fbpx
Logotyp magazynu Mały Format
Ilustracja do tekstu Darii Chibner o podobieństwach w życiu i twórczości Ernsta Jungera i Yukio Mishimy. Grafika przedstawia samurajską maskę w kolorze cielistym, z niemieckim krzyżem żelaznym na czole, na turkusowym tle.

In­try­gu­ją­ce związ­ki Nie­miec i Ja­po­nii można okre­ślić za po­mo­cą idei róż­ni­cy w po­do­bień­stwie. Z jed­nej stro­ny jest to hi­sto­ria wza­jem­nej fa­scy­na­cji, z dru­giej stro­ny wy­two­rze­nia wy­raź­nej ba­rie­ry w ro­zu­mie­niu zbli­żo­nych do­świad­czeń. W przy­pad­ku Nie­miec prze­ło­mu XIX i XX wieku, spo­glą­da­ją­cych na od­le­głe kra­iny, dzie­cię­ca cie­ka­wość oraz za­dzi­wie­nie łą­czy­ły się za­rów­no z po­czu­ciem wyż­szo­ści, jak i za­chwy­tem nad nie­spre­cy­zo­wa­nym, pier­wot­nym do­świad­cze­niem, rze­ko­mo już dawno nie­do­stęp­nym dla Za­cho­du. Uwa­ża­li oni Wschód za „ma­gicz­ne wrota”, po któ­rych przej­ściu bę­dzie moż­li­wy po­wrót do tego za­gu­bio­ne­go wy­mia­ru. Hegel wi­dział w In­diach dzie­ciń­stwo świa­ta. Scho­pen­hau­er po­sił­ko­wał się bud­dy­zmem, umiesz­cza­jąc go jako tło dla swo­jej teo­rii. Cho­ciaż po­ja­wia­ły się już pierw­sze tłu­ma­cze­nia kla­sycz­nych tek­stów Wscho­du, to orien­ta­li­zu­ją­ce spoj­rze­nie utrzy­my­wa­ło się nie­zwy­kle długo. Ed­mund Hus­serl trzy­mał na biur­ku zdję­cie Ni­shi­dy Ki­ta­ro, a także wy­mie­niał z nim kur­tu­azyj­ną ko­re­spon­den­cję, lecz był jed­no­cze­śnie prze­ko­na­ny, że jego wy­obra­że­nia o fe­no­me­no­lo­gii od­bie­ga­ją da­le­ko od przy­ję­tych stan­dar­dów. Mar­tin He­ideg­ger przy­zna­wał się do nie­moż­no­ści zro­zu­mie­nia po­ję­cia iki, ale nie prze­szka­dza­ło mu to czy­tać go przez pry­zmat wła­snych ka­te­go­rii.

Ja­po­nia po­zna­ła Niem­cy w prze­dziw­nym dla sie­bie cza­sie. Do­pie­ro od nie­daw­na otwo­rzy­ła się na świat, po­chła­nia­jąc z niego wszyst­ko to, co mogło być dla niej przy­dat­ne. Naj­pierw ele­men­ty za­chod­niej kul­tu­ry, potem tech­no­lo­gii, przy­kra­wa­jąc je na­stęp­nie do swo­jej miary. Prze­szła wtedy wiel­ką re­wo­lu­cję w za­kre­sie po­rząd­ku spo­łecz­ne­go – nie po raz pierw­szy zresz­tą, ale jak za­wsze gwał­tow­nie. W pew­nym mo­men­cie he­ge­mo­nia wpły­wów an­giel­skich za­czę­ła w nie­któ­rych krę­gach ustę­po­wać mi­ło­ści do niem­czy­zny, głów­nie za spra­wą fi­lo­zo­fii. „Bycie i czas” Mar­ti­na He­ideg­ge­ra zo­sta­ło prze­tłu­ma­czo­ne na ja­poń­ski 8 razy, zanim w ogóle po­my­śla­no o prze­kła­dzie na an­giel­ski, a wo­jen­ni pi­lo­ci ka­mi­ka­dze w ostat­ni lot czę­sto za­bie­ra­li ze sobą wła­śnie tę po­zy­cję. He­ideg­ger nie był zresz­tą je­dy­nym nie­miec­kim fi­lo­zo­fem, który zy­skał sza­cu­nek w Ja­po­nii – rów­nie po­pu­lar­ni byli Nie­tz­sche, Hegel, Her­der czy Heine.

