
Krzysztof Sztafa
„Wielka radość w polskich domach”, WBPiCAK, Poznań 2024, s. 162. Premiera: 11 czerwca 2024 r.
– [Jakub Nowacki] To już jest ten moment, kiedy już zaczynamy tak naprawdę. Witam wszystkich bardzo serdecznie w klubokawiarni „Młodsza Siostra”, znanym miejscu progresywnej warszawskiej antysyjonistycznej młodzieży. To jest spotkanie z Krzysiem Sztafą i przy okazji .7 urodziny „Małego Formatu”…
– [Krzysztof Sztafa] Ja bym to odwrócił: że to są najpierw urodziny, a potem spotkanie, ale…
– To jest spotkanie z „Małym Formatem” i urodziny Krzysia Sztafy przy okazji wydania powieści „Wielka radość w polskich domach”. Krzyś jest – poza tym, że współtworzy „Mały Format” – krytykiem literackim, autorem licznych tekstów krytycznoliterackich, ale i doktorem literaturoznawstwa
– To jest najśmieszniejsze rzeczywiście…
– Świeżo upieczonym. No i wydał powieść nakładem WBPICAK w Poznaniu. Musimy też podziękować miastu stołecznemu Warszawa. Warszawa jest ważnym bohaterem tej powieści, ale nie tylko nasze dzisiejsze spotkanie odbywa się dzięki wsparciu miasta stołecznego Warszawa, ale i przecież powieść była pisana podczas stypendium miasta stołecznego Warszawa. Więc dziękujemy też Rafałowi Trzaskowskiemu…
– Tak, Rafał klepnął, to jest sukces.
– Uśmiechniętemu polskiemu prezydentowi…
– Dla tej fajnej młodzieży
– …za rok może prezydentowi Polski, chociaż podobno Radosław Sikorski jest teraz raczej pewny.
– Ja dzisiaj słyszałem, że właśnie Trzachu ma być, mówiono chyba wczoraj w „Faktach po faktach”, a tam to są poważni ludzie i mówią o poważnych rzeczach, że będzie murowany kandydat.
– No właśnie, a propos „Faktów po faktach” to my taki pomysł na to spotkanie, żeby ono się odbyło w formule „Szkła kontaktowego” trochę
– No, myśleliśmy, ale…
– Dwóch typów siedzi, gada, wydaje im się, że są śmieszni. I są też telefony.
– Cringe overload. Ja w ogóle od razu może powiem, że jakoś nigdy nie byłem fanem spotkań literackich, no ale dobra… jest jak jest.
– Właśnie chciałem ci takie pierwsze pytanie zadać, takie trochę meta. My często rozmawialiśmy o tym jaka to jest upiorna formuła – spotkanie literackie. I często o tym Krzysiu wspominałeś. Że to jest straszne, że tam siedzą te typy smutne, czytają swoje wiersze, że na festiwalu filmowym to przynajmniej się film obejrzy, a na muzycznym się czegoś posłucha. A na literackim to się tylko słucha takich właśnie…
– Tak, no niestety tak jest. A najgorzej jak jeszcze się czyta rzeczy swoje… To też dzisiaj pewnie będzie grane, że jakiś tam fragmencik przeczytamy. No i tak to jest z tymi spotkaniami rzeczywiście, ale co zrobić… jesteśmy w tym świecie, uczestniczymy w nim…
– Podczas takich spotkań jest taki motyw też, że się od źródeł zaczyna: jak to się zaczęło. I możemy też porozmawiać o źródłach tej książki. Ja byłem jednym z pierwszych, który ją przeczytał, bo dzisiaj jest oficjalna premiera, no i kiedy będziecie ją czytać to ci, którzy znają cykl Krzysia z łamów „Małego Formatu” pod tytułem „Ćwiczenia z rezygnacji” na pewno będą odnajdywać znajomy fragmenty. A jednocześnie jest to zupełnie nowa, przetworzona formalnie całość. A tak naprawdę godzi się wspomnieć, że ten cykl narodził się jeszcze na łamach „Biura literackiego” — „Biblioteka”. Pamiętasz Krzysiu te czasy? Ja pamiętam, że czytałem ciebie, jeszcze zanim się pojawiłeś w „Małym Formacie”.
