fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Shaun Walker

„Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości", przeł. Mariusz Gądek, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, s. 445.

Aleksander Wat, który poznał stalinowskie więzienia na własnej skórze, był przekonany, że techniki śledztwa opracowali dla NKWD znawcy buddyzmu zen. W myśl tej teorii umysł więźnia miał być celowo konfrontowany z zarzutami, których absurdalność biła po oczach nie mniej niż używana w czasie przesłuchań lampa z mocną żarówką, jednak śledczy swoim zachowaniem wymuszał traktowanie ich jako racjonalnych, podkopując w ten sposób w przesłuchiwanym poczucie rzeczywistości. Celem tych zabiegów miał być głęboki dysonans poznawczy, który jak uderzenie młotem wybijał umysł więźnia z naturalnych ram i torów, czyniąc go podatnym na stalinowską pieriekowkę.

Dzisiejsza Rosja oddziałuje na człowieka w podobny sposób: kakofonia sprzecznych symboli ze wszystkich czasów i porządków przypomina sen wariata i wywołuje stupor, kiedy tylko postawi się stopę na rosyjskiej ziemi. Bo co, u diaska, w kapitalistycznym, ideologicznie zrośniętym z Cerkwią państwie robią te wszystkie Leniny na cokołach, tablicach i w nazwach instytucji? I dlaczego kult wodza proletariatu nie wyklucza się z kultem carów, choć na zdrowy rozum powinien? Jak to możliwe, że Stalin i Dzierżyński cieszą się podobnym szacunkiem, co „biały” admirał Kołczak? Co Puszkin ma wspólnego z marszałkiem Żukowem, Łubianka z soborem Chrystusa Zbawiciela, a wstążka świętego Jerzego z wojną w Donbasie i okupacją Krymu? Przed obłędem à la russe może uratować książka „Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości” – wydana właśnie w serii reporterskiej Wydawnictwa Poznańskiego. Brytyjski dziennikarz Shaun Walker udowadnia w niej – wbrew temu, co pisał Tiutczew – że Rosję jednak da się objąć rozumem.

Autor przez kilkanaście lat pracował w Rosji jako korespondent „Independenta” i „Guardiana”, wcześniej studiował w Oxfordzie język rosyjski i historię Związku Radzieckiego, poznawał też ofiarnie rosyjską codzienność, pracując jako nauczyciel angielskiego w jednej z moskiewskich szkół czy podróżując koleją transsyberyjską z Moskwy do Władywostoku w najtańszym, płackartnym wagonie. „Współistnienie piękna i grozy, nadziei i rozpaczy, chwały i absurdu było w równym stopniu frustrujące, co pociągające. Rosja kompletnie mnie urzekła, podobnie jak wielu innych cudzoziemców przede mną” – wyznaje, ale nie jest to cała prawda. Bo mimo fascynacji – i mimo „kacowego” tytułu, o którym za chwilę – zachował przecież trzeźwość spojrzenia i ani na chwilę nie porzucił racjonalności. Inaczej niż wielu cudzoziemców przed nim, Walker nie częstuje czytelnika sentymentalnym stereotypem „rosyjskiej duszy” – karmi wyłącznie czarnym borodińskim chlebem z wędzoną słoniną, małą wódką i ogórkiem.

Walker nie częstuje czytelnika sentymentalnym stereotypem »rosyjskiej duszy« – karmi wyłącznie czarnym borodińskim chlebem z wędzoną słoniną, małą wódką i ogórkiem

