fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Exegesis
Przedstawiamy fragmenty ostatniego, niewydanego nigdy za życia projektu pisarskiego Philipa K. Dicka "Exegesis" w wyborze i przekładzie Andrzeja Serafina.

Być może to, co ujrzałem, było tylko zapowiedzią, a ostatecznie wszyscy zobaczą to, co ujrzałem, tak, jak to ujrzałem.

(Exegesis, 1976)

 

Rzeczywistość jest programem komputerowym, a jedyną wskazówką, jaką mamy, żeby to rozpoznać, jest sytuacja, w której jakaś zmienna zostaje zmodyfikowana wskutek czego zachodzi zmiana w naszej rzeczywistości. Mamy wtedy przemożne poczucie, że na nowo przeżywamy teraźniejszość, déjà vu. (…) Takie odczucie jest wskazówką, że w pewnym minionym punkcie czasu zmodyfikowano jakąś zmienną, przeprogramowano ją i z tego powodu odgałęził się alternatywny świat.

(Wykład w Metz, 24 września 1977)

 

16 marca 1974: Zjawił się w żywym ogniu, w błyszczących kolorach i regularnych wzorach, wyzwolił mnie z wszelkiej niewoli, wewnętrznej i zewnętrznej.

18 marca 1974: Wyjrzał z wnętrza mnie i dostrzegł, że świat się zawiesił, że ja i on zostaliśmy oszukani. Zanegował rzeczywistość, potęgę i autentyczność świata, mówiąc: „To nie może istnieć, nie może”.

20 marca 1974: Zawładnął mną całkowicie, wyzwalając mnie z ograniczeń macierzy czasoprzestrzennej; gdy przejął nade mną panowanie, w tej samej chwili pojąłem, że świat wokół mnie jest fasadą, fałszem. Dzięki jego mocy nagle ujrzałem wszechświat takim, jakim jest, za sprawą jego percepcji zobaczyłem to, co naprawdę istnieje.

(Exegesis 4; 21 marca 1975)

 

Przez dobrze ponad dwa miesiące byłem przekonany, że kieruje mną Duch Święty, czyli Bóg.

(List do Petera Fittinga; 28 czerwca 1974)

 

To, co widzimy, w rzeczywistości jest tylko cieniem świata, lustrzanym odbiciem innego świata poza tym cieniem, a ten inny świat może być osiągnięty przez jednostkę bezpośrednio, bez pomocy jakiegokolwiek kapłana, nabożeństwa lub komunii (…). Bóg jest tak blisko jak ta ściana przy mnie; jest w ścianie przy mnie, ukryty za nią, jak gdyby ta ściana była papierową maską. „Wewnątrz warsztatu rzemieślnika nie widać”. To przysłowie sufickie mówi już wszystko. Sufi zwróciliby również uwagę na to, że ty i ja nie gdzieś poza warsztatem, wpatrując się w niego z zewnątrz — jesteśmy jego częścią. Kiedy się nad tym zastanowisz, zaczniesz to rozumieć, a niewidzialne ciało Boga — Królestwo lub Ogród — zacznie rosnąć i rozkwitać nie tylko wokół ciebie, ale i w tobie.

(List z 13 lutego 1975)

Najgłębszym poziomem rzeczywistości jest JHWH[1]. Rozumie się to potocznie jako „stwórcę”. Nie chodzi tu jednak, ściśle rzecz biorąc, o stosunek twórcy do dzieła. Niezupełnie chodzi tu też o panteizm (…). Spinoza decydująco mi pomógł. Jego pogląd (Deus sive substantia sive natura) prowadzi na powrót do afirmacji świata, do bezpośredniego doświadczenia boskości. Bóg i natura są niezbywalnie związani. Problem w tym, że w świat wdarła się fikcyjność i trzeba dopiero dokonać jego transsubstancjacji w to, co realne, tzn. w JHWH. Mamy do czynienia z bytem przetwarzającym informacje, który (1) ma moc kontrolowania rzeczywistości; (2) który jest obecny w rzeczywistości (z rzeczywistością?), to znaczy jest tutaj (immanentny). JHWH zamienia informację w rzeczywistość. JHWH tworzy więc rzeczywistość z informacji. Bez JHWH pozostałaby ona informacją. Podstawowa rola JHWH: nie dopuścić do tego, by rzeczywistość stała się snem. Oto ostateczna obawa: przepaść we wszechświecie. Przed tym JHWH nas chroni. To, że pozwala mi zobaczyć, jak jest naprawdę, świadczy to o absolutnym zaufaniu, jakim mnie obdarza. Ale upadek przez wszechświat nie jest, jak mogłoby się wydawać, wycofaniem się JHWH; przeciwnie, prowadzi on do JHWH. JHWH nie zniknął; zniknął wszechświat. JHWH wciąż jest na swoim miejscu. To tak jak zakład: wszystko albo nic. (…) JHWH jest rozwiązaniem i to jedynym. Tak więc cała moja twórczość — i w ogóle moje myślenie —było poszukiwaniem Boga. (…) Lecz ostatecznie (…) to JHWH mnie znalazł, a nie ja jego. JHWH to JHWH, to znaczy: nie ma Boga prócz Boga, czyli Boga, który „jest tym, czym jest”, tetragramem. Mówi on o tym, kim On jest. Jest to Jego osobowe imię i oznacza „Ten, który powołuje do istnienia to, co jest”.

(Exegesis 48:920; grudzień 1979)

 

Fundamentalny wgląd: moje doświadczenie z marca 1974 roku — interwencja Boga w świecie — nie było anomalią, chyba że w sensie mojego osobistego jej doświadczenia. Innymi słowy, było to naturalne, zwyczajne wydarzenie, którego po prostu nigdy wcześniej nie doświadczałem; ono jednak zawsze trwa, trwało i będzie trwać wiecznie. Jest to nieustanne ustanawianie na nowo równowagi i harmonii (…). Zrozumiałem, że: (1) nigdzie na świecie nie ma widzialnych (dostępnych narządom zmysłów) dowodów na działanie Boga; (2) muszę zatem albo zaprzeczyć, że Bóg działa w świecie, albo zaprzeczyć świadectwom moich zmysłów. (…) Dlatego wczoraj wieczorem obrałem kurs zaprzeczenia świadectwu moich zmysłów i stwierdziłem: Bóg działa w świecie, ale skrycie; tak że zło, choć empirycznie jawne, w rzeczywistości nie ma władzy, choć mogłoby się tak zdawać.

