Za harfiarzami tu wejdą rycerze
i nas zabiją i wytną harfiarzy.
– Lilla Weneda
I. HISTORIA
1.
Urodziła się w Missouri, gdzie mokła w deszczach
pod różowym parasolem, czekając na klientów,
aż trzeba było coś w końcu zrobić z życiem;
po krótkim kursie zatrudniono ją w McDonnell Douglas.
Sumienna i pracowita, z historią pisaną zmarszczkami,
lekko pisaną skórą rąk, pisaną śladem płatków
taniego lakieru na klawiszach bardzo drogiego Atari
– awansowała szybko, aż w końcu zaksięgowano ją
w księgowości i naciśnięciem entera zaczęła poemat,
księgując pierwszą transzę z Ministerstwa Obrony.
2.
Konkurs! Konkurs! Przetarg rozpoczęty;
podnosi się zbrojna w długopis dłoń dyrygenta
i zaczyna ekstaza projektowania, firma tonie
w wykresach i diagramach, aż w końcu ktoś znajduje
ten kształt tak dobrze zapamiętany, zawarty w czterech
rzutach na dnie płaskiej szuflady z przegranymi przetargami.
(…)
18.
Za doskonały projekt hydrauliki odchyłu klap
usterzenia poziomego i inne sukcesy w firmie
dostał premię. Kupił synowi nowego Pontiaca,
o karoserii tak czerwonej jak świeże spawy
w fabryce, która właśnie włączyła linię produkcji
hydrauliki odchyłu klap usterzenia poziomego.
19.
Nie wiedziała, że kilkanaście lat wcześniej w Ohio
doszło do wypadku, w którym w eksplozji prototypu
silnika rakietowego Morton-Thiokol zginęła
żona jej pierwszego chłopaka, który tak delikatnie
kochał ją jeszcze w high school, ale nawet
gdyby się o tym dowiedziała, zbyt pochłaniała
ją aerodynamika, żeby porzuciła pracę
nad synchronizacją dysz w General Electric.
20.
Zresztą, jej pierwszy chłopak – Andrew –
nadal czuły kochanek, jako fizyk-optyk wciąż
czujnie ewaluował czujniki podczerwone do głowic
naprowadzających rakiety AIM-9X Sidewinder.
Straszne oczy na taśmie produkcyjnej
pozwalały zapomnieć o oczach błękitnych
gasnących w czarnej twarzy zalanej kerozyną,
ściekiem zacieku równie błękitnego po spłonięciu
wśród cierpko śnieżnych od czystości prześcieradeł.
(…)
98.
W Teksasie produkowano dziewięciowoltowe kable,
takie, jak w misiach, które rzygają słowami,
gdy nacisnąć ich brzuszki miękkie jak rodzynki.
99.
Szybkim sykiem cyka wskazówka sekundnika,
a obok na taśmie igły altimetrów spadają do pudełka
i syka cykiem szybkim cylinder ciężarówki,
które je zawiezie do zakładu montażu awioniki.
(…)
124.
A na biurku dyrektora ten ryj jaskrawobiały
na granatowym tle nieba blueprintów bodzie
w Chagalla na ścianie (prezent od prezesa)
i w okno wielkie wypięte na Saint Louis
i w kanapę z pierwszorzędną tapicerką ze skóry
i w drzwi rozsuwne obłym ruchem,
w czterech rzutach rozpięty na jasnej kracie
półistnienia. Dobrze znany kształt.
125.
Gdyby wszystko było trochę bardziej logiczne,
to zapewne żona dyrektora nie byłaby córką
senatora, który zasiada w komisji kongresu
do spraw budżetu dla marynarki wojennej,
a może właśnie to jest ta śmiertelna logika?
(…)
191.
Czekała na niego kochanka, pachnąca złotem
i ustami, a za ścianą byli Sowieci, szczeżujami
zmiętych twarzy straszni Sowieci, złowrodzy
Sowieci, więc nie pytał, czy warto, kończąc
raport na temat kosztów projektu rozwojowego
nowego myśliwca wielozadaniowego
(circa cztery miliardy dolarów amerykańskich);
był wieczór, śpieszył się do kochanki,
robił nadgodziny, a za ścianą znikali Sowieci.
(…)
407.
W pierwszej chwili mu się nie spodobał,
płonący w ziarnistym słońcu Nevady,
z przeciągniętym dziobem, nieładnie
przysiadły na ogonie, brzuchem prawie
szorujący o żarliwe płyty lotniska;
ale usiadł za sterami, bo za to mu płacili.
Płacili mu za potencjalną śmierć.
408.
Runęły w pustynię turbiny chrypliwym
rumorem nagrzanych silników, a cała
maszyna napięła się do nieprzytomności
wtłaczając mu głowę w podgłówek.
(…)
675.
Śmierć potencjalna się stała nie
potencjalna.
II. DANE TECHNICZNE
Na początku – rzecz jasna – było słowo, nie wiem jakie, być może launch
– nigdy nie bylem na lotniskowcu – albo start albo get ready, trzeba zapytać
wing commandera, a może executive officera, nie wiem,
bo nigdy nie byłem
na lotniskowcu. Potem jest winda, która wyniesie myśliwiec jeszcze te kilka
metrów nad poziom morza, na podkład zarojony od kolorowych żołnierzyków.