Po raz pierwszy przyjechał do Rosji w styczniu 2000 roku, niedługo po tym, jak Borys Jelcyn ustąpił ze stanowiska prezydenta, a więc u progu epoki Putina, jednak myślą sięga o dekadę głębiej – do okresu rozpadania się Związku Radzieckiego w późnych latach 80., zwieńczonego deklaracją o samorozwiązaniu z grudnia 1991 roku. Wydarzenie to, nazwane przez Putina „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”, również dla Walkera jest katastrofą założycielską nowej Rosji. Tytułowy ciężki kac bynajmniej nie jest stanem, w którym autor podróżuje po dawnym Kraju Rad (a wciąż jest w ruchu – to w Irkucku, to na Kołymie, to na Krymie w czasie aneksji, to w Kałmucji czy w Donbasie – i wciąż rozmawia), tylko metaforą kondycji byłego imperium w okresie bezpośrednio poprzedzającym dojrzałą fazę rządów Putina, w tej krótkiej przejściowej epoce, kiedy impet rozliczania przeszłości gwałtownie wyhamował. Nagle przestano obalać pomniki komunistycznych wodzów i zmieniać nazwy ulic, archiwa znowu zaczęły się zamykać i stalinowskie zbrodnie na powrót spowiła mgła amnezji: „Rosja zachowywała się niczym gospodarz hucznej imprezy, który obudził się nazajutrz rano, spróbował jakoś z grubsza ogarnąć cały bałagan, po czym zwyczajnie dał za wygraną i wrócił do łóżka, żeby leczyć kaca”. I leczy go do dzisiaj – coraz mocniejszym klinem.

Horyzont czasowy książki formalnie zamyka rok 2017 – kiedy Rosja nie posiada się z dumy po aneksji Krymu i nie zwraca uwagi na jątrzącą się ranę wojny w Donbasie ani na zachodnie sankcje – jednak autor zapuszcza żurawia także za horyzont. Jak się okazuje, przyszłość przewidział bardzo trafnie – scenariusz zarysowany przez niego w zakończeniu właśnie spełnia się na naszych oczach: w Rosji pogłębia się kryzys polityczny i gospodarczy, burzą się stolica i prowincja, notowania prezydenta spadają na łeb, na szyję, i tak jak u schyłku rządów Jelcyna sprawy zdają się znowu zmierzać w kierunku kontrolowanej zmiany władzy. Zmiana ta – twierdzi Walker, choć komputerowa metaforyka pochodzi ode mnie – będzie tylko odświeżeniem interfejsu, podczas gdy system operacyjny, zainstalowany przez ekipę Putina w strukturach państwa i w ludzkich głowach, będzie działał dalej nawet po jego odejściu.

Rekonstrukcji właśnie tego systemu operacyjnego – mógłby się on nazywać Pobieda 2.0 – poświęcona jest książka „Na ciężkim kacu”. To nowy projekt scalający, który pojawił się w odpowiedzi na dezintegrację i pustkę egzystencjalną po rozpadzie Związku Radzieckiego (Walker wyjątkowo dobrze tę pustkę czuje i umie o niej opowiedzieć). Podobnie jak w Polsce po 1989 roku, tylko na znacznie większą skalę, wielonarodowe społeczeństwo radzieckie w 1991 roku nagle utraciło wspólny mianownik i ludzie przestali rozumieć, kim są. Miejsce starej narracji pozostało niewypełnione, a likwidacja komunistycznej symboliki (od dawna pustej, lecz mimo to łączącej) tylko pogłębiała poczucie utraty gruntu pod nogami. U schyłku epoki Jelcyna w kręgach rządzących zrozumiano, jak niebezpieczna dla państwa może być ta erozja poczucia sensu i uruchomiono procedury zaradcze: wstrzymano proces demontażu dawnych symboli jedności i czym prędzej rozpoczęto budowę nowej tożsamości – w oparciu o mit zwycięstwa w „wielkiej wojnie ojczyźnianej” (tą nazwą określa się w Rosji drugą wojnę światową od momentu ataku Niemiec na państwo Stalina w czerwcu 1941 roku). Walker odtwarza kolejne stadia sterowanej z Kremla ewolucji mitu świętej wojny z faszyzmem, aż po dzisiejszy neoimperialny militaryzm z charakterystycznym przesunięciem znaczeń: w obecnej propagandzie starą wojnę niepostrzeżenie zastąpiła nowa, dawnych bohaterów – współcześni patrioci, a niemieckich faszystów – „faszyści” ukraińscy i amerykańscy.