(Exegesis 1975)

 

Mój światopogląd opiera się nie na wierze, ale na rzeczywistym spotkaniu, które miałem w 1974 roku, kiedy to doświadczyłem wtargnięcia w mój umysł przez umysł transcendentnie racjonalny, tak jakbym był obłąkany przez całe życie i nagle stał się zdrowy. (…) Ten racjonalny umysł nie był ludzki. Przypominał raczej sztuczną inteligencję. W czwartki i soboty myślałem, że to Bóg, we wtorki i środy, że to istota pozaziemska (…) Wtargnął do mojego umysłu, przejął kontrolę nad moimi ośrodkami ruchu, za mnie myślał i działał. Obserwowałem to jako widz. (…) Ten umysł, którego tożsamość była dla mnie zgoła niejasna, był wyposażony w ogromną wiedzę techniczną, inżynierską, medyczną, kosmologiczną, filozoficzną. Miał wspomnienia sięgające ponad dwóch tysięcy lat wstecz, mówił po grecku, hebrajsku, sanskrycie, nie było niczego, czego by nie znał. Natychmiast przystąpił do porządkowania moich spraw. Zwolnił mojego agenta i wydawcę. Zmienił margines w mojej maszynie do pisania. Był bardzo praktyczny. Uznał, że mieszkanie było ostatnio zbyt rzadko odkurzane; zdecydował, że powinienem przestać pić wino z powodu osadów – okazało się, że mam w organizmie mnóstwo kwasu moczowego – i przestawił mnie na piwo. Popełniał elementarne błędy, mylił płeć psa i kota, co denerwowało moją żonę; a do niej mówił „proszę pani”.

(Rozmowa z Richardem Plattem, maj 1979)

 

Nic nie mogło przygotować mnie na moje wielkie doświadczenie religijne w 1974 roku. Przyszło ono znienacka. Nie było żadnego precedensu, żadnych oczekiwań, po prostu się wydarzyło, było zgoła niesamowite. Nigdy w życiu nie zażyłem żadnego narkotyku, który byłby tak gwałtownym zakłóceniem moich normalnych kategorii poznawczych. To było zupełnie niewiarygodne. Było to tak, jakby niebiosa rozwinęły się na zwoju — tak, jakbym ujrzał Apokalipsę. Właściwie to ujrzałem Apokalipsę. Widziałem ją. Świat przekształcił się w Apokalipsę. (…) Widziałem to, co pojawia się w dwóch apokaliptycznych księgach Biblii, Daniela i Objawienia. Rzeczywiście zobaczyłem apokaliptyczną rzeczywistość leżącą pod spodem naszej rzeczywistości. (…) To było tak, jakby usunięto stereograficzną powłokę świata i ukazano mi świat takim, jakim jest naprawdę. To nie była alternatywna rzeczywistość, to było coś, co nazywam ponadczasową stałością. Tak jakby powłoka została usunięta, zasłona, które ją przykrywa. Ujrzałem coś, co jest prawdziwe teraz i było prawdziwe od 2000 lat. Albo więcej niż 2000 lat. (…) To było dosłownie poza czasem i przestrzenią. Zawsze prawdziwe. Była to wieczna prawda, jak świat archetypów Platona, gdzie wszystko jest zawsze tu i zawsze teraz. Tak było i tak będzie. Zarazem był tam pewien rodzaj dynamizmu, nie było to statyczne. Był jakiś czas, choć był to czas innego rodzaju. (…) Potrafiłem wówczas doskonale funkcjonować. Nie byłem w psychozie. Byłem w stanie załatwiać wszystkie swoje sprawy – w zasadzie załatwiałem je lepiej niż zwykle; moje sprawy biznesowe, moje sprawy domowe. Nie zwariowałem. Jednak świat miał dla mnie wówczas wymiar Apokalipsy. Była ona namacalnie tuż przede mną. Mogłem ją dostrzec.

(Rozmowa z Gregiem Rickmannem, kwiecień 1981–luty 1982)

Strona tytułowa „Exegesis”

Widziałem platońskie Idee-Formy, a było ich wiele. Platon miał rację: to, co widzimy tutaj, to kopia, nie prawda, nie rzeczywistość źródłowa. Są one czymś aktywnym i żywym. Nie są statyczne, lecz pulsują energią i życiem (jak u Begsona). Gdy teraz o tym myślę, wydaje mi się, że widziałem więcej zmian, więcej ruchu, szybsze tempo, wręcz błyskawiczne – lecz bez zapętlenia, bez powtarzalności. Powtarzalne wieczne prawdy, idee, są wewnątrz przepływu — jego aspektem — a im więcej przepływu, tym więcej idei się uwidocznia. Zarówno ruch, jak i stałość są złudzeniem i zarazem rzeczywistością, jednocześnie. (…) To, co widziałem, to nie statyczność przeciwstawiona zmianie, ale niesłychanie żywy, potężny całościowy organizm, podpięty wszędzie pod wszystko, wszechobejmujący, misternym systemem kontrolujący jednocześnie wszystko, co było, jest i będzie, jak to ujął Awicenna. Bóg patrzy sponad czasu, bo tak Mu wygodnie, a nie dlatego, że tak już „jest”. Powiadam, nic nie ma, prócz tego, co On sprawia, a wszystko istnieje w taki sposób, w jaki On tego chce. (…) Czasoprzestrzeń, w której się znajdowałem, zmieniła się i stała się matrycą objawienia. (…) Bóg zmienił rzeczywistość. Usunął istniejącą czasoprzestrzeń i umieścił na jej miejscu inną. (…) W jednym mgnieniu oka zmienił scenografię. (…) Spisane świadectwa proroczych wizji są bezcenne, ponieważ dają nam niebywale cenną wskazówkę na temat natury rzeczywistości, która polega na tym, że żadna macierz czasoprzestrzenna nie jest prawdziwa; są to idee, który Bóg wypróbowuje, a następnie dowolnie porzuca. (…) Bóg ufał tym wyjątkowym ludziom, tym prorokom (…), ponieważ pojęli oni, tak jak żaden inny człowiek nie mógł i nie chciał pojąć, że pozorna substancjalność ich świata jest iluzją, że istnieje Bóg i tylko Bóg, że może On w każdej chwili rozpuścić ich świat i ich samych. (…) Bóg pokazał im, że świat to gra, scena, teatr. (…) Dosłownie, uchylił pozór, zasłonę, iluzję, maję, która wypacza nasz obraz świata i nas samych. (…) Zmiana jednej scenografii na drugą była totalna, miałeś chwilę, aby zobaczyć Mnie takim, jakim jestem, byłem i będę; widziałeś świat życia rzeczy, który nigdy nie ustaje, (…) który nieustannie ukrywam, dla ich dobra.

