fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

 

Zapisujemy imiona na barwnym dymie
Umieramy w tym ostatnim przejściu
Aby drzewa oliwne wyrosły
I oznaczyły nasze miejsce.

Mahmoud Darwich[1]

Skoro udało się stworzyć pretekst do nieograniczonych represji wobec zdehumanizowanej ludności Gazy, a właściwie całą kulturę eksterminacji, której zasobów można użyć w każdej sytuacji nadającej się na pretekst, Izrael postanowił skorzystać z okazji. To, co odbywa się w Gazie od początku operacji IDF o kryptonimie „Żelazny Miecz”, jest ludobójstwem, i sam fakt, że stwierdzenie to jest jeszcze gdziekolwiek jakkolwiek kontrowersyjne, pokazuje najlepiej, w jakiej kulturze zostaliśmy wychowani. Jeśli chcecie się przekonać, jak straszne jest to, co Izrael robi w Gazie, wyobraźcie sobie, że robi to w Europie. Albo że zamiast Izraela oprawcą jest któryś z krajów wrogich bądź niepodporządkowanych geopolitycznym celom państw zachodnich. A najlepiej wyobraźcie sobie po prostu, że Hamas robi to w Izraelu. Wówczas dyskusja zostałaby ostatecznie zamknięta najpóźniej z końcem 2023 roku.

Na temat skali i okrucieństwa masakry Gazy istnieje nieprzebrana ilość informacji, dowodów, świadectw, statystyk, nagrań i analiz. To chyba najlepiej udokumentowane ludobójstwo w historii, które odbywa się właściwie w świetle jupiterów na środku sceny teatru międzynarodowej polityki. Jako przewodnik po tej części kultury eksterminacji wybieram jednak film z serii Al Jazeera Investigations zatytułowany „Investigating War Crimes in Gaza”, ponieważ stanowi on nie tylko świetne podsumowanie naszej wiedzy, ale także obraz oddający kilka specyficznych aspektów akurat tego ludobójstwa, a mianowicie jego związek z obrazami właśnie.

Jak słusznie pisze Ariella Aïsha Azoulay, nie istnieje „pojedynczy obraz ludobójstwa”, lecz mnogość obrazów, które stopniowo budują jego reprezentację. Dlatego ogólne pojęcie prawa międzynarodowego warto rozbić na części składowe, pokazać etapy, wymiary i rozdziały dokonywanego zniszczenia. Według badaczki „ludobójstwo można rozpoznać, gdy jakaś grupa ludzi zostaje zamieniona w »problem«, dla którego proponuje się brutalne »rozwiązanie« w postaci wypędzenia, koncentracji, wymuszonej słabości [forced vulnerability], inkarceracji, morderstwa, zniszczenia i eksterminacji. Reżimem ludobójczym jest system, który wytwarza, kultywuje, rekomenduje, używa i legitymizuje te formy przemocy, socjalizując zarazem swoich obywateli do tego, aby uznawali je za konieczną dla ich ochrony i dobrostanu”. Dodałbym do tego, że w obecnej fazie ludobójstwa Palestyńczyków jest nawet jeszcze gorzej, ponieważ socjalizacja żydowskich obywateli Izraela opiera się na przekonaniu, że to, co dzieje się w Gazie, powinno być dla nich wręcz powodem do dumy.

Jak przekonuje Azoulay, sam użytek, jaki Izrael czyni z obrazów, jest już wystarczającym dowodem dokonywanego przez nich ludobójstwa, co stanowi prawdziwie bezprecedensową sytuację w historii. W dokumencie Al-Dżaziry jedną z osób wypowiadających się przed kamerą jest Susan Abulhawa, palestyńska pisarka i aktywistka. Stwierdza ona wprost, że w Gazie mamy do czynienia z pierwszym odnotowanym przypadkiem ludobójstwa transmitowanego na żywo. Nie będzie już można opowiadać o nim według zasad, które Claude Lanzmann zastosował w „Shoah”, całkowicie odrzucając materiały archiwalne. Dziś dokumentacja izraelskiego ludobójstwa jest tak obszerna i tak łatwo dostępna, że każdy przyszły artysta chcący udźwignąć ten temat będzie się zwracał do widzów, którzy „wszystko widzieli”. W związku z tym niemożliwa jest też znana z czasów powojennych linia obrony obywateli niemieckich, którzy zastrzegali się, że nie mieli świadomości, co dzieje się w ich otoczeniu[2]. Teraz nie tylko wszystko wiadomo, ale też wszystko zostało na bieżąco zarejestrowane i zaprezentowane całemu światu.

