po­wia­da mniej wię­cej dwóm naj­więk­szym wi­docz­nym ob­sza­rom, w któ­rych wy­ko­rzy­sty­wa­ne są różne zdol­no­ści do pracy, a mia­no­wi­cie w za­kła­dach pracy i w sfe­rze so­cja­li­za­cji. Eko­no­mia rów­no­wa­gi wy­ka­zu­je ten­den­cję do po­chła­nia­nia coraz więk­szej ilo­ści ludz­kiej ener­gii i włą­cza­nia jej do swo­jej prak­ty­ki, po­nie­waż trwa­nie każ­de­go do­dat­ko­we­go przy­pad­ku alie­na­cji wy­ma­ga rów­nież do­dat­ko­wych kontr­ma­new­rów (Ge­gen­steu­erung). Może ona jed­nak w bar­dziej ogra­ni­czo­nym za­kre­sie od­zy­ski­wać siłę ro­bo­czą na prze­kór po­tęż­nym agen­tom rze­czy­wi­sto­ści (Re­alitätsa­gen­tu­ren) kie­ru­ją­cych pracą w fa­bry­ce; dla­te­go też wy­co­fu­je je z mniej strze­żo­nych sfer życia. Jeśli wy­co­fa­nie sił w celu zrów­no­wa­że­nia od­by­wa się po­przez dal­sze roz­cień­cze­nie ca­ło­ści życia, to z kolei wy­ma­ga do­dat­ko­we­go wy­sił­ku w za­kre­sie eko­no­mii rów­no­wa­gi, aby to znieść: Stąd pre­fe­ren­cyj­ne wy­co­fy­wa­nie sił z ogól­nych, zwłasz­cza po­li­tycz­nych in­te­re­sów i zdol­no­ści do pracy. Po­nie­waż to wła­śnie in­te­re­sy i zdol­ność pracy wy­dat­ko­wa­ne w tak ogól­nym kie­run­ku kon­sty­tu­ują sa­mo­świa­do­mość, wy­ma­ga­ne są tu rów­nież inne ro­dza­je rów­no­wa­gi. W ten spo­sób go­spo­dar­ka rów­no­wa­gi dre­nu­je do­kład­nie te środ­ki, które uczy­ni­ły­by ją samą mniej po­trzeb­ną. Oczy­wi­ście nie ist­nie­je jedna go­spo­dar­ka rów­no­wa­gi – a tym samym ar­se­nał zdol­no­ści do pracy o takim cha­rak­te­rze – ale ra­czej różne rów­no­wa­gi, które są ko­niecz­ne dla każ­dej klasy, spo­so­bu pro­duk­cji oraz osob­no dla dzie­ci, ko­biet i star­ców, w za­leż­no­ści od ich po­zy­cji w spo­łe­czeń­stwie[28].

Praca sa­mo­ste­ro­wa­nia

Eko­no­mia rów­no­wa­gi jest szcze­gól­nym przy­pad­kiem sa­mo­ste­ro­wa­nia (Selb­steu­erung)[29], a zwią­za­na z nim praca za­wie­ra się w każ­dym wy­dat­ku siły ro­bo­czej. To, co po­ja­wia się u Mark­sa jako róż­ni­ca mię­dzy cie­śla­mi i bu­dow­ni­czy­mi a psz­czo­ła­mi, jest tą spe­cy­ficz­ną czę­ścią zdol­no­ści do pracy sa­mo­ste­row­no­ści (Steu­erung­sar­be­it). Zdol­no­ści te nie muszą być roz­pro­szo­ne w za­pa­mię­tu­ją­cej świa­do­mo­ści, ale mogą być roz­pro­szo­ne w ru­ty­nie, w kon­kret­nej umie­jęt­no­ści. Są one naj­bar­dziej za­uwa­żal­ne do­pie­ro w mo­men­cie utra­ty ste­row­no­ści (Steu­erung­sver­lust). Takie sy­tu­acje są wy­wo­ły­wa­ne za­rów­no przez nie­po­wo­dze­nia w eko­no­mii rów­no­wa­gi, jak i jej do­mi­na­cję (Ba­lan­ce-Im­pe­ria­li­smus), to zna­czy, przez lo­gi­ki wy­co­fy­wa­nia tych ener­gii zwią­za­nych ze ste­row­no­ścią, które są po­trzeb­ne do utrzy­ma­nia rów­no­wa­gi.

Szcze­gól­nym przy­pad­kiem utra­ty ste­row­no­ści są agre­syw­ne ten­den­cje w spo­łe­czeń­stwie. Pra­wie za­wsze opie­ra­ją się one na za­ła­ma­niu eko­no­mii rów­no­wa­gi; in­ny­mi słowy, są to za­ko­rze­nio­ne prze­ja­wy nie­za­do­wo­le­nia, które nie są prze­twa­rza­ne pu­blicz­nie. Agre­sje te nie gro­ma­dzą się je­dy­nie w for­mie „im­pe­ria­li­zmu skie­ro­wa­ne­go na ze­wnątrz”, czyli w for­mie agre­sji wobec in­nych na­ro­dów. Ist­nie­ją one rów­nież jako „im­pe­ria­lizm skie­ro­wa­ny do we­wnątrz”. Ta ostat­nia forma ma agre­syw­ną ten­den­cję, na przy­kład, do im­por­to­wa­nia „jak naj­więk­szej ilo­ści świa­ta” do in­tym­no­ści ro­dzi­ny, a tym samym do eks­por­to­wa­nia pro­ble­mów gdzieś da­le­ko. To wy­co­fa­nie się do wnę­trza ro­dzi­ny jest spo­wo­do­wa­ne utra­tą kon­tro­li oraz agre­sją i w żad­nym wy­pad­ku nie jest pro­ce­sem po­ko­jo­wym[30].

Zdol­no­ści do pracy dą­żą­ce do zrze­sze­nia sił

Wróć­my teraz do kontr-ru­chu, który re­agu­je za­rów­no na utra­tę kon­tro­li, jak i na ten­den­cję eko­no­mii rów­no­wa­gi do dre­no­wa­nia sił. Wi­dzie­li­śmy, że sys­tem zdol­no­ści do pracy, który nie wy­ło­nił się hi­sto­rycz­nie jako spój­na ca­łość, za­wsze roz­wi­ja zdol­no­ści do pracy jako coś zło­żo­ne­go. Coś zło­żo­ne­go, czyli zrze­sze­nie (Ve­re­ini­gung), jest rów­nież prze­pły­wem samej zdol­no­ści do pracy. Bez spe­cy­ficz­nej eko­no­mii zrze­sza­nia się, po­ja­wie­nie się współ­pra­cy i so­li­dar­no­ści, która roz­wi­ja się po­ni­żej pro­ce­sów prze­my­sło­wych, jest nie do po­my­śle­nia. Zdol­no­ści te nie mo­gły­by po­wstać pod przy­mu­sem. Z punk­tu wi­dze­nia tego, co nie jest eman­cy­pa­cją (Nicht-Eman­zi­pa­tion), czyli z per­spek­ty­wy pro­ce­sów prze­my­sło­wych, kwe­stia ta spro­wa­dza się do py­ta­nia o spo­sób funk­cjo­no­wa­nia tych sił; po­nie­waż wy­ła­nia­ją się one z pro­ce­sów se­pa­ra­cji i ze sprzecz­no­ści, nie mają ten­den­cji do zrze­sza­nia się poza już ist­nie­ją­cą zbio­ro­wo­ścią. Z punk­tu wi­dze­nia eman­cy­pa­cji py­ta­nie brzmi: w ja­kich oko­licz­no­ściach siły te mo­gły­by wy­ka­zać au­to­no­micz­ną ten­den­cję do wy­ol­brzy­mia­nia (über­tre­iben) i zjed­no­cze­nia swo­jej hi­sto­rycz­nej zdol­no­ści do zrze­sza­nia się? Klu­czo­wym sło­wem jest tutaj: au­to­no­micz­nie. Per­spek­ty­wa ba­da­nia musi być zatem skie­ro­wa­na na au­to­no­micz­ny mo­ment dzia­ła­nia tych zdol­no­ści do pracy. To nie punkt, w któ­rym po­win­ny się zjed­no­czyć, jest ważny, ale punkt, w któ­rym fak­tycz­nie to robią.

Z po­cząt­ku za­dzi­wiać może fakt, że kon­cen­tra­cja em­pi­rycz­nie ob­ser­wo­wal­nych zdol­no­ści do zrze­sza­nia się nie znaj­du­je się ani w pro­ce­sach zwią­za­nych z pracy, ani tych zwią­za­nych z ży­ciem. Do­mi­nu­ją­ce tam przy­mu­so­we sto­wa­rzy­sze­nia za­wie­ra­ją tyle samo zdol­no­ści do po­dzia­łu, co zdol­no­ści do zrze­sza­nia się. W rze­czy­wi­sto­ści ist­nie­ją one w opo­zy­cji do ca­ło­ści świa­ta pracy i życia (Ar­be­its- und Le­ben­szu­sam­men­hang). Tak więc ist­nie­je na­tu­ral­ny i spon­ta­nicz­ny zwią­zek mię­dzy wszyst­ki­mi wy­spe­cja­li­zo­wa­ny­mi zdol­no­ścia­mi do pracy – na przy­kład wszyst­ki­mi lin­gwi­sta­mi, fi­zy­ka­mi, in­ży­nie­ra­mi, ale także fi­la­te­li­sta­mi, blo­ge­ra­mi[31], ar­ty­sta­mi i in­ny­mi pra­cow­ni­ka­mi po­sia­da­ją­cy­mi okre­ślo­ne umie­jęt­no­ści – w od­nie­sie­niu do ich przed­mio­tu; ist­nie­je on nawet na całym świe­cie[32].

Te same kwa­li­fi­ka­cje są ha­mo­wa­ne w ko­mu­ni­ka­cji we­wnątrz przed­się­bior­stwa przez hie­rar­chię i kon­ku­ren­cję. Żadne wza­jem­ne re­la­cje w ra­mach kon­kret­ne­go pro­ce­su pracy – ani nawet re­la­cje w ra­mach wspól­nej or­ga­ni­za­cji po­li­tycz­nej – nie mają ta­kiej siły łą­czą­cej za­wo­do­we wza­jem­ne po­wią­za­nia jak re­la­cje, które kom­pe­ten­cje za­wo­do­we wy­twa­rza­ją mię­dzy sobą, na pod­sta­wie mil­czą­ce­go roz­po­zna­nia, gdy tylko opusz­czą bez­po­śred­ni przy­mu­so­wy sto­su­nek ich pro­duk­cji. Po­dob­nie jak w przy­pad­ku pracy w za­kła­dzie i współ­pra­cy w ra­mach ogól­nej i nie­wy­spe­cja­li­zo­wa­nej sfery pu­blicz­nej (nicht fach­spe­zi­fi­schen Öffen­tlich­ke­it), do­ty­czy to rów­nież zwią­za­nych z pracą form (Ar­be­its­for­men) re­la­cji w ob­sza­rze so­cja­li­za­cji i życia.

Na przy­kład osią­gnię­cie po­ro­zu­mie­nia w kwe­stiach ero­tycz­nych może wy­da­wać się nie­moż­li­we we wszyst­kich re­la­cjach, nie­mniej jed­nak dzie­je się to spon­ta­nicz­nie w po­zor­nie ano­ni­mo­wej sfe­rze wza­jem­nych po­wią­zań, o ile moż­li­wa jest tam wy­mia­na do­świad­czeń. W hi­sto­riach mi­ło­snych po­ja­wia­ją się roz­wią­za­nia, któ­rych ina­czej nie da­ło­by się zna­leźć w nie­ero­tycz­nej re­la­cji mię­dzy dwoj­giem ludzi. Sfera pu­blicz­na zwią­za­na jest nie tylko z do­świad­cze­niem, ale także, bar­dziej kon­kret­nie, z in­tym­no­ścią jako swego ro­dza­ju re­ali­za­cją do­świad­cze­nia, w któ­rym spraw­dzam – i to po­ta­jem­nie – czy coś jest zgod­ne z moim wła­snym do­świad­cze­niem. Taka in­tym­ność jest prze­ciw­nym bie­gu­nem sfery pu­blicz­nej. Fak­tem jest, że uży­tecz­na dla ludzi sfera pu­blicz­na mu­sia­ła­by po­sia­dać tę in­tym­ność jako me­cha­nizm te­stu­ją­cy. Za­po­śred­ni­czo­na w po­wią­za­niach in­tym­ność sta­no­wi pole za­sto­so­wa­nia dla zdol­no­ści do pracy re­la­cyj­nej (Ar­be­it­svermögen der Bez­ie­hung­sar­be­it), ma­ją­cej na celu zrze­sze­nie, któ­rej re­pre­zen­ta­tyw­na, tj. ogól­na – i ze wzglę­du na swoje me­cha­ni­zmy wy­klu­cze­nia kon­tro­lu­ją­ca – sfera pu­blicz­na nie po­sia­da.

