1. Co według ciebie przesądza o oryginalności eseistyki („Szczeliny istnienia”, „Błony umysłu”) Jolanty Brach-Czainy?
Joanna Bednarek: To przede wszystkim filozofia nieobawiająca się czerpania z myślenia potocznego i literatury, przekraczająca granice między gatunkami. Teksty Brach-Czainy przeczą idei, że filozofia to wyspecjalizowany, abstrakcyjny dyskurs, niedostępny dla tych, którzy nie są zawodowymi filozofami, i niezwiązany z codziennym życiem. Te eseje wyrastają wprawdzie z tradycji fenomenologicznej, kładącej nacisk na doświadczenie i egzystencjalną wagę myślenia, ale sama fenomenologia w dużej mierze zatraciła związek z życiem codziennym. Brach-Czaina ten związek na nowo ożywia.
Olga Drenda: Odwaga. Od kiedy przeczytałam u Antoniego Kępińskiego zdanie, że gdy automatycznie wykonywane, bezwiedne czynności stają się uświadomionym wysiłkiem, to znaczy to, że możemy działać w trybie nerwicowym (nie pamiętam tego fragmentu dokładnie, ale taki miał wydźwięk), miałam w głowie zasiany pewien lęk przed chorobą, przez co stroniłam od namysłu nad różnymi zjawiskami. A potem przeczytałam eseje Brach-Czainy i pomyślałam, że można inaczej i że przyjrzeć się takim czynnościom, uświadomić je sobie, zrozumieć na wskroś może oznaczać, że coś zyskujemy, od czegoś się wyzwalamy.
Inga Iwasiów: Szukam słów, wydają mi się banalne. To eseistyka szarpiąca istotę istnienia i nieszukająca dla siebie prawomocności w niczym poza myśleniem, doświadczeniem i językiem. „Szarpiąca istotę istnienia” brzmi blurbowato, ale na tym mniej więcej polegał lata temu efekt „Szczelin…” – miało się wrażenie, że Brach-Czaina nie bada ostrożnie i nie dialoguje wysoko, lecz z całą swą rozległą wiedzą i niezwykłą intuicją postanowiła szarpać w wielu miejscach. Siła tych szarpnięć polega i na tym, że mogą być współdzielone z wieloma osobami, niekoniecznie wprawionymi w filozofowaniu, lecz po prostu wrażliwymi, poszukującymi, a zarazem jest to kontra wobec obojętnego dla większości języka dyskursywnego, który rozstępuje się przed narracją „Szczelin istnienia”.
Renata Lis: Nieoczekiwany punkt widzenia. Miejsce, skąd dobrze widać sprawy dnia codziennego często kojarzone z „kobiecością”, w których inni nie dostrzegli tematu do namysłu dla filozofii, literatury – nie zwrócili na nie uwagi, uznając je za błahe i nie podejrzewając, że mogą skrywać jakieś ważne dla człowieka znaczenie. A następnie – spokojna siła, z jaką autorka umie narzucić swój punkt widzenia, przedstawić te sprawy jako ważne i znaczące, włączyć je do języka, czyli do kultury, w której wcześniej nie miały prawa stałego pobytu. Pójście w myśleniu do końca, do kresu. Klarowny, racjonalny język ma w tym swoją rolę, razem z intelektualną dyscypliną: myśl Brach-Czainy jest przejrzysta jak Morze Egejskie, mimo że niesie ze sobą bynajmniej nie przejrzyste doświadczenia.
