fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

Maciej Zakrzewski
ur. 1980, zajmuje się polską myślą konserwatywną XIX i XX w. Związany z Ośrodkiem Myśli Politycznej, wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, pracownik krakowskiego IPNu. Popularyzator twórczości Ernsta Jüngera, założyciel fanpage'a "Totalna Mobilizacja".

Jakub Majmurek
ur. 1982, filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisze także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”.

Jakub Baran
ur. 1990, studiował filozofię na UJ. Działacz Razem, współpracował z Korporacją Ha!art. Specjalista PR, publicysta i redaktor. Miłośnik kultury fizycznej.

Natalia Żarska
ur. 1976, germanistka, tłumaczka dzieł Ernsta Jüngera, badaczka jego twórczości. Zajmuje się także romantyzmem niemieckim, szczególnie Josephem von Eichendorffem. Pracuje w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwerytetu Wrocławskiego.

1. W ja­kich oko­licz­no­ściach po raz pierw­szy ze­tkną­łeś/aś się z pi­sar­stwem Ern­sta Jüngera? Co Cię do niego przy­cią­ga, co jest naj­waż­niej­szą przy­czy­ną Two­je­go za­in­te­re­so­wa­nia jego twór­czo­ścią?

Ma­ciej Za­krzew­ski: Do twór­czo­ści Jüngera pod­cho­dzi­łem dwu­krot­nie. Pierw­szy raz na stu­diach wpa­dła mi w ręce po­wieść „W sta­lo­wych bu­rzach” – szcze­rze mó­wiąc, nie­spe­cjal­nie wtedy do mnie tra­fi­ła. Ko­lej­na książ­ka o woj­nie, tro­chę dy­na­micz­na, tro­chę dra­ma­tycz­na, nic, co by mną spe­cjal­nie wstrzą­snę­ło. To nie był jesz­cze czas dla tego au­to­ra. Za­baw­ne, że pa­mię­tam do­kład­nie, kiedy ze­tkną­łem się z twór­czo­ścią Jüngera po raz drugi, już na po­waż­nie. Maj 2010 (mógł­bym sobie przy­po­mnieć nawet datę dzien­ną) i zakup „Ro­bot­ni­ka” w księ­gar­ni na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu. Za­czą­łem chyba czy­tać od razu po wyj­ściu z księ­gar­ni, co rzad­ko mi się zda­rza. „Ro­bot­nik” to wpraw­dzie mało sub­tel­ny trak­tat – dla nie­któ­rych wręcz za­bar­wio­ny na bru­nat­no – ale po­zo­sta­je do dziś ab­so­lut­nie ak­tu­al­ny.

To, co mnie fa­scy­nu­je w Jünge­rze, obok nieco wa­gne­row­skiej es­te­ty­ki, którą zna­ko­mi­cie od­da­je w ję­zy­ku pol­skim Woj­ciech Ku­nic­ki, to nie­ustan­ne próby zma­ga­nia się z no­wo­cze­sno­ścią. Jünger pod­cho­dzi do niej ina­czej niż tra­dy­cja kon­ser­wa­tyw­na. Tu nie ma de­fen­sy­wy – jest ofen­sy­wa. Wska­zu­jąc na re­al­ny ob­szar od­po­wie­dzial­no­ści za współ­cze­sny świat, zrywa z kon­ser­wa­tyw­nym bia­do­le­niem, do któ­re­go skłon­no­ści miał jego brat Frie­drich.

W mojej pry­wat­nej hi­sto­rii warto wska­zać jesz­cze jeden mo­ment zwią­za­ny z Jünge­rem. Na Uni­wer­sy­te­cie Pa­pie­skim w Kra­ko­wie, z któ­rym je­stem zwią­za­ny, udało się jakiś czas temu stwo­rzyć coś na kształt se­mi­na­rium, pro­wo­ka­cyj­nie na­zwa­ne­go „To­tal­na Mo­bi­li­za­cja”. Przed dwa – trzy lata spo­ty­ka­li się na nim stu­den­ci (nie tylko z uczel­ni – czę­sto więk­szość spoza niej), czy­ta­jąc ko­lej­ne tek­sty Jüngera. Dwu­krot­nie we współ­pra­cy z pro­fe­so­rem Ku­nic­kim udało się zor­ga­ni­zo­wać se­mi­na­ria wy­jaz­do­we, raz w So­bót­ce, raz we Wro­cła­wiu. Obec­nie – choć se­mi­na­rium już nie dzia­ła – po­zo­stał po nim au­to­no­micz­ny pro­fil „To­tal­na Mo­bi­li­za­cja” na Fa­ce­bo­oku. Obec­nie to plat­for­ma, na któ­rej kilku re­dak­to­rów wpro­wa­dza w obieg in­ter­ne­to­wy swoje fa­scy­na­cje. Da­le­ko nam przy tym od idei zwy­kłe­go pro­pa­go­wa­nia okre­ślo­ne­go au­to­ra – sta­ra­my się ra­czej wy­zna­czać wła­sne ho­ry­zon­ty, bez wąt­pie­nia jed­nak w opar­ciu o kon­kret­ne in­spi­ra­cje.