Za­ufa­nie jako pod­sta­wa zdol­no­ści do pracy ukie­run­ko­wa­nej na re­alizm

W an­ta­go­ni­stycz­nej rze­czy­wi­sto­ści po­sta­wa re­ali­stycz­na cha­rak­te­ry­zu­je się tym, że uzna­je an­ty­re­alizm uczuć – ich pro­test prze­ciw­ko nie­zno­śnym re­la­cjom – za motor re­ali­zmu. Wy­ma­ga to pew­no­ści sie­bie, po­nie­waż an­ty­re­alizm w ob­rę­bie zmy­słów – tj. uczu­cia skła­da­ją­ce się na jaźń (Ich-Gefühlen) oraz zło­żo­ne z nich zdol­no­ści do pracy – na­ru­sza oczy­wi­ście po­tęż­ną za­sa­dę rze­czy­wi­sto­ści[33]. Pew­ność sie­bie może ist­nieć na­to­miast tylko dzię­ki zbio­ro­we­mu po­twier­dze­niu. Cen­tral­nym punk­tem re­ali­zmu – i dzia­ła­ją­cych w jego ra­mach zdol­no­ści do pracy – jest wy­twa­rza­nie so­li­dar­nych pro­ce­sów po­znaw­czych, tj. sa­mo­świa­do­mo­ści w sen­sie ma­te­ria­li­stycz­nym. Nie jest to coś, co można wy­two­rzyć in­dy­wi­du­al­nie[34].

Żaden czło­wiek nie jest z na­tu­ry obiek­tyw­ny. An­ty­re­ali­stycz­na praca mo­ty­wa­cji, zmia­na ma­te­ria­łów w trak­cie pracy, nie­po­kój, są au­to­no­micz­ne. Jeśli z tego ma po­wstać obiek­tyw­na (sa­chli­che) po­sta­wa, ko­niecz­na jest jakaś kon­struk­cja. Jed­nym z naj­waż­niej­szych kon­struk­tyw­nych dzia­łań po­sta­wy re­ali­stycz­nej jest przy­ję­cie w sobie tego, co obce i prze­ciw­staw­ne, prze­kształ­ce­nie go w coś wła­sne­go. Jeśli taka kon­struk­tyw­na praca nie po­wie­dzie się, rze­czy te muszą zo­stać zmar­gi­na­li­zo­wa­ne i ode­pchnię­te; taka po­sta­wa wy­da­je się być obiek­ty­wi­zmem (Sa­chlich­ke­it), ale jest wła­śnie naj­wyż­szą formą braku obiek­ty­wi­zmu (unsa­chlich). Z dru­giej stro­ny nie­moż­li­we by­ło­by ani wy­klu­cze­nie tego, co obce i wro­gie, ani uczy­nie­nie go wła­snym po­przez uzna­nie, po­nie­waż mu­sia­ło­by to za­wie­sić au­to­no­micz­ną ak­tyw­ność (Eigentätig­ke­it) żywej pracy. Część ta­kiej próby za­wie­ra się w akcie wy­zna­cze­nia ba­rie­ry obron­nej; fakt, że nie wy­klu­cza to po­wro­tu tego, co wy­par­te, i za­kłó­ce­nia po­rząd­ku opar­te­go na wy­par­ciach, po­ka­zu­je, że nie można na dobre za­trzy­mać au­to­no­micz­nej ak­tyw­no­ści żywej pracy. Można uda­wać mar­twe­go, ale nie czyni to ni­ko­go mar­twym.

Za­ufa­nie nie­zbęd­ne do pracy kon­stru­owa­nia (Kon­struk­tion­sar­be­it) po­sta­wy re­ali­zmu, z któ­rej rodzi się uzna­nie in­ne­go, ma prze­ciw­ni­ków we frak­cjach two­rzą­cych we­wnętrz­ną spo­łecz­ność: (1) na­tu­ral­ną nie­uf­ność, strach przed ob­cy­mi; (2) am­bi­wa­len­cję, nie­prze­wi­dy­wal­ność ty­po­wą dla ob­cych i tego, co nie jest moje (Nicht-Eige­nen), brak wia­ry­god­no­ści; (3) brak za­ufa­nia, że inni znio­są moje sprzecz­no­ści i dy­so­nan­se: za­ta­ja­nie. Uzna­nie ob­ce­go za­kła­da, że wolno mi za­cho­wać moje sprzecz­no­ści, moją mo­jość (Eige­nes). Pa­trząc z dru­giej, bar­dziej po­zy­tyw­nej stro­ny, od­no­si się to do: (1) pew­nej ilo­ści pod­sta­wo­we­go za­ufa­nia, za­po­mo­gi z wcze­śniej­sze­go okre­su roz­wo­jo­we­go; mu­sia­łem mieć tro­chę szczę­ścia, by trak­to­wać rze­czy­wi­stość tak uczci­wie; jest to za­sad­ni­czo nie­spra­wie­dli­wa i nie­pro­por­cjo­nal­na kwe­stia w pro­ble­mie re­ali­zmu[35]; (2) pew­no­ści sie­bie; (3) za­ufa­nia do in­nych, by mogli mnie zno­sić (moje dy­so­nan­se, gdy wpro­wa­dzam coś au­ten­tycz­ne­go od sie­bie) i nie mścić się na mnie nie­ustan­nie. W ten sam spo­sób, w jaki pew­ność sie­bie za­wsze po­wra­ca do za­ląż­ków pod­sta­wo­we­go za­ufa­nia, ja rów­nież muszę uwa­żać się za god­ne­go za­ufa­nia, jeśli mam za­kła­dać, że inni będą mnie to­le­ro­wać. Nie­uf­ność po­zo­sta­wia ślad, gdy wąt­pię w sie­bie. Śle­dzę obraz zdol­no­ści in­nych, obraz, w któ­rym roz­po­zna­ję wła­sne sprzecz­no­ści[36].

Obiek­ty­wizm jest naj­le­piej wi­docz­ny, gdy ro­zu­mie się go jako bli­znę po do­świad­cze­niu. Waha się on mię­dzy dobrą wolą pod­da­nia się tar­ciu przed­mio­tów (ich pre­sji) a po­czu­ciem wszech­mo­cy (swo­istym upo­rem i aro­gan­cją wie­dzy). Ko­rze­nie za­ufa­nia, po­dob­nie jak ko­rze­nie se­lek­tyw­no­ści i spój­no­ści, roz­wi­ja­ją się w dwo­ja­ki spo­sób z obu tych źró­deł: (1) wszech­mo­cy oraz (2) po­wierzch­ni styku. Tak długo, jak zdol­ność po­znaw­cza po­zo­sta­je po­ten­cjal­no­ścią, utrzy­mu­je się w tej po­dwój­nej for­mie; we wszyst­kich obiek­ty­wi­za­cjach po­wsta­je rana spo­wo­do­wa­na tą po­dwój­ną na­tu­rą źró­dła. Póź­niej staje się ona bli­zną. W tym przy­pad­ku re­ali­stycz­na po­sta­wa jest za­wsze jed­no­cze­śnie mar­twą i żywą pracą.

Roz­róź­nie­nie na silne i słabe siły spo­łecz­ne oraz siły her­me­tycz­ne i sto­wa­rzy­sze­nio­we

Jeśli skon­kre­ty­zu­je­my eko­no­mię po­li­tycz­ną zdol­no­ści do pracy z per­spek­ty­wy eman­cy­pa­cyj­nej, prak­ty­ka ujaw­ni wy­raź­ne roz­róż­nie­nie: Od­py­cha­nie i przy­cią­ga­nie, tak jak funk­cjo­nu­ją one w so­cja­li­za­cji, a zwłasz­cza w ro­dzi­nie, wy­raź­nie róż­nią się in­ten­syw­no­ścią uczuć od mo­ty­wa­cji obec­nych w spra­wach pu­blicz­nych lub od tych, które two­rzą pod­sta­wo­wy su­ro­wiec dla prze­my­sło­wych pro­ce­sów pracy. Cho­ciaż te ostat­nie za­sad­ni­czo de­ter­mi­nu­ją sto­sun­ki spo­łecz­ne, są one sła­by­mi mo­ty­wa­cja­mi dla sa­mych jed­no­stek. Nie­któ­re z naj­sil­niej­szych form re­ak­cji, jeśli cho­dzi o dy­so­cja­cję, np. za­zdrość, siła ego w po­sta­ci zbroi cha­rak­te­ru, po­czu­cie po­sia­da­nia, nie­za­chwia­na mi­łość, chci­wość, au­to­agre­sja (uciecz­ka od rze­czy­wi­sto­ści, uciecz­ka w śmierć), pa­ni­ka itp. wiążą i uwal­nia­ją naj­więk­sze siły, ale po­zo­sta­ją her­me­tycz­ne; dzia­ła­ją­ce w nich zdol­no­ści nie po­tra­fią się sto­wa­rzy­szać, a kiedy się gro­ma­dzą, ra­czej eks­plo­du­ją niż wiążą się z po­krew­ny­mi na­gro­ma­dze­nia­mi sił. 22 Medee, 46 Otel­lów, 5 Shy­loc­ków, wielu Mi­cha­elów Kohl­ha­asów, 12 Ham­le­tów, 4 Beetho­ve­nów i 14 Lady Mac­beth kon­cen­tru­ją razem ogrom­ne siły, ale nie two­rzą oni żad­ne­go spo­łe­czeń­stwa[37].

Niektóre z najsilniejszych form reakcji (…) wiążą i uwalniają największe siły, ale pozostają hermetyczne

Bez mo­men­tu dra­ma­tycz­no­ści – czyli jed­no­stron­nej kon­cen­tra­cji sił, która jest rów­nież za­sa­dą bur­żu­azyj­ne­go dra­ma­tu ża­łob­ne­go (Trau­er­spiel) – her­me­tycz­na struk­tu­ra zdol­no­ści do pracy oka­zu­je się isto­tą tych metod pro­duk­cji, któ­rych przed­mio­tem jest to, co in­dy­wi­du­al­ne (das Be­son­de­re). To, co czyni mnie szcze­gól­nym, na przy­kład moja god­ność, mój hek­tar ziemi, moja żona, moje zwie­rzę­ta, to, czego nie sprze­dał­bym za żadną cenę, to, co jest moim nie­zmien­nym na­wy­kiem i tra­dy­cją po­ko­leń, co stoi na dro­dze wy­mia­ny, a także zjed­no­cze­nia sił (sto­wa­rzy­sze­nia). Osta­tecz­nie ta par­ty­ku­lar­ność – która jako ka­te­go­ria pier­wot­nej wła­sno­ści jest czymś po­tęż­nym i po­wszech­nym – wy­twa­rza rów­nież wspól­no­tę, która skła­da się z wielu par­ty­ku­lar­no­ści, wspól­no­tę dla mnie, co unie­moż­li­wia mi jej rze­czy­wi­ste two­rze­nie wraz z in­ny­mi.

Trze­ba sobie uzmy­sło­wić, że w spo­łe­czeń­stwie agrar­nym nie­tknię­tym przez ka­pi­ta­li­stycz­ne pro­ce­sy musi się obu­dzić za­in­te­re­so­wa­nie uni­wer­sa­lia­mi, ta­ki­mi jak pie­niądz i lo­gi­ka. Za­in­te­re­so­wa­nie to może być roz­wi­ja­ne je­dy­nie jako słaba siła obec­na w jed­no­st­ce i wy­two­rzo­na przez krew­nia­cze lub ple­mien­ne spo­łe­czeń­stwo. To, czego nie sprze­dał­bym za żadną cenę, bę­dzie zaj­mo­wać we mnie moc­niej­sze po­kła­dy sił, niż – z pew­no­ścią rów­nież ist­nie­ją­ca – słaba idea, że może ist­nieć abs­trak­cyj­na ogól­ność, która łączy cały świat ze sobą. Jest to zło­żo­ny pro­ces, który za­cho­dzi wów­czas, gdy pod wpły­wem ka­pi­ta­łu i jego zdol­no­ści do jed­no­cze­nia w swoim obie­gu sil­nych i ob­cych sobie czyn­ni­ków, słaba po­trze­ba okre­śla­nia cze­goś, czego mi bra­ku­je, jako ogól­ne i wy­mie­nia­nia tego, staje się cechą silną. Jest to rów­nież moż­li­we tylko dla­te­go, że re­ak­cja na tę ka­pi­ta­li­stycz­ną per­spek­ty­wę, która jest tylko słabo obec­na w każ­dej jed­no­st­ce – a nawet po gwał­tow­nym od­dzie­le­niu od pier­wot­nych środ­ków pro­duk­cji i bru­tal­nym na­rzu­ce­niu to­wa­ru jako ka­te­go­rii rze­czy­wi­sto­ści, ka­pi­tał ofe­ru­je tę per­spek­ty­wę tylko pod wzglę­dem formy – od­no­si się sto­wa­rzy­sze­nio­wo do tej samej sła­bej siły w in­nych lu­dziach.

Na­gro­ma­dze­nie tego za­ło­że­nia, że ist­nie­ją ogól­ne znaki, takie jak pie­niądz i lo­gi­ka, na pierw­szy rzut oka nie pro­wa­dzi do eks­plo­zji prze­ciw­ko sobie na wza­jem ani do dy­so­cja­cji. Kiedy staje się ono do­świad­cze­niem zbio­ro­wym, dzia­ła w kie­run­ku pro­po­zy­cji ka­pi­ta­łu. Kiedy in­dy­wi­du­al­nie słabe siły zo­sta­ną wznie­sio­ne na po­ziom ogól­no­ści, tj. po wy­ło­nie­niu się zbio­ro­we­go wspól­ne­go za­so­bu za­cho­wań po­przez zbio­ro­wą wy­mia­nę do­świad­czeń, pie­nią­dze i w mniej­szym stop­niu lo­gi­ka, oka­zu­ją się do­mi­nu­ją­cy­mi si­ła­mi, które w na­stęp­stwie spra­wia­ją, że obec­na w jed­no­st­ce siła, która do­tych­czas była słaba, teraz wy­da­je się być silną mo­ty­wa­cją. W rze­czy­wi­sto­ści nie stała się ona silna jako cecha in­dy­wi­du­al­na, ale zo­sta­ła po­wią­za­na ze spo­łe­czeń­stwem jako ca­ło­ścią. Za­miast mówić o ja­kimś spo­łe­czeń­stwie, można by mówić o każ­dym takim sto­wa­rzy­sze­niu – o pie­nią­dzu, o wspól­nym dobru, o wspól­no­cie obron­nej w po­sta­ci oj­czy­zny, o uprzej­mo­ści, uczyn­no­ści – z któ­rych wszyst­kie są sła­by­mi si­ła­mi w jed­no­st­ce – jako o spo­łe­czeń­stwie, kon­kret­nym sto­wa­rzy­sze­niu cech.