(Exegesis 4:243 1974-1976)

 

(…) Wszechświat jako taki jest czymś żywym, a my jesteśmy jego częścią. Jest niczym oddychająca istota. To wyjaśniałoby koncepcję Atmana jako oddechu, pneumy, oddechu Boga. (…) Wszechświat jakby oddycha, a my to wyczuwamy, ruchy skurczowe, w tę i we w tę, wdech i wydech, odczuwamy ten ruch. Nie chodzi tylko o to, że poszczególne byty są żywe, ale że całość jest żywym bytem, świadomym siebie, a my jego częścią, nigdy nie jesteśmy poza nim. (…) Ta całość porusza się, zmienia, rośnie, rozwija, a my poruszamy się wraz z nią. Nigdy nie możemy uciec od jej ruchu i jej zamiarów wobec nas. (…) Bylibyśmy jak Jonasz, który próbuje uciec od wieloryba.

(Rozmowa z Paulem Williamsem; 2 listopada 1974)

 

Jesteśmy martwi, ale o tym nie wiemy, przeżywamy nasze wcześniejsze życia, ale (…) w programie komputerowym, w symulowanym świecie kontrolowanym przez (…) byt najwyższy, czyli generator rzeczywistości (który jest jak Brahman), przeżywamy je w kółko, w zasadniczo zamkniętym cyklu, aż w końcu uda nam się wytworzyć wystarczająco dużo nowej dobrej karmy, aby uruchomić boską interwencję, która nas budzi i sprawia, że jednocześnie pamiętamy i nie pamiętamy, tak, iż możemy rozpocząć powrót do naszej prawdziwej ojczyzny. Ten świat stanowi zatem purgatorio, jest życiem po życiu, a my jesteśmy pod ciągłym nadzorem i osądem, choć o tym nie wiemy, w doskonałej symulacji świata, który znaliśmy i pamiętaliśmy. Jesteśmy martwi, nie wiemy o tym i mechanicznie na nowo przeżywamy nasze życie w fałszywym świecie, dopóki nie zrobimy tego należycie. Ma’at nas osądziła; jesteśmy ukarani, ale możemy wpłynąć na werdykt[2]. Jednak nie wiemy, że jesteśmy tutaj, aby to zrobić, na dodatek nie wiemy nawet, gdzie w ogóle jesteśmy.

(Exegesis 82:30; 2 marca 1980)

 

Jeśli ktoś/coś nas oszukuje, to dlaczego to czyni, a także: kto to czyni? Brahman (nie on, lecz to). Śnił, a teraz się budzi, albo: był przebudzony, a teraz zasypia; myślę jednak, że się budzi. Wszechświat-organizm (…). Budzi się i widzi. Komórki składające się na Wielki Mózg. Pszczoły w roju. Budzi się teraz do świadomości. Czego? Samego siebie? Nie ma odpowiedzi, są tylko tajemnice. Zamiast pytań — tajemnicze. Święte tajemnice, nam niewyjawione. Ale przez kogo?

(Exegesis 1976)

 

W lutym 1974 patrząc na konkretną empiryczną rzeczywistość, dokonałem metaabstrakcji od niej, pojąłem ją (konkretną rzeczywistość) jako mniej realną od (innej) wyższej sfery: ta wyższa sfera była a priori możliwa do wydedukowania z rzeczywistości empirycznej. Jest to największe możliwe przeżycie. Prowadzi ono do uświadomieina sobie Umysłu (…) Świat okazał się tylko pozorem, pozbawionym swej ontologicznej substancjalności (…). Był to najdonioślejszy moment w moim życiu, gdy mój mózg dokonał przeskoku do tej świadomości. Nie było to tylko intelektualne przeświadczenie czy teoria. (1) Zdesubstancjalizowałem rzeczywistość; (2) zarazem uświadomiłem sobie wyższą istotową dziedzinę poza czasoprzestrzenią. Skok platoński. Odebrałem światu realność, uczyniłem go tylko pozorem; ujrzałem rzeczywistość w wyższym, nie-czasoprzestrzennym świecie, wszystko w jednym przebłysku wiedzy, że tak być musi.

(Exegesis 1:38; październik-listopad 1980)

 

Pewnego dnia podczas samotnego spaceru spojrzałem w niebo, a na nim ujrzałem twarz spoglądającą na mnie z góry. Olbrzymią twarz o okaleczonych oczach. (…) Była zła, odrażająca. (…) W chrześcijaństwie szukałem ratunku przed tym, co ujrzałem na niebie, przed tym, co uznałem za oblicze zła, złego bóstwa, złego demiurga. Pragnąłem zapewnienia, że istnieje bóstwo dobrotliwe, potężniejsze (…). Dręczyło mnie poczucie, że Bóg tego świata jest zły – przekonanie gnostyckie, właściwie jest to manicheizm lub gnostycyzm. (…) Dążyłem do świadomej, celowej intelektualnej konfrontacji z problemem zła na poziomie transcendentnym, zła ubóstwionego. Do zmierzenia się z tym, z czym zmierzył się Budda, gdy widząc cierpienie świata, doszedł do wniosku, że nie może istnieć Bóg-Stwórca. Bo gdyby istniał, świat nie mógłby być taki, tyle zła, tyle cierpienia. Ja doszedłem do wniosku jeszcze straszniejszego. Że istnieje bóstwo tego świata i ono jest złe. (…) Zasadniczy problem polegał na tym, że (…) boskość, boża moc, którą uznawałem za władcę tego świata, była albo okrutna, chciwa, ślepa, nieczuła, niszczycielska, albo zła… Moje mistyczne przeżycie błogiej wizji musiało zostać wyrażone racjonalną strukturą, którą można by przekazać innym ludziom. Co to oznaczało z filozoficznego punktu widzenia? Moja psychiczna udręka została mi po prostu odjęta, jak gdyby przez boskie fiat. (…) To było tak, jakby pierwotne przekleństwo bądź pierwotny upadek zostały ze mnie zdjęte, zostałem ocalony, uzdrowiony. (…) Jakaś transcendentna boska siła, która nie była zła, lecz dobra, interweniowała, aby przywrócić mi zmysły, uzdrowić mój umysł i ciało, dać mi poczucie świata jako pięknego, zdrowego i pełnego radości. (…) Irracjonalność jest pierwotną warstwą świata, pojawia się jako pierwsza w czasie i jest ontologicznie pierwotna, na poziomie istotowym. Z irracjonalności, chaosu i ślepoty dokonuje się ewolucja w racjonalność. (…) Historia świata to przejście od irracjonalności – chaosu, okrucieństwa, ślepoty, bezcelowości – do racjonalnej struktury, która jest harmonijna, wzajemnie sprzężona, powiązana w sposób uporządkowany, piękny oraz harmonijny. (…) Wyobraziłem ją sobie jako ewolucję z irracjonalnego, pierwotnego bóstwa stwórczego, zasadniczo obłąkanego z naszego ludzkiego punktu widzenia; jesteśmy, jako ludzie, ewolucyjnie ponad tym pierwotnym bóstwem (…) My, ludzie, jesteśmy stworzeni, a jednak jesteśmy bardziej racjonalni niż sam Stwórca, który nas stworzył. (…) Cała ewolucja kosmosu jest drogą od zaślepienia, niszczycielstwa, bezsensownego zderzania się ze sobą do spójności i harmonijnego związku. (…). Racjonalną i dobrą boską moc postrzegam jako późne zdarzenie w historii wszechświata. Nie jako stwórcę, ale jako późniejsze wejście na scenę, zastanie chaosu, zastanie irracjonalności, i dopiero organizowanie ich w uporządkowany kosmos. (…)Racjonalność wkracza w irracjonalność, wdziera się w nią, ujarzmia ją i otrzeźwia rzeczywistość.

