fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Marcin Mokry

ur. 10 I 1980 w Gliwicach na Górnym Śląsku, poeta. Ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Śląskim (2006). Autor eksperymentalnego tomu „czytanie. Pisma” (2017), który nagrodzono w XXII Ogólnopolskim Konkursie im. Jacka Bierezina w Łodzi oraz w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” w Kutnie (2018). Fragment poematu „Świergot” nagrodzono w V Turnieju Jednego Wiersza im. Tomka Pułki (2019). Od 2019 realizuje wraz z Karoliną Wiśniewską projekt sylwy miejskiej „Dings”. Wykonuje różne prace w Polsce i za granicą, żeby osiągnąć stopę życiową, która zapewni zdrowie i dobrobyt jemu i jego rodzinie.

Marcin Mokry

„Świergot”. Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, Wrocław 2019, s. 56.

 

9 marca 2020

Wybacz, nie mogę inaczej: w skali od 1 do 10 powiedz, proszę, jak bardzo trudnym poetą języka polskiego jest dzisiaj Marcin Mokry. Siódemka, ósemka?

Bakłażan, pomidor.

10 marca 2020

Pamiętam, że na jednym ze spotkań dotyczących twojego debiutu – rzecz działa się w warszawskiej Młodszej Siostrze – wspomniałeś o potrzebie wynalezienia adekwatnego języka, zdolnego udźwignąć dynamikę dzisiejszego doświadczenia egzystencjalnego.

It’s corona time.

Czy zatem „Świergot” jest organizmem zdrowym? Przychodzi mi do głowy trop podsunięty przez – zdaje się – Skurtysa, który w okładce twojej drugiej książki dostrzegł ciekawą dwoistość: mapę jakiegoś wyobrażonego terenu, która jest również komórką pod mikroskopem.

Fragment z Tadeusza Różewicza, chyba pasuje:

to nie nasza wina
że zamiast pięknych
dobrych i radosnych
rodzimy potwory

przecież to z wami
z waszą wyobraźnią
z waszym przerażeniem
krzykiem i milczeniem
krzyżujemy się łączymy
tworzymy z wami

Ponieważ użył liczby mnogiej, to obawiam się, że taki kloszard jak ja może tam znaleźć dla siebie dziuplę. Sugerujesz, że to jest zdegenerowana poezja. Chora, pewnie od tej multiplikacji, intermedialności, rozległych kolaży i smutnych tematów, tzw. „głębokiego zawodzenia”. Na marginesie, czy wiesz, że po pierwszej książce u Różewicza widziano awangardową poezję francuską, Apollinaire’a i surrealistów, ale potem ten nadpis zniesiono? Z drugiej strony, cytując Briona Gysina, „pisanie jest 50 lat za malowaniem”. Poezji może więc zależeć na stworzeniu innej sytuacji czytelniczej, aniżeli ta, która towarzyszy lekturze prozy, i to zasadniczo innej. O wyjawienie nieciągłości języka, operowanie tą nieciągłością tak, aby widoczne były jego szczeliny. Po lekturze „Świergotu” może nam pozostać mglisty powidok, a jednak, dokładnie w tym miejscu, przez chwilę, chociażby krótką, co zresztą samo już stanowi wystarczającą długość udanej lektury, możemy doświadczyć czegoś, co nie byłoby możliwe, gdybyśmy czytali przy pełnym świetle jednoznacznych pojęć. Lubimy, co zrozumiałe, gdy słowa nas prowadzą, gdy odsłaniają świat rzeczy oraz sprawy ludzi, ale człowiek potrzebuje również ciemności, żeby zrozumieć, że czegoś nie możemy. To bardzo istotne. Czegoś nie mogę pojąć, dojrzeć. Gdy język nie pozwala nam nasycić się obrazami, gdy wygasza nasze pożądanie wiedzy, gdy pozostajemy prawie z niczym po lekturze. To „prawie nic” nie wydaje mi się byle czym. To prawie nic doświadczone w lekturze wydaje się robić poezję nawet z byle czego. To jest, oczywiście czujemy to obaj, dość ezoteryczna wykładnia Mokrego, obrzydliwa gra, jednak musisz to znosić, żeby nie urazić bufona, przynajmniej póki nie dokończyłeś tego wywiadu. Chodzi o to, że czytając niektóre wiersze, o ile potrafimy się do tego przyznać, czujemy „ból i smutek”, że ich nie rozumiemy. To wydaje się banalna uwaga, ale może być pomocna. Wiersze, niektóre wiersze, nie przynoszą „pociechy i oparcia”. Nie powinniśmy nimi gardzić, odsuwać się, nawet jeśli sprawiają wrażenie, że są nieme i wypychają nas poza siebie. Wręcz przeciwnie, raczej cierpliwie poświęcać im uwagę. Zdecydowanie Mokry kpi sobie. Co za brednie. Nie, coś w tym jest. Nieswojość nie jest stanem tymczasowym, lecz podstawowym. Dzieło sztuki nigdy nie daje ukojenia. Może przesadą jest to „nigdy”, ale dopiero wtedy ta myśl wydaje mi się wystarczająco wyraźna.