Za­rów­no silne, jak i słabe cechy, zbio­ro­wo tłu­ma­czo­ne jako cechy spo­łecz­ne, mogą bez­po­śred­nio funk­cjo­no­wać – jako mo­ty­wa­cja do za­nie­cha­nia (Über­sprung­smo­tiv), dzia­ła­nie za­stęp­cze (Er­sat­zhan­dlung) lub jako prze­nie­sie­nie (Über­tra­gung) i tak dalej – jako siły in­duk­cyj­ne wzglę­dem kon­for­mi­zmu lub kontr-ru­chu. Na przy­kład re­la­cja z ojcem może obej­mo­wać przy­cią­ga­nie i od­py­cha­nie. Oba mogą być sil­ny­mi od­dzia­ły­wa­nia­mi ze wzglę­du na siłę po­wierzch­ni styku i kry­sta­li­za­cję, tj. urazy spo­wo­do­wa­ne au­to­ry­te­tem ojca i przy­cią­ga­niem tego au­to­ry­te­tu. Wy­wo­łu­ją one łań­cuch imi­ta­cji, uni­ka­nia, z któ­rych każdy wcho­dzi w siłę ego lub jego zbro­ję. Mogą od­no­sić się do pań­stwa lub przy­wód­cy pań­stwa w for­mie prze­nie­sie­nia i czyn­no­ści po­mył­ko­wych. Ze wzglę­du na nie­unik­nio­ną utra­tę prze­nie­sie­nia li­bi­di­nal­ne­go, te prze­nie­sio­ne siły są wtedy słab­sze niż w od­nie­sie­niu do kon­kret­ne­go ojca, ale nie ha­mu­je ich już wstręt do niego, a zatem wy­da­ją się silne.

Wy­so­ka in­ten­syw­ność po­bu­dek, które wy­twa­rza­ją silne zdol­no­ści do pracy, ma swoje ko­rze­nie w tym, co mnie do­ty­czy; do­ty­ka mnie nie­bez­pie­czeń­stwo utra­ty, bro­nię tych sił, na­le­żą one do mojej pier­wot­nej wła­sno­ści. Na­stęp­nie ich wej­ście we współ­pra­cę, ich uwspól­no­to­wie­nie, za­kła­da za­ufa­nie, które ge­ne­ral­nie nie jest ni­g­dzie wy­twa­rza­ne. Funk­cją ich siły jest to, że ra­czej eks­plo­du­ją niż asy­mi­lu­ją się pod­czas zgro­ma­dze­nia. To samo nie do­ty­czy sła­bych sił, które łączą się w za­so­by pracy i któ­rych obro­na oraz roz­gra­ni­cze­nie nie wy­da­ją mi się aż tak ko­niecz­ne. Pod tym wzglę­dem nawet ter­ror wy­twa­rza tylko słabe cechy.

W fi­zy­ce wy­róż­nia­my czte­ry ro­dza­je od­dzia­ły­wań: Co­ulom­ba, silne, słabe oraz gra­wi­ta­cję. Siła przy­cią­ga­nia i od­py­cha­nia elek­tro­sta­tycz­ne­go – czyli od­dzia­ły­wa­nie Co­ulom­ba – róż­nią się od gra­wi­ta­cji wiel­ko­ścią rzędu 1036. Ujem­ny ła­du­nek elek­tro­nów i do­dat­ni ła­du­nek jądra na­da­ją struk­tu­rę je­dy­nie re­la­cjom we­wnątrz atomu; po­mi­ja­my tutaj pewne do­dat­ko­we czyn­ni­ki. Na tym po­zio­mie gra­wi­ta­cja jest tak słaba, że żaden fizyk nie bie­rze jej pod uwagę. Silne od­dzia­ły­wa­nia Co­ulom­ba nie łączą się po­wy­żej pew­nej masy; aso­cja­cja po­wy­żej niej po­wo­du­je eks­plo­zji agre­ga­tu. Słabe efek­ty gra­wi­ta­cji dzia­ła­ją zu­peł­nie ina­czej w po­je­dyn­czym ato­mie. Na­to­miast atomy po­łą­czo­ne w całe słoń­ca – nasze słoń­ce za­wie­ra 1056 ato­mów – de­ter­mi­nu­ją już ścież­ki pla­net.

Punk­ty zwrot­ne zdol­no­ści do pracy

Praca jest ka­te­go­rią zmia­ny spo­łecz­nej. To, czym ona jest, staje się zro­zu­mia­łe na pod­sta­wie jej prze­ci­wień­stwa: na­tu­ral­nej, nie­okre­ślo­nej zmia­ny w sen­sie spo­łecz­nym. Vol­ta­ire pro­te­stu­je prze­ciw­ko trzę­sie­niu ziemi w Li­zbo­nie: trzę­sie­nie ziemi po­wo­du­je zmia­ny, ale nie jest pracą.

Z dru­giej stro­ny: zbu­do­wa­no mia­sto; po­wsta­je stre­fa prze­my­sło­wa; ten szcze­gól­ny kra­jo­braz zmie­nia się teraz w okre­ślo­ny spo­sób: licz­ne obiek­ty, ma­te­ria­ły bu­dow­la­ne, re­la­cje, są prze­no­szo­ne i zmie­nia­ne przez ludzi, po­wsta­ły z tego sto­sun­ki spo­łecz­ne; w rze­czy zo­sta­ły wpi­sa­ne ludz­kie in­te­re­sy i po­trze­by: to jest praca.

Tylko jeden wy­miar tej zmia­ny jest mie­rzo­ny jako war­tość ka­pi­ta­łu, pod­czas gdy wszyst­kie po­zo­sta­łe nie pod­le­ga­ją po­mia­ro­wi. Pewna część tej zmia­ny jest rów­nież mie­rzo­na w fi­zycz­nej war­to­ści opi­sy­wa­nej jed­nost­ką erg[38]. Nie jest ona iden­tycz­na z war­to­ścią w sen­sie ka­pi­ta­li­stycz­nym, ale w po­dob­ny spo­sób mie­rzo­ny jest tylko jeden wynik (siła razy od­le­głość), a istot­ne aspek­ty zmian spo­łecz­nych są po­mi­ja­ne.

Dal­sze okre­śle­nie ka­te­go­rii pracy

Ziar­no ro­śnie na polu. Ten pro­ces nie jest pracą. W kon­tek­ście pro­ce­su pro­duk­cyj­ne­go, który na­zy­wa się upra­wą gleby, jest to jed­nak ele­ment nie­zbęd­ny. Po­ję­cio­we roz­róż­nie­nie mię­dzy upra­wą a pro­duk­tyw­ną in­ter­wen­cją czło­wie­ka jest nie­istot­ne z punk­tu wi­dze­nia pro­ce­su pro­duk­cji. Na­to­miast z punk­tu wi­dze­nia py­ta­nia o to, co ma być opła­co­ne jako siła ro­bo­cza w pro­ce­sie pro­duk­cji, a co jest pracą nie­od­płat­ną, co pod­le­ga su­biek­tyw­nej woli, a co po­zo­sta­je poza jej wpły­wem, roz­róż­nie­nie to ma już za­sad­ni­cze zna­cze­nie. Ostrość ana­li­tycz­ne­go za­in­te­re­so­wa­nia przy­ło­żo­ne­go do tego roz­róż­nie­nia wy­ni­ka z za­in­te­re­so­wa­nia wy­zy­skiem, a z dru­giej stro­ny z za­in­te­re­so­wa­nia re­ali­stycz­nym od­nie­sie­niem się do pro­ce­su pro­duk­cji, tj. okre­śle­niem, do czego ro­bot­nik jest fak­tycz­nie zdol­ny. W za­leż­no­ści od tego, za któ­rym z tych dwóch in­te­re­sów po­dą­żam, od­po­wie­dzi ana­li­tycz­ne będą skut­ko­wać róż­ny­mi roz­gra­ni­cze­nia­mi.

Su­mo­wa­nie in­stru­men­tal­nych ego­izmów, które wy­twa­rza­ją pro­dukt hi­sto­rii, przed­sta­wia się w spo­sób ne­ga­tyw­ny. In­dy­wi­du­al­ny in­te­res obec­ny w wy­zy­sku jest żywo za­in­te­re­so­wa­ny dużą ilo­ścią nie­od­płat­nej pracy, „pracy na­tu­ral­nej”, tym samym uzna­jąc za pracę tylko ab­so­lut­nie nie­zbęd­ną in­ter­wen­cję. Praca bicia serca przez całe życie jest opła­ca­na rów­nie nisko, jak po­dwój­na praca siły ro­bo­czej, która musi zo­stać wy­ko­rzy­sta­na, aby wy­trwać sama ze sobą. Z dru­giej stro­ny, to, jak funk­cjo­nu­je po­zo­sta­ła część pracy in­stru­men­tal­nej, która zo­sta­je po od­ję­ciu od całej isto­ty ludz­kiej, jest nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­ce dla in­te­re­su wy­zy­sku.

Su­mo­wa­nie wszyst­kich in­te­re­sów wy­zy­sku prze­bie­ga jed­nak ina­czej. Taki jest po­gląd kul­tu­ry na pracę. Nie ma ona żad­ne­go in­te­re­su w pu­blicz­nym pod­no­sze­niu sprzecz­no­ści mię­dzy pracą nie­od­płat­ną a od­płat­ną i, jak zo­ba­czy­my póź­niej, igno­ru­je ona ca­ło­kształt pracy i życia jako pro­ce­sów w ogóle i nie zaj­mu­je się ich roz­róż­nia­niem. Jed­nak za­in­te­re­so­wa­nie siły ro­bo­czej samo w sobie jest inne. Py­ta­nie o to, co nadal liczy się jako praca i gdzie za­czy­na się tak zwana pry­wat­ność, jest polem bitwy spo­rów kla­so­wych[39]. Zjed­no­cze­nie wszyst­kich sił ro­bo­czych nie jest w sta­nie opra­co­wać po­ję­cia ka­te­go­rii pracy, która by­ła­by nie­za­leż­na od kul­tu­ry bur­żu­azyj­nej, a po­nie­waż nie można osią­gnąć po­ro­zu­mie­nia w tej spra­wie, nie od­by­wa się żadna pu­blicz­na dys­ku­sja. Wy­two­rze­nie ta­kie­go po­ję­cia za­kła­da wy­two­rze­nie pro­le­ta­riac­kiej sfery pu­blicz­nej (pro­le­ta­ri­scher Öffen­tlich­ke­it).

Mamy powód, aby nie po­szu­ki­wać sztyw­nej gra­ni­cy mię­dzy pracą a jej prze­ciw­ny­mi bie­gu­na­mi, tak jakby gra­ni­ca ta mogła przy­brać formę ogro­dze­nia: do tego punk­tu – i ogól­nie – jest to praca, poza nim jest to na­tu­ra, przy­rost, „zwy­kła ak­tyw­ność”. Za­miast tego sta­ra­my się okre­ślić pole sił po­szcze­gól­nych hi­sto­rycz­nie roz­wi­nię­tych zdol­no­ści pracy, roz­cią­ga­ją­ce się od ich punk­tów zwrot­nych (Dreh­punk­te). Te prawa ruchu, bie­gu­ny lub punk­ty pod­par­cia leżą w cen­trum, w mo­ty­wach jed­nost­ko­wych cech (Motiv von Eigen­scha­ften). Są one względ­nie obo­jęt­ne na pre­cy­zyj­ne okre­śle­nie tej gra­ni­cy[40].

An­ta­go­ni­stycz­na rze­czy­wi­stość pracy

Z każ­de­go spe­cy­ficz­ne­go dla danej klasy in­te­re­su, który z ko­niecz­no­ści stoi w sprzecz­no­ści z in­te­re­sem innej klasy, można sfor­mu­ło­wać różne py­ta­nia do­ty­czą­ce po­ję­cia pracy. An­ta­go­nizm zróż­ni­co­wa­nych in­te­re­sów zo­sta­je wów­czas prze­nie­sio­ny na od­po­wie­dzi. Re­zul­ta­tem jest wiele róż­nych roz­gra­ni­czeń. Z punk­tu wi­dze­nia in­te­re­su życia (In­te­res­se des Le­ben­dig­se­ins), duża część pracy abs­trak­cyj­nej jest nie­rze­czy­wi­sta; z dru­giej stro­ny, dla in­te­re­su wy­zy­sku jest ona szcze­gól­nie twar­dą rze­czy­wi­sto­ścią. In­stru­men­tal­ne po­ję­cie pracy od­po­wia­da­ją­ce lo­gi­ce ka­pi­ta­łu jest sprzecz­ne z po­ję­ciem eman­cy­pa­cyj­nym, ukie­run­ko­wa­nym na wszech­stron­ny roz­wój swo­istych cech pracy (Ar­be­it­se­igen­scha­ften), ale jedno roz­róż­nie­nie nie staje się błęd­ne tylko dla­te­go, że dru­gie jest po­praw­ne; współ­ist­nie­ją one, ozna­cza­jąc różne per­spek­ty­wy skłó­co­ne jako sprzecz­no­ści obec­ne w pro­ce­sach pracy.

