Przedruk
Tekst jest skróconą wersją posłowia do wyboru wierszy Krzysztofa Jaworskiego pt. „Ciąg Fibonacciego", który niebawem ukaże się nakładem wydawnictwa Convivo.
Aby wrócić z Jaworskim w lata 90., nie trzeba wiele. Wystarczy sprawdzić, gdzie ukazał się jego trzeci tom (Agencja Komputerowa Grzegorz Dąbkowski) albo zapoznać się z historią wydania – czy raczej niewydania – tomu drugiego. „Jego sześć egzemplarzy kosztowało 10 milionów”, mówi w archiwalnym nagraniu poeta, stojąc przed zakratowaną siedzibą wydawcy, „była to więc najdroższa książka w Europie Środkowej”. Można też wejść na blog, gdzie kielecki autor do niedawna zamieszczał skany wydruków z drukarek igłowych i screenshoty z edytora tekstów TAG z pierwszymi wersjami swoich wierszy. Można, oczywiście, poczytać same wiersze. Nawet w późnych da się znaleźć nostalgiczne powroty do epoki, w której „Nic nie było zapisane na pendrivach. / Wszystko było zapisane w gwiazdach” („Słodkie lata 90.”).
A przy tym wydaje się, że z całej plejady twórców debiutujących w latach transformacyjnego przełomu Jaworski jest jednym z najpłycej przeczytanych. Niektóre z osi jego twórczości, jak choćby jej konstruktywizm, wybiegają daleko poza ideologiczny zrąb kojarzony z formacją „brulionu” i sięgają najbardziej interesujących zjawisk w najmłodszej polskiej poezji. Wyraźna i niejednoznaczna – tak jest, tak właśnie to wygląda – polityczność Jaworskiego była na ogół przez komentatorów ignorowana. Widzimy intrygujący symbol w fakcie, że zmiana czerwieni na róż w projekcie okładki „Kameraden” była prawdopodobnie jedną z przyczyn, dla których poeta nie doszedł do porozumienia z wydawcą.
Wyraźna i niejednoznaczna polityczność Jaworskiego była na ogół przez komentatorów ignorowana
[…]
Szczurek przysiadł na ławeczce
Chociaż istniejące tylko w jednym, oryginalnym egzemplarzu, nigdy niereprodukowane „Poematy elementarne” wydawać się mogą pozycją absurdalnie efemeryczną („Poematy” są obecnie dostępne na blogu autora. Wieść o nich rozpowszechniana była na drodze środowiskowego marketingu szeptanego i z całą pewnością były dostępne w internecie znacznie wcześniej niż w roku 2014), to w naszej opinii stanowią one istotne ogniwo w szczególnie nas interesującym łańcuchu przemian współczesnej poezji polskiej. Witalna siła bijąca z plansz Jaworskiego i otwarte przez nie perspektywy doskonale wpisują się w horyzont poetyk „ekstatycznych” czy „wysokoenergetycznych”, które doszły do głosu pod koniec pierwszej dekady XXI wieku i spotykają się obecnie z coraz większym zainteresowaniem krytyki. Powstanie „10 poematów elementarnych” tuż przed świtem nowej epoki w dziejach wiersza polskiego (mowa o „brulionie” i następującej po nim „szkole Sosnowskiego”) nosi znamiona jednego z tych szczęśliwych, nieprzewidywalnych rozbłysków języka, które docenia się poniewczasie i których implikacje „rozplątywane” są dopiero przez inne pokolenia. Oddajmy głos samemu autorowi:
W nocy z 10 na 11 września 1987 roku wpadł mi w ręce elementarz dla dzieci – i tak powstało „10 poematów elementarnych dla dzieci”. Technika polegała na wycinaniu poszczególnych słów i rysunków z elementarza i naklejaniu ich na kartki papieru formatu 15 X 21 cm (papier kredowy). Jedyny egzemplarz „10 poematów” ma w swoich zbiorach Tomasz Sosiński i on nadesłał mi skany tej książeczki. I tym sposobem – po prawie 30 latach – moja twórczość dla dzieci zagości na łaskawych stronicach tego bloga, by móc cieszyć milusińskich na całym świecie.