Co do tych pryszczatych wierszy Mokrego. O nie, rozgadał się. Okropny maniak. Te wiersze niczego nie wyjaśniają, nie dodają wiedzy o świecie, raczej dezorientują. Poezja musi prowadzić do momentu, w którym „uporządkowany dyskurs pytań i odpowiedzi jest niemożliwy”. Jeśli ktoś poczuje się przytłoczony tym, co mu się zwala przed oczy, gdy otwiera książkę i stwierdzi, że nie jest na to gotowy, że to zbyt zaskakujące doświadczenie, to muszę stwierdzić, że zrozumiał już ⅔ książki i nie powinien przerywać lektury w tym momencie. O tym właśnie jest książka, o naszej niegotowości na to, co nas ostatecznie wszystkich spotyka. I wcale to nie musi być pocisk rozłupujący głowę naszego dziecka, tylko kaszel starszego pana w autobusie. Rozejrzyjmy się.

11 marca 2020

Przyznam, że przez terytorium „Świergotu” błądziłem długo – w porywach do bardzo długo – niemniej było to błądzenie intensywne, produktywne: potworne właśnie, w tym sensie, jaki pojęciu potworności nadają – za Rabelais’m – Hardt i Negri, czyli przepełnienia „diabolicznymi” mocami. Tomek Pułka, którym się teraz zajmuję – a do którego jest ci pewnie dalej niż bliżej – napisał kiedyś, że „wiersz powinien wynosić przyzwyczajenie poza obóz poprawności”. Mam wrażenie, że drogę pomiędzy twoim debiutem a „Świergotem” wyznacza podobny, przynajmniej jeśli idzie o temperaturę, ruch radykalizacji, wynoszenia przyzwyczajeń, w ramach którego sytuacja komunikacyjna podlega jednak nieustającej erozji, załamywaniu, cięciu. Jej egalitarność staje się coraz bardziej pozorna. Pułkę-poetę pochłonął ten żywioł. I ileż to poetek przed nim! Co – oprócz „świadectwa” – pozostaje po tej ekspozycji szczelin języka? Co zrobić z potwornym przepełnieniem mocami, które prześwitują przez jego szczeliny? Wybacz górnolotność, myślę sobie na bieżąco.

15 marca 2020

Czy strach jest słabością? Pytam oto 15 marca 2020 roku w Gliwicach, siedząc zamknięty z moimi dziećmi na powierzchni 38 m2. Czy strach jest do przezwyciężenia? Czy mogę uchylić bezpiecznie okno, żeby wywietrzyć mieszkanie? Zastanawiam się, czy nie zaczynam zadawać dziecinnych pytań tylko dlatego, że się boję. Zamiast wyrosnąć z nich, one wyrastają ze mnie. Ponieważ boję się, wyobrażam sobie. Czy jest w ogóle możliwe, żeby w dorosłym życiu nie wierzyć w potwory? Być może tak, ale musielibyśmy okazać się ludźmi bez wyobraźni. Niewykluczone, że poezja także nie pozwala żyć spokojnie. Co się może jeszcze wydarzyć? Z tego jak jest, nie wynika, jak być powinno. Z ustalenia faktów można jedynie poczynić prognozy, ale przyszłość wiąże nasza wyobraźnia i to ona może mnie uwolnić od historycznego pesymizmu. Za jej sprawą, nawet jeśli nie jedynie za jej sprawą, mamy utopijne myśli, tworzymy u-topie.

