David Foster Wallace
Christopher Lasch
Andrzej Leder
Symbol pokolenia
W obecności przyjaciela Wallace żartował kiedyś na temat swojej przyszłej biografii: „Dave siedział w bibliotecznej palarni, w zamyśleniu zaciągał się papierosem, próbował wymyślić następną linijkę [tekstu]”. „Kto chciałby czytać coś takiego?”, dodał po chwili[4]. Kiedy w 2008 roku zmarł śmiercią samobójczą, był już postacią niemal legendarną; może właśnie w pierwszej kolejności postacią, a dopiero w dalszej – pisarzem[5]. D.T. Maxa z „New Yorkera”, który ostatecznie napisał jego biografię, uderzyło, jak dalece i jak wielu Amerykanów odczytywało – często ledwie liznąwszy jego prace – własne życie w życiu Wallace’a. Było tak dlatego, że próbował (udanie) pochwycić „amerykańskie wszystko”, ale także – a może przede wszystkim – dlatego, że ucieleśniał uczucia pokolenia (smutek, samotność, frustrację i niepewność); ludzi znajdujących się pod presją sukcesu, którzy nie mogąc już móc, w końcu czują się tak, jakby ktoś zgasił w nich światło[6].
Już jako 27-latek domyślał się, że jego emocje nie są odosobnione. Dlatego uniwersalizował. Po publikacji „Niewyczerpanego żartu” (w którym słowo depresja pada 87 razy) nie miał wątpliwości:
stan prawdziwego smutku, i prawdziwego jakby braku kierunku, to nie tylko sprawa mojego popieprzenia. (…) miałem tak wielu przyjaciół, którzy przeżywali straszne chwile dokładnie w tym samym czasie co ja. Na tyle rozmaitych, różnych sposobów. A zdawało się, że tak wielu z nich ma mnóstwo atutów… Mówimy tu o prawnikach, maklerach, młodych obiecujących akademikach, poetach. (K 213‒214)
Wallace daje dziś szansę, by te „straszne chwile” i emocje pomyśleć inaczej. Nie jako efekt wadliwej konstrukcji ontologicznej („to nie była zachwiana chemia organizmu”[7]), lecz toksycznej kultury[8], której jest produktem-ofiarą, ale i diagnostą. D.F.W., ciągle aktualny i zjednujący sobie czytelników, to nie pisarz kuglarz i parodysta, lecz artysta szczerości, który zostawił nam swoją kronikę walki ze światem. Przekład „Niewyczerpanego żartu” i biografii Wallace’a odsłania kulisy tej walki i podkłada (niepokojące) lustra, w których, jak sądzę, wszyscy możemy się przejrzeć.
Chybiona rozrywka
Chybiona rozrywka. Taki podtytuł Wallace umieścił na frontyspisie „Niewyczerpanego żartu”. A raczej chciał go umieścić, bo Michael Pietsch, jego redaktor, usunął go zapobiegliwie, żeby nie zrobić wydawnictwu Little, Brown antyreklamy. Określenie „A Failed Entertainment” mówi jednak wiele o powieści, która dźwiga ciężar ponad 1100 stron i nie daje do siebie łatwego dostępu. W świecie „Infinite Jest” można się zgubić. 119 postaci, 388 przypisów i 3 główne wątki, które nic nie łączy (a przynajmniej tak się zrazu zdaje), rozpadające się, jakby tego było mało, na podwątki, na niepoliczone opowieści mniejsze (dzieło ma wzór trójkąta Sierpińskiego, figury geometrycznej, która da się podzielić na nieskończoną liczbę identycznych figur). Do tego dłużyzny, nudne pasaże, rodzaj bezruchu i martwoty. To rozrywka, która nie bawi, bo nie chce zabawiać i wciągać czytelniczki w powieściowy odpowiednik „oglądactwa”; która chce być wszystkim, tylko nie rozrywką. Chaos jest więc pozorowany, a bezruch rozmyślny i konieczny, skoro stanowi samą istotę życia prawie każdego bohatera. Wallace chybia po to, żeby trafić inaczej i (wreszcie) jak należy. Trzeba też to wyraźnie powiedzieć – nie pudłuje.