Ostatnie zdanie jest oczywiście typowym dla poety krwawym żartem, trudno bowiem założyć, by milusińskich w jakimkolwiek zakątku planety mogły cieszyć stwierdzenia w rodzaju „Mamusia / bije / dzieci / Przed kąpielą / na plaży” czy „Mama rozdarła / Stasia / żeby go przeczytać”. Makabra wchodzi w „Poematach” w jak najprzyjaźniejsze stosunki z wesołym absurdem („deszcz / jest bardzo podobny do konia”) i sformułowaniami pełnymi niezwykłej, poetyckiej głębi („Chodnik przed naszym domem / pali się / w piecu / jak / śpię”). „Niepoważny” artbook Jaworskiego jest w istocie poligonem najbardziej radykalnych – a przy tym artystycznie bezbłędnych – eksperymentów z jukstapozycją, jakie miały miejsce w Polsce w ostatnich dekadach i pod względem obrazowej siły wyrazu rywalizować mogą z nim chyba tylko wiersze Tomaža Šalamuna, poety niezwykle istotnego dla wspomnianego nurtu „ekstatycznego”. Pomiędzy luźnymi, surrealnymi obrazami „Poematów” czytelnicze mechanizmy rekonstrukcji znaczenia nieustannie startują i hamują, niezdolne do znalezienia kolein odczytań przewidzianych przez aparat kultury, a sam odbiorca postawiony zostaje w sytuacji „objawienia”, „wtórnego dzieciństwa” czy „gładkiej płaszczyzny egzystencji”, zalewają go bowiem lokalne sensy niemożliwe do scalenia w sens totalny.
Nawet jeśli Jaworski nie podjął ścieżki formalnej zarysowanej w „Poematach”, to idea obniżania tonu przedstawienia zawsze była mu bliska. Jaskrawym jej przykładem jest gombrowiczowsko niedojrzały czy wręcz samoponiżający się podmiot, z jakim stykamy się w wielu jego wierszach. „Jaworski” raz po raz wraca myślą do lat szkolnych, przyznaje, że „nie zmądrzał i nie zmądrzeje”, a jego matka doszukuje się źródeł problemów w tym, że w dzieciństwie „przemarzła mu główka” („Rozmowa z matką”). Żeby nie pozostawić nam żadnych wątpliwości, „Jaworski” pije tanie piwa, używa brzydkich wyrazów, „nie wie gdzie leży Poznań albo Bydgoszcz” i „wrzuca pietruszkę do zlewu”, ale za to potrafi „z zamkniętymi oczami rozkręcić / i skręcić na powrót długopis »Zenith 5«”. Sprofilowanie podmiotu na postsocjalistycznego kolegę Beavisa i Butt-Heada pozwala Jaworskiemu-autorowi na powiedzenie rzeczy, które były już może i wypowiadane ustami tego czy owego archonta kultury, ale które z ust tych należało „odzyskać” i wypowiedzieć na nowo. Pomysł ten sprawdza się świetnie zwłaszcza w krótszych, ekspresjonistycznych zapisach, którym niewystylizowana mowa zapewnia charakter pełnej prawdy, egzystencjalnej migawki („Balet wielkostopych”, „Słodkie lata 90.”, „CZY”).