Jakub Maj­mu­rek: Po raz pierw­szy na Jüngera tra­fi­łem pod ko­niec lat 90. Czy­ta­łem pierw­sze re­cen­zje jego ksią­żek, za­czy­na­ją­cych się wtedy uka­zy­wać w Pol­sce. Fa­scy­no­wa­ła mnie przede wszyst­kim po­li­tycz­na po­zy­cja Jüngera, jaka wy­ła­nia­ła się z lek­tu­ry tych omó­wień. Jego – jak się mi wtedy wy­da­wa­ło –głę­bo­ko re­ak­cyj­na po­sta­wa, kon­te­stu­ją­ca pewne fun­da­men­ty (po)no­wo­cze­snej de­mo­kra­cji li­be­ral­nej, uzna­wa­ne prze­ze mnie za oczy­wi­ste oczy­wi­sto­ści. Do Jüngera cią­gnę­ło mnie więc z po­cząt­ku pra­gnie­nie wy­sta­wie­nia na próbę wła­sne­go „pro­gre­syw­ne­go credo”, obiet­ni­ca skon­fron­to­wa­nia się z ra­dy­kal­nie od­mien­nym typem my­śle­nia od tego, któ­rym od­dy­cha­ło się w nie-pra­wi­co­wej Pol­sce prze­ło­mu wie­ków. Przy tym, czy­ta­jąc nawet nie­przy­chyl­ne Jünge­ro­wi omó­wie­nia, dało się wy­czuć, że to zu­peł­nie inna wraż­li­wość kon­ser­wa­tyw­na niż ta od­stra­sza­ją­ca mnie w pol­skich pra­wi­co­wo-ko­ściel­nych for­ma­cjach. Sło­wem, w Jünge­rze szu­ka­łem twór­cy zbó­jec­kie­go.

Jakub Baran: Z Jünge­rem spo­tka­łem się po raz pierw­szy bo­daj­że w oko­li­cach ma­tu­ry, kiedy czy­ta­ło się go razem z in­ny­mi pa­pie­ża­mi kontr­kul­tu­ry – Ro­ber­tem An­to­nem Wil­so­nem, Wil­lia­mem Bur­ro­ugh­sem czy Ale­jan­dro Jo­do­row­skim. W końcu nie kto inny tylko Jünger brał LSD z Al­ber­tem Hof­f­ma­nem. Już na stu­diach wpa­dła mi w ręce „Pu­bli­cy­sty­ka po­li­tycz­na 1919-1936”. Siłą rze­czy naj­bar­dziej in­te­re­so­wa­ła mnie nie re­wo­lu­cja kon­ser­wa­tyw­na, a fi­lo­zo­fia tech­ni­ki – roz­róż­nie­nie na tech­ni­kę miesz­czań­ską i tech­ni­kę, która na po­wrót zbli­ża czło­wie­ka do sfery ele­men­tar­nej, po Nie­tz­sche­ań­sku mó­wiąc, po­wo­du­ją­cą „zwięk­sze­nie stop­nia mocy”.

W mię­dzy­cza­sie tra­fi­łem na se­mi­na­rium „To­tal­na Mo­bi­li­za­cja” pro­wa­dzo­ne przez dra Ma­cie­ja Za­krzew­skie­go na UPJP2. Czy­ta­li­śmy „W sta­lo­wych bu­rzach”, spie­ra­li­śmy się o „Ro­bot­ni­ka”, za­głę­bia­li­śmy w „Pro­mie­nio­wa­nia”. Udało nam się nawet wy­brać wspól­nie na se­mi­na­rium z prof. Woj­cie­chem Ku­nic­kim na Górę Ślężę – kli­mat pra­wie jak w te­le­dy­sku La­ibach „Life is Life”.

Jünger fa­scy­nu­je mnie przede wszyst­kim dla­te­go, że w jego bio­gra­fii za­wie­ra się wła­ści­wie cały wiek XX. Od od­zna­czo­ne­go me­da­la­mi we­te­ra­na i zwo­len­ni­ka re­wo­lu­cji kon­ser­wa­tyw­nej, przez wy­znaw­cę tech­ni­ki, po­wo­jen­ne­go zwo­len­ni­ka wiecz­ne­go po­ko­ju, pi­sa­rza scien­ce fic­tion, który w swo­ich po­wie­ściach ujaw­nia pro­fe­tycz­ne wręcz zdol­no­ści, aż do psy­cho­nau­ty – Jünger za­wsze bie­rze się za bary ze swoją epoką.

Na­ta­lia Żar­ska: Ze­tknę­łam się z Jünge­rem jesz­cze na stu­diach li­cen­cjac­kich i wy­trwa­łam przy nim do­brych parę lat: prze­pro­wa­dził mnie przez ma­gi­ste­rium i dok­to­rat. Kiedy czło­wiek tak długo po­chy­la się nad twór­czo­ścią jed­ne­go pi­sa­rza, otwie­ra on przed nim ko­lej­ne drzwi, po­ka­zu­je prze­róż­ne trud­no­do­stęp­ne ku­rio­za, staje się w pew­nym sen­sie prze­wod­ni­kiem po świe­cie ludz­kiej myśli. W przy­pad­ku Jüngera za­ko­rze­nie­nie w kul­tu­rze, oczy­ta­nie, eru­dy­cja, spe­cy­ficz­na per­spek­ty­wa były dla mnie atrak­cyj­niej­sze od au­tor­skich kon­cep­tów. Lubię Jüngera wraż­li­we­go, wy­su­bli­mo­wa­ne­go, za­nu­rzo­ne­go w ja­kichś sło­necz­nych, upal­nych kli­ma­tach, mniej na­to­miast styl pru­skie­go żoł­nie­rza i jego pół­noc­ne, zi­mo­we kra­jo­bra­zy.

