fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Mam sobie wiele do zarzucenia. Moim doświadczeniem pokoleniowym jest absolutny brak wydarzenia pokoleniowego. Dla każdej z rewolucji byłem zbyt młody i będę za stary. Widzę siebie z małym plecaczkiem uchodzącego przed tym, co nieuniknione, skoro tego nie uniknąłem.

To nie kwestia apatii ani cynizmu. To nie samospełniająca się przepowiednia. To opis stanu faktycznego, choć słowa refleksywnej impotencji są mimo wszystko przesadą. Problem nie wynika z niezdolności do refleksji, a raczej z niemożności przekucia wniosków na skuteczną strategię działania.

Nie jestem pasywny, tylko pasywno-agresywny. Odgryzam się światu za to, co w moim mniemaniu kapitalizm bardzo chce mi zrobić. I co robi skutecznie. Od ósmej do szesnastej, od poniedziałku do piątku, kilkadziesiąt tygodni w roku, kilkadziesiąt lat do wirtualnej emerytury.

Historia moich zakupów, moich zabawek za ciężko zarobione pieniądze, drobnych oszustw – kogo, czego? – w ramach oszustw większych. Nie jestem bez winy. Gdy w wytarmoszonych dresach idę z psem w stronę paczkomatu, w którym czeka kolejne coś, czego nie potrzebuję.

Problemy psychiczne? Trudności w nauce? Wrogie systemowi skupienie w przestrzeni publicznej dotąd niezaanektowanej w sytuacji całkowitego odcięcia od urządzeń, będących strumieniem bodźców zakupowych? Decyzja, by nie podejmować przez chwilę decyzji, robić wszystko, by oddychać.

Życie, za które trzeba płacić, na planecie, która powoli rezygnuje z innych form życia, faktycznie można uznać za jednostkę chorobową. Dzięki czemu można darować sobie szerszą refleksję i skupić się na personie. Tej wyjątkowej jednostce, którą doskonale definiuje to, co kupiła.

Z drugiej strony, jaki inny pomysł na chemiczną nierównowagę? Plucie tabletkami. Pozwalanie sobie na zbyt wiele. Blizny osób, które zdecydowały się podejść za blisko pomimo biegu maszyny?

I jak wtedy stanąć w chwili otrzeźwienia? Dokąd zaadresować samokrytykę?

Tak, szukam przyjemności. I chyba nie potrafię przestać. Nawet pisząc to zdanie, pozostaję w logice przyjemności. I choć przemawia do mnie stukot, tym, co tak naprawdę pompuje krew, jest mętna obietnica przyjemności odroczonej w czasie.

Właśnie złapałem się na tym, że pilnie poszukuję dystrakcji.

W nowym społeczeństwie kontroli, w modelu rozproszonej korporacji dystrakcja, chwilowe odwrócenie wzroku, moment scrollowania pustego, stanowi cząstkę gratyfikacji pozbawioną wartości kalorycznej.

I choć wydaje mi się, że odwracając wzrok od treści pracy, która wiele mnie kosztuje, odkąd moje zadania stoją w jawnej sprzeczności z wyznawanym światopoglądem, odnosząc zwycięstwo, tak naprawdę gotuję sobie większą porażkę.

Na tym polega trafność diagnozy Kafki, który przewidział i opisał realia późnego kapitalizmu, żyjąc w kapitalizmie względnie wczesnym. Nieskończone przewleczenie to pingwin, który ślizga się na brzuchu. Chomik w kołowrotku.

Praca, którą zabiera się do domu. Praca w domu. Wymiana sznurówek i porządkowanie szuflady ze skarpetami. Dziesięć pompek w chwili wydartej pracy. Oszustwo w procesie produkcji nieodzowne dla utrzymania się w dyspozycji.

Gdy pracuję z domu w spodniach dresowych, każde zadanie traktuję jako trening wyrwany z porządku samodoskonalenia. Przeniesiony w porządek autodestrukcji. Obumierające z każdym zdaniem szare komórki. Znak za znakiem.

Czuję, jak obumierają. Jak system nastawiony na rozwój sprawia, że kulę się w sobie. Że postawą zaczynam przypominać pancernika w sytuacji zagrożenia. Czytam o suplementach stosowanych przez biznesmenów i ludzi ambitnych, i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Z suplementami. Z biznesmenami i ludźmi ambitnymi, z cnotą przedsiębiorczości, która jest najbardziej przereklamowaną z cnót, a mimo to nie przestaje wydzielać zysków na reklamę.

A ja znajduję absurdalny sposób na wykorzystanie absurdalnego budżetu.

Wszystko to prowadzi do rozrostu tkanki rynkowego stalinizmu. Jest zadaniem rozwleczonym na szereg podzadań, a do nawigacji na niespokojnych wodach biurokracji potrzebny jest osobny pracownik, który pełni funkcję żółtej karteczki przylepionej do monitora.

To fragment, w którym mam Fishera za boomera: puszczanie muzyki w słuchawkach we wrogiej instytucji, nawet w chwili, gdy nie możemy jej słuchać, jest aktem oporu i samostanowienia – nie oddaję ci się w całości, instytucjo.