Chcielibyśmy tu powiedzieć jednak więcej: w poezji Jaworskiego, począwszy od „10 poematów elementarnych dla dzieci”, raz po raz wychodzi na powierzchnię specyficznie doprawiony „kinderyzm”, wyrażający się w trudno uchwytnych, ale wyczuwalnych przesunięciach języka i stojącej za nim optyki. Ani Świetlicki, ani Foks, ani tym bardziej Baran nie napisaliby fraz w rodzaju „Szczurek przysiadł na ławeczce pod drzewem. / Zapowiadał się niezwykły dzień!” lub „Krzysiek, to głupie imię. / Wolałbym już mieć na imię Romek. / Romek brzmi krwiożerczo”, bo po owoce ironii nigdy raczej się nie schylali, nie szukając ich na wysokości dziury w spodniach czy rozwiązanych sznurowadeł (własnych). Tonacja ta u Jaworskiego wydaje się antycypować kinderystyczną, „dziką” wyobraźnię Andrzeja Szpindlera czy wycieczki Adama Kaczanowskiego w stronę dziecinnych wyliczanek i wywiedzionych z popkultury „zaklęć”. W szerszym ujęciu wpisuje się ona w proces, który od lat 90. daje się dość dobrze zaobserwować i który moglibyśmy nazwać regresją podmiotu. „Starczy”, „mądrościowy” podmiot klasyków szedł pod koniec lat 80. ramię w ramię z „człowiekiem dorosłym” Nowej Fali; „brulion” wylansował podmiot dwudziesto- czy trzydziestoletniego „młodego”, który Andrzej Sosnowski odchylił wnet w stronę majaczącej na horyzoncie rimbaudowskiej figury „geniusza”, „nastoletniego kosmity”, „Ziggy’ego”. „Dziecko”, które odezwało się w poezji około roku 2005 (regresywne wątki w poezji m. in. Justyny Bargielskiej, Marii Cyranowicz i Roberta Rybickiego, wspomniani Szpindler i Kaczanowski) można odbierać właśnie jako wynik zepchnięcia nowego pokolenia na ostatnią – obok „kobiety” – dostępną pozycję.
Jaworski nie byłby sobą, gdyby nie stopił tego tonu ze starczym marudzeniem, przeszywającą refleksją i uwagami z półki „za moich czasów” w jedną, fascynującą całość. A także gdyby nie rzucał od czasu do czasu komentarzy, że cała ta awangarda niespecjalnie go w gruncie rzeczy obchodzi. Na ławeczce przysiadł szczurek, nie żaden kotek czy piesek. Nie zapominajmy.
[…]
Fabryki nie czekają na nasze wiersze
O pokoleniu „brulionu” od lat mówi się jako o poetach, którzy wobec społeczeństwa i polityki przyjęli nieskrywaną strategię désintéressement, ale obcowanie z dorobkiem Jaworskiego najsilniej chyba zmusza nas do pewnego zrewidowania tych konstatacji (a właściwie mocno zakrzepłych intuicji) czy też dodania do nich kolejnego istotnego przypisu. Wiersze tego autora kazałyby raczej myśleć o polskiej poezji lat 90. – o ile w ogóle w jakimś zakresie można traktować ją monolitycznie – jako o twórczości, w której sfera polityki została niejako uprywatniona, przeniesiona wraz ze wszystkimi mieszczącymi się w niej antagonizmami w samo centrum perspektywy indywidualnej („Odtąd chodzę samotnie, w mundurku / z naskórka”, „Jak to nigdy nie trafiłem do harcerstwa”; „Trzymałem pięść wzniesioną / na wysokości czaszki. / Maszerowałem po pokoju”, „Zmierzch”). Stosunek Jaworskiego do rewolucji bolszewickiej, socrealizmu czy idei komunistycznych – wykorzystywanych tu zarówno jako kategorie okołohistoryczne (np. Trocki w „Porwaniu Paryża” czy „Niebieskie oczy proletariatu”), jak i historycznoliterackie („Dlaczego Majakowski wierzył w Boga”; parafraza „Międzynarodówki” w „Kłopoty, kłopoty”) – pozostaje jednym z najbardziej fascynujących i niejednoznacznych, a przy tym najsłabiej rozpoznanych przez krytykę wątków w jego poezji. Stanowisko „Jaworskiego” dalece wykracza poza proste ironizowanie, którego ostatecznym celem miałaby być po prostu literacka kompromitacja ortodoksyjnych lektur marksizmu i ich późniejszych politycznych konsekwencji.