2. Który spo­śród tek­stów Jüngera jest dla Cie­bie naj­waż­niej­szy? Dla­cze­go aku­rat ten?

Ma­ciej Za­krzew­ski: W przy­pad­ku tego au­to­ra trud­no silić się na jakąś ja­ko­ścio­wą kwa­li­fi­ka­cję. Jego twór­czość ma różne fazy, a po­szcze­gól­ne utwo­ry czę­sto po­ru­sza­ją się po nie­przy­sta­wal­nych do sie­bie ob­sza­rach. Jak można np. po­rów­nać „Ro­bot­ni­ka” i „Na mar­mu­ro­wych ska­łach”? Trze­ba wska­zać ar­bi­tral­nie. Po­zo­sta­nę zatem wier­ny pierw­sze­mu za­uro­cze­niu i po­wiem, że „Ro­bot­nik”. Tam wi­docz­ny jest szkie­let dia­gno­stycz­ny obec­ny w in­nych dzie­łach; bez zna­jo­mo­ści tego trak­ta­tu nie da się zro­zu­mieć głów­nych in­tu­icji i przede wszyst­kim mo­ty­wa­cji Jüngera. Wpraw­dzie póź­niej prze­cho­dzi on na po­zy­cję wy­co­fa­nia, po­ja­wia­ją się po­sta­cie Le­śne­go Wę­drow­ca (bądź Eks­plo­ra­to­ra Bez­dro­ży), rot­mi­strza Ri­char­da, Jünger zmie­nia swoje oso­bi­ste usta­wie­nie wzglę­dem no­wo­cze­sno­ści, ale wy­raź­nie widać, że tzw. pro­ces to­tal­nej mo­bi­li­za­cji nie za­koń­czył się i wciąż trwa, prze­mie­nia­jąc spo­łe­czeń­stwo i czło­wie­ka. Jünger wie, że po­ja­wia­ją się siły ty­ta­nicz­ne, jed­nak mimo wszyst­ko czło­wiek jest zdol­ny two­rzyć wła­sny ho­ry­zont, bu­do­wać prze­strzeń wła­snej, oso­bi­stej wol­no­ści (ab­so­lut­nie nie wol­no­ści po­wszech­nej) – bądź to jako anar­cha, bądź jako Zap­pa­ro­ni ze „Szkla­nych psz­czół”. Trak­to­wa­nie Jüngera jako kon­ser­wa­tyw­ne­go kry­ty­ka tech­ni­ki, które czę­sto po­ja­wia się w re­cen­zjach tej po­wie­ści, jest, moim zda­niem, mylne i wy­ni­ka wła­śnie z nie­zna­jo­mo­ści „Ro­bot­ni­ka”.

Jakub Maj­mu­rek: Chyba nie je­stem w sta­nie wska­zać jed­ne­go. Spró­bu­ję ogra­ni­czyć się do trzech.

Po pierw­sze, „Na mar­mu­ro­wych ska­łach”. Ta nie­wiel­ka książ­ka jest dla mnie por­ta­lem do gma­chu Jünge­row­skiej myśli, sku­pia w sobie i wy­ra­ża wszyst­kie jej pro­ble­my i na­pię­cia, na po­dob­nej za­sa­dzie, na ja­kiej „Mi­łość Swan­na” robi to z ca­ło­ścią „W po­szu­ki­wa­niu stra­co­ne­go czasu”. Do dziś przy każ­dej lek­tu­rze za­chwy­ca mnie gę­stość tej książ­ki, pre­cy­zja i emo­cjo­nal­na siła opisu. Jest to jedna z naj­bar­dziej fa­scy­nu­ją­cych ale­go­rii hi­sto­rycz­ne­go do­świad­cze­nia XX wieku w li­te­ra­tu­rze oraz tyleż mi obcy, co na swój spo­sób po­cią­ga­ją­cy obraz kon­ser­wa­tyw­nej uto­pii.

Po dru­gie, „Pro­mie­nio­wa­nia”. To jedno z naj­cie­kaw­szych dla mnie li­te­rac­kich świa­dectw z cza­sów II wojny świa­to­wej, fa­scy­nu­ją­ce do czy­ta­nia w Pol­sce wła­śnie ze wzglę­du na ra­dy­kal­ną od­mien­ność per­spek­ty­wy Jüngera i wszyst­kie dwu­znacz­no­ści jego po­sta­wy. W „Pro­mie­nio­wa­niach” widać dzie­jo­wą ka­ta­stro­fę Nie­miec z punk­tu wi­dze­nia kogoś, kto w oku cy­klo­nu pró­bu­je oca­lić pod­sta­wo­wą god­ność i au­to­no­mię, mając świa­do­mość nie­uchron­no­ści klę­ski i pętli za­ci­ska­ją­cej się wokół ko­ko­nu wła­sne­go przy­wi­le­ju. Nawet jeśli Jünger iry­tu­je tym, jak usta­wia sobie wiele pro­ble­mów, nawet jeśli w Pol­sce mogą obu­rzać jego prze­mil­cze­nia, obo­jęt­ność na praw­dzi­wy wy­miar dzie­jo­wej tra­ge­dii, w ja­kiej uczest­ni­czy, to ten dra­mat po­zo­sta­je nie­zwy­kle li­te­rac­ko praw­dzi­wy.

Po trze­cie, esej „Przez linię” – fi­lo­zo­ficz­ny tekst z lat 50. de­dy­ko­wa­ny Mar­ti­no­wi He­ideg­ge­ro­wi. Pi­sarz mie­rzy się w nim z cen­tral­nym dla swo­je­go po­wo­jen­ne­go pi­sar­stwa pro­ble­mem ni­hi­li­zmu spo­łe­czeń­stwa ma­so­we­go i cy­wi­li­za­cji tech­nicz­nej. Wiele cząst­ko­wych ob­ser­wa­cji i dia­gnoz dziś wy­da­je się chy­bio­nych lub nie­wcze­snych, ale cały obec­ny w tym tek­ście dia­lek­tycz­ny ruch zbli­żeń, ata­ków i uni­ków wobec póź­nej no­wo­cze­sno­ści, próba po­szu­ki­wa­nia prze­wrot­ne­go opty­mi­zmu i wol­no­ści po­zo­sta­ją czymś sza­le­nie in­te­re­su­ją­cym.

Jakub Baran: Nie spo­sób jest wy­mie­nić jed­ne­go naj­waż­niej­sze­go tek­stu Jüngera. W dużej mie­rze czy­tam go „w ca­ło­ści”, śle­dząc po­szcze­gól­ne wątki, które w ko­lej­nych pra­cach ule­ga­ją prze­kształ­ce­niom i re­in­ter­pre­ta­cjom. Je­że­li jed­nak miał­bym rze­czy­wi­ście wska­zać jeden tekst, to nie byłby to wcale mo­nu­men­tal­ny „Ro­bot­nik”, ale po­wo­jen­ny zbiór roz­wa­żań „Węzeł Gor­dyj­ski”. Jünger traci w nim swoją wcze­śniej­szą pew­ność sie­bie, kwe­stia tech­ni­ki zo­sta­je spro­ble­ma­ty­zo­wa­na, z ro­bot­ni­ka pod­da­ne­go to­tal­nej mo­bi­li­za­cji pi­sarz prze­cho­dzi na po­zy­cję eks­plo­ra­to­ra bez­dro­ży, póź­niej­sze­go anar­chy.

Nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­ce są też póź­niej­sze po­wie­ści fan­ta­stycz­ne Jüngera, po­rów­ny­wa­ne zresz­tą do twór­czo­ści Sta­ni­sła­wa Lema, m.​in. „Szkla­ne psz­czo­ły”, „Eu­me­swil” (obie w ka­ta­lo­gu Kor­po­ra­cji Ha!art), „He­lio­po­lis” czy „Pro­blem Ala­dy­na”. Jak przy­sta­ło na SF z praw­dzi­we­go zda­rze­nia, prze­wi­du­ją one wiele wy­na­laz­ków po­stę­pu tech­nicz­ne­go na de­ka­dy wprzód.

Na­ta­lia Żar­ska: Długo zaj­mo­wa­łam się „Grami afry­kań­ski­mi” (w dok­to­ra­cie) – to po­god­ne, choć bar­dzo iro­nicz­ne roz­li­cze­nie Jüngera z jego uciecz­ką do Legii Cu­dzo­ziem­skiej, a za­ra­zem z pew­nym eta­pem w hi­sto­rii ogrom­nej czę­ści nie­miec­kich męż­czyzn, któ­rzy ze­tknę­li się z ru­chem re­for­my życia, a któ­rym spo­łe­czeń­stwo miesz­czań­skie nie miało nic do za­ofe­ro­wa­nia. Rzecz pi­sa­na była w cza­sie, gdy Jünger wy­brał emi­gra­cję we­wnętrz­ną, za­szył się na pro­win­cji i nie miał już złu­dzeń, jaki obrót przy­bio­rą spra­wy. „Gry afry­kań­skie” pisał z po­zy­cji buntu wobec na­ro­do­we­go za­dę­cia III Rze­szy, z po­li­to­wa­niem pa­trząc na swych ro­da­ków.

Trze­ba tę po­wieść ko­niecz­nie prze­tłu­ma­czyć! Choć­by dla­te­go, że po­ja­wia się tutaj jedna z nie­wie­lu po­zy­tyw­nych po­sta­ci ko­bie­cych w twór­czo­ści Jüngera – oni­rycz­na Do­ro­ta, po tro­chu obiekt uwiel­bie­nia, anioł stróż i na­uczy­ciel­ka, in­spi­ro­wa­na po­sta­cią św. Do­ro­ty (z pra­we­go skrzy­dła oł­ta­rza św. Ka­ta­rzy­ny au­tor­stwa Cra­na­cha Star­sze­go) oraz, co wiemy z rę­ko­pi­su utwo­ru, dia­bli­cy Bion­det­ty z „Dia­bła za­ko­cha­ne­go” Ja­cqu­esa Ca­zot­te’a. Potem w „Pro­mie­nio­wa­niach” – także tylko w rę­ko­pi­sie – utoż­sa­mi tę Do­ro­tę z So­phie Ra­vo­ux, swoją pa­ry­ską uko­cha­ną. Jünger miał z ko­bie­ta­mi jakiś pro­blem w swo­jej pro­zie, za­cho­wy­wał się zu­peł­nie tak, jakby chciał kij­kiem Wisłę za­wró­cić.

3. Czy któ­raś z kon­cep­cji wy­two­rzo­nych lub roz­wi­nię­tych przez Jüngera wy­da­je Ci się szcze­gól­nie tra­fio­na – lub wręcz prze­ciw­nie, szcze­gól­nie chy­bio­na (np. wcze­sne kon­cep­cje to­tal­nej mo­bi­li­za­cji, ro­bot­ni­ka czy kon­struk­cji or­ga­nicz­nej, albo póź­niej­sze – anar­chy, post­hi­sto­rii, eks­plo­ra­cji bez­dro­ży)? Dla­cze­go?

Ma­ciej Za­krzew­ski: Każda z tych kon­cep­cji jest na swój spo­sób fa­scy­nu­ją­ca, a nie­któ­re są ze sobą or­ga­nicz­nie ze­spo­lo­ne. Dla mnie klu­czo­we jest zda­nie zwią­za­ne z za­gad­nie­niem tech­ni­ki i kon­struk­cji or­ga­nicz­nej, po­cho­dzą­ce z jed­ne­go z ese­jów z tomu „Węzeł gor­dyj­ski” – ,„nikt nie prze­sko­czy wła­sne­go cie­nia”. Co to zna­czy? Że co­kol­wiek czło­wiek zrobi, wy­two­rzy, do­ko­na, nie prze­ła­mie swo­ich or­ga­nicz­nych usta­wień – może je po­tę­go­wać, ale ich nie zmie­ni. Oczy­wi­ście nie ozna­cza to sy­tu­acji sta­tycz­nej, czło­wiek prę­dzej do­pro­wa­dzi do au­to­de­struk­cji, niż sta­nie się bez­wol­nym nie­wol­ni­kiem ma­szy­ny. Je­że­li tech­no­lo­gia nas znie­wa­la, jest to re­zul­ta­tem na­sze­go kon­for­mi­zmu i wol­nej de­cy­zji, a nie żad­nej ko­niecz­no­ści. Tech­ni­ka co naj­wy­żej or­ga­ni­zu­je nasze życie, two­rzy ramy, ale nie po­zba­wia nas fun­da­men­tal­nej moż­li­wo­ści wy­bo­ru. Ma­szy­na jest mo­ral­nie prze­zro­czy­sta, winny jest czło­wiek. We­dług Jüngera tech­ni­ka/ma­szy­na/or­ga­ni­za­cja – do­peł­nia to, co or­ga­nicz­ne. Ręka, po­dob­nie jak kom­pu­ter, jest na­rzę­dziem woli. Nie można też za­po­mi­nać o kry­ty­ce ery miesz­czań­skiej, któ­rej isto­ta po­le­ga­ła na od­dzie­le­niu od sfery ele­men­tar­nej, two­rze­niu złud­ne­go „ko­ko­nu bez­pie­czeń­stwa”. Wszyst­ko, co czło­wiek two­rzy, winno po­śred­ni­czyć w otwie­ra­niu na do­świad­cze­nie i oswa­ja­nie sfery ele­men­tar­nej – wtedy nas ubo­ga­ca. Może jed­nak słu­żyć także jako izo­la­tor – wtedy po­zo­sta­je wciąż in­stru­men­tem czło­wie­ka, ale już nie ubo­ga­ca­ją­cym a przy­wra­ca­ją­cym kosz­tem wol­no­ści war­to­ści ducha miesz­czań­skie­go takie jak bez­pie­czeń­stwo i kon­for­mizm. Wkra­cza­my tym samym nie w ob­szar życia, ale na zie­mię ja­ło­wą.