Roch Sulima: „Szczeliny istnienia” uznaję za jedną z najbardziej oryginalnych polskich książek filozoficznych z przełomu XX i XXI wieku. Autorka prowadzi nas przez szczeliny, bramy i progi, gdyż przede wszystkim tam, w „pęknięciach” i „rozstępach” bytu, tworzy się życiodajny sens. Od strony formalnej oddaje to dynamiczny układ akapitów, semantyczne pauzy… na odpowiedź lub podpowiedź ze strony czytelnika. Rozmowa niczego nie narzuca, jak cała ta książka. Ma swój temporytm, jak życie. Autorka stawia sprawę jasno: „nie pociąga mnie wiercenie w słowach podszyte doświadczeniem, że można przez nie dowiercić się do świata”. To gest sprzeciwu wobec maniery, która kiedyś była metodą. Ważna to deklaracja, gdyż nasza kultura powszechna jest logocentryczna, z wyraźną nadwyżką słowa patetycznego. W języku polskim stosunkowo rzadko filozofowie formułowali zdania o „ciemnych” ludzkich sprawach i „niskich” wymiarach bytu. Odwaga nazywania świata na nowo, nierzadko odwołująca się do licencji literatury, a przede wszystkim poezji (Wojaczek, Białoszewski), kierującej uwagę na to, co niepochwytne, określa językowość tej książki. Właśnie rozmowa, dramaturgia zwracania się do współobecnego prowadzi czytelnika po dnie życia, a patronuje temu żelazna zasada, by mowy bytu nie zagłuszać własną i nie tylko dosłuchać się w nim sensu, ale sens ten „osobiście podjąć”.
2. Czy na twoją własną twórczość krytyczną/eseistyczną/artystyczną (względnie: szerzej rozumiane wybory estetyczne) miał wpływ kontakt z pisarstwem Brach-Czainy? Jeśli tak, to jak byś go scharakteryzował(a)?
Joanna Bednarek: Nie będzie przesady w twierdzeniu, że Brach-Czaina nauczyła mnie myśleć, a nie tylko szukać w filozofowaniu dystynkcji w przynależności do snobistycznej wspólnoty. Kobiety często czują, że filozofia jako dyskurs i instytucja to nie miejsce dla nich – mimo formalnej otwartości jest nieformalnie ustrukturyzowana jak męski klub. I może się wydawać, że jego członkowie zajmują się głównie walką o status. Brach-Czaina pokazała mi alternatywę, dodała odwagi, żeby myśleć i pisać po swojemu; pokazała, że filozofia jest związana z życiem i życiu potrzebna.
Olga Drenda: Na pewno, myślę, że mój kontakt z tymi esejami miał miejsce we właściwym czasie i właściwym „towarzystwie”, tzn. w sąsiedztwie innych tekstów będących wglądem w codzienność, przezroczyste otoczenia, automatyczne czynności (np. „Antropologia codzienności” Rocha Sulimy), i z pewnością ukierunkował jakoś, w dłuższej perspektywie, bo nie stało się to od razu, to, czym zajmuję się dzisiaj. To jedna z moich matek założycielek.
Inga Iwasiów: Umiałabym powiedzieć, jak książki Jolanty Brach-Czainy wpłynęły na moją praktykę dydaktyczną. Do dwóch autorskich, o które pytacie, dodaję zredagowany przez nią tom „Od kobiety i mężczyzny i z powrotem. Rozważania o płci w kulturze” (Trans Humana 1997). Dzięki tym trzem książkom Brach-Czaina została moją matką w feminizmie, do niej odsyłałam kolejne roczniki studentek i studentów. Nie pamiętam chronologii własnej, teraz zaglądam do drugiego wydania „Szczelin….” z 1998. Mam w nim dedykację autorki nawiązującą do dwóch tekstów, które jej poświęciłam. To była moja szkoła krytyki empatycznej, czułam, że „Szczeliny…” dają mi odwagę pisania od siebie i wyznaczają temu pisaniu standardy. Bo Brach-Czaina jest zwodniczo przystępna, więc biada tym, które uwierzą w doniosłość każdego swojego pomysłu i rozpiszą alfabet doznań na prozę czy autoprezentację. Było takich sporo w latach 90. „Szczeliny…” wyszły mniej więcej w tym czasie, gdy już miałam napisaną swoją pierwszą książkę z podtytułem „próba feministyczna”, i były królewską próbą, tak więc poczułam mocne oparcie w tej narracji.