– No, jesteś żołnierzem…
– I wydawałeś mi się chłopakiem takim smutnym z Krakowa, który pisze…
– Spierdziałym typem z Krakowa, z wnętrza tych piwnic i tak dalej, zalepionych dymem – było pisane. To było bardzo dawno temu, ledwo to pamiętam. Ale tak, to prawda. Pisałem „Ćwiczenia z rezygnacji” kiedyś na stronie Biura Literackiego, to jest takie wydawnictwo prowadzone przez niejakiego Bursztę Artura, nie wiem, czy kojarzycie tę postać… Tam były przeboje różne… a nieważne. Ale to jest początek „Ćwiczeń z rezygnacji”, tak. To było słabe bardzo, ojejku, okrutnie słabe. I akurat tam napisałem chyba dziesięć odcinków na stronie Biura Literackiego, ale one w ogóle nie weszły, żaden fragment nie wszedł z tamtych czasów do „Wielkiej radości w polskich domach”.
– Później to się przeniosło płynnie do „MF”, była zachowana numeracja. I już w „MF” ukazywały się kolejne odcinki – i rozumiem, że tutaj (to znaczy wiem, bo przeczytałem), że tutaj jest dużo z tego, co już znamy z „MF”.
– Czyli generalnie reprodukujemy ten etos opowiadania o źródłach książki, no dobrze.
– Tak, ludzie tego chcą od nas.
– No no, ja się też w ogóle cieszę, dzięki, że jesteście i ten… „Ćwiczenia z rezygnacji” były na pewno takim punktem wyjścia dla tej książki, to jest w ogóle niepodważalne i takie mam wrażenie, że gdyby nie „Mały Format”, którego .7 urodziny dzisiaj tutaj obchodzimy to w ogóle nie byłoby tej książki, prawda, no bo nie miałbym na motywacji, żeby później sobie z tych ćwiczeń lepić, no nie byłoby tych treści i tego contentu. Pewnie już w ogóle nic bym sobie nie pisał i co, i świat byłby też tak samo dobry jaki jest. No ale tak, to był punkt wyjścia. Natomiast te fragmenty z „Ćwiczeń…”, które tutaj są w książce stanowiąc tak naprawdę około 20-25% treści tej ksiązki, przy czym one są silnie zredagowane, przepisane i w ogóle jakoś tak zrekontekstualizowane. Są jednak włączone w tryby klasycznej fabuły powieściowej, służą też temu bohaterowi… są jakby przepisane na nowo w zasadzie. Ja miałem wrażenie – no, jestem tylko autorem – że one są w takich śladowych ilościach w tej książce. Że są ważnym punktem wyjścia, ale ta całość jest jakby niesprowadzalna do tego cyklu.
– Tak, całość jest nowa, ale mnie się wydaje, że taki żywioł felietonistyczny pozostał w tym, dlatego że powieść jest złożona metodą decollage’u, jest powieścią pełną fragmentów. I każdy z tych fragmentów jednak zamyka się w sobie, każdy z tych fragmentów ma pewną – czasem wyraźną, czasem mniej wyraźną – puentę.
– No tak. No i tutaj dochodzimy już w ogóle do pewnie sprawy kluczowej w kontekście konstrukcji tej rzeczy, że chodzi pewnie o taką dynamikę tej całości, że ona jest właśnie patchworkowa, pourywana, no i to jest pytanie o formułę, jaka mi odpowiada jako autorowi. Mam wrażenie, że pisanie dzisiaj takiej powieści jakiejś długiej, takiej właśnie od A do B do Z – raz, że jest trudne, dwa, że jest ryzykowne, trzy, że potem nikomu się nie chce tego czytać, jak to jest długie, tak? No i to jest kwestia, że to są cząstki, ale książka ma jednak taką powieściową, prawda? Mnie bardzo zależało, żeby nie było wątpliwości, że to jest powieść, nie? Że to jest taka współczesna, mała – tak ona też wygląda, no bo jest też ten format kieszonkowy. Ale ona nawet nie jest taka krótka – ona ma ponad 280 tysięcy znaków, co jest… no nie jest długie, ale takie rzeczy się właśnie pisze, nie?
– Właśnie mały druk jest bardzo. Mówiłem Krzysiowi, że to nie na moje oczy już
– No, moja mama nie przeczyta. No ale rozumiem, że taki jest format, taka jest konwencja po prostu. Ta książka i tak w miarę spoko się prezentuje przy tym formacie, bo jest powyżej 150 stron. Ten kieszonkowy format jeszcze nie jest taki tragiczny. No ale ten font… to jest to. Że jest za mały.