Jakub Maj­mu­rek: Po­ję­cia (czy też ob­ra­zy i me­ta­fo­ry), które Jünger roz­wi­ja w „Ro­bot­ni­ku” oraz in­nych tek­stach z okre­su Re­pu­bli­ki We­imar­skiej (ro­bot­nik jako forma bytu, no­wo­cze­sność jako warsz­tat, to­tal­na mo­bi­li­za­cja), wy­da­ją mi się bar­dzo traf­ne do opisu „krót­kie­go wieku XX”. Okre­su mię­dzy koń­cem Wiel­kiej Wojny a upad­kiem re­al­ne­go so­cja­li­zmu, kiedy uprze­my­sło­wie­nie (obo­jęt­nie, czy w for­mie za­rzą­dza­ne­go przez pań­stwo ure­gu­lo­wa­ne­go ka­pi­ta­li­zmu, czy go­spo­dar­ki pla­no­wej de­mo­lu­dów) stwo­rzy­ło nowy ko­ściec, na któ­rym bu­do­wa­ła się spo­łecz­na tkan­ka. Ten okres jest już jed­nak – prz­yn­ajmniej w Eu­ro­pie – za­mknię­tą hi­sto­rią, era pro­duk­cji jako pod­sta­wo­wej formy uj­mo­wa­nia ludz­kiej ak­tyw­no­ści i wy­twa­rza­nia war­to­ści do­bie­gła końca. Jünge­row­skie roz­wa­ża­nia po­zo­sta­ją przy tym nie­zmien­nie po­moc­ne w na­szych pró­bach zro­zu­mie­nia epoki bez­po­śred­nio po­prze­dza­ją­cej naszą, cią­gle ją okre­śla­ją­cej. Warto mieć rów­nież na uwa­dze to, jak w prze­szło­ści były one – i mogą się stać po­now­nie – nie­od­por­ne na głę­bo­ko pro­ble­ma­tycz­ne po­li­tycz­ne prze­chwy­ce­nia.

W po­wo­jen­nym pi­sar­stwie Jüngera cie­ka­we są dla mnie nie tyle po­ję­cia, co dwa nie­ustan­nie wra­ca­ją­ce pro­ble­my: ni­hi­li­zmu i wol­no­ści. Gdy roz­wa­ża­nia pi­sa­rza krą­żą­ce wokół tych za­gad­nień kry­sta­li­zu­ją się w mniej lub bar­dziej po­stu­la­tyw­ne po­ję­cia (anar­cha, po­dą­ża­nie po bez­dro­żach), za­wsze po­zo­sta­wia mnie to z ja­kimś my­ślo­wym nie­do­sy­tem. Anar­cha to kon­cept efek­tow­ny, świet­nie miej­sca­mi pra­cu­ją­cy li­te­rac­ko, ale gdy go po­skro­bać, oka­zu­je się zbyt łatwy, płyt­ki, nie­wy­star­cza­ją­cy wobec skali pro­ble­mów, jakie dia­gno­zu­je sam Jünger.

Jakub Baran: Naj­bar­dziej u Jüngera in­te­re­su­je mnie kwe­stia tech­ni­ki. Jest on o wiele bar­dziej zniu­an­so­wa­ny od swo­je­go młod­sze­go brata, Frie­dri­cha Geo­r­ga, we­dług któ­re­go tech­ni­ka pod­po­rząd­ko­wu­je sobie ludz­kość ni­czym w „Ma­tri­xie”. Ernst Jünger – mimo że sam był świad­kiem po­raż­ki żoł­nie­rzy wy­zna­ją­cych etos he­ro­icz­ny w re­aliach wojny ma­te­ria­ło­wej – widzi w tech­ni­ce szan­sę. To wła­śnie me­ta­fi­zycz­ny sto­su­nek do tech­ni­ki de­fi­niu­je u niego ro­bot­ni­ka jako nową formę bytu. W pew­nym sen­sie Jünger-no­stal­gik prze­ży­wa­ją­cy kres etosu ry­cer­skie­go mie­sza się więc z Jünge­rem-trans­hu­ma­ni­stą, dla któ­re­go tech­ni­ka jest spo­so­bem na stwo­rze­nie nad­czło­wie­ka. Cie­ka­we wy­da­ją mi się też roz­wa­ża­nia na temat tech­nicz­nej flory i fauny, które stają się nową na­tu­rą czło­wie­ka. Ro­bo­ty-owa­dy ze „Szkla­nych psz­czół” nie są dla Jüngera zwy­kły­mi ma­szy­na­mi, a nowym ga­tun­kiem, z któ­rym czło­wiek – do­tych­cza­so­wy król stwo­rze­nia – musi na­uczyć się żyć.

