fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Michał Sobol
„Schrony”, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2016, 87 stron.

1.

Po raz kolejny czytam nagrodzony Nagrodą Literacką Gdynia tom „Schrony” Michała Sobola. W odwodzie, w tyle, w tle poprzednie „Pulsary”. Debiut Sobola kręcił się wokół spraw najmniejszych, na których upływa nasze życie. Opowiadał o najprostszych zatrudnieniach charakteryzujących codzienność, w której plan wpisana jest sztuka powtórzeń i dobrego rzemiosła. Znakiem rozpoznawczym dykcji Sobola jest długie zdanie, meandrujące przez kolejne, zwarte wersy, aż po ostatnią kaskadę, będącą kodą, zwieńczeniem opowiadanej historii. Sobol to zwykle poeta krótkich fabuł z morałem. W dłuższych formach potrafi czerpać z Krasickiego, by ostatecznie zbliżyć się do czeskich prozaików, którzy niezwiedzeni językiem snują swoje opowiastki; szukają uniwersalnego klucza do otwierania drzwi kolejnych narracji, przybliżających człowieka do wiedzy o sobie samym i o świecie, w którym ma swój schron, miejsce własne, punkt zaczepienia. Sobol czerpie z tradycji powiastki i – jakkolwiek dziwnie to brzmi – z tradycji oświeceniowej bajki. Podporządkowuje wiersz jednej prawdzie, do której konsekwentnie zmierza. Aktywizuje dla jej osiągnięcia całe językowe imaginarium, tak aby klarownie i czysto wybrzmiał morał, nauka, prawda. Od samego początku ta poezja stale wraca w przeszłość, w niej stara się rozgościć, wersy składają kolejne wspomnienia w liryczny album dojrzewania, dochodzenia do kolejnych postaci samego siebie. Mit rodzi się na naszych oczach, wyobraźnia dopiero organizuje przestrzeń, znane wcale nie gwarantuje spokoju, a przeszłość zalega w nas jak dokuczliwe przeziębienie.

Znakiem rozpoznawczym dykcji Sobola jest długie zdanie, meandrujące przez kolejne, zwarte wersy

 
2.

Sobol docenia świat, w którym fach mówi o człowieku więcej niż słowa. Poeta podchodzi do nich z szacunkiem, nie mówi po próżnicy, zabiera głos wtedy, gdy ciążąca mu myśl potrzebuje wiersza, aby znaleźć sobie miejsce bezpieczne, jedyne, potrzebne. Ta poezja mówi o postępie i o odzieraniu z kolejnych złudzeń. O czasie będącym jak otulina i sen. Naraz musimy się z niego wybudzić i każda kolejna minuta upływa „przeciwko” ciszy, która odtąd nie będzie towarzyszyła naszym zadumom, fascynacjom, demonom. Od pewnego momentu jednostajny rytm zamienia się w kakofonię. Właśnie o tym przełamaniu mówią wiersze Sobola. Na przykład „Roztopy”:

Patrzę jak świerkowe gałęzie uwalniają się
spod śniegu
spadają
lawiny miniaturowe
pęka emalia lodu

w południe proces nabiera rozpędu
teraz już prawie słychać
jakby ktoś futrzaną czapkę rzucał na ziemię
podnosił
i rzucał jeszcze raz
i jeszcze raz
jak ktoś kto przegrał

 
3.

Porzucony w lesie gąsior, w zderzeniu z którym zając dokonuje żywota. Spokój i majestat tej chwili. Ognisko palone na wydmach, piach i popiół jako warstwy tej samej historii. Rodzące się cielaki, tęgi proboszcz doglądający swojej synekury. Gdzieś tam staw z całym rumowiskiem, na którym można rozharatać sobie brzuch. Przygody dzieciństwa, fascynacje wczesnej młodości, strach kiełkujący pod skórą, krew gotująca się z każdym nowym rokiem, śmierć nieodzowna, obecna jako tło, po którym gonimy w piętkę. Gonimy, jakiś czas jesteśmy, znikamy. Ot tak, bez zbędnych ceregieli. W wierszu „Siwy” czytamy:

