fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Z utwo­rów Sa­fo­ny zo­sta­ły do­słow­nie strzę­py. Po­je­dyn­cze słowa, cza­sem pół wersu, cza­sem wers. Tylko jedna pieśń – oda „Do Afro­dy­ty” – za­cho­wa­ła się w ca­ło­ści, a frag­men­ty czte­rech in­nych utwo­rów są na tyle ob­szer­ne (kilka zwro­tek), że można je trak­to­wać jako au­to­no­micz­ne ca­łost­ki. I tak je­ste­śmy nad wyraz hoj­nie ob­da­ro­wa­ni: dwa z nich zy­ska­ły swój obec­ny kształt do­pie­ro dzię­ki od­kry­ciom do­ko­na­nym w XXI wieku – w 2004 i 2014 roku. Przed­tem trze­ba było ba­zo­wać na pa­pi­ru­sach zna­le­zio­nych na prze­ło­mie XIX i XX wieku w Oksy­ryn­chos, a jesz­cze wcze­śniej Sa­fo­na była znana tylko z re­la­cji po­śred­niej: z jej twór­czo­ści, która w opra­co­wa­niu bi­blio­te­ka­rzy alek­san­dryj­skich zaj­mo­wa­ła 9 „tomów”, po­zo­sta­ły okru­chy. Zdu­mie­wa­ją­ce, ile ty­się­cy stron ko­men­ta­rzy wy­mo­gły na no­wo­żyt­nych fi­lo­lo­gach te dro­bin­ki i ilu au­to­rów za­in­spi­ro­wa­ła ta nie­da­ją­ca się za­kla­sy­fi­ko­wać ko­bie­ta. Do tego grona do­łą­czy­ła ostat­nio Re­na­ta Lis ze swoją naj­now­szą książ­ką „Les­bos”.

„An Sap­pho pu­bli­ca fuit?”

Książ­ka Lis dzie­li się na czte­ry za­sad­ni­cze czę­ści: w pierw­szej głów­ną bo­ha­ter­ką jest Sofia Par­nok, w dru­giej Anna Ko­wal­ska, w trze­ciej Je­anet­te Win­ter­son, czwar­ta zaś jest za­pi­sem po­dró­ży au­tor­ki na Les­bos w kwiet­niu bie­żą­ce­go roku. Ca­łość roz­po­czy­na roz­dział pt. „Cia­stecz­ka Hun­tley&Pal­mers”, który w spi­sie tre­ści (a do­kład­niej w „mapie frag­men­tów”) wid­nie­je rów­nież jako ostat­ni. Warto przy­jąć za­pro­sze­nie au­tor­ki i prze­czy­tać ten ustęp raz jesz­cze po lek­tu­rze ca­ło­ści – wtedy bo­wiem widać, z jaką zręcz­no­ścią Lis prze­my­ka na samym po­cząt­ku po wszyst­kich wąt­kach, które w pełni wy­brzmią na na­stęp­nych stro­nach, i że zda­nie koń­czą­ce opo­wieść o od­kry­ciu w Oksy­ryn­cho­spa­pi­ru­sów z utwo­ra­mi Sa­fo­ny („Pro­ces opra­co­wy­wa­nia zna­le­zi­ska prze­bie­ga bar­dzo po­wo­li i trwa do dzi­siaj”) jest w isto­cie me­ta­ko­men­ta­rzem. Jed­nak „opra­co­wa­nie” Lis nie przy­po­mi­na ni­cze­go, z czym pol­ska czy­tel­nicz­ka za­in­te­re­so­wa­na Sa­fo­ną mogła mieć oka­zję się ze­tknąć.