– To wróćmy jeszcze do takich podstawowych spraw, jak na przykład bohater. Gdy się czytało „Ćwiczenia z rezygnacji”, no to jednak ja myślałem o tym jako felietonie – jakiejś formie publicystycznej – i że to jednak Krzyś za tymi fragmentami stoi. I są to jego przemyślenia i przeżycia, nawet jeśli jest to taki felieton literacki. A tutaj mamy już „bohatera”. Tutaj to nie jest żaden Krzyś, tylko Kamil. Bohater nazywa się Kamil
– Tak, Kamil. I koledzy później.
– Narracja jest prowadzona z takiej wyrazistej, pierwszoosobowej perspektywy, tak samo jak „Ćwiczenia z rezygnacji”. Jest pociągnięta w takim intensywnym przebiegu ta narracja, jest dużo krajobrazów wewnętrznych tego bohatera. No ale to jest jednak postać, ten Kami. Facet, który jest na przełomie drugiego i trzeciego krzyża swojego, ma jakieś perypetie, wyprowadza się do miasta, do Warszawy – jemu coś się udaje, coś mu się nie udaje. Starałem się jakoś tak stworzyć jakąś osobowość, która niekoniecznie pokrywa się z moją, z autorem. Rozumiem, że „Ćwczenia z rezygnacji” miały taką może… były jakoś tam kojarzone z autofikcyjną formą, że to jest taki mój dzienniczek beletrywizowany, narratywizowany, z taką narracją właśnie felietonistyczną, wyznaniową… Ale tutaj jest rzecz inna, ten bohater jest niezależny, autonomiczny no i tak samo jego przeżycia nie są związane, jego uczucia i w ogóle – bo to jest taki wrażliwy chłopiec…
– Bohater przyjeżdża po studiach do Warszawy i próbuje sobie urządzić życie w Warszawie, no i domknąć niedokończoną historię miłosną. No ale jest to bohater w konkretnym momencie życia. Może optymistycznie byłoby powiedzieć, że to jest ten quarter-life cisis, no ale on jest już jednak tak po trzydziestce, na granicy…
– No no, to jest w ogóle taki pewnie modelowy czytelnik, który jest jego rówieśnikiem. Gość już ma jakąś historię, coś już ma tam na bani, jakieś tam rysy…
– Jest millenialsem
– Jest millenialsem, oczywiście, książkę w ogóle otwiera fragment z takiej…
– No właśnie, może przeczytasz Krzysiu to motto? Bo to motto mnie bardzo zastanowiło.
– Motto pochodzi z romantycznej książki „Spowiedź dziecięcia wieku” francuskiego pisarza Alfreda de Musseta. To była taka książka z 1836 roku, no, klasyka literatury, ale w Polsce tak jakoś może zaliczana do klasyki mniej znanej, nie? Ona chyba nie jest na liście lektur ani nie wchodzi do kanonu, niemniej jest kluczowa dla romantyzmu europejskiego blablabla… i opowiada historię niespełnionej miłości…
– …na tle epoki.
– Na tle epoki. To jest kluczowe, zaraz do tego dojdę. Ona w Polsce w ogóle była wydawana, np ja mam takie wydanie z lat dziewięćdziesiątych, mogłem je wziąć, bo ona jest śmiesznie wydana, jak taki romans halequinowy, ale jednocześnie jednak balansuje to wydanie na granicy takiej książki właśnie kanonicznej a książki kioskowej. No i ono zostało wydane przez jakąś wytwórnię biznesu… No i ten romans jest bardzo mocno zarysowany na tle swojej epoki. Na pierwszych stronach – to kiedyś kiedyś jakoś tam grzało – de Musset wrzuca taki właśnie portret swoich czasach. On tam opisuje epokę po-napoleońską, że mieszczańska młodzież z dobrych domów paryskich czy w ogóle francuskich cierpi z powodu nijakości tej epoki swojej – że oni tam już po tym Napoleonie to nic nie mają do roboty, że ich starzy to wojowali, oni się rwą na te bagnety, chcieliby zdobywać jakieś światy i góry przenosić, ale im nie pozwalają jakieś te przeciętne czasy upadku i zastoju intelektualnego. No i cytat otwierający moją książkę pochodzi w zasadzie z pierwszego akapitu tej „Spowiedzi dziecięcia wieku” i leci on tak: „Gdybym tylko sam jeden był chory, milczałbym: ale ponieważ wielu prócz mnie cierpi na tę chorobę, piszę dla nich”. Jest taki dosyć afektowany, jak cały ten Musset, mocno taki barokowy w wyrazie. Pretensjonalny, tak? Ja mam wrażenie, że w tej książce też tak sobie balansuję na granicy jakiejś pretensjonalności czasami, trochę archaizuję swoją wypowiedź, ten bohater jest taki miotany – jak ten mussetowski, już nie pamiętam, jak on się nazywał. No ale co jest kluczowe w tym patronacie? Zwrócenie uwagi na tę swoją epokę, czyli szersze tło, no i tutaj jednym z kluczowych wątków jest ten miłosny, czyli historia Kamila i Magdy. Ale bardzo też istotny jest właśnie komentarz społeczny — do współczesnej Polski czy polskości, do poszukiwania jakiejś formy polskiej i…