Nie­za­leż­nie od tego, jaka może być ogól­na linia po­dzia­łu, każdy z ob­ser­wa­to­rów spo­łecz­nych, bę­dą­cych w ruchu i we wza­jem­nej sprzecz­no­ści ze sobą, jest jed­nak za­in­te­re­so­wa­ny punk­ta­mi zwrot­ny­mi i punk­ta­mi styku, w któ­rych kon­flik­ty te ge­ne­ru­ją okre­ślo­ne do­świad­cze­nia i zdol­no­ści do pracy. Róż­no­rod­ność aspek­tów jest szcze­gól­nie ważna, gdy róż­ni­ce mię­dzy nimi ge­ne­ru­ją dal­sze roz­róż­nie­nia: zdol­no­ści do pracy róż­nią się ze­wnętrz­nie, w za­leż­no­ści od tego, czy są ba­da­ne funk­cjo­nal­nie, hi­sto­rycz­nie czy ana­li­tycz­nie, zgod­nie ze sprzecz­nym skła­dem ich pod­sta­wo­wych cech. Te pod­sta­wo­we ele­men­ty, które są ukry­te przez syn­te­zę w pracy em­pi­rycz­nej, mają swoją wła­sną au­to­no­mię[41]. W an­ta­go­ni­stycz­nej rze­czy­wi­sto­ści cechy rze­czy­wi­sto­ści oscy­lu­ją się mię­dzy nie­re­ali­stycz­ny­mi, an­ty­re­ali­stycz­ny­mi i re­ali­stycz­ny­mi.

Pa­trząc z per­spek­ty­wy odej­mo­wa­nia sprzecz­no­ści, tj. z nie­re­ali­stycz­nej per­spek­ty­wy, są to wła­ści­wo­ści lub pro­ce­sy jed­no­cze­sne. Z re­ali­stycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia rze­czy­wi­stych in­te­re­sów ta jed­no­znacz­ność nie ist­nie­je. Jeśli nadal uzna­je się, że ludz­cy pro­du­cen­ci od­no­szą się do wy­two­rzo­ne­go przez nich pro­duk­tu hi­sto­rii jako wi­dzo­wie, ale nie jako osoby wy­zna­cza­ją­ce wa­run­ki, to wów­czas do­ty­czy to rów­nież całej wła­sno­ści: hi­sto­rycz­na syn­te­za em­pi­rycz­nej siły ro­bo­czej jest rze­czy­wi­sta. W ra­mach tego stwier­dze­nia an­ty­re­alizm pro­te­stu jest tak samo wy­klu­czo­ny jak ka­te­go­ria eman­cy­pa­cji. Zgod­nie z za­sa­dą rze­czy­wi­sto­ści, która zo­sta­ła po­zba­wio­na swo­ich an­ty­re­ali­stycz­nych cech, jest to coś nie­re­al­ne­go, uto­pij­ne­go.

Par­tia in­te­re­sów eman­cy­pa­cyj­nych, roz­pro­szo­na w sto­sun­kach ma­te­rial­nych, ale sku­tecz­na, zaj­mu­je do­kład­nie prze­ciw­ne sta­no­wi­sko: sto­su­nek spo­łecz­ny, któ­re­go cechą cha­rak­te­ry­stycz­ną jest to, że pro­du­cen­ci są zdo­mi­no­wa­ni przez wła­sny pro­dukt, jest sto­sun­kiem nie­re­ali­stycz­nym.

Po­śród ca­ło­ści kry­zy­sów (Kri­sen­zu­sam­men­hang), które pro­wa­dzą do no­wo­cze­snej wojny, wszyst­kie po­szcze­gól­ne ele­men­ty, które są pro­ce­sa­mi pracy, w swo­jej izo­la­cji mogą być po­strze­ga­ne jako ce­lo­we. Ca­ło­ścio­wy pro­ces, który skła­da się z tych ele­men­tów, jest nie­rze­czy­wi­sty. Po­szcze­gól­ne ele­men­ty skła­da­ją się z obiek­tyw­nych eta­pów pro­ce­su pracy. Jed­nak­że kie­ru­nek ruchu ca­ło­ści tej sy­tu­acji (Ge­samt­zu­sam­men­hang) po­zba­wio­ny jest naj­waż­niej­sze­go wy­znacz­ni­ka re­al­no­ści: obiek­tyw­no­ści. I tak samo po dru­giej stro­nie: po­szcze­gól­nym pro­ce­som abs­trak­cyj­nej pracy, które ogra­ni­cza­ją się do czę­ścio­wej re­ali­za­cji celu, bra­ku­je okre­ślo­nej obiek­tyw­no­ści. Oka­zu­ją się one od­re­al­nio­ne. Do­pie­ro po fak­cie nie­obiek­tyw­ny (unge­gen­stan­dlich) czę­ścio­wy pro­dukt staje się to­wa­rem, czyli obiek­tyw­nym przed­mio­tem (Ge­gen­stand). W ca­ło­ści sy­tu­acji ge­ne­ro­wa­ny jest wy­so­ki po­ziom pro­duk­cji prze­my­sło­wej, coś rze­czy­wi­ste­go[42]. Pa­trząc z per­spek­ty­wy osób bez­po­śred­nio za­an­ga­żo­wa­nych, to od­re­al­nio­na sy­tu­acja wyj­ścio­wa była jed­nak praw­dzi­wym ży­ciem. Jed­no­cze­śnie an­ty­re­alizm obec­ny w od­czu­ciach tych sa­mych do­tknię­tych osób mówi: To nie mogło być praw­dzi­we życie.

We­wnętrz­na róż­no­rod­ność po­ję­cia rze­czy­wi­sto­ści kryje w sobie po­rzą­dek, a nie zamęt. Na­kła­da­nie ogól­nej kon­cep­cji na róż­no­rod­ność jest my­lą­ce.

Nasze głów­ne za­in­te­re­so­wa­nie ba­daw­cze od­no­si się do tej ka­te­go­rii pracy – spo­śród wielu in­nych – która bada zdol­no­ści do pracy pod kątem ich umie­jęt­no­ści za­pa­no­wa­nia nad pro­duk­tem hi­sto­rii, w prze­ci­wień­stwie do bycia przez niego zdo­mi­no­wa­nym. Po­cząt­ko­wo można by po­my­śleć, że dla ta­kiej eman­cy­pa­cyj­nej in­ten­cji ma­te­rial­na agre­ga­cja zdol­no­ści i sił musi być znacz­nie więk­sza niż zdol­no­ści do pracy, które usta­na­wia­ją się w alie­na­cji. W rze­czy­wi­sto­ści ma­te­rial­ność przed­mio­tu (pro­duk­cji hi­sto­rii) i ma­te­rial­ność zdol­no­ści do pracy są mie­rzo­ne wzglę­dem sie­bie, ale to po­rów­na­nie nie do­ty­czy ilo­ści[43]. W pew­nych oko­licz­no­ściach ma­te­rial­ność zdol­no­ści do pracy, które usta­na­wia­ją się w tym, co ist­nie­je, jest nawet ilo­ścio­wo wyż­sza niż zdol­no­ści do pracy, które są nie­zbęd­ne do do­ko­na­nia prze­ło­mu. Dzie­je się tak dla­te­go, że aby prze­trwać, trze­ba po­świę­cić duże ilo­ści siły ro­bo­czej. Istot­na róż­ni­ca – a tym samym klu­czo­wy punkt po­rów­na­nia – po­le­ga na róż­nej for­mie i ja­ko­ści so­ju­szy, w które wcho­dzą ze sobą zdol­no­ści do pracy. Cho­dzi o naj­wyż­szy sto­pień współ­pra­cy, a nie o jej ilość.

Po­sze­rza­my po­ję­cie tego, czym jest praca – tak jak wcze­śniej po­sze­rzy­li­śmy kon­cep­cję pro­duk­cji w „Öffen­tlich­ke­it und Er­fah­rung”. Z dru­giej stro­ny, wy­środ­ko­wu­je­my ją, za­czy­na­jąc od punk­tu zwrot­ne­go ak­tyw­nych w niej sprzecz­no­ści i cier­ni. Mu­si­my tak zro­bić dla wszyst­kich in­dy­wi­du­al­nych zdol­no­ści do pracy, po­nie­waż dzie­jo­wo wy­ło­ni­ły się one z róż­nych hi­sto­rii (sie hi­sto­risch aus ver­schie­de­nen Ge­schich­ten ent­stan­den sind).

 

 

[1] Zob. na przy­kład: K. Marks, „In­au­gu­ra­cyj­ny ma­ni­fest Mię­dzy­na­ro­do­we­go Sto­wa­rzy­sze­nia Ro­bot­ni­ków”, [w:] K. Marks i F. En­gels, „Dzie­ła”, t. 16, War­sza­wa 1968, s. 12: „Dla­te­go też usta­wa o dzie­się­cio­go­dzin­nym dniu pracy była nie tylko wiel­kim prak­tycz­nym osią­gnię­ciem; było to zwy­cię­stwem za­sa­dy; po raz pierw­szy eko­no­mia po­li­tycz­na bur­żu­azji jaw­nie ska­pi­tu­lo­wa­ła przed eko­no­mią po­li­tycz­ną klasy ro­bot­ni­czej”. [Cy­to­wa­ne tomy „Dzieł” Mark­sa i En­gel­sa po­da­ję odtąd jako MED z nu­me­rem tomu – przyp. tłum.]

[2] Tamże: „Miało jed­nak nie­ba­wem na­stą­pić jesz­cze więk­sze zwy­cię­stwo eko­no­mii po­li­tycz­nej pracy nad eko­no­mią po­li­tycz­ną wła­sno­ści”. W an­giel­skim ory­gi­na­le po­ję­cie wła­sno­ści od­no­si się do sys­te­mu fa­brycz­nych ko­ope­ra­tyw Ro­ber­ta Owena.

[3] K. Marks, „Rę­ko­pi­sy eko­no­micz­no-fi­lo­zo­ficz­ne z 1844 r.”, [w:] MED 1, War­sza­wa 1960, s. 613. [Przyp. tłum.: Cy­to­wa­ne wy­ra­że­nia w ory­gi­na­le brzmią ko­lej­no: wir­kli­chen men­schli­chen und natürli­chen We­sen­skräften oraz wir­kli­chen­We­sen­skräften und Vermögen. Po­ję­cia Kraft oraz Vermögen tłu­ma­czę za pol­skim prze­kła­dem „Rę­ko­pi­sów” jako ko­lej­no „siła” oraz „zdol­ność” – warto za­uwa­żyć, że są one klu­czo­we dla ni­niej­sze­go tek­stu. Na­to­miast mark­sow­skie We­sen­skräften tłu­ma­czę nie jako „siły isto­ty”, ale „siły isto­to­we”, czyli siły skła­da­ją­ce się na isto­tę ga­tun­ko­wą (Gat­tun­gen­we­sen) czło­wie­ka (por.: „Rę­ko­pi­sy…”, s. 612)].

[4] Gdy mowa jest o „po­ję­ciu nad­rzęd­nym” (Obe­rbe­griff), któ­re­go eko­no­mia po­li­tycz­na siły ro­bo­czej mia­ła­by nie to­le­ro­wać, au­to­rom cho­dzi – jeśli czy­tać to w spo­sób dia­lek­tycz­ny – o ry­zy­ko uśmier­ce­nia we­wnętrz­nej dia­lek­ty­ki siły ro­bo­czej – na­pięć i sprzecz­no­ści kry­ją­cych się w niej – po­przez za­mknię­cie jej w jed­nym abs­trak­cyj­nym po­ję­ciu. Z dru­giej jed­nak stro­ny, na­le­ży pod­jąć to ry­zy­ko, żeby móc w ogóle mówić o ja­kimś przed­mio­cie re­flek­sji. Z tego sa­me­go po­wo­du Kluge i Negt co rusz będą zde­rzać ze sobą prze­ciw­ne bie­gu­ny ba­da­nych przez nich zja­wisk – na przy­kład in­dy­wi­du­al­nych aspek­tów zdol­no­ści do pracy z po­trze­ba­mi sto­wa­rzy­sze­nio­wy­mi. W przy­pad­ku tych pierw­szych warto zwró­cić uwagę na słowo „swo­isty” (eigen), które od­sy­ła to sfery jed­nost­ko­wej i au­to­no­micz­nej i które od­naj­dzie­my w ty­tu­ło­wym po­ję­ciu „uporu” (Egen­sinn). Na­to­miast po­trze­by sto­wa­rzy­sze­nio­we to po­trze­by zwią­za­ne z zrze­sza­niem się jed­no­stek oraz sze­ro­ko ro­zu­mia­ną ko­lek­tyw­no­ścią. Nie­miec­kie As­so­zia­tion oraz po­chod­ne od niego po­ję­cia tłu­ma­czę dalej w tek­ście jako „zrze­sze­nie”, „zrze­sze­nio­wy” itd. [przyp. tłum.].

