Świat pracy na ziemiach obecnej Polski wypracowywał ponad sto lat temu swój własny świat kultury. Ten zaś tworzył podstawy solidarności. I dawał to, czego nie można zbagatelizować – poczucie własnej godności. „Uznanie dla wartości pracy łączyło się z robotniczym poczuciem godności, opartym na ogólnoludzkiej potrzebie uznania godności każdego człowieka. (…) Podstawowa norma, uznawana w różnych robotniczych środowiskach, nakazywała jednakie, sprawiedliwe traktowanie wszystkich ludzi i ich godności” – stwierdził badacz kultury robotniczej Edward Pietraszek[1]. Co więcej, mimo niższego poziomu wykształcenia środowiska robotnicze sprzed wieku były bardziej otwarte i tolerancyjne niż wyższe warstwy społeczne. Jak pisał Pietraszek: „Ogół robotników, podobnie jak chłopów polskich, nie przejawiał uprzedzeń narodowych do robotników czy chłopów mówiących innym językiem, w tym do Niemców, z którymi się najczęściej stykano, jeśli nie występowały przy tym inne przyczyny. Uważano ich za podobnych sobie ludzi pracy, a nawet za członków tego samego ludu-narodu w sensie klasowym, jak na przykład na Śląsku, nawet gdy sobie tego nie uświadamiano”[2].
Zainteresowanie kulturą ludową, w tym jej związkami z oporem klas podporządkowanych, ogniskuje się w Polsce wokół wsi. I słusznie. Górny Śląsk był jednak inny. Procesy modernizacji społecznej w tym regionie rozpoczęły się już na początku XIX wieku. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta: dzięki pasowi węglowowemu ciągnącemu się od austriackiej wówczas Ostrawy po niemieckie Gliwice. Historyczka Maria Wanatowicz zwróciła uwagę, że „w dużych skupiskach łatwiej rodziła się solidarność robotnicza, (…) wcześniej kształtował się wspólny model zachowań społecznych, obyczajów, kultury duchowej i materialnej, świadomość wspólnej pozycji społecznej, wspólnych interesów, własnej siły”[3]. I jeszcze szkolnictwo: Górny Śląsk był pierwszym regionem zamieszkiwanym przez polskojęzyczną ludność, gdzie zlikwidowano analfabetyzm[4]. Dzięki rozwojowi szkolnictwa podstawowego – motywowanego także politycznie (np. planami germanizacji) – zwiększało się czytelnictwo prasy i książek. „W ogóle Śląsk pod względem oświaty stoi najwyżej, a następnie im dalej na wschód tem ciemniejszy lud, a zarazem i nędzniejszy” – pisze Michał Danielak w broszurze wydanej w 1894 roku pod wymownym tytułem „3.765.702 analfabetów: Śląsk, Galicya, W. Ks. Krakowskie”[5]. Ten skok cywilizacyjny był tym bardziej znaczący, że jeszcze pół wieku wcześniej, w 1849 roku, ksiądz Bernhard Bogedain, radca szkolny rejencji opolskiej w Prusach, skarżył się w liście do przyjaciela: „Lud górnośląski znajduje się w najsmutniejszym położeniu, a przyczyną tego są szkoły, które nie odpowiadają swemu przeznaczeniu. Dzieci czytają mechanicznie, tak po polsku, jak i po niemiecku, nie rozumiejąc treści ani jednego, ani drugiego języka”[6]. To oświatowe przyspieszenie związane było z modernizacją śląskiego społeczeństwa, opartą właśnie na industrializacji. Warto podkreślić, że wejście w świat przemysłu wymagało zapoznania się z przepisami regulaminów pracy czy Kas Brackich (spółek ubezpieczeniowych). Przepisy te nie były łatwą lekturą[7].