Wallace przesycony, Wallace więzień galopującego umysłu jest nam bliski. Rozpoznajemy się w jego frustracji
Powieść – spróbujmy ją streścić – odsłania historię rodziny Incandenzów. Prowadzą oni Enfieldzką Akademię Tenisową, elitarną szkołę z internatem, kształcącą uczniów, którzy ‒ aby sprostać wymaganiom i presji sukcesu ‒ odurzają się i dokonują chemicznej korekty[9]. Wychowankowie EAT (której celem jest uczynienie z podopiecznych ludzi sukcesu i zawodowców zapewniających innym rozrywkę) nie umieją powstrzymać się przed utożsamianiem całej swojej wartości z miejscem w rankingu (N 716). Wszyscy tkwią „nawzajem w swoich łańcuchach pokarmowych”. Wspólnota w EAT jest nie do pomyślenia, a przyjaźń niemożliwa. Choć uczniowie mieszkają, jedzą, kąpią się i grają razem, to ostatecznie są „stu trzydziestoma sześcioma głęboko samotnymi ludźmi zamkniętymi we wspólnym potrzasku” (N 119). Jedyna wspólnota to wspólnota samotności, jak mówi uzależniony od marihuany 17-letni Hal Incandenza, „emocjonalne centrum” tego powieściowego wątku (K 216, N 716). Tenis w tym „trójkącie” wydaje się nie tylko grą opartą na (auto)rywalizacji, wojnie z innymi i ze sobą, ale także małym fragmentem większego obrazu, to znaczy świata amerykańskiej rzeczywistości[10].
„Trójkąt” drugi to świat Ennet House (Domu Przejściowego dla Uzależnionych od Narkotyków i Alkoholu), który zaludniają rozbitkowie, alkoholicy, narkomani, osoby – pisze trafnie D.T. Max – „które przedawkowały rozkosze konsumpcyjnej kultury” (K 217). Oba miejsca, szkołę (fabrykę zwycięzców) i Ennet House (magazyn ludzkich odpadów), nic z pozoru nie łączy, a przecież to tu udaje się Hal Incandenza. Być może jest tak, że społeczeństwo, o którym m.in. opowiada Enfieldzka Akademia Tenisowa, produkuje „nieudaczników”, że narcystyczny solipsyzm szkoły musi mieć swój rewers. I istotnie ma: rewersem społeczeństwa osiągnięć i rozrywki są rozpacz i depresja Ennet House.
Trzeci, najbardziej osobliwy trójkąt spina Wallace’owską powieść. To dialog dwóch tajnych (zarazem ze sobą rywalizujących i współpracujących) agentów, Marathe’a z Quebecu i Steeply’ego z USA; wątek zaginionego katridża, filmu „Niewyczerpany żart”, który jest najdoskonalszą bronią jako forma paraliżującej rozrywki (każdy, kto go ogląda, ulega całkowitej bierności).
