fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

 

Lubię zaj­mo­wać się rze­cza­mi, które nie­dłu­go mogą prze­stać ist­nieć, albo ta­ki­mi, które jesz­cze nie ist­nie­ją.

Je­an-Luc Go­dard, przeł. Paweł Mo­ścic­ki

 

Ty jej nie pier­dol o Go­dar­dzie, tylko się ogar­nij
i na­stęp­nym razem po­wiedz coś po na­sze­mu.

Ja w ta­kich sy­tu­acjach uży­wam tego oto ka­wał­ka,
co mi go ko­le­ga z war­tow­ni dał: „Le­ża­ła na łóżku

i nie od­ry­wa­ła oczu od za­kra­to­wa­ne­go okna.
Że­la­zne szta­by dzie­li­ły wi­dzial­ny świat

na pra­wi­dło­we kwa­dra­ty. Pięk­ne były nagie,
czar­ne ko­na­ry drze­wa, po­wy­krę­ca­ne i po­kra­ja­ne

jak wi­tra­że, na tle bla­do­błę­kit­ne­go zi­mo­we­go nieba.
Od wcze­sne­go ranka wpa­try­wa­ła się w ten obraz

nie­na­sy­co­ną duszą, tam bo­wiem na­ry­so­wa­ła się
na­resz­cie je­dy­na i ostat­nia jej praw­da, na którą

na próż­no cze­ka­ła przez całe życie. Za­po­mnia­ne
zo­sta­ły wszyst­kie męki i trudy krwa­we­go my­śle­nia

o rze­czach nie­po­ję­tych. Zni­kły ma­ja­ki, po­czwa­ry,
złudy. Po­roz­krę­ca­ły się za­ci­śnię­te węzły za­ga­dek,

jasne i zro­zu­mia­łe stało się wszyst­ko. Nie bała się
już ni­cze­go. Ani nocy i snów, ani dnia,

peł­ne­go mor­der­czych zjaw. Za­cią­ga się wszyst­ko
mgłą, a ona pływa, pły­nie, unosi się lekko, opada

lekko i nigdy, już nigdy nie do­tknie żad­nych
ob­mier­z­ło­ści, które umar­ły, za­pa­dły się w ni­cość.

Ko­ły­sze się wy­smu­kła trzci­na wodna i pa­trzy
na swoje od­bi­cie w wo­dzie. Sre­brzy­ście roz­le­ga się

jej ra­do­sny śmiech po bia­łym, pu­stym po­ko­ju.
Długo brzmi pieśń we­se­la i chwa­ły. Wy­czer­pa­na

ze szczę­ścia usy­pia. We śnie staje wśród
nie­sły­cha­nych dzi­wów swo­je­go świa­ta,

gdzie jest jej do­brze. Chwie­ją się na wie­trze ol­brzy­mie
li­ście, ko­ły­szą się cudne, po­twor­ne kwia­ty i ob­ło­ki

wy­pi­su­ją na mo­drym nie­bie znaki, które od­czy­tu­je
i ro­zu­mie, jak li­te­ry ludz­kie­go pisma. Ukła­da­ją się wszę­dzie

na­pi­sy, pełne nad­ludz­kiej mą­dro­ści. Jej hasła i słowa
roz­brzmie­wa­ją w szep­cie liści, w plu­sku fali,

którą w go­dzi­nę przy­pły­wu wy­sy­ła aż do jej stóp
da­le­kie morze. Oto­czy ją tłum du­chów do­brych

i na­resz­cie swo­ich. Budzi się z wolna. Opa­da­ją jej
po­wie­ki. Na chwi­lę po­wró­ci sen. I znowu za­czy­na się

życie ta­jem­ne. To płaty śnie­gu spły­wa­ją z nieba
i uście­ła­ją się na na­gich ko­na­rach, na cien­kich ga­łąz­kach,

wszę­dzie. Prze­do­sta­ją się przez szyby i za­peł­nia­ją
biały pokój. Nagle budzi ją strasz­li­wy, roz­sa­dza­ją­cy głowę

huk. Nie­po­ję­ta siła pod­rzu­ci­ła ją w górę. Zrywa się,
wy­pa­da z łóżka, bie­gnie gdzieś z obłą­ka­nym wrza­skiem.