Ruch robotniczy kształtował się na Górnym Śląsku pod wpływem działaczy wywodzących się spoza tego regionu (takich jak np. August Winter z Kłodzka, Petr Cingr z środkowych Czech, Tadeusz Reger z Krakowa, Józef Biniszkiewicz z Wielkopolski). Skierowani oni zostali tam bądź przez partie socjaldemokratyczne, bądź związki zawodowe. Większość była robotnikami, którzy wcześniej zetknęli się już z ruchem robotniczym podczas pracy poza miejscem pochodzenia. To doświadczenie pomagało im w aklimatyzacji na Śląsku, a także w nauce przynajmniej podstaw obcych języków – niezbędnych w pracy czy w działalności. Tymczasem dominacja Kościoła katolickiego, właścicieli fabryk i samych władz państwowych sprawiała, że Ślązakom trudno było uwolnić myślenie od narzucanych im struktur ideologicznych. Jednakże również to stosunkowo szybko się zmieniało. Aby się o tym przekonać, wystarczy prześledzić prasę katolicką ukazującą się wówczas na Śląsku („Gwiazdka Cieszyńska”, „Katolik”). W monarchii austro-węgierskiej katolicyzm był religią panującą, więc środowiska robotnicze szybciej się laicyzowały, widząc proboszcza u boku fabrykanta. Inaczej było na Śląsku pruskim, gdzie w okresie tzw. kulturkampfu Kościół katolicki był stroną atakowaną przez władze – i stawiał się w roli obrońcy ludu. A bez podważenia tej dominacji trudno było się rozwinąć autonomicznej kulturze robotniczej.
O własnych siłach…
Rozwijający się na Śląsku ruch robotniczy, w którym uczestniczyły związki zawodowe i partie socjaldemokratyczne, przywiązywał ogromną wagę do kultury. Szeroko rozumiana, miała być sposobem na wyzwolenie się robotników spod władzy kleru i państwa. Symbolem zerwania ze starym światem było przewijające się w prasie robotniczej hasło „oświecony”.
Fenomenalnym tego przykładem jest historia domów robotniczych na terenie Śląska austriackiego, a potem niemieckiego. Ponieważ brakowało miejsc spotkań publicznych, a właściciele restauracji odmawiali użyczania sal, lokalni działacze tworzyli takie instytucje własnym sumptem. Organizowano w nich spotkania; mieściły się tam biblioteki, siedziby chórów, a często i gospody – żeby było się z czego utrzymać.
W statucie Domu Robotniczego z Trzyńca z 1908 roku czytamy:
W Anglii mają robotnicy swoje „kasyna” i „kluby”, stowarzyszenia robotnicze we Francji posiadają swoje własne „domy stowarzyszeń”, względnie „giełdy pracy”, w Belgii zaś własne „domy ludowe”, również w Bernie, Pilźnie, Pradze, „domy robotnicze”. Taki dom robotniczy ma i u nas powstać z naszych własnych środków, dla robotników i przez robotników. O własnych siłach mamy zbudować dom własny! Zjednoczeni pokażemy, jak silnymi i potężnymi jesteśmy, jeżeli tego chcemy[8].
Najwięcej tego typu instytucji powstało właśnie na Śląsku Cieszyńskim. W niewielkiej Stonawie obok Karwiny już w 1896 roku powstało pierwsze w tym regionie Stowarzyszenie Spożywcze dla Robotników i Rolników. Ruch spółdzielczy miał zapewnić pracującym produkty tańsze niż te pozyskiwane od prywatnych kupców. Był też dobrą szkołą samoorganizacji. 8 stycznia 1905 roku na spotkaniu spółdzielców zapadła decyzja o budowie Domu Robotniczego. W planie uwzględniono propozycje miejscowych robotników, aby budynek był podobny do Domu Robotniczego w Wiedniu. 27 marca położono pierwszy kamień pod fundamenty. Odtąd na budowie codziennie pracowały dziesiątki ochotników. W prasie pisano: „Budowa została bardzo małym kosztem wykonana, ponieważ robotnicy sami dokładali wszelkich sił i jak mrówki koło budowy częstokroć bezpłatnie pracowali”[9]. Poszło rzeczywiście ekspresowo – budynek oddano do użytku już w październiku, po pół roku. Był to pierwszy taki dom na całym Górnym Śląsku. Pisano:
Dom Robotniczy w Stonawie ma restaurację z potrzebnymi do tejże lokalami na parterze, zaś na piętrze obszerną salę, która pomieścić może przeszło 1000 osób. Sala mieści obszerną scenę dla odgrywania przedstawień teatralnych. Na galerii umieszczony jest aparat do urządzania kinoteatru. Wszystkie lokale Domu Robotniczego mają dwojakie oświetlenie: gazowe i elektryczne. W Domu Robotniczym skupiają się organizacje: zawodowa, polityczna i oświatowa, w ich posiadaniu jest dosyć bogata biblioteka, kółko teatralne i własna muzyka[10].