– Jeszcze o tej Polsce to też później oczywiście porozmawiamy. Ale jak przeczytałem ten cytat, który jest bardzo mocnym otwarciem, to mnie to zastanowiło. Z jednej strony oczywiście to jest ten rodowód romantyczny – że później w tej powieści się okaże, że ten antykapitalizm, powracający w wypowiedziach narratora, też jest takim romantycznym antykapitalizmem – ale przede wszystkim pomyślałem o tej zapomnianej zupełnie kategorii pokoleniowości, którą tutaj odświeżasz. No i sobie przypomniałem wtedy, że w tej „Bibliotece” Biura Literackiego, w której się ukazywały „Ćwiczenia z rezygnacji”, to były jeszcze takie sążniste debaty o pokoleniowości właśnie, że tutaj „zaangażowane głosy pokolenia”, nie? Że było takie pismo „Dwumiesięcznik” Rafała Różewicza, które miało podtytuł „pismo ludzi przełomowych”. I zastanawiałem się, czy właściwie drugim rodowodem nie jest właśnie tamten okres rozbudzonych dyskusji o kategorii pokoleniowości. I pomyślałem, że to takie oldschoolowe trochę, ale z drugiej strony fajne, że ktoś jeszcze w ten sposób myśli, że tworzysz tym pisaniem taką wspólnotę, że pod tymi felietonami twoimi kolejnymi tam się zawsze odzywali zagorzali czytelnicy, mówiący „chcemy więcej!” Jak w jakimś numerze nie było felietonu Sztafy to „gdzie Sztafa?” Więc myślę, że w tym motcie właśnie pobrzmiewa to echo.
– No no, same echa brzmią, nie? Odbijają się w nieskończoność. Był taki rzeczywiście moment, że debatowano o tym pokoleniu, że wchodzą 20- i 30-latkowie chcący się jakoś definiować. Chodzi o jakąś tam tożsamość zbiorową, która się rozsypuje oczywiście szybko dosyć zazwyczaj, jako konstrukt taki zbiorowy właśnie. Każdy idzie ostatecznie w swoją stronę blebleble… Nie wiem, ja nie jestem jakoś za bardzo w tę kategorię pokolenia jakoś zaangażowany, bardziej właśnie ta wspólnotowość międzypokoleniowa, jakby nieograniczająca się do tylko tego jednego zgrupowania osób, których łączy wspólny wiek. W ogóle wiesz, pokolenie to jest w ogóle taki konstrukt bardzo silny w teoretyczno- czy literaturoznawczych badaniach. Kto to był, Wyka?
– [z sali] pewnie Wyka.
– No jeden z wielkich tuzów, już nie pamiętam, kto tam skonstruował tę kategorię. Ona miała szereg cech do spełnienia. Że jak są pokoleniem to musi być wspólne przeżycie pokoleniowe… ale nie wiem, to mi się wydaje mało ciekawe dzisiaj, mało produktywne poznawczo, że tam jest mowa o jakimś pokoleniu. Ja lubię przeciwstawiać tę kategorię pokolenia jakiejś tam szerszej kategorii – właśnie dziecięcia wieku. Po prostu człowieka żyjącego w określonym momencie, w określonych warunkach geopolitycznych i dzielącego swoje troski niezależnie trochę od… To znaczy wiadomo, że to nie jest pewnie książka, którą wszyscy się będą jarać, ale jednak ważniejsze byłoby położenia nacisku na to, że mówimy o Polsce w późnym kapitalizmie, półperyferyjnym, gdzie mieszkania są droższe niż w Berlinie, a zarobki są cztery razy mniejsze; że żyjemy w Warszawie, w miejskim środowisku, które jest z jednej strony jest spoko postępowym miastem – mamy tego Trzaskowskiego w ratuszu i się jaramy – a z drugiej strony jest jednak okrutnym kołchozem, gdzie się przyjeżdża pracować i wypruwać flaki, wszyscy się gdzieś spieszą i są dla siebie niemili, gdzie jest dużo przemocy i patologii życia społecznego. To wydaje mi się ważniejsze niż tam jakaś kategoria pokolenia. Bardziej by mi zależało na zawiązaniu wspólnotowego poczucia wokół tych warunków geopolitycznych i swojej epoki niż wokół bycia rówieśnikiem czy tam kolegą czyimś, nie? I mam wrażenie, że te losy Kamila ze swoimi kolegami i koleżankami można jak to zwierciadło, prawda, potraktować, oczywiście zakrzywione stosownie, bo nie ma tam tego paradygmatu reprezentacji. No ale jakieś takie poczucie bycia razem w tym syfie – że to jest istotne.