Biały szum
za zaciągniętymi firankami sennych amerykańskich domków odchodzi wielkie prywatne oglądanie ruchomych obrazów na spersonalizowanych ekranach. Powstał płynny, bezprzestrzenny świat indywidualnego spektatorstwa. (…) Totalna wolność, prywatność, wybór. (N 640)
Dla Wallace’a była to wolność zniewalająca, która kończyła się nerwowym przełączaniem między siedemdziesięcioma pięcioma kanałami telewizyjnymi bez zatrzymania się na którymkolwiek z nich. W powieści echo tej udręki (wolności i przesytu) odnajdujemy w scenie z Erdedym, który siedzi na skraju łóżka i przegląda plik z kartridżami, uruchamia każdy z nich, ale nie może
skupić się całkowicie na teleputerze, ponieważ przy żadnym filmie nie udało mu się wytrwać dłużej niż kilka sekund. Z chwilą gdy zorientował się, o co chodzi w filmie, opadało go przemożne, dręczące poczucie, że na innym kartridżu znajdzie coś zabawniejszego, co właśnie w tej chwili potencjalnie traci. Zdawał sobie sprawę, że będzie miał dość czasu na obejrzenie wszystkich filmów, był też intelektualnie świadom bezsensu odczuwania w tej sytuacji paniki z powodu straty. (N 31)
Wallace przesycony, Wallace więzień galopującego umysłu jest nam bliski. Rozpoznajemy się w jego frustracji. Jeszcze przed epoką Sieci ukazywał on Amerykanów przytłoczonych nieznośną intensywnością bodźców (którą narracyjnie imitował), a Internet ‒ kiedy jego czas już nadszedł ‒ postrzegał jako kolejny „szum tworzący współczesny klimat przeciążenia informacyjnego, który to stan nazwał później Hałasem Totalnym” (K 289)[11]. D.F.W. uchwycił to, co już po jego śmierci uległo dalszemu wzmocnieniu i akceleracji. Przeciętny Amerykanin pochłania dziś 34 gigabajty danych dziennie (odpowiednik 100 tysięcy słów w tradycyjnych mediach)[12]. Przyspieszenie przepływów semiotycznych i informacji, które po przekroczeniu pewnego progu staje się już tylko „białym szumem”, opisuje m.in. Franco „Bifo” Berardi. Zwraca on uwagę na to, że nie jesteśmy w stanie świadomie przetwarzać ogromnej i ciągle rosnącej ilości informacji, które trafiają do komputerów, telefonów komórkowych, ekranów telewizyjnych i naszych głów, a jednak to właśnie wydaje się niezbędne – aby śledzić, poznawać, oceniać, asymilować i przetwarzać wszystkie te informacje (jeśli chcemy być skuteczni, konkurencyjni, zwycięscy)[13].
Powieść od początku zmierza w stronę narcyzmu, który ma więcej wspólnego z nienawiścią do siebie niż samouwielbieniem
Uczący studentów Wallace dostrzegł to, co jakiś czas później opisał Mark Fisher: osuwanie się uczniów w bierność, uzależnienie od matrycy czystej rozrywki, hedonistyczny letarg i narkozę. Ich przedmiotem studiów, żalił się koledze D.F.W., była telewizja. Nie byli oni w stanie skupić się na tekście, większość nie chciała czytać niczego trudniejszego niż nagłówki wiadomości z pasków informacyjnych (K 202). „Poprośmy ich – pisał z kolei Fisher, który uczył w college’u – żeby przeczytali więcej niż kilka linijek tekstu i wielu z nich (…) zaprotestuje, twierdząc, że nie d a j ą r a d y” (Wallace’a za gnębienie studentów DeLillo spotkała nagana). Nowe postpiśmienne ciała[14] uczniów są zbyt „nakręcone”, by się skupić, zanadto uzależnione od gratyfikacji na żądanie, by móc odpowiedzieć na tekst, zbyt szczelnie zamknięte w klatkach solipsyzmu, by się angażować. Efektem są rozdygotanie, interpasywność i deficyt uwagi, słowem ADHD, które obok depresji jest główną patologią późnego kapitalizmu[15].
