fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format
ilustracja jana porczyńskiego do wierszy grzegorza wróblewskiego I Mały Format

 

Losy ptaków

Ostatnio czytam tylko poezję
japońską.
Czy coś się w twoim życiu
zmieniło?
Nie, nastała pełnia.

Przestałem czytać polską.
Dlatego nie jesteś
grzywaczem?

Mozart i świeczki…
Czy pióra ci jeszcze odrosną?
(Szminka szybko rozpuszcza się
w winie…).

Nic nie wiem, dryfuję,
codziennie pijany, ubliżam
roznosicielom reklam.

Wielkie Oko ma na nas
oko?
Czytam poezję japońską.
Dlatego nie jestem
grzywaczem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Szwedzki smok

W życiu otaczali mnie
zawsze pijacy.
Dzisiaj jeden
wręcza mi bukiet

kradzionych kwiatów,
prosząc,
żebym go przeprowadził
przez Sund.

Utoniemy,
zanim pożre nas
szwedzki smok.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Poezja (tylko) w przekładach

A może ty już w ogóle nie żyjesz? Spaliłeś
w piecyku „The Penguin Book of Australian

Verse” i kiedy płacząc zbierałam popiół,
leżał tam nienaruszony Michael Longley.

Co ze mną robisz? Chcesz, żebym czytała
w pasach „the very best contemporary poetry”

pacjentów, marzących o kopulacji z waranem,
w deszczowy poranek, bez prawa powrotu

do książek zalecanych przez „Poetry Society”?
To byłoby przecież technicznie niemożliwe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Samhain (niezdrowe asocjacje)

Myślałem, że z tego kamienia
tylko
parapet, kule Talila Grey!
Nie potrafię się skupić, granit
kojarzy się z hejnałami?

Brzoza brodawkowata, ręczne miotacze
gazu.
(Co robi CRKT Caligo w damskiej
torebce?)
Dźwięk duńskich syren.

Gangrena…
Widząc dziewczynkę tarzającą się
z czworonogiem,
wizualizuję jak zakopuje go w czarnym
błocie.

I wrzuca do dziury trzy stare kości.
A potem jej czwarty lub piąty z rzędu
wodołaz
robi to samo,
co ona kiedyś z tym pierwszym.

 

 

 

 

 

 

 

 

Człowiek, który nigdy nie jadł pomidorów

Człowiek, który nigdy nie jadł pomidorów,
wyglądał jak listonosz lub sprzedawca używanych
aut.

Zmarł przedwczoraj
w wieku 84 lat.

Jego ulubionym dyrygentem był James Conlon.
W czasie sztormu wkładał zawsze gruby
szalik.

Miał żonę, średniego wzrostu i tuszy.
Całe życie pracowała w sklepie
z zabawkami.

Ich jedyna córka, Lise, zatrudniła się w kręglarni
na przedmieściach Kopenhagi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Niebo i jointy

Zawsze lubiłem rozmawiać z emerytowanymi
bankierami.
Nawet, gdy konwersacja polegała
na milczącym obserwowaniu
chmur.

Dzisiaj, po wielu latach, siedzę
znów z nimi
w parku i patrzymy w zaczerwienione
niebo.
Nie pada żadne słowo.

W młodości przyjaciele wytykali mnie palcem.
Zwariowałeś, do czego są ci potrzebne te żywe
trupy?
Teraz robią to samo, widzę ich na sąsiednich
ławkach.

Gdzie podziały się jointy i plotki
o korupcji sportowców z Cleveland Browns,
co porabiają dzisiaj
szczebioczące
supporterki?

 

Grzegorz Wróblewski
ur. 1962 w Gdańsku, w latach 1966-1985 mieszkał w Warszawie na Dolnym Mokotowie, od 1985 w Kopenhadze. Ostatnio wydał książki: „Cindys Vugge” (Kopenhaga, 2016), „Zero Visibility” (Los Angeles, 2017), „Hansenovic vana” (Brno/Czechy, 2018), „Choroba Morgellonów” (2018), „Implanty” (2018), „Miejsca styku” (2018), „Pani Sześć Gier” (2019), „Runy lunarne” (2019), „Tora! Tora! Tora!” (2020).
POPRZEDNI

varia poezja  

Oświecenie

— Natasha Trethewey

NASTĘPNY

varia poezja  

TUZIK DRINKÓW – POPROSZĘ

— Elsa von Freytag-Loringhoven