Renata Lis: Studiowałam u Jolanty Brach-Czainy przez parę lat, kiedy byłam słuchaczką Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN. Była promotorką mojego drugiego doktoratu, tego z dziedziny gender studies, który co prawda ostatecznie nie powstał (tak samo jak mój pierwszy doktorat o lirykach lozańskich), ale nie ma to znaczenia, ważne jest to, że jej wpływ na mnie wykraczał poza książki, było to również oddziaływanie bezpośrednie. Powiem więcej: Brach-Czaina była oznaką przełomu w moim życiu intelektualnym, świadomie wybrałam ją sobie, żeby na mnie wpływała, a przyczyną tego zwrotu i wyboru były „Szczeliny istnienia”. Ten punkt widzenia na życie, który tam znalazłam, obejmujący życie nie tylko i nie przede wszystkim książkowe, to było dla mnie wtedy nowe i bardzo ważne, i mam wrażenie, że w tym, co sama piszę, takie spojrzenie również można odnaleźć, i to nawet coraz bardziej.
Roch Sulima: „Szczeliny istnienia” wymieniłem w mojej „Antropologii codzienności” wśród prac dla „Antropologii…” założycielskich. Są one obowiązkową literaturą na zajęciach ze studentami. Dziś dochodzę do wniosku, że filozoficzny koncept książki Jolanty Brach-Czainy staje się podstawowym odniesieniem dla rozmnożonych dziś antropologii/socjologii codzienności, staje się podstawowym kryterium sensowności tych poszukiwań. Horyzont poznawczy „Szczelin istnienia”, gdy się go w tej książce odczyta, pozostaje wciąż podstawowym zobowiązaniem, a zarazem pozwala dostrzec swoistą inflację kategorii „codzienności” dziś. A może ta inflacja dałaby się opisać w formule, którą posłużyłem się niedawno na łamach „Kontekstów”: „Kondycja współczesnego człowieka naznaczona jest »upadkiem« w codzienność”!
3. Który spośród esejów Jolanty Brach-Czainy wydaje ci się szczególnie bliski/ważny? Dlaczego akurat ten/te?
Joanna Bednarek: Waham się między „Krzątactwem” a esejem, który następuje po nim – „Świat jako tło”. „Krzątactwo” należy do klasyki filozofii feministycznej, ponieważ ukazuje metafizyczny wymiar codziennych, powtarzalnych czynności, drobiazgów, z których składa się życie. Pojawia się tam też wspaniały fragment przedstawiający filozofię jako zagadkę kryminalną, czyli ukazujący jej stawkę: „Pytać możemy o wszystko, co nas interesuje i piętrzyć konstrukcje efektownych odpowiedzi. Lecz nie kieruje mną zwykła ciekawość. W grę wchodzi osobiste zagrożenie”. „Świat jako tło” z kolei traktuje o tym, czego nie ma, a przynajmniej czego nie widać, a co stanowi warunek możliwości istnienia. Tło – to, co się nie liczy, a co zarazem jest potencjalnością „dyszącą w przedwybuchu”; opis ten jest równie piękny literacko i doniosły egzystencjalnie, co Levinasowski opis il y a – monotonnego podłoża wszelkiego istnienia – jako bezsenności z „Czasu i tego, co inne”.
Olga Drenda: Ten o krzątaniu. Jest odważny i w pewnym sensie politycznie śmiały – znam osoby, które po zaznajomieniu się z tym tekstem zaczęły dostrzegać wysiłek i pracę w rejonach, które wcześniej wydawały im się obszarem czynności automatycznych. Ja trochę też.