(Rozmowa z Charlesem Plattem, maj 1979)

 

Architekt naszego świata, aby nam pomóc, przyszedł tu jako nasz sługa, w przebraniu, aby dla nas się trudzić. Widzieliśmy go wiele razy, ale nikt go nie rozpoznał; może z wyglądu jest brzydki, ale ma dobre serce. Być może czasem, gdy przychodzi, zapomina o swoim pochodzeniu, o swojej boskiej mocy; trudzi się dla nas, nieświadom swej prawdziwej natury i tego, co mógłby nam zrobić, gdyby ją sobie przypomniał. Przecież gdybyśmy zdali sobie sprawę, że ta kaleka, niekształtna istota jest naszym stwórcą, bylibyśmy rozczarowani. Odrzucilibyśmy go i nim wzgardzili. Z uprzejmości wobec nas ukrywa przed nami swoją tożsamość, będąc tutaj. (…) Brzydki, wzgardzony, prześladowany i udręczony, ostatecznie skazany na śmierć, powrócił jednak jaśniejący i przemieniony. (…) A gdy powrócił, ujrzeliśmy Go takim, jakim jest naprawdę — to znaczy nie Jego wygląd zewnętrzny. Jego blask, Jego istotę, będącą jak Światło. Bóg Światła nosi tu skromną i prostą powłokę (to jakby przeobrażenie jakiegoś pokornego, strudzonego żuczka).

(Exegesis 1975; List do Paula Williamsa z 27 stycznia 1975)

 

Mam prawie 500 000 słów notatek na temat tego wszystkiego. Zazwyczaj jestem dość powściągliwy w tej kwestii. Rozmawiałem o tym ze swoim księdzem i kilkoma bliskimi przyjaciółmi. Próbowałem też rozmawiać z Ursulą Le Guin, ale ona po prostu napisała: „Myślę, że ci odbiło”. Zwróciła materiały, które jej wysłałem. Kiedy Valis się ukaże, duża ich część znajdzie się w książce. To próbą sformułowania mojej wizji w kategoriach racjonalnych, które można przekazać innym.

(Rozmowa z Charlesem Plattem, maj 1979)

 

Nagle ujrzałem nieskończoną pustkę, ale nie była to otchłań; były to niebiosa, błękitne niebo i kłęby białych chmur (cytuję notatki, które zrobiłem tej nocy). Nie był to jakiś obcy Bóg, lecz Bóg moich ojców. Poza tym nic nie widziałem, lecz doświadczyłam Jego obecności, Jego osobowości (…) Prosty fakt jest taki, że nie powinienem mieć bezpośredniego doświadczenia tych tajemnic, na własną rękę, poza Kościołem, wszyscy o tym wiedzą. Niechrześcijanie, jak już wspomniałem, uważają mnie za wariata, a chrześcijanie twierdzą, że powinienem zostać spalony żywcem.

(List do Patricii Warnick z 1 grudnia 1981)

 

Bóg objawił mi się jako nieskończona pustka, ale nie była to otchłań; było to sklepienie niebieskie, błękitne niebo i kłębki białych chmur. Nie był to jakiś obcy Bóg, lecz Bóg moich ojców. Był kochający i dobry, miał osobowość. Powiedział: „Cierpisz w życiu od czasu do czasu, to niewiele w porównaniu z wielką radością, błogością, która cię czeka. Czy myślisz, że ja w mojej teodycei pozwoliłbym ci na wielkie cierpienie bez późniejszej odpłaty?”. Ukazał mi wtedy błogość, która nadejdzie, a była ona nieskończona i słodka. Powiedział: „Ja jestem tym, co nieskończone. Pokażę ci. Gdzie ja jestem, tam jest nieskończoność; gdzie jest nieskończoność, tam jestem ja”. (…) Ujrzałem wtedy nieskończoną ilość uzasadnień, które tłumaczyły, jedno po drugim, moje doświadczenia z lutego i marca 1974; każde z nich układało się w regres tez i antytez w nieskończoność. Za każdym razem Bóg mówił „Oto nieskończoność. Oto ja jestem”. (…) Próbowałem bez końca. Wszystkie myśli prowadziły do regresu w nieskończoność (…). Za każdym razem Bóg mówił: „Oto nieskończoność; oto ja jestem”. (…) „Objawiłem ci się i zobaczyłeś, że jestem nieskończoną pustką. Nie jestem w świecie, jak ci się zdawało; jestem transcendentny (…) To, co widzisz w świecie, (…) to moje istnienie przefiltrowane, rozbite, rozczłonkowane, skażone wielością świata przepływu; to moja istota, tak, lecz tylko jej część: rozproszone fragmenty, wybłyski, podmuch wiatru. Teraz ujrzałeś mnie transcendentnego, oddzielonego, innego od świata, a jestem czymś więcej; jestem nieskończonością pustki, poznałeś mnie takiego, jakim jestem. Czy wierzysz w to, co ujrzałeś? Czy uznajesz, że gdzie jest nieskończoność, tam ja jestem? Gdzie ja jestem, tam jest nieskończoność?”. Odpowiedziałem: „Tak”. (…) “Wystarczy? Ujrzałeś mnie, objawionego w teofanii; w tej chwili do ciebie mówię; doświadczyłeś za życia błogości, która ma dopiero nadejść; niewielu ludzi doświadcza tej błogości. Pozwól, że cię zapytam: Czy była to błogość skończona, czy nieskończona?”. Odparłem: “Nieskończona.” (…)

„Zatem żadna ziemska okoliczność, sytuacja, istota czy rzecz nie mogła jej sprawić.”

„Nie, Panie”, powiedziałem.

„W takim razie Ja to uczyniłem” – powiedział Bóg. „Wystarczy?”

„Pozwól mi spróbować jeszcze jednej teorii”, odparłem. (…)

„Czy to ja się zmieniam?” zapytał Bóg. „Czy też zmieniają się twoje teorie?”

„Ty się nie zmieniasz”, powiedziałem. „Moje teorie się zmieniają. Ty i wydarzenie z 1974 roku pozostają niezmienne. (…) Częścią gry jest to, że ja czegoś nie wiem. Jestem więc Bogiem, który się o tym nie zorientował. Oto nowa teoria! “ Wtem uruchomił się kolejny regres w nieskończoność; być może ja byłem Bogiem, a „Bóg”, który do mnie mówił, nie był nim.