Dlatego nie jest to kwestia wycofania, a raczej kwestia niepełnego zanurzenia, odmowy całkowitego podporządkowania się.

Nawet, jeśli „Smash It Up” brzmi jak autoparodia rewolucji, do której się tańczy bez czasu niezbędnego na naukę choreografii.

Figura dłużnika-nałogowca staje się jednym z niewielu wciąż możliwych stylów funkcjonowania w społeczeństwie. Wypierania uzależnienia innym uzależnieniem. Wyborem jednej z trzech bramek w teleturnieju, ale w sytuacji, w której bramki zostały zastąpione przez płonące śmietniki.

Przerywając na chwilę wywód, pragnę podzielić się konstatacją, która pada niebezpiecznie blisko płonącego śmietnika. Zarówno płonącego śmietnika jako metafory, jak i PRAWDZIWEGO płonącego śmietnika. Obserwowany z boku, w dzień wolny od pracy, wyglądam jak w dzień pracy, z przeciwnym zwrotem afektu.

Ale w ten sposób wykuwa się opór. Trzydzieści siedem praktyk oporu na weekend. Skoro kapitalizm nigdy nie miał skłonności do pisania, zapychanie jego dziur stosami papieru, sypanie konfetti niby piasku w tryby jest sposobem organizowania myśli. Blok tekstu to blok, w którym mieszkam.

Biznesmeni, którzy odnoszą sukces, nie posiłkując się tekstem, budzą moje szczere współczucie. Mam ochotę ich wszystkich przytulić, gdy pytani o zainteresowania mówią, że interesują się rozwojem osobistym, rezygnując tym samym z rozwoju na innych polach i w rolach.

Ucieczka do przodu – z ramion zinstytucjonalizowanej edukacji w ramiona coachów i mówców motywacyjnych – może być tylko pozornym wyłomem w strukturze systemu. Kwestią umoszczenia się, a nie realnej zmiany skostniałej i płynnej jednocześnie struktury.

Bycie w lepszym miejscu oznacza zajęcie wyższej grzędy. Ale realia chowu klatkowego pozostają niezmienne. Jeśli dozorca czymś różni się od więźnia, to prawdopodobnie jest to właśnie przekątna ekranu, pozycja przed nim i nowsza generacja konsoli.

W epoce przynoszenia pracy do domu, próby rozchodzenia i zagadania pracy po godzinach, możliwe jest jedynie odegranie zdarzeń z przeszłości. Historia jako farsa. Tragedia komika, który w cywilu także jest słynnym klaunem.

Bycie smart nie jest ucieczką. Jest formą adaptacji – dziecięcą zabawką z klockami o różnych kształtach, ale skonstruowaną tak, że każdy klocek da się upchnąć w kwadratowy otwór; systemem, który nie baczy na połykane.

Elastyczne, nomadyczne, spontanicznie organizowane struktury nie są w stanie zaistnieć bez struktur scentralizowanych, umiejscowionych zwykle poza naszym horyzontem postrzegania. Jesteśmy na wyższej grzędzie, nie dostrzegając jej grzędowości.

Dlatego każdy strajk – nawet zwycięski, a może zwłaszcza zwycięski, jest wydarzeniem pochodzącym z innego porządku, ale nie stanowi wyłomu. Teraźniejszość nie jest o strajku.

Teraźniejszość jest o porzuceniu zatrudnienia – o indywidualnej strategii podratowania kondycji psychicznej poprzez utratę płynności.

Nowy język nie jest o adaptacji. Jest o nieprzystosowaniu. O życiu w formie strajku włoskiego. Cierpliwym odpisywaniu na komunikaty generowane przez system stalinizmu rynkowego, w sposób, który zarówno podejmuje grę, jak i stanowi obrazę.

Owo wypisywanie niesympatycznych komunikatów atramentem sympatycznym jest jak słynny produkt słynnego zawieszonego start-upu: wyszczerzem, którego się wymaga, ale którego intencji nie sposób odgadnąć.

Co wyrośnie z ukośnika pomiędzy motywacją a demotywacją?

I dlaczego nie musi to być apatia? Bo dopóki jesteś wkurwiony, gdy jesteś bardziej smutny, niż wkurwiony, twoje serduszko pomaga wyprowadzić z refleksji doraźną taktykę działania.

 

Tekst jest fragmentem nowej książki Tomasza Bąka pt. „Fiszki”, która ukaże się niebawem nakładem Wydawnictwa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.

Tomasz Bąk
kolektyw schizofreniczny, autor trzech książek z wierszami, poematu „Bailout" (WBPiCAK, 2019) i jednoaktówki „Katedra" (Wydawnictwo papierwdole, 2019). Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii debiut za tom „Kanada" (WBPiCAK, 2011), Poznańskiej Nagrody Literackiej – Stypendium im. Stanisława Barańczaka za tom „Utylizacja. Pęta miast" (WBPiCAK, 2018) i Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezja za „Bailout". Mieszka w Tomaszowie Mazowieckim.
POPRZEDNI

recenzja  

Kto ma prawo do seksu?

— Monika Borys

NASTĘPNY

varia felieton  

Ćwiczenia z rezygnacji (30: pożegnanie przygody)

— Krzysztof Sztafa