– Dobra, Krzysiu, to teraz ja bym chciał, żebyśmy przeszli do kolejnej…
– O jezu, już pół godziny.
– No właśnie. Najwyższy czas żeby zaistniał kolejny element spotkania autorskiego
– …Odbębnimy to?
– …To znaczy lektura fragmentu powieści.
– No dobra.
– Przygotowałeś sobie jakieś fragmenty?
– Trochę ciemno jest, ale… Tak, przygotowałem sobie trzy fragmenty… Zrobię to, czego się nie powinno robić… znaczy, nie wiem… No ale w ogóle super, cieszę się
– Jest w ogóle dzisiaj 55-ta rocznica śmierci Marka Hłaski.
– Ja go czytałem jako 15-latek, pamiętam, że się cieszyłem, że tam piją wódkę i przeklinają…
– Też było takie o mieszkaniach, nie? Że chodzą ci młodzi i nie wiedzą gdzie, bo nie ma mieszkań.
– A, że literalnie nie ma mieszkań, tak? No ale dużo się budowało za PRL-u. Bo to są lata 50-te, nie? Ciężkie czasy. Człowiek marzył o lodówce, o pralce wtedy, tak? No i PRL to umożliwił, prawda? Dobra, przygotowałem sobie trzy fragmenty, chyba tylko jeden przeczytam…
– Dlaczego?
– A no bo nie ma co tak zabierać czas ludziom. Nie no, dobra, przeczytam fragment tak z mniej więcej 2/3 książki, on jest taki narracyjny i spoko, potrwa to pewnie ze cztery minuty. [czytanie autorskie, s. 94-97, czas: 23-07-29:00]. Taki fragmencik, mam nadzieję, że nie… On jest taki fabularny, prawda? Są tam jakieś rzeczy, które się dzieją, ale są też fragmenty, gdzie się niewiele dzieje, gdzie bohater leży na łóżku otulony kołdrami, no i zmula, dopada go jakieś przeziębienie, cierpi na chorobę wieku.
– No właśnie, jeszcze do tej choroby wieku. Chciałem porozmawiać – teraz już samo gęste będzie – bo chciałem z tobą porozmawiać Krzysiu o tych politycznych stawkach tej powieści. O których też mówisz – bo mówisz o tym zakorzenieniu w konkretnym momencie, konkretnej rzeczywistości społeczno-politycznej, w konkretnym mieście, Warszawie. No bo powraca w tej powieści taki refren, że „literatura, która nie wyzwala, ma najgorzej na świecie”. Pojawia się też taki fragment, w którym narrator mówi „o, przydałoby się obalić kapitalizm, ale jak”?
– Łopatką, saperką
– Jak, jakimi narzędziami. To jest ta podstawowa sprzeczność w tym bohaterze, który jakby fantazjuje o jakiejś zmianie, przewrocie, o rewolucji, ale zaraz później dostrzega własną śmieszność
– Tak, jest wyalienowany jednocześnie, nie potrafi sobie poradzić z relacjami wokół, z tą najważniejszą, czyli z tą miłosną, z Magdą. To prawda. Może nie będę spojlował – no bo chyba nikt jeszcze tej książki nie czytał poza paroma tam osobami. Czyli stawka polityczna, tak?
To mnie się kojarzy z tym właśnie momentem w kinie francuskim, kiedy ci wszyscy reżyserzy zaczynają robić takie filmy o tych studentach, którzy są już po Maju 68 tacy wypaleni, wyczerpani, już nie wierzą w żadną rewolucję, wszystko się wyczerpało, snują się po tym Paryżu.
– I przychodzą lata 70-te
– Tak, przychodzą lata 70-te, rodzi się neoliberalizm… I oni właśnie wtedy chodzą, jest taki film Jeana Eustache’a „Mama i dziwka” albo też Olivera Assayasa „Po maju”. No i właśnie postać takiego snującego się studenta albo post-studenta – to jest też trochę ten twój Kamil. Ale też z drugiej strony tam są przecież bardzo buńczuczne frazy – obalmy system, obalmy kapitalizm. I gdzie w takim razie jest ta polityczna stawka, do jakiej rewolucji ma nawoływać ten podmiot? I jak to jest – pamiętam, że kiedyś jeden ze swoich tekstów opatrzyłeś cytatem ze Zdechłego Osy, że jak mamy obalić kapitalizm, gdy wszyscy mają depresję. Bardzo trudne pytanie.