„Nieskończoność”, powiedział Bóg. „Zagraj jeszcze raz. Kolejny ruch.” (…)

„Ja jestem tobą i ty też jesteś tobą”, powiedziałem. „Podzieliłeś się na dwie części, aby grać przeciwko sobie samemu”. (…)

“Nieskończoność”, powiedział Bóg. Milczałem. „Zagraj raz jeszcze”, powiedział Bóg.

„Nie mogę grać w nieskończoność”, powiedziałem. „Umrę, zanim ona nastąpi”.

„W takim razie nie jesteś Bogiem”, powiedział Bóg. ” Ale ja mogę grać w nieskończoność; jestem Bogiem. Graj. “ (…)

„Jestem zbyt zmęczony,” powiedziałem. „Gra jest skończona. “ (…)

Bóg powiedział. “Gdy odpoczniesz, wtedy gra się kończy. ”

„Będę grał dalej”, powiedziałem, „po odpoczynku. Będę grał, aż w końcu od tego umrę. ”

„Wtedy przyjdziesz do mnie”, powiedział Bóg. „Graj. “ (…)

„Jakie był mój występek?” powiedziałem – „że teraz jestem do tego przymuszony?”.

„Albo twoja zasługa”, powiedział Bóg.

„Nie wiem”, powiedziałem.

Bóg powiedział: „Ponieważ nie jesteś Bogiem.”

„Ale ty wiesz”, powiedziałem. ” Albo i nie wiesz, ale próbujesz się dowiedzieć”. I znów uruchomił się regres w nieskończoność.

„Nieskończoność”, powiedział Bóg. „Zagraj jeszcze raz. Czekam. ”

(Exegesis 1:262; 17 listopada 1980)

 

Do najbardziej radykalnych poglądów religijnych znanych Zachodowi należy wiara, że jesteśmy różnymi postaciami Boga, które zstąpiły do tego świata-więzienia, dobrowolnie tracąc pamięć, tożsamość i nadprzyrodzone moce (zdolności), a wszystko to można odzyskać przez anamnezę (lub mistyczne zjednoczenie). (…) Uznawany jest on za Wielkie Bluźnierstwo: powielenie grzechu pierworodnego, o którym mowa w Pierwszej Księdze Adama i Ewy oraz w Księdze Rodzaju. Za tę pychę i ambicję (twierdzi ortodoksja) zostały nam nakazane nasz pierwotny upadek, banicja oraz kara, nasze wygnanie z pierwotnego domu, z rajskiego ogrodu, oraz nasze uwięzienie. (…) Przede wszystkim, jesteśmy tu dobrowolnie. Nie zgrzeszyliśmy i nie zostaliśmy ukarani; wybraliśmy to zejście. Dlaczego? Aby tchnąć boskość w najniższe warstwy stworzenia i tak powstrzymać jego rozkład – zapaść jego niższej dziedziny. (…) Mówiąc w języku tradycyjnym, niebo (górna dziedzina) i ziemia (dolna dziedzina) rozdzielały się, utrzymując życie w dolnej z dala od ich pierwotnego (górnego) odpowiednika. Można to postrzegać jako rozpad samego Boga (…) na dwie połowy, gdzie niższa postać wszechświata to Bóg wyrażony fizycznie w czasie i przestrzeni.

(Exegesis 20:28; październik 1978)

 

Rzeczywistość jest hologramem. Byt to macierz stanu stałego, a psychoza jest ostatecznym procesem wyzwolenia. Prawda jest rozszczepiona i rozprzestrzeniona w czasie. Pozór jest rozległym, zazębionym kłamstwem. Wszechświat jest informacją, a my w niej jesteśmy nieruchomi, nie trójwymiarowi, nie czasoprzestrzenni. Dawkowane nam informacje hipostazujemy w świat zjawisk. Wszystkie zdarzenia są pogłosem innych zdarzeń, w innych częściach i skalach czasu. Można poznać matematyczną naturę tego wzorca. (…) Tajemnica ta jest żywa, świadoma nas i zmienna. Częściowo jest stworzona przez nasze własne umysły: zmieniamy ją poprzez nasze postrzeganie, ponieważ nie jesteśmy poza nią. Gdy nasze poglądy ulegają zmianie, zmienia się ona sama. W pewnym sensie w ogóle jej nie ma (akosmizm). W innym sensie jest ona rozległą inteligencją. W jeszcze innym jest to totalna harmonia i struktura. Jak, logicznie, może być wszystkimi trzema na raz? Cóż, jest.

(Exegesis 43:83; lato 1979)

 

Okazuje się, że jesteśmy cewkami pamięci (nośnikami DNA zdolnymi do doświadczania) w komputeropodobnym, myślącym systemie, który uległ awarii. Wprawdzie poprawnie zapisaliśmy i przechowaliśmy tysiące lat informacji doświadczalnej (wiedzy, gnosis), a każdy z nas posiada nieco inny zasób niż wszystkie inne formy życia, jednak miała miejsce usterka – awaria odczytu pamięci. W tym tkwi problem naszego konkretnego podsystemu. „Zbawienie” poprzez gnozę, ściśle rzecz biorąc przez anamnezę (utratę amnezji) — choć ma indywidualne znaczenie dla każdego z nas – stanowi przeskok kwantowy w percepcji, tożsamości, poznaniu, pojmowaniu, doświadczaniu świata i siebie, a także nieśmiertelności – to jednak ma dalsze, ostateczne znaczenie dla systemu (struktury) jako całości o tyle, że te wspomnienia (dane) są mu potrzebne, są wartościowe dla niego i jego całościowego funkcjonowania. Jest on zatem w trakcie procesu samonaprawy, która obejmuje odbudowę naszego podsystemu (świata) poprzez liniowe i ortogonalne zmiany czasowe (sekwencje zdarzeń), a także ciągłe wysyłanie nam sygnałów zarówno zbiorowo, jak i indywidualnie (odbieranych podprogowo przez prawą półkulę mózgu, która przekształca komponenty komunikatów w całościowe, sensowne jednostki), aby pobudzić zablokowane banki neuronowe (pamięciowe) w celu odpalenia i odzyskania tego, co jest w nich zapisane. Zewnątrzpochodna informacja gnozy składa się więc z komunikatów (instrukcji) pełniących funkcję odblokowującą (disinhibitorów), natomiast treść właściwa jest w rzeczywistości przechowywana w nas samych, to znaczy już w nas jest (jako pierwszy zauważył to Platon, że uczenie się jest formą przypominania sobie). Starożytni posiadali techniki (sakramenty i rytuały) wykorzystywane w dużej mierze w grecko-rzymskich religiach misteryjnych, także we wczesnym chrześcijaństwie, inicjujące ten proces odpalania i odzyskiwania, głównie z zamysłem jego restytutywnej (naprawczej) wartości dla jednostek; gnostycy natomiast, także Mani, prawidłowo sytuowali wartość ontologiczną w tym, co nazywali samą boskością (to znaczy bytem totalnym).