Przeciwnicy, których nie brakowało – wywodzący się z kręgów narodowych bądź klerykalnych – ironicznie nazywali Dom Robotniczy w Stonawie „Czerwoną Latarnią”. W odpowiedzi pisano: „Latarnia stonawska swymi promieniami budziła setki talentów uśpionych w głowach tysięcy robotników”[11].
Domy robotnicze były ośrodkami kształtowania się autonomicznej kultury robotniczej. Zapewniały miejsce spotkań organizacyjnych i wydarzeń kulturalnych organizowanych przez samych robotników (w samej Stonawie powstało koło muzyczne i teatr amatorski), a także tanie produkty w konsumach. Biorąc pod uwagę słabo wykształconą infrastrukturę społeczną w robotniczych osadach, ograniczającą się do urzędu miejskiego, kościoła i gospody, odgrywały w lokalnej społeczności rolę integrującą. Nie tylko przyciągały proponowanymi formami działalności, ale też wzmacniały poczucie dumy samych robotników. Widać to po relacji z otwarcia w Katowicach przed I wojną światową Domu Związkowego.
Wchodząc do tych wielkich, jasnych pokojów, oglądając ładnie urządzone biuro sekretariatu, a co najważniejsze nową salkę do zgromadzeń, doznaje się nadzwyczaj radosnego uczucia. Nareszcie! nareszcie mamy na G. Śląsku pierwszy własny kąt, z którego nas żaden samowolny i uległy na skinienie z góry gospodarz wyrzucić nie może. Nareszcie możemy się w Katowicach naradzać spokojnie przynajmniej w naszych sprawach gospodarczych i pouczać jedni drugich o naszej doli i niedoli
– pisała wówczas „Gazeta Robotnicza”[12].
We wspomnianym budynku działał tzw. sekretariat robotniczy, koncentrowała się tam działalność niemieckich socjaldemokratów i polskich socjalistów, a wreszcie znalazło się miejsce dla biblioteki i księgarni oraz redakcji „Gazety Robotniczej”.
Podkreślić należy, że nie wszystkie domy robotnicze były wyposażone tak „bogato”. Większość z nich powstała w rejonie Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego, a tylko nieliczne działały na Śląsku pruskim. Podobnych miejsc nie mieli jednak polscy robotnicy z Kongresówki. Legalna działalność organizacji robotniczych na Górnym Śląsku upodabniała je do tych z innych części Niemiec czy Austrii, gdzie socjaldemokracja stworzyła ramy robotniczej kontrkultury. Równocześnie prowadziło to do podobnych jak tam zagrożeń: biurokratyzacji i wtapiania w system państwowy, czego dowiodła postawa partii socjaldemokratycznych w momencie wybuchu I wojny światowej. Przede wszystkim jednak działalność ta pobudzała aktywizm środowisk plebejskich, ich samoorganizację i wejście w świat kultury, a także dawała robotnikom poczucie godności.
„Na miejsce prowadził mnie majster. Szedłem za nim przez warsztat, trzymając czapkę w ręku. Zauważył to ojciec, który był tam zatrudniony, podszedł do mnie i wsadził czapkę na głowę”[13] – tak zapamiętał scenę z 1911 roku, z czasów młodości, jeden z robotników z Ustronia.