»Bycie i czas« Martina Heideggera zostało przetłumaczone na japoński 8 razy, zanim w ogóle pomyślano o przekładzie na angielski

 

Wła­ści­we miej­sce

Niem­cy nigdy nie byli za­do­wo­le­ni ze swo­je­go miej­sca. Nie­ustan­ny pęd do po­sze­rza­nia przy­na­leż­nej im prze­strze­ni ży­cio­wej nie tylko uak­tyw­niał w nich siły twór­cze, lecz także kie­ro­wał ku ma­rze­niom o nie­kwe­stio­no­wa­nej he­ge­mo­nii po­li­tycz­nej i kul­tu­ro­wej, nawet jeśli osią­ga­nej wiel­kim kosz­tem. Pęd ten prze­ja­wiał się nie­ustan­nym prze­obra­ża­niem ma­te­rii (nawet dziś te­re­ny Nie­miec można prze­cież na­zwać wiecz­nym pla­cem bu­do­wy), nie­prze­rwa­ną pracą w dzie­dzi­nie idei, nigdy nie koń­czą­cą się dzia­łal­no­ścią na rzecz Bil­dung. Jeśli wła­dza, to to­tal­na, jeśli kul­tu­ra, to uni­wer­sal­na[1]. To­masz Mann w fe­no­me­nal­ny spo­sób opi­su­je nie­miec­kie­go ducha, w któ­rym nie­chęć do za­in­te­re­so­wa­nia się samym sobą łączy się z po­trze­bą urzą­dze­nia świa­ta w od­po­wied­ni spo­sób, prze­obra­że­nia rze­czy­wi­sto­ści mocą wła­snej woli[2]:

„To była no­wo­cze­śnie-na­cjo­na­li­stycz­na forma nie­miec­kiej ob­co­ści wzglę­dem świa­ta, nie­miec­kiej nie­świa­to­wo­ści, głę­bo­ko re­flek­syj­ne­go braku współ­od­czu­wa­nia z lo­sa­mi świa­ta, które w daw­niej­szych cza­sach, wraz ze swo­istym uni­wer­sa­li­zmem koł­tu­ne­rii, ko­smo­po­li­ty­zmem w szlaf­my­cy, rzec by można, two­rzy obraz duszy nie­miec­kiej. Ten obraz duszy, ta nie­świa­to­wa i pro­win­cjo­nal­na nie­miec­ka oby­wa­tel­skość świa­ta miały w sobie wciąż coś gro­te­sko­wo upior­ne­go i swoj­sko nie­swo­je­go, jakiś cichy de­mo­nizm, któ­re­go od­czu­wa­niu sprzy­jać może zna­ko­mi­cie moje wła­sne po­cho­dze­nie. […] Nie­miec­ka idea wol­no­ści jest na­ro­do­wo-an­ty­eu­ro­pej­ska, wciąż bli­ska du­cho­wi bar­ba­rii […]”[3].

Z kolei Ja­poń­czy­cy zwra­ca­li szcze­gól­ną uwagę na kwe­stię zaj­mo­wa­nia wła­ści­we­go miej­sca. Wie­dzieć, jaka prze­strzeń jest nam prze­zna­czo­na, ro­zu­mieć swoje obo­wiąz­ki wzglę­dem ro­dzi­ny oraz na­ro­du, za­cho­wa­ne w ję­zy­ku za­sa­dy pierw­szeń­stwa, star­szeń­stwa i god­no­ści – oto naj­więk­sze cnoty. In­te­re­su­ją­co opi­su­je to Ruth Be­ne­dict w pracy „Chry­zan­te­ma i miecz. Wzory kul­tu­ry ja­poń­skiej”, za­sta­na­wia­jąc się, w jaki spo­sób Ja­poń­czy­cy tak szyb­ko pod­nie­śli się po klę­sce w II woj­nie świa­to­wej. Ba­dacz­ka wy­ja­śnia, że po pro­stu zna­leź­li oni nowe „wła­ści­we miej­sce”[4]. Ame­ry­ka­nie wy­gra­li, na­le­ża­ło więc z sza­cun­kiem uznać ich zwierzch­nic­two na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej, nawet jeśli ozna­cza­ło to pod­rzęd­ną rolę samej Ja­po­nii. Dzię­ki temu nie pod­da­li się ko­niecz­no­ści dą­że­nia do do­sko­na­ło­ści – wy­star­czy­ło od­po­wied­nio się umiej­sco­wić.

Niem­ców i Ja­poń­czy­ków zbli­ża­ło do­strze­ga­nie ciem­no­ści skry­wa­ją­cej się w ludz­kiej na­tu­rze. Prze­kła­da­ło się to na ich po­dej­ście do nie­by­tu. Schel­ling uciekł od ni­co­ści, twier­dząc, że nie jest ona po­ję­ciem spe­ku­la­tyw­nym, czyli nie pod­le­ga po­ję­cio­wej ana­li­zie. Ni­shi­da Ki­ta­ro tłu­ma­czył, że ni­cość po­dob­na jest do tego, co znaj­du­je się w pu­stym dzba­nie, więc może na­ro­dzić się z niej wszyst­ko. Ja­poń­ski amor vacui po­zwa­lał doj­rzeć nie­ba­ga­tel­ne zna­cze­nie braku – moc za­rów­no nisz­czą­cą, jak i two­rzą­cą. Oba na­ro­dy łą­czy­ło rów­nież na­pię­cie mię­dzy au­to­ry­te­tem wspól­no­ty a pra­gnie­niem in­dy­wi­du­al­nej po­tę­gi. To samo na­pię­cie sta­no­wi klucz do zro­zu­mie­nia po­staw Ern­sta Jüngera i Yukio Mi­shi­my.