Inga Iwasiów: „Wniknięcie” – choć trudno wybrać jeden. Ten jest dla mnie, poza tym, że jest trafny (tym razem użyłabym do opisu metafory „rozpłatania” w miejsce szarpania) – wskazówką w sprawie pisania opartego na operacjach semantycznych. Dobrze, że sobie o nim przypomniałam, to praktycznie instrukcja pisarska. Posługuje się metaforami miłosnymi, udowadniając ich niezbędność. Chcesz zrozumieć cokolwiek? Pomyśl o miłości, o akcie cielesnym, tak ten tekst dziś czytam.
Renata Lis: „Otwarcie” i „Nietykalność”, oba ze „Szczelin istnienia”. Zapamiętałam je na całe życie, chyba dlatego, że oba budzą we mnie sprzeciw, o ile nie bunt. Nie mam dzieci między innymi dlatego, że nie umiem zdobyć się na pełną afirmację życia, życie jest dla mnie głęboko ambiwalentne, jest podejrzane, takie trochę gnostyckie klimaty nie są mi obce (że ujmę to oględnie), a Brach-Czaina pisze o akcie bezwarunkowej afirmacji życia, jakim jest poród, zarówno dla rodzącej, której nikt nie pyta o zdanie, bo akcja porodowa od jej zdania nie zależy, jak i dla tego, kto się rodzi. To dla mnie bardzo trudne, w zasadzie nie do przyjęcia, ale jednocześnie jest to fascynujące wyzwanie. Podobnie z drugim tekstem – o świętości cierpienia, o przyjmowaniu ciosów. Czysta groza, jedno i drugie dotyka mnie do żywego, teraz jeszcze bardziej niż kiedyś.
Roch Sulima: Najbardziej ważki, posiadający moc diagnostyczną wydał mi się esej pt. „Krzątactwo”. Nikt tak w Polsce nie uprawiał socjologii, nikt tak wyrafinowanym „przybliżeniom” bytu, sprawom elementarnym, nie zadawał pytań filozoficznych. Mówię tu o socjologii, gdyż eseje te powstawały w czasie następującym po epoce Wysokich Ideałów, czyli przebudzenia aksjologicznego z lat 80., a poprzedzały epokę prefabrykowanej egzystencji lat 90., pisane były między czasem „niedoborów” towarów a czasem ich supermarketowego „nadmiaru”. Ta historyczna rama nie może w żaden sposób przesłonić prześwitu ku tym odmianom ludzkiego doświadczenia, którego koordynatorem jest ludzkie ciało oraz jego podstawowe ekstensje (dom, kuchnia) i uobecnienia (krzątactwo).
4. Jak – i dlaczego – czytać „Szczeliny istnienia” dziś? Co taka lektura może nam przynieść współcześnie?
Joanna Bednarek: Przede wszystkim niezależnie od epoki te eseje powinna przeczytać każda początkująca filozofka! A w kontekście współczesnych nurtów filozoficznych na pewno warto by czytać Brach-Czainę jako prekursorkę feministycznego nowego materializmu – na przekór konstruktywizmowi ukazywała ona sprawczość konkretnych rzeczy i całego świata. Jednocześnie, przyjmując perspektywę doświadczającego podmiotu, nie zaś perspektywę klasycznej ontologii, wprowadza do tego nurtu perspektywę, którą warto by uwzględnić.
Olga Drenda: Ja właśnie znowu czytam, miałam potrzebę, żeby to zrobić, ale jeszcze nie wiem, co mi przyniesie.
Inga Iwasiów: Po pierwsze upominać się o nie, włączyć je do kanonu polskiej eseistyki, co niestety nadal nie jest oczywiste. Wertując obie książki z okazji tej ankiety myślę, że są w najlepszym sensie uniwersalne, to znaczy nadal nawołują do oddania się takiemu rodzajowi kontemplacji doświadczenia, który włącza nas w świat. Nie ma w nich przeciwstawienia – życie lub namysł nad. Są zdecydowanie, bezkompromisowo podmiotowo-kobiece. Zupełnie pragmatycznie dodam, że warto je rzucić na szalę w dyskusji o nauce w Polsce. Oceniane przez dzisiejszych zwolenników doskonalenia kryteriów, byłyby uznane za nienaukowe, bo nie mają dodatków w postaci przypisów czy bibliografii. Jednak to wokół nich toczyły się debaty, one zmieniały humanistykę. Są profesorskie w dobrym znaczeniu, gdyż trzeba do pisania takich dzieł dojrzeć i pobyć w bibliotece.