Być może najbardziej wstrząsającym aspektem związanym z obrazowym wymiarem tego ludobójstwa nie jest nawet to, że na żywo można śledzić w mediach społecznościowych nagrania z kolejnych aktów izraelskiego okrucieństwa. Chodzi o to, że duża część tego społeczeństwa po prostu celebruje te akty, nagrywając i udostępniając materiały, których deprawacja jest czasem naprawdę trudna do zrozumienia. Zdjęcia żołnierzy izraelskich przebranych w damskie ubrania zagrabione z demolowanych palestyńskich domów pojawiają się nawet na izraelskich portalach randkowych. W mediach społecznościowych w Izraelu pełno jest filmików, w których całe rodziny przebierają się za cierpiących, krwawiących, przestraszonych albo głodnych Palestyńczyków, żeby z nich drwić. Powstał nawet utwór muzyczny, w którym chór złożony z kilkuletnich dzieci śpiewa utwór zawierający między innymi słowa: „Za rok nic już tam nie będzie” i „Unicestwimy ich wszystkich”. Nie wspominam nawet o nagraniach samego IDF oraz fotografiach z kont żołnierzy, które tworzą nieprzebrane morze dowodów na ludobójstwo podawanych przez sprawców bez najmniejszego poczucia wstydu. Nawet w raporcie przygotowanym przez przedstawicieli Republiki Południowej Afryki do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, w którym dokumentuje się dowody, że w Gazie mamy do czynienia z ludobójstwem, podkreśla się bezprecedensowy charakter jawnie wyrażanych przez polityków izraelskich intencji dokonania tej zbrodni. Nie dotyczy to zresztą jedynie polityków izraelskich, ale także przedstawicieli ważnych instytucji publicznych w Stanach Zjednoczonych i Europie[3]. Zwykle właśnie to jest najtrudniej udowodnić w podobnych procesach. W filmie Al-Dżaziry na ekranie pojawiają się specjaliści od prawa międzynarodowego, którzy po skonfrontowaniu się ze wspomnianymi materiałami krążącymi w sieci wydają się wyraźnie bezradni i zakłopotani. Kontakt z tak intensywną zbiorową psychozą wymyka się racjonalności dokładnie tak, jak tajemnicę stanowiły dla historyków przykłady ludobójczego zapału całych społeczeństw w przeszłości.

Głębszy „psychogram” tego rodzaju wstrząsających zachowań próbował analizować Klaus Theweleit w książce „Śmiech morderców. Breivik i inni”. Podaje on podobne przykłady, których zakres sięga od aktów masowych morderstw, przez ludobójstwo w Rwandzie i szwadrony śmierci w Afryce Środkowej, po tortury w amerykańskich więzieniach takich jak Abu Ghraib i Guantanamo. Wszystkie te sytuacje łączy nie tylko skrajna, wręcz bestialska przemoc, ale także dumne celebrowanie jej przez sprawców. Kilka z podanych przez Theweleita charakterystyk tej nowej psycho-kulturowej formacji odnaleźć można za kulisami wstrząsającej produkcji izraelskiego społeczeństwa (wojskowych i cywilów) w internecie. A więc na przykład absolutnie bezwarunkowe przywiązanie do własnej grupy, która stoi ponad i poza wszelką relatywizacją, stanowi absolutny wyjątek na tle bezwzględnego zepsucia. Czyż nie tym właśnie jest Izrael w myśl swojej państwowej ideologii?