Gdy nasz siwy po długim
balansowaniu na sztywnych,
przeszywanych dreszczami
nogach w końcu upadł i,
pomimo uporczywych
wysiłków, nie potrafił wstać,
pomyślałem o wysokiej cenie
posiadania tych kości
powiązanych zmyślnym
systemem ścięgien i stawów,
które tak dobrze służyły,
kiedy biegł przez pola,
rowy melioracyjne, gubiąc
przerażonych pasażerów,
łamiąc dyszel i rwąc postronki,
a teraz były przeszkodą,
której nie pokona.

 
4.

Sobol pisze o miejscach, które przyjmują ludzi w gościnę, udzielają im schronienia, udzielają samych siebie. O miejscach, w których tracimy dużą część tego kapitału, jaki mamy do wydania na ziemi. O miejscach, w których umieramy, krzątając się, by wyczerpać czas, zasłużyć na odpoczynek. Kościoły, sądy, sklepy, szkoły, salony, piwnice, szpitale, laboratoria, urzędy pracy, biblioteki, cmentarze, stodoły, koszary, stadiony, restauracje, banki. Wszędzie tam ganiamy za różnymi sprawami, staramy się o pozwolenia, zapewniamy sobie rozrywkę i zaspokajamy głód. Podsycamy apetyt i kanalizujemy agresję. W każdym z nich jakoś staramy się być. Lepiej, gorzej. Palimy „Ognisko”:

Ognisko rozpalone na piachu
z gałązek z sosen z wydm

zimna noc i zimny piach
wokół ogniska

i w świetle pełni księżyca popiół
tak bardzo podobny do piachu

 
5.

Kto wie, czy nie najbardziej przekonującą twarzą Sobola jest twarz wiejskiego dokumentalisty. Dorastanie na prowincji, w cieniu krów odganiających ogonami muchy. W asyście pszczół zlatujących do pasieki. W towarzystwie przypadkowych burków snujących się po podwórkach. Zawiązywanie się smaków i zapachów. Świat działający według prostych prawideł, zorganizowany wokół kalendarza liturgicznego, w zgodzie z cyklami natury. Świat niczym bochen domowego chleba, czerstwiejący pod wpływem mijającego czasu, pachnący od wirującego powietrza. Ptaki strącane z drzew i słupów telegraficznych. Nacinanie kory jodeł dla żywicy, wspominanie świata, który przepadł. Sobol to szaman minionego – wywołuje duchy z przeszłości i wtłacza je w dzisiejsze przebrania i kostiumy, by poczuły się nieswojo, a dzisiejszy czas uznały za nic. Na koniec „Orzechy włoskie”:

Pierwszy zbiór orzechów. Jeszcze nie wie,
że zamiast szukać, wystarczy chodzić
i wyjmować twarde spod stóp. Kiedy
to odkryje, próbował będzie na innych
polach.

Michał Sobol
„Schrony”, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2016, 87 stron.

Bartosz Suwiński
ur. 1985 r. w Kępnie. Poeta, krytyk literacki, doktor nauk humanistycznych. Poezję, prozę, szkice krytyczne i artykuły naukowe drukował m. in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Toposie”, „Frazie”, „Zeszytach Literackich”, „Polonistyce”, „Tygodniku Powszechnym” i wielu tomach pokonferencyjnych. Opublikował tomy poetyckie: „Sehir” (Nowa Ruda 2010), „Bliki” (Warszawa 2013), „Odpust" (Gniezno 2013) „Uroczysko” (Poznań 2014), i „Wyraj” (Szczecin-Bezrzecze 2017) oraz monografię: „Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej” (Kraków 2017). Niebawem ukaże się jego książka krytyczna: „Po tej stronie rzeki. Szkice o poetach znad Odry”. Mieszka i pracuje w Opolu.
POPRZEDNI

recenzja  

Ona, która (nie) jest mną

— Teresa Fazan

NASTĘPNY

recenzja  

Nie ufaj opowiadającemu, ufaj opowieści

— Marcin Bełza