Wiersze Jaworskiego kazałyby myśleć o polskiej poezji lat 90. jako o twórczości, w której sfera polityki została niejako uprywatniona, przeniesiona w samo centrum perspektywy indywidualnej
Zagadnieniu temu należałoby się przyjrzeć pod kątem dwóch zajmujących fenomenów obecnych u autora „.byłem”: specyficznej nadreprezentacji proletariatu i lumpenproletariatu oraz specyficznego obrazowania potransformacyjnej Polski na podobieństwo głębokiego stalinizmu („Kierownik stoiska »Mięso«”, „Rząd podejmuje pewne kroki”, „Deklaracja lojalności nr 1”). Jeśli tylko zechcemy przeczytać te wiersze na przekór dominującym strategiom lekturowym – które kładą nacisk na zdroworozsądkowo ujmowany komizm, ironię czy „estetykę wygłupu” – i poszukamy w nich punktów chwilowej choćby stabilizacji stanowiska mówiącego z wyraźnie wyznaczonymi wektorami krytycznymi, to zagadnienia wspomniane wyżej powiedzieć mogą nam wiele o mikropolitycznym fermencie skrytym gdzieś głęboko w języku Jaworskiego. Sam poeta, pytany przez Mirę Faber o poglądy polityczne w rozmowie dla wrocławskiej „Rity Baum”, wykonuje znaczący unik:
M.F.: Interesującym przyczynkiem do twojej biografii są także Twoje dosyć oryginalne upodobania polityczne, określane mianem lewicujących czy też lewackich. Sprowadzają się one chyba do niechęci do konsumpcyjnego modelu życia (Jesień na Marsie), bo chyba nie do zaangażowania w politykę? […] K.J.: Nie wiem, kto tak o mnie mówi i dlaczego. Odsyłam w takim razie do wiersza Wszyscy równi, wszystko wspólne, żadnej władzy! Nie interesuje mnie polityka. Jestem obywatelem świata wyobraźni.
Pamiętajmy (raz jeszcze – chwilowy zoom-out), że Jaworski to autor zdobywający popularność w czasach, gdy Fukuyamowska koncepcja „końca historii” święciła triumfy na wydziałach nauk humanistycznych, a poziom bezrobocia z roku na rok wzrastał w zawrotnym tempie. Jakkolwiek kaskadersko by to zabrzmiało, czasem można odnieść wrażenie, że poeta ten mógł być jednym z nielicznych polskich twórców „okresu przejściowego” autentycznie przygnębionych splotem tych okoliczności. Całkowita niewrażliwość nowej narracji politycznej i medialnej na kwestie wykluczenia społecznego sprawia, że choć Jaworski pozostaje bardzo sceptyczny wobec radzieckiego projektu socjalistycznego i jego aparatu biurokratycznego, to w porządku potransformacyjnym nie odnajduje żadnego rozwiązania problemów znanych z Polski Ludowej, a wręcz – często odnieść możemy takie wrażenie – ich skrajne pogłębienie (zob. doskonały wiersz „Gnijące resztki kapitalizmu”; gdyby Jaworski debiutował po roku 2005, krytyka bez wątpienia starałaby się z niego zrobić twórcę „zaangażowanego” – na przeszkodzie takim działaniom stała zapewne klisza dotycząca pokoleniowej ironiczności brulionowców). Znaczący w tym kontekście wydaje się komentarz Wojciecha Wilczyka do wydawnictwa poetycko-fotograficznego „Kapitał” (2002), którego Jaworski był współautorem: „fotografie generalnie przedstawiały przykład śląskiego small-businessu, tak zalecanego przez ówczesny rząd redukowanym z pracy górnikom. […] Miała to być książka mówiąca o »czasie współczesnym« […]”. Na zdjęciach widać było oczywiście Śląsk w ruinie, odrapane mury kamienic, dzikie przybudówki w bramach, przycmentarne śmietniki, antysemickie graffiti i pordzewiałe szyldy z napisami w rodzaju »naprawa zderzaków«”.