Inna rzecz: istnieje frajda z publicznej prezentacji przemocy, rodzaj ludycznej ekscytacji, której towarzyszy realne masakrowanie swoich ofiar. Ale skąd bierze się ta potrzeba? Autor „Męskich fantazji” wskazuje, że źródłem jest rodzaj psychocielesnej nierównowagi, kawałkującego napięcia związanego z przeciągającym się społeczno-politycznym kryzysem, którego erupcja w postaci mordu daje poczucie „osiągnięcia pożądanego stanu »homeostazy«”[4]. A o tego rodzaju rozchwianie w dzisiejszej kulturze nietrudno. Nowe media, portale społecznościowe, powszechna w kulturze młodzieżowej gamifikacja zacierają różnice między obrazem a aktem i później nawet najohydniejsze czyny każą włączyć w świat internetowego symbolizowania. Orgiastyczny śmiech, niesłychane rozbawienie morderców jest w istocie paniczną próbą wypełnienia próżni tak przemożnej, że żadna instytucja społeczna ani żadna praktyka kulturowa nie jest w stanie jej zasypać. Dokonuje tego wyłącznie akt całkowicie skandaliczny, który przywraca sprawcy poczucie sensu.

Interpretacje Theweleita pokazują też coś, co niezwykle dobitnie widać w popularności oprawców w społeczeństwie izraelskim. To spotkanie podbudowanego przez ideologię mitu heroicznego ze skrajną infantylizacją popkultury, w której całe grupy mogą sobie pozwolić na trwanie w stadium głębokiej psychicznej regresji. Jednym z jej owoców jest fantazja o całkowitej dominacji, która w odpowiednich warunkach objawi się jako krwawa rzeź każdego, kto kwestionuje narcystyczną samoidentyfikację. Duma izraelskich żołnierzy ze swoich zbrodni jest więc zarazem symptomem kryzysu izraelskiego społeczeństwa, jak i wskazówką szerszego problemu dotyczącego psychospołecznej ewolucji współczesnych społeczeństw.

 

Wojna i wojna

Oprócz użycia obrazów za kolejny dowód na izraelskie ludobójstwo można by uznać skrajną rozbieżność między buzującym w internecie festiwalem nienawiści a oficjalną narracją izraelskiego rządu, który wciąż podkreśla, że toczy jedynie „wojnę z Hamasem”. To nie jest proste zaprzeczenie ani sprzeczność, ale prawdziwie dialektyczna praktyka w jednym i tym samym ruchu nawołująca do ludobójstwa i uniewinniająca jego potencjalnych sprawców. Media zachodnie powtarzające oficjalną izraelską wersję bez najmniejszego krytycznego dystansu współuczestniczą w tym zabiegu. Formuła „wojny z Hamasem” nie ma oczywiście najmniejszego sensu, i to – jak pokazał Didier Fassin – z dwóch powodów. „Po pierwsze, nie bierze pod uwagę faktu, że konflikt zaczął się dużo wcześniej”[5]. To znaczy zanim w ogóle powstał Hamas. „Po drugie, ukrywa również to, że stan oblężenia narzucony w 2007 roku wraz z sankcjami i blokadą był wymierzony we wszystkich mieszkańców Gazy uznanej za »jednostkę wrogą« wobec Izraela”[6]. Filmy izraelskich żołnierzy dumnie dokumentujących torturowanie cywilów i wyśmiewających niszczenie ich domów oraz przedmiotów wyraźnie pokazują, jaki jest realny wymiar i realny cel działań IDF. Sam Hamas zresztą stał się w przekazie Izraela klasycznym przykładem „pustego znaczącego”[7]. Nabiera dowolnego sensu w zależności od tego, co akurat potrzebne jest do „sprzedania” kolejnej fazy planu politycznego. Wystarczy arbitralnie skojarzyć, zupełnie bez dowodów, dowolny obiekt z „Hamasem”, żeby móc bezkarnie go zniszczyć. To samo dotyczy wewnętrznych przeciwników operacji oraz tej części zachodniej opinii publicznej, która protestuje przeciw ludobójstwu. „Hamas” to słowo magiczne, zaklęcie pozwalające zaczarować świat i sprawić, że dokonywane przez siebie okrutne czyny w jakimś stopniu tracą swój ciężar. Tak jak każdy zabity izraelski żołnierz staje się w publicznym przekazie automatycznie prześladowanym za pochodzenie Żydem, tak też każdy zabity palestyński cywil staje się „Hamasem”. Pobrzmiewają w tej strategii echa pomysłów Himmlera, który przekonywał dowództwo Trzeciej Rzeszy, żeby Żydów „eksterminować jako partyzantów” (als partisanen auszurotten), co miało najprawdopodobniej oznaczać, jak zauważa Yehuda Bauer, „eksterminować ich pod pretekstem udziału w partyzantce”[8]. Podobną strategię, którą Günther Anders nazwał „osądem przez skazanie”, stosowały wojska amerykańskie w Wietnamie. „Nie ma nic prostszego niż osąd, czy ktoś należy, czy nie do Wietkongu. Wystarczy zabić tego mężczyznę lub tę kobietę. Każdy zmarły udowadnia swoją śmiercią niezbicie, że należał do Wietkongu”[9].