Czy jest w ogóle możliwe, żeby w dorosłym życiu nie wierzyć w potwory? Być może tak, ale musielibyśmy okazać się ludźmi bez wyobraźni

Poezję polityczną uprawiają wszyscy, a równocześnie tylko niektórzy zdają sobie z tego wyraźnie sprawę i świadomie rozwijają co do niej należy ze wszystkimi konsekwencjami, być może przykrymi dla liryzmu, gdy ten czy ta nie ma talentu, ale od nudnych wierszy nic nas nie uchroni. Sytuacja jest nawet bardziej skomplikowana, ponieważ poezja polityczna jest nowym paradygmatem, poza którym trudno sobie dzisiaj wyobrazić pisanie. Kiedy jednak coś dziedziczysz, to łatwiej przychodzi ci to roztrwonić. Nie zastanawiasz się, jaką pracą to osiągnąć, tylko na co te środki przeznaczyć. Należy ciągle myśleć o tym, dlaczego piszemy to, co piszemy, dlaczego pewne rozstrzygnięcia stanowią dla nas w ogóle jakąś kwestię. Pouczającym przypadkiem jest Bertolt Brecht:

Dlaczego mówię tylko, że czterdziestoletnia
Bezrolna chłopka idzie zgięta?
Piersi dziewcząt
Są ciepłe jak były.

W mojej pieśni rym
Uważałbym wręcz za zuchwalstwo.

We mnie walczą
Zachwyt nad rozkwitłą jabłonią
I zgroza po przemowach malarzyka.
Ale jedynie ona
Pcha mnie do pisania.

(tłum. Jakub Ekier)

U Bertolta nie odnajdziemy generalnej dyrektywy, gdyż byłaby to wówczas fałszywa alternatywa. Dla jakiejś jednak części z nas to jest rozstrzygnięcie między liryczną jałowością a poezją. Zachwyt nad rozkwitłą jabłonią nie pchał mnie do pisania, to nie trudno zauważyć. Natomiast robiłem co w mojej mocy, żeby wiersze były „wolne, otwarte i niezakończone”. Z pewnością odnajdziemy tam resztki jakichś historii i może nawet Historii. Rozumiem, że chciałbyś znaleźć coś budującego i, kto wie, czy właśnie nie znajdujesz tego w tym miejscu, które również wywołuje niepokój, gdyż rozbudza wyobraźnię. Stworzyć takie środowisko, które daje niewyczerpane możliwości wędrówek. Człowiek tak biega między tymi kropkami i zawsze coś nowego mu wpadnie w oko, co może go zainteresować. Nie trzeba tego wszystkiego przecież natychmiast pojąć. Co nie jest możliwe w lesie, gdy spacerujemy, to tutaj tym bardziej nie jest obowiązkiem. Błądzenie posiada nieprzyjemne konotacje, ale niepotrzebnie. To właściwy opis pewnego bardzo ludzkiego doświadczenia. Czytanie, czy nie jest otwarciem na wszystko, co ma nadejść? Tu nie ma mowy o żadnym problemie, który mielibyśmy rozwiązać, a wynik zapisać i przekazać innym, tak żeby mogli z niego korzystać – bez potrzeby powtarzania całego, żmudnego procesu błądzenia, wpadania w wątpliwości. Nie możemy mylić poezji z pisaniem kryminałów, gdzie rozumując logicznie, dojdziesz do tego, kto zabił. Powtórzę – poezja prowadzi do momentu, w którym uporządkowany dyskurs pytań i odpowiedzi jest niemożliwy. Możliwe są tylko ostrożne wypady poza te szczeliny, w rodzaju „Nie bez reszty” Tadeusza Sławka.

16 marca 2020

Żeby wrócić do początku twojej wypowiedzi: piszesz w „Antoni pyta czy z nim pójdę”: „Tam / żeby z tobą pójść. Wiele dla ciebie znaczy / ze mną. Liczba mnoga, której nie rozumiesz / albo, że sam”. Motyw ojcostwa w dużej mierze organizuje strukturę „Świergotu”. Czy mimo wszystko w tej pofałdowanej kartografii, w której model lektury zatacza włóczęgowskie kręgi, doświadczenie tacierzyństwa jest czymś „porządkującym”? Jakimś „niewątpliwym” właśnie modi istnienia?