Fioletowi są od paliwa, czerwoni od rakiet, żółci to obsługa pasa, dalej nie pamiętam,
bo nigdy
nie byłem na lotniskowcu. Między nimi w końcu przyjdzie krokiem rozchwianym
od rezonansu fal, ale pewnym, męskim, srebrzystym, patetycznym – pilot.
Wdrapie się kolejne cztery metry nad poziom morza (cztery i siedem dziesiątych),
siądzie w fotelu (SJU-17), dłoniami pogłaszcze manetki, przyciski.
Nie wiem, co teraz,
bo nigdy nie byłem na lotniskowcu, ale
na pewno w końcu stuk łuków i łopat dysz rozbrzmi rozwlekłym wizgiem,
przyśpieszając nienatrętnie oscylację w osierdziach skoncentrowanych techników.
Sześćdziesiąt tysięcy koni mechanicznych rozlane w dźwięku bez końca.
Wózek, więzienie, więzy zwalniane, uwięziony goleń podwozia w katapulcie
i pozostaje tylko jeden ruch ręką, żeby to się stało; tył przysiadły na pokładzie drży.
Nie jestem pewien, jak się czuje pilot siedząc na pięciu tysiącach
funtów kerozyny, jedenastu węzłach uzbrojenia pełnych bomb z układami opadania
bezwładnościowego i pocisków przeciwradarowych AGM-88 HARM,
bo nigdy nie byłem na lotniskowcu,
ale zapewne jest blady
i tak bardzo, bardzo amerykański, zwłaszcza wtedy, kiedy to się dzieje,
wtedy, kiedy żółty żołnierzyk wreszcie wyrzuca dłoń i kiedy coś tam w środku
lotniskowca,
na którym nigdy nie byłem, ciągnie samolot za goleń podwozia
i wyrzuca go z zapewne wyrażalną prędkością za pokład, nad morze, a pilota
oczy ciemnieją nie od zgrozy, tylko od przeciążeń, przeżywania których
uczono go na centryfugach i wirówkach, chociaż nikt przecież nikogo nie uczył
przeżywania żałoby, miłości czy zachwytu na widok lotniskowca,
który jest potężny, to wiem nawet ja, który
nigdy nie byłem na lotniskowcu,
płynącym przez oceany i broniącym kogoś przed kimś po coś i wyrzucającym
z siebie te samoloty drące niebo na strzępy prędkością grzmotu
i niech mi ktoś powie że nie jest piękny gdy tnie błękit jak wstążkę krusząc
lód hukiem przekroczenia pewnej granicy miękką gładką atłasową
III. UŻYCIE BOJOWE
Na szarym poszyciu, na szarym tle pokładu i szarych chmur,
morza i siwego nieba, podano czarnym, gęstym duktem, dokładnie tam,
gdzie wzrok się styka z okiem, w geometrycznym centrum bryły,
nazwisko pilota, które dla “tych, co na dole” zawsze brzmi tak samo:
huk nadlatującego myśliwca wielozadaniowego czwartej generacji,
albo prościej: strach. Albo brak strachu, bo przecież tym razem
może chodzić o innych ludzi, o inne budynki i inne zdjęcia satelitarne
na których oznaczono cele, może nawet chodzi o inny kraj albo inną wojnę,
ale zazwyczaj chodzi właśnie o tę wojnę w tym kraju i te cele,
oznaczone na tych zdjęciach satelitarnych, czyli te budynki, w których
znajdują się ci ludzie, zabicie których na pewnym poziomie ogólności
kosztowało circa cztery miliardy dolarów amerykańskich. I tym
razem też chodzi o tę właśnie konkretną wojnę w tym kraju
i te konkretne cele, oznaczone na aż nazbyt konkretnych zdjęciach
satelitarnych, czyli te konkretne budynki, w których konkretnie
znajdują się konkretni ludzie, których konkretnie wytypowano
do bycia tymi celami, w tych budynkach, na tych zdjęciach,
w tym kraju, na tej wojnie. A nawet gdyby to nie byli ci konkretni
ludzie na zdjęciach w budynkach na wojnie, to gdzieś tam jest
zawsze inna wojna, inny kraj, inne cele, inne zdjęcia, inne budynki,
inni ludzie, nihil novi sub sole (aż do następnej generacji), ale
strach pozostaje – tak jak czas – zawsze taki sam. I chociaż nigdy go
nie słyszałem, chociaż tylko raz na pokazie słyszałem strach turbiny
myśliwca wielozadaniowego i to tylko trzeciej, a nie czwartej generacji,
on gdzieś jest i rozgrzewa wirniki, składa i otwiera dysze jak motyl,
a ja o tym pamiętam i być może, być może, ale tylko być może –
być może to mnie kiedyś ocali, że ja wiem, ile waży strach, co ma pod
skrzydłami, wiem jak motyl otwiera i składa dysze, jaki jest czas:
taki sam. Aż do następnej generacji.
ur. 1992, studiuje polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikował w Xięgarni, Littera/Historica, biBLiotece i innych. Znany młody człowiek piszący w internecie, wiceredaktor naczelny kwartalnika KONTENT, autor bloga o-poezji.pl