Operacja powiodła się ponad wszelkie spodziewanie – obywatele Federacji Rosyjskiej znów są jednością – co było tym łatwiejsze, że praktycznie każda radziecka rodzina w latach 1941-1945 straciła na froncie kogoś z bliskich. To właśnie kult Pobiedy, będący w gruncie rzeczy quasi-religijnym kultem potęgi państwa zasługującego na każdą, nawet najwyższą ofiarę, scala pozornie nieprzystające elementy przeszłości, takie jak Stalin i Kołczak albo Lenin i Cerkiew. W świetle nowej mitologii dobre jest to wszystko, co wspiera jedność i siłę Rosji, złe zaś wszystko to, co ją osłabia i rozbija: dobra jest więc Czeka i Stalin, ale już rewolucja październikowa jako przewrót podobny do ukraińskiego Majdanu jest bardzo zła. Walker o tym nie pisze, ale zgodnie z tą samą logiką – jako kolejny poziom polityki historycznej – zaczęło się dzisiaj w Rosji wrogie przejmowanie miejsc pamięci o stalinowskich represjach. Najbardziej znanym z nich jest odkryte w latach 90. przez Jurija Dmitrijewa z Memoriału karelskie uroczysko Sandarmoch w pobliżu Biełomorkanału, miejsce kaźni niemal siedmiu tysięcy osób różnych narodowości (co ważne, wszystkie one bez wyjątku zostały zidentyfikowane z imienia i nazwiska), często zestawiane z Katyniem. Dzisiaj prowadzone są tam prace mające udowodnić, że w zbiorowych mogiłach spoczywają czerwonoarmiści rozstrzelani przez Finów, a Dmitrijew już dwa lata nie wychodzi z aresztu i nie jest wykluczone, że zostanie skazany na kolonię karną. Podobne działania podjęto ostatnio także w Miednoje. Bo Stalin ma być pamiętany jako genialny strateg, bezpieka zaś jako filar stabilności państwa – i nie inaczej.

Podobnie jak w Polsce po 1989 roku, tylko na znacznie większą skalę, wielonarodowe społeczeństwo radzieckie w 1991 roku nagle utraciło wspólny mianownik i ludzie przestali rozumieć, kim są

Walker pokazuje, że płynące ze szczytów władzy wezwanie do pamiętania jest de facto wezwaniem do zapomnienia, doświetlanie pewnych segmentów historii służy bowiem ukryciu innych. Zgodnie z tą regułą w toku państwowej obróbki z mitu świętej wojny wypadło szereg niepożądanych (z punktu widzenia technologów politycznych) elementów: współpraca Stalina z Hitlerem; nadzieje wielu Rosjan na upadek bolszewickiego reżimu i związany z tym entuzjazm na wieść o inwazji Niemiec; karygodne błędy i zaniedbania Stalina jako naczelnego wodza; bezsensowne ofiary wśród cywilów (w czasie blokady Leningradu, ale też w wyniku wysiedleń Kałmuków, Czeczenów i Tatarów krymskich – operacji, do których Stalin używał sprzętu pozyskanego w ramach Lend-Lease Act); horror wojny jako takiej, czy wreszcie masowe gwałty żołnierzy Armii Czerwonej na Niemkach. Znakomicie pokazuje też Walker, skąd się w ludziach bierze potrzeba idealizacji przeszłości, jak się ona dokonuje i jaką funkcję pełni w stosunku do trudnej teraźniejszości (widać tu znowu zbieżność – nie pierwszą i nie ostatnią – z potransformacyjną Polską).