Przypadek Wantuły
Domy robotnicze były instytucjami, gdzie robotnicy niejednokrotnie po raz pierwszy zaczynali wchodzić w świat kultury. Tradycje słowa pisanego były jednak wśród nich żywe zwłaszcza na Śląsku Cieszyńskim. Na przykład Adam Sikora, mimo wielodzietnej rodziny i życia w ciągłej biedzie, był jednym z pierwszych ustrońskich robotników posiadających własny księgozbiór[14]. Z kolei przewodniczącym związku zawodowego w Ustroniu został Andrzej Cieślar zwany „czerwonym Cieślarem”, korespondent „Robotnika Śląskiego”. Najsłynniejszym z tego grona był jednak Jan Wantuła – ten zaś już był nie tylko odbiorcą, ale i twórcą kultury.
Jan Wantuła urodził się w 1877 roku w w Ustroniu. Często musiał zaniedbywać naukę szkolną, aby pomagać rodzinie. Był jednak twardy, zawzięty i miał pęd do wiedzy. W spisanych później wspomnieniach wyznawał:
Jakże ja zazdrościłem synom robotników lub urzędników, którzy nie musieli być pasterzami. Mimo tych ciągłych przerw w nauce udało mi się w ciągu zimowej nauki dogonić uczniów uczących się bez przerwy, a w niektórych przedmiotach zająć przodujące miejsce. To były zawody…[15].
To w szkole zrodziła się w Wantule miłość do słowa pisanego. A praca w ustrońskiej kuźni przyczyniła się do ukształtowania jego charakteru i jego losów. Mimo wyczerpującej pracy – od dziesięciu do szesnastu godzin na dobę – zawsze potrafił znaleźć czas na naukę i rozwijanie wiedzy, szczególnie w dziedzinie historii.
Już jako młody człowiek sięgnął po pióro. W 1906 roku w artykule „Do pracy” pisał:
Chłop był niewolnikiem pańszczyźnianym. Dla utrzymania go w poddaństwie chowano go w ciemnocie i zabobonach. Jako ulgę pozostawiono chłopu karczmę, w której upijał się pańską wódką i wskazywano kościół, gdzie mu zalecano pod grozą mąk piekielnych ślepą uległość względem panów, a sprawiedliwość obiecywano na tamtym świecie[16].
Wantuła stawiał na oświatę, która jego zdaniem była jedyną drogą do poprawy losu warstw nieuprzywilejowanych. W artykule „Czytajcie” wzywał:
Bierzcie do ręki dobre książki i czytajcie. Gdy to zrobicie, znikną spośród was zabobony, przesądy, a umysły jaśniejsze będą. Dowiemy się o naszych prawach, wykorzystamy je i nie pozwolimy się wyzyskiwać tym, którzy tuczą się naszą krwawicą tylko dzięki ciemnocie. Czytajcie![17]
Założone przez Wantułę Stowarzyszenie Młodzieży Robotniczej szczyciło się biblioteką złożoną z trzech tysięcy tomów. Jego osobisty księgozbiór liczył dwa tysiące trzysta książek. Często pożyczał je innym. Wśród nich znajdowały się bibliofilskie białe kruki, które niejednokrotnie kupował od chłopów.
W 1907 roku rozpoczęto likwidację huty w Ustroniu i pozbyto się Wantuły. Ten znalazł jednak pracę w hucie w Trzyńcu, gdzie kontynuował swoją działalność i rozwijał pasję pisarską. Pisywał już nie tylko artykuły, lecz także poważne rozprawki historyczne oraz utwory literackie. Udzielał się w polskich kółkach teatralnych i w ewangelickim chórze. Nigdy nie zgodził się oderwać od swojego ludowego środowiska. Po 1945 roku odrzucił oferowane mu przez władze redaktorskie etaty. Zmarł w 1953 roku. W autobiografii zawarł swoje credo: „Pracować pilnie, oszczędzać, by urządzić życie własne i drugich na wyższą stopę, szczęście własne widzieć w szczęściu powszechnym i dążyć do upowszechnienia szczęścia i dobrobytu – to cel życia”[18].