Po­nad­to tech­ni­ka umoż­li­wia czło­wie­ko­wi no­wo­cze­sne­mu po­now­ny do­stęp do sfery ele­men­tar­nej, która jest moim dru­gim ulu­bio­nym Jünge­row­skim po­ję­ciem. Czym jest sfera ele­men­tar­na? To wznio­słość pły­ną­ca z sił na­tu­ry, z ży­wio­łów, ale też z wnę­trza czło­wie­ka, kiedy do­ko­nu­je on aktów he­ro­icz­nych. Pa­ra­dok­sal­nie to wła­śnie tech­ni­ka, która w prze­ko­na­niu wielu od­da­la czło­wie­ka od na­tu­ry, po­zwa­la mie­rzyć się z jej po­tę­gą na wcze­śniej nie­spo­ty­ka­ną skalę – by wspo­mnieć choć­by przy­pa­dek lą­do­wa­nia na Księ­ży­cu.

Na ko­niec dodam, że z tego, co udało mi się usta­lić, Jünger jest też chyba pierw­szym my­śli­cie­lem, który użył ter­mi­nu ac­ce­le­ran­do w zna­cze­niu wy­kład­ni­cze­go roz­wo­ju tech­ni­ki i przy­śpie­sze­nia do­świad­cza­ne­go przez ludz­kość.

Na­ta­lia Żar­ska: Wciąż wy­da­ją mi się prze­ra­ża­ją­co ak­tu­al­ne! Coraz ak­tu­al­niej­sze, nie­kie­dy wręcz pro­ro­cze. W ubie­głe wa­ka­cje, pod­czas mej ostat­niej uważ­nej lek­tu­ry „Eu­me­swil”, włosy sta­wa­ły mi dęba, kiedy od­kry­wa­łam ko­lej­ne ana­lo­gie do sy­tu­acji, w jaką po­pa­dli­śmy. Po­dob­nie mu­sie­li czuć się czy­tel­ni­cy „Na mar­mu­ro­wych ska­łach” po roku 1939… Cóż nam bo­wiem po­zo­sta­ło, jaki mamy wybór w ob­li­czu kom­plet­ne­go wy­ja­ło­wie­nia na­sze­go świa­ta? Jak ura­to­wać sie­bie? Mo­że­my przy­jąć po­sta­wę anar­chy –kom­plet­ne­go cy­ni­ka moim zda­niem – albo ru­szyć w pra­pusz­czę z na­dzie­ją, że na czole wy­ro­śnie nam róg.

4. „Z twór­czo­ścią ja­kich au­to­rów/ek ze­sta­wił­byś/abyś twór­czość Ern­sta Jüngera? Czy uwa­żasz go za kon­ty­nu­ato­ra kon­kret­nych prą­dów li­te­rac­kich/my­ślo­wych, czy ra­czej za twór­cę „osob­ne­go”, au­to­no­micz­ne­go?

Ma­ciej Za­krzew­ski: Ernst Jünger jest w pew­nej mie­rze pi­sa­rzem eklek­tycz­nym, świa­do­mym tra­dy­cji in­te­lek­tu­al­nych ist­nie­ją­cych przed nim, wy­ko­rzy­stu­ją­cym i do­pa­so­wu­ją­cym je do współ­cze­sno­ści. Nieco uprasz­cza­jąc, można po­wie­dzieć, że jest to Nie­tz­sche (bądź Stir­ner) doby te­le­wi­zji. To, co w nim naj­bar­dziej in­te­re­su­ją­ce, to wła­śnie ze­sta­wie­nie, zde­rze­nie daw­nych nie­miec­kich tra­dy­cji ni­hi­li­zmu i swo­iste­go stir­ne­row­skie­go anar­chi­zmu ze świa­tem współ­cze­snym. To zde­rze­nie, któ­re­go Jünger do­ko­nu­je nie­ja­ko w samym sobie, jest czymś nie­zwy­kle cen­nym. I chyba uni­ka­to­wym.

Jakub Maj­mu­rek: Jünger wy­ra­sta oczy­wi­ście z pew­nych okre­ślo­nych tra­dy­cji in­te­lek­tu­al­nych: z nie­miec­kie­go ro­man­ty­zmu, Nie­tz­sche­go, śro­do­wi­ska re­wo­lu­cji kon­ser­wa­tyw­nej w Re­pu­bli­ce We­imar­skiej. Trud­no nie za­uwa­żyć po­kre­wień­stwa pew­nej ele­men­tar­nej wraż­li­wo­ści z Got­t­frie­dem Ben­nem, po­do­bień­stwa pytań o ni­hi­lizm z po­szu­ki­wa­nia­mi He­ideg­ge­ra czy ko­re­spon­den­cji hi­sto­rio­zo­ficz­nej me­lan­cho­lii i pytań o na­tu­rę świa­to­we­go po­rząd­ku po ka­ta­stro­fie II wojny z pi­śmien­nic­twem Carla Schmit­ta. Po­nad­to re­flek­sje na temat po­li­ty­ki no­wo­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa ma­so­we­go bie­gną u Schmit­ta po­dob­ny­mi to­ra­mi.

Dzie­ło Jüngera wcho­dzi też jed­nak w bar­dzo in­te­re­su­ją­ce, nie­oczy­wi­ste po­wi­no­wac­twa z li­te­rac­ki­mi świa­ta­mi, two­rzo­ny­mi przez bar­dzo od­le­głych mu bio­gra­ficz­nie, po­li­tycz­nie i sty­li­stycz­nie au­to­rów. Henry Mil­ler nie ma w sobie nic z Jünge­row­skie­go kla­sy­cy­zmu, a jed­nak jego prozę prze­ni­ka­ją po­dob­ne anar­chicz­ne im­pul­sy.

