Przedruk
Wiersze pochodzą ze zbioru „Hipodrom" Miklavža Komelja, który ukaże się 31 sierpnia br. nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w przekładzie i z posłowiem Adama Wiedemanna.
* * *
Il pleut.
Que ce livre soit donc d’abord un livre sur la simple pluie.
[Louis Althusser]Ponieważ rodzisz się w czasie,
w którym nie żyjesz
już:ten przełom twe jedyne
życie
poświęca przyszłości,tak jak jest poświęcony
przyszłości
deszcz,który pada,
pada,
pada.
* * *
– Czemu na fotografii przekłułeś mu igłą oczy?
– Kiedy ją trzymać pod światło, błyszczą, jak gdyby wciąż żył.
Wersy dezertera
Ktoś przywołuje moje
imię.
Nic we mnie
się nie
odzywa.
Nie potrzebuję udawać ani
że nie słyszałem.
Nie potrzebuję udawać ani
że nie mam imienia.
Ani potrzebny mi wewnętrzny dystans
krytyczny czy bezkrytyczny.
Ani…
Ani nie trzeba mnie szukać.
Jestem daleko. Pozbyłem się też
ludzkiej postaci w tym oto monologu.
* * *
Witasz przepiękne o wolności sny
jak niegdyś ścieżki w śniegu po zamieci.
[Marija Kočevar – „Zorka, Rannemu towarzyszowi”]Z kartek, co nawet w moich rękach
są pogubione, czytam
partyzanckie wiersze
swojej babci,
którą znam tylko z jej białej
cukierniczki,
ze zdjęć
i tych partyzanckich
piosenek.Każdy tekst wykorzystany w konkretnej
akcji. Mobilizacyjny
potencjał ich słów
bez reszty osznurowany konkretnym
krokiem przez ciemny las. Ich świetlista delikatność
jeszcze intensywniejsza, głębsza.
Wiosna, kiedy
widok śniegu to niepamiętna,
nieprzywracalna dawność.Nawet jako nośnik obrazu przyszłości.
Najwyższy stopień
tego, co może jeszcze odrobinę zostać
nie zmieniając się bynajmniej
w pozostałość: tak nierozerwalnie
związane ze stanowczym, nieponawialnym krokiem,
że nikt nie musi wstępować (wpadać)
w przepaść
na jego krawędzi.Zawsze, kiedy mowa
rozbija się na wersy, przypominam sobie
jej dawną, straszną śmierć, której nie poznaję
ani w jej białym naczyńku na cukier,
ani w jej (walczących z faszyzmem i ze śmiercią) partyzanckich wierszach,
ani w swoich (walczących z faszyzmem i ze śmiercią) partyzanckich wierszach,
ale w swoim ciele, którym tu o niej milczę.
Nie mogę nawet milczeć tym milczeniem. Mowa to
przerwane milczenie, które przerwało mowę.
Mała sestyna
Człowiek
nie jest
sam.
Deszcz
pada
z nim.Z nim
człowiek.
Pada?
Nie jest
deszcz
sam?Sam
z nim.
Deszcz.
Człowiek
nie jest.
Pada.Pada
sam?
Nie jest
z nim
człowiek?
Deszcz,deszcz
pada.
Człowiek
sam
z nim.
Nie jest.Nie jest
deszcz
z nim?
Pada
sam
człowiek?Człowiek nie jest
sam. Deszcz
pada z nim.
* * *
Po tych górach, po Krasie
chodzi samotna puma.Bez nadziei, bez warunków
do przeżycia, lecz
przecież nie ma ochrony
przed tym, że lecą lata,
przed głodem, przed pożywieniem
i tym, czym jest jej pragnienie,
i tym, czym jest jej myśl,
i przed lekkością tańca.Po tych górach, po Krasie
chodzi samotna puma.Z biało wschodzącej Luny
patrzą rozbite gniazda.
Zmieniają się głosy.
Wiatr mamrocząc uciekł.
Kto ją napotkał, jeszcze długo
nie wie, kogo napotkał.
Wiatr zmienionym głosem
nie zdradzi drogi do niej –
jej krok, jej zapach będzie zwiewał
tam, gdzie jej nie ma –
nie odnajdą nikogo, niczego.
Z biało wschodzącej Luny
patrzą szczeliny w ścianach.
Jakie linie w jej rękach,
jaka moc w liniach biegu!Po tych górach, po Krasie
chodzi samotna puma.Z nieba widać ją w sidłach,
lecz sidła się rozluźniają,
tak że już nic spoza,
żadna przynależność
do zwierząt ani do ludzi
nie może być wskazówką
ani granicą jej oddania
jej towarzyszom, jej siostrom.Po tych górach, po Krasie
chodzi samotna puma.
Pieśń miłosna 21 stycznia 2004
Bir tanem!
Naszym wspólnym miejscem na ziemi
jest to, że na ziemi
nie ma dla nas miejsca.
To nie intymna kryjówka.
Tej zimy
jest to najgęściej zaludnione miejsce.Tu sobie ciebie nie mogę
nawet wyobrazić.
Wszystkie moje ważne dokumenty
są podrobione.
A to, co uważałem za swoją nieśmiertelną duszę,
było śmiertelną dusznością.W ogrodzie zoologicznym
zamienia się klatki na głębokie fosy,
tak żeby nawet z „miejsca dla zwierząt”
nie była przypadkiem słyszalna
dla ludzi zbyt głęboko ludzka
zwierzęca mowa:uderzenia o metalowe pręty,
o drewno, o kraty, o druty…
Ludziom wolno uderzać.
Ludziom wolno mówić.
Nam już nikt nie daje szans na uderzenie.
Nam już nikt nie daje szansy na mówienie.Nic już nie przekazuje możliwości tych uderzeń.
Nic już nie przekazuje możliwości tej mowy.
To, co możemy zniszczyć,
jest tak wątłe –
niczego nie przekaże –
więc nikt w to nie uwierzy.Naszym wspólnym miejscem na ziemi jest
miejsce, gdzie nie ma ziemi.
Między każdym trzepotem skrzydełka motyla,
który zimuje, a znojem lodołamacza.
Tu. Nawet na wskroś tej budowli.
Zaczątek oddychania.
* * *
Nad opuszczonym kamieniołomem krąży kania.
Zostałem posłany na świat po jej ekstatyczny krzyk
i potem długo już po żaden inny dźwięk.
Przedruk
Wiersze pochodzą ze zbioru „Hipodrom" Miklavža Komelja, który ukaże się 31 sierpnia br. nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w przekładzie i z posłowiem Adama Wiedemanna.
ur. 1973, słoweński poeta, eseista, malarz i historyk sztuki. Dwukrotny laureat Nagrody Jenki (w 2006 za zbiór wierszy „Hipodrom", w 2015 za „Noč je abstraktnejša kot n"), w 2010 otrzymał Nagrodę Prešeren Foundation za tom „Nenaslovljiva imena", zaś w 2011 Nagrodę Rožanca za książkę „Nujnost poezije". Tłumaczy z wielu języków, m.in. Gerarda de Nervala, Fernando Pessoę i Piera Paolo Pasoliniego. Edytor tomu szkiców Jure Deteli „Zapisi o umetnosti" (2005). Mieszka w Lublanie.
ur. 1967, poeta, prozaik, tłumacz, krytyk literacki i muzyczny, malarz i rysownik. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Laureat nagród: PTWK (1998), Fundacji Kościelskich (1999) i Nagrody Literackiej Gdynia (2008). Ostatnio wydał tom „Metro na Żerań”. Mieszka w Warszawie.