Renata Lis: Odpowiem przekornie: lepiej ich nie czytać, lepiej żyć sobie dalej w błogiej nieświadomości. Każdy, kto jeszcze tej książki nie czytał, powinien wiedzieć, że jeszcze może się cofnąć.
Roch Sulima: Warto zapytać, czy np. błyskotliwe analizy fenomenu codzienności, a więc sprzątania, obierania ziemniaków czy przysłowiowego mycia garów w zlewie, straciły dziś swój walor bytowy, a zachowały tylko zjawiskowy, i w epoce zmywarek, domowych systemów czystości, reżimów dietetycznych pozostały tylko opisami minionych udręk? Otóż nie! Analizy te, choć zmieniły się gruntownie przedmiotowe realia, są wciąż zobowiązujące dla elementarnych sposobów bycia człowieka w świecie. W epoce napływających epidemicznie gadżetów i symulakrów, nadwyżki „ikon” i słów, z czytanych dziś „Szczelin istnienia” wciąż może wyzierać pierwotność i surowość bytu, nawet jego „dzikość”, ale przez to nie czujemy się mieszkańcami jakiejś naturalistycznej utopii. Jolanta Brach-Czaina odsłania to, co w bytowaniu może być przedkulturowe, przedjęzykowe. W dobie permanentnych kryzysów i ogłaszanych w humanistyce „zwrotów”, wobec swoistego zatrzaśnięcia się w „złotej klatce” Kultury, jest to lektura na swój sposób uźródlająca. Wyzwala z rutyny, pokazuje, jak jesteśmy ugruntowani w bycie, co wygląda szczególnie otrzeźwiająco na tle rozmnożonych dziś poradników i przepisów „jak żyć”.
Cykl: Szczeliny istnienia Tekst jest częścią cyklu poświęconego twórczości Jolanty Brach-Czainy. Kliknij, by zobaczyć wszystkie teksty cyklu. Ilustracja: Jagoda Jankowska
Jolanta Brach-Czaina „Szczeliny istnienia", Dowody na Istnienie, Warszawa 2018, 200 stron.
Joanna Bednarek Filozofka, pisarka, tłumaczka, autorka książek: „Polityka poza formą. Ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki" (2012) „Linie kobiecości. Jak różnica płciowa przekształciła literaturę i filozofię?"(2016) i „Życie, które mówi. Nowoczesna wspólnota i zwierzęta" (2017). Jej debiutancka powieść „O pochodzeniu rodziny" ukazała się w 2017 roku.
Olga Drenda Dziennikarka, tłumaczka, autorka m.in. książki „Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji" (2016).
Inga Iwasiów literaturoznawczyni, krytyczka literacka, pisarka, autorka rozpraw krytycznoliterackich, wierszy, zbiorów opowiadań i powieści, wśród nich m.in.: „Gender dla średnio zaawansowanych. Wykłady szczecińskie" (2004), „Smaki i dotyki" (2006), „Bambino" (2008), „Pięćdziesiątka" (2015).
Renata Lis tłumaczka, eseistka, autorka trzech książek biograficznych: „Ręka Flauberta” (2013), „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” (2015) i „Lesbos” (2017).
Roch Sulima kulturoznawca, historyk kultury, antropolog kulturowy, folklorysta, krytyk literacki i artystyczny, publicysta, autor m.in. „Antropologii codzienności" (2000).
absolwent filozofii w Kolegium MISH Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor „Małego Formatu”.