 

Miej­sce Jüngera

Ernst Jünger po­strze­gał rze­czy­wi­stość jako prze­strzeń walki. W jego ro­zu­mie­niu po­cią­ga ona za sobą ry­wa­li­za­cję, po­dział na zwy­cięz­ców i po­ko­na­nych oraz ko­niecz­ność współ­dzia­ła­nia. „Atle­tycz­ną sa­mot­ność” (we­dług jego wła­sne­go okre­śle­nia) czło­wie­ka sa­mo­wy­star­czal­ne­go i sil­ne­go fi­zycz­nie utra­ci­li­śmy wraz z odej­ściem od pier­wot­nej na­tu­ry. W tym po­cząt­ko­wym sta­dium roz­wo­ju na­sze­go ga­tun­ku in­dy­wi­du­al­na swo­bo­da łą­czy­ła się z nie­zmie­rzo­ną ży­wot­no­ścią, na­to­miast formy życia spo­łecz­ne­go nie były na­rzu­co­ną ko­niecz­no­ścią, lecz sta­no­wi­ły je­dy­ny moż­li­wy (i za­ra­zem ide­al­ny) spo­sób wy­ra­ża­nia sie­bie. Cho­ciaż stan ten od­zna­czał się po­wszech­ną szczę­śli­wo­ścią (po­dob­nie jak w wielu in­nych kon­cep­cjach fi­lo­zo­ficz­nych), a wszyst­ko spo­wi­ja­ła aura ra­do­snej wspól­no­ty, to trud­no nie do­strzec w tej kon­cep­cji – wska­zu­ją­cej na wro­dzo­ny zwią­zek życia po­li­tycz­ne­go z na­tu­rą ludz­ką – tkwią­cej w niej bru­tal­nej siły. Po­twier­dza to Jünge­row­ska kry­ty­ka ży­wio­łu apol­liń­skie­go, pod­kre­śla­ją­ca wi­tal­ność czyn­ni­ka dio­ni­zyj­skie­go, który nie­ste­ty zo­stał za­po­mnia­ny. Pier­wot­na do­sko­na­łość zo­sta­ła na za­wsze utra­co­na.

Dla Jüngera wznio­słość kryje się współ­cze­śnie w tym, co ziem­skie. Po­zo­sta­je nam tylko usta­wicz­ne dą­że­nie do ide­ału, które nigdy nie bę­dzie miało końca. Czło­wie­ko­wi nie­ła­two jest osią­gnąć kon­tro­lę nad samym sobą, po­dob­nie jak uzy­skać wła­dzę nad ma­te­rią. Pa­no­wa­nie nad tymi dwoma skład­ni­ka­mi jest do­me­ną do­sko­na­ło­ści. Można w tym do­strzec zbież­ność z He­ideg­ge­row­skim ter­mi­nem sa­mo­an­ty­cy­pa­cji, w ra­mach któ­re­go bycie od­czy­ty­wa­ne jest przez aspekt cza­so­wo­ści. Za po­mo­cą tej kon­cep­cji He­ideg­ger do­ko­nu­je ko­lej­nej próby wy­ra­że­nia, w jakim za­kre­sie czło­wiek może za­rzą­dzać rze­czy­wi­sto­ścią oraz samym sobą. Co ważne, do­mi­na­cja nad czymś/kimś jest tutaj wy­raź­nie za­wę­żo­na na rzecz pracy nad do­stęp­ny­mi nam moż­li­wo­ścia­mi. Po­dob­nie jak u Jüngera, czło­wiek spra­wu­je wła­dzę, ale w tym przy­pad­ku jej za­sięg jest już ogra­ni­czo­ny. Pew­nych ba­rier nie je­ste­śmy w sta­nie po­ko­nać – nawet praca nad sobą ma swoje gra­ni­ce. Także dą­że­nie do cze­goś (w tym także do po­więk­sze­nia tkwią­cych w nas ja­ko­ści) nie może cha­rak­te­ry­zo­wać się po­ten­cjal­ną nie­ogra­ni­czo­no­ścią. Ist­nie­ją dwie po­sta­wy, które mo­że­my przy­jąć wzglę­dem sie­bie sa­mych. By­cie-przy­szłym ozna­cza, że bycie an­ty­cy­pu­je sie­bie ze wzglę­du na swoje moż­li­wo­ści. Ta po­sta­wa cha­rak­te­ry­zu­je się dy­na­mi­zmem – od­nie­sie­nie się do da­nych moż­li­wo­ści bycia może być albo wła­ści­we, albo nie­wła­ści­we. To wła­ści­we He­ideg­ger na­zwał „wy­bie­ga­niem”, a nie­wła­ści­we „wy­cze­ki­wa­niem” (zgod­nie z ty­po­wym dla nie­miec­kiej fi­lo­zo­fii po­zy­tyw­nym war­to­ścio­wa­niem ak­tyw­no­ści/ruchu i ne­ga­tyw­nym bier­no­ści/sta­tycz­no­ści). Po­sta­wa wy­cze­ki­wa­nia w pew­nym sen­sie ne­gu­je sferę moż­li­wo­ści, po­nie­waż – mó­wiąc ję­zy­kiem sa­me­go He­ide­ge­era – bycie sa­mo­an­ty­cy­pu­je w niej przed­mio­ty swego za­tro­ska­nia. Ozna­cza to po pro­stu cze­ka­nie na pulę zda­rzeń czy fak­tów, które mogą się urze­czy­wist­nić: w tej opty­ce moż­li­wość prze­sta­je być moż­li­wo­ścią, gdyż na­bie­ra formy kon­kre­tu go­to­we­go do ak­tu­ali­za­cji. Wy­bie­ga­nie ku moż­li­wo­ściom jest rów­no­znacz­ne z by­ciem ku śmier­ci. Śmierć jest bo­wiem moż­li­wo­ścią, która znaj­du­je się przed czło­wie­kiem tak długo, do­pó­ki on ist­nie­je – jest za­ra­zem nie­do­ści­gnio­na, jak i nie­prze­ści­gnio­na. Co ważne, u He­ideg­ge­ra wy­raź­nie zre­du­ko­wa­na zo­sta­je kwe­stia dą­że­nia do do­sko­na­ło­ści.