[5] Kluge i Negt miej­sca­mi sto­su­ją ty­po­wo he­glow­skie roz­róż­nie­nie na rzecz w-so­bie (an sich) i dla-sie­bie (für sich), co dla pod­kre­śle­nia za­pi­su­ję z myśl­ni­kiem. Te klu­czo­we dla dia­lek­ty­ki po­ję­cia można wy­ja­śnić na kla­sycz­nym przy­kła­dzie po­li­tycz­ne­go roz­wo­ju klasy ro­bot­ni­czej. Jako klasa w-so­bie jest ona zbio­rem pro­le­ta­riu­szy, któ­rzy po­strze­ga­ją sie­bie je­dy­nie po­przez pry­zmat swo­je­go bez­po­śred­nie­go do­świad­cze­nia, po­przez to, co mają na wy­cią­gnię­cie ręki i co wy­da­je się im zdro­wo­roz­sąd­ko­we. Taką sy­tu­ację Hegel na­zwał­by po­zo­rem lub abs­trak­cją bez­po­śred­nie­go do­świad­cze­nia. Na­to­miast klasa ro­bot­ni­cza dla-sie­bie do­ko­nu­je re­flek­sji, jest w sta­nie spoj­rzeć na sie­bie z ze­wnątrz, np. po­przez do­strze­że­nie ogól­no­spo­łecz­nych ten­den­cji prze­ja­wia­ją­cych się w życiu każ­de­go z pro­le­ta­riu­szy, czy też po­przez się­gnię­cie po teo­rię i kry­ty­kę wła­snej sy­tu­acji. Ten mo­ment Hegel okre­ślił­by zno­wuż jako ne­ga­cję i dą­że­nie do kon­kre­tu – ca­ło­ścio­we­go opisu re­la­cji, w które wpi­sa­na jest dana rzecz. We­dług dia­lek­ty­ki za­rów­no isto­tę ba­da­nych rze­czy jak i nas sa­mych mo­że­my zro­zu­mieć je­dy­nie wy­cho­dząc „na ze­wnątrz” i dążąc do ogar­nię­cia peł­ne­go kon­tek­stu. Dla­te­go też w „Fe­no­me­no­lo­gii ducha” co rusz czy­ta­my o za­po­śred­ni­cze­niu i ca­ło­ści; dla­te­go Wal­ter Ben­ja­min i The­odor W. Ad­or­no w swo­ich dia­lek­tycz­nych ana­li­zach po­słu­gi­wa­li się „kon­ste­la­cja­mi” (zob.: W. Ben­ja­min, „Źró­dło dra­ma­tu ża­łob­ne­go w Niem­czech”, War­sza­wa 2013, s. 16 i nast.; T.W. Ad­or­no, „Dia­lek­ty­ka ne­ga­tyw­na”, War­sza­wa 1986, s. 225 i nast.); dla­te­go też za­rów­no Kluge i Negt oraz Ha­ber­mas się­ga­ją po po­ję­cia „kon­tek­stu” i „ca­ło­ści” (Zu­sa­men­hang – zob. przy­pis 18. po­ni­żej) [przyp. tłum.].

[6] Na­wią­za­nie do pierw­sze­go zda­nia „Ka­pi­ta­łu”, zob.: K. Marks, „Ka­pi­tał”, t. 1, [w:] MED 23, War­sza­wa 1968, s. 39 [przyp. tłum.].

[7] On­to­ge­ne­za i fi­lo­ge­ne­za to po­ję­cia za­czerp­nię­te z bio­lo­gii, które ozna­cza­ją ko­lej­no pro­ces roz­wo­ju po­je­dyn­cze­go or­ga­ni­zmu, oraz pro­ces roz­wo­ju ca­łe­go ga­tun­ku [przyp. tłum.].

[8] Jest to na­tu­ral­na po­trze­ba, aby mieć do czy­nie­nia w spo­sób istot­ny z inną osobą, którą ko­cham. Ta na­tu­ral­na eko­no­micz­no-po­pę­do­wa siła roz­wa­ża­ła­by wszyst­kie po­wią­za­nia, które umoż­li­wia­ją zbli­że­nie się do tego uko­cha­ne­go obiek­tu. Z pew­no­ścią by­ła­by rów­nież po­my­sło­wa w tym, jak zna­leźć środ­ki pracy i przy­bli­żyć je do obiek­tu. Po­win­no się rów­nież zba­dać, jak od­dzia­łu­je tabu ka­zi­rodz­twa, gdy ta uko­cha­na osoba na­le­ży do ro­dzi­ny. Dalej trze­ba by prze­ana­li­zo­wać ogrom­ny zbiór za­ka­zów, na­ka­zów i war­to­ści (i za­war­tą w nich mar­twą pracę). Wtedy można by szyb­ko do­strzec, że ist­nie­ją w tym miej­scu od­dzie­le­nia od środ­ków pro­duk­cji i przed­mio­tu.

[9] In­te­re­su­je nas wy­pra­co­wa­nie róż­ni­cy, która ist­nie­je mię­dzy ogrom­ną istot­no­ścią tego, co zo­sta­ło po­wie­dzia­ne na s. 43–52 „Wpro­wa­dze­nia” Mark­sa do „Za­ry­su kry­ty­ki eko­no­mii po­li­tycz­nej” (War­sza­wa 1986) na temat „Ogól­ne­go sto­sun­ku pro­duk­cji do po­dzia­łu, wy­mia­ny, kon­sump­cji”, a oso­bli­wie nie­re­al­nym wra­że­niem, jakie se­kwen­cje słów na tych stro­nach budzą w czy­tel­ni­ku uzbro­jo­nym w zwy­kłe wy­czu­cie ję­zy­ka.

[10] W „Za­ry­sie…” (s. 491–492) Marks kry­ty­ku­je Adama Smi­tha, który pró­bu­je wy­pro­wa­dzić swego ro­dza­ju okre­śle­nie war­to­ści pracy z po­świę­ce­nia. Marks po­strze­ga to jako sta­ro­te­sta­men­to­we nie­po­ro­zu­mie­nie. Cy­tu­je on En­gel­sa („Zarys kry­ty­ki eko­no­mii po­li­tycz­nej”, [w:] MED 1, War­sza­wa 1960, s. 755), który na­zwał Adama Smi­tha Lu­trem eko­no­mii po­li­tycz­nej. Marks prze­ciw­sta­wia się Smi­tho­wi, mó­wiąc, że z pew­no­ścią ist­nie­je po­trze­ba „nor­mal­nej ilo­ści” ludz­kiej pracy. Praca nie sprze­ci­wia się żad­ne­mu pier­wot­ne­mu od­po­czyn­ko­wi, tak więc nie­po­kój pracy nie jest je­dy­nie ofiar­nym sta­nem przej­ścio­wym w dro­dze do osta­tecz­ne­go od­po­czyn­ku.

[11] B. Brecht, „Roz­mo­wy uchodź­ców”, tłum. R. Szy­dłow­ski, War­sza­wa 1969, s. 109.

[12]«Idea» za­wsze się bla­mo­wa­ła, gdy róż­ni­ła się od «in­te­re­su»” (Die „Idee” bla­mier­te sich immer, so­we­it sie von dem „In­te­res­se” unter­schie­den war). F. En­gels i K. Marks,Świę­ta ro­dzi­na czyli Kry­ty­ka kry­tycz­nej kry­ty­ki. Prze­ciw­ko Bru­no­no­wi Bau­ero­wi i spół­ce”, [w:] MED 2, War­sza­wa 1961,s. 99 [przyp. tłum.].

[13] Tamże, s. 106–109: „Hegel miał szan­sę, żeby zo­stać jed­nym z naj­więk­szych hu­mo­ry­stów wśród fi­lo­zo­fów […] jak wszy­scy wiel­cy hu­mo­ry­ści mówił o tym wszyst­kim ze śmier­tel­ną po­wa­gą […] wszyst­ko idzie spo­koj­nie i gład­ko, jak po maśle, a tu nagle nad­cho­dzi krach. Po­ję­cia huś­ta­ły się u niego za­wsze na krze­śle, co po­cząt­ko­wo robi bar­dzo miłe wra­że­nie, do­pó­ki się nie prze­wró­ci”. Hegel w Nauce lo­gi­ki „Oma­wia za­cho­wa­nie się pojęć, tych dwu­znacz­nych i śli­skich, nie­pew­nych i po­zba­wio­nych po­czu­cia od­po­wie­dzial­no­ści istot; jak sobie wza­jem­nie wy­my­śla­ją i wal­czą ze sobą na noże, by potem usiąść razem do ko­la­cji, jakby nigdy nic się nie stało. Wy­stę­pu­ją nie­ja­ko pa­ra­mi, każde oże­nio­ne jest ze swym prze­ci­wień­stwem, a swoje spra­wy za­ła­twia­ją jako pary, to zna­czy, pod­pi­su­ją umowy jako pary, pro­wa­dzą pro­ce­sy jako pary, or­ga­ni­zu­ją na­pa­dy i wła­ma­nia jako pary, piszą książ­ki i ze­zna­ją pod przy­się­gą jako pary, i to jako cał­ko­wi­cie ze sobą skłó­co­ne, w każ­dej spra­wie nie­zgod­ne! Co stwier­dza ład, temu za­prze­cza na­tych­miast, w miarę moż­no­ści jed­nym tchem, nie­ład, jego nie­roz­łącz­ny to­wa­rzysz! Nie mogą żyć bez sie­bie ani z sobą”.

Owa żar­to­bli­wość dzie­ła fi­lo­zo­ficz­ne­go – zwłasz­cza jeśli mamy do czy­nie­nia z dzie­łem kry­tycz­nym – jest wa­run­kiem „upłyn­nie­nia”, na­głe­go zła­ma­nia lub zmięk­cze­nia au­to­ry­ta­tyw­ne­go po­rząd­ku rze­czy, zwłasz­cza rze­czy­wi­sto­ści po­łą­czo­nej z wy­so­kim po­zio­mem fik­cji. Od­po­wia­da temu spo­sób pracy (Ar­be­it­swe­ise) zmy­słów. Ist­nie­je ma­te­ria­li­stycz­ny in­stynkt anar­chi­zo­wa­nia tej obez­wład­nia­ją­cej struk­tu­ry rze­czy­wi­sto­ści, roz­bi­ja­nia tego, co obez­wład­nia­ją­ce, po­przez ob­ró­ce­nie w dow­cip. Kiedy Brecht de­fi­niu­je dia­lek­ty­kę jako „żart rze­czy” (Witz der Sache), wtedy żart ten (a nie ist­nie­ją żarty po­cho­dzą­ce z góry, lecz za­wsze tylko wy­my­śla­nie od dołu, dow­cip za­kła­da opre­sję) jest od­kry­ciem dys­pro­por­cji w samej rze­czy. Jest to ele­men­tar­ny spo­sób po­strze­ga­nia: ko­me­dia, wolne sko­ja­rze­nia, przy­po­mi­na­nie sobie, an­ty­cy­po­wa­nie. Jego prze­ci­wień­stwo na­zy­wa się sztyw­no­ścią, fik­sa­cją, sku­pie­niem emo­cji, głu­po­tą. W śre­dnio­wiecz­nych na­ukach przy­rod­ni­czych płyny ustro­jo­we na­zy­wa­ne były hu­mo­res, czyli hu­mo­ry (łac. humor = wil­goć). Idea, od któ­rej po­cho­dzi słowo „hu­mo­ry­stycz­ny”, po­cho­dzi z in­do­eu­ro­pej­skiej ro­dzi­ny ję­zy­ko­wej [; w ger­mań­skiej mowie nie ma na to słowa, idea ta jest re­pre­zen­to­wa­na je­dy­nie przez ter­min „wół”: Ochse = na­wil­żacz, in­se­mi­na­tor („Duden Ety­mo­lo­gie. Her­kun­ft­swörter­buch der deut­schen Spra­che”, Man­he­im 1963, s. 276–277). Zna­cze­nie słowa zo­sta­ło wy­krzy­wio­ne, po­nie­waż je wy­ka­stro­wa­no.

[14] B. Brecht, „An Karl”, [w:] „Werke 13: Ge­dich­te 3: Ge­dich­te und Ge­di­chi­frag­men­te”, Ber­lin 1993, s. 376.

[15] K. Marks, „Ka­pi­tał…”, s. 212 i nast.

[16] Ma­szy­na może mieć krót­szą ży­wot­ność niż czło­wiek, ale po­dob­nie jak żuraw Milch­sack IV, może rów­nież pa­mię­tać kilka po­przed­nich po­ko­leń. Jed­nak ma­szy­ny nie po­ja­wia­ją się jako jed­nost­ki, ale jako całe grupy po­ko­le­nio­we. Kon­struk­cje, które na­stę­pu­ją po zu­ży­tej ma­szy­nie, gro­ma­dzą mar­twą siłę ro­bo­czą za­war­tą w ich po­przed­ni­kach, a tylko pewna ilość żywej siły ro­bo­czej jest do­da­wa­na pod­czas ich pro­duk­cji. Głów­na część jest „dzie­dzi­czo­na”. Jest to szcze­gól­nie wi­docz­ne w po­ko­le­nio­wej suk­ce­sji ob­ra­bia­rek, w pło­dze­niu coraz bar­dziej zło­żo­nych kom­pu­te­rów, w któ­rych za­war­ta jest wie­dza wszyst­kich po­przed­nich ge­ne­ra­cji kom­pu­te­rów.