W klatce ja
Życie podopiecznych EAT to nieustanny mecz, samotne utkwienie w niekończącym się cyklu treningów. Jest tak może dlatego, że dla Wallace’a życie było jak (wyczerpujący) występ, w ramach którego należało się wykazać. Już jako student chciał pokazać wszystkim, na co go stać, odczuwając z tego powodu samowstręt. Pragnął triumfu, a zarazem się tego wstydził, tak jak powieściowy LaMontu Chu swojej żądzy euforii w Akademii. Unieruchamiała go konieczność ustawicznego kontrolowania wrażenia, jakie robi na otoczeniu (K 362). Sukces, który odniósł, niczego nie zmienił. Kiedy zdobył poklask i stał się bohaterem okładek, paraliżowała go potrzeba bycia osobą, którą widzieli w nim inni (K 315). Sława, powiada Lyle, zagadkowy guru w „Niewyczerpanym żarcie”, nie jest wyjściem z żadnej klatki (N 407)[16]. To, co wygląda na wyjście z klatki, jest w istocie jej kratą. Jako étoile, mówi inny bohater, wkracza się w stres, który trudno sobie wyobrazić, bo „wiesz, że teraz musisz wygrywać. Odczekuje się od ciebie wygranej”. „[J]esteś całkiem sam, (…) nie masz drugiego gracza, z którym mógłbyś porozmawiać o presji istnienia, która cię zjada, o chęci do istnienia ponad, a nie pod” (N 699). Zaczyna się wypalenie, „martwa maska na twarzy” (N 543), lęk przed porażką (i odstąpienie od gry), a więc paraliż, a na ostatniej prostej – samounicestwienie[17]. Nad graczami, mówiąc jeszcze inaczej, wisi ryzyko, że staną się „niewolnikami figury” (N 683), której cieniem przytłoczony był Wallace.
Powieść, jak widać, od początku zmierza w stronę narcyzmu, który ma więcej wspólnego z nienawiścią do siebie niż „samouwielbieniem”[18]. Wallace diagnozuje amerykańską chorobę (gdzie Ameryka jest metonimią Zachodu), której sam jest ofiarą: toksyczną kulturę zwycięstwa i osiągania celu (N 703), jej nieskończone „móc” i „just do it”. Pisarz opisuje świat opanowany już nie przez „nie” (generujące szaleńców), lecz nieograniczone „tak”[19], produkujące narcyzów zamkniętych „w klatce własnego Ja” (N 717), w „mrocznym świecie własnego wnętrza” (N 406). Rewersem tego uwięzienia są autoagresja i depresja[20]. Jak mówi Andrzej Leder:
Narcystyczny sposób funkcjonowania polega na dystansie wobec relacji i skupieniu się na sobie. Częścią tego jest ciągłe porównywanie się do niedoścignionego ideału wszechmocy, (…). Pewna podstawowa energia niezadowolenia, frustracji, agresji, która się z tego rodzi, zostaje skierowana do wewnątrz. (…) częścią narcyzmu jest depresja[21].
Przykuty do siebie podmiot prowadzący swój obóz, kat i ofiara zarazem, „wyniszcza się, pędząc bez celu w coraz szybciej obracającym się kołowrotku”[22]. Jak powiada Schtitt, trener EAT, „prawdziwym przeciwnikiem, obejmującą granicą jest sam gracz”. Z tym, czym się mierzy, z czym trzeba zawalczyć – mówi Mario Incandenzie, wrażliwemu bratu Hala – jest własne ja. Jego zdaniem piękno tenisa tkwi właśnie w autorywalizacji. „[P]rzełam ograniczenia; transcenduj; doskonal się; wygraj” (N 89). Na co Incandenzie chodzi po głowie tylko jedno pytanie: „czy w takim razie walczyć ze sobą i pokonać siebie to znaczy zniszczyć siebie? (…) jaka jest różnica między tenisem a samobójstwem, życiem a śmiercią, grą a końcem gry? (N 90).
Uczniowie pędzą jednak samotnie w swoich kołowrotkach, wyposażeni w kartridże motywacyjne, przed sobą mając obraz sukcesu, nagrody pieniężne, forsę z reklam, słowem: blask kariery. Pędzi na przykład Hal (którego Wallace obdarzył swoimi cechami), nie pojmując, dlaczego Schacht, jego przyjaciel, odpuścił i przestał marzyć o awansie do Show po ukończeniu Enfieldzkiej Akademii. A nie pojmuje, bo podziela narcystyczne marzenia, w których można znaleźć wszystko, tylko nie miejsce na banał życia i kariery (N 282‒283). Sam Wallace, jak się jeszcze przekonamy, pragnął (czy nie o tym jest właśnie m.in. „Infinite Jest”?) uciec z tej narcystycznej pułapki, nigdy jednak nie opuścił go ów świdrujący, każący powracać do siebie lęk: przed zwyczajnością i porażką, przed byciem loserem (K 197).