Bio­gra­fia Sa­fo­ny jest jesz­cze bar­dziej wy­bra­ko­wa­na niż jej utwo­ry, i po­dob­nie jak one do­cze­ka­ła się nie­mal każ­dej moż­li­wej in­ter­pre­ta­cji. Fak­tów mamy garst­kę: po­cho­dzi­ła z wyspy Les­bos, była nieco star­sza od Al­ka­jo­sa, miała trzech braci, męża o nie­zna­nym nam imie­niu oraz córkę Kleis. W pew­nym mo­men­cie (mię­dzy 604/603 a 596/595 r.p.n.e.) zo­sta­ła wy­gna­na z Les­bos, naj­praw­do­po­dob­niej na Sy­cy­lię. Na tym wła­ści­wie nasza wie­dza się koń­czy, trud­no się wobec tego dzi­wić, że jej po­stać bar­dzo szyb­ko za­czę­ła ob­ra­stać le­gen­da­mi, do tego stop­nia, że nawet nie każda epoka, ale wła­ści­wie każdy czy­tel­nik „miał swoją Sa­fo­nę”. Mo­że­my więc o niej usły­szeć, że jest wy­bit­ną po­et­ką, dzie­sią­tą Muzą (Pla­ton), po­wszech­nie sza­no­wa­ną „cho­ciaż była ko­bie­tą” (Al­ki­da­mas z Elei u Ary­sto­te­le­sa), ale i nie­rząd­ni­cą (Di­dy­mos z Alek­san­drii) czy „nie­wia­stą wsze­tecz­ną” (Ta­cjan Sy­ryj­czyk). Bywa na­uczy­ciel­ką na pen­sji dla dziew­cząt z do­brych domów i wła­ści­ciel­ką szko­ły dla heter. Les­bij­ką i ko­bie­tą po­peł­nia­ją­cą sa­mo­bój­stwo z po­wo­du nie­szczę­śli­wej mi­ło­ści do męż­czy­zny. Trud­no jest po­wie­dzieć o Sa­fo­nie coś pew­ne­go, ale jesz­cze trud­niej jest o niej mil­czeć.

Biografia Safony jest jeszcze bardziej wybrakowana niż jej utwory, i podobnie jak one doczekała się niemal każdej możliwej interpretacji

Lis nie zaj­mu­je się jed­nak tego typu roz­wa­ża­nia­mi, drogi do Safo szu­ka­jąc gdzie in­dziej. Pisze wręcz o walce z „armią fi­lo­lo­gów” i obro­nie, jaka jest ko­niecz­na przed „tru­ci­zna­mi ich od­cię­tych od serca i ciała umy­słów”. Jak­kol­wiek przy­kry nie byłby ten ko­men­tarz dla pi­szą­cej te słowa stu­dent­ki fi­lo­lo­gii kla­sycz­nej, po­dej­ście Lis wy­da­je się słusz­ne. Zresz­tą, nie pisze ona prze­cież o Sa­fo­nie. Pisze o Les­bos.

„Les­bos – ostat­nie miej­sce gdzie ko­bie­ty rosną jesz­cze dziko”

Co praw­da po­wyż­sze zda­nie pada w „Les­bos” jako opis książ­ki Je­anet­te Win­ter­son „Po­ety­ka seksu” (a jego druga część jest z owej książ­ki cy­ta­tem), nie­mniej pa­su­je ono do­sko­na­le także do dzie­ła Lis. Już z po­bież­ne­go opisu po­wy­żej widać, że per­spek­ty­wa, jaką jej książ­ka przyj­mu­je, wy­kra­cza da­le­ko poza eol­ską po­et­kę. Wy­mie­nia­jąc czcze dys­pu­ty bio­gra­ficz­ne na pro­ste prze­sła­nie Po­et­ki o wadze mi­ło­ści i pięk­na w życiu i sztu­ce, Lis pro­wa­dzi nas przez hi­sto­rie trzech ko­biet (choć może na­le­ża­ło­by po­wie­dziećcz­te­rech, wli­cza­jąc ją samą), w życiu któ­rych Sa­fo­na ode­gra­ła szcze­gól­ną rolę. Zgod­nie z tym prze­sła­niem au­tor­ka z nie­zwy­kłą bie­gło­ścią pisze o twór­czo­ści i życiu uczu­cio­wym­swo­ich bo­ha­te­rek, by do samej Sa­fo­ny do­trzeć do­pie­ro po stu stro­nach.

