zawsze jakoś jestem sobą nawet gdy sobą nie jestem
zmywając naczynia orbituję
wokół centrum talerza
po jego zewnętrznej krawędzi
Bolesław Chrobry nigdy nie mył garów
dlatego jestem lepszy od wszystkich królów Polski
którzy z lęku przed starością, chorobą i śmiercią
chowali się w zamczyskach gdy moi przodkowie
zbierali przyziemne owoce
tam gdzie małe gwiazdy jadą oklep
urosłe jak korony
wytrzebione dzwony
huk mózgu robiony oddechem
leżeć na słońcu
cykać w noc
dalej nic się nie dzieje pod czołem
trąbić sobie w grobie
mienić się na drobne
daruj że się wydaje
magma okrzepła
fragment bez soku
nie wychodzi w słońce nie chce się odwinąć
z kalekiego zgięcia
dopóki nie wyjdzie w swój własny cierń
nie zakręci biodrami nie wypowie mocno
nie machnie rzęsami nie powie: „chodź tam”
nie zagaworzy albo nie zacharczy
nie zagra wszystkich ról oprócz swojej własnej
bezrogi byk
bezgrzywy koń
bezciemna noc i
T
A
N
I
E
C
F
O
R
M
Gig
zagoń
przybądź
wyłoń
połącz
siedziałem
stalowej poręczy
oparcie krzesła
duży utarg z dnia
mus!
fu!
chór!
moje dossier
CV tibi
voom!
zwyczajna prędkość
niesamowita stałość
entropia
dynamo
obręcz czasu
owocowy pręt
doręcz kwasu
nawyk
przełyk
aborcja brył
strych sił
pił pył
dobosz
jutowy śmiech
czuły but
strut żarem
kują
żujesz?
łatwych gryp sera
geniusz schizofrenii
gdy mówię, czuję przyjemny chłód
frytki dark energy
Magellan jako pierwszy opłynął moja głowę
Motorhead is completely dead
skrywa sok
makata chłopaka
ubiór komu nikuje
dam ci moje ciepło
strać dla mnie
miej
krój
UB miał rację
koniec hipsterii
totalitaryzmy to jedyna szansa
dom dymu
doom to jedyny dźwięk
ash
grom pestką
rano mandala
przyjemne gitarki
do lata ją
słup płci
best drug
prosto w piękne oczy
podsypianie
gruz
klon
tekście, zakręć biodrami
stara masakra
gluty
ten sam
życie
ciasto miasta
wychowacie
pomidor papryka i rukola z dodatkiem smacznego sosu
teka biblii
porzucić
naigrawać
ugniatam
niesmaczny sen
przelewanie
maź myśli
monotyp
dur
mocne frywolne spojrzenie w
twoją stronę
odegraj
palcem
długo i głęboko
wiec
nie ma końca
waruj, spływanie.
rozetnij obrotem tchu zakręty kolejnych mów.
wywracania do góry brzuchem słońc,
każdego dnia innych i niestałych,
jak bieg orbity, którą przekroczyć.
gdy widzę twoje obroty, widzę swoje tezy i nawet mi to w smak.
miękka woda.
duże, możliwe, podzielne, nagie.
butwieje mi noga,
boję się to stworzyć.
mmmm
Piękny dom
Ludzie
których nie cierpisz
Całą dobę wzniosłe myśli
To niemożliwe i nieistotne
Lajkuję to schodząc po schodach
Język stoi dla mnie na palcach
Niech mnie będzie dużo wszędzie.
Zapach zmiany w sklepie budowlanym
-szukam ziemi.
Nie ma jestem
i wieje silny wiatr.
Dokąd zawiodą nas kaskady dźwięków?
Lawiny riffów?
Powodzie beatów?
Kilka słów.
ur. 1992, poeta, organizator z ramienia Krakowskiej Szkoły Poezji, studiował prawo na Uniwersytecie Szczecińskim, obecnie – filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikował m.in. w „2miesięczniku”, „Opcjach” i „Odrze”. Laureat projektu Połów w roku 2017. Mieszka w Krakowie.