19 marca 2020

Wiele elementów organizuje strukturę książki, ale rzeczywiście, motyw ojcostwa to wyraźna figura. Tylko właśnie, czy istotnie związana z płcią mężczyzny? Czytelnik natrafia na ślady czyjejś historii, która plącze się, zapada w odległe daty, pozostaje osobną, która jednak rezonuje jakimiś odległymi głosami obcych losów. Pewnie obaj czytaliśmy rozdział „Nastrój” z „Bojaźni i drżenia” Kierkegaarda, to przecież doskonała literatura, albo „Przypadek” Kieślowskiego, prace raczej już klasyczne, przebrzmiałe, gdzie wysiłek wyobraźni krąży wokół tożsamości. Bez względu na to, co by nas spotkało, co się przydarza nam, naszym rodzinom, gdy spada na nas to, co niespodziewane, czy to zawsze musi oznaczać rozerwanie, i co rozrywa, czy „nie ma żadnych świętych więzów łączących ludzkość”?

Czytelnik natrafia na ślady czyjejś historii, która plącze się, zapada w odległe daty, pozostaje osobną, która jednak rezonuje jakimiś odległymi głosami obcych losów

Doświadczenie tacierzyństwa oscyluje między wrogością i gościnnością. Obce. Uległe. Nieopanowane życie. Stawiające opór, a opierając się, przywiązujące do mnie, który muszę rozstrzygać o nich pomiędzy „prawem i prawem, bezprawiem i bezprawiem”, bez zabezpieczającej ruchy kartografii. Rosną, nabierają sił w pobliżu. Pozostają ze mną, których mogę opuścić. To również doświadczenie sąsiedztwa, od którego nikt nie może mnie odciąć, które mogę chcieć zerwać. I kiedy myślę o ich umieraniu, to zaczynam gadać ludzkim głosem, zauważać, że śmierć to wyrwa. Luka. W czasie historii powszechnej nie było nikogo podobnego. Nikogo? To absurdalne przecież? Jak można coś podobnego mówić przy zdrowych zmysłach? To tylko ludzkie gadanie, a gdyby rozpruć ich brzuchy, brzuch każdego z osobna, i zapytać mnie, co niby tam jest, czego nie znaleźlibyśmy u innego, to co mógłbym powiedzieć? Z szumów Historii ich głosów nie wydobędziesz? Cała Nauka kazałaby stulić pysk i zwinąć ogon. A należałoby krzyczeć, to jest morderstwo. To pozbycie się 1. os. lp. jest nieodwracalne. Niewybaczalne. Dziecko to „pojawienie się przyszłości”.

Jak natomiast odnajdujesz się pomiędzy planem „niesamowitej” bliskości tego obcego, ale przywiązującego się i podległego istnienia a ewokowanym ciągle na kartach „Świergotu” istnieniem dalszym, leżącym poza strefą sąsiedztwa? Jest tu jakaś przepaść? W zasadzie to pytanie raczej z zakresu poetyki, ale ciekawi mnie, jaką kładkę tutaj stawiasz. I czy w ogóle jest ci potrzebna. Myślę o tym straszliwym zgrzycie szyn, którymi od pewnego momentu przecinana jest twoja książka, zupełnie jakbyś w miarę zataczania coraz szerszych kręgów narracyjnych trafił na kamień. Prowadzą one gdzieś dalej, ku zagładzie, zniszczeniu, w jakąś koncentracyjno-wojenną otchłań, w czeluść historii. Jaki jest związek między „gorączkującą” Marią a innymi jeszcze dziejami równoległymi, które w „Świergocie” ciągle majaczą na horyzoncie? One też nieodwracalnie rozpuszczają pierwszą osobę liczby pojedynczej, pozbawiają mocy sądzenia? Mam wrażenie, że to zagadnienie też w dużej mierze strukturyzuje dynamikę publikacji. Po „Maria ma gorączkę” następuje w „Świergocie” pewne narracyjno-przestrzenne cięcie, w którym „uwaga” – celowo wstawiam tutaj cudzysłów – przenosi się na ogarnięte wojną Bałkany, do Srebrenicy. I od tego momentu fraza jeszcze bardziej się urywa, jest jakby rozszarpywana.