Już sam wybór po­sta­ci pi­sa­rek-les­bi­jek można od­czy­tać jako gest po­li­tycz­ny, jed­nak­nie po­win­no się go do tego ogra­ni­czać. Jest on po­dyk­to­wa­ny rów­nież tym, że wbrew ma­rze­niom XIX-wiecz­nych fi­lo­lo­gów sta­ra­ją­cych się oczy­ścić po­stać wiel­kiej po­et­ki z za­rzu­tów o „zbo­cze­nie”, Sa­fo­na po­zo­sta­je nie­za­chwia­nym sym­bo­lem mi­ło­ści mię­dzy ko­bie­ta­mi i jako taka jest po­sta­cią szcze­gól­nie ważną dla pi­sa­rek o okre­ślo­nej orien­ta­cji.

I choć kwe­stia ho­mo­sek­su­al­nej orien­ta­cji jest w książ­ce istot­na, nie wy­czu­wa się w niej ani tro­chę nad­gor­li­wo­ści ide­olo­gicz­nej, która mo­gła­by przy­sło­nić per­so­nal­ny wy­miar opo­wia­da­nych hi­sto­rii lub wzbu­dzić w od­bior­cy wra­że­nie, że są one wy­ko­rzy­sty­wa­ne w in­stru­men­tal­ny spo­sób. Jak mówi Lis w wy­wia­dzie dla „Dwu­ty­go­dni­ka”, „li­te­ra­tu­ra jest jedna” – przy­kle­ja­nie książ­kom ide­olo­gicz­nie na­ce­cho­wa­nych łatek i za­my­ka­nie ich w ka­te­go­riach „li­te­ra­tu­ry ko­bie­cej” czy „nie­he­te­ro­nor­ma­tyw­nej” jest ogra­ni­cze­niem i spły­ce­niem dzie­ła li­te­rac­kie­go. „Nie twórz­my wy­łącz­nie li­te­ra­tu­ry toż­sa­mo­ścio­wej – do­da­je au­tor­ka – twórz­my li­te­ra­tu­rę bez przy­miot­ni­ków”.

„Les­bos” nie jest książ­ką sta­wia­ją­cą sobie za cel spo­czy­wać w kie­sze­niach ludzi idą­cych na ba­ry­ka­dy w walce o rów­no­upraw­nie­nie mniej­szo­ści sek­su­al­nych. Jest to książ­ka o szcze­gól­ne­go typu więzi, jaka po­tra­fi łą­czyć au­tor­kę i czy­tel­nicz­kę: więzi głę­bo­kiej, emo­cjo­nal­nej, twór­czej. To tej Sa­fo­ny szuka Lis, Sa­fo­ny od­bi­tej w sze­ro­ko roz­war­tych z uwiel­bie­nia oczach jej na­śla­dow­czyń, Sa­fo­ny ko­niecz­nej, Sa­fo­ny oso­bi­stej. I znaj­du­je ją, a za­ra­zem znaj­du­je Les­bos – po­nad­cza­so­wą i „po­nad­kul­tu­ro­wą” ko­mu­nię ko­biet kon­ty­nu­ują­cych „pieśń sło­wi­czą” o mi­ło­ści i pięk­nie – czę­sto na prze­kór swoim cza­som.

Lis szuka Safony odbitej w szeroko rozwartych z uwielbienia oczach jej naśladowczyń, Safony koniecznej, Safony osobistej

