Przedruk
Tekst został opublikowany pierwotnie w numerze 9-10/2018 „Literatury na Świecie". Za zgodę na przedruk dziękujemy Marcinowi Szusterowi.
Kenneth Koch: „The Soviet Room”, Collected Fiction of Kenneth Koch, Coffee House Press, Minneapolis 2005, © 2005 by the Kenneth Koch Literary Estate.
W każdym domu – i dostatecznie przestronnym mieszkaniu – był kiedyś tak zwany pokój radziecki, w którym ludzie, jeśli tylko mieli ochotę, mogli sobie siedzieć i rozprawiać o komunizmie. Radziecki pokój w naszym mieszkaniu miał jakieś dziesięć stóp szerokości i trzydzieści stóp długości. Czasami można było odnieść wrażenie, że panuje tam lekki ścisk; pokój przypominał korytarz. Korytarz dziejów, którym podążamy z resztą ludzkości, jak to ujęła jedna z odwiedzających nas osób.
Pamiętam z dzieciństwa, że toczono tam ożywione dyskusje. W owym czasie (między dziesiątym a jedenastym rokiem życia) zaprzątały mnie głównie występy w szkolnym teatrze. Szczególną frajdę sprawiało mi granie w sztukach Shawa i Ibsena. Nie pozwól, żeby cię wtykali do tych burżuazyjnych sztuczydeł, powiedział pan Barrelson, jeden z częstych gości w naszym domu. Jasne, jasne, wyrwało mi się, choć wcale nie było jasne, o co mu chodzi, tyle że innych sztuk nie ma, w mojej szkole robi się tylko takie, a ja chcę w nich grać.
Przynajmniej nie jest to Noel Coward, Arthur Wing Pinero czy inne barachło, wtrąciła Linda Lillienhauser, kolejna bywalczyni naszych spotkań. Shaw i Ibsen nie są jeszcze tacy źli. W dwa okna radzieckiego pokoju biły ogniste promienie słońca, podawano gorącą herbatę i ciasteczka, czasami chleb z masłem. Któregoś razu Ashkenazy mówił do nas o perspektywach radzieckiego górnictwa; byliśmy olśnieni.
Później usłyszeliśmy, że Ashkenazy uciekł z jakąś zamężną Amerykanką i wyrzekł się wszelkich kontaktów ze Związkiem Radzieckim. Większość z nas nie chciała w to uwierzyć. A jednak po pewnym czasie okazało się to najprawdziwszą prawdą. Inni też zdradzili sprawę. I wkrótce zostało tak niewielu, że właściwie nikogo już nie znaliśmy i pokój radziecki zamknął swe podwoje.
Matka poleciła przerobić go na szafę. Po śmierci ojca zaczęła gromadzić stare ubrania, które potem rozdawała. Ubrania były przechowywane w dawnym pokoju radzieckim.
Pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach pojawiło się tam ciężkie futro z gronostajów, matka nie mogła sobie przypomnieć, żeby je kupiła lub od kogoś dostała. Patrzyła na nie zdumiona, niemal przerażona, po czym zawołała mnie, żeby mi je pokazać.
Duch starego pokoju radzieckiego powrócił, żeby przypomnieć nam, co było kiedyś, stwierdziła matka. Jej słowa rozśmieszyły mnie, zabrzmiały zupełnie jak kwestia z jakiejś sztuki. No cóż, powiedziała z uśmiechem, zobaczymy, co się jeszcze wydarzy. W każdym razie nie była już wystraszona.
Na wszelki wypadek zamknęła szafę na klucz i nie otwierała jej przez sześćdziesiąt dni. Kiedy ją otworzyła i zaczęła się rozglądać, okazało się, że radzieckie futro zniknęło. Odziany w nie Lev Ashkenazy nacisnął dzwonek do naszych drzwi dwa tygodnie później. Matka była zaskoczona i dała temu wyraz. Lev przyznał, że futro w istocie należy do niego. Zostawił je w pokoju przez pomyłkę, a potem zabrał podczas następnej wizyty. Ale jak się dostałeś do środka?
Odparł, że do dawnego pokoju radzieckiego można wejść prosto z ulicy. Starym szybem wentylacyjnym, dziś już nieużywanym.
Matka zadrżała. To znaczy, że… że tak sobie wchodziłeś i wychodziłeś? Lev skinął kudłatą głową, uniósł okulary, oparł je na czole, uśmiechnął się i powiedział: Oczywiście! Nasza sześcioosobowa komórka korzystała z pokoju przez ostatnie trzy miesiące. Nie mówiliśmy ci o tym, żeby nie narażać was na niepotrzebne ryzyko. Nasza działalność była potencjalnie bardzo niebezpieczna. Ale już nie jest. Gorbaczow zmodernizował rosyjskie państwo. My stanowimy jego amerykański team, robimy wszystko, co w naszej mocy. I robiliście to w naszym pokoju?, nie ustępowała matka. Była tak podekscytowana, że prawie mdlała. To znaczy, że nasz pokój pomógł! Dzięki niemu przysłużyliście się sprawie komunizmu! No cóż, niezupełnie, chociaż w pewnym sensie tak, powiedział Lev. Wziął matkę w ramiona. Pragnę, abyś została moją żoną, Olu. Głos miał chrapliwy, ale raczej pogodny. Teraz mogę już wrócić do ojczyzny i chcę, żebyś pojechała ze mną. A kobieta, z którą uciekłeś?, spytała matka. To proste. Nigdy nie istniała. Ta historia była tylko przykrywką. Więc jak? Nadal ją obejmował. Czy będziesz moja? Nie wiedziałam, że ci na mnie zależy. Ale teraz wiesz, rzucił w odpowiedzi, a ona na to tak tak tak, pojadę z tobą i będę twoja. Tylko co z Samanthą i z pokojem? Och, wszystko będzie dobrze, mamo, wykrzyknęłam dosłownie pijana jej szczęściem. Nie musisz się o mnie martwić! Proponują mi teraz dużo ról. W pokoju trzymać będę swoje kostiumy. A jeśli zajdzie potrzeba dalszej dyskusji, może jeszcze zrobię z niego użytek! Uśmiechając się, przypieczętowaliśmy to uściskami dłoni.
Przedruk
Tekst został opublikowany pierwotnie w numerze 9-10/2018 „Literatury na Świecie". Za zgodę na przedruk dziękujemy Marcinowi Szusterowi.
Kenneth Koch: „The Soviet Room”, Collected Fiction of Kenneth Koch, Coffee House Press, Minneapolis 2005, © 2005 by the Kenneth Koch Literary Estate.
(ur. 1925, zm. 2002) - poeta amerykański, jeden z czterech (obok Johna Ashbery'ego, Franka O'Hary i Jamesa Schuylera) uczestników „nowojorskiej szkoły poetów".