Udział prasy w ruchu robotniczym
Do rozwoju ruchu robotniczego na Śląsku przyczyniała się również prasa, np. „Równość” czy „Robotnik Śląski”. Na Śląsku Cieszyńskim socjaldemokraci zaczęli wydawać ją także dla kobiet, tworząc tam bodajże najsilniejszy w tych czasach ruch robotnic.
Czy nasze życie musi już być zawsze takie? Czy dla nas biednych kobiet obce muszą zostać wszystkie zdobycze wiedzy i postępu? Taki mąż jest wrogiem własnych dzieci, bo kobieta ciemna nie może wychowywać dzieci. Potrzebna nam jest oświata, bo tędy droga do wolności
– pisała jedna z korespondentek do redakcji „Głosu Kobiet” w 1908 roku[19].
Gorzej prezentowała się sytuacja prasy na Śląsku pruskim. O wiele silniejsza była tam pozycja Kościoła katolickiego, a władze były bardziej represyjne niż w austriackiej części regionu, nawet w porównaniu z Berlinem. Dodatkowo nieliczny ruch socjalistyczny podkopywał spór między polskimi i niemieckimi socjalistami dotyczący autonomii czy niezależności PPS. Niemniej i tu robotnicy coraz częściej sięgali po pióro, co widać choćby w korespondencjach kierowanych do „Gazety Robotniczej”, która otwarła swą drukarnię na początku XX wieku w Katowicach. Jeden z wierszy poświęcono Janowi Dylongowi, prześladowanemu kolporterowi tego tytułu z Królewskiej Huty (obecnego Chorzowa):
On światło wiedzy szerzyć będzie
Dopóki lud wolności nie posiędzie[20].
Postacie wybitnych działaczy były stawiane robotnikom za wzór. Kimś takim był właśnie Dylong: więziony dziewięć razy, pięciokrotnie stracił pracę. Każdy ruch potrzebuje swoich bohaterów i mitów.
Doświadczenie wspólnej działalności, walki strajkowej, wzmacniało więzy środowiska robotniczego i poczucie dystansu w stosunku do elit. Jak zauważyła historyczka Barbara Szerer, po wielkim i przegranym strajku śląskich górników w 1913 roku „poważnie wzrosło poczucie godności osobistej. Setki górników wolało emigrować w poszukiwaniu pracy aniżeli wrócić do kopalni i narazić się na szydercze uwagi personelu nadzorczego”[21].
Czas burzy
W 1917 roku przez cały Górny Śląsk przetoczyły się marsze głodowe, zapowiadające już epokę rewolucji – ale też konfliktów wymagających samookreślenia narodowego.
Jedna z ówczesnych ludowych pieśni z niemieckiego Śląska spisana przez Adolfa Dygacza tak komentowała te czasy:
Wojna pominęła,
chłopcy wyginęli,
żeby cię Wilusiu,
wszyscy diabli wzięli[22]
Pod wpływem jeszcze przedwojennej propagandy narodowej kształtował się w regionie specyficzny obraz Polski jako kraju sprawiedliwości społecznej – wzmocniony poczuciem niższości Ślązaków wobec niemieckich elit. „Dla polskich Ślązaków mit niepodległej Rzeczypospolitej był nieodłącznie związany z mitem społecznej równości, pojmowanym woluntarystycznie”[23] – pisał historyk Eugeniusz Kopeć. Postulaty wysuwane na polskich wiecach od Cieszyna po Królewską Hutę były dalekie od romantycznych uniesień, a pełne retoryki przebudowy stosunków społecznych[24].
W świecie konfliktu o podział śląskich kopalń i hut nie było miejsca na postawy pośrednie. Należało wybierać. Rozpadła się tzw. ostrawska międzynarodówka, grupująca socjalistów różnych narodów na Śląsku austriackim. Na Śląsku niemieckim podczas powstań stanęli naprzeciw siebie socjaliści polscy i niemieccy. To także znajdowało odbicie w kulturze śląskich robotników. Nawet w tym okresie mamy jednak do czynienia ze środowiskami, które świadomie nie wybierały żadnej ze stron konfliktu, śniąc o europejskiej rewolucji. Taki był przypadek choćby działaczy Komunistycznej Partii Górnego Śląska.