Dla Jüngera wzniosłość kryje się współcześnie w tym, co ziemskie. Pozostaje nam tylko ustawiczne dążenie do ideału, które nigdy nie będzie miało końca

Tym­cza­sem Ernst Jünger po­zo­sta­wał za­ja­dłym kry­ty­kiem nie­miec­kiej formy do­sko­na­ło­ści, od po­cząt­ku ata­ku­jąc de­mo­kra­cję jako władz­two licz­by, w któ­rym duch po­sił­ku­je się me­ta­fi­zy­ką wa­go­nu re­stau­ra­cyj­ne­go, a po­stęp równa się kom­for­to­wi[5]. Nie­skoń­czo­ność nie­psu­ją­cej się ma­szy­ny spo­łecz­nej była dla niego wy­pa­cze­niem ide­ału wspól­no­ty, a  miej­sce sa­kral­nej prze­strze­ni więzi za­ję­ły de­cy­zje po­dej­mo­wa­ne ze wzglę­du na do­raź­ne po­trze­by. Także na­zizm nie re­ali­zo­wał mo­de­lu do­sko­na­łej wspól­no­ty. Kon­cep­cja to­tal­nej mo­bi­li­za­cji Jüngera była nie tyle okre­śle­niem nie­miec­kiej toż­sa­mo­ści, co py­ta­niem o moż­li­wość re­stau­ra­cji swo­istej mo­na­stycz­nej wspól­no­ty z wy­dzie­lo­nym miej­scem dla spe­cy­ficz­nie poj­mo­wa­ne­go in­dy­wi­du­ali­zmu, bę­dą­ce­go szla­chet­nym wzor­cem dla wspól­ne­go dzia­ła­nia[6]. We­dług Jüngera za­rów­no przed­wo­jen­na de­mo­kra­cja, jak i na­zizm, za­miast kon­sty­tu­ować wła­ści­we miej­sce dla nie­miec­kie­go na­ro­du, pro­wa­dzi­ły go do róż­no­rod­nych form upad­ku. Jed­no­cze­śnie jego apo­te­oza wo­jen­ne­go bra­ter­stwa – choć wolna od pa­te­ty­zmu Ral­pha Waldo Emer­so­na – po­zo­sta­wa­ła na­je­żo­na licz­ny­mi sprzecz­no­ścia­mi. Z jed­nej stro­ny do­strze­gał on twór­czą moc w nisz­cze­niu za­sta­ne­go po­rząd­ku, gdzie krew sta­no­wi cenę za świę­tość wspól­no­ty, pod­czas gdy z dru­giej krze­wił kult życia. Ow­szem, w ra­mach tego życia za­wsze po­win­no się być go­to­wym po­nieść ofia­ry, ale bez spo­sob­no­ści ce­le­bro­wa­nia wy­zna­wa­nych war­to­ści po­świę­ce­nie traci sens. Dla­te­go też wła­ści­wym mo­de­lem życia jest nie­ustan­ny pęd, pod­czas któ­re­go nie można się ani na­sy­cić, ani za­prze­stać po­chła­nia­nia ko­lej­nych ma­te­rial­nych prze­strze­ni. Życie jest re­al­ne je­dy­nie w go­to­wo­ści śmier­ci. Czy jed­nak Jünge­ro­wi udało się zna­leźć wła­ści­we miej­sce dla sa­me­go sie­bie?