W ra­mach mar­twej pracy ma miej­sce szcze­gól­ny przy­pa­dek aku­mu­la­cji do­świad­cze­nia, w któ­rym nowe po­ko­le­nie jest za­wsze (tj. po­ten­cjal­nie) mą­drzej­sze od po­przed­nie­go. Po­zor­ny limit nie wy­ni­ka ze zdol­no­ści do pracy mar­twej siły ro­bo­czej, ale z ma­te­rial­ne­go po­gor­sze­nia, za­ni­ka­nia in­te­re­sów, przerw w cią­gło­ści, które wy­ni­ka­ją z ka­pi­ta­li­stycz­nych kry­zy­sów, a nie z uporu mar­twej siły ro­bo­czej. Mar­twa praca nie jest ar­se­na­łem zwy­czaj­nych przed­mio­tów. To ra­czej re­la­cje mię­dzy­ludz­kie, su­biek­tyw­ność w zo­biek­ty­wi­zo­wa­nej for­mie, re­la­cja spo­łecz­na. Gwoli wi­zu­ali­za­cji: Kiedy ktoś na­ci­na ma­szy­nę scy­zo­ry­kiem, wy­pły­wa z niej krew. Fakt, że w prak­ty­ce tak się nie dzie­je, wy­ni­ka z tego, że jed­nost­ka (np. żuraw Milch­sack IV) jako taka jest śmier­tel­na, tak jak w przy­pad­ku pracy żywej, tak też w przy­pad­ku pracy mar­twej. Jed­nak jako isto­ta ga­tun­ko­wa, tj. re­la­cja spo­łecz­na, nie jest śmier­tel­na, może je­dy­nie zgi­nąć wraz ze spo­łe­czeń­stwem, które ją wy­two­rzy­ło.

[17] Epoka ka­pi­ta­li­stycz­na sta­no­wi szcze­gól­ny przy­pa­dek, po­nie­waż jej miary czasu po­wo­du­ją nad­zwy­czaj­ne zmia­ny w sto­sun­ko­wo krót­kim okre­sie. Jed­nak sprzecz­ność mię­dzy żywą a mar­twą pracą ist­nie­je nie tylko w ka­pi­ta­li­stycz­nej epoce hi­sto­rycz­nej. Na przy­kład chło­pi bar­dzo szyb­ko po­ra­dzi­li sobie z feu­dal­ną wła­dzą wy­two­rzo­ną przez ich żywą pracę po­li­tycz­ną jako wła­dzą wyż­szą. Na po­cząt­ku ist­niał tylko po­dział pracy mię­dzy tymi, któ­rzy zaj­mo­wa­li się rol­nic­twem, a tymi, któ­rzy chro­ni­li spo­łecz­ność z ze­wnątrz jako uzbro­je­ni męż­czyź­ni. Pro­dukt tego po­dzia­łu pracy staje się nie­za­leż­ny, tj. pa­no­wie feu­dal­ni są w sta­nie sto­so­wać ucisk wobec wcze­śniej wol­nych chło­pów po­przez po­sia­da­nie wcze­śniej wy­two­rzo­nych idei lo­jal­no­ści i pod­dań­stwa. Taki ucisk jest tylko w nie­wiel­kim stop­niu w dys­po­zy­cji panów; w więk­szo­ści jest to mar­twa praca pro­du­cen­tów, któ­rzy wy­two­rzy­li pe­wien sys­tem sto­sun­ków spo­łecz­nych, feu­da­lizm.

[18] Praca abs­trak­cyj­na, taka jak praca na linii mon­ta­żo­wej, ste­ro­wa­nie ma­szy­na­mi au­to­ma­tycz­ny­mi, na­ci­ska­nie przy­ci­sków na za­awan­so­wa­nych tech­no­lo­gicz­nie urzą­dze­niach wo­jen­nych, ta­kich jak po­ci­ski ra­kie­to­we, traci tę kom­pe­ten­cję, po­nie­waż nie ob­słu­gu­je zło­żo­nych wy­two­rów mar­twej pracy. Abs­trak­cyj­ny ro­bot­nik nie może już na przy­kład na­pra­wiać ma­szyn. Po­mi­mo swo­jej po­wszech­no­ści, jest to przy­pa­dek szcze­gól­ny, który za­wsze ozna­cza spo­łecz­ny kry­zys. Zmniej­sze­nie udzia­łu żywej pracy czyni spo­łe­czeń­stwo mar­twym: od­re­al­nie­nie ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa po­przez nad­miar rze­czy­wi­sto­ści. Rze­czy­wi­stość jest za­wsze tylko re­la­cją mię­dzy ży­wy­mi obiek­ta­mi a mar­twą pracą, a nie mar­twą pracą jako taką. Nie jest już „ob­ję­ta ogniem pracy” („Ka­pi­tał…”, s. 212), po­wierzch­nia kon­tak­tu i tar­cia, która jest rów­nież me­dia­cją in­te­re­su do­mi­na­cji, za­ni­ka. Po­ja­wia się upior­na przed­mio­to­wość. Marks mówi o ma­szy­nach jako o „ży­wych po­two­rach” („Ka­pi­tał…”, s. 226). Nie­mniej z dru­giej stro­ny nie ma cze­goś ta­kie­go jak pro­sta ży­wot­ność. „Isto­ta nie­uprzed­mio­to­wio­na jest isto­tą nie­rze­czy­wi­stą” („Rę­ko­pi­sy…”, s. 627, tłum. zmo­dy­fi­ko­wa­ne).

[19] Le­ben­szu­sam­men­hang to po­ję­cie wpro­wa­dzo­ne do nie­miec­kiej fi­lo­zo­fii przez Wil­hel­ma Dil­theya, które w tym kon­tek­ście prze­kła­da się jako „zwią­zek ży­cio­wy” albo „ca­ło­kształt życia” (zob.: W. Dil­they, „Bu­do­wa świa­ta hi­sto­rycz­ne­go w na­ukach hu­ma­ni­stycz­nych”, Gdańsk 2004, s.374). W po­dob­nym sen­sie funk­cjo­no­wa­ło ono w tek­stach szko­ły frank­furc­kiej, a naj­czę­ściej się­gał po nie Jürgen Ha­ber­mas. W pol­skich wy­da­niach jego tek­stów do­tych­czas prze­kła­da­no to po­ję­cie jako „ca­łość życia” lub „ca­łość ży­cio­wych związ­ków” (zob.: J. Ha­ber­mas, „Teo­ria i prak­ty­ka”, War­sza­wa 1983, s. 70, 100, 380). Jak za­uwa­ża jeden z tłu­ma­czy Ha­ber­ma­sa, A.M. Ka­niow­ski, „Słowo [Zu­sam­men­hang] od­da­wa­ne jest róż­nie, ale za­wsze cho­dzi o wska­za­nie, że mamy do czy­nie­nia z pew­nym ca­ło­ścio­wym ukła­dem po­wią­zań czy za­leż­no­ści, w taki czy w inny spo­sób zwią­za­nych z opi­sy­wa­nym zja­wi­skiem. Ter­min «kon­tekst» nie od­da­je tych tre­ści […]” (J. Ha­ber­mas, „Teo­ria dzia­ła­nia ko­mu­ni­ka­cyj­ne­go”, t. 1, War­sza­wa 1999, s. XCI) [przyp. tłum.].

[20] Strajk ge­ne­ral­ny nie za­wie­ra w sobie od­wró­ce­nia so­ju­szy, nie jest so­ju­szem żywej i mar­twej pracy, ale upu­blicz­nie­niem ich ta­jem­ni­cy. Mar­twa praca sama w-so­bie nie pro­du­ku­je. Po­rzu­co­na przez żywą pracę jest po­grą­żo­na w sta­gna­cji. Żywa praca dla-sie­bie, jest zdol­na do usta­no­wie­nia tego de­mon­stra­cyj­ne­go ob­ra­zu. W tym mo­men­cie wy­twa­rza jaw­ność [Öffen­tlich­ke­it, swoją po­ten­cjal­ną sferę pu­blicz­ną – przyp. tłum.], pro­dukt po­li­tycz­ny, ale jed­no­cze­śnie jej pro­duk­tyw­ność za­trzy­mu­je się w miej­scu. Ta stro­na sprzecz­no­ści prze­ja­wia się w tym, że stan straj­ku ge­ne­ral­ne­go nie może być trwa­ły, w prze­ci­wień­stwie do pro­duk­cji.

Dla Mark­sa pro­duk­cyj­na stro­na straj­ku ge­ne­ral­ne­go, a mia­no­wi­cie so­jusz żywej i po­wszech­nie do­stęp­nej mar­twej siły ro­bo­czej, jest „re­pu­bli­ką pracy” (K. Marks, „Wojna do­mo­wa we Fran­cji”, War­sza­wa 1948, s. 70), „ka­pi­tu­la­cją eko­no­mii po­li­tycz­nej bur­żu­azji przed eko­no­mią po­li­tycz­ną klasy ro­bot­ni­czej” („In­au­gu­ra­cyj­ny ma­ni­fest…”, s. 12), która we­dług Mark­sa po­ja­wia się w Ko­mu­nie Pa­ry­skiej jako „ciało pra­cu­ją­ce” („Wojna do­mo­wa…”, s. 64).

[21] W Pol­sce w chwi­li obec­nej (paź­dzier­nik 1980 r.) ist­nie­ją dwie moż­li­wo­ści: moż­li­wość roz­sze­rze­nia straj­ków tak, aby ob­ję­ły cały kraj, oraz moż­li­wość wkro­cze­nia wojsk ra­dziec­kich i stłu­mie­nia straj­ków siłą. Każda z tych po­ten­cjal­nych moż­li­wo­ści de­ter­mi­nu­je re­al­ne za­cho­wa­nie i idee bo­jow­ni­ków tak, jakby były one czymś już obec­nym.

W re­pu­bli­kach lu­do­wych or­ga­ny urzę­do­we (Funk­tionärskörper) są straż­ni­ka­mi mar­twej siły ro­bo­czej; są one jed­no­cze­śnie za­leż­ne od żywej siły ro­bo­czej, która od­da­je im swoje kom­pe­ten­cje do za­rzą­dza­nia mar­twą siłą ro­bo­czą. Sprzecz­ność pod­ję­ta przez gdań­skich ro­bot­ni­ków po­le­ga na tym, że ten spór, który jed­no­cze­śnie obej­mu­je udział we współ­de­cy­do­wa­niu o dys­po­no­wa­niu mar­twą siłą ro­bo­czą, może od­by­wać się tylko w pro­ce­sach pu­blicz­nych (öffen­tli­chen Pro­zes­sen) mię­dzy au­to­no­micz­ny­mi or­ga­ni­za­cja­mi żywej siły ro­bo­czej a in­sty­tu­cja­mi par­tii. Spo­łe­czeń­stwo waha się mię­dzy po­wro­tem do metod sta­li­now­skich a re­pry­wa­ty­za­cją i za­własz­cze­niem mar­twej siły ro­bo­czej przez grupy, które w tych spo­łe­czeń­stwach mogą być okre­ślo­ne je­dy­nie anar­chicz­nie, do­pó­ki ten pu­blicz­ny pro­ces nie zo­sta­nie uzna­ny i prak­tycz­nie roz­wi­nię­ty jako plat­for­ma kon­fron­ta­cji. Coś ta­kie­go za­kła­da or­ga­ni­za­cję pu­blicz­ną, która nie ist­nie­je jesz­cze ani na Za­cho­dzie, ani na Wscho­dzie. Dla­te­go nie jest ona po pro­stu toż­sa­ma z ha­słem „wolne związ­ki za­wo­do­we”. Nada­ła ona jed­nak wal­kom okre­ślo­ny cha­rak­ter w rze­czy­wi­stych wa­run­kach. Są one nie­okre­ślo­ne o tyle, że obie moż­li­wo­ści, które obec­nie kształ­tu­ją wy­da­rze­nia, ozna­cza­ją utra­tę rze­czy­wi­sto­ści (En­twir­kli­chung) [tj. wy­śli­zgnię­cie się rze­czy­wi­sto­ści z rąk klasy ro­bot­ni­czej – przyp. tłum.] i dla­te­go na­le­ży ich uni­kać za wszel­ką cenę: Mamy do czy­nie­nia z utra­tą rze­czy­wi­sto­ści za­rów­no gdy wkra­cza­ją czoł­gi, jak i wtedy, gdy w Pol­sce po­wsta­je nie­upo­rząd­ko­wa­ny otwar­ty ob­szar, który wy­da­je się nie do znie­sie­nia dla ota­cza­ją­cych struk­tur wła­dzy i obron­no­ści, nie­za­leż­nie od tego, jak sobie je wy­obra­zi­my. W obu przy­pad­kach ca­łość rze­czy­wi­sto­ści (Re­al­zu­sam­men­hang) roz­pa­da się w szwach. Sedno pro­ble­mu leży w tym, że mar­twa praca za­rzą­dza­na przez or­ga­ny urzę­do­we, która obej­mu­je nie tylko ma­te­rial­ne urzą­dze­nia pro­duk­cyj­ne, ale także osią­gnię­cia so­cja­li­stycz­ne, ob­ję­te za­rzą­dza­niem wy­ni­ki wcze­śniej­szych walk lub obec­nych walk na skalę świa­to­wą, nie może być prze­ję­ta przez żywą pracę. W ra­mach ja­kich sto­sun­ków pro­duk­cji po­win­no to na­stą­pić? Nie można przy­wró­cić wła­sno­ści pry­wat­nej, więc kto po­wi­nien być wła­ści­cie­lem? Nie po­wsta­ły też żadne sa­mo­rząd­ne or­ga­ni­za­cje czy rady, które by­ły­by go­to­we prze­jąć ca­łość spo­łecz­ne­go pro­duk­tu. Takie nowe formy sa­mo­dziel­ne­go za­rzą­dza­nia żywą siłą ro­bo­czą mogą być roz­wi­ja­ne je­dy­nie w pu­blicz­nym pro­ce­sie kon­fron­ta­cji, w któ­rym do­tych­cza­so­wi ad­mi­ni­stra­to­rzy mar­twej siły ro­bo­czej i rzecz­ni­cy żywej siły ro­bo­czej przez jakiś czas stają na­prze­ciw sie­bie. W ten spo­sób za­rów­no już urze­czy­wist­nio­ne jak i jesz­cze nie­obec­ne sto­sun­ki spo­łecz­ne wal­czą ze sobą; jest to coś zu­peł­nie in­ne­go niż zwy­kłe star­cie idei. Jest to coś ma­te­rial­ne­go. Jed­no­cze­śnie walka od­by­wa się po­mię­dzy po­ten­cjal­ny­mi moż­li­wo­ścia­mi, tak jakby były one za­le­d­wie ide­ami i po­ję­cia­mi.