Resuscytacje
Deleuze napisał kiedyś, że artyści wielcy są zdumiewającymi diagnostami i klinicystami, ale nie własnego przypadku, lecz cywilizacji[23]. Wallace postawił Ameryce (wczesną i wnikliwą) diagnozę i na niej nie poprzestał. Uważał, że powieść nie powinna zatrzymywać się na ujawnianiu symptomów choroby, ale iść dalej – przeprowadzać kurację. Dobra sztuka, jego zdaniem, miała reanimować te elementy człowieczeństwa, które wciąż żyją i żarzą się mimo ciemności naszych czasów (K 284). Sam zresztą próbował tej resuscytacji. Już kiedy pisał „Niewyczerpany żart”, rysował coś w rodzaju nowego programu, orędując w pisaniu za powagą i szczerością w miejsce niedojrzałej ironii. („[I]ronia ‒ mówił ‒ jest szczególnie bezużyteczna wówczas, gdy przychodzi do zbudowania czegokolwiek w miejsce obnażonych przez nią hipokryzji”; K 212). W samej powieści napięcie między nimi realizuje się na linii EAT i Ennet House. Pierwsza placówka jest żywiołem ironii. Wrażliwy Mario Incandenza, który jako jedyny z braci nie odnosi sukcesów w sporcie i nie robi kariery, zauważa, że istnieje tu jakby przepis, który „o rzeczach prawdziwych” każe „wspominać tylko pod warunkiem, że wszyscy będą przewracać oczami”. Wszyscy tu ‒ dostrzega ‒ „reagują na najprawdziwsze prawdy zażenowaniem i skrępowaniem” (N 610‒611). Każdego z uczniów po ujawnieniu szczerych emocji dopadłby, jak Maratha, wstyd, „zupełnie jakby puścił bąka, a nie wyraził własne zdanie” (N 334).
Legendarna powieść Wallace’a to (oprócz wszystkiego innego) raport z kultury zdziecinnienia
W Ennet House, drugiej placówce, „[i]ronista (…) jest jak czarownica w kościele. To strefa wolna od ironii”. Tu liczą się tylko powaga, szczerość i niepodretuszowana prawda. Dlatego właśnie osobny i skrępowany w EAT Mario czuje się tam jak domu. Ten sam Incandenza zakochuje się w audycjach Madame Psychosis, bo czuje, że słucha „o śmierci ukochanych osób, o amerykańskiej rozpaczy” – „historie prawdziwe” (wyróżnienie moje – P.J.), a jak pisze dalej narrator (głosem Wallace’a): „[c]oraz trudniej jest znaleźć sztukę z prawdziwego zdarzenia, która by opowiadała w ten sposób o rzeczach prawdziwych” (N 610). W powieści Amerykanina negatywne figury prymatu prawdy, sentymentu i bezpośredniości (EAT), zmieniają się w pozytywne figury nowej szczerości (Ennet House). Nawet Hal, nieodrodny syn swej epoki, który gardzi tym „ohydnym wewnętrznym Ja, nietrzymającym sentymentów i potrzeb”, w głębi duszy tęskni za nim i wie, że to modne cyniczne przekroczenie sentymentalizmu jest w istocie lękiem przed człowieczeństwem – przed byciem prawdziwie ludzkim (N 717).