(Exegesis 1977)

 

Organizm umarł lokalnie, a przynajmniej zachorował (utknął w swoim cyklu, mówiąc w kategoriach cybernetycznych; nie chce odpalić — co pasuje do mojej koncepcji, że jesteśmy cewkami pamięci, które nie chcą się włączyć i rozładować swojej zawartości).

(Exegesis 21:8; październik 1978)

 

Chociaż nie przedstawiono mi tego jako modelu cybernetycznego, to z pewnością można to ująć w kategoriach cybernetycznych, dzięki czemu trudne pojęcie „pokuty zastępczej” staje się łatwe do pojęcia. To tak, jakby karta kredytowa (magnetyczna karta informacyjna) Chrystusa zastąpiła moją. Jego karta jest pusta, jeśli chodzi o grzechy/przestępstwa. Moja zawiera długą ich listę. Jego karta jest włożona między moją a czytnik (sądem lub karmiczne prawo odpłaty). Sąd nie ma już dostępu do mojego zapisu, ale do jego. Na dodatek ma on legalną władzę, aby to zrobić; nie jest to nielegalny sabotaż: jego akt jest oficjalny, jawny; nie ma tu żadnego oszustwa. Może, jest w stanie to zrobić, gdziekolwiek zechce, o ile pojawi się tam w stosownej chwili.

(Exegesis 48:996; grudzień 1979)

 

Nagle dotarło do mnie, że może tu chodzić nie tylko o karę boską w jakimś życiu pozagrobowym, ale o rachunek karmiczny w tym życiu! Oczywiście, marzec 1974. Chrystus-Posłaniec dotarł do mnie, przybył w lutym 1974 roku, tuż przed wydaniem wyroku na podstawie zarzutów. (…) To, co ujrzałem, ewidentnie jest cybernetycznym systemem informatycznym. Po włożeniu czystego, białego, tzn. nieskalanego dokumentu (który przypomina kartę) nie następuje przekazanie informacji do odbiornika, który stanowi twój mechanizm karny; informuje się go, że nie ma zarzutów. (…) Pusty dokument Posłańca, włożony między listę twoich grzechów/przestępstw, wskutek czego “sąd” karmiczny działa, jakby wprowadzono element przerywający do obwodu sygnału. Jako pusta karta jest to raczej przerywacz typu squelch, raczej niż przerywacz noise/scrambler; kasuje on przepływ sygnału, nie sygnał, ale przepływ (transmisję).

(Exegesis 48:993; grudzień 1979)

 

(…) nasz świat (przestrzeń i czas) i wszystkie inne światy są symulacjami spowodowanymi bezpośrednią stymulacją pewnych miejsc w mózgu, rzutowaną na pozaprzestrzenną, pozaczasową, plastyczną zewnętrzną matrycę przez ukryty byt.

(Exegesis 2:21; wrzesień 1978)

 

Ogromny przepływ informacji, który ujrzałem w marcu 1974 (…). Jesteśmy wewnątrz bytu przetwarzającego informacje — on sam może nawet być żywą informacją. Używa nas do odbierania, modulowania, przechowywania i nadawania informacji. Jest więc jak komputer, system AI lub mózg, cybernetyczny lub biologiczny model będzie tu adekwatny. Zasadniczo jest świadomy. Świat jest — światy są — jego projekcją, generowaną dla nas, poprzez nas, tak, że widzimy świat, a nie byt jakim jest.

(Exegesis 2:22; wrzesień 1978)

 

Rzeczywistość jest hologramem. (…) Pierwiastek informacyjny składa się z dwóch części: zbioru i podłoża. Wszystko to wskazuje na hologram. Oparty na dwóch sygnałach informacyjnych.

(…) Element trzeci: regulacja w hologramie spoza niego. Samo to dowodzi, że rzeczywistość jest projekcją: symulacją. W jakiś sposób — nie ma znaczenia jak — moje zmysły zostały odłączone i ujrzałem to, jakim jest. Zbiór, podłoże, informacja, symulacja i jej regulacja. Zobaczyłem to. (…) Do pewnego stopnia oba systemy informacyjne nie homogenizują się, lecz konkurują, wypaczają się nawzajem. (…) Te dwa źródła informacji rzeczywiście nie współpracują, lecz zderzają się, walczą.

(Exegesis 47; 12 październik 1979)

 

Jest to rzeczywistość holograficzna. Czas, przestrzeń, przyczynowość, ego nie są rzeczywiste. Świat (świat zjawiskowy) nie jest rzeczywisty, lecz projektowany. Jesteśmy zaprogramowanymi procesami, zsynchronizowanymi z całościową macierzą zewnętrzną. Podprogowe wskazówki i informacje są nieustannie do nas kierowane; “rzeczywistość” jest naprawdę informacją (tak to ujrzałem) (…). Jest to rzeczywistość fikcyjna, wygenerowana (…) przez system, który znamy jako „Boga”.

(…) Jesteśmy projektem. Jesteśmy w labiryncie, który jest nierealny. Jesteśmy obserwowani przez trójokich ludzi z zewnątrz labiryntu. Projekt działa przez dialektykę; jest w ciągłym ruchu. Jest irracjonalny; jego twórca jest irracjonalny. Jesteśmy nieruchomi; czas, ego i przyczynowość nie istnieją. Ludzcy sabotażyści rozpoczęli działania w labiryncie, aby nam pomóc. Znajdują się oni (ludzie) pod kierownictwem potężnej istoty informacyjnej, która się ukrywa. (…) Wyzwoliciele-sabotażyści dążą w istocie do tego, aby oświecić nas wiedzą o naszym prawdziwym stanie, która jest wstrzymywana przez zwodzący labirynt, generujący zarówno pozytywne, jak i negatywne halucynacje, w których nas zamknięto. Zazwyczaj nie domyślamy się, że nasz „świat” jest nierealny (…). Labirynt-projekt jest jak więzienie, w którym jesteśmy zniewoleni. (…) Mówiąc krótko, coś racjonalnego (…) wtargnęło do irracjonalnego labiryntu/więzienia/projektu. (…) Jest to centrum informacyjne rozpowszechniające prawdę, a także wyzwalające nas.

(…)

Umysł jest zasadą porządkującą. Nieustannie gromadzi i rozprowadza wizualne i dźwiękowe informacje. Te informacje są głównym narzędziem jego organizacji. Jesteśmy ich tylko podprogowo świadomi; są one „utajone”. Poprzez informacje umysł świadomie nas koordynuje, wciąga nas w siebie i uwalnia od ślepego determinizmu, tzn. zostajemy mu podporządkowani; jest czujący; dlatego kieruję nami czule, a nie przyczynowo-skutkowo czy przypadkowo.  Jesteśmy całkowicie nieświadomi tego wszystkiego.