– No i nie wiem czy jestem w stanie na to jakoś sensownie odpowiedzieć.
– Razem się zastanówmy.
– No, możemy myśleć na bieżąco, jak zawsze.
– Wy też możecie.
– No nie wiem, te stawki polityczne no to, prawda, dla mnie najważniejsze jest – i mówię to z własnych warsztatowych perypetii – że bardzo mi zależało na tym, żeby jakoś wyabstrahować tego bohatera od jego samego, od tej jakiejś czarnej dziury narcyzmu, takiego skrajnego egoizmu, chyba jakoś konstytutywnego dla naszych czasów i jakby postawić przed nim historię, żeby go zanurzyć w tej jakiejś historii. Czy to ma jakiś tam… nie mam złudzeń, że to ma jakieś subwersywne potencjały i tak dalej. Mam już dosyć tego mówienia o literaturze subwersywnej, jakiejś tam przesuwającej granice wyobraźni i poszerzającej pole tego, co możliwe i blebleble… to są jakieś takie szkoły i języki mówienia o literaturze, to w momencie, w którym książka ma śladowy nakład no to wydaje mi się to trochę jakby banialuką, tak? No ale…
– Miłość może jest tym…
– No… To w ogóle jest jednym z takich najważniejszych szlagierów tej książki. Że oni, ci wszyscy bohaterowie… bo Kamil nie jest jedyną postacią w tej książce i mam nadzieję, że ona opowiada o czymś więcej niż tylko o jakichś tam losach białasa-heteraka, kogo to interesuje… Mam nadzieje, że to właśnie jest tak podskórnie o tej miłości, no.
– A masz założony ten fragment, który mi wysyłałeś?
– Mam taki fragment, który jest z kolei taki mocno nienarracyjny. W ogóle książka jest podzielona na trzy rozdziały, a te trzy rozdziały są przeorane przez tak zwane „intermezza”, nie wiem, dla kumatych to też sam sobie odsyła do radykalnej filozofii społecznej, ale to nie jest aż tak istotne. One są po prostu takimi przerywnikami czy tam przerwami, które mają dać też odpocząć wydarzeniom – no nie wiem, nie chcę też tego dopowiadać. Ale są mniej narracyjne niż reszta. Są takimi wyrwami. Mogę przeczytać.
– Weź Krzysiu przeczytaj, co?
– No, możemy to zwieńczyć tym też, tak? No bo co.
– Tak? Już chciałbyś kończyć?
– Nie no, na spokojnie, ale też wiesz, widzę, że jest już za piętnaście… No i to jest taki fragment dosyć dłuższy. Ojejku, dobra. To jest trzecie intermezzo z końca książki, ale jak przeczytam to niczego nie będę spojlował. Tylko może kwestia tego, że ta książka jest dosyć intensywna, tak, że ten bohater jest taki wyrazisty, że on wprost nazywa te rzeczy, dosadnie trochę. Nie wszyscy będą to lubić, mam wrażenie, że on nie jest jakąś tam osobą… po prostu jest takim trudnym dość gościem [czytanie autorskie, s. 119–122, czas: 35:54-41:53]. No i tak to właśnie jest.
– No piękny jest ten fragment, widać, że wzbudził też entuzjazm. Zawiązała się może pewna wspólnota czytelnicza. No właśnie: to, co ci się udaje Krzysiu – to tutaj rzucamy sobie jakieś żarty, ironizujemy, ale myślę, że w tej powieści udało ci się uciec od takiej ciążącej, nieznośnej ironii, która jest może jakąś taką właściwością pokolenia, ale jest…
– Przekleństwem, tak? Bycie edgy, bycie ironicznym, coś tam, ja już za stary jestem, żeby się bawić w to… W każdym razie rzeczywiście ta książka jest pełna afektacji, zupełnie nieironicznych wzruszeń, jest tam „na poważnie” o czymś, w sensie bez żadnego jakiegoś takiego dodatkowego asekurowania się, dystansowania, o emocjach, o byciu odtrąconym, o poszukiwaniu bliskości. Ten patronat Musseta tutaj jest nie bez kozery w tym sensie. To jest afektacja pełna afektacji, nie jest sztuczna, tylko facet coś mówi serio o tym, co go boli. No i jego koledzy i koleżanki. To było ważne dla mnie też. No bo te „Ćwiczenia z rezygnacji” miały chyba w sobie takie zbyt ironiczne… Chciałem to wszystko wyszpachlować odpowiednio, żeby sobie pozwolić na coś mniej sztucznego…
– Nie wiem, czy mogę zdradzić, ale rodzi się nowy cykl – „Ćwiczenia z afirmacji”.