Tam…

Książ­ka Lis jest pry­wat­na i po­li­tycz­na. Czy­ta­jąc ją, ma się wra­że­nie, jakby au­tor­ka szep­ta­ła nam jej słowa na ucho albo prz­yn­ajmniej zwie­rza­ła się nam w wy­peł­nio­nej pół­mro­kiem ka­wiar­ni jak bli­skiej przy­ja­ciół­ce. Ro­dzaj żeń­ski jest tu nie­przy­pad­ko­wy, sama Lis zwra­ca się do „dro­giej czy­tel­nicz­ki”, nie czy­tel­ni­ka, ge­stem drob­nym, ale zna­czą­cym, a jed­no­cze­śnie po­zba­wio­nym sztucz­no­ści – nie cho­dzi prze­cież o wy­eli­mi­no­wa­nie mę­skie­go od­bior­cy, ale o przy­po­mnie­nie, że per­spek­ty­wa ko­bie­ca może być uni­wer­sal­na. Z po­dob­ną czu­ło­ścią Lis trak­tu­je swoje bo­ha­ter­ki, za­nu­rza­jąc się w ich bio­gra­fie bez ta­nie­go psy­cho­lo­gi­zmu i, jak pisze, nie po to by za­stą­pić dzie­ło bio­gra­fią, ale dla­te­go że „bio­gra­fia (…) otwie­ra do­dat­ko­wą per­spek­ty­wę: po­zwa­la zo­ba­czyć utwór w or­ga­nicz­nym związ­ku z twór­cą”. Z wiel­ką de­li­kat­no­ścią i ge­nial­ną in­tu­icją opo­wia­da nam więc o jed­nost­ko­wych lo­sach, w któ­rych tle prze­wi­ja się hi­sto­ria­Ro­sji z po­cząt­ku XX wieku, Pol­ski z po­ło­wy ubie­głe­go stu­le­cia i wresz­cie współ­cze­snej An­glii. Wiel­kie me­cha­ni­zmy hi­sto­rii zo­sta­ją choć na chwi­lę odar­te ze swo­jej prze­ra­ża­ją­cej bez­względ­no­ści, gdy do­świad­cza­my ich po­przez kon­kret­ne po­sta­ci, które w ich ra­mach – a przede wszyst­kim mimo nich – żyły, pi­sa­ły, ko­cha­ły. Jed­no­cze­śnie ar­tyzm, z jakim snuta jest ta opo­wieść, spra­wia, że czu­je­my, jak gdy­by­śmy były jej czę­ścią, jak gdyby Lis przy­no­si­ła nam te życia w wy­cią­gnię­tych dło­niach, za­pra­sza­jąc do udzia­łu w Les­bos, któ­re­mu to za­pro­sze­niu od­mó­wić jest nie­zwy­kle trud­no. „Ko­bie­ty – a tym bar­dziej »les­bij­ki« – nie mają i nie będą miały hi­sto­rii, o ile same jej sobie nie zro­bią” – pisze au­tor­ka. Tak. I stro­na po stro­nie, z wy­czu­ciem, ale też z nie­zno­szą­cą kom­pro­mi­sów śmia­ło­ścią, Lis tę hi­sto­rię two­rzy.

Au­tor­ka nie przed­sta­wia nam je­dy­nie wy­ni­ków swo­ich po­szu­ki­wań, ale za­bie­ra nas na te po­szu­ki­wa­nia ze sobą. Je­ste­śmy z nią, gdy od­kry­wa wier­sze Sofii Par­nok, gdy po­wta­rza, jak gdyby do samej sie­bie, przy­kaz Sa­fo­ny z po­wie­ści Win­ter­son „przy­noś białe róże, nigdy czer­wo­nych”, gdy na Les­bos oprócz róż­nych form upa­mięt­nia­nia Sa­fo­ny znaj­du­je upo­ko­rze­nie ide­ałów „cy­wi­li­za­cji” eu­ro­pej­skiej wi­docz­ne w spo­so­bie trak­to­wa­nia uchodź­ców szu­ka­ją­cych schro­nie­nia. Jest wiel­kim atu­tem tej książ­ki, że Lis nie uchy­li­ła się przed tym te­ma­tem. Tak jak z kwe­stią orien­ta­cji – nie for­su­je ona żad­ne­go po­glą­du, nie wpada w łatwe w tym przy­pad­ku sen­ty­men­ta­lizm czy dy­dak­tyzm, ale w rze­czo­wy spo­sób opi­su­je to, co zo­ba­czy­ła. Dzię­ki tej stra­te­gii jesz­cze bar­dziej ude­rza od­bior­cę po­dróż, u kresu któ­rej w ko­leb­ce na­szej „cy­wi­li­za­cji” od­naj­du­je­my wła­sne „bar­ba­rzyń­stwo”. Słusz­nie przy­ta­cza Lis ostat­nie słowa Kurt­za. The hor­ror, the hor­ror.