Symbolem tych czasów mogą być losy innego śląskiego pisarza, Hansa Marchwitzy. „Nie umiem określić swej narodowości” – mówił o sobie Marchwitza. „Rodzice moi chodzili do polskiej szkoły, w domu mówiono po polsku, oczywiście górnośląską gwarą. Na Śląsku byłem górnikiem. W Zagłębiu Ruhry byłem górnikiem”[25]. Jego debiut literacki, „Szturm na Essen”, poświęcony był rewolucyjnym wydarzeniom w Zagłębiu Ruhry. Na emigracji w latach 40. napisał autobiograficzną powieść „Moja młodość”, w której stworzył bodajże najciekawszą panoramę społeczną Górnego Śląska z początków XX wieku.
„Kunst ist Waffe!” (Sztuka jest orężem!) – pod takim hasłem powstał Związek Proletariackich i Rewolucyjnych Pisarzy Niemiec (Bund proletarisch-revolutionärer Schriftsteller Deutschlands), skupiający zarówno profesjonalistów, jak i robotników próbujących swoich sił w pisaniu. Oddział górnośląski związku w Zabrzu powstał w 1929 roku, a jego organizatorem był młody – urodzony w 1907 roku – robotnik Wilhelm Tkaczyk. To on był scenarzystą rewii politycznej, która odwoływała się do wzorców zaczerpniętych z berlińskiego teatru Piscatora. W latach 1929–1930 wystawiono w Zabrzu i Bytomiu program Geku – „Gesinnung in der Kunst” (Ideologia przez sztukę). Występowali w nim: chór robotniczy z solistami, sympatyzujący z lewicą zawodowi artyści oraz dwudziestoosobowy zespół taneczny złożony z młodych bezrobotnych dziewcząt. Rewia prezentowała realistyczne, zawierające treści antyreligijne obrazki sceniczne z życia robotników. Policja jednak zakazała jej wystawiania.
Międzywojennymi bastionami lewicy wśród robotników był Śląsk niemiecki i czeski. Zgodnie z tradycją partie komunistyczne i socjalistyczne dalej obudowywały się organizacjami społecznymi, w tym takimi, których celem było włączenie robotników w świat twórczości artystycznej. Polski Śląsk był jednak wyjątkiem na tym tle – wciąż dominował tutaj konflikt narodowy, po tym jak przemysł pozostał w rękach niemieckich po I wojnie światowej. Polskiej lewicy nie udało się zbudować mocniejszego zaplecza rodzimych kadr, a jej szeregi były przerzedzane zarówno represjami, jak i bezrobociem. W tej sytuacji trudno było choćby sięgać po pióro. Niemniej aktywnie działały zespoły muzyczne i chóry związane tak z PPS (np. mandolinistów), jak również z socjalistami wywodzącymi się z mniejszości niemieckiej. Władze rozwiązały Stowarzyszenie Wolnomyślicieli Śląskich, a także kontrolowały lokalny ruch esperanto, w którym brali udział nie tylko robotnicy, ale i bezrobotni. Pod egidą młodzieżowego stowarzyszenia „Siła” działały tzw. biblioteki wędrowne, trafiające do różnych miejscowości. W instrukcji przedstawienia miejscowym działaczom tej idei czytamy: „Jeden ze starszych powinien powiedzieć kilka serdecznych słów o potrzebie oświaty, samokształcenia i zatem czytania oraz o konieczności szanowania książek, które są najcenniejszym skarbem dobra społecznego”[26].
Rozwijał się także teatr robotniczy. W jednej z broszur pisano:
W pracy swej nie idziemy do Was z doskonałością teatru zawodowego. Do tej doskonałości chcemy stopniowo dojść. Ale nie tylko to mamy na względzie. Mamy przed sobą coś więcej. Chcemy stanąć na takim poziomie, jakiego wymaga od nas kultura robotnicza. (…) Jesteśmy tylko robotnikami, którzy poza swoją pracą zawodową poświęcają swój skromny czas dla wyszukiwania prawdy i piękna, jakie mieści w sobie pieśń, sztuka i teatr[27].