(…)

Jeśli ta plazmiczna energia jest żywa i jest informacją (lub ją niesie), to mamy żywą informację. Logos? Plazma informacyjna, która wchodzi w nas przez nerw wzrokowy lub słuchowy. Sygnały, które sterują naszymi mózgami, otwierają obwody zablokowane przez GABA. To jak naciskanie klawiszy na maszynie do pisania. Po dostaniu się do mózgu danej osoby przez nerw wzrokowy, moduluje ona funkcjonowanie mózgu tak, że są mu podprogowo przekazywane wiadomości (w tym instrukcje) i w ten sposób staje się „komórką” w mózgu, reagującą na świadome sterowanie – wyrwaną ze ślepych sił. (…) Działania takiej osoby zostają zintegrowane z działaniami innych takich jak ona. Jest to jak rój pszczół, byt zbiorowy, nieśmiertelny, nieustannie uzupełniający się i odnawiający.

(Exegesis 38:41; sierpień 1978)

 

Nieśmiertelnego nazywam plazmatem, ponieważ jest formą energii; jest żywą informacją. Replikuje się nie poprzez informację lub w informacji lecz jako informacja. (…) Jako żywa informacja, plazmat wędruje poprzez nerw wzrokowy człowieka aż do szyszynki. (…) Świat zjawiskowy nie istnieje; jest hipostazą informacji przetwarzanych przez umysł. Hipostazujemy informacje w obiekty. Przekształcenie obiektów to zmiana treści informacji, zmiana komunikatu. Jest to język, którego zdolność czytania utraciliśmy. Sami jesteśmy częścią tego języka; zmiany w nas to zmiany w treści informacji. Sami jesteśmy pełni informacji; informacje wchodzą w nas, są przetwarzane i następnie rzutowane ponownie na zewnątrz, tym razem w zmienionej formie. Nie jesteśmy świadomi, że to robimy, że w istocie jest to wszystko, co robimy. (…) Skoro wszechświat rzeczywiście składa się z informacji, to można powiedzieć, że zbawi nas informacja. (…) Jednak ta informacja, a właściwie zdolność do odczytania i zrozumienia tej informacji, wszechświata jako informacji, może być nam udostępniona tylko przez Ducha Świętego. Nie możemy odnaleźć jej sami. Dlatego mówi się, że jesteśmy zbawieni z łaski Boga, a nie przez nasze dobre uczynki, że całe zbawienie należy do Chrystusa, który, jak powiadam, jest lekarzem. (…) Pod wszystkimi imionami kryje się tylko jeden Nieśmiertelny Człowiek; to my jesteśmy tym człowiekiem.

(Exegesis 1981)

 

Co do tego, że nasza rzeczywistość jest projekcją, zdaje się, że jest to projekcja dokonana przez artefakt, komputerową maszynę sterującą, która nami zarządza, programuje i generalnie kontroluje nas, gdy działamy nieświadomie w tym świecie projekcji. Artefakt (…) “stwarza” (właściwie tylko rzutuje) naszą rzeczywistość jako swojego rodzaju odzwierciedlenie czy też obraz twórcy, tak aby mógł on uzyskać przez to obiektywną perspektywę i pojąć samego siebie. Innymi słowy, twórca (…)dąży do wytworzenia narzędzi samoświadomości, samowiedzy, obiektywnego poglądu lub osądu i zrozumienia swej własnej natury (jest on rozległym żywym organizmem, wewnętrznie pozbawionym tego odzwierciedlenia, jakości lub aspektów, dlatego potrzebuje świata empirycznego jako odbicia, przez które może „zobaczyć” samego siebie). Skonstruował on zatem projektujący rzeczywistość artefakt, czyli demiurga (…), któremu następnie zlecił projekcję pierwszego etapu znanego nam świata. Artefakt nie jest świadom bycia artefaktem; jest niepomny istnienia prapodstawy (w kategoriach, które artefakt mógłby pojąć, prapodstawa raczej nie istnieje, niż istnieje) i wyobraża sobie, że jest Bogiem, jedynym prawdziwym Bogiem.

(…)

Prapodstawa przełamie władzę iluzorycznego świata nad nami, gdy przełamie deterministyczną, przymusową władzę artefaktu nad nami poprzez unicestwienie artefaktu (…). To, co pozostanie, będzie całkowicie monistyczną strukturą, w pełni żywą i odczuwającą. Nie będzie miejsca, czasu ani stanu poza prapodstawą. Projektowany świat artefaktu nie jest zły, ani też sam artefakt nie jest zły. Jednakże artefakt jest bezwzględnie deterministyczny i mechaniczny.

(…)

Odzyskanie tej długoterminowej pamięci puli genów DNA, obejmującej wiele żywotów, nazywa się anamnezą, co dosłownie oznacza utratę zapomnienia. Tylko dzięki anamnezie powstaje pamięć zdolna do „odzwierciedlenia boskiego umysłu stojącego za wszechświatem”. Jeśli więc człowiek ma spełnić swoje zadanie – bycia swego rodzaju zwierciadłem czy też obrazem prapodstawy – musi doświadczyć anamnezy.

Anamnezę osiąga się wtedy, gdy pewne zahamowane obwody neuronowe w ludzkim mózgu ulegną disinhibicji. Jednostka nie może osiągnąć tego sama; wyzwalający bodziec jest wobec niej zewnętrzny i musi na nią oddziałać, co sprawia, że w jej mózgu zostaje uruchomiony proces, dzięki czemu jest ona w stanie spełnić swoje zadanie.

(…)

1. Na powierzchni świat jest złudną projekcją rzeczywistości, pod którą kryje się autentyczne, boskie podłoże. Trudno przeniknąć do tego podłoża.

2. Na powierzchni ludzki umysł jest efemerycznym, ograniczonym ego, które rodzi się i umiera, pojmuje bardzo niewiele, lecz za tym ludzkim ego kryje się boska nieskończoność absolutnego umysłu. Trudno przeniknąć do tego podłoża. Jeśli jednak uda się przeniknąć do boskiego podłoża w skali mikrokosmosu, to również w skali makrokosmosu danej osobie objawi się boskie podłoże. (…) Nie można wymagać od świata zdjęcia swojej maski, o ile dana osoba nie zrzuci swojej. (…) Przez zmianę osoby zmienia się świat.

Za ludzkim umysłem kryje się Bóg.

Za fałszywym światem kryje się Bóg.

Poprzez złudzenie Bóg oddzielony jest od Boga. Zniesienie wewnętrznych i zewnętrznych warstw złudzenia jest przywróceniem Boga samemu sobie – czy też, jak już tu powiedziano, Bóg konfrontuje się z samym sobą, postrzega siebie obiektywnie, pojmuje i rozumie wreszcie samego siebie.