…i z po­wro­tem

Nawet drob­na hi­sto­rycz­no-fi­lo­lo­gicz­na po­mył­ka au­tor­ki w oso­bli­wy spo­sób una­ocz­nia to, o czym mię­dzy in­ny­mi opo­wia­da jej książ­ka. Le­gen­da o Fa­onie – że­gla­rzu, w któ­rym Sa­fo­na miała za­ko­chać się pod ko­niec życia i z po­wo­du od­trą­ce­nia z jego stro­ny rzu­cić się do morza z Bia­łej Skały na wy­spie Lef­ka­da – być może w isto­cie jest jed­nym „z naj­bar­dziej an­ty­pa­tycz­nych pa­triar­chal­nych mitów”, jed­nak Lis nie­słusz­nie przy­pi­su­je jej au­tor­stwo Owi­diu­szo­wi. Poeta rze­czy­wi­ście wy­ko­rzy­stu­je ten motyw w swo­ich „He­ro­idach”, jed­nak sam mit po­ja­wia się już u Me­nan­dra, czyli trzy­sta lat wcze­śniej. Za­te­mO­wi­diusz go nie wy­my­ślił, choć na pewno spo­pu­la­ry­zo­wał. Przyj­rzyj­my się na chwi­lę temu tek­sto­wi, bo jego hi­sto­ria po­ka­że, że być może Lis po­win­na od­czu­wać żal nie do Owi­diu­sza, ale do jego wy­daw­ców.

„He­ro­idy” to zbiór li­stów pi­sa­nych przez ko­bie­ty do męż­czyzn, któ­rzy je skrzyw­dzi­li. Tak więc na przy­kład Dy­do­na pisze do Ene­asza, Fedra do Hi­po­li­ta, Medea do Ja­zo­na. Au­tor­ką jed­ne­go tylko listu – pięt­na­ste­go – jest po­stać nie mi­to­lo­gicz­na, a hi­sto­rycz­na: Sa­fo­na. Opi­su­je swój ból i pust­kę po odej­ściu uko­cha­ne­go, wspo­mi­na wspól­nie spę­dzo­ne chwi­le, by pod ko­niec utwo­ru pod­jąć de­cy­zję o sa­mo­bój­stwie. Wersy 19-20 brzmią na­stę­pu­ją­co:

„Non ocu­lis grata est At­this, ut ante, meis,
Atque aliae cen­tum, quas hic sine cri­mi­ne amavi”

[Nie jest, jak daw­niej, miła mym oczom At­this
Ani licz­ne inne, które tu bez po­tę­pie­nia ko­cha­łam]

Taką lek­cję za­cho­wu­ją nie­mal wszyst­kie rę­ko­pi­sy. Jed­nak wielu XIX-wiecz­nych i póź­niej­szych wy­daw­ców uzna­ło to miej­sce za ze­psu­te, za­stę­pu­jąc je ko­niek­tu­rą: quas non sine cri­mi­ne amavi. Jest prze­cież nie­po­do­bień­stwem, żeby mi­łość ko­bie­ty do ko­bie­ty nie spo­tka­ła się z po­tę­pie­niem. Jak widać nie­wie­le bra­ku­je od tego ma­łe­go hic do hic et nunc. Od­daj­my znów głos Lis: „Mi­łość jest warta mi­ło­ści – oto pro­sta praw­da sprzed dwóch i pół ty­sią­ca lat, która wciąż nas prze­ra­sta.”

Recenzja jest częścią cyklu tekstów krytycznych poświęconych współcześnie wydawanej eseistyce - zarówno polskiej, jak i zagranicznej. By zobaczyć inne teksty z tego cyklu, kliknij TUTAJ.
Ilustr. Olga Budzan.

Renata Lis

"Lesbos", Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2017, s. 224.

He­le­na Te­le­żyń­ska
ur. 1995, stu­dent­ka fi­lo­lo­gii kla­sycz­nej i an­gli­sty­ki w Ko­le­gium MISH UW.

Recenzja jest częścią cyklu tekstów krytycznych poświęconych współcześnie wydawanej eseistyce - zarówno polskiej, jak i zagranicznej. By zobaczyć inne teksty z tego cyklu, kliknij TUTAJ.
Ilustr. Olga Budzan.

Renata Lis

"Lesbos", Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2017, s. 224.

POPRZEDNI

recenzja  

Symbolizm Yeatsa – powrót do zamkniętych źródeł

— Paweł Majewski

NASTĘPNY

recenzja  

Czarodzieje, szamani, znachorzy

— Karolina Filipczak