Gdyby Jaworski debiutował po roku 2005, krytyka bez wątpienia starałaby się z niego zrobić twórcę »zaangażowanego«
Co więcej, III RP w wierszach autora „Czasu triumfu gołębi” jawi się jako rzeczywistość stanowiąca bezpośrednią kontynuację epoki stalinowskiej – lub w najlepszym wypadku wczesnopoodwilżowej – z jej „zszarzałą zielenią” („Zima”), „obesranymi dachami pod obesranym niebem” („Hiperrealizm świętokrzyski”), a nawet z odświeżoną odsłoną Andrzeja Bursy (który tym razem, za sprawą nowego miejsca Polski w porządku geopolitycznym, „ma w dupie małe narody”, a nie małe miasteczka; „Na okoliczność odznaczenia…”). W swoich poetyckich niedomówieniach i dwuznacznościach Jaworski zdaje się bliższy faktycznemu obrazowi przemian społecznych lat 90. niż większość jego rówieśników, starających się maksymalnie – i na nowojorską modłę – twórczo wykorzystać odzyskaną właśnie „wolność indywidualną”. Nikt chyba nie traktuje dziś już jako teorii spiskowej tezy, zgodnie z którą neoliberalny reżim kształtował się w Polsce na długo przed rokiem 1989 – nie jest tajemnicą, że późniejszy twórca „terapii szokowej” na pierwsze stypendium naukowe w Stanach Zjednoczonych wysłany zostaje z ramienia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej już w roku 1972.
Kazanie na górze
Pozwalam przedmiotom przychodzić do mnie.
Cztery firmowe kalendarzyki na rok miniony, siedem
papierowych linijek, ekologicznych, które
niczego nie zmierzą, sterany
ołówek, pół gumki.
Tak wyposażony, uparcie studiuję geometrię posiadania.
Tymczasem
przyszli władcy tego kraju wytrwale studiują anglistykę
na obcych uniwersytetach, by w przyszłości,
tak jak ich wpływowi rodzice,
objąć skurwysynistykę na rodzimym uniwersytecie
życia dla uprzywilejowanych.Lepiej być głodnym i się nie śmiać.
Abstrakcyjna to rzecz,
geometria.
Jak w okolicznościach tak silnych zawirowań politycznych i skrajnego wymieszania języków ideologicznych powiedzieć można cokolwiek jednoznacznego o frazie: „Fabryki nie czekają na nasze wiersze” („Niebieskie oczy proletariatu”)? Ile warstw retorycznych może mieć taka wypowiedź poetycka, jeśli wiemy, że powstała w Europie Wschodniej w roku 1994? Czy to literalna krytyka socrealistycznej polityki kulturalnej (jeśli tak, to skąd taka krytyka wzięła się w ostatniej dekadzie XX wieku?), czy już kpiarska reakcja na literalną krytykę socrealistycznej polityki kulturalnej (tak wczesna nostalgia za Związkiem Radzieckim?)? A może wizja Jaworskiego bliska jest światu z kart „Ubika” Philipa K. Dicka, w którym dochodzi do nierównomiernego cofania się rzeczywistości w czasie i zaskakujących spotkań wytworów różnych epok? Wiemy, że żadna z tych wykładni nie jest satysfakcjonująca dla wnikliwego czytelnika. Oczarowani skutecznością wymyków poety, który przedstawia się jako „Quasimodo klasy robotniczej” („Pamięci Krzysztofa Jaworskiego”), zakreślamy kilka punktów jego skondensowanej refleksji krytycznej i bezradnie rozkładamy ręce.
Przedruk
Tekst jest skróconą wersją posłowia do wyboru wierszy Krzysztofa Jaworskiego pt. „Ciąg Fibonacciego", który niebawem ukaże się nakładem wydawnictwa Convivo.
ur. 1989, krytyk literacki, redaktor, marksista. Interesuje się najnowszą polską poezją i politycznym wymiarem historycznych ruchów awangardowych. Związany z czasopismem naukowym „Praktyka Teoretyczna”.
ur. 1980 w Tomaszowie Mazowieckim. Współredagował „Cyc Gada”. Pisuje o poezji i muzyce. W 2018 roku dostał nagrodę „Kropka”, przyznawaną przez Fundację Meakultura, za najlepszy esej o muzyce. Parnasista. Noc z 27 na 28 kwietnia 2019 dowiodła, że sam gra sobie najlepiej do tańca.