Odtrutka
Czy ta w cudzysłowie anty-Rozrywka, którą podobno nakręcił reżyser filmu, żeby skontrować zabójczy efekt, czy ona rzeczywiście istnieje, bo może to jest tylko jakaś gra (…) obiecują anty-Rozrywkę na wabia, za ustępstwa. Jako rodzaj remedium czy odtrutki. (N 133)
Fabuła „Infinite Jest” pozostawia to pytanie bez odpowiedzi. Być może (to jedna możliwość) jest nią sama powieść, która bada i naświetla możliwości pozostania w świecie ludzkim i żywym, a także oferuje ucieczkę z psychicznego więzienia. „To, na co ludzie cierpią ‒ twierdzi Adam Curtis ‒ to uwięzienie w nich samych”. W świecie zindywidualizowanym każdy jest więźniem własnych emocji i wyobraźni. „Dlatego – czytamy dalej – naszym zadaniem (…) jest zabrać ludzi poza granice ich własnego ja”[24]. To właśnie przypomniał Wallace najbardziej egocentrycznej grupie młodzieży, studentom college’u, w swojej słynnej mowie na uroczystości rozdania dyplomów: potrzebę wyjścia poza siebie. Odtrutką nie mogło być już jeszcze więcej siebie, raczej uchylenie się grze, w której chodzi o zwrócone na nas spojrzenie, a także – powrót do zależności i więzi, nawet jeśli kultura preferuje tylko indywidualizm i narcystyczne samospełnienie.
Milan Kundera napisał kiedyś, że „[d]zieci nie są przyszłością dlatego, że kiedyś będą dorosłe, lecz dlatego, że ludzkość coraz bardziej będzie zbliżała się do stanu dziecięcości, że dziecięcość jest obrazem przyszłości”[25]. Legendarna powieść Wallace’a to (oprócz wszystkiego innego) raport z kultury zdziecinnienia[26], a jednocześnie (wraz z „Bladym królem”) podjęta przez apostoła szczerości i uważnego życia próba jej przekroczenia:
Jesteście praktycznie u kresu dzieciństwa; jesteście gotowi, by przyjąć ciężar prawdy, by go dźwigać. Prawda jest taka, że heroizm z waszych dziecięcych rozrywek nie był prawdziwym męstwem. Był teatrem (wyróżnienie moje – P.J.). Witajcie w prawdziwym świecie, tu nie ma żadnej publiczności. Nikogo, kto biłby brawo, podziwiał. Nikogo, kto by na was patrzył. Czy rozumiecie?[27].
This is water
This is water
This is water
[1] D. Lipsky, „Although of Course You End up Becoming Yourself: A Road Trip with David Foster Wallace”, New York: Broadway 2010, s. 163 (numeracja stron za wydaniem elektronicznym).
[2] Ch. Lasch, „Kultura narcyzmu. Amerykańskie życie w czasach malejących oczekiwań”, przeł. G. Ptaszek i A. Skrzypek, Wydawnictwo Akademickie SEDNO, Warszawa 2015, s. 255. Przy wszystkich swoich ograniczeniach (konserwatywna nostalgia) Kultura narcyzmu ciągle pozostaje poręcznym przewodnikiem po dominującej osobowości naszych czasów.
[3] A. Leder, „Depresja. Moda czy epidemia”, „Duży Format” 05.06. 2015, s. 15. (https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,17870407,depresja-moda-czy-epidemia.html)
[4] D.T. Max, „Każda historia miłosna jest historią o duchach. Życie Davida Fostera Wallace’a”, W.A.B., Warszawa 2022, s. 464). Skrótem K oznaczam cytaty z książki D.T. Maxa, z kolei skrótem N ‒ cytaty z „Niewyczerpanego żartu” (D.F. Wallace, „Niewyczerpny żart”, przeł. J. Kozak, W.A.B., Warszawa 2022). Liczby po skrótach wskazują numery stronic.
[5] Stwierdzenie to z pewnością nie podobałoby się Wallace’owi, który chciał być fetowany za to, co napisał, a nie za to, kim jest (K 313).
[6] Jak zauważył bohater Fleur Jaeggy: „konieczność odniesienia sukcesu w życiu to pętla zaciskająca się na szyi”, F. Jaeggy, „Jestem bratem NN”, przeł. M. Woźniak, Noir Sur Blanc, Kraków 2018, s. 12.
[7] D. Lipsky, dz. cyt., s. 163 (numeracja za wydaniem elektronicznym).
[8] Taki alternatywny sposób rozumienia depresji jako (właśnie) produktu chorej kultury proponuje dziś cała konstelacja badaczy i badaczek, m.in. M. Fisher i A. Cvetkovich (A. Cvetkovich, „Depression: A Public Feeling”, Duke University Press, Durham, NC, and London, 2012, s. 102).