Historia zatoczyła koło?
Kultura robotnicza cały czas ulegała przemianom. Kotłowała się, wyrywała na wolność od dotychczasowych „przewodników”. Na Górnym Śląsku w znacznym stopniu udało się jej wywalczyć dość duże pole autonomii. Bez idealizowania tych poczynań trzeba wskazać, że dążenie do wiedzy, „oświecenia” czy wyższego poziomu kultury było częścią ethosu tych robotników, którzy nie chcieli podporządkować się panom i plebanom. Tego typu zachowania przenikały nawet do robotniczych organizacji związanych z Kościołem czy ruchem narodowym. Świat kultury robotniczej (a może kontrkultury?) zapewniał podmiotowość robotnikom, wykształcał w nich poczucie godności i solidarności, uczył sztuki oporu.
Alojz Bonczek, śląski robotnik i działacz, po latach pisał we wspomnieniach:
Temat ujęty w ,,Pamiętniku” zadaje kłam twierdzeniom, że człowiek bez stosownego wykształcenia, nieinteligent obok wykonywania pracy fizycznej, nie posiada zdolności do pracy umysłowej. Człowiekowi jest już wrodzona natura taka, która nigdy go nie zaspakaja i ciągle pcha wyżej i wyżej, a tym sposobem wytwarzają się naturaliści i samoucy, którzy tak samo są zdolni do wykonywania oprócz pracy fizycznej pracę ideową i duchową. Lud pracujący ma największy wtem interes aby z własnego środowiska, jak najwięcej osób takich wyszło”[28].
Oczywiście samo pojęcie kultury robotniczej może budzić kontrowersje – tym bardziej że w okresie PRL uległa ona rozmyciu na tle tworzonej i promowanej przez władze „kultury narodowej”, a przemiany społeczne na Śląsku doprowadziły do zaniku dawnej kultury robotniczej. Region został brutalnie spolonizowany. Przyczyniło się do tego również upowszechnienie się kultury masowej. „Obecnie stara, węższa, ale też i autentyczniejsza kultura klasowa jest wytrawiana, żeby ustąpić miejsca masowej opinii, masowemu produktowi rozrywki i ogólnikowej reakcji emocjonalnej” – pisał Richard Hoggart w klasycznej pracy „Spojrzenie na kulturę robotniczą w Anglii”[29]. Stwierdzenie to można odnieść również do Śląska.
Świat kultury masowej zapewnia niewiele nisz kulturze klasowej. Wobec rozmycia się samej świadomości klasowej znikł dawny ethos robotnika. A może nie tyle znikł, ile się zmienił? Dwadzieścia lat temu Stanisław Dymek przewidywał na łamach miesięcznika „Własnym Głosem”, wydawanego przez Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury: „Historia zatoczyła koło. Ten lud, który kiedyś wszedł do śródmieścia, teraz może – jeśli na to pozwoli – być z niego wyeksmitowany [30]”.
[1] E. Pietraszek, „Etos robotniczy na przełomie epoki (1890–1918)”, [w:] A. Żarnowska (red.), „Wokół tradycji kultury robotniczej w Polsce”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, ss. 170–171.
[2] Tamże, s. 165.
[3] M. Wanatowicz (red.), „Górny Śląsk, Śląsk Cieszyński i okręg ostrawski w okresie industrializacji”, Uniwersytet Śląski, Katowice 1990, s. 75.
[4] I. Ihnatowicz, A. Mączek, B. Zientara, „Społeczeństwo polskie od X do XX wieku”, Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 1979, ss. 589–590; A. Światło, „Oświata a polski ruch robotniczy 1876–1939”, Książka i Wiedza, Warszawa 1981, ss. 15–16.
[5] M. Danielak, „3.765.702 analfabetów: Śląsk, Galicya, W. Ks. Krakowskie”, Wydawnictwo Towarzystwa „Szkoły Ludowej”, Kraków 1894, s. 7.