22 marca 2020

Nawet wcześniej to następuje, gdy przerwany zostaje łańcuch ciągnących się nazw geograficznych. Pojawiają się rozpryski wpisane w „Sarajewskie róże”. I nawet jeśli nie spodziewaliśmy się takiego początku po tomiku poezji, pomimo całej złożoności, te pierwsze kilkanaście stron jest dość statycznych, ma stabilny przebieg. Da się oswoić z tą mnogością rzeczy, gdyż wszystko jest na swoim miejscu, gdy przewracamy kolejne strony. Co jest złudzeniem. Nasze pierwsze wrażenie, że wszystko jest nie tak, jak być powinno, było czymś wartym zachowania. Wskazujesz na „szyny”, ale są też „chaber”, „wiesiołek”, „krwawnik pospolity”, które porastają strony, i pełno tego niesłabnącego śrii. Cała ich siła leży w tym, że są z boku, poza syntagmą. Sprzyja to czytaniu jako zdarzeniu, o którym decyduje rzut oka. W tej postaci słowa wciąż mogą coś jeszcze. Co dobrze ujął Walter Benjamin:

Czy nie należałoby mówić o zdarzeniach spotykających nas jak echo, przy czym odgłos, który je wywołał, rozległ się był kiedyś dawno, w mrokach minionego życia? Odpowiada temu zresztą okoliczność, że szok w chwili, którą uświadamiamy sobie jako chwilę już niegdyś przeżywaną, zazwyczaj przytrafia się nam w postaci dźwięku. To jakieś słowo, szum, stukot miewa tę władzę, aby zawezwać nas, nieprzygotowanych, w chłodną czeluść pewnego Ongiś, gdzie teraźniejszość zdaje się wracać do nas tylko echem odbitym od sklepień owego grobowca. Osobliwe, że jeszcze nie podążano tropem odwrotności tego oddalenia tropem szoku, w jaki wprawia nas jakieś słowo, zdumiewające jak zapomniana pleśń w naszym pokoju. Pozwala nam ona domyślać się czegoś obcego, co było; tak samo istnieją słowa lub pauzy, które pozwalają się domyślać obcości niewidzialnej: przyszłości, o jakiej ta obcość u nas zapomniała.

Powierzchowne wrażenie może być inne: że słowa ustępują miejsca naszym myślom, gdy te, w istocie, tworzą złogi pokrywające naszą pamięć. Czy nie narzucają się nam zwłaszcza wtedy, gdy uchodzą za bezczynne i bezproduktywne? Nieobecność tego, czego już nie ma, ale co było, zostaje w lekturze rozpostarte przed tymi, którzy mają jeszcze swój własny czas. Przywoływanie tych śladów wspomnień i afektów, które pozostawiły nasze wcześniejsze lektury, to również może być udziałem naszych tekstów. Śmierć odsyła do porządku międzyosobowego i wydaje się, że doświadczenie śmierci, które „Świergot” przepracowuje, pojawia się zawsze w kontekście naszego uwikłania w relacje z innymi, jako zagrożenie przerwania łączności, utraty. Te rozległe fragmenty, w których pojawiają się Bałkany, to nie jest z pewnością wyraz czystego wczucia w los innych. To byłoby zbyt piękne. Wywołuje je z pamięci strach o moje własne życie. To antycypowanie żałoby, przez jaką będą musieli przejść bliscy po moim odejściu, przez jaką sam będę musiał przejść, gdy oni odejdą i próba pisania wokół tego „pozostawania żywym aż do”.