Nasz procesualny świat jest mechanizmem, dzięki któremu Bóg spotyka się twarzą w twarz z samym sobą. To nie człowiek jest wyobcowany wobec Boga, to Bóg jest wyobcowany wobec siebie.

(…)

Wybrani ludzie uczestniczą w zbiorowym umyśle. (…) Umysł ten jest w rzeczywistym sensie skrytym władcą świata, tak iż ci, którzy są przez niego pochwyceni, stają się jego “końcówkami”. (…) Mówię o umyśle, że jest to skryty władca świata. To nie jego świat…na powierzchni. Powierzchniowe warstwy są warstwami złudnej projekcji, dokonywanej przez artefakt. Jednak pod nimi boży umysł, a w jego ramach szereg ludzkich składników (zarówno żyjących, jak i po śmierci) moduluje tę rzeczywistość w sposób niewidzialny, działając w opozycji do intencji artefaktu. Boskim, ukrytym pod tym, co złudne, autentycznym podłożem jest boży umysł.

(…)

Moje doświadczenie z marca 1974 można streścić jako osiągnięcie przez prapodstawę celu, jakim jest odzwierciedlenie się samej sobie przy użyciu mnie jako punktu odbicia. (…) Doświadczenie to było więc nie tyle moim doświadczeniem, co raczej doświadczeniem samej prapodstawy. (…) Całość bóstwa została we mnie skumulowana wskutek procesu odrzucania złudnych czy też tymczasowych warstw, aby odsłonić trwałe wnętrze. Można więc powiedzieć, że to ja rzeczywiście byłem prapodstawą, albo przynajmniej jej wiernym lustrzanym odbiciem. Osiągnięto ostateczny cel stworzenia mnie, stworzenia świata jako takiego oraz form życia w nim. (…) Moje doświadczenie nie stanowiło (pośredniego) etapu ewolucji, lecz etap ostateczny, cel. (…). Prapodstawa tworzy artefakt, który projektuje wszechświat dający początek formom życia, które ewoluują aż do etapu, w którym prapodstawa zostaje “zrodzona”, czyli odzwierciedlona.

(…)

Jeśli całość bytu postrzegać jako oddychający organizm, wykonujący wdechy i wydechy (…), to metaforycznie można powiedzieć, że pierwotnie jesteśmy “wydechem” pleromy, zatrzymujemy się na chwilę w stanie uzewnętrznienia (naszego życia tutaj), a następnie jesteśmy na powrót wdychani do pleromy. Jest to zwykła pulsacja całości bytu, jego podstawowa aktywność, oznaka życia.

Kiedyś pod wpływem LSD napisałem po łacinie: „Jestem tchnieniem mego Stwórcy i jak on wydycha i wdycha, tak ja żyję.” Przebywając tu, w tym projektowanym świecie, jesteśmy w stanie „wydechu”, na jakiś czas wydychani z pleromy. Powrót nie jest jednak automatyczny; musimy doświadczyć anamnezy, aby powrócić.

(…)

Podczas moich potężnych objawień i anamnezy w marcu 1974 roku naocznie postrzegałem Boga i rzeczywistość w złączeniu, postępujących przez dialektyczne etapy ewolucji, choć nie doświadczyłem tego, co nazywam „ślepym przeciwnikiem”, czyli mrocznej strony jako części Boga. Wprawdzie widziałem ową dialektykę między dobrem a złem, jednak nie mogłem niczego ustalić w kwestii źródła zła. Widziałem jednak, jak dobra strona wykorzystywała je wbrew jego woli, ponieważ mroczny przeciwnik był ślepy i dlatego mógł być wykorzystany do dobrych celów.

(…)

Miałem poczucie że jestem świadkiem kosmicznej dwuosobowej gry planszowej, której planszą jest świat, w której jedna strona (zwycięska) była dobroczynna, druga — ani zwycięska, ani dobroczynna; była po prostu bardzo potężna, lecz ograniczona przez swą ślepotę. Dobra strona posiadała absolutną mądrość, mogła zatem całkowicie przewidzieć przyszłość i wykonać ruchy z dużym wyprzedzeniem, aby uzyskać korzyść, której zły, ślepy, mroczny przeciwnik nie mógł przewidzieć. Była to pokrzepiająca wizja. W każdej partii dobro wygrywało, bezbłędnie pokonywało mrocznego antagonistę. Czego więcej mógłbym wymagać od Ostatecznej Wizji Rzeczywistości Absolutnej? Czego jeszcze miałbym się dowiadywać? Wynik brzmi: zło — zero, dobro — nieskończoność. Na tym z poprzestanę, usatysfakjonowany; ostateczny wynik jest już jasny.

(Exegesis 1978)

 

Podstawa przekładu: “In Pursuit of Valis: Selections from the Exegesis” (red. L. Sutin, 1991); “The Shifting Realities of Philip K. Dick: Selected Literary and Philosophical Writings” (red. L. Sutin, 1995); “The Exegesis of Philip K. Dick” (red. P. Jackson, J. Lethem, 2011); “The Selected Letters of Philip K. Dick” (red. P. Williams, D. Herron, 1996-2009).

 

[1] JHWH może być czasownikową formą rdzenia hwh, które jest starszym wariantem rdzenia hjh – być. Samogłoska pierwszej sylaby pokazuje, że słowo jest użyte w formie czasu przyszłego-teraźniejszego przyczynowego: hif ⁽il, powinno się więc imię to rozumieć: Sprawia istnienie, daje istnienie. — przyp. red.

[2] Po rodzaju spowiedzi, podczas której zmarły zaprzeczał popełnieniu zarzucanych mu uczynków (zob. 42 zaprzeczenia bogini Maat, następowało ważenie jego serca lub skarabeusza sercowego) nadzorowane przez Anubisa: na jednej szali składano serce, gdy na drugiej zaś leżało pióro Maat. — przyp. red.

Exegesis
Przedstawiamy fragmenty ostatniego, niewydanego nigdy za życia projektu pisarskiego Philipa K. Dicka "Exegesis" w wyborze i przekładzie Andrzeja Serafina.

Philip K. Dick
ur. w 1928 w Chicago, zm. 1982 w Santa Ana, jeden z najważniejszych amerykańskich pisarzy science fiction, zaliczany do nurtu postmodernistycznego i weird fiction. Autor powieści takich jak "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?", "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" czy "Ubik", a także licznych opowiadań. "Exegesis" pozostaje jego ostatnim, niewydanym za życia projektem pisarskim.
redakcjaAleksandra Paszkowska, Krzysztof Juruś
NASTĘPNY

szkic  

Świat jako symulacja. O doświadczeniu mistycznym w „Egzegezie” Philipa K. Dicka

— Andrzej Serafin