– Tak, robimy coś takiego, stay tuned. Nie no, będzie coś takiego. Teksty na „Małym Formacie”, najlepszym piśmie literackim zaraz po „Pamiętniku literackim” i „Twórczości”.
– Myślę, że lepsze…
– No nie wiem… Ale będą na pewno „Ćwiczenia z afirmacji” i one też będą się ukazywać regularnie, czyli raz na dwa miesiące czy jak my tam wykręcamy te numery.
– Może stworzymy przestrzeń dla jakichś pytań od publiczności, która pewnie jeszcze nie czytała powieści, ale można też spytać Krzysia o jakieś inne sprawy.
– Zapraszamy też oczywiście do kupna książki, tam widzę, że ich jest jeszcze bardzo dużo.
– Można płacić blikiem.
– Blikiem, gotówą, można za pomocą aplikacji bankowej, tam się robi zdjęcie kodu QR. Technologia.
– Projekt polskiej modernizacji. No właśnie nie zdążyliśmy pogadać o Polsce.
– No, to jest długi temat.
– Ale nie mogę nie zadać ci pytania: czy jesteś chory na Polskę?
– Jezus Maria. To ty mi chyba kiedyś mówiłeś – ty mi mówiłeś, że ktoś ci powiedział. Ty mi mówiłeś, że Sławomir Sierakowski powiedział, że Polakom się żyje dobrze.
– Tak powiedział u Kuby Wojewódzkiego.
– No dobra… no to chyba ten… mamy technologię, mamy systemy bankowe najnowocześniejsze, cyberbezpieczeństwo, wszystko jest, jak powinno być.
– No właśnie nie, to powiedział chyba Jakub Żulczyk w kwestionariuszu Wysockiego, że właśnie blik dowodzi, że jesteśmy, że jak tutaj przyjeżdżają Szwedzi czy tam Niemcy to patrzą, że wow, macie blika.
– No bo to jest polska technologia, tak?
– Tak.
– Ja… niesamowite.
– Swoją drogą, pojawia się w powieści serial napisany przez Jakuba Żulczyka
– Tak, jeszcze w ogóle może na koniec. Ta książka ma trochę takich odwołań do bieżącej produkcji filmowej, tam się pojawiają piosenki, pojawiają się powieści, jest nawiązywanie do powieści. Pojawia się odwołanie do tej…
– „Warszawianka”
– Tak, do netfliksowego produktu filmopodobnego, czyli do tego serialu „Warszawianka”. Nie wiem, czy to oglądaliście, to osiem odcinków o Warszawie, Borys Szyć tam gra. To było chyba w tym SkyShow czy coś… No, nie będę ten… jest słaby. W sensie śmieszny taki
– Trudno przez pierwszy odcinek…
– Trudno się przez to przebić, no. A jest bardzo mocno o Warszawie. Tam jest Warszawa pokazana tak jak powinna być pokazana, czyli jako taka fajna nowoczesna metropolia, z wjazdami w te kluczowe miejsca. Czyli musi być tak: pod Poniatem scena tam na te Arkadię i centrum handlowe, musi być tramwaj na górze, oczywiście na ripleju pokazany jest Pałac Kultury, z okna go ma oczywiście bohater, no wszystko jest. Strasznie denerwujący koleś, który jest zresztą milenialsem, bo to jest taki serial dla milenialsów, no.
– Ale w twojej powieści też są różne miejsca kulturalno-klubowe na mapie Warszawy. Gdzie nie bywać, kogo nie znać, jest – poza miejscem, w którym się znajdujemy i dziękujemy za gościnę – to jest na przykład Paloma, nazywana miejscem dla pozerów…
– Nie dla pozerów, dla milenialsów z branży kreatywnej. Ale może nie spojlujmy, bo tam tych miejsc jest parę. Odbierzemy ludziom przyjemność.
– Będziecie mogli podążać śladem narratora powieści Krzysia, Kamila. No a tymczasem nagrodźmy naszego autora – debiutanta – brawami. „Wielka radość w polskich domach” dostępna w mobilnym sklepie na tyłach tej sali.