Słu­żył w nie­miec­kiej armii za­rów­no w trak­cie I, jak i II wojny świa­to­wej, ale z dy­stan­sem pod­cho­dził do hi­tle­row­skiej ide­olo­gii, kry­ty­ku­jąc ją po­śred­nio w po­wie­ści „Na mar­mu­ro­wych ska­łach” i nie wstę­pu­jąc do NSDAP. Jed­no­cze­śnie po woj­nie od­mó­wił wy­peł­nie­nia de­na­zy­fi­ku­ją­ce­go kwe­stio­na­riu­sza, co skut­ko­wa­ło za­ka­zem pu­bli­ka­cji w bry­tyj­skiej stre­fie oku­pa­cyj­nej (który zo­stał dość szyb­ko uchy­lo­ny). Człon­ko­stwo w Dich­te­ra­ka­de­mie miało dla niego wiele przy­krych kon­se­kwen­cji – rów­nież ze stro­ny nie­miec­kich władz – ale nie uciekł od służ­by w We­hr­mach­cie. Za­wie­szo­ny mię­dzy gło­szo­ny­mi przez sie­bie te­za­mi a au­to­ry­te­tem obo­wią­zu­ją­cej wła­dzy pa­ra­dok­sal­nie nie opo­wie­dział się jed­no­znacz­nie po żad­nej stro­nie. Chwa­lił siłę i wi­tal­ność, nie stro­niąc od eks­pe­ry­men­tów z nar­ko­ty­ka­mi. Speł­niał swój ideał wspól­no­to­we­go dzia­ła­nia, rów­no­cze­śnie sil­nie na­zna­czo­ne­go in­dy­wi­du­ali­zmem, bo­wiem naj­więk­szą siłę wi­dział w prze­ci­wień­stwie. Toż­sa­mość bu­do­wa­na w cią­głe walce, w nie­okieł­zna­nej ży­wot­no­ści, nie­uzna­ją­ca żad­nych gra­nic może się an­ty­cy­po­wać na grun­cie każ­dej sprzecz­no­ści i każ­dej zmia­ny. Nie­skoń­czo­ność speł­ni się prze­cież w każ­dej prze­strze­ni. Żyjąc 103 lat, urze­czy­wist­nił wła­sne pro­roc­two: „Nie móc umrzeć to naj­więk­sze prze­kleń­stwo tego, co żyje, dla­te­go tak chęt­nie umie­ra­ją wszel­kie wzor­ce życia: świę­ty i bo­ha­ter”[7]. Ak­cep­tu­jąc te  sprzecz­no­ści, zgo­dził się na nie­wy­god­ne, lecz moż­li­we wła­sne miej­sce.

 

Miej­sce Mi­shi­my

Yukio Mi­shi­ma od sa­me­go po­cząt­ku pro­ble­ma­ty­zo­wał w swo­jej twór­czo­ści kwe­stię toż­sa­mo­ści. Pi­sarz przez lata wy­cho­wy­wa­ny był przez apo­dyk­tycz­ną bab­cię, mi­ło­śnicz­kę fran­cu­skiej i nie­miec­kiej li­te­ra­tu­ry, która za­miast kon­tak­tu z ró­wie­śni­ka­mi ofe­ro­wa­ła mu moż­li­wość ob­ser­wa­cji jej licz­nych ob­se­sji. Na­stęp­nie zma­gał się z nie­ustę­pli­wym ojcem, po­strze­ga­ją­cym za­in­te­re­so­wa­nie li­te­ra­tu­rą jako nie­god­ne męż­czy­zny. Kon­takt z tymi dwoma sil­ny­mi oso­bo­wo­ścia­mi miał nie­ba­ga­tel­ny wpływ na jego dal­sze losy. Bab­cia za­ko­rze­ni­ła w nim mi­łość do li­te­ra­tu­ry, fa­scy­na­cje od­le­gły­mi kul­tu­ra­mi oraz strach przed bez­po­śred­nim kon­tak­tem z dru­gim czło­wie­kiem. Oj­ciec na­ci­skał na obec­ność w okre­ślo­nej struk­tu­rze spo­łecz­nej, gdzie li­czy­ło się przede wszyst­kim pod­po­rząd­ko­wa­nie jasno spre­cy­zo­wa­nym nor­mom oraz sza­cu­nek do obo­wią­zu­ją­ce­go po­rząd­ku. Hart ducha, siła, od­wa­ga – we­dług ojca te war­to­ści po­win­ny od­gry­wać dla niego naj­waż­niej­szą rolę. Nie było w tym miej­sca na eks­tra­wa­gan­cję, któ­rej lek­cje otrzy­my­wał dzię­ki lek­tu­rze ob­co­ję­zycz­nych ksią­żek. Żad­nych pęk­nięć – jed­no­li­ta żoł­nier­ska forma. Być może to wła­śnie próby wy­cho­wa­nia w duchu woj­sko­wej dys­cy­pli­ny wpły­nę­ły na wy­ko­na­nie naj­bar­dziej za­wsty­dza­ją­ce­go gestu w jego życiu: sy­mu­lo­wa­nia gruź­li­cy w celu unik­nię­cia służ­by w armii.