Najciekawszy dla mnie był wątek (nie)pamięci o łagrach. W Polsce często nie potrafimy zrozumieć, jak to się dzieje, że Rosjanie tolerują władzę bezpośrednich spadkobierców NKWD i nie domagają się rozliczenia masowych zbrodni, których ofiarą padły przecież miliony ludzi, w tym dzieci. Walker jedzie do Magadanu i trasą kołymską do posiołka Jagodnoje, żeby to wyjaśnić – i przywozi odpowiedź, może niepełną, ale wiele wyjaśniającą. W rozdziale „Kołyma: skraj świata” można przeczytać historie byłych łagierników, którzy po wyjściu z obozu ukrywali swoją historię przed rodziną aż do śmierci – zobowiązani do milczenia przez prześladowców, ale też obawiający się ostracyzmu ze strony krewnych, współpracowników i sąsiadów. W efekcie masowa pamięć o represjach pozostaje w Rosji pamięcią niewypowiedzianą, którą ofiary zabrały ze sobą do grobu – trującym oparem, który nigdy się nie skroplił w słowa, żałobą, której nie potrafi przeżyć dotknięta niewyobrażalną stratą zbiorowość. I w najbliższym czasie to się nie zmieni – karmiona mitem świętej wojny edukacja przedstawia represje jako cenę industrializacji i Pobiedy, niewielką w porównaniu z korzyściami, jakie daje silne państwo, a poddawane tej indoktrynacji dzieci nie mają narzędzi, by sfalsyfikować szkolną pseudowiedzę. Starsi najczęściej im w tym nie pomogą – albo sami o niczym nie wiedzą, albo wolą nie wiedzieć, bo na przykład dziadek czy babcia pracowali w łagiernej straży lub w „organach”, albo (sytuacja częsta zwłaszcza w totalitarnych czasach stalinowskich) donosili.

Nie mniej pasjonujące są rozdziały poświęcone wojnie w Donbasie i aneksji Krymu, zdarzeniom, które Rosja traktuje jako aktualizację mitu walki z faszyzmem i w tej postaci wpisuje w nową tożsamościową opowieść. Walker ze smakiem odmalowuje absurdalny, konspirologiczno-kryminalny misz-masz subkultury prorosyjskich separatystów (rozmowa z Igorem Striełkowem to perła), ale też zdobywa się na godną szacunku niezależność spojrzenia, narażając się wszystkim stronom konfliktu, w tym bezkrytycznym proukraińskim entuzjastom (ja też do nich należałam w 2014 roku). Nie zdejmując z Rosji odpowiedzialności za wojnę w Donbasie i zbrojne zajęcie Krymu, potrafi wypunktować niebezpieczne, nacjonalistyczne wątki polityki Kijowa, takie jak państwowy kult Bandery, niejasną rolę pułku „Azow” czy samobójczą w gruncie rzeczy dyskryminację rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy, jak również wskazać prawdziwą tożsamość Krymu: przede wszystkim tatarską, potem rosyjską, a na końcu – i w najmniejszym stopniu – ukraińską.

Poleciłabym książkę Walkera jako pierwszą lekturę tym, którzy chcieliby wyjść poza zarówno sentymentalne, jak i wrogie schematy postrzegania Rosji i zrozumieć coś z tego fascynującego, ale też coraz bardziej niebezpiecznego kraju. Potem można pójść dalej – nie po to, żeby podważyć ustalenia Walkera, ale po to, by je uzupełnić, na przykład o „Jądro dziwności” Petera Pomerantseva; „Będzie to, co było. Jak totalitaryzm odradza się w Rosji” Maszy Gessen czy „Black Wind, White Snow. The Rise of Russia’s New Nationalism” Charlesa Clovera.

Shaun Walker

„Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości", przeł. Mariusz Gądek, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, s. 445.

Renata Lis
tłumaczka, eseistka, autorka trzech książek biograficznych: „Ręka Flauberta” (2013), „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” (2015) i „Lesbos” (2017).
redakcjaAndrzej Frączysty
korekta Renata Kumala
POPRZEDNI

rozmowa  

Myślę, że jestem poetą głównego nurtu

— Adam Ladziński

NASTĘPNY

recenzja  

Wzniosłe madonny i wytrwałe święte!

— Emilia Kolinko