– My tu jeszcze będziemy siedzieć, no co, zapraszamy na piwko, kanapkę, wodę.
– Ta sala jest do naszej dyspozycji.
– Tak, będziemy się kręcić, można książkę kupić. Polecam, bo ona będzie pewnie trudno dostępna. Można ją kupować tez na stronie wydawcy i w Warszawie będzie na pewno w „Najlepszej” na Żoliborzu i w „Księgarni Czarnego”, ale to dopiero za tydzień z hakiem, także… dzięki w ogóle!
– [z sali] A pytania? Ja mam.
– [z sali] Krzysiu, cieszę się bardzo. Powieść jest gęsta – z tego, co czytałeś – no ten tekst bardziej mi tak w mocnym wyrazie i gęstości bliżej był poezji niż powieści. Tak bym to odbierała z tych fragmentów. I ona jest taka bardziej mroczna tak jak twoje wiersze, które sobie przeczytałam.
– Ja nie piszę wierszy.
– [z sali] Okej, możesz mieć inne zdanie, to jest moje wrażenie z tego, co przeczytałeś. Cieszę się, że w kierunku afirmacji pójdziesz, ale moje pytanie bardziej w takim kierunku: czy w powieści się w tej chwili bardziej odnajdziesz, czy jednak poezja jest ci bliższa? Bo z tego co czytałeś to jest dla mnie bardziej poezja niż powieść — tak jak ja ją rozumiem i czytuję.
– Ona jest aforystyczna, to może takie wrażenie poetyckie sprawiać. Ale jest jednak taką hardkorowo powieścią fabularną i ja się totalnie w prozie spełniam i poezja nie jest moim żywiołem, nigdy nie była, miałem piętnaście lat to skończyłem pisać wiersze i ok. I tak to pójdzie dalej. Nie mam poetyckich ambicji. Kiedyś pisałem o poezji krytykę – recenzje, tym się zajmowałem. Ale docelowo proza i tam parę pomysłów mam. I w sumie będę je realizował. Dzięki!
– [z sali] No ja mam, Krzysiu, w każdym razie „Samo zło”, twoje wiersze…
– Jezus, ale jesteś
– [z sali] Rozmawiamy tu właśnie, że będzie je można jakoś udostępniać za jakaś opłatą. A jestem chyba jedynym posiadaczem, bo nie wiem, czy masz to na komputerze jeszcze gdzieś
– Nie mam, ty masz, wiesz, to jakieś nastoletnie wiersze.
– [z sali] Ale jeden motyw się tak przewija, bo dużo mówiłeś też o alienacji, ale tez o jakimś takim szukaniu elementów poza alienacją. To pamiętam, że jedna z pierwszych rzeczy, które pisałeś to był chyba „Plebs”, o ile dobrze pamiętam tytuł…
– Ale tak…
– [z sali] Zaczynało się to cytatem z Deborda, że nie można zwalczać alienacji środkami wyalienowanymi. Mógłbyś to tutaj powtórzyć.
– Dzięki, że przypomniałeś! Było coś takiego. To jest cytat ze „Społeczeństwa spektaklu”, to jest ciekawy cytat, jeśli się zastanowić nad nim. I on też dobrze by opisywał perypetie Kamila i reszty mafii. Ale te wiersze coś tam… tak, kiedyś to było, ale już nie będzie. Może zachować te wiersze, Tomku. Dzięki! Możesz je spalić, nie wiem. Zrobić performens i je spalić, o.
– [z sali] Kafka też tak mówił.
– Dzięki za przyjście! Zapraszam do piwka i herbatki, i tam wszystkiego.
W trwającym roku proponujemy warszawskiej publiczności spotkania w ramach projektu „Nowe języki” – rozmowy z poetkami, poetami i osobami tłumaczącymi wiersze, reprezentującymi różne pokolenia i środowiska. Od pewnego czasu obserwujemy renesans Warszawy jako istotnego ośrodka poetyckiego, nie tylko ze względu na zamieszkujących ją twórców, ale także rosnącą świadomość wśród czytelniczek i czytelników. Chcemy być częścią tej zmiany i aktywnie wpływać na jej kształt.

Krzysztof Sztafa
„Wielka radość w polskich domach”, WBPiCAK, Poznań 2024, s. 162. Premiera: 11 czerwca 2024 r.
ur. 1994, studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, ukończył scenariopisarstwo w Szkole Filmowej w Łodzi. Publikował w prasie literackiej. Pracował jako redaktor, korektor, bukinista, opiekun robota i kurier rowerowy. Redaktor „Małego Formatu”.