Mi­shi­ma, mi­ło­śnik pięk­na, nie­stro­nią­cy od po­dej­mo­wa­nia te­ma­ty­ki ero­tycz­nej, zwo­len­nik es­te­ty­za­cji ciała, nie­ustan­nie zma­gał się z wła­sną kul­tu­rą. Będąc roz­dar­tym mię­dzy obo­wiąz­kiem a oso­bi­sty­mi pa­sja­mi, chęt­nie po­dej­mo­wał kwe­stię nie­przy­sta­wal­no­ści. W swo­jej pierw­szej po­wie­ści „Wy­zna­nia maski” po­ru­szył wątek stra­chu przed spo­łecz­nym od­rzu­ce­niem ze wzglę­du na orien­ta­cję sek­su­al­ną. Bru­tal­na sek­su­al­ność ba­lan­su­je w niej mię­dzy nie­po­ha­mo­wa­nym po­żą­da­niem a jego bra­kiem, nie­mniej po­zo­sta­je cały czas ozna­ką wi­tal­no­ści. Do­słow­nie opi­sy­wa­na ho­mo­sek­su­al­na re­la­cja wy­wo­ła­ła nie­sa­mo­wi­ty czy­tel­ni­czy en­tu­zjazm za­miast spo­dzie­wa­ne­go skan­da­lu[8]. Książ­ka od razu stała się be­st­sel­le­rem, nie­zwy­kle szyb­ko zni­ka­jąc z księ­garń.

Nie prze­ło­ży­ło się to jed­nak na zmia­nę sto­sun­ku ja­poń­skie­go spo­łe­czeń­stwa do ero­ty­ki. W tym przy­pad­ku wła­ści­we miej­sce oka­za­ło się sprzecz­no­ścią, mil­czą­cym zby­ciem nie­przy­sta­wal­no­ści po­dzi­wia­nej es­te­ty­ki z za­sa­da­mi mo­ral­ny­mi na­ro­du. Sa­mot­ność nar­ra­to­ra po­wie­ści po zdję­ciu maski (ujaw­nie­niu tego, co na­tu­ral­ne, lecz nie­ak­cep­to­wal­ne przez spo­łe­czeń­stwo) wzma­gał jesz­cze au­to­bio­gra­ficz­ny kon­tekst. Mi­shi­ma nie mógł bo­wiem po­go­dzić się z obo­wią­zu­ją­cą ide­olo­gią „zwy­cię­stwa ducha nad ma­te­rią”, która do­pro­wa­dzi­ła Ja­po­nię do ataku na Pearl Har­bor i wciąż znaj­do­wa­ła uzna­nie wśród znacz­nej rze­szy tam­tej­szych in­te­lek­tu­ali­stów. Wal­czył z es­te­tycz­nym skrzy­wie­niem ja­poń­skiej myśli, które sta­wia­ło uczu­cia wyżej niż po­ję­cia. Za­wsze jed­nak trzy­mał się że­la­znych reguł kom­po­zy­cji tek­stu i nie po­zwa­lał sobie na zbyt eks­tra­wa­ganc­kie eks­pe­ry­men­ty. Będąc w cen­trum ak­tu­al­nych wy­da­rzeń po­li­tycz­nych i jed­no­cze­śnie od­bie­ra­jąc swoją eg­zy­sten­cję jako głę­bo­ko nie­re­al­ną, przy­tło­czo­ny sprzecz­no­ścia­mi, po­dob­nie jak bo­ha­ter „Zło­tej Pa­go­dy” nie miał nawet po­czu­cia so­li­dar­no­ści z ni­co­ścią[9], czyli stra­cił kon­takt z pod­sta­wą swego bycia, de­fi­nio­wa­ne­go przez kul­tu­ro­wą przy­na­leż­ność i ro­zu­mie­nie. Trze­ba przy tym pa­mię­tać, że w ja­poń­skiej kul­tu­rze ni­cość jest  o wiele waż­niej­szym po­ję­ciem od bytu, po­nie­waż to wła­śnie w niej tkwią wszyst­kie siły twór­cze świa­ta. Tra­cąc z nią kon­takt, autor „Za­ka­za­nych ko­lo­rów” nie po­tra­fił już speł­niać się w akcie two­rze­nia.