Jakub Baran: Jünger jest przede wszyst­kim nie­miec­kim my­śli­cie­lem mie­rzą­cym się z wy­zwa­nia­mi XX wieku. Dys­ku­sje z ta­ki­mi fi­lo­zo­fa­mi jak He­ideg­ger czy Schmitt po­ja­wia­ją się w tek­stach Jüngera expli­ci­te. Można też czy­tać go jako przed­sta­wi­cie­la fi­lo­zo­fii tech­ni­ki, któ­rej pre­kur­so­rem był Ernst Kapp. Jünger jest jed­nak ra­czej my­śli­cie­lem niż fi­lo­zo­fem – wszyst­kie jego idee są prze­fil­tro­wa­ne przez bio­gra­ficz­ne do­świad­cze­nie i wy­ra­żo­ne w nie­pod­ra­bial­nym li­te­rac­kim stylu. I być może wła­śnie ta toż­sa­mość my­śle­nia, życia i li­te­ra­tu­ry sta­no­wi o jego naj­więk­szej war­to­ści.

Na­ta­lia Żar­ska: Oczy­wi­ście nie by­ło­by Jüngera, gdyby nie całe po­kła­dy tra­dy­cji, które żar­łocz­nie, a za­ra­zem kre­atyw­nie re­cy­po­wał. Dla mnie jest on szcze­gól­nie atrak­cyj­ny jako kon­ty­nu­ator re­wo­lu­cyj­nych po­my­słów nie­miec­kich ro­man­ty­ków, któ­rzy jako pierw­si buch­nę­li fe­erią po­my­słów na to, jak na nowo za­cza­ro­wać świat, nie tra­cąc jed­no­cze­śnie zdo­by­tej au­to­no­mii i pod­mio­to­wo­ści. Buch­nę­li i ode­szli w nie­pa­mięć, bo są trud­ni w od­bio­rze, her­me­tycz­ni. Jünger tro­chę ich za­po­śred­ni­cza, ak­tu­ali­zu­je, oży­wia ich po­ety­kę – za co je­stem mu wdzięcz­na, bo za­sad­ni­czo tkwi­my wciąż w tym samym miej­scu, co ro­man­ty­cy, po­grą­że­ni w tym samym kry­zy­sie po­znaw­czym, toż­sa­mo­ścio­wym, du­cho­wym. W tym sen­sie więc wcale taki au­to­no­micz­ny i od­kryw­czy nie był, wie­dział jed­nak do czego się­gnąć, miał nosa, był szpe­ra­czem i zna­ko­mi­tym znaw­cą.

5. Po­mi­mo wy­ra­zi­stych, a cza­sem ra­dy­kal­nych po­glą­dów, Ernst Jünger unik­nął losu pi­sa­rza śro­do­wi­sko­we­go. Jest dziś w Pol­sce czy­ta­ny, po­pu­la­ry­zo­wa­ny i wy­da­wa­ny przez roz­ma­ite kręgi, pra­wi­co­we i le­wi­co­we. Czy dzię­ki Jünge­ro­wi mo­że­my le­piej ro­zu­mieć i ar­ty­ku­ło­wać nasze zbio­ro­we do­świad­cze­nia – kry­zy­su de­mo­kra­tycz­ne­go pań­stwa, za­ła­ma­nia się wiary w po­stęp, tech­ni­cy­za­cji i au­to­ma­ty­za­cji, przy­śpie­sza­ją­ce­go ka­pi­ta­li­zmu?

Ma­ciej Za­krzew­ski: W samym Kra­ko­wie do­szło do sym­bo­licz­ne­go wy­da­rze­nia. Jüngera wy­da­ły dwa wy­daw­nic­twa le­żą­ce na dwóch róż­nych stro­nach ulicy Du­na­jew­skie­go, re­pre­zen­tu­ją­ce jed­nak ra­dy­kal­nie od­mien­ne świa­ty ide­owe. „Szkla­ne Psz­czo­ły” wydał le­wi­co­wy Haart!, a „Węzeł gor­dyj­ski” i „Pu­bli­cy­sty­kę po­li­tycz­ną” pra­wi­co­we Ar­ca­na. Takie prze­kra­cza­nie ho­ry­zon­tów par­ty­ku­lar­nych jest chyba naj­waż­niej­szą ozna­ką, iż dany autor ma coś wię­cej do po­wie­dze­nia. Po­dob­nie dzie­je się ze Schmit­tem i Fo­ucaul­tem, ale nie­wie­lu jest ta­kich au­to­rów. Nie cho­dzi tu nawet o kon­kret­ne sche­ma­ty in­te­lek­tu­al­ne, które Jünger two­rzył, ale przede wszyst­kim o pewną dia­gno­stycz­ną wraż­li­wość i emo­cjo­nal­ną do­stoj­ność. Wy­po­wie­dzi Jüngera, jak wiele in­nych rze­czy, mogą z cza­sem się dez­ak­tu­ali­zo­wać, ale spo­sób po­strze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści, do­cie­ka­nia nie­oczy­wi­stych, acz re­al­nych po­wią­zań, anar­chicz­ny in­dy­wi­du­alizm po­zo­sta­ją tym, co naj­waż­niej­sze. Jego myśl nie two­rzy ja­kiejś szko­ły czy dok­try­ny, ale wy­cho­wu­je in­te­lek­tu­al­nych bo­jow­ni­ków, anar­chów, przy­po­mi­na­ją­cych o moż­li­wo­ści bycia wol­nym nawet w świe­cie, w któ­rym czas się za­trzy­mał.

Jakub Maj­mu­rek: Jünger za­wsze po­tra­fił unik­nąć ta­kie­go za­szu­flad­ko­wa­nia – po­dob­no w Re­pu­bli­ce We­imar­skiej pro­po­zy­cje star­tu w wy­bo­rach par­la­men­tar­nych skła­da­ło mu za­rów­no KPD, jak i NSDAP. Po woj­nie miał bar­dzo sze­ro­ką re­cep­cję we Fran­cji, wiel­kim ad­mi­ra­to­rem jego twór­czo­ści po­zo­sta­wał so­cja­li­stycz­ny pre­zy­dent François Mit­te­rand, który na stu­le­cie uro­dzin pi­sa­rza – jakby nie było we­te­ra­na dwóch wojen prze­ciw Fran­cji – wy­gło­sił pięk­ną prze­mo­wę, w któ­rej po­rów­ny­wał go do Sten­dha­la, Hölder­li­na i Nie­tz­sche­go. Dziś Jünger daje się czy­tać na le­wi­cy rów­nież dla­te­go, że nie bar­dzo na­da­je się do wcią­gnię­cia na sztan­dar przez naj­głup­sze, naj­bar­dziej za­ja­dłe odzia­ły sztur­mo­we pra­wi­co­wych wojen kul­tu­ro­wych. Nie po­zwa­la się zre­du­ko­wać do po­zy­cji teu­toń­skie­go Jeana Ra­spa­ila.