Strategię takiego twórczego mieszania pojęć i rejestrów rzeczywistości Izrael wykorzystuje zresztą nie po raz pierwszy. Elias Sanbar przypomina, że identycznie skonstruowana jest narracja na temat samego powstania syjonistycznego państwa.

W 1948 roku doszło do dwóch wojen. Pierwsza zakończyła się 15 maja wygnaniem Palestyńczyków i narodzinami państwa Izrael w porzuconym przez nich miejscu, druga przeciwstawiała to państwo wojskom sąsiednich krajów arabskich. Narracja izraelska łączy te dwie wojny w jedną, a konkretnie w drugą. (…) Mieszając pierwszą wojnę w Palestynie z drugą, redukuje się tę pierwszą do epizodu tej drugiej. W ten sposób można dostarczyć alibi „przypadków wojennych” na określenie dramatu 750 tysięcy uchodźców z 1948 roku i ponad 6 milionów dziś. W ten sposób znika też dramat 418 miejscowości palestyńskich zmiecionych z powierzchni ziemi w 1948 roku[10].

Podobnie dzisiaj wojna z Hamasem przykrywa właściwą wojnę, którą Izrael prowadzi – a w zasadzie kontynuuje – z całą Palestyną. I też służy za alibi, żeby śmierć cywilów przedstawić jako straty uboczne konfliktu rzekomo równorzędnych armii. A nawet oskarżyć o nie Hamas jako organizację, która nie chcąc się poddać, wystawia na niebezpieczeństwo własnych obywateli. Jako „wypadki przy pracy”, a w najgorszym razie „zbrodnie wojenne”, masowe mordy Izraela na cywilach tracą swój systematyczny, planowany i ludobójczy charakter. Jednak ze zbrodniami wojennymi mamy do czynienia wówczas, gdy „nie stanowią celu”, jak pisze Enzo Traverso, ale jedną z konsekwencji wojny prowadzonej w innym celu. Tymczasem, jak dodaje, „zniszczenie Gazy jest celem izraelskiej ofensywy”[11].

Trzeba się dziś bardzo starać, żeby nie zrozumieć, że działania IDF mają na celu „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”. Zresztą Netanjahu w wypowiedzi dla brytyjskiego kanału Talk TV niemal słowo w słowo powtórzył tę złowrogą frazę, tyle że pod Palestyńczyków podstawił oczywiście Hamas (definitive solution of the problem of Hamas)[12]. Ale co przy obecnej praktyce armii izraelskiej oznaczałoby „ostateczne rozprawienie się z Hamasem”, jeśli nie ostateczne rozprawienie się ze wszystkimi mieszkańcami Gazy?  Z dzisiejszej perspektywy, gdy Izrael nie tylko wyniszcza strefę Gazy i Zachodni Brzeg, którymi Hamas nie rządzi, ale także bombarduje cywilów w Libanie oraz różne cele militarne i cywilne w Syrii, Jemenie, a nawet Iranie, to już nie o wojnę z Palestyną chodzi, ale o wojnę z całym Bliskim Wschodem, a może nawet po prostu z prawem międzynarodowym. Pamiętajmy, że IDF ostrzelała niedawno siły pokojowe ONZ w południowym Libanie, zresztą używając do tego zakazanych przez prawo międzynarodowe bomb fosforowych. Nie ma co udawać, że celem rządu Netanjahu nie jest budowa „Nowego Bliskiego Wschodu”, w którym trwałe miejsce znalazłby Wielki Izrael, o jakim jego koalicjanci mówią w mediach bez żenady[13]. Likud zorganizował też niedawno konferencję na temat zasiedlania Gazy przez ludność żydowską, antycypując niejako wykonanie zadania do końca. Nie ma więc również sensu wstrzymywać się od wielkich słów i bicia na alarm, nie ma sensu czekać, co się stanie. Jedyne, na co w tym wypadku czekamy, to spełnienie ludobójczych zapowiedzi i całkowita albo znacznego rozmiaru eksterminacja ludności palestyńskiej na jej historycznych terenach[14]. W rozpoznaniu właściwego wymiaru toczącej się rzezi niezbędne jest właśnie uzmysłowienie sobie, że po 7 października w samych założeniach nie zmieniło się aż tak wiele. Nowe są tempo i intensywność, ale nie naczelna zasada. Po prostu Nakba z 1948 roku nigdy się nie skończyła, bo w Palestynie katastrofa nie jest pojedynczym wydarzeniem, ale ciągłym procesem, nieodłącznym od historii izraelskiego państwa.