Mishima nie mógł pogodzić się z obowiązującą ideologią »zwycięstwa ducha nad materią«, która doprowadziła Japonię do ataku na Pearl Harbor

25 li­sto­pa­da 1970 roku Yukio Mi­shi­ma – wraz z 4 człon­ka­mi pa­ra­mi­li­tar­ne­go ugru­po­wa­nia Sto­wa­rzy­sze­nia Tar­czy – w Kwa­te­rze Głów­nej Ja­poń­skich Sił Sa­mo­obro­ny obez­wład­nia ge­ne­ra­ła Ka­ne­to­shie­go Ma­shi­tę w Kwa­te­rze Głów­nej Ja­poń­skich Sił Sa­mo­obro­ny, aby wy­gło­sić prze­mó­wie­nie do żoł­nie­rzy sta­cjo­nu­ją­cych w ko­sza­rach. Potem od­bie­ra sobie życie, po­peł­nia­jąc sep­pu­ku. Czyn ten wy­peł­nił ja­poń­skie spo­łe­czeń­stwo grozą. Yukio Mi­shi­ma był już wtedy po­sta­cią cie­szą­cą się sto­sow­ną re­no­mą, a po­pu­lar­ność nie­któ­rych jego dzieł była za­trwa­ża­ją­ca. Dla­te­go nie­chęt­nie roz­ma­wia­no na temat jego ostat­nie­go gestu. Ry­tu­ał, który jesz­cze nie­daw­no na­le­żał do naj­istot­niej­szych dla kul­tu­ry ja­poń­skiej, teraz wy­wo­łał szok. W no­wych cza­sach wy­da­wał się już kom­plet­nie nie na miej­scu. Po­go­dzo­ny z ak­tu­al­ną sy­tu­acją naród uj­rzał w nim swoją prze­szłość, kiedy go­to­wość po­świę­ce­nia wszyst­kie­go wy­peł­nia­ła eg­zy­sten­cję sen­sem, a wy­bie­ga­nie ku śmier­ci kre­śli­ło ho­ry­zont moż­li­wo­ści życia.

Ja­po­nia po II woj­nie świa­to­wej zna­la­zła dla sie­bie cał­ko­wi­cie nowe miej­sce, re­zy­gnu­jąc z na­cjo­na­li­zmu i mi­li­ta­ry­zmu. Sta­nę­ła do wy­ści­gu tech­no­lo­gicz­ne­go ze Sta­na­mi Zjed­no­czo­ny­mi, nie re­zy­gnu­jąc z uzna­nia ich ak­tu­al­nej su­pre­ma­cji – i nie tra­cąc nic ze swo­jej skłon­nej do trans­for­ma­cji toż­sa­mo­ści[10]. Z kolei Mi­shi­ma osta­tecz­nie zna­lazł swoje wła­ści­we miej­sce w ry­tu­al­nym sa­mo­bój­stwie, któ­rym w rów­nym stop­niu po­twier­dził, co za­prze­czył ca­łe­mu swo­je­mu twór­cze­mu do­rob­ko­wi. Opo­wie­dział się za jedną ze stron, mię­dzy któ­ry­mi oscy­lo­wał całe życie, tyle że był to już zwrot ku mi­nio­nej prze­szło­ści. Ostat­nim twór­czym aktem była dla niego śmierć. Po­twier­dził w ten spo­sób sprzecz­ność swo­je­go życia, ale nie po­tra­fił zbli­żyć się do sprzecz­no­ści tkwią­cej w ja­poń­skiej kul­tu­rze. Wy­ko­nu­jąc tra­dy­cyj­ny gest, do­ko­nał ne­ga­cji w za­chod­nim ro­zu­mie­niu, czyli za­wal­czył o usu­nię­cie prze­szka­dza­ją­cych mu aspek­tów rze­czy­wi­sto­ści. Tak brze­mien­ne w skut­kach zde­rze­nie mogło za­ist­nieć tylko na chwi­lę, w mo­men­cie ab­so­lut­nej de­struk­cji, po­zba­wio­nej jed­nak po­zy­tyw­ne­go wy­mia­ru moż­li­wo­ści kre­acji.

Kil­ka­na­ście lat póź­niej ame­ry­kań­ski re­ży­ser Paul Schra­der po­sta­no­wił na­krę­cić film o jego śmier­ci. Po roz­po­czę­ciu zdjęć przed stu­diem w Ja­po­nii za­czę­li zbie­rać się lu­dzie pro­te­stu­ją­cy prze­ciw po­wie­rze­niu cu­dzo­ziem­co­wi re­ali­za­cji dzie­ła o na­ro­do­wym bo­ha­te­rze[11]. Osta­tecz­nie więc Yukio Mi­shi­ma, wraz ze swoim ra­dy­kal­nym ge­stem, zna­lazł wła­ści­we miej­sce w kul­tu­rze Ja­po­nii – miej­sce na­zna­czo­ne trwa­łą sprzecz­no­ścią.