Jünger po­zo­sta­je jed­nym z klu­czo­wych li­te­rac­kich świad­ków wieku XX, tym cie­kaw­szym, im bar­dziej wę­dru­je w trud­no dla nas ak­cep­to­wal­ne re­jo­ny. Jego pi­sar­stwo nie za­trzy­mu­je się przy tym w wieku XX. Gdy nie­daw­no czy­ta­łem „Szkla­ne psz­czo­ły” – wiel­kie gra­tu­la­cje dla Kuby Ba­ra­na za wy­da­nie tego w Ha!arcie – mia­łem po­czu­cie ude­rza­ją­cej ak­tu­al­no­ści tego dzie­ła. To książ­ka, w któ­rej także le­wi­co­wy in­te­li­gent wieku XXI może od­na­leźć swoje roz­ter­ki i nie­po­ko­je o to, co ma wła­ści­wie robić w erze ka­pi­ta­li­zmu Go­ogle’a, cyber kor­pów i ko­lej­nych fal re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej.

W ogóle me­lan­cho­lia Jüngera może tra­fić na współ­cze­snej le­wi­cy na po­dat­ny grunt. Tak jak jego bo­ha­te­ro­wie wy­da­wa­li się nie­raz roz­bit­ka­mi z po­przed­nich stu­le­ci w Erze Ro­bot­ni­ka, tak w Wieku Fa­ce­bo­oka i Trum­pa pro­gre­syw­ny in­te­li­gent wy­da­je się żywą ska­mie­li­ną po­przed­niej epoki, we­te­ra­nem prze­gra­nych wojen, ka­wa­le­rzy­stą w epoce wojny ma­te­ria­ło­wej i cięż­kich ka­ra­bi­nów ma­szy­no­wych.

Jakub Baran: Je­stem jed­nym z tych przed­sta­wi­cie­li le­wi­cy, dla któ­rych Jünger jest wart czy­ta­nia i wy­da­wa­nia. W Kor­po­ra­cji Ha!art szy­ku­je­my ko­lej­ne po „Szkla­nych psz­czo­łach” tłu­ma­cze­nie po­wie­ści fan­ta­stycz­nej Jüngera – tym razem bę­dzie to „Eu­me­swil”. W pew­nym sen­sie wszy­scy je­ste­śmy jak bo­ha­te­ro­wie z jego po­wie­ści rzu­ce­ni w nowy, opa­no­wa­ny przez ma­szy­ny świat, wciąż za­ko­rze­nie­ni w cza­sach, które dawno już mi­nę­ły. Py­ta­nia o to, do czego może po­słu­żyć nam tech­ni­ka – i rów­nie ważne: o to, co tech­ni­ka robi z nami – mogły być pro­fe­tycz­ne kil­ka­dzie­siąt lat temu. Teraz, kiedy je­ste­śmy pod­łą­cze­ni do ma­szyn prak­tycz­nie 24/7, a po­stęp tech­nicz­ny za­miast do­pro­wa­dzić, jak pisał kie­dyś Jünger, do „udu­cho­wie­nia pla­ne­ty”, pro­wa­dzi do jej znisz­cze­nia, oka­zu­ją się ab­so­lut­nie re­al­ne i fun­da­men­tal­ne.

Na­ta­lia Żar­ska: Wspa­nia­le sfor­mu­ło­wa­ne py­ta­nie re­to­rycz­ne!

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

Maciej Zakrzewski
ur. 1980, zajmuje się polską myślą konserwatywną XIX i XX w. Związany z Ośrodkiem Myśli Politycznej, wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, pracownik krakowskiego IPNu. Popularyzator twórczości Ernsta Jüngera, założyciel fanpage'a "Totalna Mobilizacja".

Jakub Majmurek
ur. 1982, filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisze także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”.

Jakub Baran
ur. 1990, studiował filozofię na UJ. Działacz Razem, współpracował z Korporacją Ha!art. Specjalista PR, publicysta i redaktor. Miłośnik kultury fizycznej.

Natalia Żarska
ur. 1976, germanistka, tłumaczka dzieł Ernsta Jüngera, badaczka jego twórczości. Zajmuje się także romantyzmem niemieckim, szczególnie Josephem von Eichendorffem. Pracuje w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwerytetu Wrocławskiego.

Jacek Wia­der­ny
ur. 1994, ab­sol­went kul­tu­ro­znaw­stwa w Ko­le­gium MISH Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Pu­bli­ko­wał m.​in. w „Twór­czo­ści”,„Nowej Orgii Myśli”, „Ha!arcie”. W „Małym For­ma­cie” pisze i re­da­gu­je.
Jakub Wolak
ur. 1995, stu­dent fi­lo­zo­fii i fi­lo­lo­gii kla­sycz­nej w ra­mach MISH UJ, zwią­za­ny z Fun­da­cją Au­gu­sta hr. Ciesz­kow­skie­go i kwar­tal­ni­kiem "Kro­nos". Or­ga­ni­za­tor Stu­denc­kich Spo­tkań Fi­lo­zo­ficz­nych.
redakcjaJacek Wiaderny
korekta Lidia Nowak
POPRZEDNI

varia proza  

Anarcha

— Ernst Jünger

NASTĘPNY

rozmowa  

Chwytanie chrząszczy

— Jakub Wolak