[22] Ra­iner Ro­ther w książ­ce „Die Ge­gen­wart der Ge­schich­te” (Stut­t­gart 1990, s. 67–68) twier­dzi, że wbrew temu, co su­ge­ru­ją au­to­rzy, po­wyż­szy przy­kład zła­ma­ne­go wi­del­ca nie po­cho­dzi od Mark­sa, lecz jest za­czerp­nię­ty z wier­sza Brech­ta pt. „Die schöne Gabel” (Pięk­ny wi­de­lec):

Kiedy wi­de­lec z pięk­ną ro­go­wą rącz­ką pękł,

Prze­szło mi przez myśl, że głę­bo­ko w nim

Za­wsze mu­sia­ła tkwić jakaś wada. Z tru­dem

Przy­wo­ła­łem do pa­mię­ci

Ra­dość z tego, co nie­ska­zi­tel­ne.

(B. Brecht, „An Karl”, [w:] „Ge­sam­mel­te Ge­dich­te. Band 3”, Frank­furt a/M 1978, s. 939) [przyp. tłum.].

[23] „Ka­pi­tał…”, s. 393: „Nie­za­leż­nie od tego no­we­go po­ten­cja­łu siły, wy­ni­ka­ją­ce­go z po­łą­cze­nia wielu sił w jedną siłę łącz­ną, w więk­szo­ści prac pro­duk­cyj­nych sam tylko kon­takt spo­łecz­ny wy­wo­łu­je wśród ro­bot­ni­ków współ­za­wod­nic­two i po­bu­dze­nie ich ener­gii ży­cio­wej (ani­mal spi­rits), pod­no­szą­ce zdol­ność pro­duk­cyj­ną po­szcze­gól­nej jed­nost­ki”.

[24] Marks opi­su­je to w od­nie­sie­niu do sfery po­li­tycz­nej („Rę­ko­pi­sy…”, s. 598): „Gdy jed­no­czą się ko­mu­ni­stycz­ni rze­mieśl­ni­cy [kom­mu­ni­sti­sche Han­dwer­ker], ich celem jest przede wszyst­kim nauka, pro­pa­gan­da itp. Ale rów­no­cze­śnie wy­twa­rza się u nich przez to nowa po­trze­ba, po­trze­ba wspól­no­ty, i to, co ma być środ­kiem, staje się celem”.

[25] Żadna isto­ta ludz­ka nie jest w sta­nie wy­trzy­mać na dłuż­szą metę czy­sto in­stru­men­tal­ne­go trybu pracy. Dla­te­go praw­do­po­dob­nym jest, że nie­rze­czy­wi­stość abs­trak­cyj­nej pracy zo­sta­nie na­ło­żo­na na drugą sferę pro­duk­cji, kiedy tylko bę­dzie to moż­li­we. Wbrew wszel­kie­mu re­ali­zmo­wi, pra­cow­ni­ca bę­dzie do­dat­ko­wo sta­ra­ła się, aby pro­dukt był jak naj­lep­szy. Bę­dzie pro­du­ko­wać w od­nie­sie­niu do re­la­cji z in­ny­mi pra­cow­ni­ka­mi. Kiedy zmie­nia ubra­nie po pracy, przy­odzie­wa się w atry­bu­ty swo­jej osoby, które wcze­śniej nie były przez nią wy­ko­rzy­sty­wa­ne. To prze­bra­nie za­czy­na funk­cjo­no­wać, gdy wraca do kręgu ludzi, z po­mo­cą któ­rych pro­du­ku­je swoją osobę poza pracą. Ta rów­no­le­gła druga osoba sta­nie się rze­czy­wi­sto­ścią dnia pracy w za­kła­dzie pracy i w sfe­rze re­la­cji. Dia­lek­ty­ka osoby i abs­trak­cji zo­sta­nie po­now­nie za­sto­so­wa­na w tej dru­giej sfe­rze pro­duk­cji. [Druga sfera pro­duk­cji, to sfera na­sta­wio­na na wy­mia­nę to­wa­ro­wą i po­trze­by klien­ta – w prze­ci­wień­stwie do pierw­szej sfery pro­duk­cji na­sta­wio­nej na wła­sne lub wspól­no­to­we (np. do­mo­we) po­trze­by; zob.: A. Kluge i O. Negt, „Hi­sto­ry and Ob­sti­na­cy”, New York 2014, s. 406–407 – przyp. tłum.]

[26] M. He­rzog, „Von der Hand in den Mund. Frau­en im Ak­kord”,  Ber­lin 1976, s. 22 i nast.: „W tym cza­sie pani Bartz i pani Win­ter­feld mu­sia­ły ze­spa­wać 30 rur. Mniej wię­cej w tym cza­sie około 2 tys. wszyst­kich pra­cow­ni­ków w hali roz­po­czę­ło spa­wa­nie. Pani He­in­rich przy­je­cha­ła, roz­pa­ko­wa­ła swoje zsia­dłe mleko i po­ło­ży­ła je na ma­szy­nie, uru­cho­mi­ła ją i wrzu­ci­ła na nią pierw­szą skrzyn­kę z ma­te­ria­łem, pani He­in­rich usia­dła w jed­nym rzę­dzie za panią Win­ter­feld i panią Bartz. Pani He­in­rich ma pracę o krót­kim cyklu. Widać to po skrzyn­kach, które są usta­wio­ne przed nią jako co­dzien­ne ob­cią­że­nie pracą, tak że pra­wie za nimi znika. Jeden z jej pro­ce­sów ro­bo­czych trwa 9 se­kund: bie­rze stop­kę do ręki, chwy­ta pod­pór­kę pę­se­tą, spawa pod­pór­kę do stop­ki. Robi to samo z drugą pod­pór­ką, a na­stęp­nie umiesz­cza go­to­wą stop­kę w pu­deł­ku. Aby to znieść, pani He­in­rich przez lata pracy na akord roz­sze­rzy­ła swoje ruchy w ra­mach moż­li­wo­ści akor­du, wy­my­śli­ła kilka do­dat­ko­wych ru­chów i nadal radzi sobie z akor­dem. Nie tylko pod­no­si ma­te­riał rę­ka­mi i zgrze­wa go razem pod elek­tro­dą, ale jeśli ją ob­ser­wo­wać, wy­glą­da to tak: Pani He­in­rich roz­kła­da ra­mio­na, jakby w locie, po czym po­now­nie je przy­cią­ga, bie­rze ma­te­riał do zgrza­nia w obie ręce, jakby przez czy­sty przy­pa­dek, a gdy go pod­no­si, od­chy­la ciało i trzy lub czte­ry razy na­dep­tu­je stopą na pedał, po czym zgrze­wa pierw­szą część. Na­stęp­nie po­now­nie roz­kła­da ra­mio­na, co pani He­in­rich wy­ko­rzy­stu­je jako źró­dło roz­pę­du do akor­du, w prze­ciw­nym razie pęd po­zo­stał­by zbęd­nym ru­chem i pani He­in­rich nie by­ła­by w sta­nie sobie na to po­zwo­lić. To samo robi ze sto­pa­mi. Ma 2 punk­ty spa­wa­nia w jed­nym pro­ce­sie ro­bo­czym. Inni pra­cow­ni­cy mają 12–16 spa­wów. Pani He­in­rich wy­ko­nu­je jesz­cze kilka ta­kich punk­tów. Pod­czas po­bie­ra­nia ma­te­ria­łu, jesz­cze przed umiesz­cze­niem go pod elek­tro­dą, trzy do czte­rech razy na­ci­ska stopą na pedał, do­pie­ro potem spawa pra­wi­dło­wo. Pani He­in­rich wy­pra­co­wa­ła te ruchy, aby prze­ciw­dzia­łać nie­ludz­kiej pracy na akord”.

[27] „Ka­pi­tał…”, s. 49.

[28] Różne de­fi­cy­ty ener­gii oraz za­sa­da jej wy­co­fy­wa­nia ze wzglę­du na eko­no­mię rów­no­wa­gi, która szcze­gól­nie wpły­wa na po­ten­cjał pracy skie­ro­wa­ny na in­te­res ogól­ny, wy­ja­śnia­ją zja­wi­sko pa­sy­wi­zmu.

[29] W lek­sy­ko­nie do­da­nym do ame­ry­kań­skie­go wy­da­nia „Ge­schich­te und Eigen­sinn” au­to­rzy opi­su­ją pracę sa­mo­ste­ro­wa­nia (na­vi­ga­tio­nal labor, Steu­erung­sar­be­it) w na­stę­pu­ją­cy spo­sób: „Spo­łe­czeń­stwo sta­wia jed­no­st­ce wy­ma­ga­nia. Jed­nost­ka z kolei musi do­sto­so­wać swoje we­wnętrz­ne am­bi­cje, moż­li­wo­ści, siły i kontr-si­ły (w we­wnętrz­nych re­la­cjach z samą sobą), aby mogła od­po­wie­dzieć na wy­ma­ga­nia, które przy­cho­dzą z ze­wnątrz. Na obu prze­cię­ciach (ze spo­łe­czeń­stwem i z we­wnętrz­nym ży­ciem ludzi) utrzy­mu­je się reszt­ka uporu (ob­sti­na­cy), która nigdy nie jest cał­ko­wi­cie zu­ży­ta. Pęk­nię­cia mię­dzy świa­tem przed­mio­tów, ego i su­biek­tyw­ny­mi si­ła­mi jed­nost­ki wy­ma­ga­ją okre­ślo­nej orien­ta­cji i sa­mo­ste­row­no­ści (na­vi­ga­tion). Do­ty­czy to każ­de­go po­je­dyn­cze­go chwy­tu dłoni, prak­tyk sto­so­wa­nych przez całe życie, a także prze­ka­zy­wa­nia do­świad­cze­nia z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie, czyli kon­trak­tu po­ko­le­nio­we­go. Ma­new­ro­wa­nie ty­po­we dla pracy sa­mo­ste­row­no­ści jest nie­zbęd­ne dla każ­dej z tych płasz­czyzn prze­strzen­nych i cza­so­wych. Ta forma pracy różni się od tej wy­ko­ny­wa­nej przy uży­ciu młot­ka, szczy­piec, sier­pa, a nawet kom­pu­te­ra. Tak więc, w przy­pad­ku DZIA­ŁAŃ ZO­RIEN­TO­WA­NYCH NA CELE oraz PRO­DUK­CJI ZDOL­NO­ŚCI DO RE­ALI­ZA­CJI DZIA­ŁAŃ ZO­RIEN­TO­WA­NYCH NA CELE, ist­nie­ją dwa różne osią­gnię­cia in­stru­men­tal­ne­go i ra­cjo­nal­ne­go dzia­ła­nia. Różne za­kłó­ce­nia lub wzmoc­nie­nia od­po­wia­da­ją obu. Upór albo kła­dzie pod­wa­li­ny pod te osią­gnię­cia, albo stara się im prze­ciw­dzia­łać. Wszyst­kie pod­sta­wo­we formy nie­roz­wa­gi w sto­sun­ku do tej cen­tral­nej su­biek­tyw­no-obiek­tyw­nej sieci pro­wa­dzą do UTRA­TY KON­TRO­LI lub, w skraj­nych przy­pad­kach, do WY­KO­LE­JE­NIA SIĘ” („Hi­sto­ry and Ob­sti­na­cy…”, s. 396–396) [przyp. tłum.].

[30] W tej kwe­stii zob.: M. Hor­khe­imer, „Au­tho­ri­ty and the Fa­mi­ly”, [w:] „Cri­ti­cal The­ory: Se­lec­ted Es­says”, New York 1982, s. 47–128. [W ję­zy­ku pol­skim zob. rów­nież: Tegoż, „Au­to­ry­tet i ro­dzi­na w cza­sach współ­cze­snych”, [w:] „Spo­łecz­na funk­cja fi­lo­zo­fii. Wybór pism”, War­sza­wa 1987, s. 414–434 – przyp. tłum.]

[31] Słowo „blo­ger” po­ja­wi­ło się w an­giel­skim prze­kła­dzie w miej­sce „ama­tor­skich ope­ra­to­rów ra­dio­wych” (Ama­teur-Fun­kern) [przyp. tłum.].

[32] Nie­miec­kie­mu pra­cow­ni­ko­wi trud­no by­ło­by po­ro­zu­mieć się z chiń­skim pra­cow­ni­kiem na płasz­czyź­nie ję­zy­ka, po­li­ty­ki i do­świad­cze­nia kla­so­we­go; by­li­by oni na­to­miast w sta­nie na­tych­miast i do pew­ne­go stop­nia nie­wer­bal­nie wy­mie­niać in­for­ma­cje na temat umie­jęt­no­ści zwią­za­nych z na­pra­wą ma­szy­ny, którą obaj znają.

[33] Au­to­rzy się­ga­ją w tym miej­scu po freu­dow­skie po­ję­cie za­sa­dy rze­czy­wi­sto­ści, czyli wy­pra­co­wa­ny przez czło­wie­ka spo­sób za­cho­wy­wa­nia się, który uzna­jąc (prz­yn­ajmniej po czę­ści) rze­czy­wi­stość po­świę­ca za­sa­dę przy­jem­no­ści, czyli dą­że­nie do na­tych­mia­sto­we­go speł­nie­nia, w za­mian za przy­jem­ność od­ro­czo­ną, któ­rej re­ali­za­cja bę­dzie prze­bie­gać przy mniej­szym opo­rze ze stro­ny świa­ta ze­wnętrz­ne­go. Zob.: Z. Freud, Uwagi na temat dwóch zasad pro­ce­su psy­chicz­ne­go, [w:] Psy­cho­lo­gia nie­świa­do­mo­ści, War­sza­wa 2009, s. 6–14 [przyp. tłum.].