[6] Cyt. za: M. Pater, „Polskie postawy narodowe na Śląsku w XIX wieku. Cz. I (do 1870 r.)”, Oficyna Wydawnicza Volumen, Wrocław–Warszawa 1990, s. 127.
[7] Można się o tym przekonać, czytając np. dokument „Zbadanie funduszu arcyksiążęcej kasy brackiej za lata 1893–1897”, Książnica Cieszyńska, sygn. R II 04801 [c].
[8] Statut stowarzyszenia Dom Robotniczy w Trzyńcu, Trzyniec 1908, s. 2.
[9] J. Rusnok (red.), „Domy Robotnicze”, Polski Związek Kulturalno-Oświatowy, Czeski Cieszyn 1989, s. 10.
[10] „Nasze Domy Robotnicze”, [w:] „Współdzielczy Kalendarz Robotniczy na rok 1923”, Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywczych na Śląsku, Morawska Ostrawa 1922, s. 36.
[11] J. Rusnok (red.), „Domy Robotnicze”, dz. cyt., s. 12.
[12] „Korespondencje”, „Gazeta Robotnicza”, 25 listopada 1903.
[13] Cyt. za: J. Chlebowczyk, „Dwa wieki Kuźni Ustroń”, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1972, s. 121.
[14] Tamże, s. 121.
[15] J. Wantuła, „Karty z dziejów ludu Śląska Cieszyńskiego”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1954, s. 6.
[16] Tamże, s. 32.
[17] Tamże, s. 33.
[18] Tamże, s. 10.
[19] „Listy czytelniczek”, „Głos Kobiet” 26 sierpnia 1908.
[20] Cyt. za: S. Łuczko, „Poezja na łamach »Gazety Robotniczej« 1891–1901”, [w:] „Klasa Robotnicza na Śląsku”, t. 5, Instytut Śląski, Opole 1980, s. 251.
[21] B. Szerer, „Ruch zawodowy górników na Śląsku”, [w:] „Dzieje górniczego ruchu zawodowego w Polsce”, red. K. Popiołek, t. 1, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1971, s. 114
[22] A. Dygacz, „Śląskie pieśni powstańcze”, rękopis ze zbiorów Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie, s. 13.
[23] E. Kopeć, „»My i oni« na polskim Śląsku (1918–1939)”, Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1986, s. 29.
[24] D. Zalega, „Wpływ fali radykalizmu społecznego na powstania śląskie 1917–1923”, „Sprawy Narodowościowe” 2020, nr 52, [online:] https://ispan.waw.pl/journals/index.php/sn/article/download/sn.2297/6140 [dostęp: 13.07.21].
[25] Cyt. za: M. Skop, „H. Marchwitza. »Górnik i pisarz« ze Śląska”, „Zaranie Śląskie” 2017, nr 3, s. 12.
[26] Cyt. za J. Pilch, „Z dziejów Robotniczego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego »Siła« na Śląsku Cieszyńskim 1908‒1939”, Instytut Śląski, Opole 1987, s. 46.
[27] R. Gągola, „Teatr robotniczy 1936–1937”, Wydawnictwo Zarządu Głównego Siły, Karwina 1937, s. 6.
[28] A. Bonczek, „Pamiętnik”, Stowarzyszenie Spożywcze Dla Robotników i Rolników, Stonawa 1930, s. 101.
[29] R. Hoggart, „Spojrzenie na kulturę robotniczą w Anglii”, przeł. A. Ambros, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 431.
[30] S. Dymek, „Powtórka z historii”, „Własnym Głosem” 2000/2001, nr 48–50.
Materiał powstał dzięki współpracy z Instytutem Literatury, wydawcą „Nowego Napisu”.
ur. 1974, dziennikarz, doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego, reżyser filmów dokumentalnych, organizator wydarzeń kulturalnych. Pasjonat historii Śląska, ruchu robotniczego i czeskich piw. Jego książka „Śląsk zbuntowany" otrzymała nominację do Nagrody Historycznej POLITYKI. Prowadzi fanpage Zbuntowany Śląsk.