Ru­nę­ła na pod­ło­gę, wy­sła­ną gru­bym, szorst­kim dy­wa­nem.
Za se­kun­dę urwie się wszyst­ko, znik­nie wszyst­ko. Już

wie, że jest ro­ze­rwa­ną na strzę­py. Reszt­ką życia
jesz­cze wie, że da­le­ko od niej leżą jej ręce, nogi,

że krwa­wi gdzieś da­le­ko od­rzu­co­ne, jesz­cze bi­ją­ce
serce. Znowu leży na łóżku. Unio­sła się ze zdu­mie­nia

na po­sła­niu. Za­pra­gnę­ła, żeby było ina­czej, żeby było tak,
jak wła­śnie przed chwi­lą, kiedy wszyst­ko za oknem

to­nę­ło w zie­lo­no­ści, kiedy do okna po­chy­la­ły się
i za­glą­da­ły do niej wiel­kie, so­czy­ste, pach­ną­ce li­ście

i cięż­kie, bla­do­ró­żo­we kwia­ty. Za­tę­sk­ni­ła do cze­goś
nie­wia­do­me­go: to chyba były ja­kieś miłe głosy.

Na jej sto­pach le­ża­ły w prze­py­chu ga­łę­zie kwia­tu
mi­mo­zy. Spo­czę­ły, jak u nóg mę­czen­ni­cy, za­drę­czo­nej

na­resz­cie na śmierć przez ludzi i już wy­zwo­lo­nej na wieki.
Żywy, mocny za­pach, pełen roz­ko­szy i upo­je­nia,

okrył jak ca­łu­nem jej umar­łe ciało”. Za­wsze za­dzia­ła,
nawet jak war­tow­nia le­gnie w gru­zach, ko­le­ga zgi­nie,

cie­bie zwol­nią za zbyt dłu­gie wy­kła­dy o An­to­nio­nim,
a mnie prze­nio­są z pią­te­go na par­ter, żebym gówno wi­dział.

 

 

Ilu­stra­cja: Je­an­ne Mo­re­au w „Nocy” Mi­che­lan­ge­lo An­to­nio­nie­go (1961) i „Bal w ope­rze” Ju­lia­na Tu­wi­ma (wyd. 1982). Praca z cyklu: „Być jak Ro­bert Bres­son”. Fo­to­mon­taż: Darek Foks.

Darek Foks
poeta, pro­za­ik, sce­na­rzy­sta. Stu­dio­wał sce­na­rio­pi­sar­stwo oraz or­ga­ni­za­cję pro­duk­cji fil­mo­wej i te­le­wi­zyj­nej w Szko­le Fil­mo­wej w Łodzi. W ostat­nich la­tach opu­bli­ko­wał „Hi­sto­rię kina pol­skie­go" (2015), „Wołyń Bo­ur­ne’a" (2016) i „Café Spit­fi­re" (2018). Lau­re­at Na­gro­dy TVP Kul­tu­ra za książ­kę „Co robi łącz­nicz­ka" (wspól­nie ze Zbi­gnie­wem Li­be­rą, 2006). No­mi­no­wa­ny do Pasz­por­tu Po­li­ty­ki (2000, 2004), Na­gro­dy Li­te­rac­kiej Gdy­nia (2006, 2013, 2014), Na­gro­dy Li­te­rac­kiej Nike (2014) i Wro­cław­skiej Na­gro­dy Po­etyc­kiej Si­le­sius (2011, 2013, 2017), którą otrzy­mał za ca­ło­kształt twór­czo­ści w 2014 roku. Przy­go­to­wu­je książ­kę „Być jak Ro­bert Bres­son. Unie­ru­cho­mie­nie i wy­ci­sze­nie hi­sto­rii w kinie mi­ni­ma­li­stycz­nym" i film „Zrzut".
NASTĘPNY

rozmowa  

Nie dajmy się sparafrazować

— Jakub Nowacki