[34] Po­bud­ką dla re­ali­zmu nigdy nie jest po­twier­dze­nie rze­czy­wi­sto­ści, ale ra­czej pro­test. Pro­test ten może się wy­ra­zić, gdy ist­nie­ją zbio­ro­we formy, które po­śred­ni­czą w jego eks­pre­sji. Jed­no­cze­śnie praca pro­te­stu wy­ma­ga sa­mo­świa­do­mo­ści, gdy po­dej­mu­je trud walki z obez­wład­nia­ją­cą rze­czy­wi­sto­ścią. Przy­po­mi­na to dziec­ko, które osią­ga sa­mo­świa­do­mość w po­myśl­nych re­la­cjach z pod­sta­wo­wy­mi obiek­ta­mi, lub do­ro­słe­go, który na­by­wa ją je­dy­nie po­przez wie­lo­ra­kie trans­po­zy­cje i po­wtó­rze­nia fun­da­men­tal­nej re­la­cji. Pro­duk­cja za­kła­da zatem formę jaw­no­ści (Öffen­tlich­ke­its­form), czyli re­la­cję spo­łecz­ną, a jed­no­cze­śnie za­ufa­nie, czyli pewną okre­ślo­ną re­la­cję związ­ków (Bez­ie­hung­sverhältnis), którą mam dla sie­bie.

[Ro­zu­mie­nie re­ali­zmu obec­ne w ni­niej­szym tek­ście może nieco roz­ja­śnić po­niż­sza wy­po­wiedź Kluge: „Musi ist­nieć moż­li­wość przed­sta­wie­nia rze­czy­wi­sto­ści jako fik­cji hi­sto­rycz­nej, którą ona prze­cież jest. Jej wpływ na jed­nost­kę jest rze­czy­wi­sty, jest prze­zna­cze­niem. Ale nie jest to prze­zna­cze­nie, lecz dzie­ło po­ko­leń ludzi, któ­rzy przez cały czas chcie­li i chcą cze­goś zu­peł­nie in­ne­go. W tym sen­sie jest ona pod róż­ny­mi wzglę­da­mi jed­no­cze­śnie rze­czy­wi­sta i nie­rze­czy­wi­sta. Rze­czy­wi­sta i nie­rze­czy­wi­sta w każ­dym ze swo­ich po­szcze­gól­nych aspek­tów: zbio­ro­wych pra­gnień ludzi, siły ro­bo­czej, sto­sun­ków pro­duk­cji, prze­śla­do­wań cza­row­nic, hi­sto­rii wojen, hi­sto­rii życia po­je­dyn­czych ludzi. Każdy z tych aspek­tów sam w sobie, ale i wszyst­kie razem mają an­ta­go­ni­stycz­ną ja­kość: są sza­lo­ną fik­cją, która ma re­al­ny wpływ. […] Po­bud­ką re­ali­zmu nigdy nie jest po­twier­dze­nie rze­czy­wi­sto­ści, lecz pro­test. Pro­test wy­ra­ża się na różne spo­so­by: po­przez ra­dy­kal­ne na­śla­dow­nic­two (bła­zeń­stwo, na­tar­czy­wość, mi­mi­kra, po­wierz­chow­na spój­ność, ab­surd, mi­me­sis), po­przez uciecz­kę spod pre­sji rze­czy­wi­sto­ści (ma­rze­nie, ne­ga­cja, prze­sa­da, in­wen­cja, za­stą­pie­nie pro­ble­mu innym, salto mor­ta­le, zwy­kłe za­nie­cha­nie, uto­pia), lub atak («Zniszcz to, co nisz­czy cie­bie», agre­syw­ny mon­taż, uni­ce­stwie­nie przed­mio­tu, za­kli­na­nie prze­ciw­ni­ka w kli­szę, zwąt­pie­nie w sie­bie, tabu re­pre­zen­ta­cji, znisz­cze­nie warsz­ta­tu, gi­lo­ty­na). Roz­róż­nie­nie mię­dzy uciecz­ką (sche­ma­ty­zmem pre­sji rze­czy­wi­sto­ści) a ata­kiem (sche­ma­ty­zmem sa­mo­obro­ny pod­mio­tu) jest po­zor­nie stop­nio­we i naj­czę­ściej nie­roz­po­zna­wal­ne w rze­czy­wi­sto­ści. Od­mia­ną ataku, re­ak­cją uni­ce­stwia­ją­cą, jest gwał­tow­ne na­pra­wie­nie od­wró­co­ne­go sto­sun­ku do rze­czy. Re­ak­cje apa­ra­tu świa­do­mo­ści (imi­ta­cja, uciecz­ka) są tłu­mio­ne w in­te­re­sie «ra­cjo­nal­nej», «zrów­no­wa­żo­nej po­sta­wy»” (A. Kluge, „The Shar­pest Ide­olo­gy: That Re­ali­ty Ap­pe­als to Its Re­ali­stic Cha­rac­ter”, [w:] „Raw Ma­te­rials for the Ima­gi­na­tion”, Am­ster­dam 2012, s. 191–192) – przyp. tłum.]

[35] Nie­zli­czo­ne bajki opo­wia­da­ją o dzie­ciach, które nie były ko­cha­ne, miały przy­bra­nych ro­dzi­ców, a ich ro­dzeń­stwo było ewi­dent­nie fa­wo­ry­zo­wa­ne. Po­nie­waż an­ty­re­alizm ich uczuć sta­wia opór, mogą one mieć iskier­kę szczę­ścia i oprzeć swoje za­ufa­nie na czymś innym niż ro­dzi­ce, np. sied­miu kra­sno­lud­kach, życz­li­wym my­śli­wym itp. Być może są szcze­gól­nie za­rad­ne w swoim nie­szczę­ściu. W baj­kach od­wra­ca­ją swoje losy. Ale jeśli nie znaj­dą nic god­ne­go za­ufa­nia po­mi­mo ta­kiej za­rad­no­ści, nie mogą być obiek­tyw­ne (sa­chlich). Tak zwane zło jest wła­śnie tak skon­stru­owa­ne. To nie­spra­wie­dli­we, że Franz Moor w „Zbój­cach” Schil­le­ra stał się zły jako drugi syn, pod­czas gdy Karl Moor, uko­cha­ny pier­wo­rod­ny, jest nadal szla­chet­ny po­mi­mo bycia zbój­cą. Pro­test prze­ciw­ko tej nie­spra­wie­dli­wo­ści rodzi ży­cze­nie, by sy­tu­acja się od­wró­ci­ła. „Po­nie­waż to wła­śnie mi się przy­da­rzy­ło, po­stą­pię do­kład­nie od­wrot­nie”. Takie od­wró­ce­nie, w któ­rym osoba trak­to­wa­na nie­obiek­tyw­nie (unsa­chlich) do­się­ga obiek­ty­wi­zmu (Sa­chlich­ke­it), jest zgod­ne z do­świad­cze­niem. Musi jed­nak zdo­być za­ufa­nie z in­ne­go źró­dła i mieć ku temu po­wo­dy. Cał­ko­wi­ty brak za­ufa­nia nie może się bo­wiem sa­mo­ist­nie od­wró­cić.

[36] Do­sto­jew­ski: „Każdy jest wi­nien za wszyst­ko i wobec wszyst­kich, tylko że lu­dzie o tym nie wie­dzą, bo gdyby wie­dzie­li, byłby od razu raj” („Bra­cia Ka­ra­ma­zow”, tłum. A. Wat, [w:] „Dzie­ła wy­bra­ne”, t. 4, War­sza­wa 1984, s. 342). Ktoś, kto roz­sze­rza wła­sną her­me­tycz­ną pew­ność sie­bie kosz­tem in­nych, spo­ty­ka się z po­błaż­li­wo­ścią ota­cza­ją­cych go osób: jako re­la­cja jest to nie­obiek­tyw­ne. Jest to nie do znie­sie­nia dla ni­ko­go, w tym dla samej tej osoby. Ostra­cyzm wobec niej jest rów­nież nie­wła­ści­wy. Tylko walka jest re­ali­stycz­na, po­nie­waż może wy­trzy­mać an­ty­re­alizm kon­ste­la­cji. Zo­bacz po­ni­żej [„Ge­schich­te und Eigen­sinn”, Frank­furt a/M 1987] s. 790: „Ko­niecz­na pro­duk­cja fał­szy­wej świa­do­mo­ści”.

[37] Gdyby Medea była bez Ja­so­na, Otel­lo żył w nie­ra­si­stow­skim spo­łe­czeń­stwie, po­czu­cie spra­wie­dli­wo­ści Kohl­ha­asa nie zo­sta­ło na­ru­szo­ne do głębi, Ham­let miał nadal ojca, któ­re­go nikt nie zabił, a Lady Mak­bet żyła w cza­sach bez mo­nar­chii, żadne z nich nie mia­ło­by po­wo­du do spe­cy­ficz­ne­go her­me­tycz­ne­go po­tę­go­wa­nia sił. Mo­gli­by, bez tra­gicz­ne­go kon­flik­tu, two­rzyć grupy; tak jak Fo­urier w „Teo­rii czte­rech me­cha­ni­zmów” umie­ścić w gru­pie swo­ich fa­lanstères Ne­ro­na, po­nie­waż pa­so­wał­by tam jako naj­lep­szy mistrz rzeź­nic­ki na świe­cie. Praca her­me­tycz­na do­ty­czy pro­ble­mu prze­ło­że­nia tych sił z po­wro­tem na zwy­kłą pracę. Jest to moż­li­we tylko poza ich kon­kret­ną sy­tu­acją, tj. w po­przek za­sa­dy rze­czy­wi­sto­ści, i za­kła­da zmia­nę, która musi zo­stać wy­two­rzo­na ze zdol­no­ści sto­wa­rzy­sze­nio­wych.

[38] Erg – jed­nost­ka ener­gii rów­no­waż­na 10-7 dżu­lom; sta­no­wi­ła jed­nost­kę po­chod­ną w ra­mach ukła­du CGS (Cen­ty­metr Gram Se­kun­da) za­stą­pio­ne­go ukła­dem SI [przyp. tłum.].

[39] Kiedy gór­nik myje się i zmie­nia ubra­nie, czy jest to część czasu pracy czy czasu wol­ne­go? To roz­róż­nie­nie stało się głów­nym punk­tem za­pal­nym walk ro­bot­ni­czych po 1918 roku.

[40] Próby zde­fi­nio­wa­nia przej­ścia od pracy do cze­goś, co już nią nie jest, uru­cha­mia całą serię dal­szych roz­róż­nień: gdzie jest gra­ni­ca mię­dzy na­tu­rą a spo­łe­czeń­stwem, skoro są one ze sobą po­wią­za­ne w każ­dym kon­kret­nym pro­ce­sie? Gdzie jest gra­ni­ca mię­dzy du­chem (Geist) a sto­sun­ka­mi ma­te­rial­ny­mi?

[41] W tym zda­niu do­bit­nie uka­zu­je się dwu­znacz­ność słowa Eigen­sinn, po­nie­waż w tym kon­tek­ście można mówić za­rów­no o „upo­rze”, „sa­mo­wo­li” oraz „au­to­no­mii” pod­sta­wo­wych ele­men­tów zdol­no­ści do pracy jak i o ich „wła­snym sen­sie”, „wła­snym zmy­śle” lub „wła­snym celu” (dosł. eige­ne Sinn) – tak jak w „Fe­no­me­no­lo­gii ducha”, gdy Hegel pisze o „wła­snym sen­sie” świa­do­mo­ści, który „jest jej upo­rem” (der eige­ne Sinn ist Eigen­sinn). Zob.: G.W.F. Hegel, „Fe­no­me­no­lo­gia ducha”, tłum. Ś.F. No­wic­ki, War­sza­wa 2002, s. 140 [przyp. tłum.].

[42] Ber­tolt Brecht opi­su­je to w przy­po­wie­ści, w któ­rej ro­bot­ni­cy mówią: „My­śle­li­śmy, że pro­du­ku­je­my czę­ści do wóz­ków dzie­cię­cych, ale kiedy złoży się je razem, oka­zu­ją się być ka­ra­bi­na­mi ma­szy­no­wy­mi”.

[43] Cho­dzi o to, aby przez chwi­lę wy­obra­zić sobie, że wszyst­kie siły za­an­ga­żo­wa­ne w ca­łość prze­my­sło­we­go i kul­tu­ral­ne­go życia zo­sta­ją na­kie­ro­wa­ne na sub­stan­cjal­ną zmia­nę hi­sto­rycz­nej formy obie­gu (Ver­kehrs­form): Ogrom­na masa siły ro­bo­czej i do­stęp­nych środ­ków.

Kosmos Alexandra Klugego

Cykl tekstów poświęcony autorowi „Pożegnania z dniem wczorajszym".

Kliknij, by przeczytać pozostałe teksty z cyklu.

Oskar Negt
Ale­xan­der Kluge
Mi­chał Rams-Łu­gow­ski
redakcjaKrzysztof Sztafa
POPRZEDNI

varia  

Notatki z lat 1927-28 (wybór)

— Siergiej Eisenstein

NASTĘPNY

szkic  

Od sfery publicznej do uporu żywej pracy

— Michał Rams-Ługowski