 

[1] „Oto jest isto­ta nie­miec­ko­ści – to dą­że­nie do nie­skoń­czo­ne­go i nie­ogra­ni­czo­ne­go. Nam, bied­nym Po­la­kom, nam bar­ba­rzyń­com, nie­oświe­co­nym przez pro­mie­nie fi­lo­zo­fii, ży­ją­cym nadal wraz z na­szym poetą w nie­prak­tycz­nym prze­świad­cze­niu, że naj­więk­szą mą­dro­ścią jest cnota, nam tego »par­cia na wschód«, jak to okre­ślił pan von Ga­gern, tego par­cia do par­cia, tego ogar­nia­ją­ce­go cały świat uczu­cia, nam za­wsze tego bra­ko­wa­ło. I nasz pierw­szy król, Bo­le­sław Wiel­ki, był na tyle ogra­ni­czo­ny, że na­ka­zał ozna­czyć gra­ni­ce swo­je­go pa­no­wa­nia, wbi­ja­jąc spi­żo­we słupy w dno rzek”, Ju­lian Klacz­ko, „Nie­miec­cy he­ge­mo­ni”, za: Marek A. Ci­choc­ki, „Pół­noc i Po­łu­dnie. Tekst o pol­skiej kul­tu­rze i hi­sto­rii”, War­sza­wa 2018, s. 298-299.

[2] Zob. To­masz Mann, „Niem­cy i naród nie­miec­ki”, w: To­masz Mann, „Moje czasy. Eseje”, Po­znań 2002, s. 358-382.

[3] To­masz Mann, „Moje czasy. Eseje”, Po­znań 2002, s. 390, 398.

[4] Por. Ruth Be­ne­dict, „Zająć wła­ści­we miej­sce”, w: „Chry­zan­te­ma i miecz. Wzory kul­tu­ry ja­poń­skiej”, tłum. E. Kle­kot, War­sza­wa 2016, s. 25-40.

[5] Ernst Jünger, „Walka o im­pe­rium, w: Ernst Jünger, „Pu­bli­cy­sty­ka po­li­tycz­na 1919-1936”, tłum. P. An­drzej­czak, Kra­ków 2007,  s. 34.

[6] Por. Ernst Jünger, „Na mar­mu­ro­wych ska­łach”, tłum. W. Ku­nic­ki, War­sza­wa 1997, s. 67.

[7] Ernst Jünger, „Pu­bli­cy­sty­ka po­li­tycz­na…”, op. cit., s. 199.

[8] Po na­wią­za­niu bli­skie­go kon­tak­tu z wik­to­riań­ską An­glią w dru­giej po­ło­wie XIX wieku Ja­poń­czy­cy za­czę­li wsty­dzić się swo­je­go swo­bod­ne­go po­dej­ścia do kwe­stii związ­ków i seksu, prze­cho­dząc swo­istą kon­ser­wa­tyw­ną re­wo­lu­cję. Ślad za­chwy­tu na oby­cza­ja­mi An­gli­ków utrwa­lił się w ję­zy­ku – słowo ozna­cza­ją­ce język an­giel­ski (eigo) jest do dziś za­pi­sy­wa­ne po­przez znak ozna­cza­ją­cy do­sko­na­łość.

[9] Por. Yukio Mi­shi­ma, „Złota pa­go­da”, War­sza­wa 2018, s. 145.

[10] Warto przyj­rzeć się np. twór­czo­ści ze­spo­łu Wa­gak­ki­band i utwo­ro­wi „Sen­bon­za­ku­ra”, który łączy tra­dy­cyj­ne brzmie­nie z no­wo­cze­sny­mi dźwię­ka­mi. Co cie­ka­we, tekst pio­sen­ki skła­da się za­rów­no ze słów ja­poń­skich, jak i an­giel­skich. Pada tam rów­nież zna­mien­ne zda­nie – „mimo wszyst­ko nadal je­ste­śmy Ja­poń­czy­ka­mi” (tłum. aut.).

[11] Por. Krzysz­tof Loska, „Mi­shi­ma – har­mo­nia pióra i mie­cza”, w: „Stu­dia Fil­mo­znaw­cze” nr 36, Wro­cław 2015, s. 296.

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

Daria Chib­ner
człon­ki­ni war­szaw­skie­go ko­le­gium re­dak­cji cza­so­pi­sma idei „Pres­sje”. Dok­to­rant­ka w In­sty­tu­cie Fi­lo­zo­fii Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Człon­ki­ni Klubu Ja­giel­loń­skie­go.
redakcjaJacek Wiaderny
korekta Andrzej Frączysty

Wiek Jüngera
Cykl tekstów poświęconych twórczości pisarza Ernsta Jüngera (1895-1998) przy okazji wydania przez Ha!art powieści „Eumeswil” w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Kacper Janusiak

POPRZEDNI

szkic  

Lesbos – poza polityką tożsamości

— Renata Lis

NASTĘPNY

szkic  

„Prawdopodobnie mogłoby być inaczej”

— Marjorie Perloff