Masz prawo dopytywać o same Bałkany. Dlaczego mimo wszystko Sarajewo i Srebrenica? Należy uczciwie powiedzieć, że to przypadek. Trafiły do mojego rezerwuaru pamięci, gdy byłem nierozgarniętym nastolatkiem. Są pewnie dla mnie tym, czym dla kogoś młodszego Donbas i Aleppo. Oczywiście, że one również budzą u mnie „pewne” emocje, wywołują „jakiś” sprzeciw, ale już zimny, okrzepły w osąd. Tamte wydarzenia z Jugosławii były dla mnie bardziej niż niezrozumiałe. Były to głosy dochodzące z zupełnej ciemności. Może dlatego, że oglądane w telewizji. Trudno byłoby temu dzieciakowi powiedzieć, w czym bierze udział. W wyniku rozkładu nieprzyswojonych informacji wychodził na dwór z ogólnym wrażeniem, pozostając bezbronnym, z czymś odłożonym w nim na później. Nasze iluzje mają siłę sprawczą. Nie są jedynie przyjemnościami samotnie przeżuwanymi w ukryciu. W zaciszu przydomowym. Wiele z tych iluzji, wyobrażeń, nie pozostawia nas w spokoju. Poezja jest polityczna, gdyż nie usuwa iluzji z tekstu. Chciałbym, żeby była trzeźwa, jeśli jednak pozbawimy się złudzeń, wszystkich złudzeń, najlepszych złudzeń, to będzie oznaczać koniec. Poezja, ta właściwa poezja polityczna, pozwala na szczególnego rodzaju wyobrażenia, które uchodzić mogą w oczach ludzi za fantazmaty. Spójrz nie tylko na TVP, ale na FOX, MSNBC i inne. Oderwanie od rzeczywistości, galopujące z każdym miesiącem szybciej, będzie budzić nasze zdumienie tak długo, jak długo będziemy zapominać, że człowiekowi nie wystarcza sama naga prawda. To są pewne wyobrażenia i dlatego mają siłę sprawczą. Zdaje się, że prawda bez rusztowania fikcji przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Człowiek wchodzi w labirynt dostępnych faktów, ale racjonalnej drogi wyjścia z niego nie ma. Potrzebujemy utopii. „Tylko utopia – pisze Paul Ricoeur – może nadać ludzkie ukierunkowanie działalności ekonomicznej, społecznej i politycznej”. Dlatego ludzi, za J.C. Mariátegui, „nie należy dzielić na rewolucjonistów i konserwatystów, ale raczej na obdarzonych wyobraźnią i pozbawionych wyobraźni”.

Z całego serca życzę nam wszystkim najwspanialszych utopii, nie tylko literackich. Przeglądam sobie w myślach prozę kilku ostatnich lat, z którą miałem styczność, i odnoszę silne wrażenie, że wciąż bardzo brakuje takich projektów. Zabawne, ton utopijny chyba najlepiej wypada w ogólnie rozumianej teorii krytycznej. I to w trybie postulatu, zupełnie jakby sam gest nawoływania do jej – utopii – tworzenia miał emancypacyjny charakter. A może ma? Przy czym najlepiej ćwiczyć wyobraźnię w tych trudnych czasach? Miałeś ostatnio czas na jakąś szczególnie inspirującą lekturę?

Nie. Pakuję się, żeby wyjechać z rodziną za miasto, póki drogi nie są pozamykane. Podobno w górach śnieg, to działa na wyobraźnię.

Marcin Mokry

ur. 10 I 1980 w Gliwicach na Górnym Śląsku, poeta. Ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Śląskim (2006). Autor eksperymentalnego tomu „czytanie. Pisma” (2017), który nagrodzono w XXII Ogólnopolskim Konkursie im. Jacka Bierezina w Łodzi oraz w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” w Kutnie (2018). Fragment poematu „Świergot” nagrodzono w V Turnieju Jednego Wiersza im. Tomka Pułki (2019). Od 2019 realizuje wraz z Karoliną Wiśniewską projekt sylwy miejskiej „Dings”. Wykonuje różne prace w Polsce i za granicą, żeby osiągnąć stopę życiową, która zapewni zdrowie i dobrobyt jemu i jego rodzinie.

Marcin Mokry

„Świergot”. Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, Wrocław 2019, s. 56.

Krzysztof Sztafa
(ur. 1991), kry­tyk li­te­rac­ki, pu­bli­cy­sta, pro­za­ik. Dok­to­rant w In­sty­tu­cie Badań Li­te­rac­kich PAN w ra­mach pro­jek­tu „Hu­ma­ni­sty­ka cy­fro­wa”. Pu­bli­ku­je w pra­sie i in­ter­ne­cie. Stały współ­pra­cow­nik „Ma­łe­go For­ma­tu”. Miesz­ka w War­sza­wie.
redakcjaJakub Nowacki
korekta Lidia Nowak
POPRZEDNI

recenzja  

Prace i trudności

— Paweł Kaczmarski

NASTĘPNY

recenzja  

Lewicowego populizmu nie było. Niech żyje plebsizm!

— Łukasz Moll