 

Tekst jest fragmentem książki Pawła Mościckiego „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji”, która ukazała się w tym roku nakładem Wydawnictwa Karakter. Dziękujemy Wydawnictwu za udzielenie zgody na przedruk.

 

[1] Mahmoud Darwich, „Earth Narrows Before Us”. Cyt. za: John Collins, „From Portbou to Palestine and Back”, „Social Text” 2006, vol. 24, no. 4, s. 80.

[2] Por. Agnès Levallois, „Une guerre sans fin”, w: „Le livre noir de Gaza”, ed. Agnès Levallois”, Seuil, Paris 2024, s. 35.

[3] Przykłady francuskie opisał Alain Gresh, „Palestine. Un peuple qui ne veut pas mourir”, Éditions Les Liens qui Libèrent, Paris 2024, s. 164–165.

[4] Klaus Theweleit, „Śmiech morderców. Breivik i inni”, przeł. Piotr Stronciwilk, PWN, Warszawa 2016, s. 82.

[5] Didier Fassin, „Une étrange défaite. Sur le consentement à l’écrasement de Gaza”, La Découverte, Paris 2024, s. 37.

[6] Tamże, s. 37.

[7] Na temat pustych znaczących w polityce por. Ernesto Laclau, „Dlaczego puste znaczące mają znaczenie dla polityki”, przeł. Agata Sypniewska, w: tegoż, „Emancypacje”, Wydawnictwo DSWE, Wrocław 2004, s. 66–79.

[8] Yehuda Bauer, „Przemyśleć Zagładę”, przeł. Jerzy Giebułtowski, Janusz Syrewicz, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2016, s. 23.

[9] Günther Anders, „Visit Beautiful Vietnam. ABC der Aggressionen (damals wie heute)”, Europäische Verlagsanstalt, Hamburg 2023, s. 32.

[10] Elias Sanbar, „La derniére guerre? Palestine, 7 octobre 2023–2 avril 2024”, Tracts/Gallimard, Paris 2024.

[11] Enzo Traverso, „Gaza. W obliczu historii”, przeł. Magdalena Gawin, Książka i Prasa, Warszawa 2025, s. 23.

[12] Wypowiedź pojawia się w filmie Benna Swana.

[13] Por. Didier Fassin, „Une étrange défaite”, dz. cyt., s. 48.

[14] Ten argument podnosi Ariella Aïsha Azoulay, „Seeing Genocide”, dz. cyt.

 

 

 

Tekst jest fragmentem książki Pawła Mościckiego „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji”, która ukazała się w tym roku nakładem Wydawnictwa Karakter. Dziękujemy Wydawnictwu za udzielenie zgody na przedruk.

 

Paweł Mościcki

„Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji", Wydawnictwo Karakter, Kraków 2025, s. 288.

Paweł Mościcki
Filozof i eseista, pracuje w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Autor m.in.: „Lekcje futbolu" (2019), „Wyższa aktualność. Studia o współczesności Dantego" (2022), „Azyl" (2022), „Kontinuum nieszczęścia. Bernhard, Handke" (2023). Jest autorem wizualnego atlasu poświęconego migracjom (refugee-atlas.vnlab.org), prowadzi bloga: pawelmoscicki.net oraz jest gospodarzem podcastu Inny Świat.

Paweł Mościcki

„Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji", Wydawnictwo Karakter, Kraków 2025, s. 288.

POPRZEDNI

szkic  

Narodziny człowieka z ducha przemocy. Rewolucjonista Frantz Fanon

— Jean Améry

NASTĘPNY

recenzja  

Było, ale nie będzie. O kultowości „Domu z liści”

— Łukasz Krajnik