[9] Jak czytamy w powieści: „Wychowankowie EAT – bynajmniej nie tylko Hal Incandenza – mają kontakt z substancjami odurzającymi, o to chodzi. Zresztą kto nie ma na jakimś etapie życia, w USA i w Rejonach Współzależnych, w dzisiejszych, przeważnie niespokojnych czasach” (N 58).
[10] S. Budicin, „Identifying Stasis in David Foster Wallace’s Infinite Jest”, s. 27 (praca dyplomowa obroniona w Ca’ Foscari University of Venice).
[11] Choć D.F.W. nie opisał fenomenu uzależnienia od Internetu, w „Niewyczerpanym żarcie” wykazał się ogromnym darem antycypacji. Pisarz był przekonany, że zalewanie nas strumieniem informacji i bodźców ulegnie z czasem tylko wzmocnieniu i akceleracji. Trafność wielu jego intuicji widać m.in. w parodystycznym opisie Wysokorozdzielczego Maskowania wymyślonego na użytek niedogodności wideotelefonii, które czyta się jak plagiat-przez antycypację współczesnych analiz cyfrowego narcyzmu.
[12] „To tak, jakby ktoś przez 12 godzin mówił do nas bez przerwy” ‒ pisze Andrzej Federowicz (A. Federowicz, „Jak wpływają na nas gigabajty danych, które pochłaniamy każdego dnia”, https://www.focus.pl/artykul/mozg-przeladowany-jak-wplywaja-na-nas-gigabajty-danych-ktore-pochlaniamy-kazdego-dnia (26.04.2020).
[13] Podobnie pisze J. Crary: „Trzeba być podłączonym, otrzymywać i przetwarzać ogromną masę danych – asymilować, śledzić, poznawać. Wywołuje to stały nacisk na uwagę, przechwyt jej każdego wycinka”.
[14] Termin ten pożyczam od Marka Fishera.
[15] M. Fisher, „Realizm kapitalistyczny”, przeł. A. Karalus, Książka i Prasa, Warszawa 2020, s. 42 („Nie będzie przesadą, kiedy uznamy, że bycie nastolatkiem w późnokapitalistycznej Wielkiej Brytanii powoli można zacząć klasyfikować jako stan chorobowy”; s. 37). Według przywoływanego tu Berardiego zaburzenia uwagi są konsekwencjami wspomnianego przyspieszenia. Depresję rozumie on jako dezinwestycję energii libidinalnej, a frustracja z powodu podejmowanych prób działania i rywalizacji prowadzi podmiot do wycofania swojej energii libidinalnej z areny społecznej. Ów przesyt, to „za szybko i za wiele” umysłu było impulsem (a w każdym razie jednym z kilku) do napisania przez Wallace’a „Bladego króla”, w którym decydującą rolę odgrywało opróżnianie umysłu i który pokazać miał czytelnikom, że wyjście z matni, w której żyją, istnieje. Wallace lękał się nie tylko chaosu świata akcelerujących danych, ale także postfordowskiego świata labilnej rzeczywistości, w którym nic nie jest zakorzenione, a tylko fragmentaryczne i strzaskane (jak mówił w jednym wywiadzie).
[16] Jak pisał Christopher Lasch: „sława jest tak ulotna, jak nigdy, i ci, którzy zdobywają̨ uwagę̨ ludzi, martwią się nieustannie, żeby jej nie stracić”, tegoż, „Kultura narcyzmu”, dz. cyt., s. 87.
[17] „Znamy – czytamy w „Niewyczerpanym żarcie” – z historii przykłady samobójstw ludzi, którzy znaleźli się na szczycie; młodzież naszej szkoły jest doskonale obznajomiona z tak zwaną sagą Erica Clippertona” (N 703).
[18] Zwracał na to uwagę m.in. Ch. Lasch, dz. cyt., s. 58; „Narcyzm jako zaburzenie charakteru – pisze z kolei Richard Sennett ‒ jest przeciwieństwem silnej miłości własnej. Zaabsorbowanie sobą nie przynosi gratyfikacji, rani jaźń”, R. Sennett, „Upadek człowieka publicznego”, przeł. H. Jankowska, Muza, Warszawa 2009, s. 523–524.
[19] Podmiot osiągnięć nie umie dojść do końca, gratyfikacja – powiada Chul-Han – nigdy nie dochodzi do skutku. Narcystyczny podmiot (…) konkuruje jedynie ze sobą, usiłuje wyprzedzić siebie aż do momentu załamania. Doznaje psychicznej zapaści zwanej wypaleniem”, B. Chul-Han, „Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje”, przeł. R. Pokrywka (tłum. eseju „Społeczeństwo zmęczenia” – M. Sutowski), Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022, s. 64.
[20] Byung Chul-Han wyostrza to, gdy powiada, że „depresja jest chorobą narcystyczną”, i dodaje: „Prowadzi do niej przeładowana, chorobliwie zniekształcona wsobność. Podmiot narcystyczno-depresyjny jest wyczerpany i znużony sobą samym. Jest bezdomny, bez świata i opuszczony przez I n n e g o. Eros i depresja są przeciwieństwami. Eros wyrywa podmiot z siebie i prowadzi w kierunku Innego. Depresja pogrąża go w sobie. Narcystyczny podmiot jest w dzisiejszych czasach przede wszystkim nakierowany na sukces. Sukcesy niosą ze sobą potwierdzenie Ja przez Innego. Ograbiony ze swej inności Inny zostaje przy tym zdegradowany do zwierciadła”, B. Chul-Han, dz. cyt., s. 154‒155.
[21] „Depresja. Epidemia czy moda?” (Grzegorz Sroczyński w rozmowie z Andrzejem Lederem), „Duży Format”, 6 maj 2015, http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,17870407,Depresja__Moda_czy_epidemia.html; według Alaina Ehrenberga „kariera depresji” rozpoczyna się wraz z pojawieniem się norm, które nakłaniają każdego do powzięcia osobistej inicjatywy i odpowiedzialności; inni teoretycy wskazują, że to nie tyle imperatyw bycia swym własnym panem (w samoobsługowym społeczeństwie), ile ogromna presja sukcesu wywołuje depresję, A. Ehrenberg, La Fatigue d’être soi – dépression et société, Odile Jacob, Paris 1998, s. 10‒11; zob. też B. Chul-Hun, dz. cyt. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022.
[22] B. Chul-Chan, dz. cyt. 68.
[23] G. Deleuze, „Logique du sens”, Les éditions de Minuit, Paris 1969, s. 276‒277 („Car les auteurs, s’ils sont grands, sont plus proches d’un médecin que d’un malade. Nous voulons dire qu’ils sont eux-mêmes d’étonnants diagnosticiens, d’étonnants symptomatologstes. (…) les artistes sont des cliniciens, non pas de leur propre cas ni même d’un cas en général, mais des cliniciens de la civilisation”).
[24] M. Fisher, dz. cyt. s. 101.
[25] M. Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia, przeł. P. Godlewski, A. Jagodziński, W.A.B., Warszawa 2001, s. 190.
[26] Wzmocnionej dziś przez cyfrowy narcyzm.
[27] D.F. Wallace, Blady król, przeł. M. Denderski, W.A.B., Warszawa 2019.
David Foster Wallace
„Niewyczerpany żart", przeł. Joanna Kozak, WAB, Warszawa 2022, s. 1136
Krytyk, literaturoznawca i judaista. Wykładał w Instytucie Judaistyki UJ. Współpracuje z tygodnikiem „Polityka”, gdzie pisze o książkach. Współzakładał „Tłusty Druk”, w którym redaguje. Interesują go związki późnego kapitalizmu i depresji, które próbuje przebadać. Jego teksty można znaleźć m.in. w „Dwutygodniku”, „Tekstach Drugich”, „Tygodniku Powszechnym, „Znaku”, „Twórczości”, „Odrze” i „Krytyce Politycznej”.